Witajcie Kochani!
Jak mija Wam ten tydzień? Mam nadzieję, że mniej pracowicie niż mi. Byle do piątku;)
Wiem, że bardzo długo czekaliście na rozdział. Wiem... I jest mi bardzo przykro z tego powodu, bo gdybym tylko miała czas, to publikowałabym rozdziały codziennie;) Niestety, życie nie składa się jedynie przyjemności ale i obowiązków.
Tytułem wstępu chciałabym Was przeprosić za opóźnienie. Najprawdopodobniej rozdziały będą się ukazywać raz na dwa tygodnie. No chyba, że w ciągu tygodnia wygospodaruje wolną chwilę, aby coś naskrobać. Będę się starać dodawać je regularnie i najszybciej jak się da. Wynika to z tego, że zarówno mnie, jak i Faceless rozpoczął się rok akademicki i nasza pula czasu wolnego nieco uszczuplała. Mam nadzieję, że zrozumiecie...O datach publikacji będziecie informowani na bieżąco w Proroku codziennym.
Rozdział chciałabym zadedykować TYM WSZYSTKIM, którzy cierpliwie czekali na ciąg dalszy Rozbitków. Dziękuję za to, że jesteście i wspieracie mnie w komentarzach!;)
Betowała Faceless, za co jej ślicznie dziękuję. Wbrew temu co sądzisz Kochana, jesteś mi baaardzo potrzebna!
Tym miłym akcentem kończę swój przydługi monolog i zapraszam na rozdział piąty.
Ściskam Was ciepło w te chłodne, pochmurne dni i życzę dużo pozytywnej energii i uśmiechu!;)
Wasza V.
ROZDZIAŁ 5 „Dwie strony tego samego medalu”
- Minister
ponoć wycofał dotacje i projekt ma zostać zamknięty… - rudowłosy mężczyzna urwał
swój raport, patrząc niepewnie w stronę milczącej kobiety stojącej w cieniu
komnaty.
Przywódczyni
wyglądała na nieobecną myślami odkąd jej kruk wrócił z listem. Ralph szczerze
nie znosił tego wstrętnego ptaszyska. Za każdym razem, gdy zwierzę przewiercało
go spojrzeniem swoich czarnych jak węgiel oczu, czuł ciarki na plecach.
Zupełnie tak, jakby kruk potrafił przejrzeć go na wylot i dotrzeć do
najmroczniejszych zakamarków jego duszy. Nawet teraz miał wrażenie, że ptak
dumnie siedzący na oparciu krzesła swojej pani, spogląda na niego z pogardą.
- Ale…?
Z zamyślenia
wyrwał go chłodny głos kobiety. Stała do niego tyłem, zapatrzona w czerwono-pomarańczową
tarczę słońca, chowającego się za linię horyzontu. Czarne loki, w których
odbijały się refleksy światła, spływały po jej szczupłych plecach delikatnymi
falami aż za linię łopatek. Poczuł, jak jego żołądek zawiązuje się w bolesny
supeł. Potrzeba sprawdzenia się i zadowolenia przywódczyni paliła go od środka.
Nigdy nie miał okazji stanąć przed jej
obliczem. Wszystkie rozkazy przekazywał mu łącznik. Nigdy też nie zadawał
pytań. To była żelazna zasada, której należało przestrzegać. To wtedy
postanowił sobie, że kiedyś zdobędzie jej zaufanie, na tyle, że będzie mógł ją
zobaczyć. Zachłannie przysłuchiwał się natomiast wszystkim plotkom na temat
tajemniczej kobiety w kuluarach. Imponowała mu i jednocześnie go przerażała.
- Spotkało
się to ze sprzeciwem Shacklebolta. Stary wyga ponoć zamierza pomóc tej szlamie.
Widziano ją nawet, jak w towarzystwie młodego Malfoya i Kingsleya wchodzi do
biura Aurorów na zebranie. Miało to miejsce zaraz po tym, jak Minister
zablokował jej projekt – wyrzucił z siebie na jednych wydechu, starając się,
aby jego głos zabrzmiał pewnie i rzeczowo.
- Stary
Shacklebolt powinien uważać, gdzie wsadza swój wścibski nos, bo może go sobie
porządnie przytrzasnąć - mruknęła pod nosem, zaciskając swoje szczupłe palce na
ramionach – Wiesz, czego dotyczyło posiedzenie? – Zapytała z pozoru opanowanym
głosem.
-Niestety
nie, pani. Shacklebolt zaprosił na nie tylko najbardziej zaufanych ludzi…
- Masz się
tego dowiedzieć – przerwała mu nieznoszącym sprzeciwu tonem. - I nie obchodzi
mnie, czy aby tego dokonać, będziesz musiał czyścić mu buty, czy parzyć kawę.
Chce wiedzieć, co on kombinuje.
- Tak, pani…
- A co z
projektami?
Mężczyzna
odetchnął z ulgą, gdy kobieta zmieniła temat. Przeczesał nerwowo swoje rude
włosy i wyciągnął w jej stronę gruby rulon pergaminu.
- Dostałem
pozwolenie na rozpoczęcie prac…
- Mam gdzieś
rozpoczęcie prac! - Warknęła zniecierpliwiona, a ciało mężczyzny zesztywniało,
jakby zalała je fala lodowatej wody. – Chce wiedzieć, kiedy zdejmą bariery?
