Kochani,
długo to trwało, ale ostatnio moje życie przypomina przejażdżkę na karuzeli dlatego proszę Was o wyrozumiałość. Kolejny rozdział jest już w trakcie pisania i powinien ukazać się najpóźniej w przeciągu dwóch tygodni. Chciałabym Was przeprosić za ewentualne błędy, ale Faceless z przyczyn niezależnych od niej nie może go zabetować. Gdy tylko to zrobi, podmienię wersje i powiadomię Was o tym w Proroku Codziennym.
Ostatnio długo zastanawiałam się nad nagrodą dla komentujących Czytelników. Chcę okazać im swoją wdzięczność za to, że nie idą po najprostszej linii oporu i zamiast po przeczytaniu rozdziału najechać na biały krzyżyk na czerwonym tle, decydują się poświęcić chwilę na skomentowanie. Wasze opinie są jak pozytywna dawka energii, motywująca mnie do pisania. Już dawno dałabym sobie spokój z Rozbitkami, gdyby nie świadomość tego, że istnieje ktoś, kto chce poznać ciąg dalszy tej historii. Dlatego też po zakończeniu opowiadania każdy komentujacy (po uprzednim podaniu mi swojego maila), który na to zasłużył, dostanie ode mnie mały prezent;) Specjalnie dla Was powstanie coś, co początkowo za namową wielu osób miało ukazać się tu, lecz ostatecznie zmieniłam zdanie;p A co, wolno mi ;) Mam nadzieję, że przypadnie Wam do gustu tak jak krótkie fragmenty w wykonaniu tej pary na kartach Rozbitków ;) W ten sposób pragnę Wam podziękować za to, że jesteście i dajecie mi powód do skończenia historii.
Rozdział z dedykacją dla Faceless - za popieprzony całokształt naszej przyjaźni;* Dziękuję!
A co do Face, to chciałabym serdecznie zaprosić Was do jej magicznego świata. Pierwsza z historii została już niestety zakończona. Uznałam jednak, że coś tak niesamowitego zasługuje na rekomendacje. Druga propozycja to świeżynka i mam nadzieję, że okaże się taką samą, o ile nie jaśniejszą, perełką jak "Zanim zajdzie słońce".
http://lovevsus.blogspot.com/
i
http://bez-analizy.blogspot.com/
A teraz, bez zbędnych słów, zapraszam do lektury rozdziału i ślicznie proszę o komentarze!;)
Pozdrawiam gorąco,
Villemo.
ROZDZIAŁ XVI „ZIEMIA”
- Moja pani?
– Zduszony głos Garrica, gdy ta tylko przestąpiła próg komnaty tronowej, był
przesycony strachem i niepewnością.
Eva rzuciła
mu przelotne spojrzenie i podeszła do stolika, na którym leżało kilka zwojów,
dzban z winem oraz kielich. Upiła łyk słodkiego trunku i przymknęła powieki,
gdy smak wina zmywał gorzko-kwaśny posmak krwi dementorów. Była tak bardzo
zmęczona. Najchętniej położyłaby się spać, jednak było jeszcze tyle do
zrobienia. Kątem oka dostrzegła Ollivandera, który niecierpliwie przestępował z
nogi na nogę i stłumiła chęć rzucenia w niego pustym już, srebrnym kielichem,
który aktualnie trzymała w dłoni.
- Na
Merlina, Garricu, przestań zachowywać się tak jak skazaniec przed ścięciem. Twój
brak zaufania zaczyna mnie irytować – warknęła na wpół rozdrażniona, na wpół
rozbawiona postawą starca. – Przestań się wydurniać i siadaj – dodała, widząc
minę mężczyzny. Coś w tonie jej głosu sprawiło, że Ollivander wykonał polecenie
kobiety i utkwił w niej badawcze spojrzenie. – Tak lepiej – mruknęła z aprobatą
i chwyciła jeden z trzech leżących na stole listów.
W milczeniu
zapoznała się z jego treścią. Bez słowa komentarza odłożyła pergamin i
rozwinęła następny. Tym razem między jej brwiami pojawiła się podłużna
zmarszczka, która zniknęła wraz z przeczytaniem ostatniego rulonu.
- Mówiłaś,
że… - zaczął mężczyzna, lecz Eva uciszyła go jednym gestem i ruszyła w stronę
kamiennego podium, na którym leżała otwarta księga czarów, kilka czystych
zwojów oraz piór i atrament. Następnie wciąż ignorując czarodzieja,
przyciągnęła czysty pergamin i zabrała się za odpisywanie odpowiedzi.
- A teraz
posłuchaj mnie uważnie, Garricu – zaczęła, gdy zapieczętowała listy i
wyciągnęła dłoń z jednym z nich w stronę Ollivandera. – To list wyjaśniający twoją
niezapowiedzianą wizytę w Zakonie. Za trzy dni wyruszysz tam razem z Karmą, by
ta mogła rozpocząć szkolenie. Do tego czasu Najwyższa Kapłanka powinna być w
Alkatraz więc miniesz się z nią i unikniesz niewygodnych pytań. Jestem Pierwszą
Kapłanką więc nikt nie będzie podważać moich decyzji. Zostaniesz tam dopóki cię
nie wezwę.
- Evo,
cokolwiek planujesz…
- Nie
powinno cię to obchodzić – ucięła władczym tonem. Przez chwilę mierzyli się
wzrokiem, po czym mężczyzna skinął sztywno głową i odebrał z jej ręki rulon
pergaminu. – A teraz druga sprawa. Mamy dwa dni na to, żebym w końcu opanowała
ostatni żywioł – dodała, opadając na swój tron, a czarny kruk dotychczas
siedzący na parapecie, sfrunął i miękko przysiadł na jego oparciu. – Ziemia w
dalszym ciągu mnie nie słucha – poskarżyła się niebezpiecznie cichym głosem,
przyglądając się mężczyźnie przeszywającym wzrokiem.
- Nie jestem
pewien, moja pani. Mam pewną hipotezę, co do przyczyn, ale to tylko spekulacje…
- Darujmy
sobie tę fałszywą skromność. Obydwoje wiemy, że zazwyczaj twoje domysły są
trafne. Dlatego domyśl się i tym razem – rzuciła z przekąsem, mrużąc oczy i
rozmasowując sobie skronie.
- Ziemia to
najbardziej złożony żywioł – podjął po chwili wahania czarodziej, obserwując
uważnie reakcję kobiety. – Zawiera w
sobie zarówno pierwiastek życia jak i śmierci. To bardzo złożona kombinacja,
którą należy zrozumieć, aby móc z niej korzystać… - urwał i spojrzał
wyczekująco na brunetkę, jakby sprawdzał czy uważa. Eva niecierpliwie machnęła
ręką, by kontynuował dalej. Garric zacisnął usta w wąską linię. - W interpretacji magii bardzo ważna jest siła
manifestacji jej źródła. W tym przypadku żywiołów. Jeśli chcesz zawładnąć Ziemią musisz najpierw
określić swoją relację do tego żywiołu…
- Do rzeczy,
Garricu. Nie jestem w nastroju do rozwiązywania zagadek.
- Najłatwiej
kontrolować Ogień, bo wymaga on tylko i wyłącznie energii czarodzieja. Siła
ognia czerpie z mocy osoby, która ten ogień kontroluje. Woda dostraja się do
jego emocji. Gdy nauczysz się kontrolować uczucia, ujarzmisz i ją. Powietrze
można okiełznać tylko dzięki magii umysłu. Natomiast Ziemia to zupełnie inna sfera.
- To już
wiem, przyjacielu. Bądź łaskaw przejść do istotnych kwestii – Eva ponownie
przerwała mężczyźnie, lecz tym razem w jej głosie obok zniecierpliwienia
zabrzmiała również groźba.
-
Pogwałciłaś Prawo Magii Życia i dlatego nie jesteś w stanie opanować żywiołu
Ziemi – wyrzucił z siebie mężczyzna na jednym wydechu i instynktownie cofnął
się bliżej drzwi.
Z
doświadczenia wiedział, że posłaniec dostarczający złe wieści, jest martwym
posłańcem i co gorsze miał świadomość tego, że Eva również wyznaje tę zasadę.
Wstrzymał oddech, obserwując twarz kobiety. Czarownica była tak pochłonięta
analizowaniem jego słów, że na chwilę zdjęła swoją maskę tak, że znów mógł
czytać z niej jak z otwartej księgi. Doskonale wiedział, co teraz działo się w
jej głowie. Eva była już bliska rozwiązania zagadki. Garric widział to w jej
oczach.
- Rytuał… -
wyszeptała czarownica, jakby spłynęło na nią olśnienie, a czarodziej skinął
głową.
- Zawierając
pakt z demonami w zaświatach, pogwałciłaś Pierwsze Prawo Magii i dlatego teraz
nic, co żyje na Ziemi, nie podda się twojej woli – wyjaśnił cicho Ollivander,
utrzymując między sobą a czarownicą stosowny dystans.
