mam przyjemność zaprosić Was do lektury kolejnego rozdziału "Rozbitków". Mam nadzieję, że te najbliższe dwadzieścia stron nie będzie dla Was stratą czasu.
Zachęcam wszystkich do śledzenia zakładki "Prorok Codzienny" i do zapoznania się z jego treścią (zwłaszcza nowych Czytelników). Tam będą pojawiać się wszelkie informacje dotyczące bloga oraz najbliższych rozdziałów.
Chciałam serdecznie podziękować za wszystkie komentarze pod poprzednim rozdziałem. Musicie wiedzieć, że Wasze opinie motywują do szybszego pisania;) Myślę, że jeśli się postaracie, to może rozdział 20 pojawi się w postaci prezentu wcześniej?;)
Betowała jak zawsze niezawodna Faceless, za co Ci Skarbie ślicznie dziękuję!;* Nie wiem, co ja bym bez Ciebie zrobiła;)
Jak widzicie ponownie zmieniłam szablon, a w zasadzie nie ja tylko Ariana, która jest autorką obecnego wystroju;) Bardzo dziękuję Ci za wszystko;*
Ponownie pozwolę sobie na prywatę i dedykuję rozdział mojej kochanej, cudownej, młodszej siostrze, której niedawno strzeliła 18 ;*<3
Ślicznie proszę o Wasze opinie. Bardzo ich teraz potrzebuję...
Ściskam Was mocno i do następnego,
Villemo.
Rozdział 19 Najwyższa Kapłanka
Idąc za
kobietą, zacisnęła powieki, by powstrzymać cisnące się do oczu łzy. Nie miała
pojęcia, ile czasu minęło odkąd złożyła przysięgę wieczystą i zostawiła za sobą
rodziców, przyjaciół i Dracona. Na wspomnienie jego bladej i ściągniętej bólem
twarzy poczuła nieprzyjemny skurcz żołądka. Jedynym plusem całej sytuacji, w
jakiej się znalazła, było to, że Eva dotrzymała umowy i podała mężczyźnie
antidotum. W tej chwili Draco musiał już odzyskać przytomność. Hermiona
domyślała się, że blondyn musi być wściekły. Uśmiechnęła się nieznacznie, odtwarzając
znajome stalowe spojrzenie, w którym płonęła esencja furii. Już dawno przestała
analizować, jakim cudem zakochała się w Malfoyu. Stało się i nie żałowała tego.
Podobnie jak nie żałowała swojej ostatniej decyzji. Draco był pierwszym
mężczyzną, który wywrócił jej poukładany i racjonalny świat do góry nogami.
Wyzwalał w niej uczucia, które zwykle racjonalizowała i utrzymywała pod ścisłą
kontrolą. Zawsze wierzyła, że tak ma być i nigdy nie starała się tego
kwestionować. Wtedy do jej świata wkroczył Malfoy i pokazał jej, jak bardzo się
myliła. Jego powściągliwość, chłód i irytujący styl bycia sprawiły, że odzywały
się w niej emocje, które zwykle kontrolowała. Dracon Malfoy był dla niej
intrygującą zagadką, którą krok po kroku rozwiązywała, a to, co odkrywała,
coraz bardziej ją do niego przyciągało.
Ich kroki odbijały się echem po zimnych
korytarzach Alcatraz. Chłód bijący od murów i półmrok panujący w środku tylko
potęgowały jej strach i poczucie osamotnienia. Powtarzała sobie jednak, że musi
być silna. Na użalanie się nad swoim losem przyjdzie czas, gdy wreszcie będzie
mogła zostać sama. Teraz nie mogła pozwolić sobie na ten luksus. Wiedziała, że
Eva chętnie wykorzystałaby luki w jej obronie, a jeśli miała to przetrwać, musiała
odsunąć myśli o bliskich. Nie potrafiła jednak pozbyć się uczucia żalu, że nie
mogła się z nimi pożegnać i wyjaśnić motywów swojej decyzji. Ostatni raz chciała
ich przytulić, a potem, gdy zabraknie jej sił, karmić się tymi wspomnieniami,
by dalej brnąć w szaleństwo idącej przed nią kobiety. Tak bardzo pragnęła choć raz
ujrzeć rodziców i przyjaciół, by utrwalić w pamięci ich obraz.
Eva ani razu
nie odwróciła się w jej kierunku, nie odezwała słowem, nie sprawdziła, czy wciąż
za nią podąża. Zachowywała się zupełnie tak, jakby było jej obojętne to, co
stanie się z jej niewolnicą. Tuż przed przekroczeniem portalu szczegółowo
wyjaśniła jej, czego od niej oczekuje i uprzedziła, że wszelkie
nieposłuszeństwo zostanie surowo ukarane. Rozcięta, pulsująca warga miała jej
także przypominać, że nie należy zadawać pytań i odzywać się bez pozwolenia. I
choć wszystko w niej buntowało się przed takim traktowaniem, to musiała
przyznać, że jeśli chce przeżyć i chociaż spróbować znaleźć rozwiązanie, to
musi nad sobą panować i udawać posłuszeństwo. Lecz pomimo tego, że bardzo się
starała, nie mogła przestać myśleć o wszystkich okropnościach, do jakich ta
kobieta jest zdolna, a świadomość tego, że miałaby jej w tym pomóc, tylko
pogarszała jej stan. Bezwzględność i stalowy upór w spojrzeniu Evy podpowiadały
jej, że czarownica należy do osób, które nie cofną się przed niczym, by dostać
to, czego pragną.
Z naprzeciwka
dobiegły ją szybkie, ciężkie kroki, a chwilę później zza zakrętu wyłoniły się trzy
osoby, które dostrzegłszy obie kobiety przyspieszyły kroku. Dwaj mężczyźni
odziani byli w zwykłe, czarne szaty, natomiast trzeci ubrany był w pewien
rodzaj zbroi. Ciemny pancerz był idealnie skrojony tak, że eksponował
atletyczną, umięśnioną sylwetkę mężczyzny. Długa peleryna powiewała za nim, gdy
sprężystym krokiem pokonywał dzielącą ich odległość tak, że towarzysze mieli
problem w dotrzymaniu mu tempa. Hermiona była tak zajęta przyglądaniem się mu,
że nie zauważyła, gdy Eva stanęła i dosłownie w ostatniej chwili udało jej się zatrzymać
i uniknąć zderzenia. Dwoje towarzyszących mężczyźnie ludzi skłoniło się przed
kobietą, lecz ona nie zwróciła na nich uwagi. Płomyk unoszący się nad jej
dłonią, by oświetlać im drogę, przybrał na intensywności i szatynka musiała na
chwilę zmrużyć oczy.
- Czy
zdajesz sobie sprawę z tego, że odchodziłem od zmysłów? – wyrzucił z siebie
mężczyzna w zbroi, robiąc krok w stronę czarownicy i jednocześnie wchodząc w
krąg migotliwego, błękitnego światła, przed którym Hermiona ukryła się w mroku.
- Doszło do
drobnych komplikacji i w ostatniej chwili byłam zmuszona zmienić plany –
rzuciła wymijająco.
Wydawała się
nieporuszona faktem, że ktoś się o nią niepokoił. W pewnej chwili Hermiona
miała nawet wrażenie, że czarownica jest niezadowolona z widoku komitetu
powitalnego.
- Drobnych
komplikacji? Czyli Derek odrzucił twoją ofertę sojuszu?
Głos
mężczyzny był zadziwiająco znajomy i Hermiona miała wrażenie, że powinna go
doskonale pamiętać. Jako, że skrywała ją ciemność oraz sylwetka kobiety nikt
nie zwracał na nią uwagi i mogła bez zażenowania przyjrzeć się dokładniej jego
twarzy.
- Derek
postanowił spłacić swój dług w innej formie – powiedziała zdawkowym tonem, na
co mężczyzna zmarszczył czoło i posłał jej badawcze spojrzenie.
- Czyli nam
pomoże?
- To bez
znaczenia. Liczy się tylko to, że Derek i jego sfora nie będą nam przeszkadzać
– ucięła temat i utkwiła znużone spojrzenie w bliżej nieokreślonym punkcie.
- A dlaczego
masz na sobie krew? – Zapytał ostrożnie, wskazując na jej strój.
Eva uniosła
brwi i zerknęła na swoje ubranie podróżne. W ferworze zdarzeń nie zwróciła
uwagi na ślady zaschniętej już krwi. Przypuszczała, że to pozostałość po akcji
w namiocie Starszyzny. Krew musiała należeć do któregoś z wilkołaków.
- To efekt
tych drobnych komplikacji, o których już ci wspominałam – oznajmiła
lekceważącym tonem, lecz jej słowa zamiast uspokoić mężczyznę tylko zwiększyły
jego czujność.
- Powiedz
proszę, że ten pożar nie jest ich skutkiem – poprosił cicho, przyglądając się
jej twarzy z widocznym napięciem. – Powiedz, że nie miałaś z tym nic wspólnego…
- Skąd wiesz
o pożarze?
- To
nieistotne…
- Chyba się
zapominasz, Oliwerze – oznajmiła niebezpiecznie cichym głosem, a mężczyzna
zacisnął usta w wąską linię.
- Oliwer? –
Wydusiła z siebie Hermiona, patrząc na niego z szeroko otwartymi oczami. – To
ty?! To naprawdę ty… – dodała, robiąc krok w jego stronę, jakby chcąc się upewnić,
że to nie wytwór jej zmęczonego i przerażonego umysłu. – Wszyscy myśleliśmy, że nie żyjesz…
Mężczyzna
ściągnął brwi i przez chwilę uważnie lustrował twarz szatynki. Dopiero na
dźwięk swojego imienia zwrócił uwagę na towarzyszącą Evie kobietę, która stojąc
w cieniu, pozostawała do tej pory niewidoczna. W momencie, gdy weszła w krąg
niebieskiego światła, Oliwer rozpoznał ją.
- Hermiona…
- wydusił i automatycznie przeniósł zaniepokojony wzrok na nieprzeniknioną
twarz ukochanej. – Evo…
- Dość tego!
– Ucięła ostrym tonem brunetka. - Zaprowadźcie ją do komnaty przybocznej
naprzeciwko naszego drugiego gościa i rozstawcie straże przed wejściem. Niech
nikt nie waży się wejść do środka, bo osobiście dopilnuję, żeby mi za to
zapłacił – rozkazała lodowatym głosem, zwracając się do wciąż pochylonych,
milczących postaci. – Panna Granger jest naszym honorowym gościem, a co za tym
idzie, wymaga adekwatnego do jej statusu traktowania – rzuciła tajemniczo,
patrząc z góry na klęczących mężczyzn, którzy nawet nie śmieli na nią spojrzeć.
- Na dzisiejszej uczcie będziecie mieć okazję pokazać się naszym gościom z jak
najlepszej strony – zakpiła, obrzucając Hermionę zimnym spojrzeniem. – Pamiętaj
moja droga, co mi obiecałaś – ostrzegła ją i przez chwilę w milczeniu
przeszywała spojrzeniem, jakby chciała się upewnić, że szatynka zrozumiała jej
nieme ostrzeżenie. Potem ponownie zwróciła się władczym głosem do poddanych. –
Wykonać.
Mężczyźni
natychmiast poderwali się z kolan i bez ociągania ujęli Hermionę pod ramiona.
Mało delikatnym szarpnięciem zmusili ją do ruszenia przodem. Nim odeszli
ponownie skłonili się przed czarownicą i, jakby chcąc jak najszybciej zejść jej
z oczu, pociągnęli szatynkę w przeciwnym kierunku.
- Dlaczego
ją tu ściągnęłaś? - Zapytał cicho Oliwer,
wciąż nie mogąc wyjść z szoku po tym niespodziewanym spotkaniu.
- Ustalmy
coś – zaczęła z pozoru spokojnym głosem, pokonując dzielącą ich odległość. -
Jesteś utalentowanym strategiem i generałem, Oliwerze. Ale to JA jestem wodzem
– oznajmiła władczym tonem, patrząc mężczyźnie prosto w oczy. - Biorąc pod
uwagę okoliczności z przeszłości oraz twoją lojalność dam ci dobrą radę. Ale
będzie to ostatnie ostrzeżenie – dodała tym samym lodowato spokojnym głosem i
musnęła jego policzek. - Jeśli jeszcze raz podważysz mój autorytet w oczach
poddanych lub jeśli jeszcze raz zakwestionujesz moje metody, to cię zabiję –
wyszeptała mu do ucha i, nie czekając na odpowiedź, ruszyła śladem
Śmierciożerców.