- Minister
nad tym pracuje… - zaczął kulawo, lecz i tym razem nie dane było mu skończyć
zdania.
- Chcesz mi
powiedzieć, że nie dopilnowałeś, żeby zdjęli barierę antymagiczną z Alcatraz? –
Zapytała niebezpiecznie niskim głosem, odwracając się w jego stronę i mrużąc
swoje kocie oczy.
Była piękna.
Przez chwilę Ralph nie był w stanie wykrztusić z siebie ani słowa. Nie wiedział,
czy jest to wina jej niesamowitej urody, czy sposobu w jaki na niego patrzyła.
Duże szmaragdowozielone oczy w kształcie migdałów okolone kaskadą gęstych,
czarnych rzęs kontrastowały z jej porcelanową cerą i idealnie wykrojonymi,
pełnymi ustami. Mały, lekko zadarty nos i wystające kości policzkowe nadawały
jej twarzy delikatnej drapieżności. Spuścił głowę, nie mogąc wytrzymać wzroku
przywódczyni.
- Nie…To
znaczy tak… - urwał na chwilę, słysząc zbliżające się kroki. – Pani, musisz
zrozumieć, że ze względu na przeznaczenie wyspy, ludzie mają obiekcje. Gdyby
coś poszło nie tak i któremuś z więźniów udało się uciec, to wybuchłaby panika…
- Ja ci
powiem, co się stanie, jeśli coś pójdzie nie tak i nie zdejmą tej cholernej
bariery – zaznaczyła ostrym głosem, a mężczyzna skulił się w sobie.
Kobieta
władczym ruchem uniosła jego podbródek i boleśnie zacisnęła na nim palce,
wbijając przy tym w niego swoje paznokcie. Pomimo tego, że jej skóra była
chłodna, miejsce, w którym zetknęła się ze skórą Ralpha, parzyła.
-Jeśli w
ciągu tygodnia nie sprawisz, że te bariery znikną, to poćwiartuje cię żywcem i
nakarmię tobą rekiny! Zrozumiałeś?
Pod wpływem
jej słów Ralph zbladł i z szeroko otwartymi oczami skinął głową.
- Mam
nadzieję, że masz trochę oleju w głowie, żeby nie zlekceważyć tego polecenia –
rzuciła z przekąsem, przechylając głowę na bok i lustrując mężczyznę z zimnym
uśmiechem, podczas gdy w jej oczach wciąż błąkała się niedawno wypowiedziana
groźba.
Walcząc z
falą mdłości, Ralph ponownie skinął głową, starając się wytrzymać spojrzenie
przywódczyni.
- Wynoś się
– wycedziła chłodnym tonem, odwracając się do niego plecami.
- Moja, pani.
Ralph ukłonił
się i z szybko bijącym sercem wycofał się z jej komnaty. Chciał znaleźć się jak
najdalej stąd. Po długo wyczekiwanym spotkaniu z tajemniczą kobietą, mógł z
czystym sumieniem potwierdzić plotki, jakie krążyły na jej temat. Była jak
groźny kwiat. Jej uroda wabiła, lecz była tylko zasłoną dymną dla morderczej
pułapki.
…
Słysząc
cichy odgłos zamykanych drzwi, zacisnęła dłonie w pięści i przygryzła dolną
wargę, walcząc z chęcią głośnego wrzasku. Czując metaliczny smak krwi, zalała
ją fala ulgi. Przymknęła powieki, opierając się o zimny, kamienny parapet i
wypuściła wolno powietrze. Irytowało ją, że od pewnego czasu stoi w martwym
punkcie. A wszystko przez tą bandę
nieudaczników – pomyślała z goryczą. Zastanawiała się, jak Voldemort mógł
przez tyle czasu siać terror, mając do dyspozycji zgraję nadętych chłystków
mających się za groźnych zabójców.
Rozmasowała
pulsujące skronie, myśląc intensywnie nad następnym krokiem. Zdawała sobie
sprawę z ryzyka, jakie wiązało się z opuszczeniem Strażnicy. Otworzyła okno,
wciągając chłodne wieczorne powietrze. Ostatnie, nikłe promienie zachodzącego
słońca odbijały się w ciemnej tafli oceanu, tworząc niesamowity widok. Przez
chwilę w skupieniu przyglądała się lustrzanemu odbiciu na wodzie. Wydawało jej
się ono takie nieuchwytne w swojej niestałości. Uśmiechnęła się do siebie i
rzuciła krótkie spojrzenie w stronę drzemiącego na kamiennym postumencie kruka.
Wolnym krokiem zbliżyła się w jego stronę, nie chcąc go spłoszyć i pogłaskała jego
aksamitne pióra. Ptak rozpostarł swoje wielkie skrzydła i zakrakał głośno.
-Mój
przyjacielu, czeka cię długa droga… Musisz dostarczyć wiadomość.
…
Zdjęła
zaparowane ochronne okulary i przykręciła ogień pod szklaną fiolką, na dnie
której połyskiwał złoty płyn. Wzięła próbkę serum i dodała trzy krople do
probówki z gęstą, szkarłatną cieczą. Wywar zasyczał niebezpiecznie, a następnie
w sali rozniósł się odurzający zapach. Szatynka, zakrywając usta dłonią,
zaniosła się kaszlem. Szary dym utrudniał widoczność i szczypał w oczy, z
których uwolniły się łzy. Tłumiąc w myślach przekleństwa, rzuciła się na oślep
w stronę drzwi. Słaniając się na nogach wypadła na korytarz i opadła na kolana,
boleśnie je sobie tłukąc. Do jej wrażliwych uszu dotarł krzyk jej sekretarki, a
następnie poczuła jak jej kościste ręce próbują ją podnieść.
