Nadszedł 14.02 a wraz z nim premiera kolejnej odsłony "Rozbitków". Dacie wiarę, że to już dwudziesty rozdział?:) Nie mogę uwierzyć, że publikuję już tyle czasu, a Wy ciągle jesteście ze mną! Dziękuję!
Dziękuję, za wszystkie miłe słowa w komentarzach, za każdą oznakę wsparcia i za wiarę oraz wyrozumiałość!:)
Witam też serdecznie nowych Czytelników!:) Mam nadzieję, że "Rozbitkowie" skradną jakąś część waszego serducha i zatrzymają Was przy sobie na dłużej, a może i do końca?:) Mam nadzieję, że tak się stanie:)
Przepraszam, że Was zaniedbywałam ostatnio i oszczędzę Wam tłumaczeń typu "dlaczego". Wiedzcie jednak, że nie próżnowałam i w wolnym czasie pracowałam nad opowiadaniem. Rezultaty możecie zaobserwować w Proroku Codziennym:) Taak, dobrze widzicie:) Kolejny rozdział już 28.02! To taki bonus w ramach przeprosin. Ponadto, od jakiegoś czasu możecie podziwiać nowy szablon autorstwa fantastycznej i fenomenalnej Ariany. Zapytacie pewnie: "Znowu?!";) Tym razem jest to zmiana trwała, obiecuję;p mam nadzieję, że nowa szata graficzna przypadnie wam do gustu, bo moje serce skradła, gdy po długich negocjacjach, moim marudzeniu i wybrzydzaniu, zobaczyłam efekt końcowy!
Betowała jak zwykle ekspresowa i niezawodna Faceless, za co jej ślicznie dziękuję!;*
Nie przedłużając już dłużej, zapraszam na lekturę rozdziału dwudziestego!
Dedykacja- Dla Ciebie, mój drogi Czytelniku, który jesteś moją największą motywacją do tworzenia i motorem napędowym tej historii:)
ROZDZIAŁ XX „Posłaniec”
Zamknęła powieki, gdy kościste ciało z hukiem
łupnęło o kamienną posadzkę. Była pewna, że gdyby nie dziki wrzask podnieconego
tłumu usłyszałaby trzask łamanych kości. Zacisnęła drżące dłonie na kolanach,
starając się opanować oddech i powstrzymać mdłości, gdy dotarł do niej
udręczony krzyk powalonego mężczyzny. Tłum wył z uciechy i wykrzykiwał swoje
okrutne żądania, podczas gdy pokonany jęczał przeraźliwie i błagał o litość.
Nagle wszyscy poza skulonym na poplamionej krwią posadzce mężczyzną ucichli, a
Hermiona chcąc nie chcąc uchyliła powieki i niemal od razu tego pożałowała. Nie
myliła się co do tego, że hałas zagłuszył dźwięk pękającej kości. Pokonany
zawodnik zwijał się ledwo przytomny na podłodze i trzymał się za nogę. Kość
przebiła skórę na jego prawej łydce, a lewa ręka sterczała pod dziwnym kątem.
Przyłożyła dłoń do ust, czując jak soki żołądkowe niebezpiecznie podjeżdżają
jej do gardła, a oczy zaszły łzami. Nie mogła uwierzyć, że takie bestialstwo
sprawia radość tym zwyrodnialcom. I pomyśleć, że ona chciała dać im szansę na
normalne życie. Teraz przynajmniej mogła pozbyć się złudzeń, że te bestie można
zresocjalizować. Wszyscy oni byli przesiąknięci złem do szpiku kości.
- Wspaniale się spisałeś, Sebastianie!
Hermiona skrzywiła się, słysząc pochwałę z
ust siedzącej obok niej kobiety. Zerknęła na nią kątem oka i zastanawiała się,
czy czarownica rzeczywiście czerpie przyjemność z oglądania tych wszystkich
rzezi, które ona określała mianem igrzysk, czy tylko udaje, by zjednać sobie
tłum? W tej samej chwili jednak stanęło jej przed oczami wspomnienie chwili,
gdy przecięła rdzeń w kręgosłupie swojej matki i jej wątpliwości rozwiały się.
Eva była jeszcze gorsza od tłumu tych dzikich bestii, bo działała z
wyrachowaniem i sprowadzała ludzi do roli narzędzi służących osiągnięciu
swojego celu.
- Zgłoś się jutro rano do Oliwera. Jestem
pewna, że mój drogi generał odpowiednio tobą pokieruje – oznajmiła kapłanka,
patrząc z aprobatą na stojącego przed nią mężczyznę. – Taak… bardzo dobre
przedstawienie – ciągnęła, gdy Sebastian ukłonił się z szacunkiem i wycofał do
tłumu, który, wiwatując i gratulując mu, porwał go w ramiona i wcisnął puchar z
piwem. – Ale czy na pewno? – Zawiesiła głos, a wszystkie twarze w skupieniu
przyglądały się swojej władczyni. – Bo zachowanie naszego gościa świadczy
raczej o tym, że walka jej się nie podobała – wyjaśniła teatralnie zasmuconym
głosem i posłała Hermionie kpiące spojrzenie.
Po komnacie przebiegł niespokojny szmer, a
zgromadzeni rzucali w stronę podestu, gdzie siedziała szatynka z Evą, na przemian
zaniepokojone i wściekłe spojrzenia. Granger czuła jak serce dudni jej w
piersiach i usilnie modliła się o to, aby ta uczta wreszcie się skończyła i by
mogła wrócić do swojego więzienia. Wszystko wskazywało jednak na to, że
kapłanka ma inne plany.
- Być może jednak Sebastian nie zasłużył na
łaskę? Być może powinien podzielić los swojego przeciwnika? – Podjęła z głęboką
zadumą, a zebrani wstrzymali oddech.
Hermiona przełknęła ślinę, gdy dotarło do
niej, do czego zmierza kobieta. Chcę ją zmusić do oglądania tych rzezi. Nie
wiedziała tylko, co chce przez to osiągnąć? Przecież mdliło ją od samego
dźwięku łamanych kości czy zapachu krwi. Czyżby chciała doprowadzić ją do
załamania nerwowego? Bo jeśli tak, to jest na najlepszej drodze do
zrealizowania swoich chorych zamierzeń.
- Bo skoro naszego gościa nudzą nasze
rozrywki to znaczy, że należy je urozmaicić – oznajmiła, uśmiechając się
tajemniczo.
Przekręciła
się na drugi bok i otworzyła szeroko oczy, chcąc pozbyć się wspomnienia
okrucieństwa, jakiego była świadkiem później. Jednak nawet to nie było w stanie
przegonić obrazów, które wciąż żyły w jej głowie. Nie sądziła, że kiedykolwiek
na własne oczy zobaczy, w jaki sposób pożywiają się wampiry ani jak wygląda
słynny pocałunek dementora. Bo taki właśnie los spotkał przeciwnika Sebastiana.
To, co zostało później z jego ciała, w żadnym wypadku nie przypominało
człowieka.
Wtuliła
twarz w mokrą od łez poduszkę i pociągnęła nosem. Czuła się tak bardzo samotna
i bezradna w Alcatraz. Tęskniła za rodziną, przyjaciółmi i za nim.
- Draco… -
wyszeptała łamiącym się głosem, a jej oczy na nowo wypełniły się łzami.
Zamknęła
powieki, pozwalając by łzy spłynęły jej po policzkach. Ile ona by dała, żeby
móc upewnić się, że gaz Evy nie wyrządził mu żadnej szkody. Słodka Roweno, w co
ona się wpakowała? Musiała upaść na głowę skoro myślała, że jest w stanie
pokonać kogoś takiego jak Pierwsza Kapłanka. Co ona sobie wyobrażała?
***
- Co ona sobie
do diabła wyobrażała?! – Warczał, zrywając wenflon i wyplątując się z tych
wszystkich rurek i kabli, które magomedycy do niego podłączyli.
- Możesz mi
powiedzieć, co ty do cholery wyrabiasz? – Zapytał Blaise, zatrzymując się w
wejściu do sali, w której leżał jego przyjaciel.
- A nie
widać? – Sarknął, piorunując Zabiniego spojrzeniem i wracając do odrzucania jak
najdalej od siebie tego wszystkiego, co uniemożliwiało mu opuszczenie szpitala,
znalezienia Granger, zabicia jej porywacza i sprania Hermiony na kwaśne jabłko
tak, by już nigdy nie ważyła się ratować mu życia.
Na chwile
zastygł bez ruchu, gdy okrutna prawda po raz kolejny uderzyła w niego niczym
zaklęcie Cruciatus. Bo to on był powodem, dla którego kobieta opuściła
bezpieczną kryjówkę. Powinien przykuć ją do kaloryfera, nim wyszedł z
mieszkania. Być może wtedy dalej byłaby bezpieczna.
- Draco…
- Czego? – Warknął,
wracając do przerwanej czynności. – Gdzie moje ubrania? – Zapytał, a gdy Blaise
posłał mu zirytowane spojrzenie, dodał z zaciętą miną, ruszając do drzwi –
Świetnie! Nie chcesz, to nie mów…
- Znaleziono
Molly Weasley i pomyślałem, że może cię to zainteresować – oznajmił spokojnie,
a Malfoy rzucił mu spojrzenie przez ramię.