Oliwer przez
chwilę stał w tym samym miejscu, patrząc pustym wzrokiem w ścianę. Miał
wrażenie, że kroki oddalającej się kobiety zlewają się ze spokojnym biciem jego serca. Słowa Evy zabolały, lecz
nie wywarły na nim wrażenia. To nie był pierwszy raz, gdy mu groziła. Od czasu,
gdy opuścili Zakon, brunetka nie była sobą. Mężczyzna był pewien, że ukochana
nigdy nie skrzywdziłaby go umyślnie. To starożytna magia zatruła jej serce i
umysł. Wiedział jednak, że nie mają wiele czasu. Każde pogwałcenie natury,
jakim jest morderstwo, coraz bardziej pchało czarownicę w otchłań szaleństwa i
mroku. Bał się nawet myśleć o tym, ile żyć poświęciła tego wieczoru, by
unieszkodliwić sforę i porwać Hermionę. Zastanawiał się, czy gdyby był bardziej
uparty i poszedł za nią, to czy zapobiegłby serii zabójstw. Może dzięki temu
ukochana nie musiałaby korzystać ze swojej magii i nie przybliżyła się bardziej
do przepaści. Tak bardzo bał się tego, że może ją stracić. Byli już tak blisko
złamania runy. Czas jednak biegł na ich niekorzyść i Oliwer bał się tego, że
zerwanie więzi nastąpi zbyt późno. Już teraz Eva znajdowała się na granicy
świata, do którego on nie miał wstępu. Gdyby ją przekroczyła, straciłby ją na
zawsze.
Październikowe poranki były wyjątkowo mroźne,
jak na tę porę roku. Mlecznobiała mgła otulała krajobraz za oknem, sprawiając
że rzeczywistość wydawała się jeszcze bardziej przytłaczająca i nieprzyjazna. Jednocześnie
jednak stanowiła doskonałą osłonę dla opuszczonej leśniczówki, która od kilku
miesięcy stanowiła jego azyl. Dla Oliwera były to najdłuższe cztery miesiące w
życiu. Każdy dzień wyglądał tak samo, lecz jemu to nie przeszkadzało. Miał
wrażenie, że Oliwer, który w czasie wojny walczył z całych sił o lepszy świat, dziś
był dla niego kimś obcym. Czuł się tak, jakby wypalił się od środka. Obecnie jego
działania ograniczały się tylko do tego, co niezbędne. Nie miał ani motywacji
ani chęci do pozbierania się do kupy i w końcu pozwolił, by paraliżująca
obojętność przejęła kontrolę nad jego życiem.
Mężczyzna niechętnie wygrzebał się z ciepłego
śpiwora i podszedł do stojącej na drewnianej beczce miednicy. Ochlapał twarz
zimną wodą, zmywając w ten sposób resztki snu i przeczesał rozczochrane włosy
mokrymi palcami. Następnie wciągnął na siebie spodnie i ciepły sweter, na który
narzucił kurtkę. Upewniwszy się, że różdżka znajduje się w kieszeni spodni,
porwał ze stołu ostatniego suchara i otuliwszy się szczelnie szalikiem, opuścił
swoje schronienie.
Wilgotne powietrze skutecznie rozbudzało jego
zmysły, gdy szedł leśnym traktem, kierując się w stronę niewielkiego jeziora,
gdzie zastawił sieci. Ryby stanowiły teraz jego główne źródło pożywienia, choć
z żalem musiał przyznać, że coraz rzadziej udawało mu się coś złowić. Dzięki
temu, że przykładał się do Zielarstwa mógł rozpoznać kilka nadających się do
zjedzenia ziół oraz owoców rosnących w tej niegościnnej części Anglii. Dodatkowo
pożywiał się ptasimi jajami i miodem. Wolał nie ryzykować wypadu do miasteczka
po jedzenie i nie pokazywać się w miejscach publicznych. Śmierciożercy w
dalszym ciągu mogli go szukać. Mogli przejrzeć jego zamiary i domyślić się, że
tylko upozorował swoją śmierć. Jeśli myślał, że po pokonaniu Voldemorta ludzie
będą mogli poczuć się bezpieczni, to na własnej skórze odczuł skutki swojej
naiwności. Nigdy nie zapomni chwili, gdy wrócił do domu, a raczej tego, co z
niego zostało, i ujrzał zmaltretowane, martwe ciała swoich rodziców. Nim
pojawili się Aurorzy, spalił wszystko i transmutował swojego martwego psa w
swoje zwłoki. Tamtego dnia opuścił magiczny wymiar i zaszył się w opuszczonej
leśniczówce w najbardziej niegościnnych rejonach północnej Anglii.
Ciche nucenie sprawiło, że zatrzymał się
gwałtownie. Całe jego ciało spięło się, a prawa ręka mocno zacisnęła na
różdżce. W ciągu tych kilku miesięcy nauczył się niezauważalnego przekradania
między drzewami i bezszelestnego przemieszczania. Dźwięk dochodził znad jeziora
i to właśnie tam Oliwer skierował swoje kroki. Powoli i z najwyższą
ostrożnością stawiał każdy pojedynczy krok, starając się nie zdradzić swojej
obecności. Im bliżej jeziora był, tym szybciej biło jego serce. Czuł, jak
adrenalina uderza mu do głowy, a jego instynkt wyostrza się. Wciąż ściskając
mocno różdżkę przykucnął i delikatnie odgarnął kępę krzaków. Nie obawiał się
zdemaskowania. Mgła w dalszym ciągu była gęsta i kryła go przed niepożądanym
wzrokiem. Położył się na brzuchu i przeciągnął jeszcze parę metrów, chcąc
dojrzeć intruza. Miał wrażenie, że widzi niewyraźny zarys sylwetki, lecz mgła i
odległość skutecznie uniemożliwiały mu identyfikację osoby. Nie miał pojęcia,
czy ma do czynienia z wrogiem czy też ze zwykłym, nieświadomym jego istnienia
tubylcem. Nie pamiętał jednak by od czasu, gdy się tu ukrył, spotkał żywą duszę,
więc postanowił zachować ostrożność. Jeszcze przez chwilę mrużył oczy w wysiłku
dostrzeżenia czegokolwiek, lecz jego próby okazały się fiaskiem. Mgła była tak
gęsta, że gdyby wyciągnął rękę, to nie dostrzegłby własnej dłoni. Miał zamiar
przenieść się na drugi brzeg, aby wybadać sytuację, gdy nagle ktoś szarpnął go
za włosy i przyłożył mu sztylet do gardła. Zastygł bardziej z zaskoczenia niż
przerażenia, że był tak głupi, że dał się podejść. Miał świadomość, że za tę
chwilę nieuwagi przyjdzie mu teraz zapłacić.
- Wstawaj – ostry, kobiecy głos i kolejne
mało delikatne szarpnięcie postawiły go do pionu, a następnie został pchnięty
na kolana. – Czego tu szukasz? – Usłyszał pytanie tuż przy uchu.
Zagryzł zęby, gdy jego kolana uderzyły
boleśnie o twardą ziemię. Czuł na szyi ciepły oddech napastnika i zimny dotyk
sztyletu.
- Przyszedłem po sieci, które zastawiłem
wczorajszego wieczoru. Chciałem je zabrać…
- Więc czemu tego nie zrobiłeś, tylko się skradałeś?
– Przerwała mu kobieta, mocniej dociskając ostrze do skóry.
- Usłyszałem kogoś i chciałem sprawdzić, czy
ten ktoś mi zagraża – wydusił zgodnie z prawdą. – Nie musisz dociskać tak tego
noża. Mogę wyjaśnić wszystko bez demonstracji sił – dodał z irytacją w głosie,
a gdy milczenie ze strony kobiety przedłużało się, dodał – Nie musisz się mnie
bać. Nic ci nie zrobię.
Odpowiedziało mu pogardliwe prychnięcie, a chwilę
później poczuł, jak ostrze odsuwa się od jego gardła. Gdy jej ręka przestała
unieruchamiać jego głowę, natychmiast obrócił się w jej stronę. Musiał
przyznać, że nie tego się spodziewał. Stojąca przed nim młoda dziewczyna mogła
być na oko w jego wieku. Długa, skromna, beżowa szata opływała jej szczupłą
sylwetkę i odsłaniała bose stopy, dzięki czemu Oliwer domyślił się, jak udało
jej się podejść niezauważoną. Duże, zielone oczy otoczone kaskadą gęstych rzęs
patrzyły na niego wyzywająco znad ściągniętych brwi, a pełne usta układały się
w kpiącym uśmiechu. Cała jej postawa wyrażała swego rodzaju lekceważenie, co
potwierdził tylko fakt, że kobieta schowała sztylet do pochwy delikatnego paska
okalającego jej wąską talię.
- Masz minutę na wyjaśnienia – oznajmiła
władczym tonem i oparła się o pień drzewa.
- Kim jesteś? – Z apytał, obserwując jak bawi
się od niechcenia końcówką długiego, przerzuconego na ramię warkocza.
- Nie ty tu jesteś od zadawania pytań –
zauważyła z przekąsem, przeszywając go ostrym spojrzeniem.
- Mam na imię Oliwer – podjął, wstając z
ziemi i robiąc krok w jej stronę, jednak widząc jak brunetka ostrzegawczo unosi
brew, zatrzymał się w niedalekiej odległości, tak by mieć ją na oku. - Mieszkam
niedaleko stąd i nigdy nie widziałem tu żywej duszy. Twoja obecność zaskoczyła
mnie i chciałem sprawdzić, czy jesteś wrogiem. To dlatego się skradałem…
- Jesteś czarodziejem – rzuciła mimochodem,
wskazując na jego różdżkę z trudną do rozszyfrowania miną.
Oliwer po chwili wahania skinął sztywno głową
i instynktownie mocniej zacisnął palce na różdżce.
- Więc też jesteś czarownicą – bardziej
stwierdził niż zapytał, a kobieta przechyliła na bok głowę i uśmiechnęła się
krzywo.
- Tak jakby – odpowiedziała tajemniczo, a gdy
posłał jej pytające spojrzenie, dodała- Powinieneś wracać skąd przyszedłeś. Te
tereny nie są bezpiecznym miejscem dla obcych, a zwłaszcza dla czarodziei.
- Nigdzie nie jest bezpiecznie. A poza tym
nie mam już gdzie wracać – odparł z goryczą bardziej do siebie niż do kobiety,
lecz ta i tak go usłyszała.
Zaintrygowana rzuciła mu spojrzenie z ukosa i
przez chwilę przyglądała się w milczeniu. Czując jej intensywne spojrzenie
podniósł wzrok. Przez krótką chwilę nie mógł się ruszyć, całkowicie zniewolony
przez jej oczy. Czuł się tak, jakby jego ciało przestało współgrać z jego wolą
i reagować na otaczające go bodźce. Myśli ulatywały z jego umysłu niczym
wzburzona woda, która przerwała tamę. Przez jedną cudowną chwilę nie czuł nic.
Był wolny od poczucia winy, bólu po stracie, nienawiści, przygnębienia,
frustracji. Liczyła się tylko zieleń jej oczu, która spalała go od środka.
Nagle wszystko ustało, a myśli, uczucia i doznania przytłoczyły go lawiną,
pozbawiając tchu. Zupełnie jakby znajdował się pod wodą i nagle się wynurzył.
Posłał zdezorientowane spojrzenie w kierunku brunetki pewien, że to ona jest
odpowiedzialna za jego stan. W głowie formułował już serię niewybrednych
komentarzy, lecz gdy na nią spojrzał, negatywne emocje uleciały z niego. Z jej
postawy znikła wrogość, a spojrzenie nie biło chłodem i wyniosłością. Dostrzegł
w nim coś jeszcze. Zrozumienie malujące się w jej wzroku sprawiło, że pierwszy
raz od czterech miesięcy zapragnął bliskości drugiego człowieka.