- Nic, co
żyje, nie będzie mi posłuszne, powiadasz? – Mruknęła pod nosem, nie spuszczając
szeroko otwartych oczu od spiętego czarodzieja.
– Masz na myśli zwierzęta i rośliny?
- Nic, w
czym tętni pierwiastek życia – uściślił ostrożnie starzec, a widząc uśmiech
czający się w kącikach ust kobiety, zbity z tropu zmarszczył czoło.
- Mówiłeś,
przyjacielu, że Ziemia oprócz pierwiastka życia zawiera również pierwiastek
śmierci. Nie mogę władać tym pierwszym, ale martwa jej część ugnie się pod
wpływem mojej woli? – Upewniła się, patrząc twardo w oczy mężczyzny. -
Przekonajmy się – mruknęła i podeszła do okna, gdy ten z lekkim wahaniem skinął
głową. – Na czym powinnam się skupić? – Zapytała, utkwiwszy wzrok w tylko sobie
znanym punkcie.
- Nie jestem
pew…
- Więc się
domyśl – warknęła, odwracając się gwałtownie w stronę czarodzieja i patrząc na
niego nieustępliwie.
Ollivander
wziął głęboki wdech i wolnym krokiem podszedł do kobiety.
- Nawiąż
relację – powiedział, jakby nawiązanie relacji z martwym przedmiotem natury
było czymś zwyczajnym.
Eva
spiorunowała go wzrokiem, a jej szmaragdowozielone oczy rozjarzyły się w
otulonej mrokiem komnacie. Garric uśmiechnął się kojąco i ujął dłoń kobiety.
- Co
czujesz? – Zapytał łagodnym tonem. Czarownica posłała mu podejrzliwe
spojrzenie, a on zamknął jej dłoń w swoich rękach. – Zamknij oczy i skup się na
tym, co czujesz. A potem opisz mi to. Skoncentruj się tylko na moim dotyku i na
swojej dłoni – instruował ją zachęcającym tonem, jakby nakłaniał wystraszone
dziecko do opuszczenia swojej kryjówki.
- Ciepło… Czuję
ciepło i… twoje tętno… - powiedziała niechętnie.
- Skup się
na tym. Dostosuj swoje tętno do mojego – rozkazał, mocniej ściskając zimną rękę
kobiety.
Eva mocniej
zacisnęła powieki i zrobiła głęboki wdech. Skupiła się na delikatnym pulsowaniu
w koniuszkach palców Ollivandera i jednocześnie zaczęła wyciszać pozostałe
zmysły. Myślała tylko i wyłącznie o dotyku ciepłej, szorstkiej, pomarszczonej dłoni,
o wyczuwalnych odciskach, kościach i cienkiej skórze. Odruchowo uniosła drugą
rękę i zamknęła w dłoniach rękę czarodzieja. To było prawie tak intensywne, jak
uzdrowicielska magia Druidów, z tym że tu nie chodziło o zespolenie ciał w celach
medycznych. Tu chodziło o sięgnięcie do jądra własnej mocy i do połączenia jej
z mocą drugiego czarodzieja. Ten rodzaj magii tętnił życiem dwojga ludzi i
odbierał drgania innych żywych istot znajdujących się w pobliżu.
- Otwórz
oczy, lecz nie przerywaj połączenia – nakazał Garric tym samym cichym,
łagodnym, lecz stanowczym głosem.
Coś w jego
brzmieniu sprawiło, że uśmiechnęła się, nim jej oczy ujrzały maleńki, różowo-fioletowy
świetlik, otoczony aureolą białego światła. Świetlik pulsował i promieniował
ciepłem i, ku jej zaskoczeniu, robił to w rytm bicia jej serca. Nie mogła
oderwać zafascynowanego wzroku od ich dłoni, w obrębie których unosił się
wytwór muśnięcia magii dwóch żyjących istot.
- Bardzo
dobrze – pochwalił ją Ollivander i wysunął dłonie z jej rąk.
Poczuła się
tak, jakby ktoś wyciągnął z jej dłoni nitkę wełny. Magiczny świetlik zamigotał,
a potem rozpłynął się w mroku komnaty. Eva z trudem powstrzymała jęk zawodu.
- Tak
czujesz się wtedy, gdy korzystasz z magii życia – wyjaśnił Garric.
- Ale
przecież ja nie mogę wykorzystywać tego pierwiastka.
- Ale ja
mogę. Chciałem ci tylko pokazać jak nawiązywać relacje z innym żyjącym żywiołem
i jak czerpać z jego mocy. W ten sam sposób musisz postąpić z martwymi
pierwiastkami żywiołu. Odnajdź istotę, a znajdziesz sposób.
Eva
ściągnęła brwi, analizując słowa starego czarodzieja. Przygryzła dolną wargę i
zmusiła swój zmęczony umysł do wytężonej pracy, ciągle jednak nie mogła
przestać myśleć o tym, czego doświadczyła przed chwilą. Było to zaledwie
muśnięcie magii, a ona czuła niewyobrażalną moc - siłę życia. Zastanawiała się,
czy pierwiastek śmierci będzie równie potężny. Jednocześnie nie mogła oprzeć
się wrażeniu, że ten drugi pierwiastek nie będzie tak przyjemnym doświadczeniem,
jak jego odpowiednik.
-
Spróbujemy? – Zapytał Ollivander, uśmiechając się zachęcająco, a ona skinęła
głową.
Starzec
ponownie ujął jej dłoń i ułożył ją na kamiennym parapecie. Nie musiał jej
ponownie instruować. Wiedziała, co musi zrobić. I tak jak poprzednio skupiła
się na dotyku. Pod palcami czuła zimną, chropowatą i wilgotną teksturę
kamienia. Zastanawiała się, w jaki sposób mogłaby nawiązać z nim jakąkolwiek
nić relacji. Przez głowę przemknął jej pewien pomysł, który nie za bardzo jej
się spodobał. Jednak, jako że nic innego nie przychodziło jej do głowy,
postanowiła go zweryfikować. Wzięła kolejny głęboki wdech i sięgnęła do wnętrza
siebie, do najmroczniejszych zakamarków swojej duszy i umysłu. W koniuszkach
palców poczuła delikatną wibrację i docisnęła dłoń do kamienia. To było
zupełnie inne uczucie niż to, które towarzyszyło jej za pierwszym podejściem. Tym
razem magiczna penetracja paraliżowała i wywoływała ból. Wiedziała, że może w
każdej chwili przerwać połączenie i uwolnić się z coraz ciaśniej oplatających
ją macek magii. Miała jednak świadomość tego, że za nic się nie wycofa. To
świadczyłoby wyłącznie o jej słabości, a ona musiała odnaleźć w sobie siłę. Bo
silny człowiek nie unika rzucanych w niego kamieni. Silny człowiek wychodzi im
naprzeciw po to, by później zbudować z nich fortece. Czuła w ustach metaliczny
smak krwi i pot spływający jej z czoła. Cofnęła się do samego jądra mocy i
ostrożnie zaczerpnęła z jego wnętrza. Uderzyła w nią fala gorąca, a potem
poczuła, jak jej krew powoli zamarza. Tysiące lodowatych igieł przepływało
przez jej żyły, a ona rozpaczliwie walczyła o każdy płytki oddech. Chwyciła
mocniej kamienny parapet, czując jak z każdą kolejną sekundą zaczyna oswajać
ból. Usłyszała zduszony okrzyk i otworzyła oczy. Spojrzała beznamiętnie na wstrząśniętego
czarodzieja, który wyglądał przez okno i szybko oddychał. Eva podeszła do
mężczyzny, który zadrżał, gdy stanęła obok niego tak, że ich ramiona stykały
się. Czarownica spojrzała w dół, a jej oczom ukazała się szeroka przepaść odgradzająca
Strażnicę i Czarne Wieże od reszty lądu. Z wnętrza szczeliny wydobywała się
biała mgła, która przy dnie była tak gęsta, że ukrywała mury więzienia.
Brunetka uśmiechnęła się szeroko.
- Dziękuję,
Garricu. Możesz wrócić do swoich komnat – powiedziała spokojnym głosem, nie
zaszczycając mężczyzny nawet przelotnym spojrzeniem.
- Evo…
- Każ przygotować
mi kąpiel i bądź łaskaw przynieść mi coś na wzmocnienie. Przed igrzyskami muszę
jeszcze trochę popracować – ucięła nieznoszącym sprzeciwu głosem.
Ollivander
posłał kobiecie zatroskane spojrzenie. Przez chwilę, jakby bił się z zamiarem
powiedzenia jej czegoś, lecz ostatecznie zrezygnował i, dotykając lodowatego
ramienia czarownicy, oddalił się.
***
- Uważam, że
powinniście dać sobie czas. Zostań parę dni w Norze, przemyśl wszystko i
poukładaj sobie w głowie. Zobaczysz, że gdy nabierzesz do tego dystansu, to
szybciej znajdziesz rozwiązanie, Herm – oznajmił łagodnie mężczyzna, otaczając
przyjaciółkę opiekuńczym ramieniem i razem ruszyli w dół wzgórza, gdzie
znajdował się rodzinny dom rodziny Weasleyów. – Myśl o rozwiązaniu, a nie o
problemie – dodał, trącając szatynkę biodrem i uśmiechnął się łobuzersko.