- Teraz
interesuje mnie tylko znalezienie Granger i…
- Ona ją
widziała – dodał z naciskiem, a Draco odwrócił się w jego stronę i zmierzył go
przeszywającym spojrzeniem.
Słowa
przyjaciela wlały w jego serce nadzieję, bo wszystko wskazywało na to, że
Hermiona wciąż żyje. Na dodatek teraz będą wiedzieli, gdzie jest
przetrzymywana.
- Co
powiedziała?
- Niestety
tu mamy problem. Molly umiera, a my nie potrafimy jej pomóc, bo nie wiemy, co
jej podano. Nie zostało jej dużo czasu… Jest u niej Potter i Ginny. Wysłałem
też listy do pozostałych członków rodziny. Artur powinien tu być lada chwila.
- Czy nic
nie da się zrobić?
- Pracujemy
nad antidotum, ale boję się, że możemy nie zdążyć na czas – wyjaśnił ze
smutkiem Zabini. – Dokąd leziesz?! – Podniósł głos, widząc jak Draco z wyrazem
determinacji na twarzy zmierza w stronę drzwi. – Przecież ty nawet nie wiesz, w
której sali ona leży! – Krzyknął za nim, gdy blondyn, nie zaszczycając go
odpowiedzią, opuścił pomieszczenie. – Uparty idiota – prychnął pod nosem, gdy
odpowiedziało mu trzaśnięcie drzwiami i chcąc nie chcąc ruszył pospiesznie za
przyjacielem.
***
- Mamo proszę…
nie możesz nam tego zrobić. Nie możesz nas zostawić. Pomyśl o tacie, on się
załamie. Pomyśl o nas… Nie jestem gotowa, by cię stracić…Nikt z nas nie jest… -
szlochała Ginny, przytulając dłoń matki do mokrych od łez policzków.
- Ginny… każdy
z nas musi kiedyś umrzeć. Taka jest kolej rzeczy - oznajmiła pani Weasley,
uśmiechając się czule do córki.
- Ale to nie
jest twój czas! Nie możesz się poddać! Słyszysz?! Musisz żyć dla taty, dla
Rona, George’a, Percy’ego, Billa, Charllie’go, dla mnie…. Nie zniosę… nie potrafię…
- głos jej się załamał i rozpłakała się na dobre cały czas ściskając rękę
matki.
- Pani
Weasley…
- Harry,
kochaneczku, tak będzie lepiej – wyszeptała, kierując na niego swój zaszklony
wzrok.
- Dla kogo
mamo? No dla kogo?! Dlaczego nie chcesz powiedzieć, czego ona od ciebie
zażądała w zamian za wolność?
Nim Molly
udzieliła odpowiedzi na pytania córki, do sali wszedł Blaise w towarzystwie
bledszego niż zwykle Malfoya, który bez zbędnych ceregieli rzucił się w stronę
osłabionej kobiety i, łapiąc ją za ramiona, nachylił się nad nią jak jastrząb
szykujący się do ataku.
- Gdzie ona
jest? Gdzie przetrzymują Granger?
- Malfoy,
zostaw ją! – Krzyknęła Ginny i zaczęła odpychać blondyna od matki.
Z pomocą
przyszedł jej Harry, a Blaise podszedł szybko do zaskoczonej i pobladłej Molly.
- Ty
kretynie, mogłeś jej zaszkodzić! Nie widzisz, że ona umiera?! Czy ty nie masz
uczuć? – Syczała Ginny, podchodząc do mężczyzny i szturchając go boleśnie w
klatkę piersiową.
- Ginny – słaby
głos pani Weasley sprawił, że kobieta straciła zainteresowanie Draconem i
szybko znalazła się ponownie przy łóżku matki.
- Jestem
mamo… Już jestem…Nie bój się, ten kretyn już się do ciebie nie zbliży –
szeptała uspokajająco, gładząc Molly po włosach.
-
Przepraszam – bąknął Draco, zawstydzony swoim zachowaniem i nerwowo przeczesał włosy
palcami.
W odpowiedzi
otrzymał jedynie wściekłe prychnięcie panny Weasley i ostrzegawcze spojrzenie
Harry’ego.
- Będzie
lepiej, jak stąd wyjdziesz, Draco – oznajmił opanowanym głosem Blaise,
zabierając się za zmianę kroplówki.
Ginny
posłała mu blady uśmiech i ostentacyjnie otworzyła drzwi. Draco nie skomentował
słów przyjaciela i zachowania kobiety. Obrzucił ich ponurym spojrzeniem i zajął
jedyne wolne krzesło w sali, tuż przy łóżku Molly. Rudowłosa wciągnęła ze
świstem powietrze z oburzenia i zmrużyła niebezpiecznie oczy.
- Czy to
oznacza, że będziesz się zachowywał? – Zapytał Zabini chłodnym tonem, a ten w
odpowiedzi kiwnął niechętnie głową.
- Chcę tylko
wiedzieć, co z Hermioną – powiedział cicho i posłał pełne napięcia spojrzenie
przyglądającej mu się od dłuższego czasu pani Weasley.
- To szczyt
bezczelności! Wszyscy tego chcemy jednak teraz najważniejsze jest życie mojej
matki więc z łaski swojej…
- Ginny… -
upomniała ją łagodnie Molly, wyciągając rękę w jej stronę.
Weasley
zmełła w ustach soczystą wiązankę przekleństw i z naburmuszoną miną podeszła do
łóżka chorej. Dopiero, gdy na nią spojrzała, jej rysy złagodniały, a na twarz
powrócił smutek i niepokój.
- Macie
rację – oznajmiła Molly po dłuższej chwili ciszy. – Moja wolność miała swoją
cenę. Ale musicie wiedzieć, że zrobiłabym to ponownie, byleby tylko móc was
zobaczyć – kontynuowała cichym głosem i uśmiechnęła się przez łzy. – Mogłam
wybrać to jak umrę i nawet jeśli Eva miała w tym swój interes, to jestem jej
wdzięczna za tę możliwość - powiedziała z napięciem na twarzy.
- Pani
Weasley – zaczął Harry, przeszywając ją przenikliwym spojrzeniem. – Czego
zażądała w zamian za tą możliwość? Czego nam pani nie mówi?
Przez chwilę
w sali panowała pełna napięcia cisza, w czasie której pani Weasley i Harry
toczyli niemą rozmowę. Potter widział wahanie, ale i determinację na twarzy
kobiety. Nie mógł znaleźć logiki w postępowaniu Evy, ale wiedział, że za
zwróceniem wolności i chorobą pani Weasley kryje się coś więcej. Intuicja
podpowiadała mu, że musi poznać prawdę, bo tylko ona pozwoli mu na kolejny
krok.
- Pani
Weasley, możemy wygrać tę walkę! Nie zrobimy tego jednak bez pani! - Zniecierpliwił
się Potter, podchodząc do łóżka i kucając tak, że jego twarz znalazła się na
równi z twarzą rudowłosej.
- Harry… ja
nie mogę was tak narażać… to… nie mogę – wyjąkała Molly, drżącym głosem, a
brunet zacisnął usta w wąską linię.
- Nie
jesteśmy już dziećmi, pani Weasley i nie potrzebujemy ochrony – odparł twardo,
starając się stłumić rosnącą złość.
Czasami
Molly Weasley zapominała, że nie ma do czynienia z uczniakami. Jej troska była
czymś ujmującym, lecz w pewnych chwilach potrafiła doprowadzić do szału. Już
otwierał usta, by kontynuować próby wyciągnięcia z niej prawdy, gdy maszyny
monitorujące funkcje życiowe organizmu zaczęły niepokojąco pikać. Blaise
natychmiast znalazł się przy pacjentce i zaczął ją badać, jednocześnie
obserwując parametry na monitorze. Harry i Draco odsunęli się pod okno, a Ginny,
jeszcze bledsza niż poprzednio, z przerażeniem obserwowała poczynania
ukochanego. Potter nerwowo przeczesał dłońmi włosy i co chwila zerkał na
dochodzącą do siebie Molly, a Malfoy z nieprzeniknioną miną, ze spokojem
obserwował całą scenę.
- Przykro
mi, ale pacjentka musi odpocząć. Koniec przesłuchania – oznajmił Zabini
nieustępliwym tonem, obrzucając mężczyzn ostrym spojrzeniem.
Harry
zmrużył oczy i już otwierał usta, aby zapytać go, w jaki sposób ma zamiar pomóc
kobiecie, skoro nawet nie wie, co zażyła, gdy poczuł silny ucisk na
przedramieniu. Rzucił zirytowane spojrzenie swojemu partnerowi, lecz widząc
jego minę zmełł w ustach przekleństwo i z zaciekawieniem patrzył, jak blondyn
wymija mulata i podchodzi do łóżka rudowłosej, która dzięki masce z tlenem
zaczęła lżej oddychać.
- Proszę być
spokojną. Nie mam zamiaru nakłaniać pani, by wybrała życie zamiast powolnego i
zapewne bolesnego umierania – oznajmił chłodnym, cichym głosem, a Ginny sapnęła
z oburzenia i już podnosiła się z krzesełka, by własnoręcznie wypchnąć go z
sali, gdy napotkała ostrzegawczy wzrok Harry’ego. Potter pokręcił głową, dając jej znak, że ma
pozwolić działać Draco, a ona otworzyła szeroko oczy z niedowierzania.
