Kochani,
zgodnie z obietnicą oddaję w Wasze ręce kolejny rozdział.
Pragnę Was przeprosić za ten tygodniowy poślizg. Tak jak pisałam w "Proroku Codziennym", najpierw pochłonęły mnie sprawy zawodowe, a potem zdrowotne. I o ile te pierwsze zmierzają w dobrym kierunku, o tyle te drugie są moim utrapieniem.
Co do rozdziału, to należy on do tych przejściowych, które trochę wyjaśniają i stanowią wstęp do bardzo ważnej części tego opowiadania. Podobnie będzie z następnym rozdziałem, w którym postaram się wyjaśnić kilka wątków z życia Narcyzy, Harry'ego, Ginny, Blaise'a i Pansy. A potem... Potem musicie przygotować się na wiele skrajnych emocji;)
Chciałabym podziękować Wam za komentarze pod poprzednim rozdziałem. Jednocześnie zachęcam Was do zostawiania swoich opinii pod rozdziałami. One naprawdę stanowią karmę dla motywacji, by dać upust niefrasobliwej wenie;) A im więcej pokarmu, tym więcej sił na pisanie;)
Rozdział jest niezabetowany i może zawierać liczne błędy, za które przepraszam. Nie czuję się najlepiej i prawdę mówiąc długo biłam się z myślami, czy publikować dzisiaj ten rozdział. Ostatecznie jednak wygrało poczucie winy, że znowu musiałabym przekładać publikację, a tego za wszelką cenę chciałam uniknąć. Jak tylko Face prześle mi swoje uwagi, to naniosę poprawki. Jednocześnie informuję, że poprzedni rozdział jest już zabetowany, za co ślicznie dziękuję Faceless;*
Tym, którzy zaczęli rok szkolny życzę determinacji i powodzenia, a tym, którzy jeszcze mogą leniuchować, nacieszenia się końcówką lata i błogiego nic nierobienia;)
I tym optymistycznym akcentem zapraszam Was do lektury kolejnej odsłony "Rozbitków".
Ściskam Was mocno,
Wasza obolała, lecz wciąż kochająca Villemo.
ROZDZIAŁ XXV SZACHOWNICA
Stłumiony krzyk odbijał się od
zimnych murów Alcatraz, gdy żrący kwas palił skórę jej zakładnika. Niewzruszona
zadawanym bólem, ponownie przyłożyła dłonie do klatki piersiowej mężczyzny,
zostawiając na niej krwawy ślad. Harry wierzgał się i krzyczał, lecz w ten
sposób tylko potęgował swoje cierpienie. Żelazne kajdany wpijały się boleśnie w
nadgarstki i przy każdym gwałtowniejszym ruchu zdzierały naskórek. Eva jednak
była nieugięta i systematycznie kontynuowała tortury. Wiedziała, że, aby urok
podziałał, musi doprowadzić mężczyznę na sam skraj ludzkiej wytrzymałości.
Potter okazał się godnym
przeciwnikiem. Nie doceniła go i to był poważny błąd, którego w przyszłości
chciała uniknąć. Tym bardziej, że Harry odrzucił jej propozycję sojuszu i nic
nie wskazywało na to, by zmienił zdanie. Jego decyzja była dla niej sporym
zaskoczeniem. Myślała, że jeśli zaproponuje mu satysfakcjonujący układ, w
którym pozwoli mu zachować swoją nieposzlakowaną opinię i obsypie licznymi
przywilejami, sprawi, że mężczyzna zgodzi się na jej warunki. Ludzie jego
pokroju zwykli tacy być. Niestety najwidoczniej się przeliczyła. Dlatego teraz
miała zamiar poznać wszystkie słabości, pragnienia i najskrytsze lęki, jakie
skrywał mężczyzna, by następnie wykorzystać tą wiedzę przeciwko niemu. Mogłaby
oczywiście użyć veristaserum lub leglimencji, lecz jej nie chodziło jedynie o
wdarcie się do umysłu mężczyzny. Miała zamiar zostawić po sobie niezapomniany
ślad. Chciała powoli doprowadzić mężczyznę do szaleństwa i sprawić, by ludzie
sami się od niego odwrócili.
- Ciii – wyszeptała, ocierając
pot z twarzy bruneta. – Nie walcz ze mną, Harry. To bezcelowe. Tylko
przedłużasz swoje tortury. Otwórz swój umysł – powiedziała, gdy ten odsunął
twarz i posłał jej udręczone, aczkolwiek w dalszym ciągu nieustępliwe
spojrzenie. – Myślę, że grę wstępną mamy za sobą – odparła, komentując w ten
sposób reakcję mężczyzny. – Czas na prawdziwą zabawę – zakpiła, ściągając
rękawice i sięgając po słoiczek z perłowo- niebieską mazią. – Rozpoznajesz
zapach? – Zapytała, gdy dotarł do niego znajomy aromat tarty kajmakowej,
kobiecych, cytrusowych perfum i woń drewna rączki od miotły. – Taak, jednym ze
składników jest amortencja. Ale nie martw się, nie mam zamiaru rozkochać cię w
sobie – powiedziała z kpiącym uśmiechem, wcierając maź w opuszki swoich palców.
Harry nieufnym wzrokiem
obserwował każdy ruch kobiety. Knebel w ustach utrudniał mu oddychanie, a coraz
bardziej intensywny zapach amortencji wprawiał go w stan błogości. Uczucie
niepokoju stopniowo zanikało. Zamiast tego czuł się rozluźniony i bezpieczny. Stan
ten sprawił, że jego bariery ochronne, zamykające dostęp do umysłu, wydały mu
się zbyteczne. Potrząsnął głową, chcąc pozbyć się uczucia iluzji i skrzywił się
czując protest w mięśniach. Ból ten jednak otrzeźwił go na tyle, że zdążył ponownie
wznieść fasadę wokół swojego umysłu i zarejestrować przed sobą palące
spojrzenie intensywnie zielonych tęczówek, w których mimo woli się zatracił.
Kapłanka wyjęła mu z ust knebel, lecz on nie zwracał już na to uwagi. Wszystko
wokół przestało się liczyć. Istniał już tylko on i para szmaragdowych,
hipnotyzujących oczu.
Eva widząc półprzytomny wzrok
mężczyzny uśmiechnęła się pod nosem i zaczęła delikatnie wmasowywać maź w jego
skronie, szepcząc pod nosem formułę zaklęcia.
- Co ty mi robisz? – Zapytał
zachrypniętym głosem, walcząc z ogarniającą go sennością, lecz nie uzyskał
odpowiedzi.
Gdy głowa mężczyzny opadła
bezwładnie, Eva wyciągnęła złoty sztylet, który, ze względu na swoje magiczne
właściwości, kapłanki wykorzystywały do rzucania uroków i rytuałów, i wycięła
nim na obydwu dłoniach nieprzytomnego bruneta symbole nieskończoności, a
następnie ten sam zabieg powtórzyła na sobie. Następnie splotła ze sobą ich
dłonie i maksymalnie koncentrując swoją uwagę na mocy, zainkantowała - Accipiat
cineres terra sanguis nostra. Flamma sociat animi et prefeit celatum. Alienus animi est alter idem.
Zamknęła powieki, czując jak
strumień magii, wypływający z ich złączonych dłoni, przyjemnie otula jej ciało.
Przez chwilę odczuwała dziwne uczucie nieważkości, gdy jej umysł łączył się z
umysłem mężczyzny, a następnie zachłysnęła się powietrzem, jak gdyby zbyt długo
wstrzymywała oddech. Czuła zimne ciarki przechodzące po kręgosłupie i to było
ostatnie doznanie, jakiego doświadczyło jej ciało, bo sekundę później jej umysł
reagował już tylko na bodźce odbierane przez Harry’ego. Czuła jego ból, strach,
złość i gamę różnorodnych emocji, jakby ona sama tego wszystkiego doświadczała.
To było upajające móc czuć aż tyle intensywnych rzeczy po tak długim czasie
kontrolowania i wyciszania własnych emocji. Nie połączyła się jednak z
mężczyzną po to, by przypomnieć sobie, co straciła wraz z wypaleniem runy. Z łatwością
odseparowała doznanie bólu i rozpoczęła penetrację umysłu Pottera. Zupełnie
jakby oglądała autobiograficzny film o Wybrańcu. Tylko od czasu do czasu
zatrzymywała się dłużej na jakimś wspomnieniu, któremu towarzyszyły intensywne
uczucia. Teraz jak na dłoni widziała wszystkie słabości i tęsknoty mężczyzny.
Musiała przyznać, że zbyt pochopnie go oceniła. Potter w niczym nie przypominał
bałwochwalczych bohaterów, pławiących się w swojej sławie. Był inny. On nie
pragnął sławy. Nigdy nie chciał być bohaterem. Rola ta została mu narzucona, a
mimo tego on przyjął swoje przeznaczenie. Im więcej rzeczy dowiadywała się o
mężczyźnie, tym więcej pytań pojawiało się w jej głowie. Nagle jednak osoba Harry’ego
przestała zaprzątać jej myśli, ponieważ w przebłysku wspomnień ujrzała znajomą
twarz. Twarz, która w dzieciństwie stanowiła centrum jej najskrytszych tęsknot
i fascynacji.
Syriusz Black, niczym duch
nawiedzał ją w snach, ilekroć myślała o ojcu. Nie znała go. Wiedziała tylko,
jak się nazywa. Informację tę zdobyła przypadkiem, gdy niechcący przewróciła
szkatułkę matki. W środku znajdował się piękny, srebrny pierścień z niewielką
perłą i pożółkłe, nadpalone zdjęcie mężczyzny, uśmiechającego się szelmowsko do
fotografa. Pamiętała skamieniałą twarz matki, gdy jej wzrok padł na fotografię
i cień smutku, jaki przez nią przemknął, gdy drżącymi dłońmi odebrała zdjęcie
córce, by następnie stanowczym, szorstkim gestem umieścić je z powrotem na
swoim miejscu. I to właśnie wtedy, przez ten ułamek minuty, gdy jej matka z
czułością i smutkiem spoglądała na miłość swojego życia, ona odczytała napis na
odwrocie fotografii. Wtedy jednak nie wiedziała jeszcze, kim był ten mężczyzna.
W głębi ducha domyślała się prawdy, lecz całkowitą pewność zyskała kilka lat
później, gdy po tym, jak zrobiła psikus siostrze Clarissie, jej matka w złości wypomniała
jej, że jest taka sama jak Syriusz. Szybko powiązała fakty, a rozmowa z
Ollivanderem pozwoliła jej poskładać je w całość. Jednakże, gdy Dorcas
dowiedziała się o tym, że Garric wyjawił jej prawdę o korzeniach, odesłała go.
Było to dla Evy dużym ciosem. Nie
żałowała jednak, że poznała prawdę, ponieważ Dorcas nigdy nie wspominała jej
ojca, rodziny, przyjaciół. Całkowicie odcięła się od przeszłości i, korzystając
z azylu, udzielonego jej przez Zakon, zerwała z dawnym życiem. Kapłanki
znalazły ją nieprzytomną, zziębniętą i ranną nad jeziorem, nad którym poznała
Oliwera. Pomogły jej i zaopiekowały się nią, jakby była członkiem rodziny. Nim
jednak Najwyższa Kapłanka przyjęła ją do bractwa, Dorcas musiała złożyć śluby i
wieczystą przysięgę, że zostawi za sobą to, kim była i rozpocznie nowe życie.
Jej matka, akceptując warunki umowy i dołączając do Zakonu, przypieczętowała
jednocześnie jej los. Nim Eva się urodziła, została namaszczona na kapłankę.
Była pierwszą osobą, która urodziła się w murach Stella Mortis, zarówno jako
jego członek, jak i więzień.
