Ściskam Was bardzo mocno po długiej przerwie! Ależ ja za Wami tęskniłam!
Cieszę się, że mimo licznych przeszkód udało mi się dokończyć ten rozdział, choć nie ukrywam, że tym razem walczyłam z czasem i o mały włos bym się nie wyrobiła. Przepraszam, że musieliście tak długo czekać. Ostatnio nie mam zbyt wiele czasu na pisanie nad czym ubolewam.
Tym razem nie będę nic mówić o rozdziale. Jego ocenę pozostawię Wam.
Wszelkie aktualne informacje będę umieszczać w Proroku Codziennym, także zachęcam do odwiedzania tej zakładki;)
Dziękuję Wam za wsparcie i za to, że jesteście.
Chciałabym po raz kolejny podkreślić, jak ważni jesteście dla mnie. Cieszę się też z powrotu niektórych Czytelniczek. Obiecuję odpisać Wam na maile i komentarze jeszcze w tym tygodniu. Mam nadzieję, że wytrwamy razem do końca opowiadania:)
Tymczasem zapraszam Was do lektury poniższego rozdziału. Będę wdzięczna, jeśli zechcecie podzielić się ze mną swoimi wrażeniami i uwagami.
Ściskam Was ciepło i do szybkiego (miejmy nadzieję) zobaczenia;*
Wasza Villemo.
Rozdział
XXVIII „Tajemnica Rubinowej Róży”
Z ulgą odsunęła od siebie skończony przed
chwilą artykuł, dotyczący ataku na Express Hogwart. Pociąg wiózł młodych
adeptów do ich rodzinnych domów z racji rozpoczynających się ferii
świątecznych. Przerażeni uczniowie zostali zaatakowani przez grupę dementorów,
lecz na szczęście obyło się bez ofiar. Ginny doskonale wiedziała, jak okropnym
przeżyciem jest spotkanie z tymi zjawami. Ona również doświadczyła ich napaści,
gdy wraz z uczniami wyruszała w swoją drugą podróż do Hogwartu. Na samo
wspomnienie tego przerażającego zdarzenia i poczucia, że już nigdy nie będzie
szczęśliwa, przeszedł ją zimny dreszcz. Niestety w przeciągu ostatniego
miesiąca doszło do wielu brutalnych napaści, jak chociażby napad na Bank
Gringotta, ataki na mugolskie szkoły, czy też rzeź w sierocińcu, gdzie wampiry
nie oszczędziły ani jednej osoby. Ginny z niepokojem obserwowała także nastroje
panujące wśród społeczeństwa. Ludzie byli coraz bardziej niespokojni i nieufni.
Weasley jednak nie dziwiły podobne reakcje. Strach i niepewność były silnymi
bodźcami, warunkującymi podobne zachowania. Obecnie nikt nie mógł czuć się
bezpiecznie, ponieważ wróg atakował zarówno czarodziei, jak i mugoli. Póki co jednak
celami napaści były miejsca skupiające dużą liczbę ludzi. Zupełnie tak, jakby wróg
chciał im coś przekazać. Ginny z przerażeniem śledziła jego posunięcia. Bała
się, że następnym celem może okazać się Ministerstwo Magii, w którym pracował
jej tata lub szpital Świętego Munga, gdzie większość dnia spędzał Blaise.
Intuicja podpowiadała jej, że prędzej czy później instytucje te zostaną
zaatakowane. Wiedziała jednak, że jeśli wróg chce im coś przekazać, to
najefektywniejsze przesłanie zostawi na koniec. To dlatego dawała z siebie wszystko
w trakcie zbierania materiałów do artykułów. Miała świadomość tego, że sama nie
złapie tej psychopatki. Pragnęła jednak, choć w małym stopniu przyczynić się do
pokrzyżowania jej planów.
Oparła łokcie na biurku i ukryła twarz w
dłoniach. Przez chwilę siedziała tak nieruchomo, starając się opanować emocje.
Przetarła zmęczone oczy i spojrzała za okno. Na zewnątrz było ciemno i ponuro.
Nawet świąteczne dekoracje nie zachęcały ludzi do wieczornych spacerów. Nie
czuło się tej magicznej atmosfery radości i oczekiwania. Na skutek serii
ostatnich wypadków, każdy bardziej martwił się o bezpieczeństwo bliskich niż o
nadchodzące święta. Sama również nie potrafiła myśleć o niczym innym.
Cieszyła się, że na dzisiaj już prawie
skończyła pracę. Zostało jej jedynie wybrać odpowiednie zdjęcia i zanieść
wszystko do zatwierdzenia Ricie. Gdy tylko redaktor naczelna da jej zielone
światło, będzie mogła oddać tekst do druku i wrócić do rodzinnego domu, w
którym pomieszkiwała od czasu powrotu Molly. Jej mama szybko wracała do
zdrowia, choć w nocy często budziła się z krzykiem i zazwyczaj musiało minąć
kilka godzin, nim ponownie doszła do siebie. Ginny chciała być teraz blisko
rodziny. Co prawda Eva wypuściła jej matkę, jednak ona wciąż bała się, że
kapłanka mogłaby wrócić po Molly, by zatrzeć po sobie wszelkie ślady. Również
Ron wrócił do Anglii i czuwał nad nimi. Dzięki jego obecności nie bała się
zostawić matki samej. Wiedziała, że jej starszy brat nie pozwoli, by coś stało
się ich rodzicielce.
Mimo później pory, redakcja tętniła życiem.
Rita zmobilizowała cały zespół do intensywnej pracy w związku z ostatnimi
zdarzeniami. Dla niej była to szansa, by zaistnieć, podnieść sprzedaż gazety i
odbudować swój wizerunek w oczach zarządu, który ostatnio pokazał jej żółtą
kartkę. Od tego czasu Sketeer przekroczyła chyba wszystkie możliwe granice.
Wiele razy Ginny była budzona w środku nocy, by natychmiast deportowała się na
miejsce ataku w celu zebrania materiału, który był dołączany do porannego
wydania „Proroka Codziennego”. Praca pochłaniała prawie cały jej czas i
energię. Starała się jednak nie narzekać. Pozwoliła porwać się wirowi pracy,
podświadomie czując, że w ten sposób spełnia obietnicę daną Harry’emu tuż po
uratowaniu Kingsleya. Od tamtej pory była łącznikiem pomiędzy aurorami, a
światem mediów. Potter przekazywał jej, jako jedynemu dziennikarzowi,
wyselekcjonowane informacje z pierwszej ręki, które następnie ona
upubliczniała. Czasami jej teksty były rzetelnymi faktami, a czasami stanowiły
prowokacje, mającą zmylić przeciwnika. Bardzo podobała jej się praca z
przyjacielem i uważała, że byli zgranym zespołem. Obydwoje z Harrym byli
profesjonalistami, często rozumieli się bez słów i ponad wszystko ufali sobie.
Dzięki temu ich współpraca okazała się strzałem w dziesiątkę. O dziwo i ona,
wbrew początkowym obawom, odnalazła się w nowej roli dziennikarza śledczego. Jednak
od czasu, gdy Harry znalazł się w śpiączce, zaczęła działać na własną rękę. Prowadziła
śledztwa i pisała z nich wyczerpujące sprawozdania i artykuły. Wiedziała, że
zebrane informacje mogą okazać się przydatne w pokonaniu wroga. Poza tym nie
mogła siedzieć bezczynnie. Widok nieprzytomnego przyjaciela, obawa o los
Hermiony i strach przed utratą kolejnej bliskiej jej osoby były nie do
zniesienia. Nie przeżyłaby kolejnej straty. Tym razem jej serce by pękło i nic
już nie byłoby w stanie go skleić.
Podniosła się ciężko z fotela i ruszyła w
stronę boksu, zajmowanego przez fotografów. Automatycznie skierowała się do
Zacka, z którym współpracowała przy większości zleceń. Fotograf był wysokim,
szczupłym szatynem o burzy kręconych włosów, bystrym spojrzeniu i pogodnym
usposobieniu. Na jej widok skrzywił się teatralnie, czym nieco zbił ją z tropu.
