piątek, 5 grudnia 2014

ROZDZIAŁ XIX "Najwyższa Kapłanka"

Kochani,
mam przyjemność zaprosić Was do lektury kolejnego rozdziału "Rozbitków". Mam nadzieję, że te najbliższe dwadzieścia stron nie będzie dla Was stratą czasu.
Zachęcam wszystkich do śledzenia zakładki "Prorok Codzienny" i do zapoznania się z jego treścią (zwłaszcza nowych Czytelników). Tam będą pojawiać się wszelkie informacje dotyczące bloga oraz najbliższych rozdziałów.
Chciałam serdecznie podziękować za wszystkie komentarze pod poprzednim rozdziałem. Musicie wiedzieć, że Wasze opinie motywują do szybszego pisania;) Myślę, że jeśli się postaracie, to może rozdział 20 pojawi się w postaci prezentu wcześniej?;)
Betowała jak zawsze niezawodna Faceless, za co Ci Skarbie ślicznie dziękuję!;* Nie wiem, co ja bym bez Ciebie zrobiła;)
Jak widzicie ponownie zmieniłam szablon, a w zasadzie nie ja tylko Ariana, która jest autorką obecnego wystroju;) Bardzo dziękuję Ci za wszystko;*
Ponownie pozwolę sobie na prywatę i dedykuję rozdział mojej kochanej, cudownej, młodszej siostrze, której niedawno strzeliła 18 ;*<3
Ślicznie proszę o Wasze opinie. Bardzo ich teraz potrzebuję...
Ściskam Was mocno i do następnego,
Villemo.