Natychmiast przeniosła spojrzenie na Blaise’a, szukając u niego wsparcia,
jednak ten nawet nie zaszczycił jej spojrzeniem, tylko z widocznym napięciem
przyglądał się blondynowi.
- Draco…
- Już
wychodzę. Nim jednak to zrobię, to powiem, że to, co pani robi, nie jest ani
szlachetne, ani potrzebne. To, co pani wyrabia jest egoistyczne i głupie.
Zupełnie nie podobne do tak odważnej i walecznej kobiety, jaką widziałem w
trakcie wojny – oznajmił ze stoickim spokojem, patrząc Molly prosto w oczy. –
Uparcie pcha się pani w ramiona śmierci i nie widzi, że ta ofiara nic nie da.
Tamta kobieta już pokazała, że gdy czegoś lub kogoś chce, to nie zawaha się
przed niczym, by to dostać….Chce pani śmierci? Proszę bardzo, nie mam zamiaru
tracić czasu na nakłanianie pani do walki o siebie, swoją rodzinę, przyjaciół… Bo
podczas gdy my marnowaliśmy czas na znalezienie pani, a teraz na nakłonienie
pani do pomocy, nasz wróg rośnie w siłę. Nie mam zamiaru czekać aż pierwszy
uderzy…
- Wystarczy,
Malfoy – przerwała mu drżącym głosem Ginny. – Nie masz prawa zwracać się do
niej w ten sposób.
Draco
przeniósł swoje stalowe spojrzenie na twarz młodej Weasleyówny i przez chwilę
przyglądał jej się w milczeniu bez cienia jakichkolwiek emocji.
- Pani
śmierć przyniesie więcej zła niż dobra, Molly Weasley – powiedział lakonicznie,
nie odrywając wzroku od oczu Ginny i ruszył w stronę wyjścia, w drzwiach prawie
zderzając się z Ministrem Magii.
- Molly –
wykrztusił pobladły Artur, szeroko otwartymi oczami lustrując sylwetkę żony.
Draco
obrzucił Molly wymownym, powłóczystym spojrzeniem, a następnie bez słów opuścił
jej salę.
- Wróciłaś –
wyszeptał łamiącym się ze szczęścia głosem i na miękkich nogach podszedł do jej
łóżka.
Pani Weasley
uśmiechnęła się z czułością do męża, a ten ujął jej twarz w swoje duże dłonie i
przyglądał się jej z coraz szerszym uśmiechem.
- Merlinie,
wróciłaś – powtarzał, jakby nie mogąc uwierzyć, że to naprawdę jego żona. – Nie
wiem, co bym zrobił, gdybym cię stracił – wyszeptał, przytulając mocno Molly i
oparł podbródek na jej głowie. – Nigdy więcej masz mnie nie zostawiać, Dygotko…
Masz mi to obiecać.
- Arturze –
wyjąkała zawstydzona, czerwieniąc się jak piwonia, na co pan Weasley uśmiechnął
się czule, a Harry odwrócił zakłopotany wzrok i bąknął coś o poczekaniu na
zewnątrz.
Lecz gdy był
już przy drzwiach, usłyszał zachrypnięty, aczkolwiek zdecydowany głos Molly.
- Ona chce
ciebie, Harry…W zamian za antidotum chce spotkania z tobą… w Alcatraz –
oznajmiła zdławionym głosem, nim rozpłakała się na dobre.
Harry
zatrzymał się, stojąc do reszty plecami i czując, jak zimny dreszcz przebiega
mu po linii kręgosłupa. Jednocześnie coś na kształt ulgi rozlało się po jego
spiętym ciele, a kolejne puzzle wskoczyły na swoje miejsce, dokładając przy tym
kolejne niewiadome do układanki.
- Skoro tak
bardzo pragnie spotkania ze mną, to nie każmy jej czekać – powiedział ze
stoickim spokojem, który wypełnił go wraz z pojawieniem się konkretnego celu. –
Ile mam czasu, Blaise? – Zapytał z pozoru lekkim tonem, rzucając brunetowi
spojrzenie przez ramię.
- Dwanaście
godzin… maksymalnie dobę, jeśli wirus ponownie się nie zmutuje. Odsuniemy
wszystkie leki poza eliksirem wzmacniającym i będziemy monitorować zachowanie
bakterii, ale nie możemy przewidzieć, czy nie dojdzie do kolejnego wyrzutu –
oznajmił bezradnie Zabini, na co Potter skinął sztywno głową.
- Harry, nie
musisz tego robić. Ta kobieta jest bardzo niebezpieczna… - zaczęła Molly, lecz
umilkła pod spojrzeniem Pottera.
- Harry… -
zastygł z ręką na klamce, słysząc głos Ginny, która chwilę później znalazła się
tuż za nim. – Powodzenia – powiedziała, odwracając go w swoją stronę i
zaglądając w oczy. - I dziękuję – dodała, przytulając go, a on odwzajemnił
uścisk.
***
Siedziała przy barze i sączyła swojego drinka,
od czasu do czasu rzucając ponure spojrzenia w stronę parkietu, gdzie Ron i Gabrielle
poruszali się w takt jakiegoś żywiołowego kawałka. Prychnęła, widząc słodkie
uśmiechy, jakie wila rzucała w stronę jej byłego chłopaka i, odrzuciwszy swoje
brązowe włosy na ramię, ponownie upiła łyk drinka. Złość, żal i rozgoryczenie
pulsowały w jej żyłach wraz z krwią, a wypity alkohol tylko pogarszał jej
paskudny nastrój. Nie miała pojęcia, po co tu przyszła. Przecież nie jest
masochistką, by zadręczać się widokiem faceta, który zamiast czekać na nią, jak
obiecał, przy pierwszej lepszej okazji pocieszył się jakąś blond trzpiotką,
która znana była przede wszystkim ze świecenia tyłkiem na modowych wybiegach.
Zresztą abstrahując od jej anorektycznego wyglądu, jak dla Hermiony, panna
Delacour była zdecydowanie za słodka. Szatynkę mdliło od tego jej ckliwego,
rozmarzonego spojrzenia i trzepotania rzęsami oraz irytującego szczebiotania
łamaną angielszczyzną.
- Niby co ona takiego ma, czego nie mam ja –
mruknęła pod nosem, chwytając za solonego orzeszka i przyglądając mu się
intensywnie, jakby czekała na jego odpowiedź.
- Hmmm… pomyślmy – usłyszała ironiczny, ale i
zmysłowy głos przy uchu. – Nie jesteś wilą.
Odkręciła się w stronę mężczyzny z krzywym
uśmiechem i zmierzyła go mało przyjaznym spojrzeniem.
- Też za tobą tęskniłam, Malfoy – sarknęła,
trzepocząc uwodzicielsko rzęsami i uśmiechając się zalotnie, co blondyn
skwitował irytującym uśmieszkiem.
- Nie przejmuj się. Jestem pewny, że
nadrobimy stracony czas – rzucił z drapieżnym spojrzeniem i oparł się
nonszalancko o bar.
- Hmmm… Nie wiem, czy dasz radę dotrzymać mi
kroku, Malfoy – powiedziała słodkim głosem, bawiąc się kołnierzykiem od jego
błękitnej koszuli, podkreślającej szary kolor oczu mężczyzny.
- Podejmuję wyzwanie, Granger – wymruczał,
podnosząc palcem jej podbródek, tak że musiała spojrzeć mu prosto w oczy.
- Dalej jesteś draniem, Malfoy – zaśmiała
się, kręcąc głową i odwracając się w stronę baru.
- A ty dalej jesteś bezczelna i pyskata –
odbił pałeczkę z kpiącym uśmiechem. - Słyszałem, że odnalazłaś rodziców –
rzucił niby od niechcenia, gdy złożył zamówienie i rozsiadł się nonszalancko
obok niej.
- Nie wiedziałam, że cię to obchodzi –
mruknęła, na powrót bawiąc się szklanką z drinkiem i rzucając dyskretne
spojrzenie w stronę parkietu.
- Bo jeszcze wielu rzeczy o mnie nie wiesz, Granger
– oznajmił, wymawiając miękko jej nazwisko i przeszywając ją seksownym
spojrzeniem.
-Możesz przestać? – Zirytowała się,
zakładając zbłąkany kosmyk za ucho i piorunując go wzrokiem.
- Co mam przestać, Granger? – Zapytał tym
samym tonem, robiąc niewinną minę, a gdy Hermiona prychnęła w odpowiedzi,
uśmiechnął się kpiąco i odparł – Mogę, ale nie chcę.
- Bo? – Spytała zaczepnie, patrząc na niego
wojowniczo.
- Bo lubię – odparł tym samym zmysłowym głosem,
przybliżając się do niej i przeszywając ją wyzywającym spojrzeniem. – Twoje
zdrowie – wymruczał, stukając jej szklankę swoją i przechylił naczynie do dna,
by chwile później dać znak barmanowi, by ten podał mu to samo raz jeszcze.-
Wyluzuj, Granger. Mam ochotę się z kimś napić, a jako że Potter jest z tą swoją
rudą złośnicą, a Zabini ma dyżur, zaszczyt umilania mi czasu przypadł tobie –
zażartował, a Hermiona zmarszczyła czoło, przyglądając mu się z nieodgadnioną
miną.