- Nic mi nie
jest – wychrypiała, czując jak ślina podrażnia gardło - Dym… potrzebuje
różdżki, bo moja została w gabinecie…
- Nie wróci
tam pani! – Zaprotestowała z przejęciem młoda kobieta – Zaraz poślę po kogoś,
żeby się tym zajął – dodała widząc, że jej szefowa otwiera usta.
Na
potwierdzenie swoich słów, podeszła do biurka i mrucząc pod nosem coś o stresie
i wcześniejszej emeryturze, wysłała wiadomość do Działu Technicznego.
- Proszę się
napić – oznajmiła, wciskając Hermionie plastikowy kubek z wodą.
Szatynka
skinęła jej głową z wdzięcznością i jednym haustem wypiła całą zawartość
naczynia. Zimna woda rozlała się kojąco po jej przełyku, jednak nie zmyła
gorzko- kwaśnego posmaku dymu z ust.
- Powinien
obejrzeć panią lekarz. Zaraz skontaktuję się z kimś z Munga – zdecydowała,
patrząc z troską na szefową.
- Nie ma
takiej potrzeby, Katlyn – zaoponowała szatynka, próbując wstać, czego szybko
pożałowała, ponieważ, gdyby nie pomocne ramię sekretarki, z pewnością by się
przewróciła.
- Właśnie
widzę – oznajmiła z przekąsem blondynka, prowadząc Hermionę w stronę fotela.
- Mówię
poważnie Katlyn, zaraz poczuję się lepiej – ucięła Hermiona, oddychając głęboko
i zamykając oczy, aby powstrzymać zawroty głowy.
- I tak
uważam, że… - zaczęła sekretarka, lecz w tym samym czasie drzwi windy rozsunęły
się, a surowy głos kobiety utonął w krzyku Harry’ego, który biegł w ich stronę.
- Hermiona!
Na Merlina, co ty wyprawiasz?! Przechodziłem obok techników, gdy usłyszałem o
tym, co się stało i od razu przybiegłem – zaczął przestraszonym głosem i
ukucnął naprzeciwko przyjaciółki, lustrując jej sylwetkę badawczym spojrzeniem
– Jak się czujesz? Nic ci nie jest?
- Nic mi nie
jest, Harry. To tylko mały wypadek przy pracy – powiedziała uspokajającym
głosem, kładąc dłoń na ramieniu przyjaciela.
Potter
posłał kobiecie niespokojne spojrzenie, a nie widząc żadnych widocznych urazów,
wypuścił głośno powietrze i zamknął oczy. Hermiona uśmiechnęła się, widząc jak
ciało bruneta odpręża się w oznace ulgi. Pochyliła się, obejmując jego twarz
dłońmi i złączyła ich czoła razem.
- Bałem się
– wyszeptał.
- Wiem.
Przepraszam.
Przez chwilę
panowała między nimi niczym niezmącona cisza, w czasie której oboje próbowali
uspokoić swoje nerwy.
- Zabieram cię
do Munga – zdecydował Harry tonem nieznoszącym sprzeciwu. – I nie chce słyszeć
żadnego ale – dodał, na co Hermiona pokręciła głową z rozbawieniem.
- Nie musisz
mnie niańczyć, Harry – powiedziała i uśmiechnęła się do Pottera z pobłażaniem.
Ten wywrócił
tylko oczami i wyciągnął do niej rękę, uśmiechając się przy tym szelmowsko.
- Wiem, ale
chcę.
…
Kingsley
Shacklebolt był człowiekiem, którego nie sposób było ignorować. Lata pracy
zapewniły mu prestiż i szacunek magicznego społeczeństwa. Po wojnie na krótko
zgodził się objąć stanowisko Ministra Magii, choć nigdy nie miał ambicji, aby
sięgać po ten fotel. Nigdy nie dążył do władzy. Zdecydowanie lepiej czuł się w
roli mentora młodych Aurorów, z którymi chętnie dzielił się swoją wiedzą i nabytym
doświadczeniem. Dlatego, gdy tylko na politycznej scenie pojawił się odpowiedni
kandydat, z nieopisaną ulgą przekazał mu berło.
Jason
Blackwell wydawał mu się mądrym i sprawiedliwym człowiekiem, który zawsze cenił
wyżej dobro jednostki i ogółu od skostniałego prawa Wizengamotu. Kierując
Działem Międzynarodowej Współpracy Czarodziejów pokazał, że dialog i
podejmowanie trudnych decyzji nie stanowią dla niego trudności. Obecny Minister
Magii posiadał wiele cech, które Kingsley cenił. W pewnym sensie Blackwell
przypominał mu samego siebie z czasów młodości. Nie bał się zmian i krytyki ze
strony społeczeństwa. A przynajmniej tak było do pewnego czasu i to martwiło
Szefa Aurorów.
- Wejdź,
Draco – powiedział, słysząc ciche pukanie i odsunął od siebie przeglądane
dokumenty.