Rozdział 19 Najwyższa Kapłanka

Idąc za kobietą, zacisnęła powieki, by powstrzymać cisnące się do oczu łzy. Nie miała pojęcia, ile czasu minęło odkąd złożyła przysięgę wieczystą i zostawiła za sobą rodziców, przyjaciół i Dracona. Na wspomnienie jego bladej i ściągniętej bólem twarzy poczuła nieprzyjemny skurcz żołądka. Jedynym plusem całej sytuacji, w jakiej się znalazła, było to, że Eva dotrzymała umowy i podała mężczyźnie antidotum. W tej chwili Draco musiał już odzyskać przytomność. Hermiona domyślała się, że blondyn musi być wściekły. Uśmiechnęła się nieznacznie, odtwarzając znajome stalowe spojrzenie, w którym płonęła esencja furii. Już dawno przestała analizować, jakim cudem zakochała się w Malfoyu. Stało się i nie żałowała tego. Podobnie jak nie żałowała swojej ostatniej decyzji. Draco był pierwszym mężczyzną, który wywrócił jej poukładany i racjonalny świat do góry nogami. Wyzwalał w niej uczucia, które zwykle racjonalizowała i utrzymywała pod ścisłą kontrolą. Zawsze wierzyła, że tak ma być i nigdy nie starała się tego kwestionować. Wtedy do jej świata wkroczył Malfoy i pokazał jej, jak bardzo się myliła. Jego powściągliwość, chłód i irytujący styl bycia sprawiły, że odzywały się w niej emocje, które zwykle kontrolowała. Dracon Malfoy był dla niej intrygującą zagadką, którą krok po kroku rozwiązywała, a to, co odkrywała, coraz bardziej ją do niego przyciągało.
 Ich kroki odbijały się echem po zimnych korytarzach Alcatraz. Chłód bijący od murów i półmrok panujący w środku tylko potęgowały jej strach i poczucie osamotnienia. Powtarzała sobie jednak, że musi być silna. Na użalanie się nad swoim losem przyjdzie czas, gdy wreszcie będzie mogła zostać sama. Teraz nie mogła pozwolić sobie na ten luksus. Wiedziała, że Eva chętnie wykorzystałaby luki w jej obronie, a jeśli miała to przetrwać, musiała odsunąć myśli o bliskich. Nie potrafiła jednak pozbyć się uczucia żalu, że nie mogła się z nimi pożegnać i wyjaśnić motywów swojej decyzji. Ostatni raz chciała ich przytulić, a potem, gdy zabraknie jej sił, karmić się tymi wspomnieniami, by dalej brnąć w szaleństwo idącej przed nią kobiety. Tak bardzo pragnęła choć raz ujrzeć rodziców i przyjaciół, by utrwalić w pamięci ich obraz.
Eva ani razu nie odwróciła się w jej kierunku, nie odezwała słowem, nie sprawdziła, czy wciąż za nią podąża. Zachowywała się zupełnie tak, jakby było jej obojętne to, co stanie się z jej niewolnicą. Tuż przed przekroczeniem portalu szczegółowo wyjaśniła jej, czego od niej oczekuje i uprzedziła, że wszelkie nieposłuszeństwo zostanie surowo ukarane. Rozcięta, pulsująca warga miała jej także przypominać, że nie należy zadawać pytań i odzywać się bez pozwolenia. I choć wszystko w niej buntowało się przed takim traktowaniem, to musiała przyznać, że jeśli chce przeżyć i chociaż spróbować znaleźć rozwiązanie, to musi nad sobą panować i udawać posłuszeństwo. Lecz pomimo tego, że bardzo się starała, nie mogła przestać myśleć o wszystkich okropnościach, do jakich ta kobieta jest zdolna, a świadomość tego, że miałaby jej w tym pomóc, tylko pogarszała jej stan. Bezwzględność i stalowy upór w spojrzeniu Evy podpowiadały jej, że czarownica należy do osób, które nie cofną się przed niczym, by dostać to, czego pragną.
Z naprzeciwka dobiegły ją szybkie, ciężkie kroki, a chwilę później zza zakrętu wyłoniły się trzy osoby, które dostrzegłszy obie kobiety przyspieszyły kroku. Dwaj mężczyźni odziani byli w zwykłe, czarne szaty, natomiast trzeci ubrany był w pewien rodzaj zbroi. Ciemny pancerz był idealnie skrojony tak, że eksponował atletyczną, umięśnioną sylwetkę mężczyzny. Długa peleryna powiewała za nim, gdy sprężystym krokiem pokonywał dzielącą ich odległość tak, że towarzysze mieli problem w dotrzymaniu mu tempa. Hermiona była tak zajęta przyglądaniem się mu, że nie zauważyła, gdy Eva stanęła i dosłownie w ostatniej chwili udało jej się zatrzymać i uniknąć zderzenia. Dwoje towarzyszących mężczyźnie ludzi skłoniło się przed kobietą, lecz ona nie zwróciła na nich uwagi. Płomyk unoszący się nad jej dłonią, by oświetlać im drogę, przybrał na intensywności i szatynka musiała na chwilę zmrużyć oczy.
- Czy zdajesz sobie sprawę z tego, że odchodziłem od zmysłów? – wyrzucił z siebie mężczyzna w zbroi, robiąc krok w stronę czarownicy i jednocześnie wchodząc w krąg migotliwego, błękitnego światła, przed którym Hermiona ukryła się w mroku.
- Doszło do drobnych komplikacji i w ostatniej chwili byłam zmuszona zmienić plany – rzuciła wymijająco.
Wydawała się nieporuszona faktem, że ktoś się o nią niepokoił. W pewnej chwili Hermiona miała nawet wrażenie, że czarownica jest niezadowolona z widoku komitetu powitalnego.
- Drobnych komplikacji? Czyli Derek odrzucił twoją ofertę sojuszu?
Głos mężczyzny był zadziwiająco znajomy i Hermiona miała wrażenie, że powinna go doskonale pamiętać. Jako, że skrywała ją ciemność oraz sylwetka kobiety nikt nie zwracał na nią uwagi i mogła bez zażenowania przyjrzeć się dokładniej jego twarzy.
- Derek postanowił spłacić swój dług w innej formie – powiedziała zdawkowym tonem, na co mężczyzna zmarszczył czoło i posłał jej badawcze spojrzenie.
- Czyli nam pomoże?
- To bez znaczenia. Liczy się tylko to, że Derek i jego sfora nie będą nam przeszkadzać – ucięła temat i utkwiła znużone spojrzenie w bliżej nieokreślonym punkcie.
- A dlaczego masz na sobie krew? – Zapytał ostrożnie, wskazując na jej strój.
Eva uniosła brwi i zerknęła na swoje ubranie podróżne. W ferworze zdarzeń nie zwróciła uwagi na ślady zaschniętej już krwi. Przypuszczała, że to pozostałość po akcji w namiocie Starszyzny. Krew musiała należeć do któregoś z wilkołaków.
- To efekt tych drobnych komplikacji, o których już ci wspominałam – oznajmiła lekceważącym tonem, lecz jej słowa zamiast uspokoić mężczyznę tylko zwiększyły jego czujność.
- Powiedz proszę, że ten pożar nie jest ich skutkiem – poprosił cicho, przyglądając się jej twarzy z widocznym napięciem. – Powiedz, że nie miałaś z tym nic wspólnego…
- Skąd wiesz o pożarze?
- To nieistotne…
- Chyba się zapominasz, Oliwerze – oznajmiła niebezpiecznie cichym głosem, a mężczyzna zacisnął usta w wąską linię.
- Oliwer? – Wydusiła z siebie Hermiona, patrząc na niego z szeroko otwartymi oczami. – To ty?! To naprawdę ty… – dodała, robiąc krok w jego stronę, jakby chcąc się upewnić, że to nie wytwór jej zmęczonego i przerażonego umysłu.  – Wszyscy myśleliśmy, że nie żyjesz…
Mężczyzna ściągnął brwi i przez chwilę uważnie lustrował twarz szatynki. Dopiero na dźwięk swojego imienia zwrócił uwagę na towarzyszącą Evie kobietę, która stojąc w cieniu, pozostawała do tej pory niewidoczna. W momencie, gdy weszła w krąg niebieskiego światła, Oliwer rozpoznał ją.
- Hermiona… - wydusił i automatycznie przeniósł zaniepokojony wzrok na nieprzeniknioną twarz ukochanej. – Evo…
- Dość tego! – Ucięła ostrym tonem brunetka. - Zaprowadźcie ją do komnaty przybocznej naprzeciwko naszego drugiego gościa i rozstawcie straże przed wejściem. Niech nikt nie waży się wejść do środka, bo osobiście dopilnuję, żeby mi za to zapłacił – rozkazała lodowatym głosem, zwracając się do wciąż pochylonych, milczących postaci. – Panna Granger jest naszym honorowym gościem, a co za tym idzie, wymaga adekwatnego do jej statusu traktowania – rzuciła tajemniczo, patrząc z góry na klęczących mężczyzn, którzy nawet nie śmieli na nią spojrzeć. - Na dzisiejszej uczcie będziecie mieć okazję pokazać się naszym gościom z jak najlepszej strony – zakpiła, obrzucając Hermionę zimnym spojrzeniem. – Pamiętaj moja droga, co mi obiecałaś – ostrzegła ją i przez chwilę w milczeniu przeszywała spojrzeniem, jakby chciała się upewnić, że szatynka zrozumiała jej nieme ostrzeżenie. Potem ponownie zwróciła się władczym głosem do poddanych. – Wykonać.
Mężczyźni natychmiast poderwali się z kolan i bez ociągania ujęli Hermionę pod ramiona. Mało delikatnym szarpnięciem zmusili ją do ruszenia przodem. Nim odeszli ponownie skłonili się przed czarownicą i, jakby chcąc jak najszybciej zejść jej z oczu, pociągnęli szatynkę w przeciwnym kierunku.
- Dlaczego ją tu ściągnęłaś?  - Zapytał cicho Oliwer, wciąż nie mogąc wyjść z szoku po tym niespodziewanym spotkaniu.
- Ustalmy coś – zaczęła z pozoru spokojnym głosem, pokonując dzielącą ich odległość. - Jesteś utalentowanym strategiem i generałem, Oliwerze. Ale to JA jestem wodzem – oznajmiła władczym tonem, patrząc mężczyźnie prosto w oczy. - Biorąc pod uwagę okoliczności z przeszłości oraz twoją lojalność dam ci dobrą radę. Ale będzie to ostatnie ostrzeżenie – dodała tym samym lodowato spokojnym głosem i musnęła jego policzek. - Jeśli jeszcze raz podważysz mój autorytet w oczach poddanych lub jeśli jeszcze raz zakwestionujesz moje metody, to cię zabiję – wyszeptała mu do ucha i, nie czekając na odpowiedź, ruszyła śladem Śmierciożerców.
Oliwer przez chwilę stał w tym samym miejscu, patrząc pustym wzrokiem w ścianę. Miał wrażenie, że kroki oddalającej się kobiety zlewają się ze spokojnym biciem jego serca. Słowa Evy zabolały, lecz nie wywarły na nim wrażenia. To nie był pierwszy raz, gdy mu groziła. Od czasu, gdy opuścili Zakon, brunetka nie była sobą. Mężczyzna był pewien, że ukochana nigdy nie skrzywdziłaby go umyślnie. To starożytna magia zatruła jej serce i umysł. Wiedział jednak, że nie mają wiele czasu. Każde pogwałcenie natury, jakim jest morderstwo, coraz bardziej pchało czarownicę w otchłań szaleństwa i mroku. Bał się nawet myśleć o tym, ile żyć poświęciła tego wieczoru, by unieszkodliwić sforę i porwać Hermionę. Zastanawiał się, czy gdyby był bardziej uparty i poszedł za nią, to czy zapobiegłby serii zabójstw. Może dzięki temu ukochana nie musiałaby korzystać ze swojej magii i nie przybliżyła się bardziej do przepaści. Tak bardzo bał się tego, że może ją stracić. Byli już tak blisko złamania runy. Czas jednak biegł na ich niekorzyść i Oliwer bał się tego, że zerwanie więzi nastąpi zbyt późno. Już teraz Eva znajdowała się na granicy świata, do którego on nie miał wstępu. Gdyby ją przekroczyła, straciłby ją na zawsze.
Październikowe poranki były wyjątkowo mroźne, jak na tę porę roku. Mlecznobiała mgła otulała krajobraz za oknem, sprawiając że rzeczywistość wydawała się jeszcze bardziej przytłaczająca i nieprzyjazna. Jednocześnie jednak stanowiła doskonałą osłonę dla opuszczonej leśniczówki, która od kilku miesięcy stanowiła jego azyl. Dla Oliwera były to najdłuższe cztery miesiące w życiu. Każdy dzień wyglądał tak samo, lecz jemu to nie przeszkadzało. Miał wrażenie, że Oliwer, który w czasie wojny walczył z całych sił o lepszy świat, dziś był dla niego kimś obcym. Czuł się tak, jakby wypalił się od środka. Obecnie jego działania ograniczały się tylko do tego, co niezbędne. Nie miał ani motywacji ani chęci do pozbierania się do kupy i w końcu pozwolił, by paraliżująca obojętność przejęła kontrolę nad jego życiem.
Mężczyzna niechętnie wygrzebał się z ciepłego śpiwora i podszedł do stojącej na drewnianej beczce miednicy. Ochlapał twarz zimną wodą, zmywając w ten sposób resztki snu i przeczesał rozczochrane włosy mokrymi palcami. Następnie wciągnął na siebie spodnie i ciepły sweter, na który narzucił kurtkę. Upewniwszy się, że różdżka znajduje się w kieszeni spodni, porwał ze stołu ostatniego suchara i otuliwszy się szczelnie szalikiem, opuścił swoje schronienie.
Wilgotne powietrze skutecznie rozbudzało jego zmysły, gdy szedł leśnym traktem, kierując się w stronę niewielkiego jeziora, gdzie zastawił sieci. Ryby stanowiły teraz jego główne źródło pożywienia, choć z żalem musiał przyznać, że coraz rzadziej udawało mu się coś złowić. Dzięki temu, że przykładał się do Zielarstwa mógł rozpoznać kilka nadających się do zjedzenia ziół oraz owoców rosnących w tej niegościnnej części Anglii. Dodatkowo pożywiał się ptasimi jajami i miodem. Wolał nie ryzykować wypadu do miasteczka po jedzenie i nie pokazywać się w miejscach publicznych. Śmierciożercy w dalszym ciągu mogli go szukać. Mogli przejrzeć jego zamiary i domyślić się, że tylko upozorował swoją śmierć. Jeśli myślał, że po pokonaniu Voldemorta ludzie będą mogli poczuć się bezpieczni, to na własnej skórze odczuł skutki swojej naiwności. Nigdy nie zapomni chwili, gdy wrócił do domu, a raczej tego, co z niego zostało, i ujrzał zmaltretowane, martwe ciała swoich rodziców. Nim pojawili się Aurorzy, spalił wszystko i transmutował swojego martwego psa w swoje zwłoki. Tamtego dnia opuścił magiczny wymiar i zaszył się w opuszczonej leśniczówce w najbardziej niegościnnych rejonach północnej Anglii.
Ciche nucenie sprawiło, że zatrzymał się gwałtownie. Całe jego ciało spięło się, a prawa ręka mocno zacisnęła na różdżce. W ciągu tych kilku miesięcy nauczył się niezauważalnego przekradania między drzewami i bezszelestnego przemieszczania. Dźwięk dochodził znad jeziora i to właśnie tam Oliwer skierował swoje kroki. Powoli i z najwyższą ostrożnością stawiał każdy pojedynczy krok, starając się nie zdradzić swojej obecności. Im bliżej jeziora był, tym szybciej biło jego serce. Czuł, jak adrenalina uderza mu do głowy, a jego instynkt wyostrza się. Wciąż ściskając mocno różdżkę przykucnął i delikatnie odgarnął kępę krzaków. Nie obawiał się zdemaskowania. Mgła w dalszym ciągu była gęsta i kryła go przed niepożądanym wzrokiem. Położył się na brzuchu i przeciągnął jeszcze parę metrów, chcąc dojrzeć intruza. Miał wrażenie, że widzi niewyraźny zarys sylwetki, lecz mgła i odległość skutecznie uniemożliwiały mu identyfikację osoby. Nie miał pojęcia, czy ma do czynienia z wrogiem czy też ze zwykłym, nieświadomym jego istnienia tubylcem. Nie pamiętał jednak by od czasu, gdy się tu ukrył, spotkał żywą duszę, więc postanowił zachować ostrożność. Jeszcze przez chwilę mrużył oczy w wysiłku dostrzeżenia czegokolwiek, lecz jego próby okazały się fiaskiem. Mgła była tak gęsta, że gdyby wyciągnął rękę, to nie dostrzegłby własnej dłoni. Miał zamiar przenieść się na drugi brzeg, aby wybadać sytuację, gdy nagle ktoś szarpnął go za włosy i przyłożył mu sztylet do gardła. Zastygł bardziej z zaskoczenia niż przerażenia, że był tak głupi, że dał się podejść. Miał świadomość, że za tę chwilę nieuwagi przyjdzie mu teraz zapłacić.