Oliwer
zamknął oczy i wziął głęboki wdech. Miał wrażenie, że dzień, w którym poznał Evę,
był przełomowym momentem w jego życiu. Kobieta zjawiła się w odpowiedniej
chwili, by go uratować. Być może los nie przypadkiem przeciął ich ścieżki ze
sobą. Może już wtedy pisane było mu być tym, który uratuje kobietę przed
autodestrukcją? Bał się tylko, że nie starczy mu sił i umiejętności, by jej
pomóc. Już teraz coraz trudniej było mu dotrzeć do ukochanej. Miał wrażenie, że
z dnia na dzień Eva oddala się od niego coraz bardziej, że wyjątkowa więź,
która ich połączyła, wymyka mu się z rąk. Coraz mniej było w kobiecie cech,
które kochał i za którymi tak bardzo tęsknił.
- Zawsze myślałam, że ona jest nieśmiertelna
– powiedziała cicho, opierając się o jego ramię, a on odruchowo ją przytulił. –
Nie chcę iść na jej pogrzeb, bo to będzie oznaczało, że muszę się pożegnać,
zaakceptować jej śmierć – kontynuowała bezbarwnym głosem, patrząc zaszklonym
wzrokiem na jezioro, które stało się ich wyjątkowym miejscem, gdzie ukrywali
się przed nieprzyjaznym światem i problemami. To tu się poznali i tu
przychodzili, by móc pobyć w swoim towarzystwie. Miejsce to było świadkiem ich
zwierzeń, nieśmiałych marzeń, tchnieniem nadziei i rodzącego się uczucia, które
z czasem rozkwitło do postaci miłości. A przynajmniej było tak do momentu, gdy
Eva oznajmiła swojej matce, że chce odejść z Zakonu. To wtedy zaczęły się
problemy, a ich wspólne jutro stało się niepewne. Oliwer wiedział, że powinni
uciec, gdy posiadali jeszcze element zaskoczenia. Wtedy nikt by ich nie rozdzielił.
Od czasu rytuału było to ich pierwsze spotkanie. Oliwer przychodził tu
codziennie z nadzieją, że ujrzy ukochaną, lecz za każdym razem się
rozczarowywał. Tym razem było jednak inaczej. Wiedział, że jest egoistą, ale nie
potrafił stłumić radości z powodu jej widoku.
– Nie
chcę tego… Nie jestem gotowa, żeby pozwolić jej odejść… Nie chcę się z nią
żegnać… Nie wyobrażam sobie życia w Zakonie bez niej – wydusiła zdławionym
głosem i wtuliła twarz w jego klatkę piersiową.
- Wiem, że jest ci ciężko… - zaczął łagodnym
głosem. Chciał okazać jej wsparcie i pomóc oswoić ból po stracie bliskiej osoby.
Nim jednak zdążył skończyć, Eva przerwała mu rozgoryczonym głosem.
- Nic nie rozumiesz! Teraz wszystko się
zmieni. WSZYSTKO… Teraz Pierwsza Kapłanka ma wolną rękę. Dopóki nie wybiorą
nowej przywódczyni, to ona sprawuje władzę. Tylko Najwyższa Kapłanka stała na
przeszkodzie w kontrolowaniu mnie. Teraz Pierwsza Kapłanka może aktywować runę
poprzez więź… - urwała i ukryła twarz w dłoniach, a mężczyzna spojrzał na nią z
troską.
- Może nie posunie się do tego… Przecież to
twoja…
- Ona nie jest moją matką! Nie nazywaj jej
tak – przerwała mu ostro, unosząc gwałtownie głowę. – Nigdy nią nie była. Była
zbyt zajęta nienawiścią, by zauważyć, że ma córkę – dodała z goryczą i odsunęła
się od niego. – To ona wciągnęła mnie do Zakonu, napiętnowała i patrzyła jak
Siostra Clarissa mnie katuje. Nie kiwnęła palcem, żeby ją
powstrzymać…Wystarczyło jedno jej słowo…- urwała, gdy załamał jej się głos, po
czym wypuściła uspokajająco powietrze i kontynuowała - Według niej, dzięki temu
miałam stać się silniejsza. Nie wiem, czy taka jestem. Wiem jednak, że z
pewnością silniejsza stała się moja nienawiść do niej.
- Żałuję, że musiałaś przez to przechodzić –
oznajmił udręczonym głosem, ujmując niepewnie dłoń kobiety. – Gdybym…
- Nic nie mogłeś zrobić – ucięła i uwolniła
dłoń z jego ciepłego uścisku. – Każdy, kto staje jej na drodze, umiera… Zabrała
mi wszystkich, na których mi zależało. Najpierw odesłała Garrica, potem
próbowała usunąć Hermesa, następnie przez nią straciłam ciebie, a teraz
Najwyższą Kapłankę…
- Nigdy mnie nie straciłaś – powiedział
cichym, aczkolwiek stanowczym głosem, patrząc na nią ze smutkiem. – Codziennie
od dwóch lat przychodzę tu w nadziei, że może tu wrócisz – oznajmił i
uśmiechnął się z przekąsem, jakby sam śmiał się ze swojej głupoty. Eva posłała
mu jedno z tych swoich nieodgadnionych spojrzeń, lecz nie skomentowała jego
słów, więc kontynuował – Będąc tu, w miejscu gdzie wszystko się zaczęło, czułem
się tak, jakbym był bliżej ciebie…Wspominałem każdą spędzoną z tobą chwilę i
modliłem się, by choć raz móc cię jeszcze zobaczyć… A dzisiaj moje modlitwy
zostały wysłuchane. Jesteś tu, mogę cię dotknąć, przytulić, zatonąć w
spojrzeniu, słuchać twojego głosu… Nawet nie wiesz jak bardzo za tobą
tęskniłem.
Jego spokojny głos zadziwił nawet jego.
Wykrzesał nawet tyle sił, by posłać w jej kierunku ciepły uśmiech. Eva nie
odwzajemniła ani uśmiechu, ani nie wyjawiła swoich uczuć. Tak bardzo chciał
wiedzieć, o czym ona teraz myśli. Dotknął jej policzka i pogładził go kciukiem.
Czuł mur, jaki postawiła wokół siebie i desperacko szukał jakiejś wąskiej
szczeliny, przez którą mógłby się prześliznąć, by do niej dotrzeć. Eva z natury
była nieufną i zamkniętą w sobie osobą. Zajęło mu wiele czasu, by zyskać jej
zaufanie i wydobyć jakieś informacje na jej temat. Wiele razy wydawało mu się,
że kobieta nigdy nie wpuści go do swojego świata. Zazdrośnie strzegła swoich
tajemnic i zręcznie unikała odpowiedzi na temat swojego życia, zbywając go
tajemniczymi półsłówkami. Nie chcąc zmuszać jej do zwierzeń, sam otworzył się
przed nią. Opowiadał jej o swoim poprzednim życiu, o marzeniach jakie wtedy
miał, o planach na przyszłość. Eva okazała się dobrym słuchaczem i znakomitym
obserwatorem. Taktownie nie pytała go o jego rodziców i tę koszmarną noc, gdy
spalił most powrotny do magicznego świata. Jednocześnie sama zaczęła opowiadać
mu o sobie. Na początku były to strzępy informacji, które z czasem ułożyły się
w spójną całość. Wtedy też dotarło do niego, że znajduje się za murem, a nie
poza jego granicami.
- Powiedz coś – poprosił, zaglądając jej w oczy
i szukając jakiejś wskazówki co do tego, jak powinien postąpić. – Nie szkodzi… Rozumiem
to – zapewnił ze smutkiem, gdy przez dłuższy czas panowało milczenie, i
starając się nie pokazać bólu, jaki sprawiła mu świadomość, że Eva już go nie
kocha, odsunął się i dodał – Śmierć kogoś bliskiego nie musi oznaczać
definitywnego pożegnania. Pamięć o Najwyższej Kapłance będzie dalej żywa w
twoim sercu. Będzie żyć w każdym wspomnieniu, jakie zachowasz, a jej obecność
poczujesz ilekroć o niej pomyślisz. Uważam jednak, że powinnaś iść na ten
pogrzeb. Jeśli tego nie zrobisz, nie poczujesz się lepiej – uśmiechnął się
pokrzepiająco i odruchowo ponownie ujął jej dłoń. Dopiero po chwili dotarło do
niego, że ich palce są splecione. Nim jednak zdążył odsunąć rękę, Eva odwzajemniła
uścisk i posłała mu nieśmiały uśmiech.
- Wiem – powiedziała cicho, gdy cisza między
nimi ponownie się przedłużała, na co Oliwer, nie bardzo rozumiejąc, o co jej
chodzi, uniósł brwi. – Wiem, że tu przychodziłeś – wyjaśniła, rzucając mu
krótkie spojrzenie.
- Byłaś tu? – Zapytał, czując delikatne ukłucie
żalu na myśl, że kobieta ani razu nie zdradziła mu swojej obecności. Eva jednak
pokręciła głową z pobłażającym uśmiechem.
- Byłam zbyt dobrze pilnowana, by wymknąć się
niezauważona z Zakonu. Gwardziści by mnie nie wypuścili za bramę.
- Wobec tego, skąd wiesz, że tu byłem? – Zapytał,
specjalnie rezygnując z uwagi, że przecież on też jest Gwardzistą i gdyby
przyszła do niego, to pomógłby jej. Eva jednak zdawała się czytać w jego myślach,
gdyż ze znaczącą miną pokręciła głową.
- Nie zdziwiło cię towarzystwo ciekawskiego
kruka? –Zapytała z pozoru lekkim tonem, a on otworzył szeroko oczy.
- Wykorzystywałaś Hermesa, by mnie
obserwować? Jakim cudem?
Był pod ogromnym wrażeniem talentu,
umiejętności i sprytu ukochanej. Od czasów Voldemorta nikt nie opanowywał
umysłów innych istot dla własnych celów. Eva nie odpowiedziała. Zamiast tego
uśmiechnęła się tajemniczo.
- Evo…
- Kocham cię, Oliwerze – przerwała mu
zniecierpliwiona, lecz gdy ujrzała na jego twarzy ulgę i radość, pokręciła ze
smutkiem głową. – Ale to niczego nie zmienia. Dalej jestem naznaczona. Nie ma
też już Najwyższej Kapłanki, która chroniłaby mnie przed losem, który zgotuje
mi Pierwsza Kapłanka, gdy tylko oficjalnie wyniosą ją na stanowisko…
- Tego nie wiesz…
- Obudź się, Oliwerze! Nie udowodniłam ci już
wystarczająco, że potrafię pozostać niezauważonym obserwatorem? Moja matka
zamordowała Najwyższą Kapłankę. Słyszałam, jak mówiła Siostrze Clarrisie, że ma
trzymać się z daleka od jej gabinetu i ma pozostać wśród tłumu sióstr, żeby
mieć alibi – wyrzuciła z siebie pełnym goryczy i obrzydzenia głosem. – To stało
się tuż po tym, jak Najwyższa Kapłanka nie dała jej pozwolenia na moją tresurę…Umarła,
bo chciała mnie chronić, a ja nie zdążyłam jej ostrzec – wydusiła, pozwalając
by długo powstrzymywane łzy popłynęły po jej policzkach. – Jeśli się dowie, że
się spotykamy, to zrobi to samo z tobą…
Oliwer przyciągnął ją do siebie i mocno przytulił.
Czuł taką wściekłość i nienawiść do Pierwszej Kapłanki, że miał ochotę
własnoręcznie ją zbić.
- Wolę cię stracić, niż być z tobą i skazać
cię na śmierć – wyszeptała, chowając twarz w zagłębieniu jego szyi.
- Wymyślimy coś. Obiecuję, że coś wymyślę…
Nie rozdzielą nas po raz drugi – zapewnił z powagą i zanurzył twarz w jej
włosach. To wtedy przyrzekł sobie, że zrobi i poświęci wszystko, by nigdy jej
nie stracić.
- Wymyślę
coś, Evo. Obiecuję, że i tym razem nie pozwolę, by cokolwiek nas rozdzieliło –
oznajmił cichym, zachrypniętym głosem.