- Tylko nie mów, że znowu gdzieś idziemy? – Powiedział
zbolałym tonem, a ona wywróciła oczami.
- Spokojnie przyszłam tylko po zdjęcia z
ostatniej akcji. Skończyłeś z nimi? – Wyjaśniła, uśmiechając się z pobłażaniem,
na co mężczyzna odetchnął z ulgą.
- Tak, są gotowe. Trzymaj – odparł,
wyciągając z szuflady kopertę z plikiem obrobionych zdjęć i wręczył ją
kobiecie.
- Dzięki. Zaraz zaniosę je Ricie.
- Czyli na dzisiaj koniec?
- Mam nadzieję. Nie zmrużyłam oka od
czterdziestu ośmiu godzin – westchnęła, przeglądając pobieżnie przygotowane
zdjęcia. – A ty? Kończysz?
- Myślę, że nie wyjdę stąd przed północą.
Sketeer zleciła mi okładkę i właśnie dostałem od niej instrukcje – powiedział
cierpko, machając jej przed nosem białą teczką.
- Sama zrobiła projekt okładki?- Zdziwiła się
Weasley, a Zack wzruszył obojętnie ramionami. – Ciekawe skąd ten pomysł?
- Błagam, nie karz mi zagłębiać się w jej
porąbaną psychikę – zaznaczył z przerażeniem, na co ona parsknęła śmiechem.
Właśnie za to lubiła Zacka. Za jego poczucie
humoru i dystans do pracy.
- Ale jeśli ty chcesz, to proszę, nie krępuj
się – dodał, podając jej teczkę.
Ginny uśmiechnęła się z pobłażaniem, lecz
ostatecznie jej ciekawska natura zwyciężyła. Zdziwiła się widząc zalakowaną
kopertę. Posłała pytające spojrzenie w stronę mężczyzny, lecz ten również
wyglądał na zaskoczonego. Zmarszczyła brwi i rozerwała papier, wyjmując z niego
projekt okładki. Jej oczy rozszerzyły się z niedowierzania, gdy ujrzała ogromne
zdjęcie Harry’ego i pogrubiony napis pod nim: „Bohater nie żyje”. Na chwilę
zamarła, a jej świat stanął w miejscu. Wypuściła wolno wstrzymywane powietrze,
starając się pozbierać rozbiegane myśli, lecz jej sparaliżowany umysł nie
potrafił przyswoić głównego nagłówka okładki.
- Ginny?
Nie zareagowała na zaniepokojony głos Zacka.
W tej chwili potrafiła tylko patrzeć na wybrane przez Ritę zdjęcie Harry’ego i
tytuł, który rozdzierał jej serce.
- Ginny?
Zamrugała kilkakrotnie, chcąc powstrzymać
cisnące się jej do oczu łzy i podniosła wzrok na stojącego naprzeciwko niej
mężczyznę. Zack przyglądał się jej z niepokojem. Nie była w stanie wydusić z
siebie żadnego dźwięku więc bez słowa podsunęła mu projekt. Nie czekała na
reakcję fotografa. Na miękkich nogach udała się do redaktor naczelnej. Nie
pamiętała drogi do jej gabinetu. Była otępiała, jakby dostała tłuczkiem w
głowę. Niczym w letargu dotarła na miejsce. Od nadmiaru myśli i uczuć kręciło
jej się w głowie. Nie zapukała. Weszła do jej gabinetu bez zaproszenia i na widok
szefowej stanęła w progu niczym spetryfikowana.
Rita podniosła głowę znad pliku papierów i
spojrzała z niezadowoleniem na intruza. Nigdy nie lubiła, gdy ktoś wchodził bez
pukania i przeszkadzał jej w pracy. Jej niezadowolenie wzrosło, gdy dostrzegła,
kto zakłócał jej spokój. Wzięła głęboki, uspokajający oddech i posłała Weasley
ponaglające spojrzenie. Ginny cały czas stała w tym samym miejscu i patrzyła na
nią pustym wzrokiem, co zaintrygowało redaktor naczelną.
- Mam nadzieję, że masz dobry powód, by tu
tak wpadać bez pytania – powiedziała z dezaprobatą i zmierzyła ją nieprzychylnym
spojrzeniem.
Ginny nie odpowiedziała. Pytanie, z którym tu
przyszła, nie chciało przejść jej przez usta. Rita coraz bardziej zaintrygowana
zachowaniem podwładnej, przyjrzała się jej uważnie i wtedy dostała olśnienia.
- Zamknij drzwi i usiądź – rozkazała
szorstkim głosem.
- Harry żyje – wydusiła cicho, a Rita z
zadowoleniem zmrużyła oczy.
Prawdę mówiąc Sketeer nie liczyła na to, że
tak szybko przyjdzie jej cieszyć się swoim małym zwycięstwem nad tą pyskatą
smarkulą.
– Byłam u niego dzisiaj… Wiedziałabym, gdyby…
- urwała roztrzęsiona, kręcąc stanowczo głową.- Harry żyje – powtórzyła nieco
pewniej, patrząc buntowniczo na redaktor naczelną.
Sketeer bez słowa, machnęła różdżką,
zamykając drzwi i wskazała Ginny krzesło naprzeciwko jej biurka, lecz ta ją
zignorowała.
- Jak wolisz – powiedziała polubownie i
rozsiadła się wygodniej w swoim fotelu. – Czyli widziałaś już najnowszą okładkę?
Robi wrażenie, prawda? – Zapytała widocznie zadowolona z siebie.
- To kłamstwo – wydusiła Ginny, czując jak
rosnący gniew wypiera chwilową niemoc.
- Poniekąd – odparła Sketeer, wzruszając
ramionami. – Potter od miesiąca leży pogrążony w śpiączce, a uzdrowiciele nie
komentują nijak jego stanu. Bardzo prawdopodobne, że O ILE się wybudzi, będzie
niczym warzywko – wyjaśniła spokojnie starsza kobieta i uśmiechnęła się z
udawanym smutkiem.
- Dopóki Harry żyje i walczy o życie, nie
masz prawa kopać mu grobu – wycedziła zimno Ginny, a Rita popatrzyła na nią ze
zrozumieniem.
-
Takie są fakty, Weasley i czas najwyższy, żebyś się z tym pogodziła.
Czasy są niespokojne i wszystko wskazuje na to, że ostatnie ataki są
zapowiedzią czegoś znacznie gorszego. Ludzie jednak liczą na Wybrańca, który
już raz uratował ich świat od zagłady. Czas by poznali prawdę i dowiedzieli
się, że ich ostatnia nadzieja ich nie uratuje. Tym razem sami będą musieli o
siebie zadbać lub znaleźć sobie innego bohatera.
- HARRY ŻYJE! – Wrzasnęła Ginny, czując jak
puszczają jej nerwy.
Nie była w stanie dłużej się kontrolować.
Nie, gdy Rita zachowywała się tak, jakby mężczyzna umarł. Widząc reakcję
rudowłosej, Sketeer uśmiechnęła się z satysfakcją.
- Właśnie dlatego sama napisałam artykuł na
temat Pottera. Obawiałam się, że to zadanie mogłoby cię przerosnąć.
- Nie pozwolę ci opublikować tych oszczerstw.
Jeśli będzie trzeba pójdę z tym do zarządu – oznajmiła stanowczo Ginny,
zmywając wyraz triumfu z twarzy swojej szefowej.
- Igrasz z ogniem, Weasley. Radzę ci odsunąć
się od płomieni, bo boleśnie się poparzysz – wycedziła zimno Sketeer, miażdżąc
Ginny spojrzeniem.
- Uważaj, żebyś to ty się nie poparzyła,
Rito. Kto mieczem wojuje, ten od miecza ginie – odparła ze spokojem rudowłosa,
odpowiadając twardo na spojrzenie redaktor naczelnej.
