niedziela, 4 sierpnia 2019

Rozdział XLVI "Nosiciel Światła" cz. IV


Kochani

Na początku przepraszam za opóźnienie. Ustawiłam automatyczną publikację na 31.07 i dopiero dzisiaj dostrzegłam, że blogspot nie wywiązał się z zadania.

Przykro mi z powodu tego, że nie dostaliście go na czas i dlatego bez zbędnego przedłużania przedstawiam Wam przedostatnią odsłonę Rozbitków.
 
Dziękuję za wszystko i do zobaczenia przy epilogu.

Ściskam,

Villemo.

NOSICIEL ŚWIATŁA CZĘŚĆ IV

- Wyjdzie z tego – zapewniła Hermiona, ściskając dłoń przyjaciółki.
Ginny odpowiedziała jej bladym uśmiechem i oparła głowę o ramię szatynki.
- Zawsze zastanawiałam się, dlaczego to wszystko przytrafia się nam A w zasadzie wam – mruknęła, mnąc w dłoniach chusteczkę i wpatrując się niewidzącym wzrokiem w ścianę naprzeciwko.
- Myślę, że to jakaś wada genetyczna wzruszyła bezradnie ramionami szatynka, na co rudowłosa parsknęła z rozbawieniem.
- Nie ma na to jakiegoś leku?
- Obawiam się, że nikt jeszcze na to nie wpadł westchnęła Hermiona z bladym uśmiechem.
- Zatem to coś dla ciebie. Powinnaś się tym zająć odparła z przekonaniem lecz bez zwykłego zapału panna Weasley.
- Myślę, że na resztę życia mam dość eksperymentów i innowacyjnych odkryć westchnęła ciężko, a Ginny wyprostowała się i przeniosła na nią uważne spojrzenie.
- To nie jest twoja wina, Herm – powiedziała z całą stanowczością na jaką pozwalał jej obecny stan.
Hermiona uśmiechnęła się do niej z wdzięcznością, lecz postanowiła nie drążyć tego tematu. Wiedziała, że ani Ginny, ani nikt z jej przyjaciół nie będzie jej winić za to, do czego doprowadziły jej eksperymenty. Nie zrobią tego, bo są dla siebie jak rodzina, a ta, bez względu na wady i błędy bliskich, wybacza i kocha. Ona jednak znała prawdę. Była boleśnie świadoma konsekwencji swojej ambicji i działań.
- Myślisz - zaczęła Ginny, lecz przerwał jej dźwięk otwieranych drzwi, przez które przeszedł magomedyk, który operował Rona.
- Co z moim bratem?
Weasley niczym błyskawica zerwała się z miejsca i pognała w stronę zmęczonego uzdrowiciela, który widząc jej niepokój, uśmiechnął się uspokajająco, wlewając w ich serca kroplę nadziei.
- Operacja przebiegła pomyślnie. Usunęliśmy krwiaka i poskładaliśmy nogę oraz kręgosłup. Zdrowiu pacjenta nie zagraża niebezpieczeństwo.
- Dzięki Merlinowi powiedziała rudowłosa, oddychając z ulgą i odgarniając do tyłu rozczochrane włosy.
- Minie jednak trochę czasu nim dojdzie do siebie. Przez najbliższy czas pani brat będzie spał. Później będzie mogła go pani odwiedzić z rodziną. Proszę jednak pozwolić mu odpocząć zasugerował, kładąc dłoń na jej ramieniu i uśmiechając się pokrzepiająco.
- Dziękuję za wszystko, co pan zrobił.
- To moja praca – wzruszył ramionami z uśmiechem, po czym oddalił się od nich.
- Dzięki Merlinowi powtórzyła Ginny, a Hermiona uśmiechnęła się równie szczęśliwa, że Ron jest cały i zdrowy.
- Czas powiadomić rodziców. Wkurzą się, że nic im nie powiedziałam zauważyła, pochmurniejąc.
- Zaoszczędziłaś im stresu i nerwów. Jestem pewna, że przez chwilę się powkurzają, ale później docenią twój gest odparła szatynka, czując bolesny skurcz na myśl, że ona również nie będzie mogła milczeć w nieskończoność i ukrywać przed wszystkimi śmierci Harryego. Na samą myśl o przyjacielu, łzy cisnęły się jej do oczu, a ciężka gula rozpaczy zatykała gardło.
- Ginny… – zaczęła niepewnie, walcząc ze wzbierającym w niej płaczem.
- Wiem – zapewniła rudowłosa, ujmując jej dłonie i zaglądając w załzawione oczy. Ja też strasznie się bałam.
- Tak, ale…Chodzi o… – zaczęła i urwała, gdy zza zakrętu wyłoniły się dwie sylwetki, zmierzające w ich kierunku.
Z szeroko otwartymi oczami patrzyła jak jej przyjaciel cały, zdrowy i co najważniejsze żywy z każdym krokiem jest coraz bliżej. Widząc minę przyjaciółki, Ginny odwróciła się i uśmiechnęła z ulgą na widok mężczyzn. Rudowłosa wyszła im naprzeciw, ściskając mocno Pottera, a następnie przytulając również Malfoya, który nieco zniesmaczony odwzajemnił gest panny Weasley, wywołując pełne politowania spojrzenie Harry’ego. Szatynka nie poświęcała jednak dłuższej uwagi na droczącą się parę. Całą uwagę skupiła na Harrym, który przez chwilę przyglądał się jej z nieprzeniknioną miną. Wyglądał tak, jakby toczył w głowie trudną bitwę. Zupełnie jakby walczył z samym sobą. Ostatecznie zacisnął zęby i w ułamkach kilku sekund pokonał dzielącą ich odległość, a następnie bez słowa mocno przytulił zszokowaną kobietę. Szatynka odwzajemniła uścisk przyjaciela i zaniosła się niekontrolowanym szlochem. Była pewna, że straciła go na zawsze, przyczyniając się do jego śmierci poprzez zdradę. Poczucie winy i wstydu rozrywało ją od środka, a ona powoli tonęła, nawet nie próbując walczyć, by utrzymać się na powierzchni. Bo była winna. Do tej pory mogła myśleć tylko o tym, że zdradziła i zabiła przyjaciela. Zdradziła ich wszystkich, posyłając prosto w ramiona śmierci. Tymczasem okazało się, że Harry żył. Czuła jego dotyk, zapach, bicie serca – namacalne dowody na to, że jej poturbowany umysł nie wymyślił go sobie.
- To naprawdę ty powiedziała, zaglądając w jego twarz i przesuwając dłońmi po ramionach. Jesteś cały PrzeżyłeśMyślałam, że cię straciłam wydusiła z siebie, a Harry spojrzał na nią z bólem i raz jeszcze mocno przytulił.
- Co z Ronem? – Zapytał, siląc się na spokój i wciąż trzymając ją w ramionach.
- Nic mu nie będzie zapewniła, pociągając głośno nosem.
- Tobie również zapewnił, na co szatynka lekko się spięła. Ufasz mi? Zapytał z napięciem, odsuwając ją delikatnie i zaglądając w załzawione oczy. – Herm, musisz oddać mi różdżkę powiedział łagodnym aczkolwiek stanowczym tonem, gdy skinęła twierdząco.
Jego prośba wywołała ogólne poruszenie, choć sama zainteresowana wyglądała na pogodzoną z losem. Przez chwilę patrzyła prosto w oczy przyjaciela, po czym uśmiechnęła się smutno i wyjęła z tylnej kieszeni swoją różdżkę. Zagryzła dolną wargę, przyglądając się jej z bólem, po czym bez słowa oddała ją Harryemu.
- Odzyskasz ją, jak tylko upewnię się, że Eva nie majstruje ci w głowie zapewnił, kładąc dłoń na ramieniu kobiety, a ta zawstydzona i skruszona, skinęła ze zrozumieniem głową. Włóż to dodał, wyciągając z wewnętrznej kieszeni kurtki szkatułkę, którą powiększył za pomocą magii.
- Potter, czy to konieczne? Zabrałeś jej już różdżkę zauważył Draco, nie kryjąc poirytowania.
- To bransolety blokujące twoją magię. Dopóki będziesz je nosić, nie będziesz mogła korzystać ze swoich mocy, ale będziesz bezpieczna przed magiczną manipulacją wyjaśnił, ignorując Malfoya i nie spuszczając wzroku z przyjaciółki.
- Nie przesadzasz? – Warknął Draco, zatrzymując dłoń kobiety przed przechwyceniem podarunku. A co jeśli zostaną zaatakowane? Jak Hermiona będzie mogła się bronić, jeśli nie będzie miała dostępu do magii?
- Nie będzie musiała wyjaśnił ze spokojem Harry, przenosząc ponury wzrok na partnera. Eva nie pozwoli jej skrzywdzić dodał z pewnością w głosie, wprowadzając mężczyznę w większą konsternację.
- Przestań pieprzyć! Ta suka
- On ma rację wtrąciła się Hermiona, a trzy pary oczu zwróciły się na nią. Eva mnie nie skrzywdzi powiedziała, przesuwając wzrokiem po twarzach zebranych i zatrzymując ją na Harrym. Jestem gwarantem jej życia w naszym wymiarze wyjaśniła, nie spuszczając wzroku ze szmaragdowych tęczówek, które patrzyły na nią z bólem i zrozumieniem. Jestem kotwicą, prawda? Dopóki żyję, Eva może przebywać w naszym wymiarze i korzystać z magii życia?
- Przykro mi, Herm – odparł ze smutkiem, odwzajemniając jej zaszklone spojrzenie.
- Czyli to naprawdę ja utrzymuję Pansy w stanie śpiączki i to ja was zdradziłam?
Znała odpowiedź na to pytanie, lecz musiała ją usłyszeć. Słyszała jak Ginny wypuszcza głośno powietrze, a Draco spina się, zatracając w furii, napędzanej strachem przed utratą jej. Mina Harry’ego mówiła więcej niż słowa. Z jego twarzy wyczytała całą prawdę i paletę skrajnych uczuć przez smutek, gniew po bezgraniczną miłość i odrazę do samego siebie. Dostrzegła wszystko poza oskarżeniem i nienawiścią, których tak bardzo się bała. Poza gamą emocji, we wzroku mężczyzny znalazła coś jeszcze. Coś, czego nie chciał lub nie potrafił wypowiedzieć na głos, a na co sama wpadła, potwierdzając obawy, że jest kotwicą.
Ujęła zaciśniętą dłoń mężczyzny, zamykając w swoich i zmuszając go do jej otwarcia. Jej oczom ukazała się mała fiolka wypełniona wywarem żywej śmierci. Eliksir sam w sobie nie był szkodliwy. Po jego zażyciu zapadało się w głęboki sen. Jednak odpowiednia ilość esencji była w stanie zabić. Uśmiechnęła się przez łzy i podniosła wzrok na przyjaciela, który wyglądał tak, jakby cały jego świat runął. Ujęła fiolkę i skinęła głową, zgadzając się na jego niemą prośbę. Prośbę, która nie była w stanie przejść mu przez gardło. Starając się nie patrzeć na skonfundowanego Dracona, sięgnęła po szkatułkę, którą Harry cały czas trzymał w drugiej ręce i spojrzała na niego, gdy ten nie chciał wypuścić jej z rąk. Uśmiechnęła się przez łzy, chcąc mu przekazać, że rozumie i nie ma do niego żalu. Wiedziała, że zrobi wszystko, by uratować jej życie, a jego prośba jest tylko ostatecznością. Nim oddał jej szkatułkę, przyciągnął ją i zamknął w mocnym uścisku. Odwzajemniła go, wdychając znajomy zapach i mając świadomość, że to szansa, by naprawić choć część błędów, które popełniła. Wiedziała też, że teraz musi przede wszystkim skoncentrować się na rozwiązaniu problemu. Ten ostatni raz musiała udowodnić, że Tiara Przydziału nie na darmo umieściła ją w Gryffindorze.
- Tak bardzo cię przepraszam wyszeptał, łamiącym się głosem.
- To nic… Wszystko będzie dobrze powiedziała zdławionym głosem, odsuwając się od Harryego i zaglądając w jego ściągniętą bólem twarz. Poradzimy sobie z tym – obiecała, ścierając kciukiem łzy z twarzy mężczyzny, a ten zmusił się do uśmiechu, słysząc jej zapewnienie.
- Jak zawsze – odparł, jak zwykł odpowiadać, ilekroć słyszał od niej te słowa.
- Razem – potwierdziła, otwierając szkatułkę, którą trzymał i wyciągając metalowe bransolety.
Przez chwilę przyglądała się im, a następnie z szybko bijącym sercem, wyjęła pierwszą z nich.
- Pomogę ci zaproponowała Ginny zduszonym głosem, widząc drżące dłonie przyjaciółki i unikając wzroku Hermiony, zapięła na jej nadgarstku najpierw jedną, potem drugą bransoletę.
Przed zapięciem ostatniej na chwilę zastygła w miejscu i po chwili zawahania, podniosła załzawiony wzrok na przyjaciółkę. Hermiona uśmiechnęła się pokrzepiająco, wywołując drżenie brody rudowłosej, która ze zbolałą miną zamknęła zamek. Ona również wiedziała, co dla Hermiony oznacza połączenie z Evą.
Czując odcięcie od mocy wstrzymała oddech i na chwilę ją zamroczyło. Zakręciło jej się w głowie i zachwiała się, wpadając na asekurującego ją Dracona, który nie odsunął się nawet wtedy, gdy zawroty minęły.
- Zostawimy was na chwilę zaproponowała Ginny, rzucając niepewne spojrzenie w kierunku pary, po czym pociągnęła Harryego za sobą, dając im chwilę prywatności.
Hermiona odprowadziła ich wzrokiem, po czym odwróciła się w ramionach mężczyzny, stając z nim twarzą w twarz. Cokolwiek Draco czuł lub myślał, zostało starannie ukryte za maską, którą włożył. Przyglądał się jej w milczeniu z nieprzeniknioną miną. Był na wyciągnięcie ręki, a równocześnie miała wrażenie, że oddalił się od niej o lata świetlne.
- Nie chowaj się przede mną poprosiła, kładąc dłoń na jego pokrytym zarostem policzku. Chcę widzieć ciebie a nie tą obcą maskę dodała, zaglądając w jego szare tęczówki. Chcę czuć, że jesteśmy jednością wyszeptała, wspinając się na palce i muskając kącik jego ust, by następnie przymknąć powieki i wtulić nos w zagłębienie jego szyi. Chce słyszeć twój głos zamiast tej ciszy dodała, muskając napiętą linię żuchwy mężczyzny. Chcę zapamiętać rytm, w którym bije twoje serce kontynuowała, sunąc dłonią po torsie mężczyzny i zatrzymując ją w miejscu, gdzie znajdowało się jego serce. Chcę na chwilę zapomnieć i zatrzymać czas na tu i teraz - wyznała cicho, odchylając się nieznacznie, by znów spojrzeć w jego oczy. Draco zamknął powieki i zacisnął zęby, jakby toczył wewnątrz ciężką walkę. Uśmiechnęła się z czułością, po czym ujęła jego twarz w swoje dłonie i wspięła się na palce, tak że ich usta znajdowały się na tym samym poziomie. Zatrać się razem ze mną w tu i teraz, Draco poprosiła z zafascynowaniem obserwując paletę uczuć, jakie malowały się w oczach mężczyzny, gdy uchylił powieki. Uśmiechnęła się, patrząc na niego z całą miłością, jaką do niego czuła. Draco przez chwilę z desperacją skanował jej twarz, a następnie skoncentrował się na jej oczach, jakby szukał w nich odpowiedzi. Zupełnie jak rozbitek, szukający koła ratunkowego.
- Nie mogę cię stracić wyznał cicho, lecz Hermiona uciszyła go kładąc kciuk na ustach mężczyzny.
- Tu i teraz… Liczy się tylko tu i teraz przypomniała mu z naciskiem i musnęła jego wargi.
Oddał pocałunek z równą mocą i pasją, zgodnie z jej prośbą zatracając się w tu i teraz. Jego dłonie błądziły po jej ciele z równą intensywnością, co jej. Wszystkie uczucia i myśli spajały się w jedno. Byli tylko on i ona. Dwie dusze, kradnące losowi kilka cennych chwil. Oparł czoło o jej, muskając nosem nos kobiety i starając się opanować buzujące pożądanie.
- Kocham cię wyszeptał  i uśmiechnął się, wyczuwając jej uśmiech na swojej szyi.
- Wiem – odparła ze stoicką pewnością, która z jednej strony go rozbawiła, a z drugiej drażniła. – Czego tu nie kochać? – użyła jego własnych słów.
- Wiesz, wolałbym. zaczął z przekąsem, lecz weszła mu w słowo.
- Tak – odparła, zbijając go z tropu i, gdy spojrzał na nią z niezrozumieniem, uniosła dłoń na palcu której widniał rodowy pierścień, który podarował jej w dniu oświadczyn.
Otworzył szeroko oczy i przeniósł nieufne spojrzenie na twarz szatynki.
- Czy takie kocham cię jest wystarczające?  - Zapytała z figlarnym uśmiechem.
- Jeśli masz na myśli teraz i na zawsze? Upewnił się, splatając ich palce razem i muskając ten, na którym znajdował się pierścionek zaręczynowy, a gdy otwierała usta, by mu odpowiedzieć, zamknął je kolejnym pocałunkiem. 
***