***
Strażnicy
ukłonili się z szacunkiem, gdy stanęła naprzeciw masywnych drzwi do komnaty,
której strzegli. Odpowiedziała krótkim skinieniem, a jeden z mężczyzn otworzył
przed nią wrota. Niespiesznym krokiem weszła do środka pogrążonej w półmroku
komnaty. Siedząca na łóżku kobieta na jej widok poderwała się na nogi. Uniosła
dumnie podbródek i posłała nieustraszone spojrzenie. Eva uśmiechnęła się
ironicznie, lecz nie skomentowała zachowania swojego gościa.
- Słyszałam,
że pościsz – rzuciła zdawkowym tonem i opadła z gracją na fotel obok łóżka. –
Nie smakuje ci nasza kuchnia?
Molly
zignorowała zaczepkę i posłała jej beznamiętne spojrzenie. Eva z trudem
opanowała parsknięcie śmiechem. Demonstracje tej kobiety niezmiernie ją bawiły.
Z drugiej strony, gdy pominąć tę irytującą część, jej postawa poniekąd
imponowała brunetce. Ceniła odwagę, nieugiętą wolę, siłę charakteru i
inteligencję, a tego z pewnością nie brakowało czarownicy.
- Nie jesteś
dzisiaj zbyt rozmowna, Molly – westchnęła z udawanym żalem, co nie spotkało się
z żadną reakcją kobiety. – Pozwól zatem, że to ja będę mówić. Bo widzisz, moja
droga, mam dla ciebie pewną propozycję – oznajmiła lekkim tonem, przeciągając
wyrazy, a widząc, jak rudowłosa rzuca jej niechętne spojrzenie, dodała – I
radziłabym ci ją przyjąć.
- Może
jeszcze powiesz, że mam jakiś wybór? – Zapytała z przekąsem Molly, patrząc
chłodno na siedzącą wygodnie w fotelu kobietę.
- Ależ
oczywiście, że masz wybór – oznajmiła z oburzeniem brunetka i podniosła się
wolno z siedzenia. – Możesz odmówić i stracić życie. A gwarantuję ci, że nie
będzie to szybka śmierć… - powiedziała, obchodząc kobietę dookoła, niczym
drapieżnik osaczający swoją ofiarę. – Lub możesz przyjąć moją ofertę i wrócić
do rodziny – dodała wprost do jej ucha i uśmiechnęła się zimno.
Na reakcję
kobiety nie musiała długo czekać. Molly odwróciła się gwałtownie w jej stronę i
posłała podejrzliwe spojrzenie. Przez chwilę mierzyły się wzrokiem i Eva
pozwoliła rudowłosej przetrawić jej propozycje.
- Gdzie jest
haczyk? – Zapytała nieufnie, a Eva wzruszyła ramionami i ponownie rozsiadła się
w fotelu.
- Wiem, że
ostatnio bardzo się zbliżyłyśmy, ale nie jesteśmy AŻ TAK blisko, żebym dzieliła
się z tobą swoimi planami – zakpiła, nie kryjąc już rozbawienia naiwnością
kobiety.
- Wobec tego
skąd mam mieć pewność, że dotrzymasz słowa i mnie stąd wypuścisz?
- Powiedzmy,
że mam w tym swój interes – odparła, częstując się rogalem z nietkniętej przez
rudowłosą zawartości tacy. – Mmm… pyszne.
Opłacało się nie zabijać kucharza… Powinnaś spróbować …
- Nie ufam
ci – zastrzegła Molly, patrząc niepewnie na brunetkę.
- Wyjaśnijmy
sobie coś – zaczęła chłodnym tonem, porzucając sztuczną uprzejmość.
Odłożyła do
połowy zjedzonego rogala i wytarła ręce w serwetkę. Dopiero wtedy podniosła
wzrok na rudowłosą i zmierzyła ją lodowatym spojrzeniem. Po dotychczasowej
swobodnej atmosferze nie było śladu.
- Mam to
gdzieś. Tak samo jak mam gdzieś to, czy i w jaki sposób umrzesz. Radziłabym ci
jednak docenić moją dobrą wolę, bo drugiej szansy nie będzie. Wybór chyba nie jest trudny, zwłaszcza dla
kogoś w twojej sytuacji… - powiedziała zwodniczo opanowanym tonem. – Co w takim
razie wybierzesz, Molly? Życie czy śmierć?
***
W zamyśleniu
spoglądał na monumentalny grobowiec dumnie pyszniący się na tle starego zamku i
rozległego, niezmąconego niczym jeziora. Nie miał pojęcia, ile czasu minęło
odkąd opuścił Hogsmeade i znalazł się na błoniach. Nie wiedział także tego, po
co w ogóle tu przyszedł. Nie mógł przecież oczekiwać, że martwy grób rozwiąże
za niego wszystkie problemy. Niestety nie mógł nic poradzić na to, że znalazł
się w tak beznadziejnej sytuacji, że instynktownie szukał pomocy u nieżyjącego
autorytetu. Zupełnie tak, jakby oczekiwał, że duch Dumbledore’a wciąż żyje w murach
Hogwartu, a pobyt blisko zamku podpowie mu, jak rozwiązać wszystkie problemy.
Nie mógł wytrzymać w biurze. Wciąż nieruszone rzeczy Kingsleya boleśnie
przypominały mu o tym, ile osób zawiódł. Bezradność paliła go od środka. Miał
wrażenie, że kręci się w kółko, a wróg drwi z niego tuż za jego plecami. Nie
potrafił rozgryźć tego, jak przeciwnik mógł ominąć zaklęcie Fideliusa? Draco nie
pamiętał zbyt wielu szczegółów z wieczoru, gdy porwano Hermionę. Harry mógł
jednak bez trudu uzupełnić luki w jego wspomnieniach. Nie wymagało dużego
wysiłku wyobrażenie sobie przerażonej widokiem upadającego ciała Malfoya
Hermiony, która opuszcza bezpieczną kryjówkę i wpada prosto w pułapkę wroga.
Zacisnął pięści, wyrzucając sobie, że przybył za późno. Zaraz po tym, gdy dotarł
do niego patronus przyjaciółki, wysłał odpowiednie rozkazy i teleportował się
pod jej blok. To, co zobaczył, przeszło jego najśmielsze wyobrażenia. Tuzin
bezwładnych ciał otaczał strzeżoną okolicę. Jak się później okazało wszyscy
byli martwi. A gdy tylko przekroczył próg Ministerstwa, dowiedział się, że
zginęło cztery razy tyle doborowo wyszkolonych Aurorów. Nikt, kto pełnił wtedy
wartę, nie przeżył. Nikt poza Draconem, który aktualnie przebywał w Szpitalu
Świętego Munga. Z nieznanych przyczyn jego partner uniknął losu towarzyszy,
lecz nie był zadowolony z tego faktu. Harry domyślał się, co działo się teraz w
głowie przyjaciela. Znał go jednak na tyle długo, by wiedzieć, kiedy należy dać
mu święty spokój. Wiedział też, że blondyn szybko się pozbiera. Miał ku temu
dobrą motywację. Harry tuż po wyjściu z kliniki, musiał wrócić do gmachu Ministerstwa,
by spotkać się z rodzinami zamordowanych Aurorów. Ich ból i rozpacz odcisnęły
się w jego umyśle i już zawsze będą go prześladować.
Powoli
utwierdzał się w przekonaniu, że to wszystko go przerasta. Nie był gotowy, by
sprostać oczekiwaniom osób, które na niego liczyły. Nigdy nie chciał być
wodzem. Los jednak naznaczył go, jako ostatnią nadzieję na przywrócenie pokoju
i ładu, krzyżując jego ścieżkę z drogą Voldemorta. Wypełnił przepowiednię i
uwolnił świat od tyrana oraz jego popleczników, okupując zwycięstwo krwawą
ofiarą, poświęceniem i bolesną, osobistą stratą. Nigdy nie chciał być
bohaterem. Zawsze pragnął nudnego, zwyczajnego życia. Tymczasem los po raz kolejny
postanowił zmusić go do walki. Zastanawiał się, jak ma ochronić cały świat, gdy
nie udało mu się ochronić bliskich mu osób i powstrzymać tych wszystkich
morderstw. Prawda była jednak taka, że wróg go przechytrzył. Wydawało mu się,
że jest dwa kroki przed przeciwnikiem, podczas gdy to on wyprzedził jego
posunięcia. Czuł się jak niedoświadczony uczniak, który oblał bardzo ważny
egzamin z życia.
- Co pan
zrobiłby na moim miejscu, profesorze? – Wyszeptał w przestrzeń, jakby
oczekiwał, że zmarły dyrektor Hogwartu udzieli mu wskazówek.
W wyobraźni
mógł ujrzeć znajomą twarz Albusa Dumbledore’a, który przygląda mu się tym swoim
specyficznym, badawczym spojrzeniem znad okularów połówek i zachęcającym
uśmiechem, błąkającym się w kącikach ust. Zupełnie tak, jakby Harry cofnął się
w czasie i właśnie miał rozwiązać jakąś zagadkę związaną z planami Voldemorta.
Tym razem jednak było inaczej. Wtedy mógł przejrzeć Czarnego Pana, bo znał jego
styl działania. O nowym zagrożeniu nie wiedział absolutnie nic poza tym, że jest
to osoba niebezpieczna i nieprzebierająca w środkach. Jak się okazało było to
niewątpliwym atutem przeciwnika, który odważnie sięgał po środki, by dotrzeć do
celu.
Zamknął oczy,
opierając dłonie na zimnej płycie i westchnął z frustracją. Coraz bardziej dręczyła
go myśl, że coś pomija. Co gorsza ta myśl do złudzenia przypominała mu twarz
Dumbledore’a. Z roztargnieniem potarł swoje czoło w miejscu, gdzie znajdowała
się blizna. Był to jego nawyk nabyty w okresie, gdy ta przeszywała jego głowę
trudnym do zniesienia bólem, przypominając o niebezpieczeństwie ze strony
Czarnego Pana. Znak ten był swego rodzaju sygnałem ostrzegawczym i anteną
satelitarną wyłapującą nastroje Voldemorta. Po śmierci czarnoksiężnika zniknęła
łącząca ich więź i blizna przestała dawać o sobie znać.
- Harry?
Odwrócił się,
słysząc niepewny głos ukochanej. Pansy patrzyła na niego z troską i
współczuciem. Zmusił się, by posłać jej blady uśmiech. Brunetka jednak
pokręciła tylko głową i mocno go przytuliła. Odwzajemnił gest, zamykając oczy i
zanurzając twarz w jej pachnących cytrusami włosach. Znajomy zapach i bliskość
narzeczonej pozwoliły mu rozluźnić napięte mięśnie.
- Powinieneś
odpocząć, kochanie – oznajmiła, odsuwając się nieznacznie i patrząc krytycznie
na jego zmęczoną twarz.
- Pansy,
dobrze wiesz, że… - zaczął siląc się na cierpliwość.
- Wiem –
przerwała, patrząc na ukochanego ze zrozumieniem. – Wyczerpany niczego nie
wymyślisz. Musisz mieć jasny umysł, jeśli chcesz kolejny raz zbawić świat –
próbowała zażartować, by złagodzić ostrą nutę w głosie, wynikającą z troski o
narzeczonego, po czym ponownie przybrała poważną minę i dodała - A na
eliksirach wzmacniających…
Nim Pansy
zaczęła rozkręcać się na dobre, pocałował ją. Wiedział, że narzeczona ma rację.