Zazwyczaj nabór nowicjuszek odbywa
się w zupełnie inny sposób. Co roku kamień runiczny objawia Najwyższej Kapłance
tożsamość przyszłej siostry. Następnie przez kolejne jedenaście lat kandydatki
te w tajemnicy poddawane są najrozmaitszym próbom charakteru i siły. Najlepsze
z nich w dniu swoich jedenastych urodzin trafiają do Zakonu. Tam przechodzą
ostateczną próbę, a jeśli jej wynik jest pozytywny, trafiają do grona adeptów,
odbywających wszechstronne szkolenie. Każda z nowicjuszek ze względu na
dominujący dar otrzymuje swojego mentora, który kieruje jej rozwojem w trakcie
szkolenia. Od tego czasu przechodzi przez trzy etapy wtajemniczenia. Każdy etap
trwa trzy lata i kończy się swego rodzaju sprawdzianem umiejętności i
wytrzymałości na ból. Po tym, w wieku dwudziestu jeden lat, Rada Starszych
decyduje o jej przyszłości. Wtedy siostry poświęcają się gildii, do której
zostają przydzielone lub, tak jak Eva, zostają włączone do Rady. W tym drugim
przypadku, zostają poddane jeszcze jednej próbie, której zwieńczeniem jest
wypalenie runy Stella Mortis. Rytuał ten przeżyć może tylko ten, kto ma czyste
serce i nieskalaną duszę. Otwiera on drogę nie tylko do nowych mocy, ale i do
władzy, gdyż to spośród Rady Starszych wybiera się Najwyższą Kapłankę, która
stoi na czele Stella Mortis i magii Rubinowej Róży. Nim jednak kapłanka wejdzie
do wewnętrznego kręgu Starszyzny, musi przejść wiele prób, by dowieść, że jest
godna. Aby to udowodnić musi uwolnić się spod wpływu siostry, która
przeprowadziła rytuał. Runa, poza symbolem naznaczenia i przynależności, jest
też piętnem zniewolenia, ponieważ kapłanka, która ją wypala, staje się
jednocześnie panią, jak i nowym mentorem. W przypadku Evy, to Dorcas dokonała
inicjacji i to jej woli Eva musiała się podporządkować. Więź, która je
połączyła, pozwoliła Pierwszej Kapłance kontrolować córkę i wpływać na nią. To
ona, chcąc odseparować ją od Oliwera, odcięła ją od swojego wrażliwego człowieczeństwa.
Jednakże im Eva była silniejsza, tym przymus posłuszeństwa wobec jej matki
słabł. Gdy tylko to dostrzegła, postanowiła, że zrobi wszystko, by zerwać więź.
Chcąc uśpić czujność Pierwszej Kapłanki, przestała się sprzeciwiać i walczyć.
Zamiast tego całą swoją uwagę przelała na treningi i naukę. Nauczyła się
maskować uczucia do tego stopnia, że gdy przerwała połączenie, nie potrafiła
już normalnie funkcjonować. Uczucia zaczęły jej przeszkadzać, więc odcinała się
od nich, tym samym odsuwając się od Oliwera. Szło jej to doskonale do momentu
ponownego spotkania. Jego widok, głos i dotyk były tak intensywne, że uczucie,
którym go darzyła, a które starała się wyplenić przez okres rozłąki,
przypomniało o sobie ze zdwojoną mocą.
Wiedziała jednak, że już nigdy nie będzie taka jak dawniej. Śmierć
Najwyższej Kapłanki, jej przyjaciółki i autorytetu, sprawiła, że dokonała ostatecznego
wyboru. Świadomie zrezygnowała z ucieczki i beztroskiego szczęścia u boku
mężczyzny, którego kochała. Potrzeba zemsty i kiełkujące pragnienie władzy było
zbyt silne, by mogła je zignorować. Ułożyła więc misterny plan, który bardzo
powoli zaczęła wcielać w życie. Jednocześnie czerpała siłę z obecności i
miłości Oliwera, który uwierzył we wszystkie jej kłamstwa i nieświadomie stał
się pierwszym pionkiem na jej szachownicy. Stał się jej ostoją i wsparciem w
chwilach zwątpienia. Tylko dzięki niemu pielęgnowała w sobie ludzkie uczucia,
które stanowiły nieliczną z jej słabości, ponieważ nigdy nie nauczyła się ich
przeżywać. Od wielu lat była zmuszona nauczyć się je ignorować i maskować. Jej
własna matka odkąd dostała się do Rady przestała jej okazywać jakiekolwiek
uczucia. Choć wcześniej też skąpiła jej miłości, najpierw pogrążona w żałobie,
a potem opętana żądzą władzy i zemsty.
Eva niczym pająk, tkała sieć
kontaktów i intryg, które z każdym dniem przybliżały ją do wyjścia z cienia
swojej matki i zajęcia należnego jej miejsca. Pierwszy przełom nastąpił, gdy
otrzymała nominację na Pierwszą Kapłankę. Wtedy jej moc i możliwości stały się
prawie niepodważalne. Od tamtego momentu jej plan wszedł w decydującą fazę. Pod
pretekstem spraw Zakonu, zbierała oddanych ludzi, którzy gotowi byli oddać za
nią życie. Jej szpiedzy dostarczali jej cennych informacji o interesujących ją
sprawach i potencjalnych przeciwnikach. Jej najcenniejszym dobytkiem był Jason
Blackwell, który przez wiele lat wiernie wypełniał jej rozkazy. Przystojny,
ambitny, utalentowany i niebywale inteligentny był jej czarnym koniem. Niestety
jego ambicja, zachłanność i urażona duma po tym, jak go odrzuciła zaślepiły go
do tego stopnia, że przestał być użyteczny. Zrobił niewybaczalny błąd, który
kosztował go życie, a ją pionka na szachownicy. Tym jednak już się nie
martwiła, ponieważ znalazła idealnego kandydata na jego miejsce.
We wspomnieniach Harry’ego
ponownie pojawił się jej ojciec, a ona poczuła bolesne ukłucie w okolicy klatki
piersiowej, gdy zalała ją fala intensywnych emocji, na które nie była
przygotowana. Czułość, miłość i ciepło, jakie Syriusz Black okazywał Potterowi,
stanowiły dla niej cios prosto w serce. Przez myśl przeszło jej, że to ona
powinna być na miejscu Harry’ego. To ją powinien przytulać jej ojciec, o nią
się troszczyć, z nią żartować i ją wspierać. Jego miłość powinna należeć do
niej. Wszystko to jednak zostało im odebrane. Ani ona, ani jej ojciec nie mieli
pojęcia o swoim istnieniu. Eva nigdy nie dowiedziała się, dlaczego jej matka
nie wróciła do Syriusza, przyjaciół i rodziny. „Nie zadawaj pytań”- była to
żelazna zasada, której kobieta nauczyła się już w dzieciństwie. Niemniej jednak
żywiła do matki żal za to, że nigdy nie okazywała jej swojej miłości, że
pozbawiła ją ojca, zaszczepiła w jej sercu nienawiść, odebrała Oliwera, wolność
i szansę na bycie szczęśliwą. Zabiła również jej miłość do niej, jako do
rodzica.
Ból w klatce piersiowej nasilił
się, a ona poczuła, jak jej ciałem wstrząsają drgawki. Czuła, jak coś wypycha ją na zewnątrz.
Wyglądało na to, że Harry ostatkiem sił, walczy z nią. Miłość dawała mu siłę.
Uczucie to, w przeciwieństwie do niej, wzmacniało go. Z niedowierzaniem odkryła, że przegrywa ten
pojedynek. To było dla niej zupełnie nowe doświadczenie. Już dawno nikt nie
oparł się jej sile woli. Zazwyczaj podporządkowywała sobie każdego i skłaniała
do działania według jej zasad. Tymczasem wyglądało na to, że Potter przypadkiem
odkrył jej słabość i wykorzystał ją przeciwko niej.
Otworzyła szeroko oczy, patrząc
na wycieńczoną twarz mężczyzny, który, podobnie jak ona, oddychał z trudem. Harry
odwzajemnił jej spojrzenie. Widziała w nim nieustępliwość, determinację i
ogromną siłę. I choć w ostatecznym bilansie ona była górą, to ten pojedynek wygrał
jej rywal.
- Zdaje się, że byłam dla ciebie
zbyt łagodna – powiedziała, ujmując jego twarz w dłonie i przyglądając się mu z
niezdrową ciekawością. – Wygląda na to, że będę musiała jeszcze nad tobą popracować
– dodała w zamyśleniu.
-Problem nie leży we mnie tylko w
tobie – wychrypiał z trudem. – Możesz mnie katować, ale i tak nic nie wskórasz.
- Każdego można złamać –
zaoponowała sfrustrowana jego opanowaniem i cieniem współczucia w oczach.
- Nie tym razem – odparł cichym,
aczkolwiek stanowczym tonem.
- Liczyłam na to, że to powiesz –
wycedziła z wymuszonym uśmiechem i sięgnęła po złoty sztylet. – Z przyjemnością
udowodnię ci, że się mylisz – wyszeptała, obchodząc go dookoła i stając za nim.
Harry zagryzł zęby, czując zimne
ostrze sunące po jego kręgosłupie. Obiecał sobie, że choćby Eva zakatowała go
na śmierć, nie pozwoli jej, by zrobiła z niego swoją marionetkę.
- Jeszcze możesz się wycofać i
przerwać to szaleństwo, w które zabrnęłaś – wypalił pod wpływem impulsu.
Podczas połączenia przez kilka
chwil miał szansę przebić się przez mur ochronny kobiety. I mimo że nie trwało
to długo, wystarczyło by poznać kierujące nią motywy. Nie rozumiał wszystkiego
i nie spodziewał się, że Eva udzieli mu wyjaśnień. Niemniej jednak nie mógł
zaprzeczyć, że głęboko w niej dostrzegł dobro, które tak skrupulatnie chciała w
sobie stłamsić.
- Wiesz, co kiedyś powiedział mi
Syriusz? – Zapytał, gdy nie uzyskał żadnej odpowiedzi. – Świat nie dzieli się
na ludzi dobrych i złych, białych i czarnych. W każdym człowieku jest tyle samo
pierwiastka dobra, co zła. To my decydujemy, która część naszej natury zwycięży
i…
Nie dane mu było jednak skończyć.
Siarczysty policzek, jaki wymierzyła mu kobieta pulsował i piekł.
- Nie wyobrażaj sobie zbyt wiele.
To, co zobaczyłeś jest bez znaczenia. To część mnie, której już nie ma, Potter.
Więc daruj sobie tą smętną gadkę, bo tylko pogarszasz swoją sytuację –
wycedziła zimnym tonem.
- Żal mi ciebie – powiedział
cicho. – Jesteś tak zaślepiona zemstą, własną potęgą i chęcią władzy, że nie
dostrzegasz tego, co istotne. I dlatego stracisz...
Eva z okrzykiem złości wymierzyła
mu kolejny silny policzek, a potem następny i następny. Kobieta niczym w
transie okładała go pięściami. I gdy myślał, że nigdy nie skończy poczuł
śmierdzący knebel w ustach.
- Nic o mnie nie wiesz –
powiedziała z obłędem w oczach i docisnęła ostrze do jego policzka, umyślnie go
rozcinając.
Nie czekając dłużej obeszła
podwieszonego mężczyznę i stanęła za nim. Harry zacisnął powieki, czując pieczenie,
gdy ostrze rozcięło jego skórę na karku. Strużka ciepłej krwi powoli spłynęła
po jego plecach wzdłuż linii kręgosłupa, a jego ciałem wstrząsnął nieprzyjemny
dreszcz. Eva szeptała jakieś inkantacje, lecz on nie potrafił rozszyfrować
słów. Wszystko działo się zbyt szybko. Zupełnie tak, jakby czas przyspieszył, a
on został pchnięty w otchłań własnego wnętrza. Jego ciało przestało reagować na
impulsy wysyłane przez jego mózg i on już przeczuwał, co stanie się później.