Hermiona
uśmiechnęła się, słysząc jak rudzielec cytuje jej własne słowa i spojrzała na
niego kątem oka. Ron utkwił wzrok w budynku i zdawał się całkowicie pogrążony
we własnych myślach. Czarownica dyskretnie obserwując profil przyjaciela,
podświadomie doszukiwała się jakichkolwiek znajomych cech, przypominających jej
tego impulsywnego, roztrzepanego, gadatliwego chłopaka z Hogwartu. Tęskniła za
jego wygłupami i zaraźliwym śmiechem. Ten Ron, mimo że tak bliski i znajomy,
wydawał się jej obcy. Był opanowany, spokojny i pewny siebie. Przeszło jej
przez myśl, że może zawsze taki był, tylko ona nie potrafiła tego dostrzec.
Mężczyzna odgarnął z czoła włosy i spojrzał na towarzyszącą mu kobietę. Widząc,
że ta go obserwuje, uśmiechnął się szerzej.
- Znowu mam
coś na nosie? – Zapytał zaczepnym tonem, mrużąc przy tym niebieskie oczy, na co
szatynka pokręciła z pobłażaniem głową. – Jesteś jakaś inna – dodał
poważniejąc, gdy nie doczekał się odpowiedzi ze strony czarownicy.
- Inna?
- Inna –
potwierdził rudzielec i pokiwał w zamyśleniu głową, a gdy szatynka zmarszczyła
czoło, wyjaśnił, uważnie dobierając każde słowo. – Jakby bardziej zamknięta w
sobie. Nie potrafię już czytać z twojej twarzy.
- Też nie
jesteś taki jak dawniej – odparła, uśmiechając się ciepło do przyjaciela. Mężczyzna
skinął głową w milczeniu.
- Jestem po
prostu szczęśliwy, Herm. Mam wszystko, o czym kiedykolwiek marzyłem. Kochającą
rodzinę, cudowną narzeczoną, przyjaciół, intratną pracę, pozycję, szacunek… Czasami
mam wrażenie, że to wszystko jest kolejnym snem o przyszłości i za każdym razem,
gdy rano otwieram oczy, potrzebuje chwili, żeby uwierzyć, że to dzieje się
naprawdę – wyjaśnił z chłopięcym uśmiechem i wzruszył bezradnie ramionami.
- Zasłużyłeś
na to, Ron. I pamiętaj, że jeśli kiedykolwiek będziesz miał problem, żeby w to
uwierzyć, to służę pomocą. Gwarantuję, że po tym, co zrobię, już nigdy nie
zwątpisz – powiedziała z chytrym uśmieszkiem, a Ron parsknął głośnym śmiechem.
- Jeśli
obiecasz mi, że nie naślesz na mnie tych swoich ptaszków, to jestem skłonny
przemyśleć twoją propozycję – rzucił z przekąsem, patrząc na kobietę z udawanym
wyrzutem.
- Cel
uświęca środki – oznajmiła niewinnym tonem i uniosła lewą brew, a następnie
obydwoje roześmieli się głośno.
Ron otworzył
furtkę i przepuścił szatynkę przodem. Mężczyzna przez chwilę stał i w milczeniu
przyglądał się Norze.
- Idziemy? –
Zapytała kobieta, patrząc z czułością na zarumienioną twarz przyjaciela.
- Umieram z
głodu. Mam nadzieję, że mama zrobiła już kolację – powiedział rudzielec,
zacierając dłonie i ruszył sprężystym krokiem w stronę wejścia do wnętrza budynku.
Pchnął drzwi, które były już uchylone i ściągnął brwi. - Mamo! Wrócił twój
ulubiony, głodny syn! – Krzyknął od progu, a Hermiona przewróciła oczami.
Odpowiedziała
im głucha cisza. Hermiona czuła się nieswojo. Nora zazwyczaj tętniła życiem
zarówno dniem, jak i nocą. Teraz wyglądało na to, że nikogo nie ma w domu. Ron
odstawił walizkę szatynki i rozejrzał się po przytulnym salonie państwa
Weasley.
- Pewnie
zdejmuje pranie na tyłach domu – powiedział rudzielec lekceważącym tonem, a
Hermiona skinęła głową, nie odrywając jednocześnie wzroku od białej filiżanki
kawy, stojącej na szerokim oparciu fotela i stosu świeżo upranych rzeczy w
wiklinowym koszu tuż obok. – Pójdę po mamę, a ty się rozgość.
Chcąc pozbyć
się niemiłego uczucia, podpowiadającego jej, że coś jest nie tak, ruszyła w
stronę kuchni. Nastawiła wodę i wyciągnęła z szafki dwa duże, czerwone kubki.
Do jednego z nich wsypała dwie łyżeczki kawy, a do drugiego herbatę. Pamiętała,
że Ron nie znosi kofeiny, którą ona z takim uwielbieniem pochłaniała w
hektolitrach. Uśmiechnęła się do siebie na tę myśl. Czekając na gotującą się
wodę, podeszła do małego okienka, z którego widać było przepiękny widok na całą
dolinę. Powoli jej napięte nerwy rozluźniały się, lecz dziwne uczucie niepokoju
wciąż nie dawało jej spokoju. Odwróciła wzrok od krajobrazu za oknem i oparła
się o parapet. Z tego miejsca miała doskonały widok na całą kuchnię. Jej wzrok
odruchowo przesunął się na magiczny zegar pani Weasley, który wisiał nad stołem
w centralnej części pomieszczenia. Większość wskazówek informowała, że
członkowie rodziny są w pracy. Hermiona zauważyła, że przy ikonce Freda brakuje
wskazówki. Domyśliła się, że Artur musiał w końcu nakłonić żonę do pozbycia się
jej. Po śmierci ich syna ciągle wskazywała śmiertelne zagrożenie i przypominała
o bolesnej stracie, jakiej doświadczyła rodzina w czasie wojny. Hermiona
spojrzała niżej i zatrzymała się na ikonce z podobizną najmłodszej latorośli
Weasleyów. Zmarszczyła czoło, dostrzegając że jej wskazówka tkwi przy szpitalu.
Przygryzła wargę, martwiąc się o rudowłosą. Zaczęła się zastanawiać, czy
towarzyszące jej uczucie niepokoju ma jakiś związek z Ginny. Wiedziała jednak,
że jej przyjaciółka jest bezpieczna. Gdyby coś jej zagrażało zegar pokazywałby
śmiertelne zagrożenie. Hermiona odetchnęła głęboko, kręcąc z politowaniem głową
nad swoją bujną wyobraźnią. Ron i pani Weasley powinni już wrócić. Zerknęła
niecierpliwie na drzwi, a potem raz jeszcze spojrzała na zegar, lecz tym razem
jej wzrok spoczął na podobiźnie Molly Weasley. Zimny dreszcz przeszedł przez
całe jej ciało, a oczy rozszerzyły się ze strachu, gdy dotarło do niej to, co
pokazywał zegar.
- Ron! – Wrzasnęła,
zrywając się na równe nogi i wybiegła z kuchni. Pędząc w stronę tylnego wyjścia,
mrugała zawzięcie, nie chcąc, by z jej oczu wypłynęły łzy. Lecz zarówno one,
jak i widmo śmiertelnego zagrożenia, na które wskazywała wskazówka pani Weasley,
były nie do powstrzymania.
***
- Arturze,
potrzebujemy cię. Potrzebuję teraz osób, którym będę mógł ufać. Jesteś
najbardziej uczciwym, bezinteresownym, odważnym i prawym człowiekiem, jakiego
znam…
- Harry, ja
naprawdę doceniam twoją propozycję, ale ja się na tym nie znam – tłumaczył pan
Weasley, patrząc na nowo mianowanego Szefa Aurorów. - Muszę odnaleźć moją żonę! – Dodał
zdesperowanym głosem, bliski utraty kontroli nad sobą.
-
Odnajdziemy ją – zapewnił żarliwie Harry, zaciskając dłonie na ramionach
mężczyzny siedzącego na jednym z foteli w biurze Kingsleya. Nie potrafił
jeszcze myśleć o tym pomieszczeniu, jako o swoim nowym gabinecie. Zdecydowanie
odsunął od siebie myśl o zmarłym przyjacielu. Nie mógł teraz pozwolić sobie na
okazanie słabości. Tego oczekiwałby od niego Shackelbolt. – Obiecuję, że sprowadzę ją do domu. Ale nie
pozwolę ci uczestniczyć w poszukiwaniach. Możesz za to pomóc w inny sposób –
nakłaniał brunet, patrząc prosto w oczy ojca swojego najlepszego przyjaciela.