Przez chwilę Rita wyglądała tak, jakby z
miejsca chciała potraktować ją Avadą. Trwało to zaledwie ułamek minuty, gdyż w
następnej uśmiechnęła się sztucznie i wyjęła z biurka gruby plik dokumentów.
Ginny ściągnęła brwi i z mieszanymi uczuciami przyglądała się poczynaniom
widocznie zadowolonej z siebie kobiety.
- Powinnaś się wycofać kiedy mogłaś, Ginewro.
Ty jednak postanowiłaś ze mną walczyć i tym samym nie pozostawiłaś mi wyboru –
odparła ze smutkiem i zachęciła Ginny do obejrzenia dokumentacji. – No dalej,
nie krępuj się. W końcu to dotyczy ciebie – dodała, widząc wahanie młodszej
kobiety.
Na reakcję nie musiała długo czekać.
Rudowłosa z lekkim niepokojem podeszła do biurka redaktor naczelnej i pod jej
czujnym wzrokiem zaczęła przeglądać teczkę, która jak się okazało w większości
zawierała jej dokumentację medyczną. Poczuła, jak zimna bryła lodu opada na dno
jej brzucha. Podświadomie przeczuwała, co odkryła Rita. Zastanawiała się skąd
ta Modliszka otrzymała tak poufne informacje i jak wpadła na ich trop.
Wiedziała, że musiała bardzo zajść za skórę szefowej, skoro ta zadała sobie
tyle trudu, by dokopać się do takiej informacji. Przymknęła powieki, czując jak
ponownie dzisiejszego dnia uchodzi z niej powietrze, a następnie przeniosła
beznamiętne spojrzenie na redaktor naczelną „Proroka Codziennego”.
- Nazywam się Rita Sketeer, skarbie. Nie masz
pojęcia, co musiałam zrobić, żeby być w tym miejscu, w którym jestem teraz.
Tylko ja wiem, ile poświęciłam, by dojść na szczyt. Ta redakcja to całe moje
życie. Zniszczę każdego, kto będzie chciał mi ją odebrać. Myślałaś, ze możesz
bezkarnie rzucić mi wyzwanie? Myślałaś, że możesz przechytrzyć mnie, Ritę
Sketeer?! Nie jesteś godnym mnie przeciwnikiem, Weasley. Takie trzpiotki jak ty
zjadam na śniadanie – powiedziała, delektując się każdym wypowiedzianym słowem,
po czym zrobiła krótką pauzę, w czasie której zmierzyła Ginny pogardliwym
spojrzeniem. - Zwalniam cię, Weasley. Twoja noga już nigdy więcej nie
przekroczy progu mojej redakcji. A jeśli jeszcze raz staniesz mi na drodze, to
cały świat pozna prawdę o matactwach twojej rodziny – oznajmiła z triumfem, po czym
dodała - I nie łudź się, że możesz mnie szantażować. Po naszej ostatniej kłótni
postanowiłam uregulować pewne kwestie prawne i od tego czasu jestem legalnym,
zarejestrowanym animagiem – uśmiechnęła się kpiąco, rzucając od niechcenia na
biurko certyfikat potwierdzający jej słowa.
Ginny zmierzyła ją ponurym spojrzeniem, a jej
mina nie zdradzała żadnych emocji. Prawdę mówiąc sama nie potrafiła określić
tego, co czuła i w tym momencie nie chciała się nad tym koncertować. Rita musiała
czekać na ten dzień od dawna. Satysfakcja malująca się na jej twarzy i błysk
triumfu w oczach mówiły same przez się.
- Uważasz, że możesz mnie szantażować,
Sketeer? – Zapytała ze stoickim spokojem, przechylając głowę na bok i
przyglądając się starszej kobiecie oceniającym spojrzeniem. – Czujesz się
zwycięzcą? – Zapytała i uśmiechnęła się nieznacznie. – Dobrze. Delektuj się
swoim zwycięstwem i dobrze zapamiętaj ten smak. Niedługo zostanie ci tylko to
wspomnienie. Bo gdy tu wrócę, tak tobą potrząsnę, że długo się nie pozbierasz –
oznajmiła lodowatym tonem.
- W porównaniu ze mną jesteś nikim, Weasley.
Nie przeceniaj swoich możliwości, bo tylko się pogrążasz – odparła Rita,
starając się zachować spokój i bezskutecznie starając się zamaskować złość.
- Trzeba było trzymać się od moich bliskich z
daleka, Sketeer - odparła spokojnie Ginny i ruszyła w stronę wyjścia. – To ty
sama jesteś swoim najgorszym wrogiem. Własnoręcznie podpaliłaś pod sobą lont,
Rito. A ja z przyjemnością zobaczę, jak sama wysadzasz się w powietrze z tego
swojego redaktorskiego fotela – dodała i opuściła gabinet naczelnej.
- Zobaczymy, kto kogo wysadzi, Ginewro –
wycedziła Rita, gdy za Ginny zamknęły się drzwi, a następnie, trzęsąc się ze
złości, wyjęła z torebki srebrną piersiówkę i upiła z niej spory łyk sherry. –
Zobaczymy…
***
Śnieg pokrył prawie cały dziedziniec Zakonu,
nadając mu baśniowego wyglądu. Hermiona westchnęła cicho i odchyliła głowę ku
niebu. Nie wiedziała, jak długo już spaceruje. Miała dość tych wszystkich
eksperymentów na ludziach, widoku klątw, tortur i śmierci. Musiała zaczerpnąć
świeżego powietrza. Eva rozkazała jej rozpocząć pracę nad projektem Voldemorta.
Już na początku okazało się, że nawet z instrukcją i planami nie będzie to takie
proste. Czarny Pan pracował nad specjalnymi obrożami, które za pomocą magii
pomogłyby mu sterować każdym, kto miałby ją na sobie. Hermiona nie potrafiła
sobie nawet wyobrazić, co by się stało, gdyby taki obiekt wpadł w ręce takiego
szaleńca jak Voldemort. Eva nie wyjaśniła jej, do czego potrzebuje tych obroży,
jednak szatynka śmiała twierdzić, że i w jej posiadaniu ten czarnomagiczny
obiekt będzie stanowił poważne zagrożenie. Swój dodatkowy czas Granger spędzała
na ważeniu swoich autorskich eliksirów i szukaniu informacji na temat Stella
Mortis i Rubinowej Róży w zbiorach zgromadzonych przez kapłanki. O ile prace
nad Inferno i eliksirem powoli posuwały się do przodu, o tyle tajemnica
antycznej twierdzy, mimo wielu istotnych informacji, jakie zdobyła, stanowiła
dla niej taką samą zagadkę jak na początku.
Z odnalezionych zwojów, dowiedziała się, że
założycielką Zakonu Stella Mortis była mityczna Hekate. Była ona pierwszą i
najpotężniejszą czarownicą w dziejach świata. Początkowo Zakon pełnił funkcję
szkoły magii dla każdej istoty przejawiającej magiczne skłonności. Wszyscy żyli
tu w symbiozie i pokoju. Starożytne zwoje zawierają informację o życiu w Stella
Mortis, codziennych rytuałach, zajęciach, zaklęciach i uroczystościach. Opisują
również historię drugiego takiego ośrodka, który powstał na podobieństwo
Zakonu. Hermiona znalazła w bibliotece wiele informacji na temat Szkoły Magów
pod przewodnictwem utalentowanego czarodzieja Oriona. Legendy głosiły, że z
obydwu szkół wywodzili się potężni i znamienici magowie, jak chociażby sam
Merlin, który kształcił się pod czujnym okiem Hekate, czy Morgana będąca dumą i
perłą w koronie Oriona.