Tym razem jednak wiedział co robić. Skoncentrował myśli na najbliższych
osobach, które kochał ponad życie. To one dawały mu siłę do walki. Z napięciem
czekał na kolejny atak ze strony kapłanki, lecz nic się nie działo. Czuł
obecność Evy, lecz tym razem nie była ona tak nieustępliwa. Na wszelki wypadek
przywołał jednak wspomnienie bliskich, strategicznie skupiając się najbardziej
na Syriuszu. Instynkt mu podpowiadał, że to właśnie osoba jego ojca chrzestnego
będzie największym wyzwaniem dla czarownicy. Dzięki połączeniu i on miał dostęp
do umysłu kapłanki. Czuł jej zawahanie, ale i fascynację. Z krótkiej rozmowy,
jaką odbył z Molly, wiedział, że Syriusz był ojcem Evy. Żałował, że nie miał
czasu bardziej zbadać tej sprawy. W tym momencie musiał jednak zadowolić się
tym, co miał i tym, co podpowiadał mu instynkt. Miał zamiar wykorzystać tą
informację i modlił się, by to wystarczyło.
Obecność kapłanki stała się
bardziej namacalna. Była tak blisko, że gdyby odzyskał zmysły, to czułby jej
oddech na szyi. Starając się to zignorować, skupił się na wspomnieniach z
Syriuszem. I choć przypominało to rozdrapywanie starych ran, z których wypływał
żal, wyrzuty sumienia, tęsknota i smutek związany ze stratą bliskiej osoby,
będącej dla niego namiastką ojca, z bezwzględną precyzją odtwarzał każde
wspomnienie. Na koniec zostawił to, w którym znalazł w jego pokoju zdjęcie
ślicznej, roześmianej dziewczyny, przesyłającej fotografowi buziaka.
Eva czuła się tak, jakby coś
rozrywało ją od środka. Zupełnie tak jakby rozpadała się na miliony kawałków.
Wiedziała, że powinna to przerwać, jednak ciekawość okazała się silniejsza. W momencie, gdy rozpoznała na zdjęciu swoją
matkę, nie była w stanie zatrzymać lawiny uczuć, które ją zalały. Tama pękła, a
ona była zbyt zaskoczona obrotem sytuacji, by zareagować. Czuła, jak moc wymyka
się jej spod kontroli i szuka ujścia. Ogłuszona magią, skierowała ją na jedyny
żywy obiekt w pomieszczeniu.
Harry poczuł nieprzyjemny,
elektryczny impuls wzdłuż linii kręgosłupa. Zupełnie, jakby ktoś podpalił lont.
Chwilę później zalała go fala trudnego do wytrzymania gorąca. Zupełnie jakby
ktoś rozpalił w jego wnętrzu Szatańską Pożogę. I mimo że obiecał sobie, że nie
okaże słabości, nie mógł powstrzymać przeraźliwego, choć stłumionego przez
knebel, wrzasku, gdy jego ciało trawił żywy ogień.
Kobiecy wrzask odbijał się echem
od murów Alcatraz, alarmując straże. Oliwer, mimo wycieńczenia, słysząc głos
ukochanej, puścił się biegiem w kierunku sali tronowej. Strażnicy rozstępowali
się przed nim i rzucali w jego stronę na wpół przestraszone, na wpół zdezorientowane
spojrzenia. Oliwer zignorował wszystko i jak burza wpadł na korytarz prowadzący
do celu jego wędrówki. Widząc otwarte na oścież wrota i grupę strażników
wewnątrz, przyspieszył.
- Co tu się dzieje?
- Generale – oznajmił zlęknionym
głosem jeden z członków straży i wyszedł mu naprzeciw. – Nie wiemy, co robić.
Usłyszeliśmy krzyk, a gdy weszliśmy… - wyjaśnił i uciął wskazując na grupę
towarzyszy, którzy rozstąpili się, ukazując rozwścieczoną Evę, zaciskającą
kurczowo rękę na szyi jednego ze strażników i zwijającego się w agonii
Harry’ego.
Więcej informacji nie było mu
trzeba. W ułamku sekundy znalazł się przy kobiecie i z przerażeniem stwierdził,
że jest pogrążona w transie. Odepchnął czerwonego na twarzy strażnika, którego
dusiła Eva i rozkazał straży, by go zabrała i zostawiła ich samych. Wyglądało na to, że straż przyboczna o niczym
innym nie marzy, gdyż w ułamku sekundy opuścili salę tronową.
- Evo, to ja – powiedział
najbardziej uspokajającym głosem, na jaki go było stać, gdy kobieta przeniosła
na niego rozwścieczone i żądne krwi spojrzenie. – Już dobrze. Jesteś
bezpieczna. Uspokój się – kontynuował łagodnym tonem i ostrożnie zrobił krok w
jej stronę.
Kobieta wyglądała jak osaczone
zwierzę. Wyciągnęła dłoń w jego kierunku, gotowa zaatakować w każdej
chwili. Chcąc nie chcąc, zatrzymał się i
uniósł ręce w geście kapitulacji. Zerknął na Pottera, oceniając jego stan.
Wyglądało jednak na to, że pojawienie się strażników zdekoncentrowało kobietę
na tyle, że przerwało klątwę rzucaną na Harry’ego.
- Nie skrzywdzę cię. Jestem
przyjacielem – dodał tym samym kojącym głosem, a czarownica przechyliła głowę
na bok, choć nie zmieniła bojowej postawy.
Oliwer zrobił kolejny krok w jej
stronę, zmniejszając dystans między nimi.
- Potrafię ci pomóc, musisz tylko
pozwolić mi do siebie podejść – powiedział, wyjmując dyskretnie strzykawkę z
serum, które podarował mu przed swoim wyjazdem Ollivadner, a z którym w ogóle
się nie rozstawał. – Wszystko będzie dobrze. Zaraz poczujesz się lepiej,
przysięgam.
Eva zmrużyła swoje oczy, które
pod wpływem magicznego transu stały się czarne jak bezgwiezdna noc. Wzrok ten przeszywał go na wskroś i nadawał
jej upiornego wyglądu.
- To ja, Evo – wyszeptał, gdy
dzieliły ich jedynie centymetry. – Zaraz sobie przypomnisz – dodał, unosząc
powoli dłoń w stronę jej policzka.
Nie chciał jej spłoszyć więc
postępował ostrożnie. Jednocześnie odwrócił jej uwagę od ręki z zastrzykiem.
Czuł szaleńcze bicie swego serca, gdy pod czujnym wzrokiem kobiety zbliżał dłoń
do jej twarzy. Uśmiechnął się delikatnie i czule musnął jej podbródek. Eva
drgnęła i spięła się pod wpływem jego dotyku.
Następnie Oliwer poczuł, jak powietrze wokół nich zagęszcza się i
elektryzuje. Wtedy wiedział, że ma tylko ułamek sekundy na działanie.
Zdecydowanym ruchem wbił igłę w plecy kobiety i wprowadził serum. Eva warknęła
dziko i jednym gestem odrzuciła go od siebie. Następnie ponownie się
zamachnęła, zupełnie tak, jakby miała zamiar zadać ostateczny cios. Oliwer,
ogłuszony siłą uderzenia, dźwignął się ciężko na kolana i jęknął łapiąc się za
lewe ramię. Otworzył szeroko oczy, widząc szykująca się do ataku kobietę. W tym
wydaniu w niczym nie przypominała jego Evy. Zachowywała się, jak ktoś kto
został opętany. Po części tak też było. Pradawna, czarna magia zawładnęła
umysłem jego ukochanej. Nie chciał wierzyć w to, że ją stracił. Wciąż tliła się
w nim nadzieja, że ją odzyska. Bo jeśli miał ją stracić, to równie dobrze mógł
umrzeć nawet dzisiaj. Ostatni raz podniósł na nią wzrok i uśmiechnął się czule
pogodzony z losem. Nim jednak Eva rzuciła zaklęcie, wstrzyknięte przez Wooda,
serum zaczęło działać, a ona osunęła się bezwładnie na kamienną posadzkę. Oliwer
odetchnął z ulgą i dźwignął się ciężko na nogi. Chwiejnym krokiem podszedł do
nieprzytomnej kobiety i opadł na kolana, przyciągając jej ciało i układając jej
głowę na swoich biodrach. Odgarnął z jej twarzy splątane włosy i nachylił się
nad nią, przymykając oczy i wzdychając ciężko. Nie wiedział, jak długo czekał,
aż kobieta się obudzi. Nie miało to dla niego znaczenia. Mógł spędzić w ten
sposób wieczność, byleby Eva odzyskała przytomność i była bezpieczna. Była
całym jego światem. Poza nią nie miał nikogo. Po tym jak Malfoy nie zrobił nic,
by ostrzec i uratować jego rodziców, był sam. To wtedy postanowił upozorować
swoją śmierć i zniknąć, by uśpić czujność wroga. Przysiągł sobie jednak, że
pewnego dnia Draco zapłaci mu za zdradę. Miał zamiar odebrać mu wszystko, na
czym mu zależy. Chciał, by poczuł ból straty. Miał zamiar wyrwać mu serce, tak
jak on wyrwał mu jego własne.
Drgnął, czując jak Eva się
porusza. Ze wstrzymanym oddechem czekał na moment, gdy otworzy oczy, modląc
się, by serum Garrica podziałało. Odetchnął z ulgą, widząc znajomą zieleń jej
tęczówek i uśmiechnął się delikatnie.
- Oliwer? Co się stało? – Zapytała
słabym głosem i z pomocą mężczyzny dźwignęła się do pozycji siedzącej.
- Miałaś kolejny atak, ale już
wszystko jest pod kontrolą – wyjaśnił, zakładając jej zbłąkany kosmyk włosów za
ucho. – Musisz odpocząć – powiedział stanowczym głosem, widząc jak kobieta
marszczy czoło i rozgląda się po komnacie. – Żyje – odpowiedział na jej nieme
pytanie, gdy wzrok czarownicy spoczął na wiszącym bezwładnie ciele Pottera.
- Widziałam go – odparła
bezbarwnym tonem, nie odrywając wzroku od Harry’ego.
- Kogo?
- Mojego ojca. Widziałam go we
wspomnieniach Pottera – wyjaśniła z nieprzeniknionym wyrazem twarzy.
Oliwer nie odpowiedział.
Wiedział, ile znaczy dla niej każda informacja o ojcu i jak żałowała, że nie
zdążyła go poznać. Pogładził delikatnie jej ramię, a ona przeniosła na niego puste
spojrzenie. Przez chwilę przyglądała mu się w milczeniu, a następnie bez słowa
podniosła się na nogi. Oliwer poszedł za jej przykładem i asekuracyjnie stanął
w pobliżu. Wiedział, że kobieta jest osłabiona i poobijana więc w razie potrzeby
wolał mieć ją na oku.
- Co z nim zrobisz? – Zapytał,
gdy Eva z ponurą miną przyglądała się nieprzytomnemu mężczyźnie.
- On poznał mój sekret. Nie
pozostawił mi wyboru. Musze go unieszkodliwić – westchnęła, ujmując głowę
Harry’ego i zaciskając palce na jego skroniach.
Oliwer z mieszanymi uczuciami
przyglądał się poczynaniom kapłanki. Harry’ego i Hermionę znał z czasów
szkolnych. Potter był jego szukającym i dobrym kolegą. Nie życzył ani jemu, ani
Granger źle. Teraz jednak stał między młotem, a kowadłem. Harry stanowił zagrożenie
dla Evy. Z kolei, Hermiona stanowiła istotne ogniowo zarówno w planie jego zemsty,
jak i ocaleniu ukochanej. Zmarszczył czoło, bijąc się z myślami i
wątpliwościami. Ostatnimi czasy, często znajdował się w takim położeniu.
Wielokrotnie musiał przesuwać własne granice i wyciszać wyrzuty sumienia.
Zastanawiał się, jak wiele niewinnych osób jeszcze poświęci w imię miłości i
ile czasu minie nim ponownie będzie mógł spojrzeć w lustro nie czując do siebie
obrzydzenia.
- Obliviate – melodyjny głos
kobiety, wyrwał go z ponurego rozmyślania.