- Ja nie
potrafię wymóc posłuszeństwa nawet na własnych dzieciach. Jak, do diabła,
miałbym trzymać w ryzach całe społeczeństwo? Zwłaszcza teraz… - wyrzucił z
siebie pan Weasley i ukrył twarz w dłoniach.
- Czasami
jest tak, że ci, którzy nie pragną władzy, są najzdolniejszymi przywódcami. To
nie ty wybrałeś władzę. To ona wybrała ciebie, Arturze. Społeczeństwo
potrzebuje Ministra Magii.
- Tato… -
cichy, zachrypnięty głos Ginny przerwał ciszę między mężczyznami.
Rudowłosa
wyswobodziła się z objęć bladego brata i podeszła do ojca. Delikatnie odsunęła
mu dłonie od twarzy. Spojrzał na nią zaszklonym, zbolałym wzrokiem.
- Zgódź się.
Mama na pewno też by tego chciała… Będzie z ciebie dumna jak w..wrrróci -
powiedziała zdławionym, drżącym głosem.
- Ginny… Nie
potrafiłbym… Bez Molly nie dam rady… - wykrztusił Artur, lecz w pewnym momencie
głos mu się załamał, a z oczu popłynęły długo powstrzymywane łzy. Rudowłosa
mocno przytuliła ojca, sama z trudem panując nad sobą.
- Nie
mógłbyś być lepszym ojcem niż jesteś, tato. I jestem pewna, że będziesz równie
dobrym Ministrem Magii – oznajmiła z mocą, patrząc mężczyźnie prosto w oczy.
Artur długo
przyglądał się swojej córce, która w tej krótkiej chwili niesamowicie
przypominała swoją matkę. Była równie silna i zdeterminowana w walce o ludzi,
których kochała. Następnie mężczyzna przeniósł pytający wzrok na Rona, Georga i
Percy’ego, jakby szukał jakiejkolwiek oznaki zwątpienia w swoich synach, lecz
najwidoczniej nic takiego nie dostrzegł. W końcu z dużym ociąganiem spojrzał ponownie
na Harry’ego.
- Ale tylko
na chwilę? Dopóki nie uspokoi się sytuacja? – Zapytał niepewnie, a brunet z
ulgą skinął głową. – Dobrze, tymczasowo obejmę urząd – dodał z rezygnacją. –
Ale musisz mi obiecać, że sprowadzisz do mnie Molly z powrotem. Obiecaj mi to, chłopcze.
- Wierz mi,
że sam tego pragnę bardziej niż czegokolwiek innego. Zawsze traktowaliście mnie
jak syna i jestem wam wdzięczny za to, że daliście mi namiastkę domu i rodziny.
Zrobię wszystko, żeby ją odnaleźć, a ten, kto ośmielił się ją porwać, gorzko
tego pożałuje – zapewnił Harry, a coś w wyrazie jego twarzy i głosie sprawiło,
że pan Weasley wstał i mocno go uściskał.
- Szefie!
Do gabinetu
wpadł jeden z jego podwładnych, lecz na widok zebranych w środku ludzi stanął
jak wryty i spojrzał niepewnie na swojego przełożonego.
- Mów,
Stanley – poprosił Harry wciąż zachrypniętym głosem i skupił uwagę na młodym aurorze.
- Chodzi o
Azkaban. W nocy naruszono barierę. Odebraliśmy zgłoszenie o zakłóceniach i natychmiast
wysłałem patrol, żeby to sprawdził – ponownie urwał i zakłopotany rozejrzał się
po zebranych, jakby w obawie, że może powiedzieć za dużo. Potter rzucił mu
zniecierpliwione spojrzenie i chłopak ponownie skupił na nim uwagę.
- Chodzi o
to, że bariera jest nienaruszona, ale dementorzy zniknęli…
Harry
poczuł, jak coś ciężkiego opada mu na dno brzucha. To było niemożliwe. Azkaban
był strzeżony przez bardzo potężne czary. Nikt nie mógłby się przez nie
przebić. Nawet po śmierci Strażnika Fideliusa, którym był Blackwell. Spojrzał z
niedowierzaniem na swojego podwładnego, czekając na to, aż ten wyzna, że
żartował, lecz nic takiego się nie stało.
- To nie
wszystko, szefie…
- Nic
gorszego chyba już nie mogło się stać? – Mruknął Harry, wyobrażając sobie dementorów
siejących spustoszenie i wysysających z ludzi wszelkie szczęście i nadzieję.
Spojrzał na Stanleya i szybko pożałował swoich słów, bo mina podwładnego
świadczyła o tym, że zdecydowanie wydarzyło się coś gorszego.
- Alcatraz… Z
obrębu Strażnicy zaczęła zanikać bariera antymagiczna – wydusił z siebie młody
auror, a Potter pomyślał, że zaczynają spełniać się jego najgorsze koszmary.
- Harry… -
zaczął pan Weasley, patrząc z niepokojem na bladego mężczyznę.
- W południe
odbędzie się konferencja prasowa, na której obwołam cię tymczasowym Ministrem
Magii, Arturze. Czy dasz radę do wieczora zwołać posiedzenie Wizengamota?
- Ja… -
zaczął mężczyzna zbity z tropu, lecz pod wpływem spojrzenia Pottera zebrał się
w sobie i dodał już pewniejszym głosem – Możesz na mnie liczyć. Pozwól teraz,
że udam się złożyć rezygnację z obecnej posady.
- Stanley,
weź ze sobą Parkera i Tresha i eskortuj pana ministra. Od dzisiaj masz nie
spuszczać go z oczu. Jeżeli spadnie mu włos z głowy na waszej zmianie, możecie
zapomnieć o Brygadzie Uderzeniowej. - Stanley skinął sztywno głową i wraz z
Arturem opuścili gabinet zwierzchnika. - Percy przekaż swojemu szefowi, że
oczekuję go u siebie za godzinę.
Mężczyzna
otworzył usta, jakby zamierzał coś powiedzieć, lecz ostatecznie zrezygnował,
poprawił okulary i na drętwych nogach opuścił gabinet, udając się prosto do
Działu Międzynarodowej Współpracy Czarodziejów.
- Niezłe
bagno – powiedział George, obserwując Harry’ego, który w skupieniu skrobał coś
na pergaminie.
- To lista
rzeczy, których będę potrzebował, George – oznajmił brunet, podając mężczyźnie
pergamin. - Zdążysz do końca tygodnia?
Wiem, że to dużo pracy, ale mogę podesłać ci kogoś z Działu Odkryć do pomocy…
- Ładny mi z
ciebie przyjaciel, Potter. Kto jak kto, ale ty nie powinieneś nigdy wątpić w
cuda – prychnął George, po czym uśmiechnął się łobuzersko, choć tym razem jego
uśmiech był bledszy niż zazwyczaj. – Skoro mam zdążyć z dostawą, to wybaczcie,
ale czas na mnie – powiedział, zerkając na listę. Następnie uścisnął dłonie
Ronowi i Harry’emu oraz pocałował Ginny i Hermione, po czym wyszedł.
- Ron –
Harry zwrócił się do przyjaciela, posyłając mu przepraszające spojrzenie, a ten
uśmiechnął się krzywo.
- Jasne.
Możesz na mnie liczyć. Choć wolałbym uczestniczyć w poszukiwaniach mamy…
- Szukają
jej moi najlepsi ludzie. Sam kieruję poszukiwaniami i możesz wierzyć, że zrobię
co w mojej mocy, żeby sprowadzić ją do domu.
Ron pokiwał
głową i posłał przyjacielowi pełne wdzięczności spojrzenie. Harry wręczył mu
list do francuskiego ministra, uściskał go prosząc, by na siebie uważał i
pozdrowił Gabrielle, a następnie obserwował jak mężczyzna żegna się z
kobietami.
- Ginny
potrzebuję łącznika między prasą, a ministerstwem. Kogoś, kto będzie dbał o
przepływ rzetelnych informacji… - zaczął Harry zmęczonym głosem, lecz przerwało
mu gwałtowne otwarcie drzwi, po którym do środka wszedł Draco i Blaise. Ginny,
widząc mężczyznę, odetchnęła z ulgą i wtuliła się w niego. Blaise zamknął ją
opiekuńczo w ramionach i zaczął szeptać do ucha pocieszające słowa.
Widząc to,
Hermiona objęła się ciaśniej rękoma i odwróciła wzrok od pary. Pech chciał, że
przeniosła go na ostatnią osobę, na którą chciała teraz patrzeć. Stalowe
tęczówki utkwione były w jej skulonej na fotelu Harry’ego postaci i wyglądało
na to, że mężczyzna nie zamierza odwrócić spojrzenia. Wiele by dała, żeby
przestał na nią patrzeć w ten sposób, zwłaszcza w momencie, gdy nie miała siły
wznieść wokół siebie muru obronnego. Odwróciła od niego wzrok i napotkała
zatroskaną twarz przyjaciela. Uśmiechnęła się blado, dając mu znać, że wszystko
w porządku, podczas gdy miała świadomość, że tak naprawdę nic takie nie jest.