- Rzeczywiście kopnął mnie zaszczyt –
burknęła, a gdy pojawił się przed nią kieliszek, posłała blondynowi pytające
spojrzenie.
- No co? Chyba mogę postawić ci drinka?
- Dziwnie się zachowujesz – powiedziała, skonfundowana
jego nietypowym nastrojem. Co prawda ich
stosunki już jakiś czas temu znacząco się poprawiły, a ostatnio ich relacje
uległy metamorfozie, ale Hermiona nie wierzyła, że może to trwać dłuższy czas.
Była pewna, że prędzej czy później znów zaczną się kłócić i skakać sobie do
gardeł. Westchnęła i zerknęła kolejny raz w stronę parkietu. Wstrzymała oddech,
gdy jej spojrzenie skrzyżowało się na dłuższą chwilę ze wzrokiem Rona. Niemy
wyrzut i złość w jego oczach sprawiły jej niemałą satysfakcję więc z
premedytacją odwróciła głowę w stronę Dracona, który od jakiegoś czasu
przyglądał się jej w zamyśleniu.
- Czego? – Mruknęła, speszona intensywnością
jego spojrzenia.
- Postąpiłaś słusznie – oznajmił z powagą, co
zbiło ją nieco z tropu. – Zwróciłaś mu wolność i dałaś możliwość wyboru –
wyjaśnił krótko, po czym upił łyk whisky.
- Czasami, gdy się kogoś kocha, trzeba
pozwolić mu odejść – westchnęła, patrząc prosto w oczy.
- A co, gdy ta druga strona nie gra fair?- Dopytywał,
nie przerywając kontaktu wzrokowego i Hermiona była pewna, że za tym pytaniem
leży drugie dno.
- Dobre pytanie, Malfoy – odparła, wzruszając
ramionami. – Myślę jednak, że prawdziwe uczucie poznasz wtedy, gdy dasz wolność
osobie, na której ci zależy, a ona mimo tego nie będzie chciała odejść –
powiedziała po chwili z nieobecnym wzrokiem, a Draco posłał jej zaintrygowane
spojrzenie. – Czemu tak mi się przyglądasz? – Zapytała podejrzliwie, upijając
łyk drinka.
Draco przez chwilę jeszcze przyglądał się jej
z trudną do rozszyfrowania miną, a gdy szatynka rzuciła mu ponaglające
spojrzenie, uśmiechnął się rozbrajająco i nachylił delikatnie w jej stronę.
- Bo mogę – odparł nonszalancko, puszczając
jej perskie oko, na co ona tylko wywróciła oczami z pobłażaniem i, chcąc
zamaskować uśmiech, przygryzła dolną wargę.
- Hermiona! Tak bardzo cię przepraszam za
spóźnienie, ale Harry uparł się, że w moim stanie nie mogę się teleportować, bo
to nam zaszkodzi i musiałam użyć sieci fiu! Doprawdy, chyba przejął się za
bardzo rolą taty, bo jest tak upierdliwy w tej swojej trosce o nas, że
momentami mam ochotę go udusić! Zupełnie jakbym była poważnie chora, a to tylko
początek szóstego miesiąca ciąży! – Lamentowała Ginny, całując szatynkę w
policzek i nie zaprzestając swojej tyrady. Dopiero gdy Hermiona dyskretnie
zwróciła jej uwagę na przysłuchującego się Dracona, który nie krył swojego rozbawienia,
umilkła i spojrzała na blondyna.
- Witaj, Draco, nie zauważyłam cię –
przywitała się z blondynem. – Nie muszę ci też mówić, że jeśli coś, z tego co
przed chwilą wyznałam, trafi do uszu Harry’ego, to potraktuję cię swoim
upiorogackiem? – upewniła się ze słodkim uśmiechem, a Malfoy uniósł ręce w
geście poddania, co rudowłosa skwitowała pełnym zadowolenia uśmiechem. – Może
przeniesiemy się w jakieś bardziej ciche miejsce? Od tych basów aż mnie mdli –
zaproponowała, skarżąc się z teatralnie zbolałą miną, co Hermiona skwitowała
wesołym śmiechem i skinęła głową na znak zgody. – No dobra, to tylko szepnę dwa
słówka Ronowi i możemy iść – powiedziała, rozglądając się za rudą czupryną
swojego brata i skrzywiła się, gdy dostrzegła obok niego Gabrielle, która do
niedawna próbowała swojego czaru na Harrym.
Hermiona odprowadziła ją spojrzeniem i z
podziwem patrzyła, jak jej ciężarna przyjaciółka radzi sobie z rozstępującym
się przed nią tłumem.
- Też będę się zbierał. Skoro Weasley jest
tu, to znaczy, że Potter ma wolny wieczór – oznajmił Malfoy, regulując rachunek
za siebie i mimo jej oburzenia za nią, a następnie nachylił się niebezpiecznie
blisko niej i musnął jej policzek ustami. – Też za tobą tęskniłem, Granger –
szepnął jej z rozbawieniem do ucha, nim się odsunął.- Musimy to częściej
powtarzać, mała – dodał z rozbrajającym uśmiechem i nim zdążyła wyjść z szoku i
uraczyć go jakąś ripostą, puścił oczko powracającej Ginny i przerzucając
marynarkę przez ramię, wyszedł.
-Palant – mruknęła skonsternowana,
odprowadzając go oburzonym spojrzeniem do wyjścia.
- Nie pierwszy i nie ostatni w twoim życiu –
skwitowała Ginny, również odprowadzając Malfoya pełnym uznania spojrzeniem.
- Ginny! – Ofuknęła ją szatynka, gdy
dostrzegła, na jakiej części ciała zatrzymał się wzrok przyjaciółki.
- No co? Malfoy może być palantem, ale tyłek
ma niezły.
- O fuj! Ty tak serio? – Skrzywiła się
teatralnie, a Ginny z niewinnym uśmiechem wzruszyła ramionami.
- Nie muszę ci jednak przypominać, że jeśli
coś z tego, co powiedziałam, dotrze do uszu Harry’ego, to będę…
- Tak wiem, będziesz zmuszona potraktować
mnie swoim upiorogackiem – sarknęła szatynka, przewracając oczami.
- Dokładnie. Wiedz jednak, że byłaby to dla
mnie straszna tragedia, dlatego mam nadzieję, że mnie do tego nie zmusisz –
oznajmiła śmiertelnie poważnym głosem, na co Hermiona parsknęła śmiechem, a
Ginny obdarzyła ją przerysowanie oburzoną miną.
- Widzę, że ciąża wyostrzyła twoje poczucie
humoru, rudzielcu.
- Niekoniecznie. Dzięki niej jednak mogę
bezkarnie je okazywać – pochwaliła się Weasley i posłała przyjaciółce
szelmowski uśmiech, na co Hermiona tylko pokręciła głową z pobłażaniem.
Otworzyła
szeroko oczy, słysząc podniesione głosy i ciężkie kroki za drzwiami. Nie
pamiętała już, ile czasu spędziła leżąc w pozycji embrionalnej, wylewając łzy w
poduszkę i grzebiąc w swoich wspomnieniach. Wiedziała, że to bezcelowe. Ona
jednak potrzebowała tych wspomnień. Dawały jej siłę i nadzieję na przetrwanie
tego piekła. Wnosiły do jej aktualnej sytuacji coś dobrego, coś, czego mogła
się rozpaczliwie chwytać, by pamiętać, o kogo walczy. Eva zażądała od niej stu
fiolek eliksiru blokującego magię i antidotum. Nie obchodziło jej, że to drugie
serum nie zostało przetestowane, twierdząc, że ma pod dostatkiem królików
eksperymentalnych. Nie wyjaśniła, po co jej mikstura, a Hermiona nie pytała,
bojąc się odpowiedzi. Po tym, jak Eva bez skrupułów zabiła własną matkę i
wypatroszyła na jej oczach człowieka, nie chciała wiedzieć więcej niż powinna.
Nie chciała oddać projektu Inferno w ręce tej kobiety, jednak wiedziała, że jej
opór jest bezcelowy. Na chwilę obecną jedyne, co mogła zrobić, to odroczyć jak
długo się da przygotowanie eliksiru. Wiedziała, że sabotując plany czarownicy
wiele ryzykuje, jednak na chwilę obecną nie potrafiła wymyślić niczego, co
mogłoby ją powstrzymać. Przez moment łudziła się, że Oliwer przejrzy na oczy i
jej pomoże. Szybko jednak okazało się, że jego irracjonalne uczucie do
Pierwszej Kapłanki jest tak silne, że mężczyzna nie jest w stanie dostrzec
prawdziwej natury ukochanej.
Drgnęła, gdy
drzwi do jej komnaty otworzyły się z hukiem, a do środka weszła Eva w
towarzystwie Oliwera i Theodora Notta, którego szatynka znała z czasów
szkolnych oraz czynnej i oddanej służbie Lordowi.
- Wstawaj,
bo nie mam czasu na cackanie się z tobą – powiedziała brunetka, podchodząc do
niej i szorstkim ruchem wciskając na jej nadgarstek bransoletkę, która niczym
wąż oplotła jej rękę i zalśniła na błękitny kolor.