Chwilę
później do gabinetu wszedł jeden z jego najbardziej zaufanych podopiecznych. Malfoy okazał się dla mężczyzny miłą
niespodzianką. Prawdę mówiąc, gdy Harry poprosił go o to, aby dał szansę
blondynowi i pozwolił mu dołączyć do kursantów, miał duże obiekcje. Nie
wyobrażał sobie, żeby były Śmierciożerca sprawdził się w roli Aurora. Poza tym
Draco nigdy nie przejawiał skłonności do bezinteresownego czynienia dobra, czy
nadstawiania karku za innych. Obce były mu wartości, którymi powinien kierować
się Auror. Jednakże mimo swoich uprzedzeń, za namową Pottera i Dumbledora,
postanowił dać szansę chłopakowi. Już na pierwszym spotkaniu młodych rekrutów
zauważył zmianę w młodym Malfoyu. Pobyt w Azkabanie najwidoczniej musiał
nauczyć go pokory. Wciąż był dumny i nieprzystępny, jednakże nie puszył się na
każdym kroku i nie traktował innych z góry. Zupełnie tak, jakby otoczył się
kamiennym murem, by odgrodzić się od nieprzychylnego mu świata zewnętrznego. Shacklebolt
nigdy nie wiedział o czym myśli, ani co czuje jego podopieczny. Beznamiętne
spojrzenie, chłodne opanowanie i ironiczne poczucie humoru stanowiły
nieodłączną maskę, za którą ukrywał się Malfoy. Stronił od ludzi, a i ci nie
narzucali się mu swoim towarzystwem. Wszyscy znali jego mroczną przeszłość i
dlatego sceptycznie podchodzili do plotek na temat wewnętrznej przemiany byłego
Śmierciożercy. Nikt, poza Harrym, nie zadawał sobie trudności, aby sforsować
ścianę lodu, którą otoczył się arystokrata. Shacklebolt nie był nawet pewny,
czy Wybrańcowi się to udało. Draco, co prawda zaskakująco dobrze tolerował
Pottera, a do niego odnosił się z szacunkiem, jednak na tym kończyła się lista
osób, do których młody Malfoy był „przyjaźnie” nastawiony. Ku zaskoczeniu
Kingsleya, Draco był całkowicie skupiony na przejściu kursu. Podczas zajęć
dawał z siebie wszystko, a po zaliczeniu egzaminów z jednym z najlepszych
wyników, uczestniczył prawie we wszystkich misjach. Rzucał się w wir walki zupełnie tak, jakby
chciał odpokutować grzechy młodości. Kingsley, widząc jego determinację i
zaangażowanie, po raz pierwszy poczuł, że podjął właściwą decyzję, włączając go
do grona Aurorów. Przerażało go jednak to, że blondyn zupełnie nie dba o własne
życie, jakby w ogóle go nie cenił. Zawsze znajdował się w pierwszej linii ognia,
brał na siebie największe ryzyko i często ledwo uchodził z misji cało, głównie
dzięki staraniom Wybrańca. To wtedy Kingsley postanowił połączyć w duet Dracona
i Harry’ego. Jak się okazało instynkt go nie zawiódł i jego eksperyment stał
się najlepszym zespołem wśród młodych Aurorów.
- Chciał
mnie pan widzieć – oznajmił Malfoy, siadając w fotelu naprzeciwko swojego szefa.
- Chciałem
widzieć was obu, ale panna Granger miała wypadek i Harry jest z nią w szpitalu
– wyjaśnił, opierając łokcie o blat biurka.
- Wypadek? –
Zapytał blondyn, marszcząc czoło i świdrując Szefa Aurorów przenikliwym
spojrzeniem.
- Harry
powiedział, że doszło do małego wybuchu w laboratorium, podczas gdy Hermiona
testowała gotowe serum – zaczął Kingsley, lecz przerwało mu rozbawione
prychnięcie jego podwładnego.
- Od
dłuższego czasu powtarzam, że ta szalona, niezrównoważona kobieta wysadzi się
kiedyś w powietrze – oznajmił z przekąsem, kręcąc głową z pobłażaniem.
Shacklebolt
posłał mu surowe spojrzenie, lecz na młodym arystokracie nie wywołało to
pożądanego efektu.
- Malfoy,
przywołuje cię do porządku. To nie pora na żarty, tym bardziej, że do tego wybuchu
nie powinno dojść.
Słowa Aurora
wypowiedziane poważnym, niskim barytonem przez chwilę wibrowały w uszach
Dracona, który ponownie spiął się pod wpływem otrzymanych informacji.
- Panna
Granger po piątkowym zebraniu przeprowadziła ten sam eksperyment. Na własne
oczy widziałem jego działanie. Serum jest gotowe do użytku.
- Ale… - zaczął Malfoy, trawiąc słowa szefa –
oznacza to, że…
- To nic nie
oznacza, Draco – przerwał mu Kingsley i przetarł zmęczone oczy – Nikt poza mną
i Hermioną nie wiedział, że ukończyła badania. Miało to pozostać tajemnicą do
momentu wizytacji w Alcatraz. Hermiona potrzebuje dowodu, aby móc przejść do
następnej fazy. Serum podziałało na krew magicznych stworzeń, ale nie wiadomo,
jak zareaguje na ludzki organizm. Dzisiaj miała pokazać próbkę Jasonowi, aby
dostać pozwolenie na podanie serum skazańcowi… - urwał widząc zrozumienie
malujące się na twarzy arystokraty.