Musiał przyznać, że nie tego się
spodziewał. Jakaś jego część odetchnęła z ulgą, pozwalając mu nieco rozluźnić
napięte do bólu mięśnie.
- Co z Granger? – Zapytała od
niechcenia, odsuwając się od wciąż nieprzytomnego mężczyzny i przymykając ze
znużenia powieki.
Nim jednak Oliwer zdążył
odpowiedzieć, wrota uchyliły się nieznacznie, a do środka z dużą dozą
niepewności zajrzał jeden ze strażników. Jego niepewne i wylęknione spojrzenie
omiotło komnatę, zatrzymując się z wahaniem najpierw na generale, a potem na
kapłance.
- Moja pani – skłonił się z
szacunkiem, a Eva posłała mu zmęczone spojrzenie. – Wrócił Malfoy – oznajmił,
nie ośmielając się podnieść wzroku na kobietę.
Eva wymieniła porozumiewawcze
spojrzenie z Oliwerem, który w ułamku sekundy znalazł się u jej boku, a
następnie wolnym krokiem, delikatnie utykając ruszyła w stronę swojego tronu. Z
pomocą Wooda zajęła wygodną pozycję i jednym ruchem zmniejszyła oświetlenie w
komnacie, tak, że ona sama pozostawała w mroku.
- Wprowadźcie go – rozkazała. –
Tylko tym razem upewnijcie się, że jest nieuzbrojony – zaznaczyła surowym
głosem, a strażnik skłonił się i opuścił komnatę.
Nie minęła minuta od wyjścia
strażnika, a wrota ponownie otworzyły się na rozcież. Do sali tronowej wszedł
młody Malfoy w eskorcie jej straży przybocznej i Notta. Theodor szedł na
przodzie kolumny. Z wysoko uniesioną głową stanął przed kobietą i ukłonił się z
szacunkiem.
- Moja pani. Wszystko gotowe –
oznajmił niskim barytonem, tak że słyszała go jedynie kapłanka i Olliwer.
- Znakomicie – pochwaliła go,
uśmiechając się z aprobatą i gestem nakazując by zajął swoje miejsce.
Theodor ponownie się pokłonił i
stanął po lewej stronie kobiety, obok obserwującego go czujnie Wooda.
- Generale – skłonił się, akcentując
z pogardą tytuł mężczyzny.
Oliwer zmierzył go w odpowiedzi
zimnym spojrzeniem. Nott zaczynał go denerwować. Od pewnego czasu za bardzo
zbliżył się do Evy. Nie ufał temu człowiekowi i nie podobało mu się, że znalazł
się tak blisko kobiety. Wood podskórnie czuł, że Śmierciożerca coś knuje i
postanowił mieć na niego oko.
- Masz niesamowite wyczucie
czasu, Draco – zakpiła czarownica, wskazując na stojącą na oparciu jej tronu
klepsydrę, z której zniknęło ostatnie ziarnko piasku. – Choć żałuję, że nie
dałeś nam więcej czasu. Zaczynaliśmy się rozkręcać – mruknęła z udawanym
niezadowoleniem.
Uśmiechnęła się pod nosem widząc,
jak Malfoy spina wszystkie mięśnie, gdy jego wzrok spoczął na zmasakrowanym
ciele Harry’ego. Gdy ponownie na nią spojrzał, jego wzrok przypominał niebo
przed burzą. Eva uśmiechnęła się prowokacyjnie, lecz mężczyzna nawet nie
drgnął. Pomyślała, że albo jest w zbyt dużym szoku, albo wyciągnął odpowiednie
wnioski z ich ostatniego spotkania. Posłała mu aprobujące spojrzenie, lecz
jedyną reakcją na jej pochwałę z jego strony było zaciśnięcie szczęki.
- Masz plany? – Zapytała bardziej
z czystej formalności niż z ciekawości.
Doskonale wiedziała, że bez nich
nie wróciłby do Alcatraz. Za bardzo zależało mu na przyjacielu i dziewczynie,
by pozwolił sobie na błąd. Jednocześnie musiała przyznać, że mężczyzna
zaimponował jej. Nawet Blackwell przez ostatnich kilka lat nie był w stanie
odnaleźć archiwum, a Malfoy dokonał tego w niecałe dwie godziny. Zaimponował
jej swoją determinacją i skutecznością. Jak
widać, dobra motywacja jest kluczem do sukcesu – przemknęło jej przez myśl,
gdy mężczyzna wyjął z wewnętrznej kieszeni kurtki pożółkłą, białą teczkę.
- Dobra robota. Lucjusz byłby
dumny – zakpiła, nawiązując do ich wcześniejszej rozmowy, lecz Draco nie dał
się sprowokować.
Jego nieprzenikniona mina,
pewność siebie i opanowanie intrygowały ją. Niezauważalnym gestem dała znać
Oliwerowi, by odebrał od mężczyzny plany, a ten bez słowa wykonał rozkaz. Nie
spuszczając wzroku z blondyna, ruszył w jego stronę. Stojąc z nim twarzą w
twarz, czuł gniew, nienawiść, pogardę i żądzę krwi. Był gotów na wszystko.
Podświadomie nawet pragnął, by Malfoy go zaatakował. Bez wahania i z
przyjemnością wyrwałby mu serce. Wiedział jednak, że prędzej niż później
mężczyzna zapłaci mu za wszystko. Po części już płaci. Jednakże to było nic w
porównaniu z tym, co dla niego szykował. Bez słowa wyciągnął rękę po teczkę,
lecz Draco ani drgnął. Zmierzył generała pełnym wyższości spojrzeniem, a
następnie przeniósł wzrok na pogrążoną w cieniu kobietę.
- Wywiązałem się z umowy i
przyniosłem to, czego chciałaś. Teraz ty dotrzymaj słowa i uwolnij Pottera i
Granger – zażądał władczym tonem.
Eva roześmiała się głośno,
autentycznie rozbawiona postawą i roszczeniami mężczyzny. Nott, stojący za nią
w pozycji gotowości, uśmiechnął się paskudnie, widząc poczynania dawnego
kompana. Miał szczerą nadzieję, że Eva pokaże mu gdzie jest jego miejsce i
nauczy go szacunku.
- Im dłużej cię znam, tym
bardziej mnie zaskakujesz, Draconie – zaczęła, gdy uspokoiła się nieco. – Umowa
obejmowała jedynie Harry’ego i oczywiście dotrzymam słowa – wyjaśniła cierpliwie i gestem nakazała
dwójce strażników uwolnić nieprzytomnego mężczyznę.
-W takim razie chcę ją zobaczyć –
zażądał, nieustępliwym tonem, a przez twarz Evy mignął cień irytacji.
- To niemożliwe – odparła
lodowatym głosem.
- Chyba się nie zrozumieliśmy –
zaczął Draco i nim ktokolwiek go powstrzymał, chwycił jedną z pochodni i
zbliżył ją do teczki. – Nie odejdę stąd bez nich obojga – powiedział stanowczo.
Strażnicy otoczyli go i przyparli
do ściany, czekając na rozkaz swojej pani. Uśmiech na twarzy Notta poszerzył
się jeszcze bardziej, tak że na napiętej, poszarzałej skórze uwidoczniły się
wszystkie blizny i zmarszczki mimiczne. Wiedział, że ten występek będzie
kosztował Dracona życie. Czuł podekscytowanie na myśl, co zrobi z nim Eva.
Oliwer z chłodnym opanowaniem
zmierzył Malfoya. Desperacki wyczyn mężczyzny nie zrobił na nim wrażenia.
Właściwie spodziewał się po nim czegoś w tym stylu, choć czuł ukłucie
rozczarowania. Myślał, że kogoś, kto zasłynął jako były Śmierciożerca i
podwójny szpieg stać na coś więcej. Ponadto miał świadomość tego, że prędzej
czy później Malfoy i tak ustąpi.
Eva natomiast wyglądała na
znudzoną i lekko poirytowaną. Oliwer widząc, jak ignoruje, a następnie
zdecydowanym gestem ucisza Theodora, uśmiechnął się prawie niezauważalnie z
satysfakcją. Posłał kobiecie pytające spojrzenie, czekając na rozkaz, lecz Eva
znaczącym spojrzeniem, dała mu znak, by wrócił na miejsce. Skinął nieznacznie
głową i obrzucając ostatni raz Malfoya, który z zacięta miną trzymał pochodnię
cal od teczki, ruszył w stronę kobiety.
- Widzę, Draco, że lubisz bawić
się ogniem – zaczęła z zimnym uśmiechem. – Radzę ci odłożyć pochodnię, nim się
poparzysz.
- Nasączyłem papier naftą. Nie
muszę chyba opisywać, co się stanie z twoimi planami, gdy choćby muśnie je
ogień? I uprzedzam, to magiczna nafta. Nie da się jej zlikwidować magią i
wystarczy niewielki płomień, by spalić wszystko.
- Fascynujące – wymruczała z
udawanym zainteresowaniem. – W takim razie nie pozostawiasz mi innego wyboru –
westchnęła ze smutkiem. – Straż… rozstąpcie się – rozkazała władczym tonem, a
mężczyźni spojrzeli na nią z niedowierzaniem.
- Moja pani… - zaczął z
oburzeniem Nott, lecz zamilkł pod wpływem surowego wzroku kobiety.
Eva widząc zmieszane i
sfrustrowane miny swoich żołnierzy, uśmiechnęła się w duchu. Tylko Oliwer
wyglądał na niezaskoczonego jej decyzją. Wiedziała, że jej ufał. W tym względzie
nic się nie zmieniło. Był jej królem na szachownicy i nikt nie mógł go
zdetronizować. I choć jeszcze niedawno nawiedzały ją myśli, by go zabić, teraz
cieszyła się, że nie uległa chwili. Oliwer był jej potrzebny i nie zamierzała z
niego rezygnować. Starając się nie pokazać po sobie bólu, dźwignęła się powoli
na nogi. Niespiesznie i z nieprzeniknioną miną wykonywała każdy krok, zbliżając
się do drugiej linii obronnej, jaką tworzyli jej strażnicy. Czując delikatne
ciepło rozchodzące się po jej kręgosłupie, uśmiechnęła się delikatnie. Tuż za
nią stał Oliwer i w dyskretny sposób dzielił się z nią swoją energią. Sama
nauczyła go tego, gdy jeszcze byli w Zakonie. Była mu wdzięczna za pomoc, gdyż
nie była pewna, czy jej nadwątlone siły nie zdradzą jej słabości. Sięgnęła do
wnętrza mocy, lecz mimo że odnalazła jej źródło, nie mogła zaczerpnąć
strumienia magii. Potrzebowała więcej czasu i energii na regenerację. Serum
Garrica doprowadzało do całkowitego wyładowania organizmu i zazwyczaj
potrzebowała minimum godziny, by dojść do siebie. Gdyby nie wsparcie Oliwera,
najpewniej nie utrzymałaby się zbyt długo na nogach.
Pewniejszym krokiem wyminęła
strażników i zbliżyła się do kamiennego podium, gdzie dwóch z mężczyzn
podtrzymywało nieprzytomnego Harry’ego. Zerknęła na czujną minę Dracona i
patrząc mu prosto w oczy wyciągnęła władczo dłoń w kierunku Wooda. Napiętą w
komnacie ciszę przeciął zgrzyt wysuwanej stali, a chwilę potem druidzki miecz
dowódcy gwardii Zakonu, znalazł się w dłoni kapłanki. Rękojeść, wysadzana rubinami,
układającymi się w różę, owiniętą wokół złotego miecza, leżał idealnie w jej
ręce. Magiczna klinga poza tym, że była niezniszczalna, odbijała także
zaklęcia. Legendy głosiły, że miecz ten pochodzi z czasów Merlina i został
zahartowany smoczym płomieniem. Idealna
broń dla mojego króla – pomyślała, ważąc przez chwilę miecz w dłoni.
Następnie przeniosła jego ostrze na gardło Pottera.
- W takim razie dzisiejszej nocy,
obydwoje stracimy coś cennego – powiedziała, przeszywając Malfoya wyzywającym
spojrzeniem.