Narcyza zwróciła się w kierunku odgłosów kroków i na widok syna, odetchnęła z ulgą. Następnie ruszyła w ich stronę, zamykając Dracona w silnym uścisku.
- Dzięki Merlinowi wyszeptała, mocniej go przytulając i odsunęła się nieznacznie, by spojrzeć na jego poobijaną, brudną twarz. Wróciłeś powtórzyła, całując go w czoło i ponownie przytulając.
- Co z Pansy? – zapytał Harry, a na widok miny pani Malfoy poczuł jak uchodzi z niego powietrze.
- Parvati i Blaise ciągle operują - odparła z napięciem w głosie, po czym zrobiła coś, co zaskoczyło wszystkich. Doszło do poważnych komplikacji… Musisz być dzielny. Nie trać wiary. Odzyskamy ich – powiedziała, ujmując jego lodowatą dłoń i głaszcząc go po zarośniętym policzku.
Nie był w stanie odpowiedzieć, zbyt oszołomiony falą uczuć, która zalała jego umysł. Narcyza musiała to jednak rozumieć, bo posłała mu pokrzepiający uśmiech, po czym podeszła do szatynki i bez słowa ją przytuliła. Hermiona zesztywniała w jej ramionach i wyglądała, jakby zaraz miała się rozpłakać. Ginny ujęła jej dłoń, by dodać otuchy przyjaciółce, lecz szatynka nawet na nią nie spojrzała.
- Ginny opowiedziała nam, co się wydarzyło zaczął Harry, starając się utrzymać pozory opanowania i nie dopuszczając do siebie myśli, że może stracić swoją rodzinę.
- Więc wiecie już, że mamy zdrajcę odparła dobitnie pani Malfoy, a Harry z przygnębieniem skinął głową. - Wiecie już kim on jest? Zapytała, obrzucając ich nieustępliwym wzrokiem, a widząc minę syna, otworzyła szeroko oczy. Kto? Kim jest ta żmija?!
- Mamo…
- Chce wiedzieć, kogo mam
- Dość! Podniósł głos, ucinając ostrą wypowiedź pani Malfoy. Wstrzymaj się z osądem dopóki nie poznasz faktów dodał stanowczo, choć jego ton był łagodniejszy.
- Chyba nie bronisz… - zaczęła z niedowierzaniem, lecz Draco nie zamierzał narażać Hermiony na wysłuchiwanie niesłusznych oskarżeń.
- Wszystkim się zajęliśmy powiedział, starając się uciąć temat.
- Zdrajcą jest ktoś z najbliższego kręgu podsumowała dobitnie Narcyza, ignorując sfrustrowaną minę syna. – Ten ktoś wiedział, gdzie uderzyć. Wiedział, co zrobić, by złamać Ginny więc musiał być blisko niej dodała nieustępliwym tonem, a Draco zacisnął zęby.
- To niemożliwe odparła z przekonaniem Ginny, kręcąc głową dla wzmocnienia efektu, chcąc ochronić Hermionę, która wyglądała tak jakby za chwilę sama miała się rozsypać. Nikt nie - zaczęła i urwała, słysząc szloch przyjaciółki.
- Hermiono… Wszystko w porządku dziecko? Zapytała pani Malfoy, przyglądając się młodszej kobiecie. – Nie martw się. Ktokolwiek to zrobił, nie ominie go kara. Dostanie to…
- To ja! – Wrzasnęła, zanosząc się głośnym płaczem i patrząc na nią zaczerwienionymi oczami. To ja jestem zdrajcą! To ja dla niej szpiegowałam! Wyrzuciła z siebie, ciągnąc się za włosy i nie potrafiąc zapanować nad drżeniem ciała. To ja zdradziłam i to przeze mnie Pansy
- Hej! Hej! Wystarczy! Spójrz na mnie – Draco znalazł się błyskawicznie przy kobiecie, odsuwając jej ręce od głowy i uniemożliwiając jej dalszego samookaleczania. Nie byłaś sobą, słyszysz? To nie byłaś ty powtórzył po raz kolejny tego dnia, chcąc złapać jej rozbiegane, przestraszone spojrzenie. – Jesteśmy tu, żeby pomóc Pansy, tak? Zapytał, kierując jej uwagę na konkretny cel. Naprawimy wszystko powiedział, przytulając ją i całując w głowę. Obiecuję zapewnił, a ona pozwoliła, by ją przytulił, stojąc bezwładnie w jego ramionach i potrafiąc myśleć tylko o tym, że przez nią Pansy i dziecko mogą umrzeć.
Wszystko dlatego, że okazała się zbyt słaba. Zawiodła bliskich, którzy byli dla niej jak rodzina. Rodzina, którą powinna chronić. Tymczasem ona zdradziła ich i naraziła na niebezpieczeństwo. Jej wspomnienia przypominały niedokończoną układankę, w której brakowało kilku puzzli. Jednak z upływem czasu jej podświadomość podsuwała rozmaite obrazy wspomnień, które wskakiwały na właściwe miejsce i uzupełniały brakujące luki w pamięci. Nie była w stanie powstrzymać lawiny wspomnień, która zalała jej umysł wprost proporcjonalnie do łez moczących jej policzki.
Przez moment widziała siebie i Pansy na kanapie w domu przyjaciół. Rozmawiały beztrosko, po czym Pansy wyszła na chwilę do łazienki. W tym czasie ona wlała do jej herbaty eliksir słodkiego snu. Zrobiła to zdecydowanym ruchem. Nawet nie zadrżała jej ręka. Gdy kilka chwil później Pansy wróciła na miejsce, nie dała niczego po sobie poznać. Ze spokojem, dalej rozmawiając i śmiejąc się, pozwoliła, by przyjaciółka dopiła herbatę, a potem, gdy zasnęła, z beznamiętną miną przelewitowała ją do sypialni. Tam rozpaliła świece wokół łóżka, a następnie wdarła się do głowy śpiącej kobiety.
W tym momencie chciała powstrzymać falę wspomnień, lecz na próżno. Obraz szoku i niedowierzania na twarzy Pansy był niczym miliony ostrzy wbijających się w jej serce. Nie była w stanie się ruszyć, porażona swoim wyrachowaniem i okrucieństwem, z jakim dręczyła przyjaciółkę. Pansy starała się ze wszystkich sił stawić jej opór, a potem błagała o litość dla dziecka. Nim Hermiona ją złamała, Pansy spojrzała na nią z niezwykłą łagodnością i współczuciem, a potem powiedziała, że jej wybacza.  
Nienawidziła siebie za to wszystko. Nie potrafiła znieść myśli, że potraktowała tak drugiego człowieka, który w dodatku był kimś ważnym w jej życiu. Pragnęła tylko jednego – by to wszystko ustało. Chciała to zatrzymać i naprawić. A potem rozpaść się i zniknąć. Bo wiedza o tym, co zrobiła, była nie do zniesienia i nie wiedziała, jak mogłaby spojrzeć im wszystkim w oczy.
- Na Merlina – wydusiła zszokowana pani Malfoy, nie spuszczając wzroku z Hermiony.
- Nawet się nie waż, słyszysz? Warknął, tuląc do siebie szatynkę, która wyglądała tak, jakby zapadła się w sobie. Nie ważcie się rzucać oskarżeń wycedził, mierząc wszystkich ostrzegawczym wzrokiem.
- Stoimy po tej samej stronie, synu powiedziała już mniej pewnie Narcyza, czując nagłą słabość i siadając. Jak do tego doszło? Zapytała, patrząc to na syna, to na byłą Gryfonkę.
- To nie jest teraz ważne zaczął, nie bardzo wiedząc, jak ma im to wyjaśnić, skoro sam tego nie wiedział. Był natomiast pewny, że Hermiona nie była sobą, gdy wykonywała rozkazy Evy. Teraz - urwał, czując jak szatynka kładzie dłoń na jego przedramieniu.
Spojrzał na nią pytająco, lecz nie odwzajemniła jego wzroku. Wciąż wydawała się spięta i nieobecna. Ujął jej dłoń, szukając jakiegokolwiek kontaktu, by upewnić się, że wszystko jest ok, lecz kobieta nie odwzajemniła jego uścisku. Jej dłoń był sztywna i zimna. Niemniej jednak z jej postawy biła determinacja i wyglądało na to, że Hermiona najwidoczniej czuła potrzebę wyrzucenia tego z siebie.
- Nie pamiętam szczegółów podjęła zachrypniętym głosem, unikając wzroku wpatrzonych w nią osób. Pamiętam natomiast sny, w których nawiedzała mnie Eva. A przynajmniej niektóre z nich… Sny wypełnione okrucieństwem, bólem i cierpieniem… Miałam… W dalszym ciągu mam dużo luk w pamięci… Wówczas myślałam, że dręcząc mnie, wymierzała karę za ucieczkę. Dzisiaj jestem pewna, że to nie były tortury…przynajmniej nie do końca. Myślę, że przechodziłam trening – urwała, ściągając brwi i urwała. Nikt nie przerwał tej napiętej ciszy, choć wszystkie oczy zwrócone były w kierunku pogrążonej we własnym świecie kobiety, oczekując na ciąg dalszy opowieści. – Eva przygotowała mnie do… - urwała ponownie i widać było, że dalsza część przychodziła jej z trudnością. – Pansy…Miałam złamać i uwięzić Pansy – wydusiła słabym głosem, a przez jej twarz przemknął grymas bólu.
Draco rzucił niepewne spojrzenie w kierunku Harry’ego. Z jego twarzy nie dało się nic wyczytać. Tylko spięta postawa, zaciśnięte pięści i skupiony na Hermionie wzrok, zdradzały to, co działo się w jego głowie.
- Nie pamiętałam tego…do dzisiaj – wyznała cicho, a z jej oczu wypłynęła kolejna fala łez, których nawet nie próbowała zetrzeć. – To tak, jakbym była sobą i kimś jeszcze… Zupełnie jakby Eva wgryzła się w mój umysł – wycedziła, zaciskając dłonie w pięści i wbijając paznokcie w swoją skórę. – Czułam, że coś jest nie tak i próbowałam walczyć, stosować oklumencję i eliksiry, zapisywać rzeczy, które robiłam…Po powrocie gubiłam się w tym, co jest snem, a co działo się naprawdę – wyznała nabrzmiałym od emocji głosem.
- Dlaczego nam nie powiedziałaś? Zapytała łagodnie Ginny, podchodząc do niej i patrząc ze współczuciem na szatynkę.
Hermiona nie słyszała w jej głosie ani pretensji ani obwiniania. Nie ułatwiło jej to jednak spojrzenia przyjaciółce prosto w oczy. Długo się ociągała, czując jak strach przed odrzuceniem i poczucie winy spalają ją od środka. Drgnęła, gdy Ginny ujęła jej zaciśniętą dłoń w swoje ciepłe ręce i ze wstrzymanym oddechem uniosła głowę, przenosząc zaszklony wzrok na kobietę. Przez chwilę analizowała w milczeniu jej twarz, doszukując się śladów potępienia i szukając odpowiednich słów, by odpowiedzieć na jej pytanie.
- Najpierw myślałam, że to wynik stresu pourazowego…Czytałam o tym…Potem myślałam, że zaczynam wariowaćBałam sięByłam przerażona, że ten koszmar wróci i…Bałam się, że uznacie mnie za wariatkę lub co gorsze… za zagrożenieDopiero Harry… urwała, patrząc na przygarbionego przyjaciela, który od jakiegoś czasu stał zwrócony do nich plecami, wpatrując się w drzwi bloku operacyjnego.
- Potter wiedział? Wszedł jej w słowo Draco, a gdy nieśmiało skinęła głową, poczuł niekontrolowane ukłucie zazdrości. Wiedział, że to niestosowne, zwłaszcza w tej chwili, ale nie panował nad tym. Oddałby wszystko, by jemu również ufała tak bezgranicznie jak Harry’emu i dzieliła z nim wszystkie swoje obawy.
- On też miał podobne sny odparła, ciągle unikając wzroku mężczyzny. – To on mi pomógł. Dzięki niemu wszystko ustało dodała cicho.
- Obydwoje się myliliśmy – powiedział Harry przyciszonym, ponurym głosem. – Zbagatelizowaliśmy jej moc…Przez cały czas grała z nami w kotka i w myszkę, wykorzystując nasze słabości i luki w obronie – dodał, nie spuszczając wzroku z drzwi do sali operacyjnej. – Dalej cię dręczyła, lecz za każdym razem ustawiła blokadę, byś niczego nie pamiętała.