Śmierć Kingsleya oraz Blackwella, porwanie Molly, ucieczka dementorów i wahania
przy barierze w więzieniu w Alcatraz. Gdy dodała to do jej zawirowań
uczuciowych, miała wrażenie, że uwarzyła się poważna mieszanka wybuchowa, która
lada chwila eksploduje. Chciała pomóc, zrobić coś pożytecznego, lecz Harry
uparł się, że musi zostać przy nim. Nie protestowała. Właściwie było jej obojętne,
czy będzie się zamartwiać tu, czy w domu. Tu przynajmniej była informowana na
bieżąco o mających miejsce wydarzeniach i może w końcu na coś się przyda. Teraz
jednak chętnie znalazłaby się w domu, byle dalej od Malfoya, którego obecność
wyczuwała każdą komórką swojego ciała.
- Który z
was ma gorszą wiadomość? – Zapytał Potter, przysiadając na biurku i spoglądając
na milczących mężczyzn.
Draco uniósł
ręce w geście poddania, a Blaise posłał mu znaczące spojrzenie i mocniej przytulił
do siebie Ginny. Harry przelotnie zerknął na rudowłosą, która blada i zmęczona
opierała się całym ciężarem ciała o mężczyznę. Jego spojrzenie złagodniało, gdy
patrzył ze smutkiem na udręczoną twarz rudowłosej.
- Zabierz ją
do domu i dopilnuj, żeby zjadła i odpoczęła – powiedział do Blaise’a, który
skinął głową i pociągnął Ginny w stronę wyjścia.
- Ale
mówiłeś, że potrzebujesz…
- Jutro –
uciął Harry nieznoszącym sprzeciwu tonem, choć dużo łagodniejszym niż ten,
który rezerwował dla podwładnych.
Ginny
wyglądała tak, jakby chciała się dalej sprzeczać, lecz w tej samej chwili jej
wzrok padł na Hermionę.
- Ze mną
jest bezpieczna – powiedział natychmiast Harry, widząc spojrzenie rudowłosej,
lecz ta nie zwróciła na niego uwagi.
- Nie wątpię,
ale i tak zabieram ją do siebie – ucięła z uporem i podeszła do, równie jak ona,
bladej szatynki.
- Ginny…
- Nawet nie
próbuj na mnie tych swoich sztuczek. I bez obrazy, Harry, ale wiem lepiej,
czego ona teraz potrzebuje – zaparła się Weasley i wyciągnęła rękę do
uśmiechającej się do niej z pobłażaniem kobiety.
- Skoro masz
siłę kłócić się ze mną, to znaczy, że…
- Ja się nie
kłócę tylko stawiam cię przed faktem dokonanym – rzuciła wyniośle Ginny, a
Draco parsknął śmiechem, czym zasłużył sobie na miażdżące spojrzenie ze strony
kobiety.
- Obiecuję,
że odprowadzę Hermionę do twojego mieszkania, Ginny. Najpierw jednak muszę z
nią porozmawiać – powiedział nieustępliwym głosem.
- Ginny, nie
wygłupiaj się. Wróć do domu i odpocznij. Niedługo się zobaczymy, obiecuję –
oznajmiła Hermiona cichym, zachrypniętym głosem i uścisnęła dłoń przyjaciółki,
uśmiechając się przy tym ciepło.
Kobieta po
chwili wahania z niezadowoloną miną skapitulowała. Cmoknęła szatynkę w policzek
i podeszła do Pottera.
- Masz
godzinę, Harry. Jeżeli w ciągu godziny Hermiona nie pojawi się u mnie, to
przypomnisz sobie, jak celnie rzucam upiorogackiem – oznajmiła i jego również
pocałowała w policzek.
Następnie,
obdarzając rozbawionego Dracona pogardliwym prychnięciem, chwyciła dłoń Blaise’a
i razem opuścili gabinet. Po ich wyjściu na chwilę zapanowała cisza. Harry
liczył, że to Malfoy przerwie milczenie. Ku jego zdziwieniu zrobiła to jednak
Hermiona.
- Czego
Blaise chciał zaoszczędzić Ginny?
Draco
podniósł na nią nieprzeniknione spojrzenie. Harry doskonale znał tę minę.
Zaczynał żałować, że nie odesłał Hermiony z rudowłosą.
- Wyduś to z
siebie, Malfoy – rzuciła chłodnym, zniecierpliwionym tonem.
Brunet
wiedział, że Hermiona wścieka się na to, że mężczyźni wątpią w jej siłę i
wytrzymałość psychiczną. W trakcie wojny szatynka spotkała się z tyloma
oznakami okrucieństwa, cierpienia i bestialstwa, że udowodniła, iż jest
silniejsza niż niejeden mężczyzna. Potter odwrócił się od przyjaciółki i
napotkał pytające spojrzenie partnera. Uśmiechnął się blado, gdy usłyszał
pogardliwe prychnięcie kobiety i skinął głową, by blondyn mówił.
- Blaise
przeprowadził sekcję Kingsleya… Shacklebolt został uduszony własną poduszką, na
której znaleźliśmy odciski palców jednego z uzdrowicieli.
- Złapałeś
go?
- Nie było
takiej potrzeby. Ktoś zamknął go nagiego w schowku dyżurnego.
- Szlag by
to trafił! – Warknął Harry, uderzając pięścią w biurko.
- Eliksir
Wielosokowy? – Zapytała Hermiona, a Draco skinął głową.
- Ale
czujniki powinny to wykryć!
- Zapewne
tak by się stało, gdyby nie zaklęcie.
- Kto stał
na warcie?
- Daj
spokój, Potter. To nie ich wina. Zrobili wszystko, czego od nich wymagaliśmy.
Rdzeń czujników został całkowicie spalony…
- Co z tą
sekcją? – Przerwała im natychmiast Hermiona, a mężczyźni zamilkli.
- Nawet
gdyby nie zamordowano Kingsleya, on i tak by umarł. Nie przeżyłby nocy –
Wyjaśnił z ociąganiem Draco.
Wyglądał na spiętego, a jego głos był cichy i
wyprany z emocji. Szatynka miała też wrażenie, że próbuje zataić coś istotnego.
Miała ochotę kopnąć go w kostkę za to, że tak wszystko utrudnia z głupich,
rycerskich pobudek.
- Ale jego
stan się poprawił. Lada chwila mieli wybudzać go ze śpiączki – zaoponowała,
uważnie śledząc jego reakcję.
- Ktoś, kto
chciał zabić Shackelbolta, doskonale znał się na swojej robocie. Nigdy o czymś
takim nie słyszałem, a jako Śmierciożerca byłem świadkiem wielu paskudnych
sposobów zadawania bolesnej śmierci.
Słysząc
słowa mężczyzny, Hermiona poczuła, jak wypełnia ją potworne zimno. Prawie
zapomniała, że Draco był kiedyś jednym z tych potworów. Zastanawiała się, czy i
on zabił kogoś w równie okrutny sposób. Malfoy musiał domyślić się, o czym kobieta
myśli, gdyż posłał jej jedno z tych swoich specjalnych spojrzeń,
zarezerwowanych tylko dla najbliższych, a potem wydawało jej się, że ledwo
zauważalnie pokręcił głową, odwracając się od niej. Spuściła głowę chcąc ukryć
zaszklone oczy i kłębiące się w niej uczucia.
- Znaleźli
to w jego głowie – kontynuował tym samym bezbarwnym głosem, choć Hermiona
mogłaby przysiąc, że wyłowiła w nim nutkę goryczy i bólu.
Harry
przyjrzał się uważniej podanej mu szklanej fiolce, o ścianki której obijała się
mała, czarna przypominająca pchłę lub pluskwę istota. Zmarszczył czoło, po czym
podsunął naczynie szatynce, by przyjaciółka mogła zidentyfikować stworzenie.
Kobieta przyjrzała się jej uważniej, ale nie potrafiła odpowiedzieć czym jest
ta mała, na pozór nieszkodliwa istota.
- Wiadomo co
to jest?- Zapytał Harry, odkładając ostrożnie fiolkę, a Draco pokręcił głową.
- Wiadomo jednak,
co potrafi – powiedział lodowatym głosem i nieświadomie zacisnął pięści. –
Atakuje mózg. Najpierw wywołuje halucynacje i dręczy swoje ofiary, karmiąc się
ich lękami. Potem zadaje nieludzki ból, drążąc tunele w mózgu, by w
przedostatniej fazie sparaliżować ciało ofiary. W tym czasie zjada jej mózg, a
po śmierci opuszcza nosiciela i szuka najbliższej żywej istoty, na której
mógłby pasożytować w ten sam sposób.
Harry ukrył
twarz w dłoniach, a Hermiona nie mogła oderwać szeroko otwartych oczu od twarzy
blondyna. Malfoy zamrugał szybko oczami i kobieta pomyślała, że chce
powstrzymać łzy. Unikał patrzenia na szatynkę, jakby wstydząc się tej chwili
słabości. Drzwi gabinetu otworzyły się z hukiem i do środka wparował wściekły
Dyrektor do Spraw Międzynarodowej Współpracy Czarodziejów.