Nie miał jednak ani siły, ani ochoty, by z nią o tym dyskutować. Potrzebował
jej wsparcia, ciepła i wiary. Poza tym nie chciał tracić czasu na kłótnie z
ukochaną. Nie w okresie, gdy tyle się działo, masowo ginęli ludzie, a
przyszłość znów wydawała się niepewna. Kobieta po chwili zaskoczenia
odwzajemniła pocałunek. Jedną ręką objął ją mocniej w tali, a drugą gładził
ciepły policzek. Pansy zanurzyła dłonie w jego włosach, robiąc na niej jeszcze
większy bałagan i pogłębiając pocałunek. Harry tak bardzo chciał zatracić się w
tej chwili. Marzył o tym, by pozbyć się piętna Wybrańca, na barkach którego
leży odpowiedzialność za cały magiczny wymiar. Wiedział jednak, że to pobożne
życzenia, a on musi wziąć się w garść. Hermiona zbeształaby go, że roztrząsa
problem, zamiast skupić się na jego rozwiązaniu. Jego przyjaciółka zawsze
potrafiła zachować zimną krew nawet w obliczu najbardziej podbramkowej
sytuacji. Skopałaby mu tyłek, gdyby zobaczyła go w takim stanie. Wiele razy jej
inteligencja, żelazna dyscyplina i odwaga uratowała mu i Ronowi życie. Gdyby
nie ona, nie przeżyliby miesiąca w czasie poszukiwań horkruksów. Choć Harry
uważał, że gdyby nie przyjaciółka, najpewniej nie dożyłby też drugiego roku
edukacji w Hogwarcie. Był jej coś winien i zamierzał zrobić wszystko, by jej
pomóc. Czuł, że czarne chmury, które dotychczas majaczyły nad horyzontem, teraz
wiszą nad nimi niepokojąco. Czekała ich niebezpieczna przeprawa przez burzę i
mężczyzna miał niemiłe przeczucie, że w tej przeprawie czeka ich coś dużo
gorszego niż porażenie piorunem. Niechętnie przerwał pocałunek i spojrzał z
czułością na narzeczoną.
- Tym razem
będzie inaczej, prawda? – Bardziej stwierdziła niż zapytała, starając się
zapanować nad głosem.
- Prawda –
potwierdził ze spokojem i odgarnął z jej twarzy zbłąkane kosmyki.
Pansy
skinęła krótko głową, walcząc dzielnie ze łzami cisnącymi się jej do oczu. Harry miał wrażenie, że powstrzymuje się od
tego, by mu o czymś powiedzieć. Zaintrygowany posłał jej badawcze spojrzenie i
już miał o to zapytać, gdy kobieta biorąc się w garść, uśmiechnęła się przez
łzy.
- Poradzisz
sobie z tym. Cokolwiek się stanie, poradzisz sobie. W końcu jesteś tym Harrym
Potterem – oznajmiła z przekonaniem zdławionym głosem.
Harry przez
chwilę bił się z myślami, a potem w odpowiedzi jedynie skinął głową i
uśmiechnął się delikatnie. Wiedział, że nie tego oczekiwała ukochana i mógł ją
zrozumieć. Pansy jednak nie pokazała zawodu lub niezadowolenia. Wręcz
przeciwnie, przyjęła to zaskakująco jak na nią spokojnie.
- Harry..
-Wiem –
zapewnił ją, przyciągając do siebie i zamykając w silnym uścisku. Ukochana
ufnie wtuliła się w jego ramiona, a on uspokajająco gładził jej plecy. – Wiem,
skarbie.
***
- Twój widok
raduje moje serce, Evo – przywitał ją wyniosły głos Najwyższej Kapłanki.
W odpowiedzi
pokłoniła się z szacunkiem, a towarzyszący jej Śmierciożercy po chwili wahania
uczynili to samo. Najwyższa Kapłanka dała jej znak, by wstała, po czym sama
omiotła zebranych w sali tronowej władczym spojrzeniem i rozkazała nieznoszącym
sprzeciwu głosem – Zostawcie nas same.
Wśród
zebranych dało się dosłyszeć szepty i niepewne spojrzenia w kierunku młodszej z
kobiet. Eva z trudem zapanowała nad parsknięciem śmiechem. Wiedziała jednak, że
matka uznałaby takie zachowanie za niegodne piastującej przez nią funkcji i
rozgniewałaby się. Do tego czarownica nie mogła dopuścić. W jej interesie
leżało utrzymanie kapłanki w stosunkowo dobrym nastroju.
- Wykonać –
potwierdziła ze spokojem, a byli Śmierciożercy skłoniwszy się z szacunkiem,
odmaszerowali w milczeniu odprowadzani ponurym spojrzeniem gościa.
- Ich
lojalność i oddanie do twojej osoby są wprost imponujące. Nie spodziewałam się,
że uda ci się osiągnąć aż tyle w tak krótkim czasie – oznajmiła z aprobatą
Najwyższa Kapłanka, gdy zostały same.
- Wymuszania
posłuszeństwa i sprawowania władzy uczyłam się od ciebie, więc chyba nie
powinno cię to dziwić – zauważyła ostrożnie Eva, podając kobiecie kielich wina.
- W istocie
– odparła, przyjmując naczynie i upijając maleńki łyk. – Chciałabym odpocząć.
To była długa i męcząca podróż.
- Komnata
już na ciebie czeka.
-
Znakomicie. Przedtem jednak chcę ją zobaczyć – oznajmiła kapłanka ze stalową
nutą w głosie i Eva domyśliła się, że matka nie ma na myśli swojej kwatery.
- Zobaczysz
ją w trakcie uczty – zaoponowała brunetka, twardym spojrzeniem omiatając ukrytą
za długą, ciemną peleryną sylwetkę kobiety.
- To nie
była prośba o pozwolenie, Evo – zauważyła Najwyższa Kapłanka z mieszaniną
pobłażania i przestrogi.
- Wiem –
odparła brunetka, ignorując ostrzeżenie. – Uważam jednak, że tym razem
uszanujesz moją prośbę i poczekasz ze swoimi porachunkami do północy.
Przygotowałam dla ciebie wiele atrakcji. Chyba nie chcesz popsuć sobie
niespodzianki, a mnie radości? – Zapytała swobodniej, porzucając wystudiowany
ton, który stosowała w murach Zakonu.
Najwyższa
Kapłanka przez chwilę przyglądała się jej w milczeniu. Eva niestety przez nasunięty
na jej twarz kaptur, nie mogła dostrzec jej miny. Miała tylko nadzieję, że
matka nie będzie upierać się przy swoim i odpuści. Zastygła w bezruchu, gdy
kobieta podeszła do niej i wyciągnęła dłoń w jej stronę. Wstrzymała oddech, gdy
pogłaskała jej policzek, zbyt zaskoczona by zareagować.
- Jestem z
ciebie bardzo dumna, kochanie. Jesteś taka, jaka ja powinnam być zawsze.
Jej słowa
całkowicie wybiły ją z równowagi. Matka jeszcze nigdy nie okazała jej
najmniejszym gestem, by była z niej dumna. Słowa te, choć tak niespodziewane i
długo wyczekiwane, wzbudziły jej niechęć. Być może gdyby usłyszała coś takiego
kilka lat wcześniej, czułaby się doceniona i akceptowana. Teraz jednak czuła
tylko frustrację.
- Zaprowadzę
cię do twojej komnaty – powiedziała cicho, odsuwając się od kobiety, by
przerwać tę niekomfortową sytuację.
Następnie,
nie czekając na odpowiedź towarzyszki, ruszyła w stronę wyjścia. Najwyższa
Kapłanka nie skomentowała jej zachowania. Przez chwilę przyglądała się w
milczeniu córce, a gdy ta, dostrzegając, że matka nie podąża za nią, posłała
jej niecierpliwe spojrzenie, ruszyła w jej stronę.
***
Hermiona
została siłą zaciągnięta do sali tronowej, która została już przygotowana do
uczty. Na niewielkim podium stały dwa wygodne krzesła i duży, drewniany stół.
Po bokach pod przeciwległymi ścianami ciągnęły się długie stoły i ławy do
siedzenia. Środek sali był pusty, zupełnie tak, jakby ktoś umyślnie chciał
zyskać tu dużą przestrzeń wolnego miejsca. Przypuszczenia Hermiony sprawdziły
się, gdy tamtędy przechodziła, ponieważ wyczuła mrowienie magii. Zagryzła zęby,
gdy prowadzący ją Śmierciożerca pchnął ją na podłogę obok podium. Obtłuczone
kolana boleśnie pulsowały, a ręka, którą chciała zamortyzować upadek, szczypała
w miejscu, gdzie zdarła naskórek. Mężczyzna, nic sobie z tego nie robiąc, mało
delikatnie ujął jej nogę i zakuł ją w kajdany, których długi, ciężki łańcuch
wbity był w podłogę. Tę samą czynność powtórzył z drugą nogą, a potem ujął
ostatnią z obręczy i sięgnął do jej szyi. Instynktownie zrobiła unik, gdy
próbował założyć jej żelazną obrożę.
Niewzruszony jej oporem Śmierciożerca ponownie powtórzył operacje i
Hermiona, szarpiąc się, wytrąciła mu ją z rąk. Rozzłoszczony mężczyzna z całych
sił spoliczkował ją tak, że upadła na kamienną posadzkę, a następnie pociągnął
ją ku górze za włosy.
- Rób, co
każę, ty plugawa szlamo albo nauczę cię dyscypliny – wycedził przez zaciśnięte
zęby, zbliżając swoją twarz do jej. – Zrozumiałaś?
Hermiona
skrzywiła się nie tylko z bólu, jaki jej zadawał, ale i dławiącego smrodu
bijącego z ust mężczyzny. Gdy nie doczekał się odpowiedzi, ponownie wymierzył
jej silny cios w brzuch, który tym razem pozbawił ją tchu.
- Zadałem ci
pytanie, głupia suko!
- Dość! – Ostry
męski baryton powstrzymał Śmierciożercę od kolejnego uderzenia.
- Generale –
mężczyzna ukłonił się uniżenie przed wchodzącym do sali Oliwerem, a ten
zmierzył go chłodnym spojrzeniem.
- Możesz mi
wyjaśnić, co robisz? – Zapytał z pozoru spokojnym głosem.
- Wykonuję
rozkazy jaśnie panienki – oznajmił z pełnym samozadowolenia uśmiechem.
- Doprawdy?
– Zapytał powątpiewającym tonem, rzucając sugestywne spojrzenie na leżącą na
podłodze kobietę.
- To wina
tej szlamy! – Zaparł się mężczyzna, obrzucając Hermionę wściekłym spojrzeniem.
– Ale pozwól mi, generale, a ja już nauczę ją posłuszeństwa i szacunku do
lepszych od siebie – poprosił drżącym z emocji głosem i posłał Hermionie
obleśny uśmiech.
- Jeśli
jeszcze raz nazwiesz kogoś w mojej obecności szlamą, to będzie to twoje
ostatnie słowo, bo sekundę później stracisz język. A jeśli jeszcze raz zobaczę,
że podniosłeś na nią rękę, to zadbam o to, żebyś trafił do zachodniej wieży –
oznajmił Wood tak spokojnym, bezdusznym tonem, że Hermiona poczuła, jak robi
jej się zimno.
Nigdy nie
spodziewałaby się zobaczyć mężczyzny w takim wydaniu. Jednak po sposobie, w
jaki wypowiedział ostatnie zdanie nie miała wątpliwości, że z całą pewnością
spełni swoją groźbę. Śmierciożerca był chyba tego samego zdania, gdyż zbladł, a
z jego twarzy znikł pełen zadowolenia uśmiech. Oblizał nerwowo wargi i rzucił
niepewne spojrzenie w stronę szatynki.
- Ale
generale, jaśnie panienka… - zaczął ostrożnie, lecz Oliwer nie pozwolił mu
skończyć.
- Nie
przypominam sobie, żeby Eva kazała ci ją bić. Byłem jednak obecny, gdy oznajmiła,
że każdy, kto skrzywdzi jej gościa, gorzko tego pożałuje – głos generała był ostry
i nabrzmiały wściekłością. Mężczyzna, o ile to w ogóle było możliwe, zbladł
jeszcze bardziej i posłał mu przerażone spojrzenie. – Widzę, że się zrozumieliśmy.
To dobrze. A teraz precz.
Śmierciożercy
nie trzeba było tego dwa razy powtarzać. Skłonił się głęboko i pospiesznie
opuścił komnatę. Wtedy to Oliwer podszedł do Hermiony i przykucnął tak, że
znaleźli się na tym samym poziomie. Z nieprzeniknioną miną ściągnął ze stołu
serwetkę i delikatnie starł z jej twarzy krew. Kobieta ze spokojem lustrowała
jego twarz, jakby szukała ukrytej w niej odpowiedzi.
- Przykro mi
– powiedział cicho, przerywając panującą między nimi niezręczną ciszę.
- Przykro
ci, bo upozorowałeś własną śmierć? Przykro, bo się poddałeś? A może dlatego, że
stałeś się jednym z nich?