- Nie myśl sobie, że nie zrobiłem
bilansu zysków i strat. Jestem gotów na wszystko – odparł bez mrugnięcia okiem.
- Swoją matkę też uwzględniłeś w
tym bilansie? – Zapytała niby od niechcenia i z satysfakcją ujrzała
niedowierzanie na jego twarzy.
- Blefujesz – odparł z
zawahaniem, a ręka, w której trzymał pochodnię, zadrżała niebezpiecznie.
- Jesteś tego pewien na tyle, by
zaryzykować? – Zapytała prowokującym tonem.
Czuła frustrację z powodu
chwilowej niemocy. Gdyby tylko mogła zaczerpnąć ze źródła mocy, jednym ruchem
zgasiłaby pochodnię, a jej strażnicy obezwładniliby Malfoya.
- Lepiej, by zginęła teraz, niż
miałaby dożyć dnia, w którym ktoś taki jak ty objąłby władzę – powiedział
bezbarwnym głosem, na powrót zakładając nieprzeniknioną maskę.
- Skoro takie jest twoje życzenie
– westchnęła z udawanym smutkiem. – Policzę teraz do trzech. Nim skończę liczyć,
masz się poddać, odłożyć plany na ziemi i wycofać się z podniesionymi rękoma –
zażądała, przeszywając go zimnym spojrzeniem. – Raz… - zaczęła, lecz Malfoy
posłał jej nieustępliwe spojrzenie. – Dwa… - dodała i docisnęła ostrze do
gardła Harry’ego, rozcinając delikatną skórę.
Uśmiechnęła się, widząc jak
pobladły Draco, zaciska usta w wąską linię i z trudem przełyka ślinę.
- Widzę, że podjąłeś już decyzję,
Draconie – powiedziała, gdy mężczyzna przymknął powieki, jakby decyzja, którą
podjął, była dla niego ogromną próbą.
I tak też było. Draco wiedział,
że Harry właśnie tego by chciał. Wolałby umrzeć, niż oddać w łapska kobiety tak
niebezpieczne narzędzie. I bez niego była potężna. Wolał nie myśleć, co by się
stało, gdyby czarownica, urzeczywistniła projekt Voldemorta. Najzwyczajniej w
świecie bał się, że mimo fortelu, który zastosował, kapłanka zrealizuje swoje
plany.
Widok zmaltretowanego Pottera był
jak potężny cios w brzuch. Miał świadomość tego, że życie przyjaciela znajduje
się w jego rękach.
-
Czego ty ode mnie chcesz, Potter – wysyczał znad szklanki Ognistej Whisky.
-
Żebyś przestał użalać się nad sobą i wziął się w garść – odparł spokojnie Wybraniec,
a on prychnął w odpowiedzi.
Draco
odchylił się arogancko w krześle i zmierzył mężczyznę kpiącym wzrokiem.
-
Czemu to robisz? Dlaczego nie możesz się zwyczajnie odpieprzyć?
Harry
przez chwilę przyglądał się mu w milczeniu, jakby dokładnie analizował swoją
odpowiedź. W przeciwieństwie do pijanego Dracona, był trzeźwy i opanowany, a
odpychające zachowanie mężczyzny nie robiło na nim wrażenia.
-
Nie wydałeś nas – zaczął, a Malfoy posłał mu pełne rezerwy spojrzenie. – Tam, w
Malfoy Manor, gdy złapali nas szmalcownicy. Rozpoznałeś nas, a jednak
milczałeś…
-
Nie myśl, że zrobiłem to z dobroci serca – warknął i ponownie napełnił sobie
szklankę whisky.
-
Twoja matka też mnie nie wydała. Oszukała samego Voldemorta… - kontynuował
niezrażony komentarzem towarzysza.
-
To dlaczego nie pomogłeś jej, gdy stanęła przed Wizengamotem? – Wybuchnął,
odstawiając szklankę z hukiem i mierząc bruneta wściekłym spojrzeniem. – Skoro
robisz to z cholernej wdzięczności, to dlaczego nie pomogłeś jej, gdy skazywali
ją na Azkaban?!
-
Próbowałem…
-
Próbowałem, próbowałem! – Przedrzeźnił go blondyn. – Widocznie za słabo, bo
moja matka spędziła w Azkabanie pół roku – dodał z goryczą i upił duży łyk
alkoholu. – Wiesz, co to znaczy, Potter? Pół roku? W towarzystwie dementorów? –
Zapytał z nieobecnym wzrokiem, a gdy Harry nie odpowiedział, spojrzał na niego
z niechęcią i odparł – Nie, nie wiesz. Bo skąd masz wiedzieć, jak to jest, gdy codziennie
wysysają z ciebie każde szczęśliwe wspomnienie i myśli. Gdy zadręczając cię
najgorszymi wydarzeniami z twojego życia, doprowadzają cię na skraj szaleństwa.
Gdy obdzierają cię z tożsamości i nadziei. Gdy marzysz już tylko o śmierci i
modlisz się, by umrzeć. I gdy masz świadomość tego, że osoba, którą kochasz,
znajduje się kilka cel dalej i czuje to samo – wycedził z trudem. – Nie wiesz,
jak to jest stracić wszystko, Potter.
-
Pieprzysz, Malfoy – stwierdził stanowczo Harry. – Nie twierdzę, że było ci
łatwo. Wiem, jak to jest być w pobliżu dementora i wiem, co się wtedy czuje.
Domyślam się, jakie piekło musiałeś przejść w Azkabanie. Ale przetrwałeś to.
Możesz odzyskać dobre imię, pozycję, pieniądze i szacunek – powiedział z
determinacją Harry, a Malfoy posłał mu kpiący, pijacki uśmiech.
-
Nazywam się Malfoy, Potter. Draco Malfoy – powiedział, jakby to przekreślało
wszystko.
-Wiem,
mam nieszczęście użerać się z tobą od dziesięciu lat – sarknął Harry, a Draco
parsknął śmiechem i pokiwał głową z uznaniem.
-
Wyostrzył ci się dowcip, Potter – powiedział i sięgnął po opróżnioną prawie do
dna butelkę, lecz ta nagle zniknęła z zasięgu jego wzroku.
-
Albo sam weźmiesz się w garść, albo ja tak tobą potrząsnę, że się ogarniesz –
oznajmił nieznoszącym sprzeciwu tonem Harry.
-
Czy do ciebie nie dociera Potter, że ja nie chcę i nie potrzebuję ani twojej
ani niczyjej litości? Jest mi dobrze tak jak jest i nie chcę niczego zmieniać!
Więc bądź łaskaw poszukać kogoś, kto cię lubi i potrzebuje twojego zbawienia.
-
Czyli nie chcesz mojej pomocy, bo mnie nie lubisz? – Zapytał Harry,
przyglądając się coraz bardziej pijanemu mężczyźnie z rozbawieniem.
-
Niespecjalnie – potwierdził blondyn i skinął głową.
-
No cóż, jak mawiają, jak się nie ma, co się lubi, to się lubi, co się ma –
wzruszył ramionami i, ignorując pogardliwe prychnięcie Malfoya, wstał z
barowego stołka. – Zbieraj się, wychodzimy – rozkazał, wyjmując portfel i dając
znak barmanowi, że prosi o rachunek.
-
Poprawka, to ty się zbierasz. Ja mam ochotę się napić – oznajmił ironicznym
tonem, a widząc spojrzenie Harry’ego, uściślił – SAMOTNIE.
-
Jak chcesz. To twoja głowa. Uprzedzam cię jednak, że jutro o szóstej robię ci
pobudkę.
-
Myhym… Już nastawiłem budzik – sarknął pod nosem, sięgając po butelkę, którą
odsunął od niego Harry.
-
Co tam bełkoczesz pod nosem? – Zapytał z roztargnieniem Harry, regulując
rachunek.
-
Że nie mogę się doczekać – zironizował z przesłodzonym uśmiechem.
-
Malfoy, nie liczę, że przywitasz mnie z transparentami i uśmiechem na twarzy. Wystarczy,
że będziesz żywszy od inferiusa, ok? – Uściślił ze zniecierpliwieniem, a Malfoy
posłał mu średnio przytomne spojrzenie. – Zresztą nie ważne… I tak nic dzisiaj
do ciebie nie dotrze – skapitulował i odwrócił się do barmana, by poprosić go o
to, by po tym, jak już Draco sponiewiera się do stanu agonalnego, ten ulokował
go w jednym z pokoi, za które miał zamiar mu zapłacić.
-
Nie potrzebuję twojej litości, Potter – powiedział, starając się wcelować
zawartość butelki do szklanki.
-
Nie lituję się nad tobą. Robię jedynie to, co zrobiłeś dla mnie ty i Narcyza tamtego
dnia – odparł z powagą.
-
Aaa rozumiem. Chcesz spłacić dłuuug. Nie ma sprawy. Ocaliłeś mnie wtedy w
Pokoju Życzeń. Jesteśmy kwita – zironizował, poddając się i upijając łyk whisky
prosto z butelki.
-
Daje ci szansę, Malfoy. Jeśli nie chcesz przyjąć mojej pomocy ze względu na
siebie, to zrób to dla swojej matki… Mam nadzieję, że nie będziesz zbyt dumny,
by z niej nie skorzystać – westchnął Harry, mierząc go trudnym do
rozszyfrowania wzrokiem, a następnie bez słowa odwrócił się na pięcie i odszedł,
zostawiając Dracona samego z własnymi myślami.
-
I widzisz? Przyszedł boohaateer i oznajmił, że chce dać mi szansę. A potem, co
zrobił? Pooszedł! Cholerny Wybraniec. Niech go piekło pochłonie. Jego i tą jego
szansę – mruknął pod nosem, patrząc w skupieniu na butelkę. – Dobrze, że mam
ciebie. Jesteś lekiem na całe to pieprzone bagno – dodał z przekonaniem i
opróżnił do końca naczynie.
Przez
chwilę jeszcze siedział przy barze, rozmyślając na głos nad słowami Pottera i
nad własnym życiem. Jego myśli były jednak zbyt chaotyczne przez zbyt dużą
dawkę alkoholu we krwi. Po tym, jak koło drugiej wrócił do domu Blaise’a,
zastał czekających na niego, zaniepokojonych przyjaciół. Pansy urządziła mu
wtedy karczemną awanturę, jednak niewiele pamiętał z tego, co mówiła. Pamiętał
natomiast, że Blaise pomógł mu wejść do jego sypialni. W czasie drogi nie mówił
zbyt wiele, choć Draco widział, że jego przyjaciel ledwo panuje nad nerwami.
-
Jak długo, to jeszcze będzie trwać, Draco? – Zapytał, gdy blondyn zamiast do
łóżka podszedł do szafki, gdzie leżała do połowy opróżniona butelka whisky.
-
Do końca, mój przyjacielu. Do samego końca – odparł z nieobecnym wzrokiem i
przechylił butelkę.
-
Nie mogę patrzeć, jak się wykańczasz. Rozumiem, że wiele przeszedłeś w
Azkabanie, że dobija cię choroba matki i że nie radzisz sobie po tej całej
aferze z Amelią. Ale ten stan trwa już zbyt długo – kontynuował Zabini, udręczonym
głosem.
W
odpowiedzi Draco upił kolejny łyk bursztynowego płynu i spojrzał na niego
zmęczonym wzrokiem.
-
Pozwól nam sobie pomóc. Jesteśmy przyjaciółmi, Draco. Jesteśmy od tego, by się
wspierać. Przestań to w sobie dusić, wyrzuć wszystko z siebie.
-
Chcę zostać sam – powiedział, nie zaszczycając przyjaciela ani jednym
spojrzeniem.
Blaise
westchnął ciężko i zdusił chęć wyładowania na nim swojej złości i lęku o niego.
Razem z Pansy walczyli o niego, jednak wszystko wskazywało na to, że daremnie,
ponieważ Draco już dawno z siebie zrezygnował
-
Musisz się ogarnąć, Draco. Masz szansę zacząć wszystko od nowa. Musisz tylko sam
w to uwierzyć i chcieć zmienić coś w swoim życiu. Obudź się i wróć do nas, nim
będzie za późno – powiedział z powagą, a potem wyszedł cicho z jego pokoju.