- Możesz mi
wyjaśnić, do cholery, co się dzieje, Potter?! – Zagrzmiał od progu i umilkł widząc,
że Harry ma gości.
Hermiona z
niepokojem zauważyła żyłkę drgającą na szyi przyjaciela, która była oznaką
rychłego wybuchu gniewu.
- Nie wiem,
czy zauważyłeś, Crosswell, ale to MÓJ GABINET. Nie wiem jak ty, ale JA WYMAGAM,
żeby moi podwładni i INTERESANCI PUKALI PRZED WEJŚCIEM – warczał Potter, z
trudem powstrzymując się, by nie stracić opanowania. – Następnym razem, gdy
będziesz czegoś ode mnie chciał, to ZAPUKAJ. W innym wypadku mogę pomyśleć, że
próbujesz mnie zaatakować i wtedy całkiem niechcący mogę potraktować cię taką
klątwą, że przez miesiąc będą cię składać w Mungu – kontynuował głosem
nabrzmiałym zimną furią i Hermiona chwyciła go za dłoń, zerkając na Malfoya,
lecz ten wydawał się równie zirytowany, co Harry. – Jak widzisz jestem zajęty.
A z tego co pamiętam, powiedziałem twojemu asystentowi, że oczekuję cię ZA
GODZINĘ. Skoro jednak już się tu pofatygowałeś, to przyjmę cię za pięć minut. A
teraz wyjdź i poczekaj na korytarzu – dodał Harry chłodnym tonem.
Crosswell
łypnął na Szefa Aurorów spode łba, ale najwidoczniej dotarło do niego, że
przekroczył pewną granicę, gdyż bez słowa wyszedł z gabinetu, trzaskając w
sposób demonstracyjnym drzwiami. Potter przymknął powieki i zacisnął zęby,
prosząc Merlina o cierpliwość i opanowanie.
-
Przysięgam, że kiedyś mu coś zrobię… - mruknął pod nosem brunet, wypuszczając
ze świstem powietrze.
- Daj
spokój, nie warto. Crosswell wścieka się, bo liczył, że obejmie stanowisko po
Blackwellu, a ty pokrzyżowałeś mu plany awansu – rzucił Draco niedbałym tonem,
obrzucając swojego partnera spokojnym spojrzeniem.
- Nie on
jeden liczył na objęcie schedy po Blackwellu. Musisz uważać Harry i dokładnie
wszystko zaplanować – zaczęła uspokajającym głosem Hermiona, starając się nie
pokazać, jak bardzo boi się o przyjaciela.
Te wszystkie
zabójstwa przerażały ją i bała się, że brunet może być następnym celem
mordercy. Harry spojrzał na nią przekrwionymi ze zmęczenia oczami i uśmiechnął
się z wdzięcznością.
- Od kilku
dni nic innego nie robię, Herm. I wydaje mi się, że wiem, w co gra nasz
przeciwnik. Każdy jego krok jest starannie przemyślany. Zupełnie tak, jakby
torował sobie drogę do czegoś… lub do kogoś. Dumbledore nauczył mnie jednego.
Należy być trzy kroki przed rywalem. Dlatego nie mam zamiaru pozostawiać
niczego przypadkowi. A jeżeli moja teoria się sprawdzi, to już wkrótce popełni
fatalny błąd i zdemaskujemy go – oznajmił cichym, nieobecnym głosem.
- Jaki błąd,
Harry? – Zapytała ostrożnie Hermiona, zerkając przelotnie na Dracona. Wyglądało
jednak na to, że mężczyzna nie ma pojęcia, o czym mówi Potter.
- Posłuchaj,
Herm – zaczął brunet, patrząc prosto w piwne tęczówki przyjaciółki. – Chyba
wiem, czego chce przeciwnik. Już raz po to sięgnął, lecz nic nie znalazł. Na
chwilę zrezygnował, chcąc uśpić naszą czujność, odwrócić uwagę… ale jestem
pewny, że wróci po to i to już niedługo - urwał na chwilę, ważąc kolejne słowa.
Kobieta nie poganiała go. Wiedziała, że i tak jej powie. Widziała to w wyrazie
determinacji na jego twarzy. – Nie pozwolę mu cię skrzywdzić, Herm. Będziesz
chroniona wszelkimi możliwymi sposobami. Zająłem się już ochroną twoich
rodziców i Wiktora. Spokojnie, niczego się nie domyślają – zaznaczył, widząc
strach o najbliższych w oczach kobiety i mocniej ścisnął jej ramię. Drugą rękę
położył na jej policzku, sprawiając, że szatynka znowu na niego spojrzała. – Są
bezpieczni, przyrzekam. I ty też – zapewnił z niezachwianą pewnością w głosie i
poczekał aż szatynka skinie głową, po czym kontynuował. - Wydaje mi się, że
Kingsley go przejrzał i dlatego zginął, choć nie mam co do tego pewności. W
każdym razie nie bez przyczyny kazał nam cię chronić. Wiedział, że
przeciwnikowi chodzi o ciebie i o projekt Inferno. Blackwell nie bez przyczyn
zakazał ci kontynuowania badań. Szafował projekt więc ten ktoś go
unieszkodliwił. Mało tego! Uważam, że jego śmierć była demonstracją – ponownie
urwał, pogrążając się powoli we własnych myślach. Dopiero po chwili ponownie
spojrzał na bladą twarz kobiety i uśmiechnął się pokrzepiająco. – Nie mówię ci
tego, żeby cię przestraszyć. Mówię ci to, bo wiem, że nieświadomość zagrożenia
jest gorsza niż wiedza o nim. Mógłbym pozwolić ci żyć w nieświadomości, ale
prędzej czy później odkryłabyś prawdę i mogłabyś zrobić to co ja, gdy starałem
się ratować Syriusza. Ktoś niewinny mógłby zginąć, a ty nigdy byś sobie tego
nie wybaczyła…
- Dziękuję,
że jesteś ze mną szczery – powiedziała tak cicho, że tylko brunet mógł to usłyszeć.
Uśmiechnął się smutno, a ona pogłaskała go po policzku. – Ale to nie wszystko,
prawda? – Bardziej stwierdziła niż zapytała, a mężczyzna z ponurym uśmiechem
pokiwał głową.
- Proszę
cię, żebyś mi zaufała w tej kwestii.
- Czyli nic
więcej mi nie powiesz? – Upewniła się rozdrażniona dziecinnym uporem
przyjaciela, który był najwidoczniej święcie przekonany o słuszności swojego
postępowania.
- Tak będzie
lepiej, Herm… Przepraszam – powiedział zbolałym głosem, lecz na jego twarzy
dalej malował się upór i determinacja. – Obiecaj mi tylko, że będziesz ostrożna
i nie zrobisz czegoś ryzykownego – poprosił, a kobieta spojrzała na niego
uważnie.
- Będziesz
musiał mi zaufać, Harry – odparła po chwili milczenia wciąż zirytowana postawą
mężczyzny.
Potter nie
wydawał się zaskoczony odpowiedzią kobiety. Uśmiechnął się z pobłażaniem i
pocałował ją w czoło.
- Dajcie mi
kwadrans. Zaraz wrócę – powiedział w końcu i ruszył śladem Crosswella,
odprowadzany spojrzeniem przyjaciół.
Po jego
wyjściu zapanowała uciążliwa cisza. Hermiona czuła na sobie palące spojrzenie
Dracona. Sama jednak unikała patrzenia na niego. Nie ufała sobie na tyle, by
wierzyć, że jest w stanie udawać obojętną.
- Wszystko w
porządku? – Słysząc jego pytanie zadane z pozoru neutralnym głosem, oderwała
się na chwilę od ponurych myśli.
Rzuciła mu
przelotne spojrzenie i pokiwała głową. Podciągnęła nogi pod brodę i objęła je
ramionami, przyglądając się fiolce, w której znajdowała się tajemnicza istota,
która zabiła Kingsleya. Poczuła obrzydzenie do niej czymkolwiek była i nagły
sprzeciw, by to coś leżało na biurku Shackelbolta.
- Strach
jest naturalną reakcją… - zaczął ponownie blondyn, lecz kobieta gwałtownie
odwróciła głowę w jego stronę i nie pozwoliła mu skończyć.
- Wcale się
nie boję! – Zaoponowała, a widząc minę mężczyzny dodała już spokojniej. – A
przynajmniej nie o siebie… Jeśli to, o czym mówił Harry, jest prawdą, to każdy
kto jest mi bliski może być w niebezpieczeństwie – wyznała, nie patrząc na
mężczyznę.
- Wszyscy z
nich mają zapewnioną ochronę – wyjaśnił Malfoy, spoglądając niepewnie na
szatynkę. Bardzo chciał do niej podejść i ją przytulić. Wiedział jednak, że ta
by mu na to nie pozwoliła.
- Wszyscy?