Hermiona
najpierw poczuła przeszywające zimno, a potem ból. Zbyt zaskoczona, nie zdołała
stłumić okrzyku cierpienia, gdy metal wżarł się jej w ciało. Pieczenie nie
trwało długo, lecz było tak intensywne, że zachwiała się i opadła na łóżko. Zmarszczyła
czoło i przyjrzała się wątpliwemu prezentowi. Nie byłoby w nim nic
nadzwyczajnego, gdyby nie zawiłe runy wygrawerowane na szerokiej, srebrnej
bransolecie. Na usta cisnęło jej się wiele pytań, które dla własnego
bezpieczeństwa stłumiła. Nie było sensu dociekać sensu chaotycznych działań
kapłanki. Była pewna, że i tak dowie się tylko tyle, ile tamta uzna za
stosowne.
- W szafie
masz strój podróżny. Przebierz się. Tylko się nie guzdraj – rozkazała
poirytowanym tonem.
-
Wychodzimy? – Zapytała, rzucając niepewne spojrzenie w stronę czarownicy.
- Ty i Nott
urządzicie sobie małą wycieczkę do Ministerstwa Magii – wyjaśniła, nie
zaszczycając Granger nawet spojrzeniem.
- Do
Ministerstwa? – Zapytała, czując jak jej serce przyspiesza.
- Skoro, jak
twierdzisz, jesteś jedyną osobą, która jest w stanie dostać się do planów i je
wykraść, to nie mam wyjścia – sarknęła i Hermiona domyślała się, że to
rozwiązanie nie jest jej na rękę. Taka była jednak prawda. Czytnik do
laboratorium reagował tylko na jej magię. - Dzięki tej bransolecie po
opuszczeniu Alcatraz będziesz widoczna tylko dla tych, którzy zostali z nią
połączeni. Jeśli nie wywiniesz jakiegoś numeru, to nikt niepowołany nie dowie
się o twojej niezapowiedzianej wizycie – wyjaśniła Eva, rzucając jej przelotne
spojrzenie znad pergaminu, który studiowała odkąd tylko przekroczyła próg jej
więzienia.
- Zapewne –
oznajmiła kwaśno, patrząc z niesmakiem na bransoletę, która wyglądała jakby
ktoś wtopił ją w skórę. – Jego jednak nie sposób nie rozpoznać i to może
pokrzyżować twój misterny plan – rzuciła z przekąsem nim zdążyła ugryźć się w
język.
Eva zmrużyła
wściekle oczy i wymierzyła jej siarczysty policzek, a następnie chwyciła ją za
włosy i zbliżyła jej twarz do swojej.
- Pamiętaj,
Granger, że nie ma ludzi niezastąpionych – wysyczała wprost do jej ucha i
mocniej pociągnęła za włosy tak, że szatynka musiała mocno zacisnąć zęby by nie
wydać jakiegokolwiek jęku.
Hermiona
miała wrażenie, że Oliwer drgnął nieznacznie, lecz ostatecznie nie stanął w jej
obronie. Theodor natomiast uśmiechnął się pod nosem i z satysfakcją przyglądał
się szatynce.
- Nie
prowokuj mnie do tego, żebym cię zabiła, bo wtedy gwarantuje ci, że Malfoy
pożałuje, że nie zabił go gaz trujący. Czy to jest jasne? – Wycedziła, ciągnąc
ją za włosy i piorunując surowym spojrzeniem.
W odpowiedzi
szatynka krótko skinęła głową, a wtedy uścisk na jej włosach rozluźnił się i
była wolna. Spuściła wzrok nie chcąc, by Eva dostrzegła jej nienawiść do niej i
chęć buntu. Tamta jednak nie poświęciła jej więcej uwagi, którą aktualnie
skierowała na Notta.
- Łącznik
będzie na was czekał w nieużywanych magazynach. Upewnij się, że to on. Nie chcę
żadnych komplikacji.
- Nie
zawiodę cię, moja pani – oznajmił Theodor, kłaniając się z szacunkiem.
***
Świstoklik
przeniósł ich do starych, nieużywanych magazynów pod gmachem ministerstwa. W
powietrzu unosił się zapach stęchlizny, smaru, moczu i rdzy. Dookoła
porozrzucane były kartony i dawno nieużywane sprzęty oraz śmieci. Wszystko
pokryte było grubą warstwą brudu i kurzu. Hermiona skrzywiła się z niesmakiem i
ukryła nos w czarnym szalu, który znalazła wraz z rękawiczkami, długą czarną
peleryną, skórzanymi spodniami, długimi kozakami, koszulą i czarną kamizelką
wyszywaną srebrnymi nićmi. Nie tak wyobrażała sobie niewolę. Myślała, że wrzucą
ją do jakiegoś zimnego, wilgotnego lochu i będą karmić wodą i czerstwym
chlebem. Tymczasem jej więzienie okazało się wygodną komnatą z przyboczną
łazienką, a posiłki, w jakich uczestniczyła, gdyby nie te bestialskie rzezie,
przypominały jej swoją okazałością uczty w Hogwarcie. Domyślała się, że taki
stan rzeczy najprawdopodobniej utrzyma się do czasu, aż jej użyteczność spadnie
i wtedy Eva bez żalu pozbędzie się niewygodnego balastu. Hermiona nie wiedziała,
co jest lepsze – życie na łasce Pierwszej Kapłanki, czy też śmierć z jej ręki?
Pewne było tylko to, że tak długo, jak czarownica była zadowolona z jej usług,
tak długo nie musiała martwić się o życie Dracona. Jej posłuszeństwo kupowało
mu bezpieczeństwo. Wiedziała, że po jej porwaniu, Harry zapewni jej rodzicom,
Wiktorowi i bliskim jeszcze lepszą ochronę, jednak wiedza ta nie zmniejszyła
jej strachu o nich. Postanowiła, że zrobi wszystko by przetrwać to piekło,
poznać wroga, jego słabe i mocne strony oraz plany, by przy najbliższej okazji
przekazać te informacje Harry’emu. Codziennie przed snem powtarzała sobie to
postanowienie niczym modlitwę. Wszystko po to, by pamiętać, że nie może się
poddać, że musi walczyć. Niestety każdy kolejny dzień w Alcatraz wysysał z niej
chęć życia, a oglądane okropności prześladowały ją w koszmarach sennych.
Zamknęła oczy, wypuszczając wolno powietrze i objęła się ciasno ramionami.
- Proszę,
proszę… - dobiegł ją znajomy głos, przesiąknięty jadem i satysfakcją. - Wygląda
na to, że ptaszyna wpadła w sidła.
Hermionę
zmroziło, gdy spojrzała na twarz łącznika. Od dnia, w którym Cormac próbował ją
zgwałcić, nie spotkała go ani razu. Wtedy wielokrotnie zastanawiała się nad
tym, co będzie czuła, gdy spojrzy mu w twarz i jak się zachowa. Teraz znała już
odpowiedź. Czuła wściekłość i pogardę. Gdyby nie Nott, kurczowo trzymający jej
ramię z pewnością znalazłaby ujście dla negatywnych emocji, które spalały ją od
środka.
- Wiesz, co
masz robić, McLaggen? – Zapytał Nott, upewniając się, że łącznik wie na czym
polega jego zadanie.
- Nie martw
się, Nott. Już ja dopilnuję, żeby nasza lwica zdobyła to, czego pragnie nasza
pani – odparł, lustrując sylwetkę kobiety z lubieżnym uśmiechem.
Hermiona
odpowiedziała mu wyniosłym spojrzeniem, myśląc mściwie, że już nie może się
doczekać, gdy zostanie z Cormaciem sam na sam.
***
Zmęczony
przetarł szczypiące oczy i wszedł do swojego, pogrążonego w półmroku gabinetu.
Odłożył teczkę na biurko i podszedł do skórzanej kanapy, na której niespokojnie
spała Ginny. Tuż po wyjściu Harry’ego, Blaise zabrał ją tu, by odpoczęła.
Niechętnie przystała na jego pomysł, lecz chcąc dać rodzicom odrobinę
prywatności, ugięła się pod jego prośbami. Teraz spała wtulona w jego marynarkę,
a brązowy koc, którym ją przykrył, leżał na podłodze. Podniósł go i ponownie
okrył nim ukochaną, kucając przy kanapie i patrząc z czułością na jej pogrążoną
we śnie twarz. Delikatnie odgarnął kilka zbłąkanych kosmyków i pogładził ją po
policzku. Ginny poruszyła się niespokojnie, zmarszczyła nos i powoli otworzyła
oczy. Uśmiechnął się łagodnie, gdy przez chwilę w milczeniu oswajała się z
rzeczywistością.
- Coś z
mamą? – Zapytała, nagle przytomniejąc i zrywając się do pozycji siedzącej.
- Spokojnie,
jej stan jest stabilny – odparł kojącym głosem i delikatnie pchnął ją z powrotem
na kanapę.
- Ale
powiedziałbyś mi, gdyby działo się coś złego? – Upewniła się, patrząc na niego
z napięciem, a Blaise skinął w odpowiedzi głową.