Tamte pół roku pamiętał, jak
przez mgłę. Wiedział jednak, że odkąd Harry Potter bezczelnie wdarł się do jego
sypialni następnego dnia po ich spotkaniu w Dziurawym Kotle i zafundował mu
zimny prysznic, już nic nie było takie jak przedtem. Mimo jego niechęci, oporu
i antypatii, Potter sprowadził go z powrotem. Wbrew logice, to właśnie jego
szkolnemu wrogowi udało się to, co nie udało się jego przyjaciołom. I choć
nigdy nie przyznałby się do tego na głos, to był wdzięczny Harry’emu za to, że
tamtego dnia wyciągnął do niego dłoń i dał mu szansę na nowy początek. Uratował
go wbrew jego woli.
- Niech i tak będzie – z
zamyślenia wyrwał go głos kobiety.
- Stój! – Warknął w tej samej
chwili, gdy z jej ust padło, nie głośniejsze niż szum wiatru, „trzy”.
Eva posłała mu ironiczny uśmiech,
ale nie odsunęła ostrza. Wręcz przeciwnie, docisnęła mocniej klingę do gardła
Harry’ego, tak że kilka kropel krwi spłynęło po jego szyi. Dała znak jednemu ze strażników, by odebrał
od Malfoya teczkę i z triumfalną miną obserwowała każdy ruch blondyna.
Malfoy zacisnął usta w wąską
linię. Spojrzał na wycieńczonego przyjaciela, a potem z powrotem na Evę. Z
nieprzeniknioną miną odłożył teczkę przed sobą na kamiennej posadzce. Następnie
uniósł ręce do góry i wycofał się.
- Grzeczny chłopiec – pochwaliła
go, gdy gwardzista bez przeszkód przejął dokumenty i na polecenie Evy oddał je
Woodowi.
Oliwer przekartkował jej
zawartość, sprawdzając ilość i zgodność stron. Dopiero wtedy Eva odsunęła
klingę od gardła Pottera.
- Dotrzymałeś obietnicy i wywiązałeś
się z zadania. Możesz zabrać Pottera i odejść… - zaczęła kobieta i zrobiła
krótką pauzę. – Możesz też wysłuchać mojej propozycji i wpłynąć na los Hermiony
– dodała z błyskiem w oku.
Czuła, jak stojący blisko niej
Oliwer spina się po jej słowach. Domyślała się, co musi czuć i myśleć, lecz
póki co postanowiła się tym nie przejmować. Teraz całą swoją uwagę skupiła na
Malfoyu, który wyglądał na równie skonfundowanego jej propozycją, co reszta jej
straży.
- Kontynuuj – poprosił z
wymuszoną nonszalancją.
- Nie wiem, czy wiesz, ale po
śmierci Blackwella na mojej szachownicy zwolniło się puste pole – zaczęła
równie nonszalanckim głosem. – Obserwuję cię od jakiegoś czasu, Draco. Do
dzisiaj nie byłam przekonana, który z was powinien zostać moim czarnym koniem w
nadchodzącej rozgrywce. Jednak dzisiejsze wydarzenia pokazały mi, że jesteś idealnym
kandydatem do tej roli – wyjaśniła, patrząc na mężczyznę, jak na wyjątkowo
cenną zdobycz.
- Miałbym szpiegować dla
ciebie? - Zapytał, chcąc mieć pewność,
że dobrze rozumie intencje kobiety.
- Szpiegować…To takie prymitywne
określenie – skrzywiła się z niesmakiem. – Informator i łącznik brzmi o wiele
lepiej, a już na pewno trafniej oddaje charakter twojej roli - poprawiła go,
uśmiechając się z zadowoleniem.
- Poprawnie polityczne określenie
tego, czym zajmuje się szpieg – odparł z przekąsem, na co Eva wzruszyła jedynie
ramionami. – Masz moje słowo. Najpierw jednak musisz uwolnić Granger –
powiedział stanowczo, bez chwili zawahania.
- To niemożliwe, Draco –
zaoponowała ze smutkiem. – Hermiona złożyła mi przysięgę i teraz należy do
mnie. Jest istotnym pionkiem w tej grze – wyjaśniła cierpliwie, a widząc
pierwsze oznaki buntu w oczach blondyna, dodała – Mogę jednak obiecać ci, że
już nigdy jej nie skrzywdzę. A jeśli będę zadowolona z twojej służby pozwolę ci
raz w miesiącu na spotkanie z nią.
Wiedziała, że jej słowa wywarły
na Malfoy odpowiednie wrażenie. Specjalnie
wspomniała o karze szatynki, by wywrzeć na nim większą presję i wyrzuty
sumienia. Draco przez chwilę walczył z samym sobą, a ona z uprzejmym
zainteresowaniem cierpliwie czekała na jego reakcję.
- A co z moja matką? – Zapytał o
to, co od momentu wypowiedzenia groźby pod adresem Narcyzy, nie dawało mu
spokoju.
- Mój informator zadba o to, by
nie spadł jej włos z głowy. A jeśli okażesz się lojalnym i skutecznym sługą,
pomogę jej wrócić do zdrowia – obiecała i mogła przysiąc, że w szarych oczach
mężczyzny, dostrzegła błysk zwątpienia. – Nie musisz podejmować tej decyzji
teraz – zaznaczyła, doskonale wiedząc, jaka presja ciąży teraz na
mężczyźnie. – Masz czas do następnej
pełni, Draco. Do tego czasu musisz podjąć decyzję, czy chcesz być moim
sojusznikiem i wspólnie ze mną tworzyć nowy ład, czy staniesz się moim wrogiem.
Wiedz jednak, że jeśli staniesz po przeciwnej stronie, stracisz wszystko, bo
wynik wojny jest już przesądzony.
***
- Milczysz – zauważyła Eva, gdy
Oliwer odprowadził ją do komnaty.
- A co mam powiedzieć? – Zapytał
bezbarwnym głosem.
- Co cię dręczy? – Dopytywała,
robiąc krok w jego stronę i nie spuszczając wzroku z jego nieprzeniknionej
twarzy.
- Nic, co powinno cię niepokoić,
pani – odparł, a ona poczuła się tak, jakby otrzymała siarczysty policzek. -
Jeśli nie masz już żadnych życzeń, wrócę do swoich obowiązków – dodał i posłał
w jej stronę wyczekujące spojrzenie.
- Dlaczego tak się zachowujesz? –
Zapytała zbita z tropu jego chłodem i dystansem, jaki narzucił.
- Wybacz, jeśli czymś cię
uraziłem, pani ale…
- Przestań! – Przerwała mu i przesunęła
niespokojnym wzrokiem po jego pozbawionej emocji twarzy. – Porozmawiaj ze mną –
zażądała. - Chodzi o Malfoya?
- Nie mam prawa podważać twoich
decyzji. Jestem tylko nic nieznaczącym pionkiem w twojej grze, pani – odparł,
kłaniając się z pokorą.
- Dlaczego tak mówisz?
- Pani…
- Od kiedy mnie tytułujesz, gdy
jesteśmy sami? – Przerwała mu, nie mogąc znieść tego chłodu i obojętności w
oczach mężczyzny.
- Od kiedy zrozumiałem, że w
twoim życiu nie ma miejsca dla mnie. Jestem tylko pionkiem, którego łatwo
zastąpisz kimś innym – odparł, uśmiechając się gorzko. – Moja pani – skłonił
się z szacunkiem i ruszył w stronę wyjścia.
- Oliwer… - wyszeptała słabym głosem,
a mężczyzna zatrzymał się i rzucił jej spojrzenie znad ramienia.
Zrobiła krok w jego stronę, lecz wtedy
przed oczami pojawiły się jej mroczki, a ciało odmówiło posłuszeństwa. Gdyby
nie refleks mężczyzny, zaliczyłaby kolejny, bolesny upadek. Oliwer jednak
zdążył w ostatniej chwili, by ją złapać. Oparła się o jego tors, a jego
opiekuńcze ramiona podtrzymywały ją w pozycji pionowej.
- Evo, musisz odpocząć. W dalszym
ciągu jesteś bardzo osłabiona…
- Już nie „moja pani”? – Zapytała
zaczepnie, zaglądając mu w oczy.
W odpowiedzi Wood spiął się i
zacisnął zęby.
- Wybacz mi moją śmiałość, pani –
poprawił się, z powrotem wkładając swoją maskę, a następnie bez słowa wziął ją
na ręce i zaniósł do łóżka.
Eva uśmiechnęła się delikatnie i
dotknęła jego policzka. Konsekwencja i upór mężczyzny bawiły ją. Przez chwilę
jednak czuła potworny strach, że może go stracić. Umyślnie odcięła sobie dostęp
powietrza i zasymulowała zasłabnięcie. Reakcja mężczyzny rozwiała jej obawy.
Wiedziała, że Oliwer jej nie zostawi. Nie mogła jednak pozwolić, by między nimi
zrodziły się jakieś nieporozumienia. Był jej generałem i jutro musiał stanąć na
wysokości zadania.
- W tej grze jesteś moim królem,
Oliwerze. I nikt nie jest w stanie cię zastąpić – wyznała czule, mając
nadzieję, że udobrucha tym mężczyznę.
Oliwer przez chwilę przyglądał
się jej w milczeniu, a następnie bez słowa ułożył ją delikatnie na łóżku.
- Musisz wypocząć. Do świtu
zostało niewiele czasu, ale powinno wystarczyć, żebyś zregenerowała siły –
oznajmił tym samym formalnym tonem i pokłonił się z zamiarem wyjścia.
Eva westchnęła z irytacji. Przynajmniej nie nazwał mnie panią –
stwierdziła w duchu.
- Zostań – zażądała, łapiąc go za
rękę i by złagodzić ton swojego głosu, dodała z nieśmiałym uśmiechem – Jestem
spokojniejsza, gdy jesteś obok.
- Muszę jeszcze zrobić obchód –
wyjaśnił, unikając jej wzroku, więc pociągnęła go mocno w swoją stronę, tak że zaskoczony
stracił równowagę i opadł na łóżko.
- Wydałam rozkaz, by Nott się tym
zajął – powiedziała, zmniejszając dystans między nimi.
Słysząc nazwisko znienawidzonego
Śmierciożercy, Wood spiął się ponownie, co nie uszło uwadze Evy.
- Co znowu? – Zapytała z
rezygnacją, widząc zaciśnięte szczęki mężczyzny. – Nie wyjdziesz stąd dopóki
nie powiesz mi, dlaczego zachowujesz się w ten sposób – uprzedziła go władczym
tonem, a on posłał jej na wpół zirytowane, na wpół zaskoczone spojrzenie.
- Co chcesz usłyszeć? Że mam
wątpliwości? Mam. Nie wiem już, gdzie zaczyna się, a gdzie kończy granica tego
szaleństwa. Nie poznaję już ani ciebie, ani samego siebie. I nie wiem już, o co
tak naprawdę walczę. Mam za to wrażenie w tej wojnie walczymy o zupełnie inne
rzeczy – wyrzucił z siebie, przeczesując nerwowym ruchem włosy.
- Mówisz tak, jakbyś mnie nie
znał…
- Bo czasami twoje decyzje i
zachowanie sprawiają, że sam mam wrażenie, że jesteś kimś obcym – wyznał,
obrzucając ją zbolałym wzrokiem.
- A mimo to jesteś tu i mi ufasz
– zauważyła, szukając w jego spojrzeniu odpowiedzi na swoje pytanie.
- Nie jestem pewien, czy to
wystarczy – powiedział po dłuższej chwili ciszy. – O co walczysz, Evo? – Zapytał
niespodziewanie, patrząc na nią z determinacją.
Spojrzała na niego
zdezorientowana tym pytaniem. Wiedziała, jakiej odpowiedzi oczekuje Oliwer.