Tym co odróżniało oba ośrodki i poróżniło
założycieli był charakter wykorzystywanej magii. W szkole Oriona w
przeciwieństwie do Stella Mortis na szeroką skalę praktykowano czarną magię. Szatynka
wyczytała, że był to powód rozstania się Oriona i Hekate. Podobno to czarownica
odeszła, gdy mimo jej usilnych próśb, Orion nie zaprzestał czarnomagicznych
praktyk.
Według świadków wszystko zaczęło się
komplikować, gdy Orion wrócił z samotnej, dalekiej podróży, mającej rozwinąć
jego magiczne zdolności i uleczyć złamane serce. Zarówno dla czarodzieja, jak i
żyjących wówczas ludzi rozpoczął się mroczny okres. Orion zaszył się w swojej komnacie
i całkowicie poświęcił czarnomagicznym eksperymentom. W jego szkole doszło do
licznych buntów i walk o władzę, jednak Oriona przestało to interesować. Zupełnie
zatracił się w czarnej magii. Wkrótce jego szaleństwo sięgnęło zenitu i
otworzył przejście między światami. Na skutek tego zarówno dobre, jak i złe
dusze miały dostęp do świata żywych. Rozgniewane duchy opętywały ciała ludzi i
siały postrach oraz terror na świecie. Orion widząc piekło, jakie rozpętał,
opamiętał się, lecz było już za późno. Sam nie miał wystarczająco siły, by
odesłać wszystkie dusze i zamknąć przejście. O pomoc poprosił swą ukochaną,
Hekate. Razem zaczęli szukać sposobu na ocalenie świata. Opracowali plan, który
zakładał, że najpierw zamkną wszystkie duchy w jednym miejscu, a następnie za
jednym zamachem odeślą je do zaświatów i zamkną przejście. Rytuał był bardzo
niebezpieczny i skomplikowany. Wkrótce okazało się, że zmarłe dusze można
zamknąć jedynie w żywym naczyniu. Po wielu sporach Orion postawił na swoim, by
stać się nosicielem, w którym Hekate zamknie wszystkie zjawy. O ile pierwsza
część planu, zakładająca zamknięcie duchów w ciele mężczyzny, przebiegła bez
problemu, o tyle później pojawiły się komplikacje. Rozgniewane dusze opętały
ciało Oriona i wzmocnione o jego magię, stały się jeszcze bardziej
niebezpieczne. Hekate, osłabiona po rytuale i zaciętej walce, mogła zrobić
tylko jedno. Przebiła serce ukochanego mieczem, zamykając jego ciało i duszę,
wraz z innymi zjawami w zaświatach i pieczętując przejście między światami.
Ponoć w tamtej chwili, gdy poświęciła ukochanego mężczyznę, pękło jej serce.
Odeszła w ramionach Merlina, który słysząc o problemach mentorki, natychmiast
wyruszył jej z pomocą, jednak nie zdążył na czas, by wesprzeć ją swoją siłą.
Podobno tuż przed śmiercią, Hekate poprosiła go, by odnalazł jej potomka i
uratował potępioną duszę Oriona. Obecna przy śmierci Hekate czarownica Mab
obiecała jej, że nie pozwoli, by jej dzieło i pamięć o niej zostały zatarte
przez czas. Wraz z Merlinem zadbali o to, by mury Stella Mortis przetrwały
wieki. Szkołę przekształcono w Zakon, szkolący wybrane czarownice na kapłanki,
mające strzec harmonii i pokoju na świecie. Jednak ich najważniejszym zadaniem
była ochrona Rubinowej Róży. Po uroczystościach pogrzebowych, Merlin wyciął
serce Hekate z jej ciała i za pomocą potężnej magii przekształcił je w potężny
klejnot, którego moc uśpił do czasu przyjścia na świat spadkobiercy Hekate.
Zaklęta w klejnocie moc, miała zostać uwolniona, gdy potomek Rubinowej Róży
dowiedzie tego, że jest godzien antycznej mocy i ocali potępioną duszę Oriona.
Hermionie nie udało się jednak dowiedzieć,
jak ma wyglądać cały rytuał i jak rozpoznać wybrańca. Wiele razy Eva powtarzała
niczym w letargu, że moc Rubinowej Róży przebudziła się i wzywa ją. Zawsze
jednak, gdy Hermiona próbowała wyciągnąć z niej coś więcej, ta odsyłała ją do
swojej komnaty lub zbywała pokrętnym wyjaśnieniem. Granger jednak wiedziała
jedno, jeśli legenda była prawdziwa, a moc klejnotu tak potężna, to, jeśli Evie
uda się przejść próbę i okiełznać moc Rubinowej Róży, stanie się
niewyobrażalnie silna i niebezpieczna.
Już teraz kapłanka nie traciła czasu i
wprowadzała swój plan w życie, siejąc terror i budząc strach wśród zwykłych
ludzi. Hermiona bała się pomyśleć, co się stanie, gdy kobieta przejmie władzę i
zaprowadzi swoją wizję nowego ładu. Dla szatynki było jasne, że Eva chciała
zniewolić całą ludzkość i podporządkować ją sobie. Była w stanie poświęcić
wiele niewinnych istnień, aby dopiąć swego. Świat pod jej rządami byłby
piekłem. Świadomość tego sprawiała, że musiała jej przeszkodzić i wprowadzić
swój plan w życie jeszcze przed rytuałem. Problem w tym, że od tygodnia nie
widziała kapłanki. Podobno kobieta przygotowywała się do prób w zaciszu swojej
komnaty, a w całym Zakonie trwały przygotowania do głównej ceremonii. Zegar
tykał, a z każdym dniem Hermiona miała coraz mniej czasu, aby zabić kapłankę.
Nie
wiedziała, jak długo przebywają w twierdzy Stella Mortis. Już dawno przestała
liczyć dni swojej niewoli. Dopiero pierwszy śnieg uświadomił jej, że wkrótce
pewnie rozpoczną się święta. Dotarło do niej również, że będą to pierwsze tak
samotne święta w jej życiu i kto wie, czy nie ostatnie.
- Wejdź do środka, bo się przeziębisz.
Uśmiechnęła się na dźwięk głosu generała Williamsa.
Wbrew instynktom samozachowawczym na swój sposób polubiła Garetta. Był honorowy,
odważny, lojalny, szlachetny i miał dobre serce. Dziwiła się, że ktoś taki
wspiera takiego potwora, jak Najwyższa Kapłanka. Potem jednak zrozumiała, że
sojusznicy Evy znają ją z innej strony, tej bardziej ludzkiej. Nie widzą tego,
że kobieta, którą kochali już nie istnieje. W pewnym sensie im współczuła.
Wiedziała, że moment, gdy przejrzą na oczy będzie dla nich bardzo bolesny.
Od
momentu przeprowadzki do Stella Mortis Garret był jej osobistym strażnikiem.
Oliwer bardzo mu ufał i powierzył mu jej życie w opiekę. Sam Wood natomiast od
jakiegoś czasu prawie nie odstępował Evy na krok i Hermiona rzadko się z nim
widziała. Wiedziała jednak, że Wood na swój sposób ją chroni i była mu
wdzięczna. W otoczeniu wampirów, dementorów i byłych Śmierciożerców nie czuła
się bezpiecznie.
- Wiesz, że w grudniu miałam wyjść za mąż? –
Wyznała z wciąż zamkniętymi oczami, rozkoszując się dotykiem delikatnych,
zimnych płatków śniegu na twarzy.
Powiedziała to pod wpływem impulsu,
uświadamiając sobie, że gdyby nie ostatnie zdarzenia, domykałaby pewnie
przygotowania do ślubu. Zastanawiała się, czy Wiktor będzie w stanie wybaczyć
jej, że zwodziła go przez tyle lat. Żałowała, że nie zdążyła przeczytać jego
listu, poznać kierujących nim motywów, wyznać jak wiele dla niej znaczy,
wytłumaczyć jej odejście i przeprosić. Życzyła mu szczęścia. Chciała, by
pokochał kogoś, kto w pełni odwzajemni jego uczucie i będzie zasługiwał na jego
miłość. Ona niestety nie była tą osobą.