- Wstawaj – ostry, kobiecy głos i kolejne mało delikatne szarpnięcie postawiły go do pionu, a następnie został pchnięty na kolana. – Czego tu szukasz? – Usłyszał pytanie tuż przy uchu.
Zagryzł zęby, gdy jego kolana uderzyły boleśnie o twardą ziemię. Czuł na szyi ciepły oddech napastnika i zimny dotyk sztyletu.
- Przyszedłem po sieci, które zastawiłem wczorajszego wieczoru. Chciałem je zabrać…
- Więc czemu tego nie zrobiłeś, tylko się skradałeś? – Przerwała mu kobieta, mocniej dociskając ostrze do skóry.
- Usłyszałem kogoś i chciałem sprawdzić, czy ten ktoś mi zagraża – wydusił zgodnie z prawdą. – Nie musisz dociskać tak tego noża. Mogę wyjaśnić wszystko bez demonstracji sił – dodał z irytacją w głosie, a gdy milczenie ze strony kobiety przedłużało się, dodał – Nie musisz się mnie bać. Nic ci nie zrobię.
Odpowiedziało mu pogardliwe prychnięcie, a chwilę później poczuł, jak ostrze odsuwa się od jego gardła. Gdy jej ręka przestała unieruchamiać jego głowę, natychmiast obrócił się w jej stronę. Musiał przyznać, że nie tego się spodziewał. Stojąca przed nim młoda dziewczyna mogła być na oko w jego wieku. Długa, skromna, beżowa szata opływała jej szczupłą sylwetkę i odsłaniała bose stopy, dzięki czemu Oliwer domyślił się, jak udało jej się podejść niezauważoną. Duże, zielone oczy otoczone kaskadą gęstych rzęs patrzyły na niego wyzywająco znad ściągniętych brwi, a pełne usta układały się w kpiącym uśmiechu. Cała jej postawa wyrażała swego rodzaju lekceważenie, co potwierdził tylko fakt, że kobieta schowała sztylet do pochwy delikatnego paska okalającego jej wąską talię.
- Masz minutę na wyjaśnienia – oznajmiła władczym tonem i oparła się o pień drzewa.
- Kim jesteś? – Z apytał, obserwując jak bawi się od niechcenia końcówką długiego, przerzuconego na ramię warkocza.
- Nie ty tu jesteś od zadawania pytań – zauważyła z przekąsem, przeszywając go ostrym spojrzeniem.
- Mam na imię Oliwer – podjął, wstając z ziemi i robiąc krok w jej stronę, jednak widząc jak brunetka ostrzegawczo unosi brew, zatrzymał się w niedalekiej odległości, tak by mieć ją na oku. - Mieszkam niedaleko stąd i nigdy nie widziałem tu żywej duszy. Twoja obecność zaskoczyła mnie i chciałem sprawdzić, czy jesteś wrogiem. To dlatego się skradałem…
- Jesteś czarodziejem – rzuciła mimochodem, wskazując na jego różdżkę z trudną do rozszyfrowania miną.
Oliwer po chwili wahania skinął sztywno głową i instynktownie mocniej zacisnął palce na różdżce.
- Więc też jesteś czarownicą – bardziej stwierdził niż zapytał, a kobieta przechyliła na bok głowę i uśmiechnęła się krzywo.
- Tak jakby – odpowiedziała tajemniczo, a gdy posłał jej pytające spojrzenie, dodała- Powinieneś wracać skąd przyszedłeś. Te tereny nie są bezpiecznym miejscem dla obcych, a zwłaszcza dla czarodziei.
- Nigdzie nie jest bezpiecznie. A poza tym nie mam już gdzie wracać – odparł z goryczą bardziej do siebie niż do kobiety, lecz ta i tak go usłyszała.
Zaintrygowana rzuciła mu spojrzenie z ukosa i przez chwilę przyglądała się w milczeniu. Czując jej intensywne spojrzenie podniósł wzrok. Przez krótką chwilę nie mógł się ruszyć, całkowicie zniewolony przez jej oczy. Czuł się tak, jakby jego ciało przestało współgrać z jego wolą i reagować na otaczające go bodźce. Myśli ulatywały z jego umysłu niczym wzburzona woda, która przerwała tamę. Przez jedną cudowną chwilę nie czuł nic. Był wolny od poczucia winy, bólu po stracie, nienawiści, przygnębienia, frustracji. Liczyła się tylko zieleń jej oczu, która spalała go od środka. Nagle wszystko ustało, a myśli, uczucia i doznania przytłoczyły go lawiną, pozbawiając tchu. Zupełnie jakby znajdował się pod wodą i nagle się wynurzył. Posłał zdezorientowane spojrzenie w kierunku brunetki pewien, że to ona jest odpowiedzialna za jego stan. W głowie formułował już serię niewybrednych komentarzy, lecz gdy na nią spojrzał, negatywne emocje uleciały z niego. Z jej postawy znikła wrogość, a spojrzenie nie biło chłodem i wyniosłością. Dostrzegł w nim coś jeszcze. Zrozumienie malujące się w jej wzroku sprawiło, że pierwszy raz od czterech miesięcy zapragnął bliskości drugiego człowieka.
Oliwer zamknął oczy i wziął głęboki wdech. Miał wrażenie, że dzień, w którym poznał Evę, był przełomowym momentem w jego życiu. Kobieta zjawiła się w odpowiedniej chwili, by go uratować. Być może los nie przypadkiem przeciął ich ścieżki ze sobą. Może już wtedy pisane było mu być tym, który uratuje kobietę przed autodestrukcją? Bał się tylko, że nie starczy mu sił i umiejętności, by jej pomóc. Już teraz coraz trudniej było mu dotrzeć do ukochanej. Miał wrażenie, że z dnia na dzień Eva oddala się od niego coraz bardziej, że wyjątkowa więź, która ich połączyła, wymyka mu się z rąk. Coraz mniej było w kobiecie cech, które kochał i za którymi tak bardzo tęsknił.
- Zawsze myślałam, że ona jest nieśmiertelna – powiedziała cicho, opierając się o jego ramię, a on odruchowo ją przytulił. – Nie chcę iść na jej pogrzeb, bo to będzie oznaczało, że muszę się pożegnać, zaakceptować jej śmierć – kontynuowała bezbarwnym głosem, patrząc zaszklonym wzrokiem na jezioro, które stało się ich wyjątkowym miejscem, gdzie ukrywali się przed nieprzyjaznym światem i problemami. To tu się poznali i tu przychodzili, by móc pobyć w swoim towarzystwie. Miejsce to było świadkiem ich zwierzeń, nieśmiałych marzeń, tchnieniem nadziei i rodzącego się uczucia, które z czasem rozkwitło do postaci miłości. A przynajmniej było tak do momentu, gdy Eva oznajmiła swojej matce, że chce odejść z Zakonu. To wtedy zaczęły się problemy, a ich wspólne jutro stało się niepewne. Oliwer wiedział, że powinni uciec, gdy posiadali jeszcze element zaskoczenia. Wtedy nikt by ich nie rozdzielił. Od czasu rytuału było to ich pierwsze spotkanie. Oliwer przychodził tu codziennie z nadzieją, że ujrzy ukochaną, lecz za każdym razem się rozczarowywał. Tym razem było jednak inaczej. Wiedział, że jest egoistą, ale nie potrafił stłumić radości z powodu jej widoku.
 – Nie chcę tego… Nie jestem gotowa, żeby pozwolić jej odejść… Nie chcę się z nią żegnać… Nie wyobrażam sobie życia w Zakonie bez niej – wydusiła zdławionym głosem i wtuliła twarz w jego klatkę piersiową.
- Wiem, że jest ci ciężko… - zaczął łagodnym głosem. Chciał okazać jej wsparcie i pomóc oswoić ból po stracie bliskiej osoby. Nim jednak zdążył skończyć, Eva przerwała mu rozgoryczonym głosem.
- Nic nie rozumiesz! Teraz wszystko się zmieni. WSZYSTKO… Teraz Pierwsza Kapłanka ma wolną rękę. Dopóki nie wybiorą nowej przywódczyni, to ona sprawuje władzę. Tylko Najwyższa Kapłanka stała na przeszkodzie w kontrolowaniu mnie. Teraz Pierwsza Kapłanka może aktywować runę poprzez więź… - urwała i ukryła twarz w dłoniach, a mężczyzna spojrzał na nią z troską.
- Może nie posunie się do tego… Przecież to twoja…
- Ona nie jest moją matką! Nie nazywaj jej tak – przerwała mu ostro, unosząc gwałtownie głowę. – Nigdy nią nie była. Była zbyt zajęta nienawiścią, by zauważyć, że ma córkę – dodała z goryczą i odsunęła się od niego. – To ona wciągnęła mnie do Zakonu, napiętnowała i patrzyła jak Siostra Clarissa mnie katuje. Nie kiwnęła palcem, żeby ją powstrzymać…Wystarczyło jedno jej słowo…- urwała, gdy załamał jej się głos, po czym wypuściła uspokajająco powietrze i kontynuowała - Według niej, dzięki temu miałam stać się silniejsza. Nie wiem, czy taka jestem. Wiem jednak, że z pewnością silniejsza stała się moja nienawiść do niej.
- Żałuję, że musiałaś przez to przechodzić – oznajmił udręczonym głosem, ujmując niepewnie dłoń kobiety. – Gdybym…
- Nic nie mogłeś zrobić – ucięła i uwolniła dłoń z jego ciepłego uścisku. – Każdy, kto staje jej na drodze, umiera… Zabrała mi wszystkich, na których mi zależało. Najpierw odesłała Garrica, potem próbowała usunąć Hermesa, następnie przez nią straciłam ciebie, a teraz Najwyższą Kapłankę…
- Nigdy mnie nie straciłaś – powiedział cichym, aczkolwiek stanowczym głosem, patrząc na nią ze smutkiem. – Codziennie od dwóch lat przychodzę tu w nadziei, że może tu wrócisz – oznajmił i uśmiechnął się z przekąsem, jakby sam śmiał się ze swojej głupoty. Eva posłała mu jedno z tych swoich nieodgadnionych spojrzeń, lecz nie skomentowała jego słów, więc kontynuował – Będąc tu, w miejscu gdzie wszystko się zaczęło, czułem się tak, jakbym był bliżej ciebie…Wspominałem każdą spędzoną z tobą chwilę i modliłem się, by choć raz móc cię jeszcze zobaczyć… A dzisiaj moje modlitwy zostały wysłuchane. Jesteś tu, mogę cię dotknąć, przytulić, zatonąć w spojrzeniu, słuchać twojego głosu… Nawet nie wiesz jak bardzo za tobą tęskniłem.
Jego spokojny głos zadziwił nawet jego. Wykrzesał nawet tyle sił, by posłać w jej kierunku ciepły uśmiech. Eva nie odwzajemniła ani uśmiechu, ani nie wyjawiła swoich uczuć. Tak bardzo chciał wiedzieć, o czym ona teraz myśli. Dotknął jej policzka i pogładził go kciukiem. Czuł mur, jaki postawiła wokół siebie i desperacko szukał jakiejś wąskiej szczeliny, przez którą mógłby się prześliznąć, by do niej dotrzeć. Eva z natury była nieufną i zamkniętą w sobie osobą. Zajęło mu wiele czasu, by zyskać jej zaufanie i wydobyć jakieś informacje na jej temat. Wiele razy wydawało mu się, że kobieta nigdy nie wpuści go do swojego świata. Zazdrośnie strzegła swoich tajemnic i zręcznie unikała odpowiedzi na temat swojego życia, zbywając go tajemniczymi półsłówkami. Nie chcąc zmuszać jej do zwierzeń, sam otworzył się przed nią. Opowiadał jej o swoim poprzednim życiu, o marzeniach jakie wtedy miał, o planach na przyszłość. Eva okazała się dobrym słuchaczem i znakomitym obserwatorem. Taktownie nie pytała go o jego rodziców i tę koszmarną noc, gdy spalił most powrotny do magicznego świata. Jednocześnie sama zaczęła opowiadać mu o sobie. Na początku były to strzępy informacji, które z czasem ułożyły się w spójną całość. Wtedy też dotarło do niego, że znajduje się za murem, a nie poza jego granicami.
- Powiedz coś – poprosił, zaglądając jej w oczy i szukając jakiejś wskazówki co do tego, jak powinien postąpić. – Nie szkodzi… Rozumiem to – zapewnił ze smutkiem, gdy przez dłuższy czas panowało milczenie, i starając się nie pokazać bólu, jaki sprawiła mu świadomość, że Eva już go nie kocha, odsunął się i dodał – Śmierć kogoś bliskiego nie musi oznaczać definitywnego pożegnania. Pamięć o Najwyższej Kapłance będzie dalej żywa w twoim sercu. Będzie żyć w każdym wspomnieniu, jakie zachowasz, a jej obecność poczujesz ilekroć o niej pomyślisz. Uważam jednak, że powinnaś iść na ten pogrzeb. Jeśli tego nie zrobisz, nie poczujesz się lepiej – uśmiechnął się pokrzepiająco i odruchowo ponownie ujął jej dłoń. Dopiero po chwili dotarło do niego, że ich palce są splecione. Nim jednak zdążył odsunąć rękę, Eva odwzajemniła uścisk i posłała mu nieśmiały uśmiech.
- Wiem – powiedziała cicho, gdy cisza między nimi ponownie się przedłużała, na co Oliwer, nie bardzo rozumiejąc, o co jej chodzi, uniósł brwi. – Wiem, że tu przychodziłeś – wyjaśniła, rzucając mu krótkie spojrzenie.
- Byłaś tu? – Zapytał, czując delikatne ukłucie żalu na myśl, że kobieta ani razu nie zdradziła mu swojej obecności. Eva jednak pokręciła głową z pobłażającym uśmiechem.
- Byłam zbyt dobrze pilnowana, by wymknąć się niezauważona z Zakonu. Gwardziści by mnie nie wypuścili za bramę.
- Wobec tego, skąd wiesz, że tu byłem? – Zapytał, specjalnie rezygnując z uwagi, że przecież on też jest Gwardzistą i gdyby przyszła do niego, to pomógłby jej. Eva jednak zdawała się czytać w jego myślach, gdyż ze znaczącą miną pokręciła głową.
- Nie zdziwiło cię towarzystwo ciekawskiego kruka? –Zapytała z pozoru lekkim tonem, a on otworzył szeroko oczy.
- Wykorzystywałaś Hermesa, by mnie obserwować? Jakim cudem?
Był pod ogromnym wrażeniem talentu, umiejętności i sprytu ukochanej. Od czasów Voldemorta nikt nie opanowywał umysłów innych istot dla własnych celów. Eva nie odpowiedziała. Zamiast tego uśmiechnęła się tajemniczo.
- Evo…
- Kocham cię, Oliwerze – przerwała mu zniecierpliwiona, lecz gdy ujrzała na jego twarzy ulgę i radość, pokręciła ze smutkiem głową. – Ale to niczego nie zmienia. Dalej jestem naznaczona. Nie ma też już Najwyższej Kapłanki, która chroniłaby mnie przed losem, który zgotuje mi Pierwsza Kapłanka, gdy tylko oficjalnie wyniosą ją na stanowisko…
- Tego nie wiesz…
- Obudź się, Oliwerze! Nie udowodniłam ci już wystarczająco, że potrafię pozostać niezauważonym obserwatorem? Moja matka zamordowała Najwyższą Kapłankę. Słyszałam, jak mówiła Siostrze Clarrisie, że ma trzymać się z daleka od jej gabinetu i ma pozostać wśród tłumu sióstr, żeby mieć alibi – wyrzuciła z siebie pełnym goryczy i obrzydzenia głosem. – To stało się tuż po tym, jak Najwyższa Kapłanka nie dała jej pozwolenia na moją tresurę…Umarła, bo chciała mnie chronić, a ja nie zdążyłam jej ostrzec – wydusiła, pozwalając by długo powstrzymywane łzy popłynęły po jej policzkach. – Jeśli się dowie, że się spotykamy, to zrobi to samo z tobą…
Oliwer przyciągnął ją do siebie i mocno przytulił. Czuł taką wściekłość i nienawiść do Pierwszej Kapłanki, że miał ochotę własnoręcznie ją zbić.
- Wolę cię stracić, niż być z tobą i skazać cię na śmierć – wyszeptała, chowając twarz w zagłębieniu jego szyi.
- Wymyślimy coś. Obiecuję, że coś wymyślę… Nie rozdzielą nas po raz drugi – zapewnił z powagą i zanurzył twarz w jej włosach. To wtedy przyrzekł sobie, że zrobi i poświęci wszystko, by nigdy jej nie stracić.
- Wymyślę coś, Evo. Obiecuję, że i tym razem nie pozwolę, by cokolwiek nas rozdzieliło – oznajmił cichym, zachrypniętym głosem.