-
Wprowadziliśmy Molly w stan śpiączki, przez co spowolniliśmy pracę jej
organizmu. Odstawiliśmy też wszystkie antybiotyki i regularnie podajemy eliksir
wzmacniający. Wygląda na to, że wirus przestał mutować po tym, jak my
przestaliśmy go zwalczać. Zadziwiające jest to, że zachowuje się on jak myśląca
istota i odpowiada na każdy nasz ruch - powiedział zamyślony, siadając na
kanapie i kładąc sobie nogi kobiety na kolanach. – W laboratorium starają się
odtworzyć jego strukturę, ale przez to, że jest ona tak niestabilna i zmienna…-
urwał, czując jak Ginny zsuwa swoje nogi i zmieniając pozycje siada obok niego.
- Wiem, że
robisz wszystko, co w twojej mocy, by pomóc mamie. Dziękuję – powiedziała
zachrypniętym od płaczu głosem i położyła dłoń na jego pokrytym zarostem
policzku. – Mama jest silna. Wytrzyma do powrotu Harry’ego – dodała z
nieobecnym wzrokiem, jakby chciała sama siebie przekonać, że tak właśnie
będzie.
- Zupełnie
jak ty – powiedział z czułością, zanurzając swoją dłoń w jej miękkich, prostych
włosach, a gdy ukochana posłała mu zdezorientowane spojrzenie, wyjaśnił z
delikatnym uśmiechem błąkającym się w kącikach ust – Już teraz wiem, po kim
jesteś tak silna, odważna… i uparta.
- Nie wiem,
czy taka jestem, Blaise – westchnęła, wzruszając bezradnie ramionami. – Teraz
na przykład czuję się tak bezsilna i bezużyteczna…
- To
nieprawda, Gin – przerwał jej, a ona spojrzała na niego z pobłażaniem.
- Widzisz? –
Jakby na potwierdzenie wcześniejszych słów wskazała na swoje zaszklone oczy, z
których chwilę później wypłynęły łzy.
Rudowłosa starła
je pospiesznie, oblizała spierzchnięte wargi i przeczesała włosy ręką, zatrzymując
ją na karku i unikając wzroku mężczyzny.
- Kocham
cię, Ginny – powiedział, patrząc z czułością na ukochaną i zgarniając z jej
policzka kolejną łzę. – Każdego dnia coraz bardziej - dodał z pewnością, gdy
spojrzała na niego spod mokrych, sklejonych rzęs. – I jestem po to, byś mogła
czerpać ze mnie siłę, gdy poczujesz, że ci jej brakuje, po to, by ocierać twoje
łzy, nie pozwolić ci upaść, gdy się potkniesz, wywoływać uśmiech na twojej
ślicznej twarzy – kontynuował, a rudowłosa uśmiechnęła się przez łzy. - Kłócić się z tobą, przynosić ci kwiaty,
rozpoczynać i kończyć każdy kolejny dzień, chodzić na spacery, tańce i w inne
różne miejsca, dawać ci szczęście, poczucie bezpieczeństwa i stabilizacji. I
nie wiem czy to wystarczy, ale nawet nie wiesz jak bardzo uszczęśliwia mnie
fakt, że dałaś nam szansę. Wiem, że często błaznuje i cię irytuję jednak na
każdym kroku staram ci się pokazać, jak bardzo mi na tobie zależy i jak bardzo
cię potrzebuje w swoim życiu. Kocham cię i okazuję ci to tak, jak potrafię… Choć
czasami z opłakanym skutkiem – zażartował chcąc rozładować tę pełną powagi
atmosferę, jaką wprowadził swoją przemową.
Blaise czuł
się niekomfortowo pod intensywnym, przeszywającym spojrzeniem ukochanej.
Zastanawiał się nawet czy nie przegiął z romantyzmem, bo rzadko mu to wychodziło.
W tamtej chwili poczuł jednak, że musi jej to wyznać. Sam był zaskoczony
potokiem słów wypływających z jego ust, a jeszcze bardziej zaskoczyło go to, że
Ginny go słuchała i ani razu mu nie przerwała, co było niewątpliwym sygnałem,
że mimo zdenerwowania mówił z sensem. Jeszcze pewniej czułby się, gdyby jego
ukochana przestała patrzeć na niego w ten sposób i skomentowała w jakiś sposób
jego wypowiedź.
- Powiesz
coś? – Zapytał, uśmiechając się nerwowo, a Ginny pokręciła głową z delikatnym
uśmiechem. – Nie? – Zapytał zaskoczony, a rudowłosa ponownie pokręciła głową. –
Nie. No… - zaczął zdezorientowany i urwał, gdy ukochana przysunęła się i
wtuliła w niego, pocierając nosem jego szyję.
- Kochaj
mnie tak, jak potrafisz, Blaise – wyszeptała, uśmiechając się z czułością i
przymykając powieki, gdy mężczyzna objął ją mocno i zaczął gładzić po ramieniu
i plecach.
- I to
wystarczy? – Zażartował, kręcąc głową z rozbawieniem i jednocześnie czując
niewyobrażalną ulgę.
- Na razie
tak – odparła z przekonaniem, uśmiechając się szerzej, co wyczuł na swojej
szyi.
- A potem? –
Droczył się, a Ginny odchyliła się w jego ramionach tak, że jego głowa zawisła
nad jej.
- To zależy
od tego, czy mi się spodoba – odparła po chwili zastanowienia z prowokacyjnym
uśmiechem.
- W takim
razie już ja się postaram, żeby ci się spodobało – zagroził nachylając się nad
nią i muskając jej usta nosem, by po chwili drażnienia obdarzyć ją czułym
pocałunkiem.
- Na nic
innego nie liczyłam – odparła, przygryzając jego dolną wargę i zarzucając ręce
na kark, tak by jeszcze bardziej zmniejszyć przestrzeń między nimi.
Uwielbiała
sposób, w jaki Blaise ją całował, gdy jednym dotykiem przeganiał wszystkie
niechciane myśli, odganiał problemy oraz zmartwienia, gdy przenosił ją do
własnego świata, w którym czuła się kochana, wyjątkowa i bezpieczna. I jeśli
istniało coś, czego była pewna, to to, że sposób, w jaki kochał ją Blaise
Zabini, wlewał w jej pogruchotane serce życie, pragnienie kochania i bycia
kochaną.
***
I jak Wam się podoba? Jestem ciekawa, jakie są Wasze wrażenia:) I nie ukrywam, że po tej dłuższej przerwie, rozdział może Was rozczarować...
Ściskam Was wszystkich gorąco i zapraszam już 28.02 na następny rozdział,
Wasza Villemo:)
20 rozdziałów minęło jak jeden dzień ...:D Intrygujący rozdział , Blaise słodziak ta jego przemowa chyba każda dziewczyna chciala by takie wyznanie usłyszeć na dodatek w tej jakże wspaniały dzień zakochanych ach się można rozmarzyc. .. z niecierpliwością czekam na 28 lutego w końcu to baardzo ważny dzień :> buziak :)
OdpowiedzUsuńLOVE ME LIKE YOU DO <3
UsuńWłaśnie zdałam sobie sprawę, że "Rozbitkowie" istnieją już ponad rok:)
UsuńMam tylko nadzieję, że nie wyszedł ZA SŁODKI;p Uznałam, że skoro cały czas błaznuje, to raz na jakiś czas może też spróbować wykrzesać z siebie nutkę romantyzmu:)
A żebyś wiedziała, że ważny;p
Buziak;*
Świetny rozdział! Przerwa tylko sprawiła, że podobał mi się jeszcze bardziej!
OdpowiedzUsuńNie chciałabym zobaczyć tych igrzysk w rzeczywistości, bo pewnie nie powtrzymałabym się i zwróciła posiłek już po sekundzie ;) Współczuję Hermionie z całego serca, że musiała na coś takiego patrzeć.
Bardzo spodobało mi się wspomnienie Hermiony z baru. Ta jej rozmowa z Draco i Ginny strasząca upiograckiem ( czy jak to się tam pisało ;) )
Jestem bardzo ciekawa jak przebiegnie misja Hermiony w Ministerstwie, więc nie mogę się już doczekać 28 :)
No i przemowa Blaise'a idealna na Walentynki *.* Chyba każda dziewczyna chciałabym ją usłyszeć :)
Życzę weny i pozdrawiam :)
Maggie Z.
dramione-never-forget-you.blogspot.com
Dziękuję:*
UsuńDługo wahałam się nad tym fragmentem. Nawet napisałam dwie wersje, ale ta wydała mi się mniej drastyczna, przynajmniej na początek. Doskonale to rozumiem, bo ja chyba też nie chciałabym częstować Was opisem rozprutych brzuchów i wypływających wnętrzności:p
Cieszę się i mogę obiecać więcej takich retrospekcji, ponieważ za ich sprawą mam zamiar wyjaśnić kilka wątków, by jeszcze bardziej rozjaśnić Wam w głowach:) A z racji klimatu, jaki teraz dominuje w opowiadaniu, staram się wprowadzić trochę humoru i romantyzmu:)
Wszystko zostało opisane w następnym rozdziale i mam nadzieję, że okaże się on warty tego czekania:)
Cieszę się, że romantyzm w wersji Blaise'a przypadł Ci do gustu:) Bo bałam się, że mogłam "przegiąć";p
Dziękuję za miłe słowa!:)
Pozdrawiam ciepło!