- Co zatem się zmieniło? Zapytała Ginny, wypowiadając pytanie, które dręczyło ich wszystkich.
- Reguły gry – odparł krótko Harry, prostując się i zwracając w ich stronę. – Rzuciłem jej wyzwanie więc odebrała mi Pansy. Zmieniłem reguły gry więc próbuje odebrać mi Hermione. Wie, że moi bliscy są dla mnie najważniejsi i że nigdy nie skrzywdziłbym żadnego z nich. Dlatego odkryła karty tak późno. I tym razem to ona rzuciła mi wyzwanie. Przyjaciółka czy ukochana i dziecko – wyjaśnił dobitnie, patrząc prosto w szeroko otwarte oczy Hermiony.
- Nie rozumiem… - zaczęła pani Malfoy, przenosząc wzrok z szatynki na Pottera.
- Hermiona jest kotwicą – odparł niepokojąco spokojnym głosem. – Czymś w rodzaju żywiciela. Stanowi pomost i źródło, z którego Eva czerpie moc. Tylko dzięki niej może przebywać w naszym wymiarze i korzystać z pełni mocy.
- To znaczy…Czy to oznacza, że..? – Urwała z niepokojem patrząc na nieprzeniknioną minę Wybrańca, a gdy ten odwzajemnił jej wzrok, potwierdzając przypuszczenia, rzuciła zszokowane spojrzenie na syna, który w milczeniu trwał przy bladej szatynce. - Musi być inne wyjście – zaczęła, kręcąc głową i szukając w głowie pomysłu na uratowanie Hermiony – kobiety, którą wybrał jej syn i która, co jej nie umknęło, nosiła na palcu ich pierścień rodowy. Kobiety, która zmieniła jej syna i wydarła go z objęć mroku. Kobiety, która uratowała jej życie i ocaliła życie Dracona, skazując się na niewolę u Evy.
- Zabiłam… - Cichy aczkolwiek dobitny głos Hermiony przeciął napiętą ciszę, jaka zapadła między zebranymi. – Zabiłam Danielle. Zabiłam sojusznika – powiedziała pewniejszym głosem, a z jej twarzy nie dało się wyczytać żadnych emocji. Zupełnie jakby się od nich odcięła. - A skoro Eva była w stanie zmusić mnie do morderstwa raz, to zrobi to ponownie…Wykorzysta mnie do ponownego zranienia ciebie – dodała, zbierając się w garść i patrząc prosto w oczy przyjaciela. – Wiesz o tym, Harry. Wiesz, że mam rację…
- Her…
- Nie chcesz, żeby tak było, ale wiesz, że mam rację. I wiesz, że ja też tego nie chcę. Nie przeżyłabym, gdybym skrzywdziła kogoś z was – weszła mu w słowo, ignorując całą resztę i zwracając się bezpośrednio do Pottera. – Dlatego mi to dałeś, prawda? – Zapytała, wyjmując z kieszeni fiolkę z trucizną i, wymijając skonfundowanego Dracona, podeszła do mężczyzny.
- Posłuchaj – zaczął ostrożnie dobierając słowa, lecz kobieta ponownie mu przerwała.
- Zrobiłbyś to samo. I nie możesz zaprzeczyć, bo wiesz, że mam rację – powiedziała, uśmiechając się przez łzy. – Zawsze ją mam – pokiwała głową i szorstkim gestem starła niechciane łzy.
- To nie ty ją zabiłaś powiedział Harry podniesionym tonem również robiąc krok w stronę szatynki. Widziałem wszystko. To prawda, że zaatakowałaś Danielle i rozbroiłaś ją, pomagając Evie uwolnić się i zniszczyć zakon. To prawda, że Danielle nie żyje, lecz to nie ty ją zabiłaś. Byłaś jednak gotowa zaatakować Dracona i Garrica, by bronić Evy To ona cię powstrzymała, bo jesteś dla niej zbyt cenna, by narażała cię na ryzyko. Zostawiła cię, bo wiedziała, że będziemy cię chronić i przy nas będziesz bezpieczna…I nie pomyliła się, bo mam zamiar cię chronić, nawet przed samą sobą – zapewnił z bólem w głosie, nie przerywając kontaktu wzrokowego.
Widział jak przyjaciółka skanuje jego twarz, zupełnie jakby upewniała się, że mówi prawdę. Dostrzegł ledwo zauważalny oddech ulgi, jaki zrobiła, gdy prawda przebiła się przez poczucie winy i zrzuciła z niej choć trochę ciężaru winy. Wiedział też, że miała rację. Znała go zbyt dobrze, by mógł coś ukryć lub by udało mu się ją okłamać. On wybrałby śmierć, by ich ochronić. I choć miał świadomość, że nie ma prawa, to nie mógł pozwolić jej na samobójstwo. Nie, gdy nie wyczerpali jeszcze innych możliwości.
- Nie rób tego – poprosił, patrząc na nią błagalnie. – Nie w ten sposób. Nie gdy jest nadzieja…
- Herm, błagam nie bą… – zaczęła Ginny, robiąc krok w stronę przyjaciółki, lecz ta zrobiła unik i odsunęła się od nich.
- Wciąż jestem zagrożeniem odparła, robiąc krok w tył, przerażona wizją tego, że mogłaby skrzywdzić któreś z nich. – Skrzywdziłam Pansy, skrzywdziłam ciebie, zdradziłam plany i byłam gotowa…
- Herm…
Głos milczącego dotąd Dracona był jak łyk wody na pustyni. Tak bardzo bała się na niego spojrzeć. Wiedziała, że powinna wypić tą cholerną truciznę i rozwiązać wszystkie ich problemy. To było proste rozwiązanie. To było słuszne. Wymagało jednej ofiary. Mogła powstrzymać rozlew krwi i zakończyć wojnę, która mogła trwać latami i zebrać żniwo w postaci tysięcy a nawet milionów istnień. Wystarczyło tylko wypić eliksir.
- Hermiona...
- Nie – zaoponowała, gdy mężczyzna chciał się do niej zbliżyć. Mogłam cię zabić wydusiła, oddychając ciężko i unikając jego wzroku.
Wiedziała, że wówczas nie dałaby rady. Nie chciała go tracić, nie chciała rezygnować z ich wspólnej przyszłości. Ale nie mogła budować swojego szczęścia na cierpieniu bliskich. Poza tym nie było mowy o żadnej przyszłości dopóki Eva żyła i była z nią związana.
- Nie byłaś sobą powiedział stanowczo, robiąc krok w jej stronę.
- Dopóki nosisz bransolety, nie ma powodów do obaw – dodał Harry, starając się ją uspokoić.
- To dzięki mnie Eva ciągle żyje zauważyła trzeźwo, zaciskając palce na fiolce z eliksirem. Doskonale wiecie, co należy zrobić dodała, czując nagłą suchość w ustach. To najprostsze rozwiązanie – wydusiła, przenosząc wzrok na eliksir i zbierając się na odwagę, by odkorkować fiolkę.
- Hermiona – ostrzegawczy głos Dracona przebił się przez zalewające ją wyrzuty sumienia.
- Wiem, co ci obiecałam, Draco – powiedziała zdławionym głosem, patrząc na pierścionek, który włożyła, by dać sobie i jemu nadzieję, że przetrwają i mają przed sobą dużo czasu. - I przepraszam, że nie mogę dotrzymać obietnicy –  dodała, zmuszając się, by spojrzeć na niego.
- Nie waż się warknął Draco w tej samej chwili, gdy odkorkowała fiolkę i w ułamku sekund, pokonując dzielący ich dystans, znalazł się przed nią, by powstrzymać kobietę przed wypiciem mikstury. – Nie masz prawa mnie teraz zostawić warknął, łapiąc ją za ręce i patrząc z mieszaniną wściekłości i strachu prosto w oczy.
- Draco, tak…
- Zabraniam ci nawet o tym myśleć – wszedł jej stanowczo w słowo, choć jego głos był dużo łagodniejszy i bardziej przypominał błaganie, a następnie wyjął z jej dłoni fiolkę, zamknął ją i schował do własnej kieszeni.
Przegrała, gdy tylko spojrzała w jego oczy. Poddała się czując znajomy zapach i dotyk. Pozwoliła, by wyjął z jej dłoni flakonik. Była słabsza niż sądziła. Wiedziała, co powinna zrobić. Wiedziała, że to jedyne słuszne rozwiązanie. I wiedziała, że to niesprawiedliwe. Bo nie chciała umierać. Nie chciała być dzielna. Nie chciała całej tej odpowiedzialności, która wiązała się z poświęceniem w imię większego dobra. Chciała żyć. Pragnęła dla nich wszystkich wyłącznie tego, by pozostali przy życiu. I jak na złość miała świadomość, że nie może mieć nawet tego. Wybór był prosty. A ona była absolwentką dumnego i odważnego domu Godryka Gryffindora. Nie mogła się bać. Ten ostatni raz musiała być dzielna. Przecież była odważna i nieustraszona. Wymazała pamięć swoim rodzicom i wysłała ich na drugi koniec świata, by chronić ich przed Voldemortem, mając jednocześnie świadomość, że może już nigdy ich nie zobaczyć. Dlaczego wobec tego teraz nie potrafiła powtórzyć tego wyczynu?
- Wiem, co czujesz – powiedziała Narcyza, zwracając uwagę zebranych. Przyczyniłaś się do cierpienia bliskich ci ludzi. I nie potrafisz sobie wybaczyć, że przyłożyłaś do tego rękę. Uważasz, że powinnaś dać z siebie więcej i oprzeć się Evie. Wyrzucasz sobie, że ich nie obroniłaś i szukasz rozwiązania tej patowej sytuacji. Najprostsze jest na wyciągnięcie ręki. Możesz w tej chwili wszystko zakończyć, poświęcając swoje życie. To bardzo szlachetne… ale i głupie – powiedziała cierpko, mierząc szatynkę surowym wzrokiem.
- Mamo – powiedział ostrzegawczo Draco, lecz Narcyza uciszyła go gestem dłoni, nie przerywając kontaktu wzrokowego z Hermioną.
- Nie zmienisz przeszłości. Możesz jednak zmienić przyszłość, naprawiając swoje błędy w teraźniejszości kontynuowała stanowczym tonem, prostując się z godnością. Możesz dalej się nad sobą użalać, tchórzliwie zrezygnować z życia lub wziąć się w garść i walczyć – urwała, pozwalając aby Granger przyswoiła jej słowa. - Czy podejmiesz wyzwanie, czy dalej chcesz być marionetką w rękach wroga? Zapytała, patrząc na nią prowokująco.
Hermiona przez chwilę obserwowała jej twarz i analizowała słowa. Narcyza miała rację. Sama była przykładem na to, że z każdej sytuacji jest wyjście i po każdym ciosie można się podnieść. Nie osądzała jej, ale rozumiała przez co przechodzi i wiedziała, co należy zrobić, by stanąć na nogi o własnych siłach. Do niedawna sama taka była. Koncentrowała się na rozwiązaniu a nie na problemie. Szukała sposobów, a nie powodów by unikać wysiłku, jakim była walka. Co zatem się zmieniło?
Eva była jej nemezis. Była jej największym koszmarem, który paraliżował zdrowy osąd i wolę. Stanowiła strach, który niszczył ją od środka, rozbrajając wszystkie zabezpieczenia. Wiedziała, że może biernie czekać na to, co kapłanka dla niej szykuje lub wziąć się w garść i samej kreować swój los. Tym bardziej, że miała dla kogo żyć i o kogo walczyć.
- Pora, by odwrócić role – dodała Narcyza, patrząc na nią tak, jakby rzucała jej wyzwanie.
Hermiona nie miała pojęcia, skąd u pani Malfoy ta pewność, że je podejmie. Zupełnie jakby wiedziała, że szatynka sobie poradzi. Być może miała rację, a być może myliła się. Granger tego nie wiedziała. Jednak coś w postawie i wzroku Narcyzy, budziło w niej coś, o istnieniu czego zapomniała. Uśpiła to tuż po wojnie, mając nadzieję, że już nigdy nie będzie musiała się bać i walczyć. Coś, co Eva pogrzebała pod lawiną strachu i okrucieństwa, ale czego nie była w stanie zniszczyć.