- Jaki on jest? – Zapytał po długiej chwili
milczenia, najwyraźniej nie potrafiąc znaleźć odpowiednich słów na jej
wyznanie.
- Kto? – Zapytała, wyrwana ze swoich myśli i
przeniosła spojrzenie na mężczyznę.
- Twój narzeczony – sprecyzował Garret,
uśmiechając się pobłażliwie z powodu jej roztargnienia.
Hermiona ściągnęła brwi i zerknęła na swój
pierścionek zaręczynowy, którego nie zdążyła zwrócić.
- Wiktor jest…troskliwy, opiekuńczy,
małomówny i bardzo…skryty – powiedziała, wahając się przez chwilę nad tym, jak
określić jego skłonność do notorycznych kłamstw i tajemnic. – Wiem, że będzie
kochającym mężem i wspaniałym ojcem. Mam nadzieję, że znajdzie kogoś, kto
będzie na niego zasługiwał bardziej niż ja – dodała ze smutkiem, patrząc na
błyszczące rubinowe oczko.
-
Uważasz, że na niego nie zasługujesz? -
Zapytał Garret, a ona w odpowiedzi wzruszyła ramionami. - Przecież to
dla niego tu jesteś. Słyszałem trochę o
tym, w jaki sposób tu trafiłaś – zagadnął, zerkając na nią niepewnie.
Po jego pytaniu Hermiona drgnęła nieznacznie
i spojrzała na mężczyznę. Przez chwilę milczała, a następnie w odpowiedzi
uśmiechnęła się smutno i pokręciła głową.
- Ale powiedziano mi, że poświeciłaś swoją
wolność za życie mężczyzny. Większej demonstracji uczuć chyba nie ma –
powiedział na wpół współczującym, na wpół rozbawionym tonem, a ona przytaknęła.
- Straciłam go dwa razy. Raz pozwoliłam mu
odejść, a za drugim razem myślałam, że nie żyje. Natomiast ostatnim razem
musiałam go zostawić, by uratować mu życie. Wolę jednak żyć w niewoli ze
świadomością, że żyje, niż być wolną ze świadomością, że go nie ma – wyjaśniła,
wzruszając bezradnie ramionami i uśmiechając się przez łzy.
Widać było, że Williams walczy ze swoją
ciekawością. Ostatecznie jednak, widząc że jest to dla niej trudny temat,
odpuścił dalsze wypytywanie i zamiast tego uśmiechnął się ciepło i położył dłoń
na jej policzku, tak by na niego spojrzała.
- Musisz go bardzo kochać, skoro tak wiele
dla niego poświęciłaś – wyznał z prostotą, czym bardzo ją zaskoczył.
- Żałuję, że zrozumiałam to tak późno –
powiedziała cicho, nieco zaskoczona jego śmiałością i uśmiechnęła się z
goryczą.
- Generale – drgnęła, słysząc znajomy głos i
speszona dwuznaczną sytuacją, w jakiej się znaleźli, odskoczyła od mężczyzny na
stosowną odległość.
- Moja pani – skłonił się z szacunkiem
Williams.
- Widzę, że wziąłeś do serca rozkazy Oliwera
– oznajmiła z zadowoleniem, taksując swojego generała zamyślonym spojrzeniem, a
następnie przeniosła wzrok na zawstydzoną szatynkę.
Hermiona czuła, jak palą ją policzki. Nie
wiedziała, dlaczego czuje się tak speszona, bo nie zrobiła niczego złego.
Garret ją zaskoczył, ponieważ dotychczas szanował jej granice i sam utrzymywał
dystans między nimi. Nie miała pojęcia, co skłoniło go do tak poufałego gestu. Widocznie
musiała wyglądać bardzo żałośnie i mężczyzna w zwykłym, ludzkim odruchu, chciał
dodać jej otuchy.
Stała ze spuszczoną głową, starając się
pozbierać rozbiegane myśli i przymknęła powieki, czując nad sobą cień kapłanki.
Zastanawiała się, jak Eva zareaguje na taką zażyłość z jej zaufanym generałem.
Hermiona nie wiedziała, czy kapłanka będzie zła i zdecyduje się ją ukarać.
Wiedziała jednak, że na pewno nie przejdzie nad tym do porządku dziennego.
Wstrzymała oddech, czując jej palce na swoim podbródku i pozwoliła, by kobieta
podniosła jej głowę. Z ociąganiem spojrzała prosto w jej błyszczące, zielone
tęczówki, doszukując się w nich dezaprobaty lub złości. Niczego takiego jednak
nie dostrzegła, co jedynie pogłębiło jej niepokój.
- Cieszę się, że znalazłaś sobie przyjaciela,
Hermiono. To znaczy, że zaczynasz zmieniać swoje myślenie na nasz temat. Jestem
bardzo zadowolona z postępów, jakie poczyniłaś i z przebiegu twojej pracy –
powiedziała łagodnym tonem, a Hermiona otworzyła szerzej oczy, nie mogąc
uwierzyć w słowa kapłanki. – Nie patrz tak na mnie – roześmiała się, kładąc
dłoń na ramieniu szatynki w przyjacielskim geście. – Cieszę się, że nie musimy
dłużej walczyć. Chciałabym cię nagrodzić za dotychczasowe postępy – dodała,
uśmiechając się tajemniczo.
Hermiona czuła się zmieszana reakcją Evy i
jej nietypowym zachowaniem. Nie ufała jej, lecz mając w pamięci jej gwałtowne
reakcje, nie chciała wyprowadzać kapłanki z równowagi. Poza tym był to
doskonały pretekst do bycia bliżej czarownicy.
- Czas na nagrodę – wyszeptała Eva i
pogłaskała ją po policzku, a następnie odsunęła się na bok, tak by Hermiona
mogła dostrzec jej towarzyszy.
Mimo, że stał w cieniu Oliwera i trzech
innych gwardzistów, wyczuła jego obecność wcześniej niż spotkały się ich
spojrzenia. Patrząc w jego oczy koloru pochmurnego nieba, czuła, jakby czas
stanął w miejscu w przeciwieństwie do jej serca.
- Draco…
Witaj po długiej przerwie.
OdpowiedzUsuńRozdział świetny i mimo że nigdy nie komentuje to czekam z niecierpliwością na nexta. :)
Trzymaj się i pozdrawiam SectumSempra
Witaj;)
UsuńMam nadzieję, że tym razem nie rozstaniemy się na tak długo.
Dziękuję;) Aż chcę się wracać, mając świadomość, że ktoś wciąż czeka;)
Pozdrawiam ciepło!;)
;__; jak ty moglas tak skończyć? Miałam zamiar opisać swoją reakcje na każdy wątek, ale z takim zakończeniem to nie mogę się powstrzymać! Jego imię w jej ustach *-*, to jest jej wyzanie miłości. Ciekawe co się stanie? Przecież to aż miesiąc do kolejnego rozdziału. Nie cierpię tej Skeeter(?). Nie dość, że każdy ma problemy to ona jeszcze musi wszystko pogarszać. Myślałam, że tego pierścionka już się dawno pozbyła, na jej palcu powinien znajdowac się tylko jeden pierścionek i to od gościa, którego nazwisko zaczyna się na Mal, a kończy na foy. Aaaaaaaaaaa! Zdecydowałas czy jesteś w połowie, czy przy końcu opowiadania? Osobiście preferuje połowę :p
OdpowiedzUsuńTo celowy zabieg, przyznaję się bez bicia;) Wybacz, ale inaczej nie mogłam postąpić.
UsuńKto wie? Może uda mi się opublikować coś wcześniej. Nie obiecuję jednak, bo ostatnio dzieje się tyle w pracy, że jak wracam, to jestem półprzytomna ze zmęczenia.
Niestety nie mogę nic zdradzić. Wszystko okaże się już wkrótce;)
Nie zdążyła go oddać. Tak, jak nie zdążyła przeczytać listu od Wiktora.