***

Strażnicy ukłonili się z szacunkiem, gdy stanęła naprzeciw masywnych drzwi do komnaty, której strzegli. Odpowiedziała krótkim skinieniem, a jeden z mężczyzn otworzył przed nią wrota. Niespiesznym krokiem weszła do środka pogrążonej w półmroku komnaty. Siedząca na łóżku kobieta na jej widok poderwała się na nogi. Uniosła dumnie podbródek i posłała nieustraszone spojrzenie. Eva uśmiechnęła się ironicznie, lecz nie skomentowała zachowania swojego gościa.
- Słyszałam, że pościsz – rzuciła zdawkowym tonem i opadła z gracją na fotel obok łóżka. – Nie smakuje ci nasza kuchnia?
Molly zignorowała zaczepkę i posłała jej beznamiętne spojrzenie. Eva z trudem opanowała parsknięcie śmiechem. Demonstracje tej kobiety niezmiernie ją bawiły. Z drugiej strony, gdy pominąć tę irytującą część, jej postawa poniekąd imponowała brunetce. Ceniła odwagę, nieugiętą wolę, siłę charakteru i inteligencję, a tego z pewnością nie brakowało czarownicy.
- Nie jesteś dzisiaj zbyt rozmowna, Molly – westchnęła z udawanym żalem, co nie spotkało się z żadną reakcją kobiety. – Pozwól zatem, że to ja będę mówić. Bo widzisz, moja droga, mam dla ciebie pewną propozycję – oznajmiła lekkim tonem, przeciągając wyrazy, a widząc, jak rudowłosa rzuca jej niechętne spojrzenie, dodała – I radziłabym ci ją przyjąć.
- Może jeszcze powiesz, że mam jakiś wybór? – Zapytała z przekąsem Molly, patrząc chłodno na siedzącą wygodnie w fotelu kobietę.
- Ależ oczywiście, że masz wybór – oznajmiła z oburzeniem brunetka i podniosła się wolno z siedzenia. – Możesz odmówić i stracić życie. A gwarantuję ci, że nie będzie to szybka śmierć… - powiedziała, obchodząc kobietę dookoła, niczym drapieżnik osaczający swoją ofiarę. – Lub możesz przyjąć moją ofertę i wrócić do rodziny – dodała wprost do jej ucha i uśmiechnęła się zimno.
Na reakcję kobiety nie musiała długo czekać. Molly odwróciła się gwałtownie w jej stronę i posłała podejrzliwe spojrzenie. Przez chwilę mierzyły się wzrokiem i Eva pozwoliła rudowłosej przetrawić jej propozycje.
- Gdzie jest haczyk? – Zapytała nieufnie, a Eva wzruszyła ramionami i ponownie rozsiadła się w fotelu.
- Wiem, że ostatnio bardzo się zbliżyłyśmy, ale nie jesteśmy AŻ TAK blisko, żebym dzieliła się z tobą swoimi planami – zakpiła, nie kryjąc już rozbawienia naiwnością kobiety.
- Wobec tego skąd mam mieć pewność, że dotrzymasz słowa i mnie stąd wypuścisz?
- Powiedzmy, że mam w tym swój interes – odparła, częstując się rogalem z nietkniętej przez rudowłosą zawartości tacy.  – Mmm… pyszne. Opłacało się nie zabijać kucharza… Powinnaś spróbować …
- Nie ufam ci – zastrzegła Molly, patrząc niepewnie na brunetkę.
- Wyjaśnijmy sobie coś – zaczęła chłodnym tonem, porzucając sztuczną uprzejmość.
Odłożyła do połowy zjedzonego rogala i wytarła ręce w serwetkę. Dopiero wtedy podniosła wzrok na rudowłosą i zmierzyła ją lodowatym spojrzeniem. Po dotychczasowej swobodnej atmosferze nie było śladu.
- Mam to gdzieś. Tak samo jak mam gdzieś to, czy i w jaki sposób umrzesz. Radziłabym ci jednak docenić moją dobrą wolę, bo drugiej szansy nie będzie.  Wybór chyba nie jest trudny, zwłaszcza dla kogoś w twojej sytuacji… - powiedziała zwodniczo opanowanym tonem. – Co w takim razie wybierzesz, Molly? Życie czy śmierć?