Draco z zaskoczeniem obserwował zmianę w postawie Granger. Na początku był zły na matkę za jej szorstkie słowa, lecz wyglądało na to, że kobieta wie, co robi, bo jej słowa trafiły do szatynki bardziej niż ich marne próby przekonania jej, by się nie poddawała. Widział to w wyrazie twarzy i spojrzeniu Hermiony. Była to subtelna zmiana, lecz na tyle widoczna, by ją zauważył. Tego ognia nie dało się pomylić z niczym innym. Jego matka obudziła w niej wolę walki.
- Pani Malfoy ma rację, Herm powiedziała Ginny zdławionym głosem. Ja też cię rozumiem zapewniła, nawiązując do chwil, gdy jej umysłem zawładnął horkruks Voldemorta. I jestem z tobą. Zawsze i bez względu na wszystko oznajmiła stanowczo, uśmiechając się delikatnie. – My się nie poddajemy. Zapomniałaś?
Hermiona odwzajemniła uśmiech przyjaciółki, choć był on bledszy, i spojrzała na Narcyzę, która z chłodnym samozadowoleniem, skinęła jej głową z aprobatą. Następnie spojrzała wymownie na syna, który z pobłażaniem pokręcił jedynie głową, choć nie był w stanie ukryć uśmiechu, błąkającego się mu w kącikach ust.
- Wiem coś o poświęceniu. Jest szlachetne ale jest do dupy – powiedział Harry. A jeśli myślisz, że pozwolę ci na to, to wiedz, że prędzej cię ubezwłasnowolnię i zamknę pod strażą, niż pozwolę na tak głupi ruch oznajmił z powagą. - Poza tym sama przyznasz, że taki idiotyzm nie leży w naturze najmądrzejszej czarownicy od czasów Roweny Ravenclaw – dodał z przekąsem, wywołując na jej twarzy nikły uśmiech i kąśliwy komentarz Dracona, że widocznie poświęcenie jest zaraźliwe i należy ich od siebie odizolować. – Znajdziemy inny sposób – zapewnił z powagą. – Obiecuję…
W tym samym momencie szklane drzwi rozsunęły się i wyszła z nich blada, zakrwawiona i widocznie zmęczona Parvati. Wyglądała, jakby nie spała od tygodnia. Z ciężkim westchnieniem ściągnęła lekarski czepek i zmięła go w dłoniach. Była tak pogrążona we własnych myślach, że dopiero po chwili zorientowała się, że jest obserwowana.
Wszyscy ze wstrzymanym oddechem obserwowali magomedyk, analizując każdy jej gest i zmianę mimiczną na twarzy. Na ich widok twarz Parvati zmieniła się. Zmęczenie i frustracja zostały ukryte za nieprzeniknioną maską profesjonalizmu.
- Co z nimi? – Zapytał Harry, najszybciej z nich biorąc się garść.
- Gratuluję, zostałeś ojcem odparła z bladym uśmiechem wzruszonemu mężczyźnie. - Mały ma się dobrze. Zostanie za chwilę przeniesiony na oddział. Jednak ze względu na to, że jest wcześniakiem przez jakiś czas musi pozostać w inkubatorze.
- A co z Pansy? – Zapytał, podchodząc bliżej uzdrowicielki.
Po bladym uśmiechu nie było już śladu. Rysy twarzy kobiety zastygły, a w oczach zalśniła powaga.
- Pojawiły się komplikacje i…
- Co z Pansy? – Wszedł jej w zdanie z napięciem w głosie.
- Ona…
***
Niczym spetryfikowany stał przed wielką szybą, za którą znajdował się jego syn. Malec leżał nagi w magicznym inkubatorze, nieświadomy że jest obserwowany. Harry zazdrościł mu tego stanu. Czuł się rozdarty. Z jednej strony był szczęśliwy, że został ojcem, a jego dziecku nic nie jest, z drugiej umierał na myśl, że Pansy, będąca w krytycznym stanie, może nie przeżyć nocy.
Drgnął czując ciepły dotyk i kątem oka dostrzegł pomarszczoną dłoń, spoczywającą na jego ramieniu.
- Bycie rodzicem to najpiękniejsze doświadczenie, z jakim się zetkniesz, chłopcze.
- Przykro mi z powodu Karmy i Danielle – powiedział niepewnie, nie wiedząc czy powinien poruszać bolesny temat.
- Ty tego nie doświadczysz odparł pewnie staruszek, zbijając go z tropu. Przynajmniej jeszcze nie teraz dodał, przenosząc wzrok z noworodka na mężczyznę. Pomogę ci to zakończyć oznajmił stanowczym tonem, a w jego bladoniebieskich oczach zapłonął ogień determinacji.
- Harry – poważny głos Dracona, przerwał ich rozmowę.
Potter odwrócił się w kierunku mężczyzny, przygotowany na najgorsze i nie musiał być jasnowidzem, by wiedzieć, że stało się coś strasznego. Zamknął powieki, wypuszczając niezauważalnie powietrze.
- Mów – Rozkazał, chcąc jak najszybciej skonfrontować się z bolesną prawdą.
- Eva zajęła Hogwart i wzięła zakładników – wyznał z napięciem w głosie.
- Wiedziała, że nie pozostaniesz obojętny na atak na zamek zauważył Ollivander, kręcąc głową z gorzkim uśmiechem.
- To nie wszystko, prawda? – Upewnił się, dostrzegając minę przyjaciela.
Malfoy zacisnął usta w wąską linię, po czym wyjął z wewnętrznej kieszeni płaszcza plik zdjęć, które wręczył Potterowi.
Harry ściągnął brwi i niechętnie przyjął fotografię od Malfoya. Był przygotowany na wiele, ale to, co zobaczył, przerosło jego najśmielsze oczekiwania.  
- Eva wysłała ci specyficzne zaproszenie powiedział z niesmakiem blondyn, gdy pobladły z wściekłości Harry oglądał zdjęcia przedstawiające odciętą głowę profesor McGonagall przesłaną na adres ministerstwa w kartonie. Do paczki dołączyła list dodał, wyciągając mały rulonik. Informuje, że jeśli nie stawisz się do Hogwartu do północy, co pół godziny będzie zabijać po czterech uczniów, po jednym z każdego domu, a ich głowy będą przypominać ci o upływającym czasie
Harry trząsł się z wściekłości, ledwo panując nad emocjami. Zgniótł makabryczne fotografie i przeniósł pociemniały wzrok na Dracona.
- Zbierz ludzi. Za trzydzieści minut przedstawię wam strategię, a za godzinę wyruszamy rozkazał, po czym przeniósł spojrzenie na Garrica. – Jeśli wiesz jak ją zabić, nie krzywdząc Pansy i Hermiony, to właściwy moment na zdradzenie tego planu
***
- Moja Pani… Już czas.
- Zatem przywitajmy naszych gości odparła, wstając z lekkością z wygodnego fotela i szybkim krokiem wychodząc z gabinetu dyrektora Hogwartu, w którym przez ostatnie kilka godzin, czekała na Pottera.
- Oby tym razem miał lepszy pomysł niż głupie poświęcenie sarknął Snape, gdy drzwi za kobietą zamknęły się z cichym trzaskiem.
- Zrobi to, co do niego należy, Severusie odparł Dumbledor, choć rysy zdradzały niepokój i zatroskanie.
- I to dlatego tak się marszczysz? – Zauważył sceptycznie.
- Na swoje nieszczęście nie doświadczyłeś upływu czasu stąd mniejsza liczba zmarszczek na twojej twarzy
- Daruj sobie i mnie te elokwentne riposty – skrzywił się z niesmakiem. - Martwisz się tak samo jak ja, bo wiesz, że Potter nie grzeszy rozumem.
- Wierzę w niego równie mocno jak ty, mój drogi przyjacielu odparł Albus ze stoickim spokojem.
- Jedno nie wyklucza drugiego – zauważył Snape, uśmiechając się ironicznie.
- Jak dobrze, że śmierć nie uszkodziła twojej inteligencji odparł Dumbledore ze swoim dobrodusznym uśmiechem, na co Snape prychnął pod nosem.
- A ty wciąż jesteś zarozumiałym, naiwnym, starym osłem mruknął pod nosem naburmuszony.
- Z dobrym słuchem zaśmiał się Dumbledore, choć w jego głosie nie było cienia zadowolenia. – Myślisz, że go zawiodłem? – Zapytał, zasępiając się.
- Nie – odparł stanowczo Snape. – Byłeś dla niego zbyt pobłażliwy ale nie zawiodłeś go. Dałeś mu to, czego nie dostał od rodziny.
- Oby to wystarczyło, Severusie… Oby to wystarczyło…
***
Ta noc była pogodna choć zimna. Chłód przenikał jego ciało do kości, lecz nie był w stanie ugasić żaru, jaki wypełniał go od środka. Z beznamiętną miną sunął wzrokiem po szeregach przeciwnej armii, w skład której wchodziło więcej demonów niż ludzi. Oni jednak go nie interesowali. Nie byli jego celem. Draco, dowodzący Brygadą Uderzeniową i oddziały aurorów rozprawią się z inferiusami, dementorami, wilkołakami i wampirami. Mieli oni wprawę w walce z podobnymi upiorami, a wcześniej Harry dopilnował, by przygotować się na kilka scenariuszy. Ten przeciwnik nie mógł go zaskoczyć, czego nie mógł powiedzieć o Evie i jej mocach. Wypatrywał kapłanki wśród armii przeciwnika, lecz nigdzie nie dostrzegał znajomej sylwetki.
Zerknął na zegarek. Dochodziła północ, a tym samym mijał czas, jaki wyznaczyła mu kapłanka. Choć wiedział, że kobieta wkrótce się pojawi, gdzieś w głębi zaczynał odczuwać niepokój. Eva była nieprzewidywalna i wielokrotnie udowodniła, że w strategii bije go na głowę. Nie znał nikogo o tak przenikliwym umyśle i wiele razy frustrowało go, że nie potrafi za nią nadążyć. Czegokolwiek by nie robił, zawsze był krok za nią.
Ponownie skupił uwagę na armii przeciwnika, szukając słabych punktów, które jego ludzie mogliby wykorzystać. Wszyscy wyglądali tak, jakby byli zawieszeni w czasoprzestrzeni. Do czasu aż wśród nich, nie pojawiła się ich przywódczyni. Otulona czarnym płaszczem sylwetka kapłanki niespiesznie kroczyła korytarzem, jaki zrobili dla niej strażnicy, gdy tylko zjawiła się na błoniach Hogwartu. Szła z wysoko uniesioną głową i wyzywającym spojrzeniem, skierowanym wprost na Harry’ego. Z jej postawy jak zwykle biła niezachwiana pewność siebie i pewien rodzaj władczości, który sprawiał, że nie dało się jej zlekceważyć.
- Widzę, że moje zaproszenie dotarło do ciebie zakpiła, mierząc stojącego na czele armii Harryego lodowatym wzrokiem.
- Nie mógłbym przegapić twojego końca – odparł ze sztuczną nonszalancją, na co prychnęła.
- Dzisiejszy zmierzch będzie twoim ostatnim. Gdy wzejdzie świt nie będzie nikogo, kto mógłby o tobie pamiętać…
- To się okaże odparł Harry, wyciągając różdżkę i robiąc krok w jej stronę.
Zmroziła go wzrokiem, czując krążącą w żyłach adrenalinę i uśmiechnęła się pod nosem, nie mogąc się doczekać, by usłyszeć jego błaganie o śmierć.
- Tym razem nie będzie drogi ucieczki, Potter powiedziała, wykonując niedbały ruch w efekcie którego między jej palcami pojawił się zielono-czarny płomień, który rozproszył się dookoła, zamykając ich w ognistym kręgu. Tego ognia nie ugasisz! A jeśli spróbujesz uciec, spłoniesz! Zawołała, przekrzykując dźwięk ryczących płomieni, które przybrały na rozmiarach, zamykając ich w śmiertelnej pułapce. Wyrżnijcie ich wszystkich! rozkazała, zwracając się do swojej armii, po czym odwróciła się w kierunku rywala z wyzywającym spojrzeniem. Co powiesz na to, by podgrzać jeszcze atmosferę?