Kiedyś bez wahania by mu jej udzieliła. Prawda była jednak inna. Już dawno
poświęciła ich uczucie w imię zemsty i zdobycia władzy. Jakaś część jej nie
potrafiła jednak pozwolić mu odejść więc z egoistycznych pobudek trzymała go
przy sobie. Chciała ukraść życiu jak najwięcej chwil z kimś, kogo kochała. Wiedziała,
że jej uczucia do Oliwera są jej największą słabością i że póki się ich nie
pozbędzie, nie okiełzna mocy. Wiedziała też, że nadejdzie czas, gdy będzie
musiała dokonać ostatecznego wyboru. Czekała na tą chwilę z niecierpliwością, a
jednocześnie bała się jej. Sama myśl o tym, że Oliwer mógłby odejść, była nie
do zniesienia. Tylko jemu mogła zaufać i tylko przy nim potrafiła okazać
jakiekolwiek ludzkie odruchy. Był zarówno źródłem jej siły, jak i jej największą
słabością. Do tej pory wmawiała sobie, że będzie potrafiła obejść rytuał, że znajdzie
sposób, by zatrzymać przy sobie Oliwera.
W głębi serca jednak czuła, że ich historia nie będzie mieć szczęśliwego
zakończenia.
Przysunęła się bliżej mężczyzny i
oparła swoje czoło o jego. Przymknęła powieki, uwalniając długo wstrzymywane
łzy.
- Wciąż cię kocham – wyszeptała
nim rozkleiła się na dobre.
- Naprawdę staram się ciebie
zrozumieć, Evo – westchnął, przygarniając kobietę i zamykając ją w swoich
ramionach. – Bardzo mi to jednak utrudniasz. Twoje czyny i decyzje… - zaczął i
urwał nie mogąc znaleźć takiego określenia, które nie obrażałoby kobiety.
- Chodzi ci o Notta, czy o
Malfoya? – Zapytała, wtulając się bardziej w jego ramiona i opierając podbródek
na jego barku.
- O obydwu – przyznał z
konsternacją, choć ich sprawę uważał akurat za wierzchołek góry lodowej.
- To tymczasowe rozwiązanie.
Fanatycy pokroju Notta bywają bardzo użyteczni. A poza tym wolę mieć go bliżej
siebie, by nie dopuścić do tego, że zacznie buntować ludzi. Niech myśli, że
jest kimś ważnym.
- Bunt? – Zapytał z zaskoczeniem,
a Eva pokiwała głową. – Mam wrażenie, że znalazłaś już dla niego jakieś zadanie.
- Powiedzmy – odparła wymijająco,
wiedząc, że gdyby Oliwer je poznał, zrobiłby wszystko by w tym przeszkodzić.
Wood westchnął z frustracją,
słysząc enigmatyczną odpowiedź kobiety, lecz postanowił nie drążyć tematu. Miał
zamiar mieć oko na Notta i na własną rękę dowiedzieć się, czym zajmuje się ten
szczur.
- Więc wytłumacz mi, o co chodzi
z Malfoyem. Dobrze wiesz, jaki jest mój stosunek do niego – powiedział, nawet
nie starając się ukryć pretensji w głosie. Najbardziej bał się tego, że
musiałby zawiązać sojusz z osobą, której nienawidził z całego serca. - Nie
możesz mieć nas dwóch – dodał stanowczo.
Eva milczała przez chwilę,
starannie dobierając słowa, by ponownie nie sprowokować mężczyzny. Z niemałym
trudem udało jej się go udobruchać i teraz musiała zrobić wszystko, by ten stan
utrzymać. Podczas jutrzejszej walki, Oliwer musiał być skoncentrowany i nie
mógł pozwolić sobie na błąd, wynikający z rozkojarzenia lub wątpliwości.
- Myślę, że Dracon Malfoy może
być wartościowym pionkiem na mojej szachownicy.
- Chyba nie rozumiem – wyznał,
marszcząc czoło.
- Co byś zrobił dla mnie,
Oliwerze, by zapewnić mi bezpieczeństwo? – Zapytała, odsuwając się nieznacznie
i łapiąc jego zagubione spojrzenie.
- Wszystko – zapewnił bez cienia
wątpliwości.
- Otóż to. On dla Hermiony też
jest w stanie zrobić wszystko. Spaliłby cały świat, by zapewnić jej
bezpieczeństwo. Dodatkowo dałam mu nadzieję na uzdrowienie jego matki –
oznajmiła w zamyśleniu, nie zwracając uwagi na reakcję towarzysza. - Chcę
wprowadzić nowy ład i wydaje mi się, że Dracon Malfoy mi w tym pomoże –
powiedziała, ponownie się do niego przytulając i uśmiechając się pod nosem.
Oliwer ściągnął brwi, starając
się przyswoić nowe informacje. Coś jednak nie dawało mu spokoju. Słowa
wypowiedziane przez Evę, sprawiły, że przypomniał sobie słowa, jakie Hermiona
wypowiedziała pod adresem kapłanki. W tej chwili miał wrażenie, że zarówno
jedna, jak i druga kobieta ma rację. Jego reakcja musiała jednak zostać mylnie
odebrana, gdyż Eva musnęła jego policzek i uśmiechnęła się delikatnie.
- Nie martw się, Oliwerze.
Będziesz miał swoją zemstę. Prędzej czy później Malfoy nas zdradzi, a gdy tylko
to zrobi, rozpoczniesz swój plan – wyjaśniła, gładząc delikatnie jego policzek.
- Skąd pewność, że się zgodzi na
twoje warunki?
- Zaufaj mi – odparła z
tajemniczym uśmiechem i wspięła się na palce, by musnąć usta mężczyzny.
Uśmiechnęła się, gdy Oliwer
odwzajemnił pocałunek. Czując mrowienie w koniuszkach palców sięgnęła do źródła
mocy i z zadowoleniem odkryła, że jej magia wróciła. Zaczerpnęła niewielki
strumień energii i skoncentrowała się na zaklęciu niewerbalnym. Chwilę później delikatnie
popchnęła uśpionego Oliwera na poduszki. Z czułością pogładziła jego policzek i
uśmiechnęła się delikatnie. Ponownie zaczerpnęła strumień mocy i przesłała jego
wiązkę Oliwerowi. Wood przekazał jej dziś sporo energii, czym sam się osłabił.
Musiała zadbać, by wypoczął i zregenerował siły. Ostatni raz spojrzała na
śpiącego mężczyznę, a następnie bezszelestnie zsunęła się z łóżka. Dzisiejszej
nocy czekało ją jeszcze jedno zadanie. Nott musiał już czekać w sali tronowej
wraz z odziałem.
- Nie wpuszczajcie tu nikogo –
rozkazała dwójce gwardzistów stojących przed jej komnatą.
Mężczyźni przyjmując rozkaz,
pokłonili się z szacunkiem. Pozostałych dwóch gwardzistów ruszyło za nią. Nie
specjalnie podobał jej się pomysł z ochroną, jednak Oliwer uparł się, że na
terenie Alcatraz jest to konieczne. Dziś jednak cieszyła się z ich obecności.
Przekazała swoją energię Oliwerowi i musiała na nowo zregenerować moc. Tym
jednak miała zamiar zająć się później. Strażnicy stojący przed salą tronową
widząc nadchodzącą kobietę, pokłonili się i otworzyli przed nią wrota. Eva wraz
z dwójką gwardzistów pewnie wmaszerowała do komnaty. Na jej widok Nott i
dwudziestoosobowy oddział wampirów pokłonili się.
- Moja pani… - zaczął przymilnie
Theodor, lecz Eva mając na dziś dość jego wazeliniarstwa, weszła mu w zdanie.
- Wiesz, co macie robić? – Zapytała
z czystej formalności.
- Naturalnie. Nie zawiodę cię –
odparł z pełnym uwielbienia uśmiechem.
- Oby, Nott. Pamiętaj, że obecnie
nie stać nas na luksus, jakim jest popełnienie błędu – ostrzegła go, a on w
odpowiedzi uśmiechnął się nerwowo.
Eva przesunęła wzrokiem po
bladych twarzach wampirów. Wszystkie wyglądały jak uwiecznione w marmurze
wizerunki ludzi. Gdyby nie ich szkarłatnoczerwone, bezlitosne oczy z pewnością
można by pomylić ich z posągami.
- Nie traćcie czasu. Macie czas
do świtu – rozkazała władczym tonem.
- Jak rozkażesz, pani – odparł
Theodor, kłaniając się w pas, a Eva siłą woli powstrzymała się, by nie wywrócić
oczami.
- Przygotowałeś wszystko? – Zapytała
na odchodnym, mierząc go chłodnym spojrzeniem.
- Tak, jak chciałaś, pani. Sam
wszystkiego dopilnowałem – odparł, a Eva skinęła głową z aprobatą.
Następnie odwróciła się bez słowa
i w towarzystwie swojej eskorty ruszyła do podziemi Alcatraz, gdzie miała
zamiar szybko uzupełnić swoją energię.
***
- Magomedyka! Szybko! Potrzebuje
magomedyka! – Krzyczał, gdy tylko przekroczył próg kliniki świętego Munga.
Wokół niego natychmiast pojawiły
się pielęgniarki z wózkiem i kilku uzdrowicieli, którzy zajęli się jego
partnerem. Czuł, jak wszystkie jego mięśnie drżą niebezpiecznie z wysiłku.
Podróż portalem, który otworzyła przed nimi Eva, była dziwnym przeżyciem. Czuł
się tak, jakby dryfował gdzieś w czasoprzestrzeni, by potem zostać stamtąd
wypchniętym przez niewidzialną siłę. Cieszył się jednak, że nie musiał czekać
na następny prom, bo Harry był w naprawdę ciężkim stanie i mógł nie doczekać
końca tej podróży. Ostatnie wydarzenia wytrąciły go z równowagi i nadszarpnęły
jego nadwątlone nerwy. Wiedział jednak, że nim odpocznie, będzie musiał zrobić
jeszcze jedną rzecz. Z tą myślą ruszył w stronę windy. Nim jednak zdążył ją
przywołać, drogę zastąpiło mu dwóch Aurorów. Draco zmierzył ich wściekłym
wzrokiem i miał zamiar zignorować, lecz ci wyciągnęli różdżki.
- Co to ma znaczyć? – Zapytał zaskoczony
postawą mężczyzn. – Odbiło wam?
- Pójdzie pan z nami – odparł
jeden z nich i nim Draco zdążył jakkolwiek zareagować, na nadgarstki założono
mu magiczne kajdanki.
- Wy chyba nie wicie, kim jestem…
- zaczął coraz bardziej poirytowany.
- Doskonale wiemy, kim pan jest –
odparł dobitnie jeden z Aurorów. – Jest pan oskarżony o zabójstwo Cormaca
McLaggena, panie Malfoy. Uda się pan z nami w celu złożenia zeznań i zostanie
zatrzymany do czasu rozprawy.
***
Będzie mi bardzo miło, jeśli zechcecie podzielić się ze mną swoimi wrażeniami;)
Właśnie wróciłam z poprawin i widzę ... nowy rozdział ! <333
OdpowiedzUsuńChyba jestem pierwszą komentującą, więc napiszę króciutko i zwięźle, żeby zostawić miejsce dla innych.
Rozdział genialny, Evy nadal nie lubię, czyli wszystko po staremu :)
Pozdrawiam !
Ps: Nareszcie sie doczekałam rozdzialiku... muahahaha :>
A no i czy posiadasz twittera ? :) Takie lewe pytanie.
Mam nadzieję, że poprawiny były udane;)
UsuńUwielbiam czytać długie komentarze, więc nie musisz się ograniczać;) A miejsca starczy dla każdego, kto będzie miał życzenie zostawić po sobie ślad.
Dziękuję;) Przynajmniej jesteś konsekwentna w swoim nielubieniu;)
Nie, nie posiadam. Mam nadzieję, że blog wystarczy Czytelnikom;)
Pozdrawiam ciepło!