***
W zamyśleniu spoglądał na monumentalny grobowiec dumnie pyszniący się na tle starego zamku i rozległego, niezmąconego niczym jeziora. Nie miał pojęcia, ile czasu minęło odkąd opuścił Hogsmeade i znalazł się na błoniach. Nie wiedział także tego, po co w ogóle tu przyszedł. Nie mógł przecież oczekiwać, że martwy grób rozwiąże za niego wszystkie problemy. Niestety nie mógł nic poradzić na to, że znalazł się w tak beznadziejnej sytuacji, że instynktownie szukał pomocy u nieżyjącego autorytetu. Zupełnie tak, jakby oczekiwał, że duch Dumbledore’a wciąż żyje w murach Hogwartu, a pobyt blisko zamku podpowie mu, jak rozwiązać wszystkie problemy. Nie mógł wytrzymać w biurze. Wciąż nieruszone rzeczy Kingsleya boleśnie przypominały mu o tym, ile osób zawiódł. Bezradność paliła go od środka. Miał wrażenie, że kręci się w kółko, a wróg drwi z niego tuż za jego plecami. Nie potrafił rozgryźć tego, jak przeciwnik mógł ominąć zaklęcie Fideliusa? Draco nie pamiętał zbyt wielu szczegółów z wieczoru, gdy porwano Hermionę. Harry mógł jednak bez trudu uzupełnić luki w jego wspomnieniach. Nie wymagało dużego wysiłku wyobrażenie sobie przerażonej widokiem upadającego ciała Malfoya Hermiony, która opuszcza bezpieczną kryjówkę i wpada prosto w pułapkę wroga. Zacisnął pięści, wyrzucając sobie, że przybył za późno. Zaraz po tym, gdy dotarł do niego patronus przyjaciółki, wysłał odpowiednie rozkazy i teleportował się pod jej blok. To, co zobaczył, przeszło jego najśmielsze wyobrażenia. Tuzin bezwładnych ciał otaczał strzeżoną okolicę. Jak się później okazało wszyscy byli martwi. A gdy tylko przekroczył próg Ministerstwa, dowiedział się, że zginęło cztery razy tyle doborowo wyszkolonych Aurorów. Nikt, kto pełnił wtedy wartę, nie przeżył. Nikt poza Draconem, który aktualnie przebywał w Szpitalu Świętego Munga. Z nieznanych przyczyn jego partner uniknął losu towarzyszy, lecz nie był zadowolony z tego faktu. Harry domyślał się, co działo się teraz w głowie przyjaciela. Znał go jednak na tyle długo, by wiedzieć, kiedy należy dać mu święty spokój. Wiedział też, że blondyn szybko się pozbiera. Miał ku temu dobrą motywację. Harry tuż po wyjściu z kliniki, musiał wrócić do gmachu Ministerstwa, by spotkać się z rodzinami zamordowanych Aurorów. Ich ból i rozpacz odcisnęły się w jego umyśle i już zawsze będą go prześladować.
Powoli utwierdzał się w przekonaniu, że to wszystko go przerasta. Nie był gotowy, by sprostać oczekiwaniom osób, które na niego liczyły. Nigdy nie chciał być wodzem. Los jednak naznaczył go, jako ostatnią nadzieję na przywrócenie pokoju i ładu, krzyżując jego ścieżkę z drogą Voldemorta. Wypełnił przepowiednię i uwolnił świat od tyrana oraz jego popleczników, okupując zwycięstwo krwawą ofiarą, poświęceniem i bolesną, osobistą stratą. Nigdy nie chciał być bohaterem. Zawsze pragnął nudnego, zwyczajnego życia. Tymczasem los po raz kolejny postanowił zmusić go do walki. Zastanawiał się, jak ma ochronić cały świat, gdy nie udało mu się ochronić bliskich mu osób i powstrzymać tych wszystkich morderstw. Prawda była jednak taka, że wróg go przechytrzył. Wydawało mu się, że jest dwa kroki przed przeciwnikiem, podczas gdy to on wyprzedził jego posunięcia. Czuł się jak niedoświadczony uczniak, który oblał bardzo ważny egzamin z życia.
- Co pan zrobiłby na moim miejscu, profesorze? – Wyszeptał w przestrzeń, jakby oczekiwał, że zmarły dyrektor Hogwartu udzieli mu wskazówek.
W wyobraźni mógł ujrzeć znajomą twarz Albusa Dumbledore’a, który przygląda mu się tym swoim specyficznym, badawczym spojrzeniem znad okularów połówek i zachęcającym uśmiechem, błąkającym się w kącikach ust. Zupełnie tak, jakby Harry cofnął się w czasie i właśnie miał rozwiązać jakąś zagadkę związaną z planami Voldemorta. Tym razem jednak było inaczej. Wtedy mógł przejrzeć Czarnego Pana, bo znał jego styl działania. O nowym zagrożeniu nie wiedział absolutnie nic poza tym, że jest to osoba niebezpieczna i nieprzebierająca w środkach. Jak się okazało było to niewątpliwym atutem przeciwnika, który odważnie sięgał po środki, by dotrzeć do celu.
Zamknął oczy, opierając dłonie na zimnej płycie i westchnął z frustracją. Coraz bardziej dręczyła go myśl, że coś pomija. Co gorsza ta myśl do złudzenia przypominała mu twarz Dumbledore’a. Z roztargnieniem potarł swoje czoło w miejscu, gdzie znajdowała się blizna. Był to jego nawyk nabyty w okresie, gdy ta przeszywała jego głowę trudnym do zniesienia bólem, przypominając o niebezpieczeństwie ze strony Czarnego Pana. Znak ten był swego rodzaju sygnałem ostrzegawczym i anteną satelitarną wyłapującą nastroje Voldemorta. Po śmierci czarnoksiężnika zniknęła łącząca ich więź i blizna przestała dawać o sobie znać.
- Harry?
Odwrócił się, słysząc niepewny głos ukochanej. Pansy patrzyła na niego z troską i współczuciem. Zmusił się, by posłać jej blady uśmiech. Brunetka jednak pokręciła tylko głową i mocno go przytuliła. Odwzajemnił gest, zamykając oczy i zanurzając twarz w jej pachnących cytrusami włosach. Znajomy zapach i bliskość narzeczonej pozwoliły mu rozluźnić napięte mięśnie.
- Powinieneś odpocząć, kochanie – oznajmiła, odsuwając się nieznacznie i patrząc krytycznie na jego zmęczoną twarz.
- Pansy, dobrze wiesz, że… - zaczął siląc się na cierpliwość.
- Wiem – przerwała, patrząc na ukochanego ze zrozumieniem. – Wyczerpany niczego nie wymyślisz. Musisz mieć jasny umysł, jeśli chcesz kolejny raz zbawić świat – próbowała zażartować, by złagodzić ostrą nutę w głosie, wynikającą z troski o narzeczonego, po czym ponownie przybrała poważną minę i dodała - A na eliksirach wzmacniających…
Nim Pansy zaczęła rozkręcać się na dobre, pocałował ją. Wiedział, że narzeczona ma rację. Nie miał jednak ani siły, ani ochoty, by z nią o tym dyskutować. Potrzebował jej wsparcia, ciepła i wiary. Poza tym nie chciał tracić czasu na kłótnie z ukochaną. Nie w okresie, gdy tyle się działo, masowo ginęli ludzie, a przyszłość znów wydawała się niepewna. Kobieta po chwili zaskoczenia odwzajemniła pocałunek. Jedną ręką objął ją mocniej w tali, a drugą gładził ciepły policzek. Pansy zanurzyła dłonie w jego włosach, robiąc na niej jeszcze większy bałagan i pogłębiając pocałunek. Harry tak bardzo chciał zatracić się w tej chwili. Marzył o tym, by pozbyć się piętna Wybrańca, na barkach którego leży odpowiedzialność za cały magiczny wymiar. Wiedział jednak, że to pobożne życzenia, a on musi wziąć się w garść. Hermiona zbeształaby go, że roztrząsa problem, zamiast skupić się na jego rozwiązaniu. Jego przyjaciółka zawsze potrafiła zachować zimną krew nawet w obliczu najbardziej podbramkowej sytuacji. Skopałaby mu tyłek, gdyby zobaczyła go w takim stanie. Wiele razy jej inteligencja, żelazna dyscyplina i odwaga uratowała mu i Ronowi życie. Gdyby nie ona, nie przeżyliby miesiąca w czasie poszukiwań horkruksów. Choć Harry uważał, że gdyby nie przyjaciółka, najpewniej nie dożyłby też drugiego roku edukacji w Hogwarcie. Był jej coś winien i zamierzał zrobić wszystko, by jej pomóc. Czuł, że czarne chmury, które dotychczas majaczyły nad horyzontem, teraz wiszą nad nimi niepokojąco. Czekała ich niebezpieczna przeprawa przez burzę i mężczyzna miał niemiłe przeczucie, że w tej przeprawie czeka ich coś dużo gorszego niż porażenie piorunem. Niechętnie przerwał pocałunek i spojrzał z czułością na narzeczoną.
- Tym razem będzie inaczej, prawda? – Bardziej stwierdziła niż zapytała, starając się zapanować nad głosem.
- Prawda – potwierdził ze spokojem i odgarnął z jej twarzy zbłąkane kosmyki.
Pansy skinęła krótko głową, walcząc dzielnie ze łzami cisnącymi się jej do oczu.  Harry miał wrażenie, że powstrzymuje się od tego, by mu o czymś powiedzieć. Zaintrygowany posłał jej badawcze spojrzenie i już miał o to zapytać, gdy kobieta biorąc się w garść, uśmiechnęła się przez łzy.
- Poradzisz sobie z tym. Cokolwiek się stanie, poradzisz sobie. W końcu jesteś tym Harrym Potterem – oznajmiła z przekonaniem zdławionym głosem.
Harry przez chwilę bił się z myślami, a potem w odpowiedzi jedynie skinął głową i uśmiechnął się delikatnie. Wiedział, że nie tego oczekiwała ukochana i mógł ją zrozumieć. Pansy jednak nie pokazała zawodu lub niezadowolenia. Wręcz przeciwnie, przyjęła to zaskakująco jak na nią spokojnie.
- Harry..
-Wiem – zapewnił ją, przyciągając do siebie i zamykając w silnym uścisku. Ukochana ufnie wtuliła się w jego ramiona, a on uspokajająco gładził jej plecy. – Wiem, skarbie.

***
- Twój widok raduje moje serce, Evo – przywitał ją wyniosły głos Najwyższej Kapłanki.
W odpowiedzi pokłoniła się z szacunkiem, a towarzyszący jej Śmierciożercy po chwili wahania uczynili to samo. Najwyższa Kapłanka dała jej znak, by wstała, po czym sama omiotła zebranych w sali tronowej władczym spojrzeniem i rozkazała nieznoszącym sprzeciwu głosem – Zostawcie nas same.
Wśród zebranych dało się dosłyszeć szepty i niepewne spojrzenia w kierunku młodszej z kobiet. Eva z trudem zapanowała nad parsknięciem śmiechem. Wiedziała jednak, że matka uznałaby takie zachowanie za niegodne piastującej przez nią funkcji i rozgniewałaby się. Do tego czarownica nie mogła dopuścić. W jej interesie leżało utrzymanie kapłanki w stosunkowo dobrym nastroju.
- Wykonać – potwierdziła ze spokojem, a byli Śmierciożercy skłoniwszy się z szacunkiem, odmaszerowali w milczeniu odprowadzani ponurym spojrzeniem gościa.
- Ich lojalność i oddanie do twojej osoby są wprost imponujące. Nie spodziewałam się, że uda ci się osiągnąć aż tyle w tak krótkim czasie – oznajmiła z aprobatą Najwyższa Kapłanka, gdy zostały same.
- Wymuszania posłuszeństwa i sprawowania władzy uczyłam się od ciebie, więc chyba nie powinno cię to dziwić – zauważyła ostrożnie Eva, podając kobiecie kielich wina.
- W istocie – odparła, przyjmując naczynie i upijając maleńki łyk. – Chciałabym odpocząć. To była długa i męcząca podróż.
- Komnata już na ciebie czeka.
- Znakomicie. Przedtem jednak chcę ją zobaczyć – oznajmiła kapłanka ze stalową nutą w głosie i Eva domyśliła się, że matka nie ma na myśli swojej kwatery.
- Zobaczysz ją w trakcie uczty – zaoponowała brunetka, twardym spojrzeniem omiatając ukrytą za długą, ciemną peleryną sylwetkę kobiety.
- To nie była prośba o pozwolenie, Evo – zauważyła Najwyższa Kapłanka z mieszaniną pobłażania i przestrogi.
- Wiem – odparła brunetka, ignorując ostrzeżenie. – Uważam jednak, że tym razem uszanujesz moją prośbę i poczekasz ze swoimi porachunkami do północy. Przygotowałam dla ciebie wiele atrakcji. Chyba nie chcesz popsuć sobie niespodzianki, a mnie radości? – Zapytała swobodniej, porzucając wystudiowany ton, który stosowała w murach Zakonu.
Najwyższa Kapłanka przez chwilę przyglądała się jej w milczeniu. Eva niestety przez nasunięty na jej twarz kaptur, nie mogła dostrzec jej miny. Miała tylko nadzieję, że matka nie będzie upierać się przy swoim i odpuści. Zastygła w bezruchu, gdy kobieta podeszła do niej i wyciągnęła dłoń w jej stronę. Wstrzymała oddech, gdy pogłaskała jej policzek, zbyt zaskoczona by zareagować.
- Jestem z ciebie bardzo dumna, kochanie. Jesteś taka, jaka ja powinnam być zawsze.
Jej słowa całkowicie wybiły ją z równowagi. Matka jeszcze nigdy nie okazała jej najmniejszym gestem, by była z niej dumna. Słowa te, choć tak niespodziewane i długo wyczekiwane, wzbudziły jej niechęć. Być może gdyby usłyszała coś takiego kilka lat wcześniej, czułaby się doceniona i akceptowana. Teraz jednak czuła tylko frustrację.
- Zaprowadzę cię do twojej komnaty – powiedziała cicho, odsuwając się od kobiety, by przerwać tę niekomfortową sytuację.
Następnie, nie czekając na odpowiedź towarzyszki, ruszyła w stronę wyjścia. Najwyższa Kapłanka nie skomentowała jej zachowania. Przez chwilę przyglądała się w milczeniu córce, a gdy ta, dostrzegając, że matka nie podąża za nią, posłała jej niecierpliwe spojrzenie, ruszyła w jej stronę.