Ten pojedynek nie przypominał żadnego, który stoczył. Był bardziej zażarty i krwawy. Ani Harry ani Eva nie zamierzali przegrać. Wymieniali się ciosami i zaklęciami, walcząc na śmierć i życie. Mimo braku wyrównanych sił, mężczyzna nie ustępował jej pola. Znał swoje możliwości i ograniczenia. Dzięki Garricowi poznał też słabe strony rywala, dzięki czemu kilka razy udało mu się zaskoczyć kapłankę i zranić ją. Eva jednak wyglądała na niewzruszoną, a jej własne rany nie robiły na niej wrażenia. Wręcz przeciwnie, odnoszone ciosy napędzały ją. Otaczające ich płomienie również nie ułatwiały sprawy. Harry kilka razy sparzył się, gdy siła uderzenia Evy odrzucała go wprost w szalejące języki ognia.
Syknął z bólu, łapiąc się za pogruchotane żebra i dźwignął ciężko na nogi z trudem unosząc różdżkę i blokując atak kobiety. Wiedział, że jeśli czegoś nie wymyśli, zginie.
- Czyżby skończyły się pomysły? – Sarknęła, zarzucając go deszczem kamieni.
Z trudem wyczarował tarczę, która zamortyzowała wstrząs. Czuł jak zmęczone mięśnie pieką i trzęsą się z wysiłku i miał świadomość, że jego położenie jest nie do pozazdroszczenia. Gdy w jego stronę nadleciały dwie groźne błyskawice, zrobił unik, w ostatniej chwili ratując się przed porażeniem. Wiedział, że musi przejść do kontrataku, ponieważ jeśli będzie tylko się bronił, nie utrzyma się długo na nogach. Z tą myślą wyciągnął granat z proszkiem ciemności i cisnął nim w tej samej chwili, gdy skontrował atak Evy. Kapłanka wyglądała na zdezorientowaną, gdy granat wybuchł z hukiem, a wokół zapanowała niczym niezmącona ciemność.
- Widzę, że lubisz mrok, Harry! – Krzyknęła, wytężając zmysły i starając się przyzwyczaić do otaczającej ciemności. – Ta sztuczka nic ci nie da. Możesz się chować, ale i tak cię znajdę!
- Chyba, że najpierw to ja znajdę ciebie – mruknął, zachodząc ją od tyłu i wciskając różdżkę między łopatki, a drugą unieruchamiając kobietę i wstrzykując jej w szyję przygotowane z Garriciem serum z mieszanki ich krwi i czarnego kryształu.
- Trucizna jest bronią tchórzy, Potter. Chyba cię przeceniłam – Prychnęła z mieszaniną irracjonalnego rozbawienia i irytacji.
- Nie mierz wszystkich swoją miarką – mruknął, odrzucając strzykawkę i nie spuszczając czujnego wzroku z czarownicy. – I nie martw się, nie zginiesz od trucizny. Osobiście o to zadbam.
- Zmieniłam zdanie, zabiję cię powoli – odparła ze stalową nutą w głosie. - Chce, żebyś umierał z myślą, że zawiodłeś wszystkich, którzy w ciebie wierzyli i którzy oddali za ciebie życie – wyznała z napięciem w głosie i, nim Harry zdążył cokolwiek zrobić, poczuł jak Eva rozpływa się w jego dłoniach a następnie błyskawicznie materializuje się z powrotem zwrócona w jego stronę z cwaniackim uśmieszkiem. Nie miał czasu, by zareagować. Nim zdążył pomyśleć, ujęła jego twarz i pocałowała go. Chciał ją odepchnąć, lecz wówczas poczuł, że jego ciało wypełnia się chłodem, który go sparaliżował. – Uznałam, że po tym wszystkim, co przeszliśmy, zasłużyłeś na specjalne pożegnanie. Co powiesz na pocałunek śmierci? – wyszeptała mu wprost do ust, uśmiechając się ironicznie. Harry czuł, że zaczyna brakować mu powietrza. Jego krtań boleśnie się zacisnęła, a on mógł tylko bezradnie patrzeć wprost w oczy swojego wroga. – Twój opór jest bezcelowy a ty jesteś słaby… Zbyt słaby, by mnie zabić - wyszeptała, muskając jego wargi i patrząc na niego z wyższością. – Nim zginiesz, dam ci ostatnią lekcję i pokażę, jak to się robi powiedziała z mściwą satysfakcją, patrząc mu prosto w oczy i uniosła dłoń, zaciskając powoli pięść.
Poczuł, jak paraliż gwałtownie ustępuje, a fala gorąca zalewa jego głowę, wywołując nieznośny ból. Wiedział, że znalazł się w sytuacji bez wyjścia i za chwilę wszystko się skończy. Łzy naszły mu do oczu, rozmazując obraz i potęgując szum w uszach, zagłuszający ryk ognia i odgłosy walki.
Eva uśmiechnęła się triumfalnie, czując jak uchodzi z niego życie i z uczuciem spełnienia za pomocą magii, uniosła bezwładne ciało mężczyzny.
- Tak kończy legenda Wybrańca, której historia opisana została na steku kłamstw i ułudy oznajmiła z pogardą i niedbale odrzuciła ciało Harry’ego na stos gruzu, po czym wysłała w kierunku nieprzytomnego mężczyzny promień ognia. Twoje prochy rozrzucę na cztery strony świata. Nie zostanie po tobie nic, o czym można by pamiętać Umrzesz i
- Dzisiejszej nocy nie zabijesz już nikogo.
Eva uśmiechnęła się szeroko i niespiesznie zwróciła w stronę stojącego za jej plecami Ollivandera.
- Popełniłeś błąd, przychodząc tu tej nocy zauważyła, mierząc mężczyznę prowokującym spojrzeniem. Jednakże zaoszczędziłeś mi wiele zachoduI dlatego obiecuję, że w przeciwieństwie do Pottera, zginiesz szybko zapewniła z zimnym uśmiechem. – Zaczniesz? – Zapytała z udawaną kurtuazją.
- Panie mają pierwszeństwo odparł bez cienia uśmiechu.
Evie nie trzeba było tego dwa razy powtarzać. Wokół Garrica rozpaliły się iskry ognia, które ten zneutralizował, nim zdołały wyrządzić mu krzywdę. Eva jednak nie zamierzała czekać na jego kontratak, tylko od razu zarzuciła go szturmem lodowych pocisków. Ollivander i z tym się uporał, posyłając w jej stronę cztery potężne wiry powietrza. Eva rzuciła mu pobłażające spojrzenie i stanęła w rozkroku z szeroko rozłożonymi rękoma. Garric jednak nie pozwolił jej odeprzeć ataku. Ruszył w jej kierunku, szepcząc magiczne inkantacje, wznoszące tabuny piasku i szykując się do wymierzenia kolejnego ciosu. Był opanowany i maksymalnie skoncentrowany. Z jego postawy biła niezwykła aura, która dodawała mu potęgi. Evie udało się zatrzymać wszystkie cztery wiry i z okrzykiem złości zamiast je zneutralizować, przekierowała je w cztery różne strony. Jeden z prędkością błyskawicy uderzył w główną bramę Hogwartu, zawalając ją, drugi natarł na Garrica, który bez trudu zneutralizował zaklęcie, kolejny zniszczył wierzbę bijącą, zaś ostatni pomknął w stronę walczących armii.
Widząc to Garric zamarł na ułamek sekundy. Eva uśmiechnęła się wyzywająco i nim czarodziej zdołał wykonać jakikolwiek ruch w celu uratowania niczego nie spodziewających się ludzi, poczuł jak traci czucie w nogach, a on sam jest wciągany pod ziemię.
- Szach mat – powiedziała z triumfalną miną.
Garric zamknął oczy i koncentrując się na wirze powietrza, wyciągnął dłonie, tak jak uprzednio zrobiła to Eva i zatrzymał jej bieg, ignorując fakt, że jest coraz bardziej wciągany pod ziemię. Z trudem powstrzymywał zaklęcie Evy, czując że z każdą mijaną sekundą słabnie.
– Ironia losu, prawda? To ty nauczyłeś mnie połączenia z żywiołem ziemi To zupełnie tak, jakbyś sam przypieczętował swój los.
- Zawsze miałaś skłonność do dramaturgicznych zakończeń zauważył, ignorując fakt, że ziemia wciąga go coraz bardziej. Ale w istocie symboliczne zakończenie mojego życia. Musiałaś długo zastanawiać się nad tym, jak mnie zabić.
- Każdego dnia zabijałam cię kilkukrotnie i za każdym razem czułam niedosyt odparła ze sztucznym uśmiechem i tylko jej oczy zdradzały, jak bardzo pragnie śmierci byłego mentora i przyjaciela.
- Musisz mnie bardzo nienawidzić – odparł z nieprzeniknioną miną. – Nienawiść zatruła nie tylko twój umysł ale i serce. Zawiodłem cię i poz…
- Nie wysilaj się, Ollivander przerwała mu lodowatym tonem, prostując się z godnością, a z jej twarzy zniknęło wcześniejsze opanowanie. Twoje słowa nic dla mnie nie znaczą Ty nic dla mnie nie znaczysz wysyczała, chcąc zadać mu ból i z satysfakcją obserwując, jak ziemia pochłania kolejny kawałek jego ciała. A skoro to sobie wyjaśniliśmy, czas to zakończyć i… urwała, czując silne uderzenie, zwalające ją z nóg.
Garric spojrzał w stronę, z której nadszedł cios i ujrzał słaniającego się na nogach Harryego. Bez zbędnych pytań wykorzystał kupiony mu czas i wydostał się ze śmiercionośnej pułapki w chwili, gdy Eva zarzuciła ich gradem kamieni. W ostatnim momencie otoczył ich barierą ochronną, starając się ponownie skupić uwagę Evy wyłącznie na sobie i odciągając ją od rannego Pottera.
- To koniec Ollivander! – Wrzasnęła z wściekłością, a pomiędzy jej palcami rozbłysły błyskawice, którymi cisnęła w Garrica. Zmiotę cię z powierzchni ziemi, a następnie rozerwę Pottera na strzępy! Zabiję każdego, kto stanie mi na drodze!
- Masz rację, Evo. To koniec odparł ze spokojem, odpierając atak kapłanki i powoli zmniejszając dystans między nimi przy wykorzystaniu połączenia, które nawiązał dzięki serum, które wstrzyknął jej Harry.
- Jak śmiesz?! Nie masz dość sił, żeby rzucić mi wyzwanie! Wrzasnęła zwiększając promień magii i starając się zerwać połączenie ze starcem.
- Magia jest sojusznikiem życia, bo to ono jest jej źródłem. Moc wymaga równowagi. Dochodząc do potęgi, pogwałciłaś wszystkie istniejące prawa magii. Zburzyłaś równowagę…
- Cel uświęca środki warknęła, z okrzykiem zwiększając moc zaklęcia i na chwilę zatrzymując Garrica.
- Aby tu być musiałaś złożyć trzy ofiary i to dlatego potrzebujesz żywej kotwicy, by czerpać z magii życia zauważył mężczyzna, kontynuując swój powolny marsz.
- Nic nie wiesz!
- Ty natomiast wiesz, że mam rację. Wystarczy zniszczyć kotwicę, by pozbawić cię życia i całej tej potęgi, która daje ci odwagę, by niszczyć wszystko, co napotykasz po drodze do swojego celu.
- Jeśli chcesz mnie zabić, musisz poświęcić też niewinną osobę. Nie masz tyle odwagi, by to zrobić wycedziła z wyrazem szaleństwa na twarzy. Nie jesteś zdolny do morderstwa
- Masz rację. I nie mam zamiaru nikogo poświęcać – przytaknął jej z wyrazem ponurej determinacji.
- Więc jesteś słaby. A w moim świecie nie ma miejsca dla zdrajców i słabeuszy! Warknęła z mściwą satysfakcją i krzycząc z furią skondensowała całą moc, którą wymierzyła w stojącego o kilka kroków od niej Garrica.
Ollivander, widząc zbliżający się promień, wycelowany wprost w serce, zwolnił barierę ochronną i spojrzał w kierunku stojącego nieopodal Harryego. Dostrzegając jego pełne bólu spojrzenie, uśmiechnął się pogodnie w tym samym czasie, gdy zaklęcie uderzyło go i pozbawiło tchu, wyciskając życie z jego ciała.
Siła uderzenia zwaliła z nóg nie tylko Garrica, ale wszystkich w odległości kilkuset metrów od walczących, w tym Evę i Harryego.