Kingsley też ją miał? – Nie mogła się powstrzymać przed zadaniem tego pytania i
nic nie mogła poradzić, że jej głos ociekał sarkazmem.
- Wiem, do
czego zmierzasz – zaznaczył dla odmiany opanowanym głosem. – Tym razem będzie
jednak inaczej. Jeśli będzie trzeba, to sam obronię złoty tyłek Pottera –
próbował zażartować, by rozładować atmosferę, lecz tylko bardziej rozzłościł
czarownicę.
-A kto
obroni twój tyłek, Malfoy?!
Jej pytanie
zadane nabrzmiałym od tłumionych emocji głosem zaskoczyło go, jednak nie
pozwolił zbić się z tropu.
- Granger –
powiedział miękko, czekając aż na niego spojrzy. Uśmiechnął się, widząc iskry
sypiące się z jej zmrużonych oczu. – Zapomniałaś, że złego diabli nie biorą…
- Przestań… po
prostu zamknij się, Malfoy i nie próbuj mnie pocieszać, bo tego nie potrafisz –
warknęła, z powrotem się od niego odwracając i oparła brodę o kolana.
- Bo mi na
to nie pozwalasz – rzucił z przekąsem, a szatynka obdarzyła go nieprzeniknionym
spojrzeniem. Widząc jego nadąsaną minę, odwróciła głowę, walcząc z uśmiechem.
- Potraktuj
to jako dobrą radę – powiedziała cicho, a widząc jego pytającą minę, dodała – i
nie bierz się za coś, w czym jesteś kiepski, bo możesz pogorszyć sytuację –
oznajmiła zdawkowo, starając się zachować powagę.
- Czyżby? –
Zapytał sceptycznie, unosząc lewą brew i obdarzając ją na wpół rozdrażnionym,
na wpół rozbawionym spojrzeniem. Nie lubił, gdy ktoś z niego kpił i wytykał mu
słabości. Wytrzymała jego spojrzenie, a potem ponownie odwróciła głowę i Draco
mógłby przysiąc, że ukrywała uśmiech. – Lubię, gdy się uśmiechasz – wypalił bez
zastanowienia, a Hermiona posłała mu trudne do rozszyfrowania spojrzenie. –
Może nie potrafię pocieszać, ale za to potrafię walczyć o to, na czym mi zależy,
Granger. Jeżeli Potter ma rację, a wszystko na to wskazuje, to zrobię wszystko,
żeby cię ochronić – oznajmił niskim, pewnym siebie głosem.
Hermiona
poczuła, że zaschło jej w gardle. Nie wiedziała, co ma mu odpowiedzieć. Miała
świadomość jego uczuć do niej i to ją przerażało. Bo wszystko wskazywało na to,
że wbrew rozsądkowi ona odwzajemnia je z równą intensywnością. Była tak wybita
z równowagi, że nie zauważyła, gdy do niej podszedł i ukucnął przed jej fotelem
tak, że ich twarze znalazły się na tej samej wysokości. Dotknął jej zimnych
dłoni, a ona z ociąganiem spojrzała mu w twarz.
- Nie
pozwolę nikomu cię skrzywdzić. Jeśli on po ciebie przyjdzie, to tym gorzej dla
niego – oznajmił, a w jego oczach pojawił się stalowy błysk.
Niechętnie
wysunęła dłonie z jego uścisku i dotknęła twarzy mężczyzny. Nie miała
wątpliwości, że Draco mówił poważnie. Pod wpływem jej dotyku, rysy jego twarzy
wygładziły się. Spojrzał na nią nieufnie i wstrzymał oddech, gdy nachyliła się.
Musnęła wargami jego policzek.
- Dziękuję –
wyszeptała z ustami wciąż przy jego policzku. Przymknęła powieki, chłonąc jego
zapach i ciepło, kradnąc te kilka chwil, gdy bez żadnych konsekwencji mogła
czuć go obok siebie i czerpać z tego siłę. Z żalem powoli odsunęła twarz.
- Nie
potrafię, Hermiono – wszeptał, gdy kobieta odsunęła się nieznacznie. Zamarła,
słysząc jego głos i czując jego dłoń na karku, uniemożliwiającą jej wykonanie
jakiegokolwiek ruchu. – Nie potrafię walczyć dłużej z uczuciami do ciebie –
wyznał, otwierając oczy i patrząc na nią przepraszająco. Na chwilę zatonęła w
jego oczach, które w tym krótkim momencie wypełniły się skrywanymi zazwyczaj za
maską obojętności uczuciami. Przez sekundę myślała, że ją pocałuje. Wstrzymała
oddech, czekając aż to zrobi. Jednak Draco, nawet jeśli miał taki zamiar, to po
chwili wahania zrezygnował z niego. Jego oczy znów stały się nieprzeniknione,
gdy zabrał dłoń z jej karku.
- Więc nie
walcz – powiedziała drżącym głosem, w którym pobrzmiewała nutka pretensji i tym
razem to ona chwyciła jego szyję, uniemożliwiając mu odsunięcie się. Zrobiła to tak gwałtownie, że Draco stracił
równowagę i zapewne upadłby, gdyby nie przyciągnęła go bliżej. Uśmiechnęła się,
widząc zaskoczenie mężczyzny. A potem bez zbędnych słów pocałowała go.
O mamusiu to było poprostu boskie! Ja chce więcej ! :-)
OdpowiedzUsuńDziękuję;)
UsuńPrzez cały długi miesiąc codziennie wchodziłam na tego bloga po kilka razy, ale odchodziłam z kwitkiem. I akurat dziś, robiąc to po raz kolejny, ujrzałam wyczekiwane tak intensywnie słowo: " Ziemia ". Znów najzwyczajniej w świecie brakuje mi słów, aby oddać piękno twojego opowiadania. Chyba muszę przeczytać słownik języka polskiego. Może tam znajdę choć kilka nowych zwrotów :)
OdpowiedzUsuńEva wciąż mnie zaskakuje, balansując pomiędzy czułością i delikatnością wręcz, a chłodem i całkowitą blokadą wszelkich uczuć, poza tymi, które charakteryzują okrutnego, ale i wielkiego władcę. Ciekawa jestem, które uczucia wygrają...
Ron i Hermiona, genialnie oddałaś ich młodzieńcze gry słowne, teraz zabarwione nutką dorosłości i dojrzałości :)
Zgadzam się, że Artur to idealny materiał na Ministra Magii. Całkowicie :)
Ogromnie podoba mi się, jak opisujesz wzajemne relacje pomiędzy Hermioną i Harrym. Ich wspaniała przyjaźń, objawiająca się w ich trosce o siebie nawzajem, ich delikatne i czułe gesty, mówiące tysiące razy więcej niż słowa... Tylko Ty potrafisz tak idealnie oddać emocje, że przeżywamy je jako nasze własne :)
I wreszcie... dlaczego zakończyłaś w takim momencie?! Ten ich chłód, który roztopił się pod wpływem tak gorącego ich uczucia i niespodziewane okazanie sobie wreszcie miłości... To było nieziemskie, cudowne i poruszające. CHCĘ WIĘCEJ! Hermiona naprawdę jest ogromnie rozdarta pomiędzy uczuciem do Wikrora i Draco. Choć wolę ją z tym drugim. Pasja, z jaką opisujesz ich relacje jest powalająca. Odczuwam dokładnie to, co Hermiona. To jest niesamowite.
Potrafisz tak wspaniale wpleść to wszystko w tą wspaniałą historię. Biję pokłony aż do ziemi wobec Twojego ogromnego talentu. I błagam Cię, proszę, nigdy nie kończ tej historii :* To niesamowite, co potrafisz zrobić z czytelnikiem za pomocą tylko słów. Jestem całkowicie pod wpływem twojego uroku. Świetna z Ciebie czarownica ;)
I jedyne, co rani mi serce to to, że Ginny nie jest z Harrym. Uwielbiam ich i uważam, że idealnie przedstawiłaś ich razem jako parę w swoim wcześniejszym blogu, który oczywiście przeczytałam. Ale to Twoja historia i w pełni ją akceptuję, choć nie będę kłamać, że nie żywię nadziei, że na jej końcu zobaczę ich znów razem <3 Ale nie słuchaj mnie, wariatka ze mnie w 100% ;)
Jeszcze raz pragnę gorąco Ci podziękować za tak piękny i urzekający rozdział, który jest muzyką dla moich uszu i balsamem dla mojej duszy. Czekam niecierpliwie na kolejną podróż do mojego ukochanego świata i proszę przedłuż ją jak najbardziej.
Pozdrawiam bardzo gorąco i życzę dalszej weny, choć większej chyba się już nie da. ;)
Karolina :)
Dziękuję Ci bardzo za każde słowo;* Uwielbiam takie komentarze- bogate w treść i emocje;) To niesamowite, że za każdym razem czytam Twoje opinie z wypiekami na twarzy;)
UsuńMam nadzieję, że do końca tej historii będą towarzyszyć Ci takie emocje i że Cię nie zawiodę. Tacy czytelnicy jak Ty są jak skarb;)
Bardzo dziękuję Ci za to, że towarzyszysz mi w tej magicznej przygodzie;)
Ściskam Cię mocno,
V;*
* serduszko *
OdpowiedzUsuń* dwa serduszka *
.