- Sugeruje
pan, że ktoś próbował jej w tym przeszkodzić?
- Komuś
najwidoczniej nie za bardzo podoba się, że panna Granger stworzyła tak
niezwykłą broń i próbuje pozbyć się „problemu” – oznajmił poważnym tonem.
- Z marnym
skutkiem, jak widać – rzucił Draco z charakterystyczną dla siebie nonszalancją.
- Tym razem
tak, choć nie wiemy jeszcze, jak bardzo ucierpiał sam eksperyment.
Zabezpieczyłem laboratorium, ale straty uda się oszacować dopiero wtedy, gdy
Hermiona wróci do pracy.
- Rozumiem –
oznajmił cicho Draco, obserwując jak jego szef podnosi się z fotela i podchodzi
do okna. – Nie wezwał mnie pan tu jednak po to, żeby podzielić się ze mną
swoimi spostrzeżeniami.
Kingsley
uśmiechnął się, słysząc znajomy, ironiczny ton.
- Jesteś
jednym z niewielu pracowników, którym bezgranicznie ufam, Draconie – zaczął
mężczyzna, spoglądając uważnie na nieprzeniknioną twarz swojego podopiecznego.
Jeśli uwaga
szefa zaskoczyła lub w jakiś innym sposób wpłynęła na blondyna, to ten nie dał
tego po sobie poznać. Przez cały czas przyglądał się Kingsleyowi z uprzejmym
zainteresowaniem.
- Wygląda na
to, że na jakiś czas będziecie musieli wypracować pewien kompromis, ponieważ będziesz
odpowiedzialny za bezpieczeństwo panny Granger i odeskortujesz ją na wyspę –
oznajmił rzeczowym tonem, czekając na reakcję podwładnego.
-Dlaczego
akurat ja? – Zapytał z namacalnym napięciem w głosie. Sama myśl, że musiałby
przebywać obok niej po tym wszystkim, wywoływała w nim sprzeczne uczucia. –
Sądzę, że Granger wolałaby, żeby to Potter… - zaczął, lecz Kingsley nie pozwolił
mu skończyć.
-Bo ja tak
chce. Harry bardziej mi się tu przyda niż ty chłopcze – powiedział stanowczo, a
widząc, że Malfoy zaciska mocniej szczękę, pokręcił głową i dodał mniej surowym
tonem – Wybacz Draco, ale Harry w dalszym ciągu budzi większe zaufanie wśród
pracowników ministerstwa. Wiem, że ich postawa w stosunku do ciebie jest
krzywdząca. My ludzie potrafimy latami nosić i pielęgnować w sobie dawne urazy.
A przecież nikt nie jest bez skazy. To smutne, że ludzie wolą zadręczać się
przeszłością, niż żyć i cieszyć się z teraźniejszości.
Malfoy
uśmiechnął się gorzko po słowach Shacklebolta. On był doskonałym dowodem na to,
jak pamiętliwi i krótkowzroczni potrafią być ludzie. Sam doświadczał tego z ich
strony i wątpił, by kiedykolwiek ten stan rzeczy się zmienił.
Wzdrygnął
się, czując ciepłą dłoń na ramieniu i zdezorientowany uniósł głowę, napotykając
ciemne tęczówki swojego szefa. Mężczyzna patrzył na niego z czymś w rodzaju
ojcowskiego uczucia. Poczuł, jak jego krtań zaciska się boleśnie. Nie pamiętał,
kiedy ktoś spojrzał na niego w ten sposób. Owszem, Lucjusz okazywał mu swoją
miłość, jednak działo się to tak rzadko, że Draco nigdy nie zdołał do tego
przywyknąć. Nigdy też nie wiedział, jak powinien się wtedy zachować. Tak jak i
w tej chwili czuł się niekomfortowo.
-Ktoś
infiltruje ministerstwo. Nie wiem tylko kto i po co. Dowiem się jednak, o co w
tym wszystkim chodzi. Nie traktuj tego zadania jak kary, Draco. W tej chwili
utrzymanie panny Granger przy życiu jest dla nas priorytetem. Jej odkrycie jest
takim samym darem, jak i przekleństwem, gdy znajdzie się w niepowołanych rękach
– oznajmił cicho Shacklebolt.
Malfoy, nie
ufając własnemu głosowi, skinął jedynie sztywno głową. Kingsley uśmiechnął się
z wdzięcznością i poklepał go pokrzepiająco po plecach. Dopiero, gdy mężczyzna
z powrotem znalazł się za biurkiem, blondyn poczuł, jak ucisk w gardle znika.
Kingsley Shacklebolt był jednym z niewielu ludzi, których szanował. Był jedyną
osobą, która pomimo wszystkich rzeczy, jakich się dopuścił, uwierzyła w niego i
dała mu szansę na normalne życie. I nie miało znaczenia to, że zrobił to za
namową Pottera. Liczył się sam fakt, że podarował mu kredyt zaufania, pomimo
tego, że na niego nie zasłużył. Nie potępił go, jak większość społeczeństwa i
Malfoy był mu za to wdzięczny.
-
Wiedziałem, że mnie nie zawiedziesz. Na dzisiaj jesteś już wolny – oznajmił,
przysuwając do siebie papiery, po czym dodał z rozbawieniem - Jeżeli jakimś
cudem natkniesz się na pana Pottera, to przypomnij mu, że miał być u mnie trzy
godziny temu… I Draco… – powiedział, gdy blondyn był już przy drzwiach –
postaraj się być MIŁY dla panny Granger – oznajmił z uśmiechem, na co Draco odwrócił
się w kierunku szefa i uniósł brwi w geście niedowierzania.