Przeszywający ból otulił każdy nerw w jej ciele, odcinając na chwilę od wszelkich bodźców. Odkaszlnęła i niezgrabnie dźwignęła się na łokciach, wypluwając mieszankę krwi, śliny i piachu. Dzwoniło jej w uszach, a obraz przed oczami dwoił się i troił. Zmrużyła oczy rozglądając po błoniach, na których trwała walka, której wynik, ku jej wściekłości, przechylał się na stronę wroga. Gdzieś w tłumie mignęła jej platynowa głowa Malfoya, który dowodził Brygadą Uderzeniową, bezlitośnie niszcząc armię inferiusów. W powietrzu tysiące patronusów utkało sieć wiążącą dementory w pułapce, a reszta obrońców Hogwartu sukcesywnie i zacięcie odpierała atak reszty jej wojsk. Korzystając z faktu, że zarówno Ollivander, jak i Potter są nieprzytomni, zaciskając zęby dźwignęła się na nogi, i nawiązała połączenie z żywiołem wody, burząc jej spokojną taflę w jeziorze i uderzając prosto w stos palonych inferiusów. Następnie wykorzystując magię ziemi, sprawiła, że korzenie pobliskich drzew rozrosły się do niewiarygodnych rozmiarów i zaatakowały Brygadę Uderzeniową.
Draco zareagował błyskawicznie, lecz część jego oddziału nie miała tyle szczęścia i kilka ostro zakończonych korzeni przeszyło na wylot ich ciała. Blondyn zaczął wykrzykiwać rozkazy, a sam dostrzegając, że Eva szykuje się do uwolnienia dementorów, ruszył w jej stronę.
Potter dźwignął się na łokciach, ogłuszony siłą wybuchu i opadł na plecy, czując przenikliwy ból głowy, który był wynikiem uderzania w głaz. Zamroczony, na oślep wymacał ostrze, które wręczył mu Garric i klejnot, który udało im się odzyskać z drobinek kryształu. Zacisnął palce na pomniejszonym zaklęciem mieczu, którego niegdyś użył Merlin, czując jak magia artefaktu przenika przez jego skórę. Wstrzymując oddech i łapiąc się za pogruchotane żebra podniósł się na nogi i z przerażeniem stwierdził, że mimo poświęcenia Garrica, Eva sieje spustoszenie w szeregach jego armii. Chwiejnym krokiem ruszył w jej stronę i na chwilę stanął jak wryty, dostrzegając rzucającego się na kapłankę Dracona.
Uśmiechnęła się zjadliwie, odpierając atak Malfoya i odrzuciła go na pobliskie drzewo, w korze którego uwięziła jego kończyny.
- Jesteś równie żałosny co słaby – prychnęła z pogardą.
- A ty jesteś zdecydowanie zbyt pewna siebie – warknął Draco, starając się uwolnić ręce i nogi z roślinnego splotu.
- Będziesz błagał o śmierć – obiecała z bezdusznym wyrazem twarzy.
- Niedoczekanie twoje – odparł, rzucając jej wyzywające spojrzenie, na które odpowiedziała kpiącym uśmiechem.
- Wszyscy na początku mówicie to samo – powiedziała z mieszaniną znudzenia i kontrolowanego szaleństwa, a następnie zaatakowała bez ostrzeżenia.
Choć przysięgał, że nie da jej satysfakcji i nie będzie krzyczał, jego wrzask przebijał się przez odgłos walki toczonej na błoniach Hogwartu. Eva nie oszczędzała go, nie dała mu chwili wytchnienia, ale i nie torturowała swoim gadaniem. Sukcesywnie częstowała go porcjami cierpienia w rozmaitych odsłonach, upajając się jego krwią i krzykiem.
- Masz dość? – Zapytała, ciągnąc za włosy, by unieść głowę półprzytomnego mężczyzny. – Wystarczy, że poprosisz, a twoje cierpienie się skończy – dodała, gdy podniósł na nią przekrwiony wzrok. – Skoro czujesz niedosyt… - westchnęła z uśmiechem, gdy jego mina pozostała nieugięta.
Pod zaklęciem kameleona, podkradł się do Evy, zbyt pochłoniętej torturowaniem Dracona, by mogła go zauważyć i zacisnął dłoń na mieczu, który znów był normalnej wielkości. Uniósł go, w drugiej ręce ściskając różdżkę, z każdym krokiem zbliżając się do celu. Eva była już na wyciągnięcie ręki. Wystarczyło wziąć zamach i przebić jej serce. Wsunął różdżkę za pas i uchwycił klingę obiema rękoma. Uniósł miecz i zastygł w bezruchu, szukając w sobie siły i odwagi, by zabić i zakończyć to wszystko.
- Co zrobisz, gdy nie będziesz miał wyboru? Czy będziesz potrafił zabić?
- Przysięgam wam i sobie, że nigdy nie zabiję. Nigdy nie wypowiem słów, które mi was odebrały
- Gdy nadejdzie czas, kotwica zostanie zniszczona, a serum w jej ciele zrobi swoje, musisz przebić jej serce tym mieczem, a następnie pozwolić, by aktywowana magia zamknęła jej duszę i magię w krysztale. Będziesz miał jedną szansę. Bez względu na cenę, nie zmarnuj jej, Harry. Jeśli zawiedziesz, będziecie straceni.
Zamknął oczy, starając się zebrać odwagę na zadanie ciosu. Nie mógł pozwolić, by wszystko, co zrobił dla nich Ollivander, poszło na marne. Musiał zakończyć terror Evy. Widząc, jak kapłanka się spina, poczuł jak jego tętno przyspiesza. Wiedział, że musiała go wyczuć. Krzyki Malfoya ucichły, a ona odwróciła się skanując otoczenie. Przed oczami stanęły mu twarze bliskich, których już nigdy nie ujrzy. Twarze, które kochał i szanował. Twarze, których właściciele wierzyli w niego i byli gotowi oddać życie, by on mógł żyć. Wiedział, że to dla ich pamięci i poświęcenia, bez względu na cenę, musi zadać cios. Musi to zakończyć. Z tą myślą, zamknął powieki, koncentrując się na twarzy kobiety, która ucieleśniała wszystko to, z czym walczył.
-Modree…Rakhyla…Effugere…Eliminio anime – inkantował niewerbalne zaklęcie, aktywując moc miecza. Czuł jak rękojeść rozgrzewa się i wibruje, lecz nie puścił go. Zacisnął palce na orężu, czując trudną do wytłumaczenia więź z mieczem. Zupełnie jakby byli jednością. Jakby magiczny artefakt zaakceptował go i połączył się ze źródłem jego mocy.
- Wiem, że to ty Potter! – Warknęła, rozglądając się czujnie dookoła i marszcząc czoło, gdy nie była w stanie wznieść barier ochronnych wokół siebie. – Stań przede mną i walcz jak na Wybrańca przystało! – Wrzasnęła, rozpalając w dłoni niewielki płomień, który posłała wprost na niego.
Odruchowo chciał usunąć się z pola rażenia, lecz w ostatniej chwili płomień rozszczepił się na kilkanaście mniejszych i jedynym co mógł zrobić była magiczna obrona, a tym samym ujawnienie się. Rozum podpowiadał mu, by użyć różdżki, lecz instynkt zadziałał szybciej, a miecz w jego dłoniach samoistnie przeciął powietrze neutralizując ogniste pociski Evy.
Był równie zaskoczony jak kobieta, która po pierwszym szoku, zaatakowała z nową falą wściekłości. I choć nigdy nie uczył się walki mieczem, był w stanie odbić lub zneutralizować każdy jej atak, co na swój sposób wlało w jego serce nadzieję. Zdjął z siebie zaklęcie kameleona, stając z rozwścieczoną kapłanką twarzą w twarz. Miecz intuicyjnie kierował jego ruchami, dając mu większą pewność siebie w nierównej konfrontacji ze starożytną mocą. Każde zaklęcie Evy, które wchłaniało ostrze, zwiększało jego moc, jednocześnie osłabiając coraz bardziej roztrzęsioną czarownicę.
- To koniec – powiedział, po jej kolejnym nieudanym ataku.
- Twój na pewno – odparła z pewnością, choć w jej oczach dostrzegł niezrozumienie i strach.
- Twoja moc znika, bo kotwica, będąca twoim łącznikiem nie żyje – wyjaśnił, a kobieta otworzyła szeroko oczy z niedowierzaniem skanując jego twarz. – Garric przejął na siebie połączenie, którym związałaś ze sobą Hermionę. Nie był w stanie go zniszczyć, bo może to zrobić tylko twórca, ale był na tyle silny, by je transferować. Serum, które ci wstrzyknąłem, nie było trucizną. Związało was dzięki magii krwi i przypieczętowało ten transfer. Zabijając Ollivandera, zniszczyłaś też kotwicę, która łączyła cię z magią i życiem…
- Nawet jeśli to prawda, to dysponuję mocami, które w kilka sekund zmiotą was z powierzchni ziemi – odparła, drżącym od tłumionych emocji głosem. – Spalę każde miejsce, w którym stanęła twoja stopa, wypalę każdy ślad po tobie i…
- Będziesz królową popiołów, zgadza się – wszedł jej w słowo, mierząc nieprzeniknionym wzrokiem. – Będziesz królową, ale nie w tym świecie – dodał, zaciskając dłonie na ostrzu i zmniejszając dystans między nimi.
Eva zarzuciła go licznymi magicznymi pociskami, które bez trudu przyjął dzięki mocy miecza. Bez słowa, sukcesywnie zmniejszał dzielącą ich przepaść. W pewnym momencie, dostrzegając że jej magia jest bezużyteczna wobec mocy miecza, Eva zaczęła się wycofywać. Harry’emu wystarczył rzut oka, by wiedzieć, co zamierza. Błyskawicznie wyciągnął różdżkę, oddzielając Dracona od kapłanki magiczną barierą, a następnie uniósł miecz. Ostrze ze świstem przecięło powietrze i ku jego zaskoczeniu zatrzymało się między złożonymi dłońmi kapłanki.
- Mnie nie można zabić – wysyczała, a pomiędzy jej dłońmi rozbłysnął ogień, który owinął całą klingę.
- To patrz – warknął Harry, zaciskając mocno rękojeść. – Motus anime! Luce signiferum!
Miecz wibrował pod wpływem magii. Eva inkantowała nieznane mu zaklęcie, pod wpływem którego płomienie dosięgnęły klingi, a on niczym modlitwę powtarzał rytualne zaklęcie. Czuł jak miecz zaczyna niebezpiecznie się nagrzewać, parząc jego dłonie, lecz nie wypuścił go. Wiedział, że to jego jedyna i ostatnia szansa. Czuł drżenie całego ciała, które tylko dzięki adrenalinie i sile woli było w stanie wykonywać jego polecenia. Jednocześnie miał świadomość, że słabnie i zaczyna tracić panowanie nad połączeniem. Połączeniem, które musiał utrzymać i przejąć, by zakończyć terror Evy. Nawet jeśli miałaby to być ostatnia rzecz w jego życiu.
Zamknął oczy i wypuścił wolno powietrze, odcinając się od wszystkich bodźców. Pomyślał o Pansy, o życie której jego przyjaciele teraz walczyli i swoim synu, którego tylko raz trzymał w ramionach. Chciał doświadczyć tego, o czym mówił Ollivander i być świadkiem, jak jego syn dorasta, stawia pierwsze kroki, wymawia pierwsze słowa. Chciał towarzyszyć mu w podróży, jaką jest życie i pomóc mu interpretować świat. Chciał raz jeszcze go przytulić i wyznać jak bardzo go kocha i że przeprasza za to, że nie będzie mógł być przy nim. Wiedział, że zostawia go w dobrych rękach i że tylko tak może ochronić dla niego świat, w którym wyrośnie na dobrego człowieka, który być może kiedyś zdoła wybaczyć mu, że go zostawił na początku drogi.
Każdym napiętym do granic możliwości nerwem, czuł że nadchodzi coś, co przerasta ich wszystkich. Zacisnął poparzone palce na rękojeści, przygotowując się do zadania ostatecznego ciosu. Otworzył oczy napotykając roziskrzoną zieleń tęczówek Evy i uśmiechnął się wyzywająco, rozwścieczając ją bardziej. To, co wydarzyło się później, trwało kilkanaście sekund. W pierwszej, bez ostrzeżenia zerwał połączenie, a w następnej ostrze ze świstem przecięło powietrze i klatkę piersiową zaskoczonej kapłanki.