***

Hermiona została siłą zaciągnięta do sali tronowej, która została już przygotowana do uczty. Na niewielkim podium stały dwa wygodne krzesła i duży, drewniany stół. Po bokach pod przeciwległymi ścianami ciągnęły się długie stoły i ławy do siedzenia. Środek sali był pusty, zupełnie tak, jakby ktoś umyślnie chciał zyskać tu dużą przestrzeń wolnego miejsca. Przypuszczenia Hermiony sprawdziły się, gdy tamtędy przechodziła, ponieważ wyczuła mrowienie magii. Zagryzła zęby, gdy prowadzący ją Śmierciożerca pchnął ją na podłogę obok podium. Obtłuczone kolana boleśnie pulsowały, a ręka, którą chciała zamortyzować upadek, szczypała w miejscu, gdzie zdarła naskórek. Mężczyzna, nic sobie z tego nie robiąc, mało delikatnie ujął jej nogę i zakuł ją w kajdany, których długi, ciężki łańcuch wbity był w podłogę. Tę samą czynność powtórzył z drugą nogą, a potem ujął ostatnią z obręczy i sięgnął do jej szyi. Instynktownie zrobiła unik, gdy próbował założyć jej żelazną obrożę.  Niewzruszony jej oporem Śmierciożerca ponownie powtórzył operacje i Hermiona, szarpiąc się, wytrąciła mu ją z rąk. Rozzłoszczony mężczyzna z całych sił spoliczkował ją tak, że upadła na kamienną posadzkę, a następnie pociągnął ją ku górze za włosy.
- Rób, co każę, ty plugawa szlamo albo nauczę cię dyscypliny – wycedził przez zaciśnięte zęby, zbliżając swoją twarz do jej. – Zrozumiałaś?
Hermiona skrzywiła się nie tylko z bólu, jaki jej zadawał, ale i dławiącego smrodu bijącego z ust mężczyzny. Gdy nie doczekał się odpowiedzi, ponownie wymierzył jej silny cios w brzuch, który tym razem pozbawił ją tchu.
- Zadałem ci pytanie, głupia suko!
- Dość! – Ostry męski baryton powstrzymał Śmierciożercę od kolejnego uderzenia.
- Generale – mężczyzna ukłonił się uniżenie przed wchodzącym do sali Oliwerem, a ten zmierzył go chłodnym spojrzeniem.
- Możesz mi wyjaśnić, co robisz? – Zapytał z pozoru spokojnym głosem.
- Wykonuję rozkazy jaśnie panienki – oznajmił z pełnym samozadowolenia uśmiechem.
- Doprawdy? – Zapytał powątpiewającym tonem, rzucając sugestywne spojrzenie na leżącą na podłodze kobietę.
- To wina tej szlamy! – Zaparł się mężczyzna, obrzucając Hermionę wściekłym spojrzeniem. – Ale pozwól mi, generale, a ja już nauczę ją posłuszeństwa i szacunku do lepszych od siebie – poprosił drżącym z emocji głosem i posłał Hermionie obleśny uśmiech.
- Jeśli jeszcze raz nazwiesz kogoś w mojej obecności szlamą, to będzie to twoje ostatnie słowo, bo sekundę później stracisz język. A jeśli jeszcze raz zobaczę, że podniosłeś na nią rękę, to zadbam o to, żebyś trafił do zachodniej wieży – oznajmił Wood tak spokojnym, bezdusznym tonem, że Hermiona poczuła, jak robi jej się zimno.
Nigdy nie spodziewałaby się zobaczyć mężczyzny w takim wydaniu. Jednak po sposobie, w jaki wypowiedział ostatnie zdanie nie miała wątpliwości, że z całą pewnością spełni swoją groźbę. Śmierciożerca był chyba tego samego zdania, gdyż zbladł, a z jego twarzy znikł pełen zadowolenia uśmiech. Oblizał nerwowo wargi i rzucił niepewne spojrzenie w stronę szatynki.
- Ale generale, jaśnie panienka… - zaczął ostrożnie, lecz Oliwer nie pozwolił mu skończyć.
- Nie przypominam sobie, żeby Eva kazała ci ją bić. Byłem jednak obecny, gdy oznajmiła, że każdy, kto skrzywdzi jej gościa, gorzko tego pożałuje – głos generała był ostry i nabrzmiały wściekłością. Mężczyzna, o ile to w ogóle było możliwe, zbladł jeszcze bardziej i posłał mu przerażone spojrzenie. – Widzę, że się zrozumieliśmy. To dobrze. A teraz precz.
Śmierciożercy nie trzeba było tego dwa razy powtarzać. Skłonił się głęboko i pospiesznie opuścił komnatę. Wtedy to Oliwer podszedł do Hermiony i przykucnął tak, że znaleźli się na tym samym poziomie. Z nieprzeniknioną miną ściągnął ze stołu serwetkę i delikatnie starł z jej twarzy krew. Kobieta ze spokojem lustrowała jego twarz, jakby szukała ukrytej w niej odpowiedzi.
- Przykro mi – powiedział cicho, przerywając panującą między nimi niezręczną ciszę.
- Przykro ci, bo upozorowałeś własną śmierć? Przykro, bo się poddałeś? A może dlatego, że stałeś się jednym z nich?
- Nie wiedziałem, że Eva cię tu ściągnie – oznajmił, po długiej chwili milczenia, na co Hermiona wzruszyła ramionami. - Chciałbym ci tego zaoszczędzić, Herm. Jednak gdybym się za tobą wstawił, Eva by się wściekła i by dać mi nauczkę, ukarałaby ciebie – dodał bezbarwnym głosem, patrząc na nią ze smutkiem.
- Powinno być ci przykro z innego powodu – oznajmiła z goryczą, patrząc mu prosto w oczy. – Ona jest zdolna spalić cały świat, by rządzić popiołami. A ty trzymasz pochodnię, która zapoczątkuje ten pożar – dodała z nieprzeniknioną miną.
- Eva nie jest potworem – zaoponował, co Hermiona skwitowała jedynie ironicznym uśmiechem. – Nic o niej nie wiesz – dodał z przekonaniem, patrząc na szatynkę ze złością.
- Przykro mi, Oliwerze – odparła szczerze, zakładając z powrotem nieprzeniknioną maskę.
Oliwer obrzucił ją ponurym spojrzeniem, a gdy nie zareagowała, odwrócił się na pięcie i opuścił salę. Słysząc dźwięk zamykanych wrót westchnęła cicho i ciągnąc za sobą ciężki łańcuch przesunęła się tak, by móc oprzeć się o kamienne podium. Było jej zimno i niewygodnie z żelaznymi obręczami obcierającymi kostki. Jedyną pociechą było to, że uniknęła obroży. Podciągnęła kolana i oparła na nich brodę. Ciche burczenie w brzuchu i odczuwane pragnienie utrudniały skupienie myśli na właściwym celu. Musiała poznać wroga, dowiedzieć się jak najwięcej o jego planach, metodach, przeszłości. Zamierzała odkryć zarówno jego słabe i mocne strony, zdemaskować luki w obronie. Póki co wiedziała, że musi trzymać się z dala od zachodniego skrzydła. Po przerażonej minie Śmierciożercy domyślała się, że znajduje się tam coś lub ktoś, kto sieje postrach wśród mieszkańców Alcatraz. Dotychczas była trzymana pod kluczem, a przed jej więzieniem zawsze ustawiona była straż. Eva zadbała o to, by nie miała szans węszyć po fortecy. Nie pomyślała jednak o tym, by otoczyć jej więzienie barierą antydźwiękową. Dlatego spędziła ostatnie kilka godzin pod drzwiami, chciwie wyławiając każde słowo strażników. Póki co nie dowiedziała się niczego wartościowego, ale nie zamierzała się poddawać.
Zerknęła w stronę wejścia, gdy wrota ponownie zaskrzypiały i do środka wprowadzono panią Weasley. Wstrzymała oddech i utkwiła niedowierzające spojrzenie w kobiecie. Molly, dostrzegając szatynkę, zamarła i dopiero szturchnięcie ze strony prowadzącego ją mężczyzny wyrwało ją z szoku. Hermiona zerknęła na strażnika, który zajął się spuszczaniem żelaznej klatki i upewniwszy się, że nie patrzy, spojrzała na panią Weasley przykładając palec do ust i ostrzegawczo kręcąc głową. W odpowiedzi Molly nieznacznie skinęła głową i przeniosła wzrok na mężczyznę, który z widocznym wysiłkiem przeciągał gruby łańcuch, by obniżyć klatkę, która po krótkiej chwili z głośnym hukiem opadła na środek sali. Wtedy strażnik zwrócił się w kierunku rudowłosej i ujął ją pod ramię.
- Do środka – warknął i pchnął panią Weasley tak, że ta z impetem wpadła na żelazne pręty, a następnie zatrzasnął ją.
Żelazo rozbłysło błękitną poświatą, a potem przybrało normalną barwę. Strażnik uśmiechnął się mściwie i obrzucił obydwie kobiety pełnym satysfakcji spojrzeniem. Następnie bez słowa opuścił komnatę.
- Na Merlina, dziecko drogie, co ty tu robisz? – Zapytała Molly zduszonym głosem.
Hermiona dźwignęła się na nogi i pociągnęła łańcuch, by zbliżyć się do kobiety. Niestety jego długość, ciężar oraz wyczerpanie uniemożliwiły jej to. Pani Weasley spojrzała na nią ze współczuciem, gdy opadła na kolana.
- Proszę się o mnie nie martwić, pani Weasley - oznajmiła, taksując sylwetkę kobiety badawczym spojrzeniem. – Cieszę się, że nic pani nie jest. Wszyscy pani szukają i bardzo się martwią. Musimy panią stąd wyciągnąć…
- Hermionko – przerwała jej Molly, gdy ta niespokojnym wzrokiem przeszukiwała komnatę w celu znalezienia czegoś, co pomogłoby uwolnić kobietę z klatki. – Mam pomysł jak nas stąd wyciągnąć. Zaufaj mi – oznajmiła ze spokojem, gdy Granger wreszcie na nią spojrzała.
W odpowiedzi jedynie skinęła głową, nie mając odwagi i sił, by wyjaśnić kobiecie, że dla niej nie ma szans na ratunek, a przynajmniej nie w tej chwili.
- Co pani tu robi? – Zapytała zamiast tego.
- Nie mam pojęcia. Nie mam nic wspólnego z tą kobietą – odparła z rezygnacją, marszcząc brwi, jakby się nad czymś zastanawiała. – A jak ty tu trafiłaś, kochanie?
Nim Hermiona zdążyła odpowiedzieć, wrota ponownie się otworzyły, a do środka wmaszerowała Eva i towarzysząca jej wysoka kobieta otulona czarną peleryną. Z szybko bijącym sercem obserwowała, jak zbliżają się do uwięzionej pani Weasley, całkowicie ignorując jej obecność. Zerknęła z niepokojem na Molly, lecz ta wyglądała na nieporuszoną. Z kamienną twarzą obserwowała Evę i jej towarzyszkę, której twarz skrywał czarny kaptur.
- Kopę lat, Molly – oznajmiła z sarkazmem nieznajoma, zatrzymując się naprzeciwko pani Weasley, która ze zmarszczonym czołem i mocno zaciśniętymi ustami wpatrywała się w kobietę.
- Wnioskuję, że powinnam cię znać? – Rzuciła ostrożnie w odpowiedzi, a tamta zareagowała wysokim, nieprzyjemnym śmiechem.
- A ja przez chwilę łudziłam się, że byłam dla ciebie znaczącą osobą w przeszłości – odparła z udawanym żalem.
- Poznałam wielu ludzi…
- Ale moja twarz powinna prześladować cię w koszmarach do końca życia! – Przerwała jej ostrym tonem, co wyraźnie zbiło Molly z tropu. – Chyba, że nie jestem jedyną przyjaciółką, którą pozostawiłaś na pastwę losu – dodała z goryczą, a ściągnięta twarz pani Weasley zaczęła się zmieniać pod wpływem szoku.
- To niemożliwe – wyszeptała, przykładając dłoń do ust i kręcąc zawzięcie głową.
Nieznajoma ściągnęła kaptur, a Hermiona zachłysnęła się oddechem. Twarz kobiety, podobnie jak szyja poznaczona była licznymi bliznami o brunatnej barwie. Długie, kręcone brązowe włosy spięte były w niedbały kok, a duże zielone oczy wyrażały nienawiść w czystej postaci. Wąskie usta ułożyły się w pogardliwy uśmieszek, gdy Molly osunęła się na kolana i wybuchła niekontrolowanym szlochem.
- Widzę, że prezentację mamy za sobą – wtrąciła Eva z widocznym znużeniem i obrzucając swoją towarzyszkę nieprzeniknionym spojrzeniem, odeszła w stronę kamiennego postumentu, zawalonego zwojami pergaminu i księgami.
- Widziałam jak budynek się walił! Nikt nie mógłby tego przeżyć. Dumbledore…
- Dumbledore był starym manipulantem, który poświęciłby każdego w imię większego dobra.
- To nieprawda! Próbował cię ratować! Wszyscy próbowaliśmy wyciągnąć cię z płomieni…
- Wszyscy poza tobą – przerwała jej zimnym tonem.
- To nie tak! Ja naprawdę próbowałam…
- Jak widać z marnym skutkiem – rzuciła z przekąsem. – Zostawiłaś mnie tam samą! Nawet nie spróbowałaś wyciągnąć mnie spod tej cholernej belki! Błagałam, żebyś mi pomogła, a ty uciekłaś – wycedziła, obrzucając rudowłosą pełnym żalu i goryczy spojrzeniem.
- W czasie wybuchu zgubiłam różdżkę. Wiedziałam, że sama sobie nie poradzę. Nie było czasu na uspokajanie cię. Ogień zbyt szybko się rozprzestrzeniał i musiałam działać – oznajmiła usprawiedliwiającym tonem. – Nigdy bym cię nie porzuciła – dodała zdławionym głosem.
- Wobec tego dlaczego nie wróciłaś?!
- Gdy znalazłam wyjście, zawaliła się wschodnia ściana. Przed domem było już kilka osób i próbowali ugasić ogień, ale przecież sama wiesz, że Szatańską Pożogę nie tak łatwo uciszyć…Chciałam wrócić, ale Artur i Dumbledore mi nie pozwolili – wyjaśniła Molly z trudem panując nad głosem. – Potem pojawił się Remus z Syriuszem…
- Milcz – zażądała kobieta dziwnie zniekształconym głosem i Hermiona oderwała spojrzenie od roztrzęsionej pani Weasley i przeniosła je na twarz nieznajomej.
Wyglądało na to, że i na niej słowa Molly wywarły wrażenie, choć Hermiona nie wiedziała, jaki rodzaj emocji mu towarzyszy.
- Masz prawo mnie winić. Syriusz też miał i nigdy nie wybaczył mi, że cię opuściłam – kontynuowała rudowłosa ze spuszczoną głową i dłońmi zaciśniętymi na udach. – Nie licząc się z niczym wbiegł do środka… sam o mało nie zginął i gdyby Albus nie zburzył ściany…
Nieznajoma odwróciła się plecami do Molly i Hermiona nie mogła dłużej obserwować jej twarzy. Była jednak pewna, że kobieta nie spodziewała się, że zareaguje na słowa byłej przyjaciółki tak silnymi emocjami.
- On cię kochał, Dorcas. Bardzo przeżył śmierć twoją i waszego dziecka. Nigdy też się z nikim nie związał. Po wyjściu z Azkabanu powiedział mi, że…
- Zamknij się wreszcie! – Wrzasnęła, odwracając się gwałtownie w stronę rudowłosej. – Zamknij się – dodała już spokojniej, normując oddech i starając się odzyskać panowanie nad sobą. – Nic mnie to nie obchodzi. A swoje łzawe historyjki i obłudne poczucie winy możesz zabrać ze sobą do piekła. Bo właśnie tam zamierzam cię wysłać – dodała z uśmiechem szaleńca.
Następnie odwróciła się na pięcie i szybkim krokiem ruszyła w stronę drzwi, które otworzyła z hukiem za pomocą magii. Hermiona była tak oszołomiona, że nie odróżniała wrzasków kobiety. Jej myśli wirowały jak szalone, przyswajając kolejne informacje i starając się je uporządkować. Zerknęła na panią Weasley, która z trudem dźwignęła się na nogi i objęła ciasno ramionami. Hermiona współczuła kobiecie i bardzo chciała dodać jej otuchy. Wiedziała jednak, że w obecności Evy niewiele może zrobić. Spojrzała w kierunku milczącej kobiety, która bez mrugnięcia oka wpatrywała się w sylwetkę Molly, jakby zobaczyła ją pierwszy raz w życiu. Podeszła bliżej klatki stając dokładnie w tym samym miejscu, w którym przed chwilą stała Dorcas.
- Czy to prawda? Czy Syriusz Black był moim ojcem? – Zapytała z wyraźnym napięciem w głosie, a Molly uniosła głowę i spojrzała na nią nieprzytomnym wzrokiem. – Odpowiedz! Czy Syriusz Black był moim ojcem?! – Ponowiła pytanie, łapiąc za żelazne pręty, które pod wpływem jej dotyku ponownie rozjarzyły się błękitną poświatą.
- Tak – wyznała pani Weasley zachrypniętym, cichym głosem, a z twarzy Evy znikły wszelkie emocje. Opuściła bezwładnie ręce, a jej wzrok stał się pusty. – Był dobrym człowiekiem. Ogromnie żałował, że nie miał szans, by tulić cię w ramionach – dodała ze smutkiem, a brunetka zamknęła oczy.
- Dość tego! – Przerwała Dorcas, wchodząc przez szeroko otwarte drzwi, a za nią wmaszerowała grupa Śmierciożerców niosąca pokaźne kawałki drewna i słomy.  – Przestań mącić mojej córce w głowie. Nie masz prawa się do niej odzywać, po tym jak skazałaś nas obydwie na śmierć – oznajmiła, patrząc kobiecie wyzywająco w twarz. - Przygotujcie stos wokół klatki – rozkazała władczym tonem, a Śmierciożercy natychmiast przystąpili do pracy. – Czas wymierzyć sprawiedliwość, Molly – wysyczała z szerokim uśmiechem, a Hermionie szybciej zabiło serce, gdy uświadomiła sobie, do czego zmierza kobieta.
 Zerknęła z nadzieją na Evę, lecz ta nawet nie kiwnęła palcem, by powstrzymać matkę. Nieporuszona rozgrywanym dramatem przyglądała się rozgorączkowanej kobiecie, ignorując wszystko i wszystkich dookoła. Hermiona szarpnęła się do przodu, lecz napotkała opór łańcucha. Czuła, jak coś przewraca jej się w brzuchu z przerażenia. Była bezradna, a świadomość tego, że będzie zmuszona bezczynnie przyglądać się egzekucji na pani Weasley doprowadzała ją do obłędu. Nikt nie zasługiwał na taką śmierć i szatynka nie potrafiła sobie wyobrazić, by ktoś mógł być zdolny do takiego okrucieństwa.
- Jakieś ostatnie życzenia? – Zapytała Dorcas, gdy Śmierciożercy skończyli układać stos. – Żadnych życzeń? – Zdziwiła się i z udawanym smutkiem dodała – Wybaczam ci, Molly. Ty też powinnaś sobie wybaczyć.
Pani Weasley dumnie uniosła głowę i spojrzała na byłą przyjaciółkę ze współczuciem. Hermiona nie potrafiła sobie wyobrazić, co musi w tej chwili przeżywać. Wszystko jednak wskazywało na to, że nie ma zamiaru prosić o życie. Wydawała się pogodzona z losem. Szatynka otworzyła usta, by błagać w jej imieniu, lecz nie wydobył się z nich żaden dźwięk. Spanikowana dotknęła odruchowo gardła i ponownie spróbowała krzyknąć, lecz i tym razem z jej ust nie wypłynął jakikolwiek dźwięk. W tym samym momencie, w którym uświadomiła sobie, że to zaklęcie blokuje jej głos, napotkała surowy wzrok Evy. Zamknęła oczy, z których strumieniem popłynęły łzy. Była bezradna i nie mogła pomóc pani Weasley.
- Gwarantuję ci, że to, co za chwilę poczujesz, będzie niczym w porównaniu z tym, co czułam ja, gdy Szatańska Pożoga trawiła moje ciało. Bo najgorsza była świadomość tego, że jestem zdana wyłącznie na siebie i muszę zrobić wszystko, by przeżyć i chronić swoje nienarodzone dziecko – oznajmiła, odbierając pochodnię od jednego ze Śmierciożerców.
Molly zacisnęła pięści i usta w wąską linie. W jej oczach lśniły łzy, lecz nie spuściła wzroku z twarzy Dorcas.
- Więc po tylu latach nie masz mi nic do powiedzenia? – Zapytała, patrząc z wyczekiwaniem na kobietę.
- Mam nadzieję, że po tym, co zrobisz, znajdziesz ukojenie i będziesz potrafiła wybaczyć samej sobie – oznajmiła ze spokojem i posłała kobiecie blady uśmiech.
- Niech tak będzie – odparła Dorcas po dłuższej chwili milczenia i patrząc prosto w ciepłe, wypełnione łzami oczy Molly, rzuciła pochodnię prosto na ułożone pod klatką drewno.
Hermiona miała wrażenie, że wszystko dzieje się jak w zwolnionym filmie. Po tym jak pochodnia upadła na stos, buchnął ogień, który sukcesywnie zaczął trawić drewno i słomę. Wtedy do środka wmaszerowała duża grupa osób na czele z Oliwerem, który zastygł w bezruchu na widok tego, co zastał. Jego towarzysze z niepokojem i dezorientacją przenosili niepewne spojrzenia na siebie, stos, Wooda, Evę i Dorcas. Ta ostatnia przymknęła powieki i uśmiechnęła się z błogością, zupełnie ignorując zamieszanie, jakie wywołała. Hermiona bezskutecznie szarpała się z łańcuchami, wyjąc bezgłośnie w rozpaczy. Spojrzała na panią Weasley, która spojrzała w jej kierunku i uśmiechnęła się tak, jak wtedy, gdy witała się z nimi po przyjeździe z Hogwartu. Tak bardzo chciała odwzajemnić ten gest, lecz nie potrafiła. Nie była tak dzielna i silna, jak Molly. I w przeciwieństwie do niej nie pogodziła się z takim końcem. Spojrzała na Evę, modląc się, by i ta na nią patrzyła i zamarła. Złoty sztylet mignął jej tylko na ułamek sekundy, nim czarownica wbiła go w dolny odcinek pleców Najwyższej Kapłanki. Dorcas otworzyła szeroko oczy, zaskoczona niespodziewanym atakiem i drgnęła. Eva przytrzymała ją i powoli osunęły się na kamienną posadzkę. Zacisnęła usta, powstrzymując drżenie brody, cały czas patrząc prosto w gasnące oczy matki. Wtedy Dorcas ostatkiem sił zacisnęła dłoń na nadgarstku córki, a jej usta poruszyły się bezgłośnie. W komnacie w oka mgnieniu zrobiło się bardzo zimno i zgasły wszystkie pochodnie włącznie ze stosem. Chwilę potem ciszę przedarł nieludzki wrzask mrożący krew w żyłach. Zastawa na stołach i ziemia niebezpiecznie zadrżały, a część szyb w oknach popękała. Ten okropny wrzask zmieszał się z krzykami innych. Nagle wszystko ucichło i ktoś zapalił pochodnię. Tuż po niej zapaliły się kolejne, rozpraszając ciemność. Hermiona otworzyła oczy i natychmiast zerknęła w stronę niedopalonego stosu. Pani Weasley była cała, zdrowa i równie przerażona jak ona. Nie patrzyła jednak w jej kierunku. Jej wzrok utkwiony był w rozłożonej na kamiennej posadzce Dorcas, na twarzy której zastygł półuśmiech, a niewidzący wzrok utkwiony był w miejscu, gdzie jeszcze niedawno stała jej córka, a teraz był Oliwer. Wood z desperacją potrząsał Evą, która wydawała się być w jakimś transie. Hermiona nawet z tej odległości widziała uwydatnione żyły, które przybrały czarny kolor i wydawały się przecinać całe ciało kobiety. Zielone oczy przybrały niepokojący czarny odcień tak, że nie można było odróżnić tęczówki od białka. Śmierciożercy wycofali się i zbili w ciasny krąg. Żaden jednak nie opuścił sali tronowej i Hermiona nie wiedziała, czy ich zachowanie wynika z lojalności, czy ze strachu przed ewentualnymi konsekwencjami. Przyłapała się na tym, że modli się o to, by kobieta okazała się martwa. Wtedy byłaby wolna i mogłaby odzyskać wolną wolę oraz dawne życie. Wiedziała, że jest samolubna i okrutna, ale nie potrafiła współczuć kobiecie, która bez większych skrupułów zabiła własną matkę i zniszczyła życie tak wielu osobom. Zamknęła oczy i zatkała dłońmi uszy, kołysząc się w przód i w tył, i skupiając się tylko na tej jednej myśli. „Niech ona będzie martwa, niech będzie martwa…”- powtarzała w kółko niczym mantrę. Przedłużająca się cisza ze strony Evy i błagalne szepty Oliwera, by tamta otworzyła oczy i wróciła do niego, coraz bardziej rozbudzały jej nadzieję.
Eva czuła krążącą w jej ciele magię. Moc tak wielką, że nie potrafiła zmusić jej, by skoncentrowała się w jednym punkcie. Słyszała głosy i krzyki wokół siebie, wyczuwała obce emocje i niejasny potok myśli. Postanowiła jednak zignorować te bodźce i skupić się na opanowaniu mocy nim ta zatrzyma jej serce. Dlatego wycofała się w głąb siebie, dokąd miała zamiar skondensować moc. Skoncentrowała się na pochwyceniu małego promienia, lecz okazało się to za trudne. Potrzebowała wzmocnienia innego czarodzieja lub magicznego artefaktu. Zaczynała żałować, że odesłała Garrica. Starzec na pewno wiedziałby, jak jej pomóc. Bez jego pomocy będzie musiała wybrać innego łącznika, który najprawdopodobniej nie przetrwa połączenia. Skupiła się na zmyśle dotyku. Dookoła niej znajdowało się wiele osób, lecz wszyscy poza jedną byli za daleko. Skupiła się na tej jednej osobie, która bez przerwy nią potrząsała i wtargnęła do jej umysłu. Zamarła, odkrywając, że to Oliwer. Ten moment kosztował ją utratę energii i połączenia. Wiedziała, że ma coraz mniej czasu i że jej jedynym ratunkiem jest prawdopodobne zabicie mężczyzny. Wiedziała, że Wood bez zastanowienia oddałby za nią życie, lecz nie była pewna, czy jest w stanie wymagać od niego takiej ofiary. Będąc zawieszoną między życiem a śmiercią, miała dostęp do wszystkich swoich uczuć i wspomnień. Wystarczyłaby myśl, a mogłaby zneutralizować runę. Miała jednak świadomość, że wtedy przygniotłoby ją poczucie winy i wyrzuty sumienia po tym, co zrobiła i czego miała się dopuścić. Dlatego mogła zrobić tylko jedno. Musiała zapieczętować runę, która zmieniła całe jej życie. Nim dopadły ją wątpliwości, szczelnie otoczyła runę magią i zapieczętowała ją. Czuła jak jej ciało drga pod wpływem fali bólu związanego z piętnowaniem, lecz nie przerwała całego procesu. Wraz z odejściem bólu odeszły wszelkie emocje, a ona odczuła niewymowną ulgę. Nareszcie nie musiała walczyć ze swoją naturą i pragnieniami. Była silniejsza. Teraz musiała ponownie nawiązać łączność. Co prawda Oliwer był ważnym pionkiem, lecz w dalszym ciągu był tylko pionkiem. Ponownie skoncentrowała się na dotyku, lecz tym razem nic nie wyczuła. Skupiła się na tym, by ruszyć ręką i z zaskoczeniem stwierdziła, że ściska w dłoni jakiś przedmiot. Jak przez mgłę pamiętała moment, gdy osuwała się na ziemię z Najwyższą Kapłanką. Wtedy też zerwała jej z szyi talizman, który był jednocześnie katalizatorem magii. Skupiła się na nim i wysłała wiązkę magii. Amulet zareagował natychmiast, jakby rozpoznał nową właścicielkę. Bez przeszkód przelała część mocy do talizmanu, czując jednocześnie, jak uczucie duszności i gorączka opuszczają jej ciało. Mając pewność, że kontroluje swoją magię oraz moc Rubinowej Róży, przystąpiła do wycofywania się z własnego wnętrza i powrotu do świata żywych.
Zachłysnęła się powietrzem i zaczęła spazmatycznie oddychać. Jej wzrok powoli odzyskiwał ostrość widzenia, a ciało zaczęło reagować prawidłowo na bodźce. Silne ramiona zamknęły ją w żelaznym uścisku i musiała minąć dłuższa chwila, by rozpoznała znajomy zapach Oliwera, który tulił ją do siebie, głaszcząc delikatnie po głowie oraz plecach i wyrzucał z siebie potok nieskładnych słów. Dopiero, gdy odzyskała całkowitą kontrolę nad sobą, odsunęła go od siebie i spróbowała wstać. Wood bezbłędnie odczytał jej intencje i pomógł dźwignąć się na nogi, a następnie asekuracyjnie stanął blisko niej. Poczuła irytację, lecz tym razem powstrzymała się od komentarza. Omiotła wzrokiem całą salę tronową, a jej wzrok zatrzymał się dłużej na bezwładnym ciele matki. Stanęła nad nią z nieprzeniknioną miną i szturchnęła jej głowę butem. Nie czuła ani żalu, ani radości z powodu jej śmierci. Była tylko satysfakcja z dobrze wykonanego zadania.
- Niech ktoś to sprzątnie nim zacznie cuchnąć – rozkazała beznamiętnym głosem i ruszyła w stronę klatki.
Z szeregu Śmierciożerców wyłoniło się dwóch mężczyzn, którzy unieśli ciało Najwyższej Kapłanki i pospiesznie opuścili komnatę.
- Chciałaś wiedzieć, Molly, gdzie był haczyk? – Zapytała zdawkowym tonem, uważnie lustrując bladą twarz pani Weasley. – Przez cały czas byłaś i jesteś nim ty. Mam nadzieję, że zdążysz wywiązać się z umowy. Bo jeśli nie, pożałujesz, że nie spaliłaś się żywcem na stosie – dodała cichym, przesyconym chłodem głosem.
Molly jedynie skinęła sztywno głową, a wtedy Eva jednym gestem otworzyła klatkę, a następnie dała znak strażnikom, by ją wyprowadzili. Pani Weasley wyglądała na spiętą, ale i zdeterminowaną. Nim opuściła salę, posłała w kierunku Hermiony blady półuśmiech, którego szatynka nie zdążyła odwzajemnić, zbyt wstrząśnięta tym, czego świadkiem była przed chwilą. Dopiero po dłuższej chwili Eva odwróciła się w stronę Śmierciożerców i omiotła ich spokojnym, władczym wzrokiem.
- Koniec przedstawienia, niech podają ucztę – oznajmiła, rozkładając ręce i dając im znak, by zajęli miejsca. - Czas rozpocząć igrzyska – dodała z zimnym uśmiechem, czającym się w kącikach warg.