.
.
.
.
.
.
* milion serduszek *
Layls
Podejrzewam, ze chciałaś powiedzieć, że Ci się podobało??;p Dziękuję;)
UsuńWarto było czekać, rozdział jest genialny !
OdpowiedzUsuńDziękuję;)
UsuńO cholera robi wrażenie! Wiem jedno: amore mio musisz więcej chianti:p Początek mroczny , intrygujący oraz tajemniczy. Super przedstawiłaś relacje Hermiony i Rona. Ach Blaise taki opiekunczy - ideał i Draco czuły troskliwy - końcówka dla mnie bomba! Pisz kochana pisz ! Nie mogę się doczekać rozdziału 17 ! Buziaki!
OdpowiedzUsuńJeszcze więcej?;o Chcesz mnie wykończyć;p
Usuńco się dzieje... świetnie napisane... dobrze, że wróciłaś z rozdziałem :) warto było czekać
OdpowiedzUsuńDziękuję;)
UsuńTreść rozdziału w pełni wynagrodził mi długie oczekiwanie na publikacje.
OdpowiedzUsuńZastanawiam się czy Harremu i Malfoyowi uda się wystarczająco chronić Granger i zapobiec potencjalnemu porwaniu dziewczyny lub co gorsza morderstwu.
I przyznam szczerze,że urzekła mnie rozmowa między Hermioną i Draco.
Mam ogromną nadzieję,że dziewczyna wreszcie otworzy się na Malfoya i oboje dadzą sobie szansę na wspólną przyszłość.
Pozdrawiam serdecznie!
Dziękuję;) Wiem, ze przerwy między rozdziałami są długie jednak każdy rozdział ma ok15/16 stron. Staram się, żeby wszystko było dopracowane i próbuję pisać w wolniejszych chwilach, których nawiasem mówiąc mam coraz mniej. Dlatego też to tak długo trwa. Przykro mi, ale nie jestem w stanie dodawać częściej rozdziałów;( Mam nadzieję, że to zrozumiesz;)
UsuńJa już znam odpowiedź na Twoje pytanie, Ty poznasz je w najbliższych odsłonach;)
Pozdrawiam równie serdecznie;)
Hahaha Ty wariatko ;* Dziękuję Ci za wszystko, byle do piątku i obiecuję, że zabetuję ten rozdział do konca ;) ;*
OdpowiedzUsuńI to ma być merytoryczna opinia?;p Skoro milczysz tzn, że czeka mnie kazanie...Nie ma za co, kochana;*
Usuńdopiero niedawno trafiłam na Twoje opowiadanie i jestem zachwycona :) czekam z niecierpliowscia na kolejne rozdziały! pozdrawiam :)
OdpowiedzUsuńW takim razie bardzo serdecznie witam Cię w swojej dramionowej rodzince;) Dziękuję za opinię i mam nadzieję, że wytrwasz ze mną do końca;)
UsuńPozdrawiam!
Witam!
OdpowiedzUsuńTrafiłam na Twojego bloga zupełnie przypadkowo, ale muszę przyznać, że opanowałam wszystkie rozdziały, jakie się do tej pory ukazały, w zastraszającym tempie! ;)
Opowiadanie bardzo ciekawe, nietypowe, trzyma w napięciu, także nie mogę się doczekać kolejnego rozdziału!
Pozdrawiam serdecznie, Aleksandra
Witaj Aleksandro;)
UsuńMam nadzieję, że wobec tego już nie przypadkowo zostaniesz ze mną do końca tej historii i że nie zawiodę Twoich oczekiwań;)
Pozdrawiam serdecznie,
V.
Właśnie skończyłam nadrabiać, więc uznałam, że napiszę jeden duży komentarz pod tym rozdziałem, a nowe wpisy będę komentowała na bieżąco.
OdpowiedzUsuńTrafiłam tu dzięki blogowi Faceless i bardzo się cieszę, że zdecydowałam się tu zajrzeć. Pochłonęłam dotychczasowe rozdziały jednym, zapartym tchem! Z małymi przerwami na wybuchy śmiechu, okrzyki lekkiego przerażenia i tego typu reakcje, które sprawiły że zapałałam ochotą na więcej. Twoja historia jest niepowtarzalna, a ja takie lubię najbardziej. Żadnych przetartych schematów, pomysł od początku do końca Twój. Mam nadzieję że nie będę musiała czekać długo na następne rozdziały :)
Pozdrawiam Cię serdecznie!
P.S. W pewnym momencie czytania żal mi się zrobiło.. Evy. Jestem ciekawa jak dalej opiszesz jej wątek. bo osobiście chciałabym się dowiedzieć jeszcze nieco więcej z jej przeszłości :)
Bardzo cieszy mnie Twoja obecność, Lionne;) Dziękuję za te wszystkie słowa uznania. Największą nagrodą dla autora jest informacja o tym, że jego pisanina wywołuje różnorodne emocje;) Mam nadzieję, że w przyszłości nie zawiodę Twoich oczekiwań.
UsuńWątek Evy jest już dopracowany do końca. W najbliższych odsłonach zaspokoję Twoją ciekawość, dotyczącą przeszłości i przyszłości tej bohaterki.
Nie, nie będziesz musiała. Rozdział jest już prawie gotowy. Muszę tylko nanieś kilka poprawek i dopisać jedną scenę, a potem wysyłam go do Faceless.
Pozdrawiam serdecznie,
V.
Trafiłam na tego bloga przypadkowo i na jednym tchu przeczytałam wszystkie 17 rozdziałów i stwierdziłam że chcę więcej.... Nie pisałam komentarza przy każdej notce tylko postanowiłam napisać 1 na ostatnim rozdziale ale nowe notki będę komentować na bieżąco. Opowiadanie zaczyna się i jest bardzo mrocznie i tajemnicze TO MI SIĘ W NIM PODOBA..Podoba mi się też to że nigdy nie spotkałam się z podobną historią czyli jest to wyłącznie twój pomysł... strasznie podoba mi się wystrój bloga!!!
OdpowiedzUsuńCZEKAM NA NASTĘPNY ROZDZIAŁ !!!!
Życzę weny :)
Dziękuję;)
UsuńOczywiście, że pomysł jest od początku do końca mój;) Nie należę do osób, które kopiują. Piękno pisania tkwi w niepowtarzalności i braku granic. Puszczasz wodze fantazji i tak powstaje historia. Czasami mam nawet wrażenie, że ona sama się pisze, a ja jestem wyłącznie niewolnikiem własnych myśli;)
Wystrój bloga to zasługa Ariany. Też uważam, że wspaniale zilustrowała moją wizję;)
Wena jest i dręczy mnie po nocach. Brakuje mi jednak czasu, żeby przelać ją na "papier". Postaram się jednak jak najszybciej dodać nowy rozdział.
Pozdrawiam ciepło!;)
No nieźle.Akcja się rozkręca.
OdpowiedzUsuńWszystkie złe wiadomości spadły na Pottera jak lawina.
Na dodatek wszystko wskazuje na to,że chodzi tutaj o Hermione. I nie dostań tutaj człowieku nerwicy.
Jestem ciekawa czy uda im się uratować Molly?
;*
UsuńJestem oczarowana twoją historią. Zatraciłam się w niej bez reszty, co do tego nie mam absolutnie żadnych wątpliwości.
OdpowiedzUsuńDziękuję!;)
Usuńkróciutko i na temat, bo Pandzik musi zjeść *burczy w brzuchu*
OdpowiedzUsuńrozdział genialny i obiecuje że przy następnym napiszę jakąś długą wypowiedź :D bo ja umiem takie pisać xd
Trzymam za słowo;)
UsuńSmacznego.
Dziękuję!
No,no,no. Hermiona taka drapieżna lwica :) Czyżby w końcu rzuci Kruma? Cały rozdział ciekawy oraz wiele wprowadza do historii. Artur Ministrem Magii? Ciekawy pomysł. Życzę Ci dużo weny oraz miłego wieczorku :)
OdpowiedzUsuńPozdrawiam Ksenia Kobelak
To skomplikowane;) Uznałam, że tak będzie najlepiej.
UsuńDziękuję i wzajemnie;)
No ładnie ładnie mi się tu dzieje:) nie mogę się doczekać wyjaśnienia o co chodzi z Molly i jak to dalej będzie z Krumem :D
OdpowiedzUsuńWszystko zostanie wyjaśnione w swoim czasie;)
Usuńtaki zwrot akcji mnie zaskoczył
OdpowiedzUsuńOby nie pierwszy raz;)
UsuńNo to się porobiło. Przyznam, że większego bagna sama bym nie wymyśliła.
OdpowiedzUsuńPozdrawiam
Supeer
OdpowiedzUsuń