- Nie
wiedziałem, że Eva cię tu ściągnie – oznajmił, po długiej chwili milczenia, na
co Hermiona wzruszyła ramionami. - Chciałbym ci tego zaoszczędzić, Herm. Jednak
gdybym się za tobą wstawił, Eva by się wściekła i by dać mi nauczkę, ukarałaby
ciebie – dodał bezbarwnym głosem, patrząc na nią ze smutkiem.
- Powinno
być ci przykro z innego powodu – oznajmiła z goryczą, patrząc mu prosto w oczy.
– Ona jest zdolna spalić cały świat, by rządzić popiołami. A ty trzymasz
pochodnię, która zapoczątkuje ten pożar – dodała z nieprzeniknioną miną.
- Eva nie
jest potworem – zaoponował, co Hermiona skwitowała jedynie ironicznym
uśmiechem. – Nic o niej nie wiesz – dodał z przekonaniem, patrząc na szatynkę
ze złością.
- Przykro
mi, Oliwerze – odparła szczerze, zakładając z powrotem nieprzeniknioną maskę.
Oliwer
obrzucił ją ponurym spojrzeniem, a gdy nie zareagowała, odwrócił się na pięcie
i opuścił salę. Słysząc dźwięk zamykanych wrót westchnęła cicho i ciągnąc za
sobą ciężki łańcuch przesunęła się tak, by móc oprzeć się o kamienne podium.
Było jej zimno i niewygodnie z żelaznymi obręczami obcierającymi kostki. Jedyną
pociechą było to, że uniknęła obroży. Podciągnęła kolana i oparła na nich brodę.
Ciche burczenie w brzuchu i odczuwane pragnienie utrudniały skupienie myśli na
właściwym celu. Musiała poznać wroga, dowiedzieć się jak najwięcej o jego
planach, metodach, przeszłości. Zamierzała odkryć zarówno jego słabe i mocne
strony, zdemaskować luki w obronie. Póki co wiedziała, że musi trzymać się z
dala od zachodniego skrzydła. Po przerażonej minie Śmierciożercy domyślała się,
że znajduje się tam coś lub ktoś, kto sieje postrach wśród mieszkańców Alcatraz.
Dotychczas była trzymana pod kluczem, a przed jej więzieniem zawsze ustawiona
była straż. Eva zadbała o to, by nie miała szans węszyć po fortecy. Nie
pomyślała jednak o tym, by otoczyć jej więzienie barierą antydźwiękową. Dlatego
spędziła ostatnie kilka godzin pod drzwiami, chciwie wyławiając każde słowo
strażników. Póki co nie dowiedziała się niczego wartościowego, ale nie
zamierzała się poddawać.
Zerknęła w
stronę wejścia, gdy wrota ponownie zaskrzypiały i do środka wprowadzono panią
Weasley. Wstrzymała oddech i utkwiła niedowierzające spojrzenie w kobiecie.
Molly, dostrzegając szatynkę, zamarła i dopiero szturchnięcie ze strony
prowadzącego ją mężczyzny wyrwało ją z szoku. Hermiona zerknęła na strażnika,
który zajął się spuszczaniem żelaznej klatki i upewniwszy się, że nie patrzy,
spojrzała na panią Weasley przykładając palec do ust i ostrzegawczo kręcąc
głową. W odpowiedzi Molly nieznacznie skinęła głową i przeniosła wzrok na
mężczyznę, który z widocznym wysiłkiem przeciągał gruby łańcuch, by obniżyć
klatkę, która po krótkiej chwili z głośnym hukiem opadła na środek sali. Wtedy
strażnik zwrócił się w kierunku rudowłosej i ujął ją pod ramię.
- Do środka
– warknął i pchnął panią Weasley tak, że ta z impetem wpadła na żelazne pręty,
a następnie zatrzasnął ją.
Żelazo
rozbłysło błękitną poświatą, a potem przybrało normalną barwę. Strażnik
uśmiechnął się mściwie i obrzucił obydwie kobiety pełnym satysfakcji
spojrzeniem. Następnie bez słowa opuścił komnatę.
- Na
Merlina, dziecko drogie, co ty tu robisz? – Zapytała Molly zduszonym głosem.
Hermiona
dźwignęła się na nogi i pociągnęła łańcuch, by zbliżyć się do kobiety. Niestety
jego długość, ciężar oraz wyczerpanie uniemożliwiły jej to. Pani Weasley
spojrzała na nią ze współczuciem, gdy opadła na kolana.
- Proszę się
o mnie nie martwić, pani Weasley - oznajmiła, taksując sylwetkę kobiety
badawczym spojrzeniem. – Cieszę się, że nic pani nie jest. Wszyscy pani szukają
i bardzo się martwią. Musimy panią stąd wyciągnąć…
- Hermionko
– przerwała jej Molly, gdy ta niespokojnym wzrokiem przeszukiwała komnatę w
celu znalezienia czegoś, co pomogłoby uwolnić kobietę z klatki. – Mam pomysł
jak nas stąd wyciągnąć. Zaufaj mi – oznajmiła ze spokojem, gdy Granger wreszcie
na nią spojrzała.
W odpowiedzi
jedynie skinęła głową, nie mając odwagi i sił, by wyjaśnić kobiecie, że dla
niej nie ma szans na ratunek, a przynajmniej nie w tej chwili.
- Co pani tu
robi? – Zapytała zamiast tego.
- Nie mam
pojęcia. Nie mam nic wspólnego z tą kobietą – odparła z rezygnacją, marszcząc
brwi, jakby się nad czymś zastanawiała. – A jak ty tu trafiłaś, kochanie?
Nim Hermiona
zdążyła odpowiedzieć, wrota ponownie się otworzyły, a do środka wmaszerowała
Eva i towarzysząca jej wysoka kobieta otulona czarną peleryną. Z szybko bijącym
sercem obserwowała, jak zbliżają się do uwięzionej pani Weasley, całkowicie
ignorując jej obecność. Zerknęła z niepokojem na Molly, lecz ta wyglądała na
nieporuszoną. Z kamienną twarzą obserwowała Evę i jej towarzyszkę, której twarz
skrywał czarny kaptur.
- Kopę lat,
Molly – oznajmiła z sarkazmem nieznajoma, zatrzymując się naprzeciwko pani
Weasley, która ze zmarszczonym czołem i mocno zaciśniętymi ustami wpatrywała
się w kobietę.
- Wnioskuję,
że powinnam cię znać? – Rzuciła ostrożnie w odpowiedzi, a tamta zareagowała
wysokim, nieprzyjemnym śmiechem.
- A ja przez
chwilę łudziłam się, że byłam dla ciebie znaczącą osobą w przeszłości – odparła
z udawanym żalem.
- Poznałam
wielu ludzi…
- Ale moja
twarz powinna prześladować cię w koszmarach do końca życia! – Przerwała jej
ostrym tonem, co wyraźnie zbiło Molly z tropu. – Chyba, że nie jestem jedyną
przyjaciółką, którą pozostawiłaś na pastwę losu – dodała z goryczą, a
ściągnięta twarz pani Weasley zaczęła się zmieniać pod wpływem szoku.
- To
niemożliwe – wyszeptała, przykładając dłoń do ust i kręcąc zawzięcie głową.
Nieznajoma
ściągnęła kaptur, a Hermiona zachłysnęła się oddechem. Twarz kobiety, podobnie
jak szyja poznaczona była licznymi bliznami o brunatnej barwie. Długie, kręcone
brązowe włosy spięte były w niedbały kok, a duże zielone oczy wyrażały
nienawiść w czystej postaci. Wąskie usta ułożyły się w pogardliwy uśmieszek,
gdy Molly osunęła się na kolana i wybuchła niekontrolowanym szlochem.
- Widzę, że
prezentację mamy za sobą – wtrąciła Eva z widocznym znużeniem i obrzucając
swoją towarzyszkę nieprzeniknionym spojrzeniem, odeszła w stronę kamiennego
postumentu, zawalonego zwojami pergaminu i księgami.
- Widziałam
jak budynek się walił! Nikt nie mógłby tego przeżyć. Dumbledore…
- Dumbledore
był starym manipulantem, który poświęciłby każdego w imię większego dobra.
- To
nieprawda! Próbował cię ratować! Wszyscy próbowaliśmy wyciągnąć cię z płomieni…
- Wszyscy
poza tobą – przerwała jej zimnym tonem.
- To nie
tak! Ja naprawdę próbowałam…
- Jak widać
z marnym skutkiem – rzuciła z przekąsem. – Zostawiłaś mnie tam samą! Nawet nie
spróbowałaś wyciągnąć mnie spod tej cholernej belki! Błagałam, żebyś mi
pomogła, a ty uciekłaś – wycedziła, obrzucając rudowłosą pełnym żalu i goryczy
spojrzeniem.
- W czasie
wybuchu zgubiłam różdżkę. Wiedziałam, że sama sobie nie poradzę. Nie było czasu
na uspokajanie cię. Ogień zbyt szybko się rozprzestrzeniał i musiałam działać –
oznajmiła usprawiedliwiającym tonem. – Nigdy bym cię nie porzuciła – dodała
zdławionym głosem.
- Wobec tego
dlaczego nie wróciłaś?!
- Gdy
znalazłam wyjście, zawaliła się wschodnia ściana. Przed domem było już kilka
osób i próbowali ugasić ogień, ale przecież sama wiesz, że Szatańską Pożogę nie
tak łatwo uciszyć…Chciałam wrócić, ale Artur i Dumbledore mi nie pozwolili –
wyjaśniła Molly z trudem panując nad głosem. – Potem pojawił się Remus z
Syriuszem…
- Milcz –
zażądała kobieta dziwnie zniekształconym głosem i Hermiona oderwała spojrzenie
od roztrzęsionej pani Weasley i przeniosła je na twarz nieznajomej.
Wyglądało na
to, że i na niej słowa Molly wywarły wrażenie, choć Hermiona nie wiedziała,
jaki rodzaj emocji mu towarzyszy.
- Masz prawo
mnie winić. Syriusz też miał i nigdy nie wybaczył mi, że cię opuściłam –
kontynuowała rudowłosa ze spuszczoną głową i dłońmi zaciśniętymi na udach. –
Nie licząc się z niczym wbiegł do środka… sam o mało nie zginął i gdyby Albus
nie zburzył ściany…
Nieznajoma
odwróciła się plecami do Molly i Hermiona nie mogła dłużej obserwować jej
twarzy. Była jednak pewna, że kobieta nie spodziewała się, że zareaguje na
słowa byłej przyjaciółki tak silnymi emocjami.
- On cię
kochał, Dorcas. Bardzo przeżył śmierć twoją i waszego dziecka. Nigdy też się z
nikim nie związał. Po wyjściu z Azkabanu powiedział mi, że…
- Zamknij
się wreszcie! – Wrzasnęła, odwracając się gwałtownie w stronę rudowłosej. –
Zamknij się – dodała już spokojniej, normując oddech i starając się odzyskać
panowanie nad sobą. – Nic mnie to nie obchodzi. A swoje łzawe historyjki i
obłudne poczucie winy możesz zabrać ze sobą do piekła. Bo właśnie tam zamierzam
cię wysłać – dodała z uśmiechem szaleńca.
Następnie
odwróciła się na pięcie i szybkim krokiem ruszyła w stronę drzwi, które
otworzyła z hukiem za pomocą magii. Hermiona była tak oszołomiona, że nie
odróżniała wrzasków kobiety. Jej myśli wirowały jak szalone, przyswajając kolejne
informacje i starając się je uporządkować. Zerknęła na panią Weasley, która z
trudem dźwignęła się na nogi i objęła ciasno ramionami. Hermiona współczuła
kobiecie i bardzo chciała dodać jej otuchy. Wiedziała jednak, że w obecności
Evy niewiele może zrobić. Spojrzała w kierunku milczącej kobiety, która bez
mrugnięcia oka wpatrywała się w sylwetkę Molly, jakby zobaczyła ją pierwszy raz
w życiu. Podeszła bliżej klatki stając dokładnie w tym samym miejscu, w którym
przed chwilą stała Dorcas.