Widząc
jednak, że Kingsley patrzy na niego ponaglająco, z pobłażającym uśmiechem,
zatoczył nad głową kółko, niczym anielską aureolę.
- Ja mówię
poważnie, Draco. I to nie polecenie służbowe, lecz przyjacielska rada. Jestem
pewien, że gdybyś był odrobinę bardziej ujmujący, to dałbyś jej chociaż szansę
na to, by dostrzegła to, co teraz tak nieudolnie robisz – dodał Shackelbolt,
uśmiechając się ze smutkiem.
Po uwadze
Kingsleya, Draco zesztywniał. Trzymając rękę na klamce spojrzał z ukosa na
mężczyznę, a ten westchnął ciężko i uśmiechnął się dobrodusznie.
- Widocznie
jest jeszcze za wcześnie – westchnął z rezygnacją, widząc reakcję swojego
podopiecznego, który był najwyraźniej wytrącony z równowagi faktem, że ktoś go
przejrzał.
- Nie mam
pojęcia, o czym mówisz – oznajmił z rezerwą i przez chwilę obydwaj mierzyli się
wzrokiem.
- Niech i
tak będzie – odparł Kingsley polubownym tonem.
Draco po
chwili wahania skinął sztywno głową, a gdy mężczyzna nic na to nie
odpowiedział, opuścił jego gabinet.
no no no :> bardzo fajny rozdział :> jestem bardzo ciekawa kim jest ten "skazany" oraz ta kobieta o jakże czarny charakterku :> powiem Ci, że naprawdę co raz bardziej widzę, że będzie to chyba najciekawsze opowiadanie jakie miałam okazję czytać :D tak więc czekam na następny rozdział i życzę weny :* ściskam cieplusio kochana! :*
OdpowiedzUsuńAnna.
Wiesz jak wielką przyjemność mi sprawiłaś tymi słowami? Cały czas uśmiecham się, gdy je czytam. Dziękuję!;* Dla takich osób, które poświęcają swój czas na skomentowanie i docenienie wysiłku to najlepsza nagroda.
UsuńTo naprawdę niesamowicie motywujące i budujące, biorąc pod uwagę mój problem z wiarą w siebie.
Czy najciekawsze to się okaże. Uważam, że jest wiele opowiadań Dramione, które zasługują na wyróżnienie. Jeszcze długa droga do końca więc chyba za wcześnie na oceny;) Ale jest mi naprawdę bardzo miło z powodu tego, że tak uważasz;)
Aż się boję co powiecie, jak powoli zacznie się wszystko wyjaśniać...bo przecież nie wszystko jest tym czym się wydaje;)
Ściskam również,
V.
Hej.:)
OdpowiedzUsuńRozdział jak zwykle świetny. Pierwsza część mnie zaintrygowała, tak, że przez Ciebie będę rozmyślać kto, jak i dlaczego,:)
Jednak najbardziej w tym wszystkim ujęło mnie podejście do Kingsleya do Dracona, wiesz w którym momencie. Uwielbiam, jak w opowiadaniach autorki odwołują się do uczuć blondyna, pokazują jak nieszczęśliwym i samotnym był dzieckiem. To pozwala odkryć tę postać.
No cóż.:D Znam ten ból jakim jest brak czasu, mimo iż jeszcze nie studiuję.:)
Życzę udanego roku akademickiego.;p
Pozdrawiam,
la_tua_cantante_
amor-deliria-nervosa-dramione,blogspot.com
Cześć;)
UsuńJeśli rozdział intryguje, to chyba dobrze;p Przecież nie mogę pozwolić Wam się nudzić;>
Cieszę się, że zwróciłaś na to uwagę. Chciałam pokazać Kingsley'a z innej strony. A Dracona będziemy odkrywać po trochu, małymi kęsami;D
Żeby tu tylko o studiowanie chodziło;) Niestety im starsi jesteśmy tym więcej przybywa nam obowiązków i spraw, za które jesteśmy odpowiedzialni.
Dziękuję;)
Pozdrawiam,
V.
Rozdział super.
OdpowiedzUsuńA Draco jest boski, Niegrzeczny chłopiec ;D
czekam na kolejny rozdział z niecierpliwością.
Pozdrawiam Jagoda:);*
Dziękuję;)
UsuńPozdrawiam!
Hmmm, napiszę tak: czekałam cierpliwie, bo nie miałam wyjścia:D Jest to coś, co w blogach lubię i czego nienawidzę:-) Czytając ciekawą książkę, dostaję od razu całą, dzięki blogom przyjemność czytania się wydłuża:-) A co do rozdziału, nie napiszę nic nowego, ani oryginalnego, bo jak zawsze świetny:-) w następnym mogłoby się zacząć coś wyjaśniać, bo jak na razie powstają tylko pytania;D Pozdrawiam, Justyna:-)
OdpowiedzUsuńTeż tak mam z blogowymi historiami;) Doceniam to, że czekasz. Nawet nie wiesz, jak bardzo.
UsuńJeszcze trochę namieszam;p Ale potem obiecuję, że zacznę wszystko wyjaśniać;) Cierpliwości Kochana;)
Pozdrawiam,
V.