Nie, jeszcze nie. Zobaczę, jaki będzie odbiór wśród wszystkich czytelników. Na pewno Was o tym poinformuję;)
Czyli jeszcze nie masz mnie dość?;)
Dziękuję za poświęcony czas i podzielenie się ze mną swoimi wrażeniami;)
Pozdrawiam ciepło!;)
Rozdział fantastyczny(jak każdy)! Dodawanie retrospekcji jest świetnym pomysłem właśnie brakowało mi dopowiedzenia historii bohaterów.
OdpowiedzUsuńMam mgliste przeczucie, ze Hermiona może okazać się wcieleniem Hekate, a Draco Oriona ale to chyba zbyt szalona teoria :D Jeśli opowiadanie zmierza ku końcowi (czego bym bardzo nie chciała ale to w końcu nie mój wybór) to proszę tylko o happy end dla Draco i Hermiony. Rozumiem i szanuję, ze to twoje opowiadanie ale jeśli po tym wszystkim nie będą razem to moje serce rozpadnie się na milion drobnych kawałków z żalu :(
Dziękuję;)
UsuńCieszę się, że przypadły Ci do gustu.
Nie skomentuję Twojego "mglistego przeczucia", bo wtedy straciłabyś przyjemność czytania;) Cierpliwości, wkrótce wszystko stanie się jasne;)
Do końca trochę jeszcze zostało, spokojnie;) Postaram się zrobić wszystko, żebyście nie czuli się zawiedzeni.
Pozdrawiam ciepło!;)
Twoje opowiadanie jest naprawdę niesamowite. Każdy rozdział zawiera tyle emocji, że muszę robić przerwy na zebranie myśli. Cóż mogę jeszcze dodać... Podziwiam Ginny, mam nadzieje, że pokaże Skitter jak jest silna i to jak wielki błąd popełnia, szantażując ją. Współczuję Hermionie sytuacji w jakiej się znalazła, ale cóż z miłości robi się wiele rzeczy. Na szczęście może się spotkać z Draco. Co do Evy to dalej nie mogę jej rozgryź, ale mam przeczucie , że całe zło jakie wyrządza wróci do niej. Rozumiem, że nie miała łatwo w życiu, ale jakoś nie umiem jej polubić. Życzę mnóstwa weny. Pozdrawiam
OdpowiedzUsuńLa Catrina
PS. Ile rozdziałów planujesz(tak mniej więcej)?
Witaj;)
UsuńDziękuję;) Mam nadzieję, że się nie rozczarujesz w przyszłości i że razem wytrwamy do końca opowiadania;)
Nie wiem, ile ich będzie dokładnie. Nie ukrywam, że wiele zależy od Czytelników. Jeżeli zainteresowanie będzie spadać, to będzie dla mnie znak, że opowiadanie nudzi/ męczy i czas najwyższy się pożegnać. Około 10 będzie na pewno, a co dalej? Zobaczymy.
Dziękuję za poświęcony czas i za to, że podzieliłaś się ze mną swoją opinią;)
Dziękuję!
Pozdrawiam serdecznie!;)
tak więc zacznę od końca! jak mogłaś skończyć w takim momencie?!!! :( chyba umrę czekając na następny rozdział! mimo, że wciąż nie lubię Evy i raczej to się nie zmieni, to jestem pod wrażeniem tego gestu w kierunku naszej Hermiony :) odnośnie wątku z Ginny i Ritą.. co za wredna małpa z niej wrrrr! Ginny jak widać nie da sobie w kasze dmuchać i to mi się podoba :D mam nadzieję, że Harry w końcu się obudzi.. bo szkoda by było gdybyśmy go stracili! czytając wcześniejsze komentarze, popieram poprzedniczkę i mnie również pęknie serce na miliardy kawałków jeśli Draco i Hermiona na koniec nie będą razem! tak więc życzę Ci dużo weny i oczywiście wolnego czasu na pisanie nowego rozdziału! jak zawsze czekam z niecierpliwością!
OdpowiedzUsuńpozdrawiam i całuję, Anna ;*
Witaj;*
UsuńBiję się w piersi z pokorą, ale nie żałuję;) Trochę napięcia musi być;)Wytrzymasz, wytrzymasz. Nie znam nikogo tak wytrwałego, jak Ty;D Zawsze też jest szansa, że jak zbyt długo mnie nie będzie, to przypomnisz mi o tym;) Dziękuję;*
Czuję presję! Tyle złamanych serc? To szantaż emocjonalny;)
Oj tak, czas to jest coś, czego ostatnio mi brak;)
Dziękuję kochana!;*
Ściskam mocno!;*
Nie chciałam na razie pisać nic na temat trzech ostatnich rozdziałów. Chciałam sobie trochę w głowie to wszystko poukładać, żeby jakoś się do paru kwestii odnieść. Przygniotła mnie po prostu trochę ich treść, a przynajmniej spora jej część i chciałam sobie przemyśleć, co z tego wszystkiego wydało mi się najistotniejsze.
OdpowiedzUsuńMusiałam jednak naskrobać od razu jedną rzecz, która mnie wkurzyła tak maksymalnie, że aż zębami zgrzytałam. Co się, u licha ciężkiego, dzieje z Granger?! Instynkt samozachowawczy jej siadł totalnie?! Eva manipuluje jej umysłem?! Oszalała?!
Bratać się z wrogiem jej się zachciało, czy jak? Doznałam szoku, kiedy urządziła sobie rozmówkę ze swoim "opiekunem" na temat jej niedoszłego małżeństwa, a niemal zeszłam na zawał, kiedy nie ruszyła się nawet, gdy Wiliams położył jej dłoń na policzku, a za moment pojawiła się Eva ze świtą i z Draco!!! Czy on to widział? Mam nadzieję, że jednak nie, bo naprawdę nie trzeba jeszcze sytuacji, w której miałby poczucie, że Hermiona gra nieuczciwie, że pomimo swojego wyznania miłości, cokolwiek mogłoby ją łączyć z wrogim generałem. Przecież najważniejsze jest, by oni nawzajem bezwzględnie sobie ufali, bo zatruwanie się jadem podejrzeń nic dobrego nie przyniesie. Cholera!!! A swoją drogą, co Malfoyowi strzeliło do łba, że wybrał się sam w paszczę potwora. Czyżby rzeczywiście zamierzał przyjąć propozycję Evy jako jej szpieg? A Hermiona, czy naprawdę naiwnie sądzi, że Oliwer ją chroni? Przecież na jedno słowo swojej szefowej pchnąłby ją w objęcia śmierci bez wahania. Może przez wzgląd na dawne, szkolne czasy stara się jej pomóc, nie twierdzę, że nie, ale z drugiej strony, jest przecież dla niego swoistym narzędziem do zemsty na Draco. Masakra totalna. Błagam, oby Draco nie widział tego durnego incydentu będącego wynikiem chwilowego (oby) zaćmienia umysłowego Hermiony. On musi mieć wolny umysł i spokój, bo już i tak popełnia jakieś szaleństwo.
Inne wątki z ostatnich rozdziałów pewnie jakoś podejmę przy kolejnych komentarzach, bo zwykle coś mi się nasuwa po czasie.
Pozdrawiam
Margot
Rozumiem. Też czasami tak mam, że najpierw muszą coś przegryźć, żeby móc poukładać własne myśli.
UsuńWkurzyłaś się? I dobrze:) Chcę, żebyście się wkurzali, wzruszali, śmiali itd. Chcę, żebyście czuli całą paletę uczuć, czytając to opowiadanie. I bardzo chcę, żebyście wyrzucali to z siebie w komentarzach.