Jakie rozczarować ? Po takiej przerwie rozdział jest cudowny ! Wiele rzeczy się wyjaśnia i wiele się dzieje ! Genialne ;)
OdpowiedzUsuńNo jednak nie było mnie przez dłuższy czas, przez co można wypaść z rytmu i istnieje ryzyko, że nie spełni się oczekiwań Czytelnika:) Dlatego cieszę się, że rozdział póki co jest tak ciepło przyjęty:)
UsuńI chyba teraz już tak zostanie- wartka akcja z niewelkimi spowolnieniami gdzieniegdzie. W zasadzie takie było założenie.
Dziękuję:*
Pozdrawiam ciepło!
Na pewno nikogo nie rozczarowałaś.
OdpowiedzUsuńUwielbiam to co piszesz zawsze jak czytam to sobie wyobrażam.
Wzdrygałam się razem z Hermioną podczas uczty i robiło mi się niedobrze.
Ahh.. ta Molly dla wszystkich chce dobrze.Czasami aż za .
Jestem ciekawa co się stanie z Harrym kiedy spotka sie z Eva?
Co zrobi Malfoy?
Uwielbiam Ginny i Blaise'a są tacy kochani :)
Jestem ciekawa czy Hermiona zostawi w ministerstwie jakąś wiadomość dla swoich przyjaciół.
Nie mogę się doczekać kolejnego rozdziału.
Pozdrawiam :*
To się jeszcze okaże...Ale cieszę się, że Ciebie nie rozczarowałam:)
UsuńJest mi bardzo miło z tego powodu:) Nawet nie wiesz, ile to znaczy dla autora:)
Otóż to, czasami aż za bardzo:) Ale chyba za to kochaliśmy ją w HP- za jej miłość, odwagę i walkę o rodzinę:) Nawet jeśli jej wścibstwo i nadopiekuńczość sprawiały, że trochę nas denerwowała:)
To, co wydarzy się między Harrym i Evą, zostało opisane w rozdziale 22, którego premiera będzie miała miejsce w marcu:) Do tej pory trochę potrzymam Was w napięciu;p
Powiem tylko, że sam Malfoy nie będzie miał lżej od Pottera...W zasadzie nie wiem nawet, który z nich znajdzie się w gorszym położeniu...;p
Dowiesz się tego już 28.02:)
Dziękuję za szczerą opinię i tyle miłych słów!:)
Pozdrawiam ciepło!
Jestem i ja.:)
OdpowiedzUsuńSzybko komentarz, wpiszę i uciekam, zanim mi pociąg ucieknie.:D
Rozdział jak zwykle świetny.:P
Pozdrawiam z Krakowa.:d
La tua cantante
Noo widzę!:) I jestem zaskoczona, bo dawno Cię nie było:)
UsuńNaprawdę nie musisz pisać komentarzy w pośpiechu:) Lepiej zrobić to w wolnej chwili i na spokojnie, zamiast narażać się na spóźnienie na pociąg;p
Nie wiem, czy "jak zwykle", ale dziękuję.
Pozdrawiam!
Witam Cię po długiej przerwie. Bardzo stęskniłam się za twoim opowiadaniem.
OdpowiedzUsuńCo ty wygadujesz?? Po takim cudownym rozdziale można być wyłącznie zachwyconym i uśmiechać się od ucha do ucha, jak ja teraz :D
Współczuje Mionce, że musi to wszystko przeżywać, ale czego nie robi się dla miłości. Biedna Molly mam nadzieję, że wyzdrowieje. Ubóstwiam Ginny i Blaise w twoim wydaniu...nie...co ja pisze ja kocham ich we wszystkich wydaniach. A ta „przemowa” Diabła, poprostu rozpływam się. <3
Gratuluje tak świetnego rozdziału. Nie mogę uwierzyć, że to już 20. Czekam na następny już 28 <3
Życzę weny.
Przesyłam MAGICZNE pozdrowienia :3
Ja też tęskniłam za kontaktem z Wami:) Bo z opowiadaniem byłam raczej na bieżąco choć z różnymi przerwami;p
UsuńCieszę się:) Naprawdę nie spodziewałam się tak ciepłego przyjęcia:) Po Twoich słowach i ja uśmiecham się od ucha do ucha:)
Najbliższe trzy rozdziały wiele wyjaśnią, a przynajmniej mam taką nadzieję:)
Ja też nie:) Nie sądziłam, że wytrwam aż tyle bez przerwy dłuższej niż dwa miesiące. Ale to Wasza zasługa. Zawsze, gdy zaczynam wątpić, dostaję od Was takiego kopa energii i motywacji, że zbieram się do kupy i piszę dalej:) Gdyby nikt tego nie czytał raczej usunęłabym bloga. I cieszę się, że podjęłam decyzję o ostatnim rozdziale w pdfie, bo dzięki temu wiem, komu dziękować za wsparcie:) I nawet jeśli opowiadanie nie jest popularne, to wiem, że dotarłam do garstki osób, z którymi mogę dzielić się swoją pisaniną i mogę liczyć na ich szczerą opinię:) Dla mnie właśnie ta garstka wiernych Czytelników jest wyjątkowa!
Dziękuję ślicznie za opinię:)
Pozdrawiam serdecznie!
jak zawsze brakuje mi słów! cudny rozdział :) ciekawe co Eva kombinuje, że chce się spotkać z Harrym.. i tak mi szkoda tej Hermiony.. o Draconie nie wspomnę.. z rozdziału na rozdział coraz ciekawiej! oby tak dalej kochana :) czekam na następny jak zawsze :D
OdpowiedzUsuńpozdrawiam, Anna <3
P.S. szablon piękny! :D
UsuńDziękuję za miłe słowa i za to, że jesteś ze mną od...praktycznie od samego początku, bo jeszcze od czasów NMDiH:) To naprawdę budujące, że wytrzymałaś ze mną tyle czasu:)
UsuńDziękuję!;*
Ściskam mocno!
Nie wiem czy powiem głupotę, czy nie, ale jakoś nie przypominam sobie w poprzednich rozdziałach wątku o ciąży Ginny... chyba, że po prostu wyleciało mi z głowy jeśli tak to przepraszam za swoją nieuwagę :P Rozdział cudowny, strasznie denerwuje mnie Eva mam nadzieję, że dostanie za swoje i zginie marnie tak jak ludzie, którym wyrządziła krzywdę. Boję się też o Harrego, w końcu po co jej on? Przecież zależało jej na Hermionie, a teraz Harry... no ale cóż tego dowiem się w następnym rozdziale :)
OdpowiedzUsuńNadal poszukuję bety, niestety z marnym skutkiem... już sama nie wiem gdzie szukać...ale może kiedyś się uda!
Pozdrawiam!
http://slady-cieni-dramione.blogspot.com/
Spokojnie, wszystko z Twoją pamięcią w porządku:) Była drobna wzmianka i to w dodatku podana w tak zaawalowany sposób, że mogłaś się nie połapać:) W zasadzie to nowa cegiełka do wątku Ginny.
UsuńOtóż to, dowiesz się kochana w następnym rozdziale:)
W takim razie już daję ogłoszenie w Proroku Codziennym, a przy najbliższej publikacji dam znać na forum. Nie denerwuj się, zazwyczaj trochę to trwa. Jestem pewna, że ktoś się odezwie:)
Pozdrawiam!
dziękuję Ci bardzo za ogłoszenie, mam nadzieję, że wspólnymi siłami uda się znaleźć kogoś do pomocy :)
UsuńBeta znaleziona :) Zobaczymy co wyjdzie z tej współpracy :) Pozdrawiam i dziękuję za pomoc! :)
UsuńOby współpraca była efektywna:) Cieszę się, że tak szybko poszło:)
UsuńNie ma za co:)
Witaj!
OdpowiedzUsuńPrzede wszystkim bardzo przypadł mi do gustu nowy szablon! Uwielbiam prostotę i klasykę, bez przesadnych dodatków, także naprawdę genialny ;)
Jeśli chodzi o rozdział to cieszę się, że był taki długi, gdyż mogłam dawkować sobie przyjemność czytania. Mam nadzieję, że Eva podzieli losy Voldemorta i w końcu zapanuje spokój, a Hermiona i Draco będą razem. Ciekawi mnie też wątek ciężarnej Ginny i jej związku z Harrym, a w zasadzie tego, co stało się z dzieckiem. Czekam z niecierpliwością na kolejną część.
Pozdrawiam serdecznie, Aleksandra
Witaj:)
UsuńOch to tak jak ja! Minimalizm bez żadnych udziwnień:) Dziękuję, również w imieniu Ariany:)
Mam kilka pomysłów i wiem już od dawna, jak potoczą się losy Evy:) Co do naszych dramionek- też mam pewne zamiary...Ale o tym później;)
Wszystko będzie wyjaśnione, obiecuję:) Cieszę się, że zwróciłaś na to uwagę, bo ten wątek też będzie miał swoje pięć minut i to już wkrótce:)
Dziękuję za to, że zechciałaś podzielić się ze mną swoją opinią:)
Pozdrawiam ciepło!