- Czy to
prawda? Czy Syriusz Black był moim ojcem? – Zapytała z wyraźnym napięciem w
głosie, a Molly uniosła głowę i spojrzała na nią nieprzytomnym wzrokiem. –
Odpowiedz! Czy Syriusz Black był moim ojcem?! – Ponowiła pytanie, łapiąc za
żelazne pręty, które pod wpływem jej dotyku ponownie rozjarzyły się błękitną
poświatą.
- Tak –
wyznała pani Weasley zachrypniętym, cichym głosem, a z twarzy Evy znikły
wszelkie emocje. Opuściła bezwładnie ręce, a jej wzrok stał się pusty. – Był
dobrym człowiekiem. Ogromnie żałował, że nie miał szans, by tulić cię w
ramionach – dodała ze smutkiem, a brunetka zamknęła oczy.
- Dość tego!
– Przerwała Dorcas, wchodząc przez szeroko otwarte drzwi, a za nią wmaszerowała
grupa Śmierciożerców niosąca pokaźne kawałki drewna i słomy. – Przestań mącić mojej córce w głowie. Nie
masz prawa się do niej odzywać, po tym jak skazałaś nas obydwie na śmierć –
oznajmiła, patrząc kobiecie wyzywająco w twarz. - Przygotujcie stos wokół
klatki – rozkazała władczym tonem, a Śmierciożercy natychmiast przystąpili do
pracy. – Czas wymierzyć sprawiedliwość, Molly – wysyczała z szerokim uśmiechem,
a Hermionie szybciej zabiło serce, gdy uświadomiła sobie, do czego zmierza
kobieta.
Zerknęła z nadzieją na Evę, lecz ta nawet nie
kiwnęła palcem, by powstrzymać matkę. Nieporuszona rozgrywanym dramatem
przyglądała się rozgorączkowanej kobiecie, ignorując wszystko i wszystkich
dookoła. Hermiona szarpnęła się do przodu, lecz napotkała opór łańcucha. Czuła,
jak coś przewraca jej się w brzuchu z przerażenia. Była bezradna, a świadomość
tego, że będzie zmuszona bezczynnie przyglądać się egzekucji na pani Weasley
doprowadzała ją do obłędu. Nikt nie zasługiwał na taką śmierć i szatynka nie
potrafiła sobie wyobrazić, by ktoś mógł być zdolny do takiego okrucieństwa.
- Jakieś
ostatnie życzenia? – Zapytała Dorcas, gdy Śmierciożercy skończyli układać stos.
– Żadnych życzeń? – Zdziwiła się i z udawanym smutkiem dodała – Wybaczam ci,
Molly. Ty też powinnaś sobie wybaczyć.
Pani Weasley
dumnie uniosła głowę i spojrzała na byłą przyjaciółkę ze współczuciem. Hermiona
nie potrafiła sobie wyobrazić, co musi w tej chwili przeżywać. Wszystko jednak
wskazywało na to, że nie ma zamiaru prosić o życie. Wydawała się pogodzona z
losem. Szatynka otworzyła usta, by błagać w jej imieniu, lecz nie wydobył się z
nich żaden dźwięk. Spanikowana dotknęła odruchowo gardła i ponownie spróbowała
krzyknąć, lecz i tym razem z jej ust nie wypłynął jakikolwiek dźwięk. W tym
samym momencie, w którym uświadomiła sobie, że to zaklęcie blokuje jej głos,
napotkała surowy wzrok Evy. Zamknęła oczy, z których strumieniem popłynęły łzy.
Była bezradna i nie mogła pomóc pani Weasley.
- Gwarantuję
ci, że to, co za chwilę poczujesz, będzie niczym w porównaniu z tym, co czułam
ja, gdy Szatańska Pożoga trawiła moje ciało. Bo najgorsza była świadomość tego,
że jestem zdana wyłącznie na siebie i muszę zrobić wszystko, by przeżyć i
chronić swoje nienarodzone dziecko – oznajmiła, odbierając pochodnię od jednego
ze Śmierciożerców.
Molly
zacisnęła pięści i usta w wąską linie. W jej oczach lśniły łzy, lecz nie
spuściła wzroku z twarzy Dorcas.
- Więc po
tylu latach nie masz mi nic do powiedzenia? – Zapytała, patrząc z wyczekiwaniem
na kobietę.
- Mam
nadzieję, że po tym, co zrobisz, znajdziesz ukojenie i będziesz potrafiła
wybaczyć samej sobie – oznajmiła ze spokojem i posłała kobiecie blady uśmiech.
- Niech tak
będzie – odparła Dorcas po dłuższej chwili milczenia i patrząc prosto w ciepłe,
wypełnione łzami oczy Molly, rzuciła pochodnię prosto na ułożone pod klatką
drewno.
Hermiona miała
wrażenie, że wszystko dzieje się jak w zwolnionym filmie. Po tym jak pochodnia
upadła na stos, buchnął ogień, który sukcesywnie zaczął trawić drewno i słomę.
Wtedy do środka wmaszerowała duża grupa osób na czele z Oliwerem, który zastygł
w bezruchu na widok tego, co zastał. Jego towarzysze z niepokojem i
dezorientacją przenosili niepewne spojrzenia na siebie, stos, Wooda, Evę i
Dorcas. Ta ostatnia przymknęła powieki i uśmiechnęła się z błogością, zupełnie
ignorując zamieszanie, jakie wywołała. Hermiona bezskutecznie szarpała się z
łańcuchami, wyjąc bezgłośnie w rozpaczy. Spojrzała na panią Weasley, która
spojrzała w jej kierunku i uśmiechnęła się tak, jak wtedy, gdy witała się z
nimi po przyjeździe z Hogwartu. Tak bardzo chciała odwzajemnić ten gest, lecz
nie potrafiła. Nie była tak dzielna i silna, jak Molly. I w przeciwieństwie do
niej nie pogodziła się z takim końcem. Spojrzała na Evę, modląc się, by i ta na
nią patrzyła i zamarła. Złoty sztylet mignął jej tylko na ułamek sekundy, nim
czarownica wbiła go w dolny odcinek pleców Najwyższej Kapłanki. Dorcas
otworzyła szeroko oczy, zaskoczona niespodziewanym atakiem i drgnęła. Eva
przytrzymała ją i powoli osunęły się na kamienną posadzkę. Zacisnęła usta,
powstrzymując drżenie brody, cały czas patrząc prosto w gasnące oczy matki.
Wtedy Dorcas ostatkiem sił zacisnęła dłoń na nadgarstku córki, a jej usta
poruszyły się bezgłośnie. W komnacie w oka mgnieniu zrobiło się bardzo zimno i
zgasły wszystkie pochodnie włącznie ze stosem. Chwilę potem ciszę przedarł
nieludzki wrzask mrożący krew w żyłach. Zastawa na stołach i ziemia
niebezpiecznie zadrżały, a część szyb w oknach popękała. Ten okropny wrzask
zmieszał się z krzykami innych. Nagle wszystko ucichło i ktoś zapalił
pochodnię. Tuż po niej zapaliły się kolejne, rozpraszając ciemność. Hermiona
otworzyła oczy i natychmiast zerknęła w stronę niedopalonego stosu. Pani
Weasley była cała, zdrowa i równie przerażona jak ona. Nie patrzyła jednak w
jej kierunku. Jej wzrok utkwiony był w rozłożonej na kamiennej posadzce Dorcas,
na twarzy której zastygł półuśmiech, a niewidzący wzrok utkwiony był w miejscu,
gdzie jeszcze niedawno stała jej córka, a teraz był Oliwer. Wood z desperacją
potrząsał Evą, która wydawała się być w jakimś transie. Hermiona nawet z tej
odległości widziała uwydatnione żyły, które przybrały czarny kolor i wydawały
się przecinać całe ciało kobiety. Zielone oczy przybrały niepokojący czarny
odcień tak, że nie można było odróżnić tęczówki od białka. Śmierciożercy
wycofali się i zbili w ciasny krąg. Żaden jednak nie opuścił sali tronowej i
Hermiona nie wiedziała, czy ich zachowanie wynika z lojalności, czy ze strachu
przed ewentualnymi konsekwencjami. Przyłapała się na tym, że modli się o to, by
kobieta okazała się martwa. Wtedy byłaby wolna i mogłaby odzyskać wolną wolę
oraz dawne życie. Wiedziała, że jest samolubna i okrutna, ale nie potrafiła
współczuć kobiecie, która bez większych skrupułów zabiła własną matkę i
zniszczyła życie tak wielu osobom. Zamknęła oczy i zatkała dłońmi uszy,
kołysząc się w przód i w tył, i skupiając się tylko na tej jednej myśli. „Niech
ona będzie martwa, niech będzie martwa…”- powtarzała w kółko niczym mantrę. Przedłużająca się cisza ze strony Evy i błagalne szepty Oliwera, by tamta
otworzyła oczy i wróciła do niego, coraz bardziej rozbudzały jej nadzieję.
Eva czuła
krążącą w jej ciele magię. Moc tak wielką, że nie potrafiła zmusić jej, by
skoncentrowała się w jednym punkcie. Słyszała głosy i krzyki wokół siebie,
wyczuwała obce emocje i niejasny potok myśli. Postanowiła jednak zignorować te
bodźce i skupić się na opanowaniu mocy nim ta zatrzyma jej serce. Dlatego
wycofała się w głąb siebie, dokąd miała zamiar skondensować moc. Skoncentrowała
się na pochwyceniu małego promienia, lecz okazało się to za trudne. Potrzebowała
wzmocnienia innego czarodzieja lub magicznego artefaktu. Zaczynała żałować, że
odesłała Garrica. Starzec na pewno wiedziałby, jak jej pomóc. Bez jego pomocy
będzie musiała wybrać innego łącznika, który najprawdopodobniej nie przetrwa
połączenia. Skupiła się na zmyśle dotyku. Dookoła niej znajdowało się wiele
osób, lecz wszyscy poza jedną byli za daleko. Skupiła się na tej jednej osobie,
która bez przerwy nią potrząsała i wtargnęła do jej umysłu. Zamarła,
odkrywając, że to Oliwer. Ten moment kosztował ją utratę energii i połączenia.
Wiedziała, że ma coraz mniej czasu i że jej jedynym ratunkiem jest
prawdopodobne zabicie mężczyzny. Wiedziała, że Wood bez zastanowienia oddałby
za nią życie, lecz nie była pewna, czy jest w stanie wymagać od niego takiej ofiary.
Będąc zawieszoną między życiem a śmiercią, miała dostęp do wszystkich swoich
uczuć i wspomnień. Wystarczyłaby myśl, a mogłaby zneutralizować runę. Miała
jednak świadomość, że wtedy przygniotłoby ją poczucie winy i wyrzuty sumienia
po tym, co zrobiła i czego miała się dopuścić. Dlatego mogła zrobić tylko
jedno. Musiała zapieczętować runę, która zmieniła całe jej życie. Nim dopadły
ją wątpliwości, szczelnie otoczyła runę magią i zapieczętowała ją. Czuła jak
jej ciało drga pod wpływem fali bólu związanego z piętnowaniem, lecz nie
przerwała całego procesu. Wraz z odejściem bólu odeszły wszelkie emocje, a ona
odczuła niewymowną ulgę. Nareszcie nie musiała walczyć ze swoją naturą i
pragnieniami. Była silniejsza. Teraz musiała ponownie nawiązać łączność. Co prawda
Oliwer był ważnym pionkiem, lecz w dalszym ciągu był tylko pionkiem. Ponownie
skoncentrowała się na dotyku, lecz tym razem nic nie wyczuła. Skupiła się na
tym, by ruszyć ręką i z zaskoczeniem stwierdziła, że ściska w dłoni jakiś
przedmiot. Jak przez mgłę pamiętała moment, gdy osuwała się na ziemię z
Najwyższą Kapłanką. Wtedy też zerwała jej z szyi talizman, który był
jednocześnie katalizatorem magii. Skupiła się na nim i wysłała wiązkę magii.
Amulet zareagował natychmiast, jakby rozpoznał nową właścicielkę. Bez przeszkód
przelała część mocy do talizmanu, czując jednocześnie, jak uczucie duszności i
gorączka opuszczają jej ciało. Mając pewność, że kontroluje swoją magię oraz
moc Rubinowej Róży, przystąpiła do wycofywania się z własnego wnętrza i powrotu
do świata żywych.