Ja już nie wiem jak mam komentować, nie mam pomysłu bo wszystko Ty wiesz i to co napisze będzie oklepane;) Czekam z niecierpliwością na 6rozdział!
OdpowiedzUsuńTy nie masz pomysłu? Niemożliwe;p Dla mnie nic co napiszesz takie nie będzie;)
UsuńPozdrawiam!
Właśnie Draco! Badź miły dla Hermiony! :) Fajnie kreujesz to kompletnie wszystkie postacie. Akcja rozwija się powoli - 5 rozdział, a nasze dramionki przeprowadziły jedną rozmowę, ale wydaje mi się, że budujesz teraz tło i stawiasz grunt pod cały główny wątek - a już bardzo mi się podoba :) Wiem, że to już nudne... ale nie mam czego krytykować, serio :)
OdpowiedzUsuńZgadza się. Staram się postawić fundament po całość, zawiązać wątki i dopiero wtedy pchnąć akcję do przodu.
UsuńDziękuję;)
Pozdrawiam!
No, akcja zaczyna się rozkręcać, wszystko wygląda już nieźle, znamy bardzo dobry szkic fabuły, jakich mało. Szkoda Hermiony, że spotkał ją wypadek, no ale cóż, zbyt mądra jest, trzeba ją usunąć. Liczę na to, że broń uda się dopracować i użycie serum wejdzie w życie.
OdpowiedzUsuńSzkoda Draco, że musi znosić ciągłe okazywanie mu braku zaufania, ale takie jest życie i ludzie, nie dziwię im się w sumie, ciężko jest zaufać Śmierciożercy.
Hermiona pewnie nie będzie szczęśliwa, że Draco będzie ją eskortował na wyspę, ale będzie musiała to jakoś przeżyć ;P Ciekawe co na to Wiktor i czy przyjedzie do niej do św. Munga, liczę na to, bo tak się zachowuje prawdziwy facet, kiedy jego kobiecie dzieje się krzywda ;D
Stylistycznie bomba, cudownie opisujesz uczucia swoich bohaterów ;)
pozdrawiam
Courtney
Wiesz jak mnie zawstydzić;)
UsuńOtóż to. Ludzie lubią pielęgnować w sobie urazy i tak łatwo nie zapominają. Niestety bardzo ciężko jest pozbyć się etykietki, zwłaszcza, gdy jest ona tak negatywna jak w przypadku Dracona.
Wszystko się okaże;)
Dziękuję;*
Ściskam!
Powoli odkrywasz karty i ujawniasz nam główny wątek. Jestem okropnie ciekawa jaki będzie dalsza część tej historii.
OdpowiedzUsuńPrzecież obiecywałam, że stopniowo wszystko bd się rozjaśniać;)
UsuńTo dobry znak;)
Dziękuję;)
Pozdrawiam!
O nie...znowu się zaczyna od tej Pani Idealnej...mogę czytać tylko części bez niej? ^^' Projekt został zamknięty? Czyżby Hermiona osiągnęła sukces?
OdpowiedzUsuńNo jasne, że czujesz ciarki chłopie! Przecież to mrrrrooook...jestem wredna wiem, przepraszam, ale czuję przymus skomentowania jakoś też tej części, a że jej nie lubię to moja Paskudna Natura wyrywa się na plan pierwszy."Hebanowe" no tak...bo przecież ona nie może mieć czarnych włosów...to takie pospolite...Loki? Serio? Loki są be! Ona jest mrrrocznym ideałem, musi mieć proste włosy - loki to skaza na jej Mery Sue'iźmie. Popłaczę się..."szczupłe palce" czy ona nie może mieć choć krótkich i okrągłych palców? No nie mogę po prostu
A porównywanie jej do mojej El nie ma racji bytu :P bo moja El ma wady, a ta tutaj? Może chociaż ma pryszcze? Albo kurzajki? Albo COKOLWIEK?!
Tak podkreślasz te jego rude włosy...to specjalnie czy niechcący? Bo jeśli niechcący to myślę że raz w jednym kontekście wystarczy. "Była piękna." ojej, no to już cały wszechświat wie, no ja jej po prostu nie lubię i kropka...no chyba że ma pryszcze...to wtedy się zastanowię :D O bogowie..."niesamowitej urody"...może po prostu przestanę komentować tę panią? O tak, do dobry plan.
Jak mógł? Bo Voldemort był od Ciebie lepszy! Ha!
Ups...coś nie wyszło :D widzisz jak to, że postaci nie są idealne wpływa na ich cudowność?
"Zaraz poślę patronusa" a sów i papierowych samolocików już nie ma? Zauważyłam tendencję, że w wielu opowiadaniach patronus służy za gońca, to wydaje mi się obdzierać go z jego ochronnych zadań, no i przypominam, że to nie było proste zaklęcie.
Harry! Moja nowa gwiazda na nieboskłonie! Uwielbiam Twojego Harry'ego...no ale właściwie dlaczego on? Przecież patronus-listonosz poszybował do Działu Technicznego.
Haha! Dobre :) Kingsley ceni tych, którzy go przypominają...to uroczo egocentryczne, cudowne. O właśnie! Malfoy na Ministra! A tak poważnie to dlaczego Harry się wstawił za Malfoyem? Niby coś tam pisałaś na ten temat wcześniej, ale ja dalej tego nie pojmuję - wyjaśnisz to, prawda? Drops żyje O.o a Severus też...?