Witaj droga autorko ! :)
OdpowiedzUsuńPrzyznam na początku, że szkoda, że trafiłam do Ciebie dopiero teraz. Chociaż z drugiej strony może to i dobrze, bo czekając na kolejne rozdziały (które teraz mogłam nadrobić) chyba nie wytrzymałabym nerwowo :) Widziałam też Twój opis przy wcześniejszych rozdziałach, że podobno ciężko się czyta. NIe wiem co to za wierutne bzdury ! :) Twoja opowieść tak mnie wciągnęła, że czytałam wszędzie: w autobusie, na uczelni, w domu...a to wszystko w jeden dzień ! :) Podziwiam pomysł na zarysowanie fabuły ! Bardzo ciekawie, tajemniczo i intrygująco ! Uwielbiam Twojego Draco, serio :D Czyta się Ciebie tak lekko, że nawet nie wiadomo kiedy mijają kolejne rozdziały !! Jestem tak rozemocjonowana, że nie wiem co jeszcze Ci tu napisać. Cieszy mnie fakt, że z cienia wyszła Molly i zgrabnie toczysz jej historię. Właśnie ! Całkowity fenomenalny fragment, gdzie Molly miała być spalona !! Historia z Syriuszem, pożogą- wszystko tak przedstawiłaś, że widziałam to przed oczami. Twoja opowieść poruszyła we mnie różne emocje. Bałam się, gdy Hermiona składała przysięgę lub ratowała Draco. Cieszyłam, gdy blondas wyznał jej miłość. Smuciłam, gdy opisywałaś przeszłość byłego śmierciożercy. Szczerze śmiałam, gdy Blaise próbował zdobyć względy rudej. Za to wszystko mogę jedynie powiedziec- dziękuje !! Życzę wielkiej weny i ukończenia tej wspaniałej historii !!
Natalia``
Ps. Czytałam ogłoszenia w Proroku Codziennym- będe podpisywac sie tym imieniem. NIe chce, żeby ominął mnie ostatni rozdział !!
Ps2. Myśle, że wygodniej by się czytało gdybyś trochę powiększyła czcionke :)
Witaj Natalio!:)
UsuńNie ma czego żałować, najważniejsze, że jesteś:)
Tak, mam świadomość, że rozdziały pojawiają się rzadko, ale nie jestem w stanie, póki co, publikować częściej. Jeśli się za coś biorę, to muszę dopiąć to na ostatni guzik. Nie dałabym Wam rozdziału, który jest niedopracowany, bo za bardzo szanuję swoich Czytelników :) Z tego samego względu staram się odpowiadać na Wasze komentarze.
Cieszę się, że do Ciebie mój styl przemówił:) Ludzie mają różne gusta więc muszę być także przygotowana na to, że komuś opowiadanie się nie spodoba. Na szczęście moja propozycja nie jest jedyną w blogosferze więc każdy ma szansę znaleźć dla siebie coś odpowiedniego:) dlatego moment, jak ten, gdy ktoś taki jak Ty, docenia moją pracę jest bezcenny!:)
W jeden dzień?! Wow;D Dałaś czadu;D Naprawdę jestem pod wrażeniem:)
Wzruszyłaś mnie swoimi słowami. Bardzo Ci dziękuję!:* Wciąż kręcę głową z niedowierzaniem ale jest mi szalenie miło, że udało mi się wywołać u Ciebie tyle emocji:) Spokojnie, pamiętam wszystkich swoich Czytelników, nawet tych, którzy zostawili po sobie pojedynczy ślad, więc od tego momentu i po takiej dawce pozytywnej energii i emocji, jakie mi zafundowałaś, zapamiętam i Ciebie;)
Dziękuję za uwagę, następny rozdział ma już większą czcionkę:) Jeśli zauważysz coś jeszcze, to będę wdzięczna za informację:)
Ściskam serdecznie,
V.
Retrospekcja z klubu omfgijogjh *_* SUPER. Ostatnio czepiałam się, że ta ich relacja rozwinęła się zbyt szybko. A tutaj mamy takie miłe wspomnienia - zaspokaja moją ciekawość, jak to tam wszystko się zaczynało, mrr. Więcej takich fragmentów, proszę! :D
OdpowiedzUsuńIgrzyska wyszły Ci bardzo dobrze, nie przesadziłaś w żadną stronę. Reakcja Hermiony bardzo naturalna, czułam to obrzydzenie, później chęć buntu.
To, co się dzieje z Molly... przekonał mnie jej upór. Ona taka właśnie jest. Kochająca, nie chciała narażać innych. A wprowadzenie jej w stan śpiączki, żeby spowolnić rozwój wirusa - masz głowę na karku.
W zasadzie nie mam większych uwag - podobał mi się rozdział. :)
Dziękuję:)
UsuńNie odbieram tego, jako czepialstwo, a raczej jako uważną lekturę. W dodatku to była celna uwaga. Dodam tylko, że był to przemyślany zabieg. Ich relacja rozwinęła się szybko, bo ma też swoją "przeszłość":) Takich retrospekcji będzie jeszcze kilka. Wyjaśnią one przeszłość bohaterów, która jest dla Was mglista i momentami niespójna. Dlatego zaufaj mi, bo póki co wiem, co robię;) Mam też nadzieję, że do końca zachowasz już czujność i w razie niejasności, bd mnie informować;)
Nie chciałam wprowadzać zbyt drastycznych scen w tym momencie. Na prawdziwy rozlew krwi przyjdzie jeszcze czas... W dodatku muszę dawkować Wam napięcie;) Właśnie tą jej cechę chciałam pokazać;)
Ponoć...choć różnie mówią;p
Bardzo mnie to cieszy, tym bardziej, że widzę, że mam do czynienia z uważnym czytelnikiem;)
Pozdrawiam!
dedykacja była cudna :D bardzo dziękuję w moim imieniu jako czytelniczki tego cuda :>
OdpowiedzUsuńrozdział smutny...tak, smutny.
ja nigdy nie płaczę na opowiadaniu
jednak teraz łezka poleciała
genialny.
Bardzo proszę;) Wspierającego i motywującego Czytelnika należy doceniać. Poza tym nie byłoby mnie, gdyby nie Wy:)
UsuńDziękuję;*
Dobry (późny) wieczór:)
OdpowiedzUsuńNie odpadłam z czytania, choć przyznaję bez bicia, że dziś zdobyłam się jedynie na przeczytanie jednego rozdziału. Mój zespól grał mecz pucharowy, zatem część wieczoru poświęciłam piłce nożnej. Dopada mnie najprawdopodobniej wirus, mam dreszcze i chyba lekką gorączkę, stwierdziłam zatem, że zaaplikuję sobie do poczytania coś lżejszego na to nędzne samopoczucie. Jak się okazało, lżejsze, to pojęcie względne... Zabrałam się co prawda za obyczaj, ale o dość melodramatycznym wydźwięku, zatem, aby odreagować, wróciłam po choćby jeden Twój rozdział.
Smutny part, ale w jakiś przewrotny sposób piękny. Może zdecydował o tym fragment ze szpitala, w którym uparta jak osioł, opiekuńcza Molly, po raz kolejny sądzi, że uchroni własne i przybrane dzieci przed złem tego świata. Może to retrospekcja Hermiony z jej wcześniejszych interakcji z Draconem, a może to cudowne wyznanie Blaise'a. God, jak ja bym chciała kiedyś usłyszeć taki piękny słowotok od mojego męża ;) który mnie kocha,rzecz jasna, ale wyznał to zaledwie kilka razy w naszym wspólnym życiu, pod groźbą rewolweru (mentalnego) xD
Te sceny przyćmiły nieco kolejne potworne pomysły Evy i na swój własny użytek staram się z tego rozdziału najbardziej zapamiętać właśnie te cieplejsze, pełne dobrych emocji fragmenty.
Pozdrawiam ciepło.
Margot
Cieszy mnie to;) I po cichu liczę na to, że dotrwasz do końca...
UsuńHmmm... nie wiedziałam, że to opowiadanie można traktować jako odskocznię od złego samopoczucia, ale to miłe odkrycie;)
Też myślę, że to nie fair, że są faceci, którym wyznanie uczuć przychodzi z niezwykłą łatwością, a są tacy, którym trzeba grozić;D Myślę jednak, że w niewielkich gestach również można wyczuć miłość i czasami są one bardziej wymowne niż długie wyznanie rodem z komedii romantycznej;)
Ale żeby grozić od razu rewolwerem?;D Rozbroiłaś mnie tym;D
Widzisz, nie takie opowiadanie straszne, jak je malują;p Mam też przebłyski romantyzmu i infantylizmu;)
Pozdrawiam ciepło!
super coś mam wrażenie że Cormac spotka się niedługo z wściekłym Malfoyem i mam nadzieję że ten pierwszy nie wyjdzie z tego cało
OdpowiedzUsuńeva
Hmmm...Być może;)
UsuńDziękuję;)
Mam nadzieję, że Hermiona skopie McLaggenowi tyłek. Do boju Granger!
OdpowiedzUsuńDroga Noctem
UsuńPo pierwsze, jest mi bardzo miło, że po takim czasie pamiętałaś o Rozbitkach i wróciłaś tu.
Po drugie, dziękuję za czas, jaki poświęciłaś na lekturę i komentowanie każdego rozdziału. To godne pochwały:)
Po trzecie, mam nadzieję, że dalsze rozdziały również przypadną Ci do gustu i zostaniesz ze mną aż do epilogu.
Raz jeszcze dziękuję i do następnego- mam nadzieję:)
Pozdrawiam!