Wiem, jak to z boku wygląda. I domyślam się, że czekasz na wyjaśnienia. Przykro mi, ale nie mogę się odnieść do tego fragmentu, nie zdradzając tego, co wydarzy się w przyszłości. Jeszcze nie teraz;) Proszę Cię tylko o to, żebyś mi zaufała. Wielokrotnie robiłam coś, co Wy uznawaliście za głupie, niepotrzebne, bez sensu. A ja tyle samo razy zapewniałam Was, że każdy wątek w tym opowiadaniu jest istotny, każda wprowadzana postać ma swoją rolę do odegrania i prędzej czy później wszystko ułoży się w logiczną całość. I w tym przypadku tak jest. Dlatego raz jeszcze proszę Cię o zaufanie i cierpliwość;)
Wiem, że to opowiadanie jest ciężkie, enigmatyczne i niejednoznaczne. Domyślam się, że masz mętlik w głowie. Uwierz, że i ja tak mam, gdy moja wyobraźnia podsuwa mi co chwilę coraz to nowsze scenariusze;) Na szczęście wiem, jaki efekt chcę osiągnąć więc możesz spać spokojnie;)
Dziękuję Ci raz jeszcze za czas, jaki poświęciłaś na lekturę "Rozbitków", długie merytoryczne komentarze oraz wszystkie cenne wskazówki, jakie pozostawiłaś.
Z pozdrowieniami,
V;)
Oczywiście doskonale rozumiem, że niektóre pytania i wykrzykniki niecierpliwych czytelników pozostaną bez odpowiedzi do momentu, kiedy taka odpowiedź będzie naturalną koleją rzeczy. Nie zmienia to jednak faktu, że czytelnicy, w tym ja na pewno, będą pytać, wątpić i rozdzierać szaty. Taki już urok czytania tekstów po kawałku ;)
UsuńNasunęły mi się pewne spostrzeżenia odnośnie rozdziału poprzedniego chyba, o ile dobrze pamiętam kolejność zdarzeń.
Mam wiele sprzecznych odczuć odnośnie sytuacji między Pansy, Harrym i Ginevrą. Przyznam, że z ludzkiego, czy też bardziej z kobiecego punktu widzenia, jest mi naprawdę żal Pansy i współczuję jej. Nie chodzi mi tu jedynie o stan zdrowia Harry'ego, o to, że może go utracić. Chodzi mi o sytuację, którą zastała idąc do niego do szpitala. O obecność Ginny. No bo z jednej strony wygląda to tak, jakby Ginny uznała, że ma pełne prawo tam być i może faktycznie, takie prawo przynajmniej częściowo posiadała. Jako ktoś blisko wcześniej związany z Potterem, jako niedoszła matka ich wspólnego dziecka, jako wieloletnia przyjaciółka wreszcie. Z drugiej zaś, Pansy jako aktualna narzeczona Harry'ego, kobieta która go kocha i najbardziej ze wszystkiego martwi się, że może go utracić, natknęła się na jego byłą w miejscu, w którym chciałaby być jedynie z ukochanym i w samotności mierzyć się rozpaczą próbując jednocześnie przekazać mu wszystkie życiowe i uczuciowe fluidy w nadziei, że wróci do świata żywych. Niełatwa sytuacja, tym bardziej, że nie znamy tak do końca sekretów serca Harry'ego...
No właśnie, stąd już tylko krok do fiolki ze wspomnieniem/pożegnaniem (?) Harry'ego.
Sądzę, że postąpiłabym jak Pansy w tej sytuacji. Obejrzenie tego, co Potter chciał jej przekazać traktowałabym jako swoiste pożegnanie, jako podświadome pogodzenie się z tym, że może odejść, jako przyzwolenie na jego utratę. Jako czytelnik, oczywiście jestem ciekawa, co Harry zawarł w tej swoistej ostatniej woli, ale, być może ta niewiedza, przynajmniej na razie, będzie czymś w rodzaju talizmanu, który pozwoli mu przeżyć. A reasumując rozdział - cała scena retrospekcji z domu Pansy, Draco i Blaise'a, z okresu, gdy Harry przywraca Malfoya społeczeństwu i nawiązuje nieco bliższe i cieplejsze kontakty z Pansy jest naprawdę świetnie skonstruowana, dobrze napisana i jest jednym z tych cieplejszych promyków, o których już wcześniej wspomniałam. Jest jednocześnie kolejnym przykładem świetnej kreacji Harry'ego. Jego zachowanie w scenie, umownie nazwijmy, przeprosin Pansy, jego słowa - to wszystko tak bardzo odzwierciedla moje wyobrażenie na jego temat po wojnie, że mogę tylko bić brawo.
Margot
Mnie to naprawdę nie przeszkadza;) Cieszę się, że moja pisanina wywołuje takie reakcje;) To szalenie przyjemne uczucie, bo to znaczy że fabuła wywołuje różnorodne emocje. To chyba jedna z najważniejszych rzeczy jeśli chodzi o tekst:)
UsuńDla mnie to niesamowita radość. Czasami nie mogę uwierzyć, że aż tak ciepło przyjmujecie tą historię. Wasze reakcje są dla mnie największą nagrodą.
Tak, to dość kontrowersyjny trójkąt. Ale tak mi się wydaje, że w ich sytuacji to naturalne. Bo Ginny niby zrezygnowała z Harry'ego, ale jej zachowanie i reakcje w stosunku do niego są sprzeczne. Być może to wynik tego, że nie dane jej było z nim porozmawiać przed wyjazdem? Bo przecież chciała, żeby do siebie wrócili. Niestety zbyt późno...A może wciąż go kocha? Może tak naprawdę nie pogodziła się z jego stratą. A może po prostu to troska o ukochanego przyjaciela?
Masz rację. Pansy ma prawo czuć zazdrość i niepewność. Tym bardziej, że wie, jak wielkim uczuciem darzyła się para. Chyba każda kobieta na jej miejscu byłaby przewrażliwiona.
Wydaje mi się, że każda z nich miała po części rację i prawo, by czuwać przy Harrym. Bądź co bądź obie go kochają.
Ano nie znacie;) Nie wiadomo, co by zrobił, gdyby Ginny udało się z nim porozmawiać. Kogo wtedy by wybrał? A kogo wybrałby teraz? Oto jest pytanie...;)
I nie zapominajmy, że jest też Blaise, który również zajmuje szczególne miejsce w sercu Ginny.
Strasznie to pogmatwane...Nie wiem, jak mogłam tak skomplikować sobie ich relacje;)
Uznałam to za stosowne. Póki co fiolka ze wspomnieniami Harry'ego i list Wiktora pozostaną wielką niewiwadomą.
Dziękuję! Nawet nie wiesz, jak miło jest przeczytać takie słowa. To bardzo budujące i motywujące:)
Cieszę się, że trafiłaś na mojego bloga:)
Dziękuję za wszystkie spostrzeżenia;*
Ściskam!
Och, czyżbyś, dość przewrotnie, sugerowała, że rozmowa Ginny z Harrym mogłaby na nowo pozmieniać stosunki między tym swoistym trójkątem i Blaisem do kompletu ;)? Hmm, nie wiem, może mnie jeszcze zaskoczysz, choć byłoby to bardzo niemiłe zaskoczenie, ale dla samej siebie i swoich preferencji uznam, że rozmowa miała raczej dotyczyć ostatniego zamknięcia wszelkich nieporozumień, zapewnienia o miejscu w sercach obojga gdzieś tam, na zawsze i obustronnym zapewnieniu, że budują teraźniejszość i przyszłość na nowo. Coś w rodzaju uzyskania błogosławieństwa na związek z Blaisem ze strony Ginny. Harry - ja widzę to tak, że on już zamknął poprzedni etap w swoim życiu. Zawsze będzie kochał Ginevrę w jakiś sposób, bo łączy ich zbyt wiele, żeby ją wyrzucić z serca całkowicie, ale podzieliło ich i utracili tyle, że kontynuacja związku na tych zgliszczach i tak nie byłaby już możliwa. Teraz jest z Pansy, kocha ją, to właśnie z nią buduje swoją teraźniejszość i planuje przyszłość. Tak odbieram Harry'ego, opierając się na tym, jak wykreowałaś jego postać i na swoim chciejstwie rzecz jasna ;) Być może naświetlisz nam jeszcze ten temat i wtedy się okaże, czy miałam rację, przynajmniej częściowo, czy też było to jedynie moje pobożne życzenie... Jedno wiem na pewno: bardzo kibicuję Pansy i Harry'emu i lubię fandomowy związek Ginny i Blaise'a, zatem temu duetowi też kibicuję, poza główną parą, rzecz jasna...