37 komentarzy:

  1. I to ja lubię. Opisy... taaak. To jest dobre, ba! najlepsze.
    Urzekł mnie Twój styl pisania, historia... jestem ciekawa co będzie dalej :)
    jeden minus bloga - szablon. Nie, nie chodzi o grafikę, ale o układ kart i pola tekstowego. Meczy to podczas czytania :/
    To jest tylko moja opinia, inni mogą mieć inną - szanuję to.
    Dodaję do obserwowanych, będę zaglądać.
    Informuj mnie na gg: 50403207
    Mój blog:
    http://skryte-dramione.blogspot.com/
    Pozdrawiam, Avis :)

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Witaj w gronie Czytelników;)
      Cieszę się, że doceniasz opisy. To rzadkość wśród ludzi. Jest mi naprawdę bardzo miło.
      Układ kart? A co z nim nie tak? Myślałam, że poprawi to komfort czytania i razem z Arianą bardzo się o to starałyśmy. Na chwilę obecną niestety chyba nic nie potrafię na to poradzić, tym bardziej, że blogspot ostatnio ma jakieś fochy. Mam nadzieję, że mimo tej niewygody zostaniesz do końca?;)
      Obiecuję informować o nowych postach;) Zwłaszcza teraz, gdy mój blog nie aktualizuje się na listach czytelniczych u innych.
      Dziękuję za opinię;)
      Pozdrawiam serdecznie!

      Usuń
  2. o widzę, że szablon zmieniony! bardzo fajny. rozdział niesamowity.. tyle było w nim emocji! jedynie czego mi zabrakło to Dracona w tym wszystkim! :D czekam na dalszy rozwój akcji :)

    pozdrawiam, Anna ;*

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Uznałam, że ten lepiej obrazuje obecną akcję;)
      Dziękuję bardzo;);*
      Dracon już w następnym rozdziale będzie miał swój czas antenowy i przez dłuższy czas na pewno nie będziesz narzekać na jego brak;p
      Pozdrawiam ciepło!;*

      Usuń
  3. Odrabiam jakieś nudne zadanie z niemca i patrzę na blogi, które czytam czy nic nowego nie dodano. I wchodzę do Cb na bloga i patrzę
    1. Nowy szablon (bardzo mi się podoba)
    2. Nowym rozdział dodany 5 grudnia
    I NA MOJEJ TWARZY POJAWIA SIĘ WIELKI BANAN i szczerze się jak głupia do laptopa.
    Rozdział świetny i co najważniejszy długii <3 końcówka normalnie powaliła mnie na kolana nie spodziewałam się tego. Było mi bardzo smutno bo myślałam że już nic nie uratuje Molly, byłam w takim samym szoku co wszyscy pozostali kiedy Eva zabiła Najwyższą Kapłankę.... LAŁ .....
    Pisz szybko bo nie mogę się doczekać ,,, weny
    A no i zmieniłam nazwę z Esia :** na Esia Malfoy :** więc to dalej ja.
    Pozdrawiam :3

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Ech...blogspot uznał, że chyba nie będzie przez jakiś czas informował o nowościach u mnie. Niestety nie potrafię tego naprawić i jeśli sytuacja będzie się powtarzać, to będę musiała zgłosić to do administracji. Przepraszam za tę niedogodność. Najważniejsze jednak, że dotarłaś;) Bardzo mnie to cieszy;)
      Cieszę się, że rozdział się podobał i udało mi się przekazać tyle emocji;) Dziękuję;*
      domyśliłam się, pamiętam Cię doskonale;)
      Pozdrawiam ciepło!

      Usuń
  4. Witam :). Ostatnio znalazłam Twojego bloga i przeczytałam go w dwa dni. Bardzo mi się spodobał, więc będę zaglądać tu regularnie :). Pozdrawiam i życzę weny. Iva

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. W tam razie witam Cię serdecznie i zapraszam do kontynuowania tej magicznej podróży;) Mam nadzieję, że zostaniesz ze mną do końca i że nie zawiedziesz się;)
      Pozdrawiam ciepło!

      Usuń
  5. No cóż Kochana, przeczytałam.
    I chyba w tym momencie daruję sobie dłuższy komentarz bo będzie zbędny i powiem tyle: w tym rozdziale Eva mi się podoba i uważam, że odwaliłaś kawał zajebistej roboty. Jestem dumna z Ciebie :*

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. No cóż Kochana...powiem, że liczyłam na więcej;> Ale to już wiesz;) Dlatego trzymam Cię za słowo i czekam na właściwy komentarz;)
      Dziękuję;*

      Usuń
  6. Dopiero dzisiaj na moim blogu, pojawiła się informacja o nowej notce u Ciebie. Zdziwiłam się, że dodałaś ją już dawno :O mam nadzieję, że teraz już będzie wszystko w porządku z powiadomieniami :) Co do rozdziału..to płakałam. Jak wyobraziłam sobie Molly w płomieniach, byłam pewna, że zginie. Współczuję Evie, że miała taką matkę, jednak ona sama staje się taka jak ona, więc mimo wszystko piętno dzieciństwa na niej pozostało i zabicie jej matki na razie nic nie wskórało. Mam nadzieję, że to się zmieni i że Eva się zmieni, bo jak na razie nie mam zielonego pojęcia jaka jest możliwość pokonania jej, przecież ona nie ma słabych stron! I chciałabym, żeby Hermiona mogła wrócić do Draco. Jestem ciekawa jakie plany ma wobec niej Eva, ale nie sądzę, żeby były optymistyczne. No, ale to moje przemyślenia, jak zwykle liczę na szczęśliwe zakończenie! :) Pozdrawiam!

    http://slady-cieni-dramione.blogspot.com/ zapraszam jeśli znajdziesz czas :)

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Ja również mam taką nadzieję. Cieszę się, że mimo wszystko dotarłaś;)
      Czasami najprostsze rozwiązania wydają się najtrudniejsze... A najtrudniejsze są te, które wymagają wyboru między tym co słuszne a tym co konieczne... Z boku tak to może wyglądać, ale nie zapominaj, że Eva jest tylko człowiekiem;) Wkrótce wszystko stanie się jasne. Do zakończenia jeszcze daleko i póki co nie mogę obiecać szczęśliwego zakończenia.
      Cieszę się, że rozdział przypadł Ci do gustu;) Dziękuje;*
      Jak tylko znajdę chwilę to obiecuję wpaść. Proszę jednak o cierpliwość, bo obecnie bardzo trudno jest mi wygospodarować czas dla siebie i przyjemności. Dziękuję za zaproszenie;*
      Pozdrawiam ciepło!