"Już na pierwszym spotkaniu młodych rekrutów zauważył zmianę w młodym Malfoyu." dwa razy "młody" w jednym zdaniu, nie to żebym szukała błędów, ale ten rzucił mi się w oczy.
W opisie Dracona brakuje "potrzebna musztarda" - to dobrze wróży na później :D
nie był nawet pewny - nie był nawet "pewien" brzmi lepiej, nie sądzisz? ja przynajmniej tak wolę;
Ech...wzdycham i czytam opis Dracona po raz kolejny, chcę WIĘCEJ. Koooocham go...zrobisz mi takiego w rzeczywistości? Prooooszę....
Hurrraaaa! Wycieczka naszych gołąbeczków :) będzie namiętnie? będzie iskrzyło?
No dobra...nie sądzisz, że nie poczuł ciepła dłoni przez ubranie? Chyba, że nie miał koszuli...moja wyobraźnia właśnie sobie poszybowała...biegnę za nią bo to co wymyśli może być interesujące ^^'
Co on robi? Podrywa ją? Ukrywa to że chciałby ją podrywać? No co robi? no bo się przejął tym wypadkiem! No ja chcę wiedzieć JUŻ!
Ona nie jest Idealna! Nie możesz, bo potem pogubisz się w akcji i co bd?;) Kochana sama się nakręcasz. Nie podobała Ci sie od początku (nie wiem dlaczego...przez ten mrok?) i teraz choćby miała pryszcze i krzywe nogi to i tak jej nie polubisz;)
UsuńEch...ta Twoja ironia;) Kochana...Ty też używasz koloru włosów do określeń osób i Twój "hebanowy parkiet" również jest hebanowy a nie zwyczajny;p Więc się nie czepiaj;p
Ona nie jest żadną Mery S.! Wbij to sobie do głowy;>
Taaak, jeśli poczujesz się lepiej, to jej po prostu nie komentuj;)
Być może;p
Sowy brudzą, a samolociki wyszły z mody, a poza tym mogą zostać przejęte przez kogoś niepowołanego. Patronus jest bezpieczniejszą formą.
Harry nie dostał Patronusa. usłyszał tylko wybuch i informację, że miał miejsce w gabinecie Hermiony.
No cóż...facet jest pewny siebie i zna swoje mocne strony;D Wiem, że to egocentryczne, ale to lider, a lider powinien być i silny i pewny siebie;)
Drops nie żyje, ale jego gadający portret wciąż doradza.
Przykro mi, Sev jest w dalszym ciągu martwy.
Nie chwal dnia przed zachodem słońca...Z Tobą i Twoją wrażliwością smakową na cukier mogę spodziewać sie wszystkiego;)
Pewnie, czemu nie;D Daj mi tylko magiczną różdżkę;D
Wszystko się wyjaśni;p
Czyżby tej mrocznej kobiecie chodziło o Hermione i jej eliksir?
OdpowiedzUsuńJestem ciekawa jak poradzą sobie Draco i Hermiona na wyspie :3
Wszystko się okaże w niedalekiej przyszłości;)
UsuńDziękuję;)
Pozdrawiam!
Kingsley`a zawsze lubiłam. Co takiego robi Draco?
OdpowiedzUsuńPozdrawiam
Kasia
Ja też go lubię;)
UsuńZobaczysz;)
Dziękuję;)
Pozdrawiam!
Czyli nadeszła pora na nieunikniony rozejm. To może być ciężki orzech do zgryzienia, ale wierzę w profesjonalizm naszej parki.
OdpowiedzUsuń;)
UsuńDziękuję;)
Pozdrawiam!
Ta kobieta kojarzy mi się z Roweną Ravenclaw, przynajmniej ja sobie zawsze tak Rovene wyobrażałam, jeśli chodzi o wygląd xD Draco miły dla Hermiony ? To będzie ciekawe :D
OdpowiedzUsuńNaprawdę? Hmm nigdy bym na to nie wpadła, ale jak tak teraz myślę, to czemu nie?;) Oby charakter miała inny;p
UsuńMam taką nadzieję;)
Dziękuję;)
Pozdrawiam!
relacja Potter x Granger jest idealna <3
OdpowiedzUsuńHarry martwiący się o Herkę awww
ale oni to tylko przyjaciele i niech tak pozostanie :>
Draco i bycie miłym ?
nie znałam go od tej strony więc może mnie zaskoczysz :)
Zgadza się, Harry i Hermiona są tylko lub też aż przyjaciółmi. Na dobre i na złe:)
UsuńDracon Malfoy ma wiele twarzy:)
noooo akcja się rozkręca
OdpowiedzUsuńKiedyś musi:)
UsuńUhuhu :D Widze że projekt Hermiony to gruba akcja :D Ciekawa jestem co dokładnie miał na myśli Kingsley na sam koniec :D
OdpowiedzUsuńWszystkiego dowiesz się w swoim czasie:)
UsuńDraco i Hermiona to wybuchowa mieszanka
OdpowiedzUsuńJuż widzę jak się pakują w kłopoty, ale to właśnie jest najlepsze! Te nieuniknione kłopoty, ich kłótnie, dialogi, żarty.
Mroczna dama zaczyna się rozkręcać. Mmm, ciekawi mnie kim ona jest (mam swoje domysły jednak zostawię je dla siebie)
Pozdrawiam