UsuńMargot
P.S. Ja też się cieszę, że trafiłam akurat na Twojego bloga :)
Może tak, może nie?;) Ale chyba krecja Harry'ego mówi sama przez się. Poza tym dałam już tyle informacji, że i tak nikt by mi nie uwierzył więc nie będę Was podpuszczać;)
UsuńPo prostu zwracam uwagę na to, że gdyby Ginny wcześniej doszła do siebie, zrozumiała, ile Potter dla niej znaczy i stawiła się na spotkaniu z Harrym, ich relacje wyglądałyby zapewne inaczej. Bo przypominam, że Harry bardzo długo walczył o ich miłość i o nich. Do ostatniej chwili czekał na deklarację, a jako że jej nie otrzymał, zamknął pewien etap i rozpoczął następny z Pansy;)
Tego jednak nie można powiedzieć o Ginny. Dla niej ten rozdział może nie być zamknięty do końca. Z tekstu wiadomo jest tylko tyle, że postanowiła stłumić swoje uczucia i zdecydowała się nie mówić Harry'emu, że chciała zacząć wszystko od nowa. Jak jest teraz? Tego dowiesz się już z kolejnych rozdziałów;)
Myślę, że aktualna rozmowa mogłaby tego dotyczyć. Jednak wtedy niekoniecznie.Wydaje mi się też, że w pewnych sytuacjach miłość nie wystarczy. Czasami dwoje ludzi dzieli tak wielka przepaść, że nie ma szans na odbudowanie tego, co było. Oczywiście mogliby próbować, ale czy by im się udało? To wielka niewiadoma.
Bardzo dobrze odbierasz Harry'ego. Nie sądzę, by mężczyzna był w stanie budować i angażować się w związek z Pansy, gdyby nie zamknął etapu z Ginny. A przynajmniej ja go tak odbieram.
Nie mniej jednak zarówno Pansy, jak i Blaise mogą czuć obawę i niepewność. Zwłaszcza, że Harry i Ginny wciąż są w bliskich relacjach.
Jak mówiłam, to skomplikowany wątek;)
Dlatego zawsze uważam, że Ginny tak najlepiej i najbezpieczniej się sprawdza gdzieś na Antypodach. Niech tam sobie gra w quidditch ;)
UsuńM.
Rozdział jak zawsze świetny, dobrze sie go czyta, jest tajemniczy i intrygujący. Nie dziwi mnie, że zakończył sie w takim momencie - to cała Ty. Musisz pozostawić czytelnika w niepewności, czekającego z niecierpliwością na kolejny rozdział i obryzajacego paznokcie z nerwów. Mam jednak przeczucie, że spotkanie H & D związane jest z jakąś intrygą.
OdpowiedzUsuńAle mamnadzieje, że się myle :)
Buziaki :*
P.
Chyba tak;) Dobrze mnie znasz;)
UsuńJak możesz posądzać mnie o jakąś niecną intrygę?:o
Dziękuję za miłe i budujące słowa;*
Buziaki;*
O matko :)
OdpowiedzUsuńDzisiaj trochę nie o treści, a o ogólnych odczuciach :)
Prawdę mówiąc, jestem Ci niesamowicie wdzięczna za to opowiadanie. Dziś miałam swoją ostatnią maturę i szczerze mówiąc przez cały czas ich trwania jedyne swoje wolne chwile i czas na oderwanie się poświęcałam Twojemu opowiadaniu.
Dało mi ono niesamowitego kopa motywacyjnego do powrotu do tworzenia własnych tekstów. Rozbudziło wyobraźnię i udowodniło, że Dramione nie musi być nudne i oklepane.
Podziwiam Cię za wytrwałość, niesamowitą pomysłowość i upór. Czytając kolejne rozdziały, czułam się jakbym czytała kolejną część Harry'ego Pottera napisaną przez kochaną Rowling :)
Opowiadanie nie jest infantylne, naiwne, a wydarzenia są przedstawione w bardzo realistyczny sposób, co pozwala wierzyć, że tak mogły się potoczyć dalsze losy bohaterów.
Gratuluję Ci również kreacji postaci. Nie są one płytkie, bardzo dobrze oddałaś ich charaktery i zachowania. Nikogo nie wyidealizowałaś, dałaś im przestrzeń do popełniania błędów. Rezygnując z sielanki i schematu "największym problemem świata jest to że powinniśmy się nie lubić a się lubimy" stworzyłaś coś naprawdę niesamowitego :)
Bohaterowie są dojrzali i ich problemy również.
Nie mówiąc już o postaci Evy. Dawno nic mnie tak nie intrygowało jak jej historia :)
Reasumując: to opowiadanie dało mi wszystko, czego mogłam od niego chcieć - od radości i rozbawienia, poprzez szok i niedowierzanie, aż do smutku i współczucia. Niejednokrotnie zatrzymywałam się nad pewnymi wątkami, by dać sobie chwilę na przemyślenia. Udawało mi się również utożsamiać z bohaterami, a w ich decyzjach i wydarzeniach z ich życia odnaleźć cząstkę siebie.
Być może chwilami ten komentarz jest bez ładu i bez składu, ale piszę go po dość mocnym maratonie nauki. Jednak mogę Ci obiecać, że wszystkie te słowa płyną z głębi serca :)
Mam nadzieję, że wciąż czytasz te komentarze i że nigdy nie przestaniesz pisać i dostarczać radości czytelnikom :)
Pozdrawiam i dziekuję! <3
Przede wszystkim muszę Cię przeprosić. Blogspot musiał usunąć moje odp na Twoje komentarze. Zresztą nie tylko na Twoje. Już to zgłosiłam i mam nadzieję, że to ostatnia wtopa blogspota.
UsuńJa Tobie z kolei dziękuję za wiele motywujących i budujących słów oraz za informacje zwrotną na temat treści. To dla mnie cenne informacje i ma ogromne znaczenie;)
Przemiło jest mi czytać, że Rozbitkowie stali się dla Ciebie bodźcem stymulującym do pisania. Trzymam za Ciebie kciuki i życzę Ci dużo weny, oryginalnych pomysłów i samodyscypliny;)
Pamiętaj, że nie ma granicy twórczości, bo wyobraźnia człowieka nie ma granic. Tylko od Twojej pomysłowości zależy efekt końcowy;)Powodzenia!
Mam nadzieję, że dałaś czadu na maturze i będziesz zadowolona z wyników. Pochwal się po wszystkim;) Trzymam kciuki!
Nie zamierzam rezygnować z pisania. Tego możesz być pewna;) Choć to jest prawdopodobnie moje ostatnie Dramione.
Mam nadzieję, że zostaniesz ze mną do końca?:)
Dziękuję raz jeszcze!
Pozdrawiam ciepło!
kiedy rozdział? bo nie mogę się doczekać!
OdpowiedzUsuńAnna <3
W niedzielę 05.06;) Zapraszam;*
UsuńŚciskam mocno!
Czytając twoje opowiadanie nie można się niczego spodziewać, co kawałek to mnie zaskakujesz pozytywnie oczywiście. Rozdział bardzo dobry.
OdpowiedzUsuńTylko co u licha robi tam Malfoy?
eva
Bardzo mnie to cieszy;) Martwiłabym się, gdybym przestała Was zaskakiwać. Przewidywalność rodzi nudę, a nuda zabija przyjemność czytania. Mam nadzieję, że zaskakiwać będę do samego końca;)
UsuńDziękuję;)