      Usuń
  7. Oryginalne opowiadanie. Nie ma co. Takiej historii w całym tym Internecie jeszcze nie było a uwierz mi wiem, ponieważ jestem maniaczką czytania :) Oczywiście jestem wybredna, więc tylko coś co ma wartość przejdzie przez moje ręce bądź oczy. I tą wartością jest twoja historia. Jakiż potencjał w Tobie tkwi! Już samo to, że podjęłaś się pisania TEGO opowiadania, stworzenia koncepcji, jakiegoś planu (czy może to wena jest tak regularna?), wszystkie wątki jakie wprowadzasz są doskonale ze sobą połączone, tu Draco z Hermioną i resztą, tam Eva i cały Zakon. Przyznam szczerze, że na początku troszkę się gubiłam, ale już dużo rzeczy sobie poukładałam :)
    No cóż by tu jeszcze rzec... Jestem nowym czytelnikiem, więc miej do mnie cierpliwość, nie prowadzę żadnego bloga bo czas mi na to nie pozwala, student to jednak nie ma klawego życia :D więc nie będę powiadamiana o nowych postach ale w miarę możliwości będę zaglądać i komentować bo jak piszesz to bardzo ważne dla autora.
    Rozdział piękny, lepiej napisać tego nie można było, szkoda tylko Dracona ponieważ wreszcie układało mu się z Hermioną i teraz ona musiała odejść. Ciekawa jestem jak to przyjmie, mam nadzięję, że się nie załamie i dalej będzie walczył. Jestem zaintrygowana tym co stanie się w dalszych rozdziałach, jak potoczy się ta historia, jak piszesz, nie możesz obiecać happy endu :)
    Czekam na kolejny rozdział :)
    Nie miałam okazji złożyć Ci życzeń świątecznych (dopiero dotarłam) więc będą późne ale szczere:
    Z okazji Świąt Bożego Narodzenia,
    życzę Ci nadziei, własnego skrawka nieba,
    zadumy nad płomieniem świecy,
    filiżanki dobrej, pachnącej kawy,
    piękna poezji, muzyki,
    pogodnych świąt zimowych,
    odpoczynku, zwolnienia oddechu,
    nabrania dystansu do tego, co wokół,
    chwil roziskrzonych kolędą,
    śmiechem i wspomnieniami.
    Wesołych świąt!
    Pozdrawiam Cię i życzę weny
    Dajana

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Witam Cię serdecznie w gronie Czytelników;) Mam nadzieję, że zostaniesz ze mną do końca i jeszcze nie raz podzielisz się ze mną swoją wartościową opinią;)
      Ile komplementów!:o Jest mi bardzo miło, że opowiadanie spodobało Ci się. Bardzo się starałam, żeby nie powtarzać utartych schematów. Lubię wybrednych Czytelników, bo wiem, że są oni szczerzy w swoich opiniach;) Bardzo dziękuję za wszystkie słowa;* Co do weny- tak jest ona baardzo regularna;D Czasami wręcz uciążliwa;p Brakuje mi jednak czasu na regularne pisanie choć staram się, żeby rozdziały ukazywały się przynajmniej raz w miesiącu. W ramach przeprosin za tak rzadką publikację staram się, by rozdziały były długie.
      Oj zgadzam się, toć sama studiuję więc coś o tym wiem;D
      Spokojnie jestem wyrozumiała;)
      Ale jeśli będziesz chciała, to możesz podać mi maila i wtedy bd informować Cię o nowościach, a Ty w wolnym czasie sobie je poczytasz;)
      Dracon będzie;D I w następnym i w następnym i...;) A jak zareaguje, co wymyśli i co się z nim stanie- najbliższe trzy rozdziały pokażą;p
      Niestety nie mogę. Ale mam nadzieję, że Was nie zawiodę;)
      Dziękuję Ci ślicznie!;* Piękne życzenia! Mam nadzieję, że się spełnią;)
      Tobie również raz jeszcze życzę, by każdy kolejny dzień był wyjątkowy i piękniejszy od poprzedniego;*
      Wesołych Świąt!
      Pozdrawiam ciepło!

      Usuń
  8. Witaj,

    Ahh jakże się cieszę, że przypadkiem trafiłam na Twojego bloga i mam okazję zaczytywać się w Twoim opowiadaniu! Towarzyszę mu od samego początku i muszę przyznać, że podoba mi się zmieniona fabuła w stosunku do oryginalnej treści, a co więcej ciekawym jest fakt, że teraz to kobieta jest tą złą zamiast Voldemorta. Napiszę jeszcze raz, jak to mi się zwykle zdarza w komentarzach na tym blogu, że opowiadanie jest niesamowicie wciągające!

    Pozdrawiam, Aleksandra

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Witaj!
      W takim razie chyba zacznę coraz bardziej lubić przypadki;D Też cieszę się, że tu trafiłaś i jest mi bardzo miło, że pisana przeze mnie historia została przez Ciebie tak ciepło przyjęta;) Dziękuję!
      Pozdrawiam serdecznie!;*

      Usuń
  9. Ja pierdziu ! Ile tutaj emocji :O
    Eva córką Syriusza :O
    Jestem ciekawa co musi zrobić Molly.
    Jak zachowa się Draco kiedy opuści szpital.
    Jak przebiegną Igrzyska?
    Jak Harry poradzi sobie z natłokiem zadań i emocji gromadzących się w nim?Co stanie się z Hermioną?
    Kurcze mnóstwo pytań .

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Kurcze już sie nie moge doczekać kolejnego rozdziału !
      mega się wciągnęłam i teraz nie bd mogła spać po nocach :P
      Pozdrawiam ;*

      Usuń
  10. Przede wszystkim chciałabym Cię serdecznie powitać!;* Gorąco dziękuję Ci za każdy pojedynczy komentarz!;) Nawet nie wiesz, ile to dla mnie znaczy, że poświęciłaś swój czas, by przeczytać i skomentować każdą odsłonę Rozbitków. Ogromny ukłon w Twoim kierunku!
    Bardzo się cieszę, że tu trafiłaś i mam nadzieję, że już mnie nie zostawisz.
    Przez najbliższe dwa tygodnia mam egzaminy więc wątpię, żeby udało mi się skończyć rozdział tym bardziej, że piszę 3 na raz ;p Dlatego proszę o chwilę cierpliwości;) Postaram się, żebyście się nie zawiedli;)
    Ściskam mocno i raz jeszcze dziękuję!;*

    OdpowiedzUsuń
  11. Bardzo fajnie piszesz. Historia wciąga i nie można się od niej oderwać. Czekam na ciąg dalszy. Obserwuje i w wolnej chwili zapraszam do mnie - dopiero zaczynam, ale będzie u mnie bardziej pikantnie:)

    Fantazyjna
    mysli-bez-cenzury.blogspot.com

    OdpowiedzUsuń
  12. Rozdział przeczytałam już dawno, ale myślałam że dałam komentarz a potem nie było mnie długo w domu i tak wyszło, że piszę dopiero teraz ;)

    Rozdział naprawdę świetny :) Nawet przez myśl mi nie przeszło, że Eva może być córką Syriusza :O I jestem naprawdę ciekawa jak przebiegają te całe igrzyska i co teraz będzie z Hermioną i jak Draco zareaguje jak się dowie co się stało z Hermioną i co będzie robił Harry, że po prostu sama się w tym gubię ;) Po prostu rozdział GENIALNY !!!!!

    Przepraszam, że tak krótko, ale następnym razem napiszę więcej ;)
    Życzę weny i pozdrawiam :)

    Maggie Z.
    dramione-never-forget-you.blogspot.com

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Jak widać ja też nadrabiam zaległości z odpisywaniem na Wasze komentarze. Przepraszam, że tyle mi to zajęło, ale ostatnio nie mam chwili dla siebie.
      Wiem, że to duże zaskoczenie, ale tak miało być od początku. Będzie jeszcze stosowne wyjaśnienie tego wątku;)
      Dziękuję!;)
      Pozdrawiam!

      Usuń
  13. W końcu mniej więcej ogarniam, w jaki sposób to wszystko się ze sobą łączy. Rozdział naprawdę mega i w sumie nie wiem, co więcej powiedzieć, bo całe opowiadanie jest strasznie wciągające.

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Przede wszystkim ślicznie dziękuje za każdy Twój merytoryczny komentarz. Przepraszam, że odpisuję na nie dopiero teraz, ale brak czasu i problemy natury technicznej uniemożliwiły mi wcześniejszą odpowiedź;/ Cieszę się, że opowiadanie przypadło Ci do gustu;) Jest mi bardzo miło z tego powodu;) Mam nadzieję, że zostaniesz ze mną do końca?Po cichu na to liczę;)
      Pozdrawiam!

      Usuń
  14. Lubię te retrospekcje. :) Są fajnie wplecione, a ta tutaj bardzo przybliżyła postać Evy. Naprawdę świetnie ją kreujesz. :) Wątek z Dorcas równie interesujący. Cieszę się, że nie boisz się zabijać postaci. Ten dreszczyk emocji, ach!
    A to zdanie o spaleniu świata i popiołach - PEREŁKA.

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Lubię bawić się fabułą i majstrować przy czasie. Retrospekcje bd pojawiać się co jakiś czas w celu wyjaśnienia przeszłości i mam nadzieję, że wystarczająco rozwieją wszelkie wątpliwości.
      Cieszę się. Jej postać była dla mnie dużym wyzwaniem, podobnie zresztą jest w przypadku Zakonu Stella Mortis, o którym dowiecie się już wkrótce. Dlatego tym bardziej jest mi miło, słysząc takie słowa;)
      Masz rację, nie boję się zabijać bohaterów, ku rozpaczy wielu czytelników. Nie mniej jednak mam nadzieję, że wybaczycie mi wszystkie przeszłe i przyszłe zbrodnie...I chyba jesteś pierwszą osobą, która podziela mój entuzjazm;) Zapewniam jednak, że to zabijanie jest przemyślane i na ten moment wiem już, że przynajmniej jeden z szóstki głównych bohaterów zginie. Nie teraz i nie na końcu, ale w niedalekiej przyszłości.
      Dziękuję:) To wyszło zupełnie przypadkiem. Według mnie idealnie pasuje do Evy.
      Pozdrawiam!

      Usuń
  15. słodko-gorzki rozdział </3
    trochę się wzruszyłam.
    tylko trochę.
    *idzie po chusteczki*
    śliczny rozdział.

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Aby mogła wyjść tęcza, najpierw musi spaść deszcz. Nie mogę obiecać pełnego happy endu, ale postaram się, żeby finał historii zawierał też i pozytywy:)
      Dziękuję!;*

      Usuń
  16. Hmm, Syriusz Black ojcem? No dobra ale że ojcem Evy? A Molly przyjaciółką tej Najwyższej Kapłanki? Rozwaliłaś moją psychikę poraz kolejny. Z rozdziału na rozdział akcja coraz bardziej się rozkręca. I to jest wielki plus dla Ciebie. Miłego dnia i dużo weny życzę :)
    Pozdrawiam Ksenia Kobelak

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Widzę, że kolejne zaskoczenie. Nawiązanie do Huncwotów i czasów pierwszej wojny jest celowe. Staram się unikać przypadków;)
      Dziękuję;)
      Pozdrawiam!

      Usuń
  17. Powiem szczerze, że dawno nie miałam łez w oczach czytając fanfiction. Podczas czytania tego rozdziału zdarzyło mi się to dwa razy. Bardzo tragiczny, okrutny i pełen beznadziei fragment. Zabolała mnie mocno scena, w której Harry swoim starym zwyczajem próbuje poczuć jakiekolwiek wsparcie, pomysł na rozwiązanie problemów od Dumbledore'a. Biedny, po raz kolejny rzucony na pożarcie, z ogromnym poczuciem winy i odpowiedzialności i, jak na razie, całkowicie bezsilny z powodu niewiedzy, z czym i z kim tak dokładnie musi się mierzyć. O ironio losu, z córką Syriusza Blacka...
    Kolejna scena, w której miałam ściśnięte gardło, to rzecz jasna wydarzenia w sali, gdzie spotkały się Molly i Hermiona i gdzie dopełniło się odczłowieczenie Evy. Naprawdę bardzo ciężko czyta mi się teraz każdy kolejny fragment, bo to ewidentnie nie moje klimaty, ale nie mogę zostawić moich ulubionych bohaterów nie dowiadując się jakie będą ich dalsze losy. Poza tym, ten tekst ma naprawdę niesamowitą spójność, świetnie dopracowane przeplatanie się wątków i wciąga niesamowicie. Pozdrawiam.
    Margot

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Nie wiem, co powiedzieć. To chyba największy komplement, jaki może usłyszeć autor- zwłaszcza taki amator, jak ja:)Zawsze wzruszam się, słysząc że wzbudziłam w kimś skrajne emocje. Pewnie to wynik, małej wiary w swoje pisarskie zdolności;)
      Wiem, że nie tego się spodziewaliście, ale od początku to miała być córka Syriusza. A Harry ma już taką naturę i chyba po części za to wszyscy go pokochaliśmy;)
      Cieszę się, że mimo tego, że nie są to Twoje klimaty, Ty wciąż jesteś ze mną;) Bardzo Ci za to dziękuję!
      Pozdrawiam serdecznie!

      Usuń
  18. Chyba najlepszy do tej pory rozdział :) Wkręciłam się w postać Evy tak bardzo, że prawie zapomniałam, że jest to Dramione :D
    Tak czy inaczej, bardzo mnie zainteresowałaś i z przyjemnością idę czytać dalej :)

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Czasami też o tym zapominam więc doskonale Cię rozumiem;) Ale tak, gdybyś miała wątpliwości to dalej jest dramione;D
      Bardzo dziękuję za tak miły komplement;)
      Pozdrawiam!

      Usuń
  19. przez chwilę myślałam że naprawdę spalisz Molly na stosie cieszę się że jednak tego nie zrobiłaś


    eva

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Przyznam szczerze, że to rozważałam...Miałam dwa scenariusze. Ostatecznie wybrałam ten;)

      Usuń
  20. Co tu się właśnie odjaniepawliło?

    OdpowiedzUsuń