- Szach mat – oznajmił zduszonym głosem wprost do jej lekko rozchylonych ust.
Eva otworzyła szeroko oczy, z kącików których wypłynęły łzy i wypuściła krótki urywany oddech. Zacisnęła palce na jego przedramieniu i otworzyła usta, by coś powiedzieć, lecz zamiast słów z jej ust wypłynęła krew.
Wciąż ściskał rękojeść miecza, który mimo wypełnienia swojego zadania, zaczął niebezpiecznie wibrować w jego dłoni. Dopiero teraz zauważył, że ostrze poza sercem Evy, przebiło też medalion, jaki nosiły Najwyższe Kapłanki Stella Mortis. Był to nie tylko katalizator magii ale i amulet ochronny. Klinga tkwiła w iskrzącym się klejnocie, który został zniszczony, a magazynowana w nim od wieków magia, szukała ujścia, by wydostać się na wolność. Harry doskonale wiedział, jakie mogą być skutki eksplozji tak dużego ładunku magii. I nikt, poza nim, nie miał pojęcia, że za chwilę wydarzy się coś, co zmiecie ich wszystkich z powierzchni ziemi. O niebezpieczeństwie wiedział tylko on. I tylko on mógł ich ochronić.
Zacisnął pięści, zamykając powieki i uwalniając długo wstrzymywane gorące łzy. Gdzieś z tyłu słyszał krzyk Malfoya, lecz nie zareagował. Wyjął czarny kryształ i zacisnął dłonie na mieczu. Czuł jak z każdą sekundą moc wymyka się spod kontroli magicznego artefaktu. Wiedział, że musi zrobić wszystko, by chronić tych, których kochał. Pragnął tego z całego serca. To uczucie było silniejsze niż strach, tęsknota i żal po tym, co zostawia.
Eksplozja mocy była nieoczekiwana. Przyjął na siebie falę wybuchu, który z pełną mocą natarł na niego, lecz napotykając magiczny opór rozbił się o tarczę, którą był sam Harry i strumień mocy wystrzelił ku górze. Wybuch rozjaśnił noc, sprawiając, że dwie armie wstrzymały oddech. Ziemia zatrzęsła się, a w murach zamku powstały pęknięcia. Ogłuszający ryk złotego promienia rozgonił mrok, by po kilku nieznośnych sekundach opaść na nich w postaci ciepłych kropli deszczu.
- Harry…
Wydusił Draco, opadając na kolana, gdy moc Evy przestała go więzić i zwracając się w kierunku, gdzie jeszcze przed chwilą stał jego przyjaciel. Bez zastanowienia, potykając się o własne nogi, ruszył chwiejnym krokiem w stronę wybuchu i stanął jak wryty na widok bezwładnego, poparzonego ciała przyjaciela. Obraz przed oczami rozmazał się pod wpływem łez, które cisnęły mu się do oczu, lecz nie przejął się tym zbytnio. Na drętwych nogach podszedł do przyjaciela i opadł na kolana nieopodal ciała Harry’ego, krzycząc z wściekłości. Uderzył pięścią w mokrą ziemię, oddychając ciężko. Jego wzrok zarejestrował miecz, który wciąż tkwił w ręce przyjaciela. Klinga jarzyła się złoto- czarnym blaskiem. Ujął jego rękojeść i ściągnął brwi dostrzegając wygrawerowany, mieniący się napis Nosiciel Światła.
***
- Jak parametry? – Zapytał Blaise, rzucając Parvati spojrzenie znad własnych notatek.
- W normie – odparła, zerkając na aparaturę podtrzymującą Pansy przy życiu. – A u Ciebie?
- Dzięki Merlinowi, póki co wszystko idzie bez zarzutu – odparł, zerkając najpierw na pogrążoną w transie Hermionę, a potem na szepczącą czarnomagiczne inkantacje Narcyzę.
- Wiesz, co nam grozi, jeśli ktoś dowie się o tym, co robimy? – Upewniła się, rzucając mu niepewne spojrzenie, a on skinął sztywno głową.
- Obiecałem zrobić wszystko, co w mojej mocy, by ją uratować – wyznał z ponurą determinacją. – Jest dla mnie jak siostra. Dla niej jestem gotów na wszystko.
- Dużo ryzykujesz, Blaise – zauważyła, patrząc na mężczyznę z nieprzeniknioną miną.
- Wiem – mruknął, świadom konsekwencji. – Wybacz, że cię w to wciągnąłem. Jeśli…
- Daj spokój – weszła mu w zdanie. – Wspierałeś mnie, gdy tego potrzebowałam. Nie zostawię cię – oznajmiła stanowczo, a on w odpowiedzi uśmiechnął się z wdzięcznością. - Myślisz, że nas słyszą? – Zapytała, przyglądając się w zamyśleniu spokojnej twarzy Pansy.
- Nie wiem, Parvati. Chciałbym w to wierzyć. Chciałbym też móc zrobić więcej – wyznał, wyczerpany biegiem ostatnich zdarzeń i strachem przed utratą bliskich.
- A gdzie Ginny?
- Z rodziną. Ron wybudził się i teraz cała zgraja Weasleyów jest przy nim – odparł z cieniem uśmiechu, na co Parvati uśmiechnęła się ze zrozumieniem.
- Przyznam szczerze, że traciłam nadzieję, że w końcu uda ci się trafić do Ginny – powiedziała z przekornym uśmiechem i wywróciła oczami dostrzegając urażoną minę mężczyzny. – Nie patrz tak. Przy niej zachowywałeś się jak przygłupi trol – odparła, unosząc ręce w obronnym geście.
- Tylko na to reagowała – wzruszył bezradnie ramionami.
- Oj taak… reakcja była wręcz alergiczna – roześmiała się, wywołując na twarzy mężczyzny pobłażliwy uśmiech.
- Cel uświęca środki, Patil – odparł pewnym siebie głosem.
- Fakt – przytaknęła z uśmiechem. – Całe szczęście, że się opamiętałeś i użyłeś innych środków, bo gdybyś trzymał się starych metod, prawdopodobnie skończyłbyś na oddziale intensywnej terapii w swoim własnym szpitalu, dyrektorze – wytknęła mu z przekąsem.
- Dobrze, że zawsze mogę liczyć na twoje dobre słowo, wiedźmo – odgryzł się, patrząc na nią z pobłażaniem.
- Zawsze do usług – skłoniła się z wdziękiem.
- Dziw, że nie trafiłaś do Slytherinu – sarknął, kręcąc głową z niedowierzaniem. - To trwa zbyt długo – zauważył poważniejąc i przyglądając się intensywnie Pansy.
- Może moglibyśmy im jakoś pomóc? – Zastanawiała się głośno Parvati, w tym samym czasie, gdy drzwi do sali otworzyły się i do środka wślizgnęła się Ginny.
Na widok kobiety twarz Blaise’a pojaśniała, a Patil ledwo powstrzymała parsknięcie. Zamiast tego odwzajemniła nieśmiały uśmiech Ginny i zabrała się za uzupełnianie karty.
- Co z Ronem? – Zapytał Zabini, przyglądając się z troską rudowłosej.
- Narzeka na jedzenie więc można uznać, że wraca do siebie – zażartowała, uśmiechając się z pobłażaniem i podchodząc do łóżka Parkinson. – Prawda jednak jest taka, że wkurza się na siebie, bo nie jest przy Harrym. Boi się o nich tak jak my wszyscy – dodała, wzdychając ciężko. - A co z nimi? – Zapytała, widząc minę Blaise’a i dając do zrozumienia, że nie chce ciągnąć tego tematu.
- Zero reakcji – westchnął ciężko.
- Możemy coś zrobić?
- Przed chwilą też się nad tym zastanawiałam – odparła Patil, odkładając dokumentację medyczną i przenosząc wzrok na Pansy. – Musi być sposób, by dotrzeć do Parkinson. Musimy tylko znaleźć coś, co zwróci jej uwagę i ją tu sprowadzi…
- Chyba mam pomysł – odparła niepewnie Ginny, kładąc dłoń na brzuchu kobiety i wymieniając się porozumiewawczym spojrzeniem z Parvati.
- Nie zaszkodzi spróbować – odparła brunetka, uśmiechając się ciepło, na co rudowłosa skinęła głową. – Zaraz wracam – powiedziała, po czym zerwała się na nogi i szybkim krokiem wyszła z sali.
- No jasne, nie fatygujcie się z pytaniem mnie o zdanie. Jestem tylko dyrektorem tego cholernego burdelu – zaperzył się Blaise, lecz nim Ginny zdążyła go udobruchać, drzwi sali otworzyły się ponownie, a do środka wróciła Patil, pchając przed sobą inkubator z noworodkiem.
Ginny uśmiechnęła się ciepło, widząc minę mężczyzny po czym pomogła Parvati ustawić inkubator, jak najbliżej śpiącej kobiety. Rudowłosa ujęła dłoń Parkinson i ułożyła ją przy malutkiej rączce dziecka.
- Pansy, czujesz? – Zapytała z napięciem w głosie i czułym uśmiechem. - To twój syn…Wasze dziecko. Urodziłaś ślicznego, zdrowego chłopca – powiedziała łagodnym tonem, nachylając się nad kobietą. – Byłaś bardzo dzielna… Powinnaś go zobaczyć… Jest niesamowity – zapewniła ze wzruszeniem obserwując jak malec przysuwa się do dłoni swojej matki, zupełnie jakby instynktownie wyczuwał jej obecność. – Zdaje się, że młody już wie, że jesteś obok. Też nie może się doczekać, gdy go przytulisz…Czujesz jego ciepło? Jest taki malutki… i bardzo cię potrzebuje. Tu i teraz. Gdziekolwiek jesteś, musisz wrócić do rzeczywistości. A przede wszystkim musisz wrócić do niego. Twój syn cię potrzebuje…Zawsze będzie cię potrzebować. Ciebie i Harry’ego. Nikt nie jest w stanie mu was zastąpić. Nikt - powiedziała i zamknęła powieki, czując jak wzruszenie zatyka jej gardło.
- Ginny – Blaise ujął jej dłoń, patrząc na ukochaną z troską.
Odwzajemniła uścisk i uśmiechnęła się przez łzy, chcąc pokazać, że wszystko z nią dobrze. Odwróciła twarz, chcąc otrzeć łzy i spięła się widząc krew wypływającą z nosa Hermiony.
- Blaise – wydusiła słabym głosem.
Zdezorientowany spojrzał najpierw na rudowłosą, a potem podążył za jej wzrokiem i zerwał się na nogi, błyskawicznie znajdując się przy Hermionie.
- Szlag – warknęła Parvati doskakując do Pansy, u której również pojawił się krwotok z nosa. – Musimy to przerwać!
- Ciociu – zawołał, kierując się do pogrążonej w transie Narcyzy, która zaciskała dłonie na głowie Hermiony i zapamiętale mruczała inkantację. – Przerwij połączenie! – Krzyknął, gdy pani Malfoy nie zareagowała, a wręcz wzmocniła uścisk, głośniej szepcząc zaklęcia.
- Spada puls – powiedziała z paniką, obserwując aparaturę monitorującą funkcję życiowe Pansy. – Serce zaczyna wariować!
- Coś musiało się wydarzyć w trakcie bitwy – powiedział Blaise, biegając od łóżka Hermiony do Pansy.
- Ale przecież Ollivander…
- On tylko przejął na siebie połączenie. Nie gwarantował zniszczenia więzi między Evą a Hermioną – wszedł jej w zdanie, wstrzykując szatynce różne medykamenty.
- Ale w takim razie... Śmierć Evy oznacza śmierć Hermiony… - wydusiła słabym głosem Ginny.
- Musimy wybudzić Pansy inaczej stracimy i ją – zauważyła Parvati, starając się zachować zimną krew.
- Ale… - zaczęła Ginny, czując jak grunt pod jej stopami zaczyna się osuwać. – Przecież…
Wydusiła, lecz jej dalsze słowa zostały zagłuszone przez podwójny wysoki dźwięk, sygnalizujący zatrzymanie akcji serca. Ostatnim, co zarejestrowała, nim świat pogrążył się w chaosie, była osuwająca się na ziemię sylwetka Narcyzy i krzyki Blaise’a oraz Parvati.