No to się narobiło!! Jak to się mówi? Biednemu zawsze wiatr w oczy kole. Mam nadzieję, że Malfoy wywinie się jakoś z więzienia, teraz ma ważniejsze zmartwienia na głowie. Jestem ciekawa jaką decyzję podejmie odnośnie propozycji Evy. A skoro już przy niej jesteśmy... Ahh ta Eva, mam wrażenie, że Voldemort to był przy niej pikuś. Rzeczywiście wyjaśniłaś kilka kwestii. Bardzo się cieszę, że bardzo dużo fragmentów poświęciłaś Evie, bo jej postać, jak już chyba Ci pisałam, strasznie mnie intryguje. A więc Eva dokonała wyboru. To już pewne, ciekawa jestem jednak jak dalsze rozdziały rozwiną jej postać, a w zasadzie jaki będzie jej koniec. Czy Eva odnajdzie w sobie ukryte dobro? Czy może pójdzie do końca ścieżką, którą wybrała już dawno temu? Trochę brakowała mi w dzisiejszym rozdziale Hermiony, domyślałam się jednak, że nasza dzielna gryfonka planuje zniszczenie Evy. Wiem z poprzedniego rozdziału, że jakiś plan kiełkuje w jej głowię i trzymam mocno kciuku w jego pomyślność. Chyba bym nie zniosła, gdyby rozbitkowie zakończyli się brakiem happy endu.
OdpowiedzUsuńCzekam z niecierpliwością na kolejny rozdział, który po cichutku liczę pojawi się nieco wcześniej :) I przepraszam za może dość chaotyczny komentarz, ale ostatnio nie mam głowy do niczego:(
No to pozdrawiam cieplutko, na jesienne dni przyda się na pewno:)
Część spraw zostało wyjaśnionych, część zmierza do wyjaśnienia więc musiałam trochę namieszać, żebyście się nie znudzili;) W opowiadaniu będzie kilka takich zwrotów akcji, mniej lub bardziej zaskakujących:)
UsuńCo do Evy, to musiałam ten rozdział poświęcić głównie jej. Jak już mówiłam zmierzamy do bardzo ważnej części opowiadania i bez kilku słów wyjaśnienia, później do fabuły mógłby wkraść się chaos, a tego wolałabym uniknąć. To dlatego ten i następny rozdział skrystalizują kilka wątków i pozwolą mi ponownie pchnąć opowiadanie do przodu.
Eva dokonała wyboru już dawno temu. Teraz jednak będzie musiała dać świadectwo tego i to będzie najtrudniejsza decyzja w jej życiu. Myślę, że będziecie mogli przeczytać o tym już w 27 lub 28 rozdziale.
Tak, dałam Wam odpocząć od Hermiony i w następnym rozdziale też raczej jej nie będzie lub pojawi się na chwilę. To zależy, w którym momencie przerwę rozdział;p Zamiast niej bedzie jednak dużo Ginny i Blaise'a oraz Pansy i Harry'ego. Będzie również Draco i Narcyza więc myślę, że jakoś mi to wybaczycie?;)
Tak, można powiedzieć, że Hermiona ma już plan, brakuje jej tylko "narzędzi" oraz sposobności, gdyż jak wiadomo popadła w niełaskę Evy, za co słono zapłaciła. Ale o tym też niedługo się przekonacie;)
Nie mogę obiecać szczęśliwego zakończenia, bo jest na to zdecydowanie za wcześnie. Na pewno zginie ważny bohater, ale póki co mogę powiedzieć tylko tyle, że nie jest to ani Draco, ani Hermiona. Nie mogę jednak obiecać, że tak zostanie do końca, ponieważ to opowiadanie wciąż żyje i ewoluuje w mojej głowie. Dużo rzeczy mam już poukładanych, ale wiele kompletuję na bieżąco. Musicie mi zaufać i okazać trochę cierpliwości;)
Sama na to liczę i pracuję nad nim;) W życiu jednak nie wszystko da się przewidzieć dlatego nie chce nic obiecywać. Gdy go skończę powiadomię Was o publikacji w "Proroku Codziennym";)
Nie przepraszaj;) Twoje komentarze są długie, merytoryczne i w dodatku bardzo pozytywne i ciepłe;) Gdyby każdy pisał takie komentarze byłabym przeszczęśliwa;)
Mam nadzieję, że cokolwiek Cię martwi, szybko minie. Jestem pewna, że znajdziesz sposób na przezwyciężenie trudności. Myśl o rozwiązaniu, a nie o problemie i pamiętaj, że czasami najprostsze rozwiązania są z pozoru tymi najtrudniejszymi do znalezienia;* Wiem to z doświadczenia. A gdybym mogła jakoś pomóc, choćby wysłuchać, to zawsze możesz napisać do mnie maila, którego adres znajdziesz w Sowiej Poczcie;) Trzymam kciuki, żeby wszystko się u Ciebie ułożyło po Twojej myśli.
Ściskam!
Ach, naaprawdę bardzo mi się podoba *_*
OdpowiedzUsuńDziękuję:)
UsuńDlaczego ja się zawsze spóźniam?
OdpowiedzUsuńDlaczego?
Wrócę tu, gdy tylko znajdę chwilę i napisze jakiś sensowny komentarz, teraz jestem troszkę zmęczona a nie chce, żeby moja opinia miała 748439302 błędów.
http://granger-malfoy-magic-love.blogspot.com
Do (mam nadzieję) jutra :)
Powoli prę naprzód i nadrabiam. ;)
OdpowiedzUsuńWspomniałaś, że to przejściowy rozdział, a dla mnie był on w pewnym sensie przełomowy. Nie wiem, czy pamiętasz, ale kiedyś trochę narzekałam na postać Evy, na jej kreację, papierowość. W tej chwili nie mam jej już nic do zarzucenia. Po tym rozdziale lepiej ją zrozumiałam, ten ból przy wspomnieniach o ojcu w umyśle kogoś innego, niesprawiedliwość, pogodzenie z losem i pragnienie władzy. Pokazała emocje i chyba na to właśnie czekałam. Fascynuje mnie postać Oliwera i wiesz... nawet go lubię, chociaż zdaję sobie sprawę, jak bardzo nienawidzi Malfoya. Każdy ma tutaj swoje motywy i powody, bardzo dobrze o to zadbałaś. Zauroczyły mnie słowa wypowiadane przez Harry'ego, który cytował Syriusza. To było takie na miejscu. Idealnie w porę. :) Ach, i jeszcze muszę pochwalić Cię za to zwieszenie akcji, gdy przed wypowiedzeniem "trzy" przez Evę Draco wspomina dawne czasy i ostatecznie zmienia decyzję, ratując Pottera.
Końcówka oczywiście wszystko mu skomplikuje.
Jeśli chodzi o poprawność językową. Było trochę błędów interpunkcyjnych, ale jak na tak długi tekst nie wydawało mi się to szczególnie drażniące. Z takich drobnych niedociągnięć, które zapamiętałam:
veritaserum i legilimencja - jakieś literówki się tam u Ciebie wkradły
perłowo-niebieskimi - tutaj wkradła się spacja w środek
między młotem a kowadłem - bez przecinka
nieważne - piszemy razem
Generalnie bardzo udany rozdział. :)
Na pewno do zakończenia opowiadania się wyrobisz;)
UsuńPamiętam. Pisałam też, że Eva jest postacią złożoną i z każdym rozdziałem będzie stawała się coraz bardziej spójna. Cieszę się, że udało mi się Ciebie do niej przekonać;)
Dziękuję za tyle miłych komplementów. Nie jestem pewna, czy zasłużyłam na to wszystko;)
Przepraszam za błędy. Staram się, jak mogę, ale czasami mi coś umknie. I chwilowo piszę bez wsparcia mojej kochanej Bety, co ma odzwierciedlenie w jakości tekstu. Przepraszam;( I dziękuję za uwagi. Jak zawsze są bardzo cenne i pouczające;)
Pozdrawiam ciepło!;)
Rozbijasz mnie...
OdpowiedzUsuńNa chwilę obecną nie napiszę nic mądrego, bo kilka wersów wykrzykników czy "NIE" nie odda tego, co właśnie poczułam.
Jedyne, co mogę dodać, to ogromne przerażenie, za co ja się zabrałam??? Jestem czytelnikiem w zasadzie jedynie ficków z happy endem, do angstów mnie nigdy nie ciągnęło, choć czytam je czasami. Muszę tylko wiedzieć, że dobrze się kończą, dlatego na forach bardzo uważnie śledzę informacje dotyczące tekstu. Blogi mają to do siebie, że takowych nikt nie poda czytelnikom na talerzu, zanim się więc człowiek spostrzeże, wsiąka w tekst, który z każdym rozdziałem przynosi jedynie nowe obawy o los bohaterów.
Ja nie rozumiem tego oskarżenia wobec Draco :( I nie chcę, żeby został szpiegiem Evy i pionkiem na jej szachownicy, nieee :(
Przepraszam, brzmię jak mała dziewczynka, ale to mnie coraz bardziej przytłacza.
Margot
Żałujesz? Posłuchaj Margot...Mówię to z wielkim bólem serca, ale mam na uwadze Twoje dobro. Jeśli czytanie tego opowiadania jest zbyt ciężkie, to nie zmuszaj się do dalszej lektury. Będzie mi przykro stracić tak cudownego Czytelnika, ale nie chciałabym też, żebyś robiła coś wbrew sobie. Będę szczęśliwa i wdzięczna, jeśli zostaniesz, ale jeśli odejdziesz, to zrozumiem, choć będzie mi przykro.
UsuńW książkach też nie masz informacji o HE;) Nie mogę dać Ci takiej gwarancji i dobrze to wiesz. Zakończenie historii będzie słodko - gorzkie, bo na pewno jedna osoba z szóstki głównych bohaterów zginie. I mnie też krwawi serce, ale instynkt podpowiada, że tak właśnie musi być.
Rozumiesz;) Tylko się na nie nie zgadzasz, a to różnica;)
Może trochę;) Ale za to jaka urocza, mała dziewczynka;)
Głowa do góry! Po każdej burzy wschodzi słońce;)
Ściskam pokrzepiająco i mam nieśmiałą nadzieję, że zostaniesz;*
Rozdział wspaniały a ty masz tyle pomysłów, że nawet sobie nie wyobrażam co będzie w kolejnych rozdziałach.
OdpowiedzUsuńBiedny Harry musi szybko wydobrzeć
No i Malfoy aresztowany tego się nie spodziewałam
eva
Dziękuję;) Za wszystkie miłe słowa. Fakt pomysłów mam bardzo dużo ;D Czasami wręcz nie mogę przez nie spać;p Ale nie narzekam. Oby tak mi zostało;)
UsuńAż nie mogę uwierzyć na prawie trzy lata rozstałam się z tym opowiadaniem. Jak to się stało?? Pamiętam większość i właśnie na tym rozdziale zakończyłam. Czemu to zrobiłam skoro nawet pamiętam że mi się ono podobało. Nie wiem. Czemu piszę komentarz? Też nie wiem. Chyba daję sobie taki znak że po tylu wracam. Jeszcze nie wiem co się dalej dzieje ale cóż co wiem to powiem jak się czuję po tych rozdziałach. I szczerze cieszę się że wróciłam dla tego genialnego opowiadania i teraz jestem
OdpowiedzUsuńbardziej dojrzała do niego i o cholera co tu się dzieję. Na pewno mogę pochwalić jak piszesz i budujesz napięcie, serio pisząc komentarz aż mnie świerzbi by czytać dalej. Nie wiem czemu ale lubię Evę i nie wiem czy to dobrze czy źle bo to niby czarny charakter coś do Voldemorta a on... no jego się nie lubiło. Chociaż jej czyny bo są okrutne i nadal nie mogę ich zrozumieć by nawet ją usprawiedliwić. Zemsta zemstą ale Harry miał rację że chce zbudować ład a się zadaje z szumowinami itp. Dobra lecę dalej.. Uwielbiam❤👣👀💙
😍😍😍😍
OdpowiedzUsuń