***
I jak?

Bo został już tylko epilog:)

10 komentarzy:

  1. Uf, remontu jeszcze nie skończyłam, ale znalazłam chwilę, żeby nadrobić zaległości i móc coś skrobnąć ; )
    O matko, co za zwrot akcji tuż na początku! A ja jak głupia łyknęłam sprytnie zarzuconą przynętę, jakoby Harry zginął. Co za niespodzianka!
    Co więcej - co za zakończenie tej części! Tym razem jednak wstrzymam się z oceną tragiczności tego kawałku, bo kto wie, co przekażesz czytelnikom w epilogu : P a nóż widelec i następnym razem damy się wmanewrować - oj nie.
    No właśnie, został tylko epilog. I w sumie opowiadanie może się skończyć na tyle różnych sposobów, że mimowolnie zakładam najgorsze scenariusze ;(
    Nie pozostaje mi nic więcej, jak trzymać kciuki za wenę i rozdział w najbliższym czasie.
    Pozdrawiam gorąco,
    Glenka.

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Przede wszystkim przepraszam Cię, że dopiero odpisuję. Ostatnio sporo się dzieje...ale nie mam zamiaru się usprawiedliwiać.
      O epilogu i zakończeniu mogę powiedzieć tylko tyle: ma ponad 40 str, jest zaskakujące z perspektywy ostatnich zdarzeń i czekają go ostatnie szlify. Jednak do końca stycznia powinien się ukazać.
      Proszę jeszcze o chwilę cierpliwości.
      I dziękuję Ci za Twoją obecność i za to, że poświęcasz swój czas na lekturę i naskrobanie do mnie kilku zdań, mimo remontu i innych obowiązków. Bardzo to cenię.
      Obiecuję uporać się z tym jak najszybciej.
      Ściskam mocno:*

      Usuń
  2. JEZUSIE!!! nie mogę uwierzyć, że został jeszcze tylko epilog i koniec tej wspaniałej historii :( rozdział bardzo długi i tyle się w nim wydarzyło... Mam tyle odczuć, tyle domysłów! Bo tak na prawdę wszystko się może zdarzyć, mogą jednocześnie wszyscy umrzeć ale i też przeżyć. Ich los jest w Twoich rękach :) więc czekam, czekam, czekam!

    Pozdrawiam, Anna :*

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Przepraszam, że dopiero odpisuje. Strasznie Was zaniedbałam...Mam z tego powodu ogromne wyrzuty sumienia i zrobię wszystko, by epilog ukazał się jak najszybciej.
      Też nie mogę w to uwierzyć...przeraża mnie to i ekscytuje jednocześnie...Mam wrażenie, że tymi ostatnimi szlifami odwlekam to, co nieuniknione:)
      Uroczyście przysięgam, że nie pozabijałam wszystkich bohaterów;)
      Proszę o jeszcze chwilę cierpliwości.
      Ściskam mocno i dziękuję Ci, że jesteś;*

      Usuń
  3. Hej, wybacz pytanie, ale kiedy epilog? Nie mogę się doczekać xd

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Nie ma czego wybaczać. To ja przepraszam:(
      Epilog w styczniu. W ten lub w następny weekend. Obiecuję.
      Ściskam;*

      Usuń
  4. Odpowiedzi
    1. Doceniam to bardzo mocno:) I przepraszam, że tyle to trwa. W styczniu poznacie zakończenie tej historii:)
      Ściskam:*

      Usuń
  5. Hej kochana, mam nadzieje, ze wszystko w porzadku u Ciebie! Czekam wciaz cierpliwie na koniec :)

    Wszystkiego dobrego w nowym roku!
    Pozdrawiam, Anna :*

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Jestem Ci z tego powodu bardzo wdzięczna:*
      Robię, co w mojej mocy.
      W styczniu poznacie zakończenie "Rozbitków", obiecuję.
      Ściskam;*

      Usuń