Zachłysnęła
się powietrzem i zaczęła spazmatycznie oddychać. Jej wzrok powoli odzyskiwał
ostrość widzenia, a ciało zaczęło reagować prawidłowo na bodźce. Silne ramiona
zamknęły ją w żelaznym uścisku i musiała minąć dłuższa chwila, by rozpoznała
znajomy zapach Oliwera, który tulił ją do siebie, głaszcząc delikatnie po
głowie oraz plecach i wyrzucał z siebie potok nieskładnych słów. Dopiero, gdy
odzyskała całkowitą kontrolę nad sobą, odsunęła go od siebie i spróbowała
wstać. Wood bezbłędnie odczytał jej intencje i pomógł dźwignąć się na nogi, a
następnie asekuracyjnie stanął blisko niej. Poczuła irytację, lecz tym razem
powstrzymała się od komentarza. Omiotła wzrokiem całą salę tronową, a jej wzrok
zatrzymał się dłużej na bezwładnym ciele matki. Stanęła nad nią z
nieprzeniknioną miną i szturchnęła jej głowę butem. Nie czuła ani żalu, ani
radości z powodu jej śmierci. Była tylko satysfakcja z dobrze wykonanego
zadania.
- Niech ktoś
to sprzątnie nim zacznie cuchnąć – rozkazała beznamiętnym głosem i ruszyła w
stronę klatki.
Z szeregu
Śmierciożerców wyłoniło się dwóch mężczyzn, którzy unieśli ciało Najwyższej
Kapłanki i pospiesznie opuścili komnatę.
- Chciałaś
wiedzieć, Molly, gdzie był haczyk? – Zapytała zdawkowym tonem, uważnie
lustrując bladą twarz pani Weasley. – Przez cały czas byłaś i jesteś nim ty.
Mam nadzieję, że zdążysz wywiązać się z umowy. Bo jeśli nie, pożałujesz, że nie
spaliłaś się żywcem na stosie – dodała cichym, przesyconym chłodem głosem.
Molly
jedynie skinęła sztywno głową, a wtedy Eva jednym gestem otworzyła klatkę, a
następnie dała znak strażnikom, by ją wyprowadzili. Pani Weasley wyglądała na
spiętą, ale i zdeterminowaną. Nim opuściła salę, posłała w kierunku Hermiony
blady półuśmiech, którego szatynka nie zdążyła odwzajemnić, zbyt wstrząśnięta
tym, czego świadkiem była przed chwilą. Dopiero po dłuższej chwili Eva
odwróciła się w stronę Śmierciożerców i omiotła ich spokojnym, władczym wzrokiem.
- Koniec
przedstawienia, niech podają ucztę – oznajmiła, rozkładając ręce i dając im
znak, by zajęli miejsca. - Czas rozpocząć igrzyska – dodała z zimnym uśmiechem,
czającym się w kącikach warg.
I to ja lubię. Opisy... taaak. To jest dobre, ba! najlepsze.
OdpowiedzUsuńUrzekł mnie Twój styl pisania, historia... jestem ciekawa co będzie dalej :)
jeden minus bloga - szablon. Nie, nie chodzi o grafikę, ale o układ kart i pola tekstowego. Meczy to podczas czytania :/
To jest tylko moja opinia, inni mogą mieć inną - szanuję to.
Dodaję do obserwowanych, będę zaglądać.
Informuj mnie na gg: 50403207
Mój blog:
http://skryte-dramione.blogspot.com/
Pozdrawiam, Avis :)
Witaj w gronie Czytelników;)
UsuńCieszę się, że doceniasz opisy. To rzadkość wśród ludzi. Jest mi naprawdę bardzo miło.
Układ kart? A co z nim nie tak? Myślałam, że poprawi to komfort czytania i razem z Arianą bardzo się o to starałyśmy. Na chwilę obecną niestety chyba nic nie potrafię na to poradzić, tym bardziej, że blogspot ostatnio ma jakieś fochy. Mam nadzieję, że mimo tej niewygody zostaniesz do końca?;)
Obiecuję informować o nowych postach;) Zwłaszcza teraz, gdy mój blog nie aktualizuje się na listach czytelniczych u innych.
Dziękuję za opinię;)
Pozdrawiam serdecznie!
o widzę, że szablon zmieniony! bardzo fajny. rozdział niesamowity.. tyle było w nim emocji! jedynie czego mi zabrakło to Dracona w tym wszystkim! :D czekam na dalszy rozwój akcji :)
OdpowiedzUsuńpozdrawiam, Anna ;*
Uznałam, że ten lepiej obrazuje obecną akcję;)
UsuńDziękuję bardzo;);*
Dracon już w następnym rozdziale będzie miał swój czas antenowy i przez dłuższy czas na pewno nie będziesz narzekać na jego brak;p
Pozdrawiam ciepło!;*
Odrabiam jakieś nudne zadanie z niemca i patrzę na blogi, które czytam czy nic nowego nie dodano. I wchodzę do Cb na bloga i patrzę
OdpowiedzUsuń1. Nowy szablon (bardzo mi się podoba)
2. Nowym rozdział dodany 5 grudnia
I NA MOJEJ TWARZY POJAWIA SIĘ WIELKI BANAN i szczerze się jak głupia do laptopa.
Rozdział świetny i co najważniejszy długii <3 końcówka normalnie powaliła mnie na kolana nie spodziewałam się tego. Było mi bardzo smutno bo myślałam że już nic nie uratuje Molly, byłam w takim samym szoku co wszyscy pozostali kiedy Eva zabiła Najwyższą Kapłankę.... LAŁ .....
Pisz szybko bo nie mogę się doczekać ,,, weny
A no i zmieniłam nazwę z Esia :** na Esia Malfoy :** więc to dalej ja.
Pozdrawiam :3
Ech...blogspot uznał, że chyba nie będzie przez jakiś czas informował o nowościach u mnie. Niestety nie potrafię tego naprawić i jeśli sytuacja będzie się powtarzać, to będę musiała zgłosić to do administracji. Przepraszam za tę niedogodność. Najważniejsze jednak, że dotarłaś;) Bardzo mnie to cieszy;)
UsuńCieszę się, że rozdział się podobał i udało mi się przekazać tyle emocji;) Dziękuję;*
domyśliłam się, pamiętam Cię doskonale;)
Pozdrawiam ciepło!
Witam :). Ostatnio znalazłam Twojego bloga i przeczytałam go w dwa dni. Bardzo mi się spodobał, więc będę zaglądać tu regularnie :). Pozdrawiam i życzę weny. Iva
OdpowiedzUsuńW tam razie witam Cię serdecznie i zapraszam do kontynuowania tej magicznej podróży;) Mam nadzieję, że zostaniesz ze mną do końca i że nie zawiedziesz się;)
UsuńPozdrawiam ciepło!
No cóż Kochana, przeczytałam.
OdpowiedzUsuńI chyba w tym momencie daruję sobie dłuższy komentarz bo będzie zbędny i powiem tyle: w tym rozdziale Eva mi się podoba i uważam, że odwaliłaś kawał zajebistej roboty. Jestem dumna z Ciebie :*
No cóż Kochana...powiem, że liczyłam na więcej;> Ale to już wiesz;) Dlatego trzymam Cię za słowo i czekam na właściwy komentarz;)
UsuńDziękuję;*
Dopiero dzisiaj na moim blogu, pojawiła się informacja o nowej notce u Ciebie. Zdziwiłam się, że dodałaś ją już dawno :O mam nadzieję, że teraz już będzie wszystko w porządku z powiadomieniami :) Co do rozdziału..to płakałam. Jak wyobraziłam sobie Molly w płomieniach, byłam pewna, że zginie. Współczuję Evie, że miała taką matkę, jednak ona sama staje się taka jak ona, więc mimo wszystko piętno dzieciństwa na niej pozostało i zabicie jej matki na razie nic nie wskórało. Mam nadzieję, że to się zmieni i że Eva się zmieni, bo jak na razie nie mam zielonego pojęcia jaka jest możliwość pokonania jej, przecież ona nie ma słabych stron! I chciałabym, żeby Hermiona mogła wrócić do Draco. Jestem ciekawa jakie plany ma wobec niej Eva, ale nie sądzę, żeby były optymistyczne. No, ale to moje przemyślenia, jak zwykle liczę na szczęśliwe zakończenie! :) Pozdrawiam!
OdpowiedzUsuńhttp://slady-cieni-dramione.blogspot.com/ zapraszam jeśli znajdziesz czas :)
Ja również mam taką nadzieję. Cieszę się, że mimo wszystko dotarłaś;)
UsuńCzasami najprostsze rozwiązania wydają się najtrudniejsze... A najtrudniejsze są te, które wymagają wyboru między tym co słuszne a tym co konieczne... Z boku tak to może wyglądać, ale nie zapominaj, że Eva jest tylko człowiekiem;) Wkrótce wszystko stanie się jasne. Do zakończenia jeszcze daleko i póki co nie mogę obiecać szczęśliwego zakończenia.
Cieszę się, że rozdział przypadł Ci do gustu;) Dziękuje;*
Jak tylko znajdę chwilę to obiecuję wpaść. Proszę jednak o cierpliwość, bo obecnie bardzo trudno jest mi wygospodarować czas dla siebie i przyjemności. Dziękuję za zaproszenie;*
Pozdrawiam ciepło!
Oryginalne opowiadanie. Nie ma co. Takiej historii w całym tym Internecie jeszcze nie było a uwierz mi wiem, ponieważ jestem maniaczką czytania :) Oczywiście jestem wybredna, więc tylko coś co ma wartość przejdzie przez moje ręce bądź oczy. I tą wartością jest twoja historia. Jakiż potencjał w Tobie tkwi! Już samo to, że podjęłaś się pisania TEGO opowiadania, stworzenia koncepcji, jakiegoś planu (czy może to wena jest tak regularna?), wszystkie wątki jakie wprowadzasz są doskonale ze sobą połączone, tu Draco z Hermioną i resztą, tam Eva i cały Zakon. Przyznam szczerze, że na początku troszkę się gubiłam, ale już dużo rzeczy sobie poukładałam :)
OdpowiedzUsuńNo cóż by tu jeszcze rzec... Jestem nowym czytelnikiem, więc miej do mnie cierpliwość, nie prowadzę żadnego bloga bo czas mi na to nie pozwala, student to jednak nie ma klawego życia :D więc nie będę powiadamiana o nowych postach ale w miarę możliwości będę zaglądać i komentować bo jak piszesz to bardzo ważne dla autora.
Rozdział piękny, lepiej napisać tego nie można było, szkoda tylko Dracona ponieważ wreszcie układało mu się z Hermioną i teraz ona musiała odejść. Ciekawa jestem jak to przyjmie, mam nadzięję, że się nie załamie i dalej będzie walczył. Jestem zaintrygowana tym co stanie się w dalszych rozdziałach, jak potoczy się ta historia, jak piszesz, nie możesz obiecać happy endu :)
Czekam na kolejny rozdział :)
Nie miałam okazji złożyć Ci życzeń świątecznych (dopiero dotarłam) więc będą późne ale szczere:
Z okazji Świąt Bożego Narodzenia,
życzę Ci nadziei, własnego skrawka nieba,
zadumy nad płomieniem świecy,
filiżanki dobrej, pachnącej kawy,
piękna poezji, muzyki,
pogodnych świąt zimowych,
odpoczynku, zwolnienia oddechu,
nabrania dystansu do tego, co wokół,
chwil roziskrzonych kolędą,
śmiechem i wspomnieniami.
Wesołych świąt!
Pozdrawiam Cię i życzę weny
Dajana
Witam Cię serdecznie w gronie Czytelników;) Mam nadzieję, że zostaniesz ze mną do końca i jeszcze nie raz podzielisz się ze mną swoją wartościową opinią;)
UsuńIle komplementów!:o Jest mi bardzo miło, że opowiadanie spodobało Ci się. Bardzo się starałam, żeby nie powtarzać utartych schematów. Lubię wybrednych Czytelników, bo wiem, że są oni szczerzy w swoich opiniach;) Bardzo dziękuję za wszystkie słowa;* Co do weny- tak jest ona baardzo regularna;D Czasami wręcz uciążliwa;p Brakuje mi jednak czasu na regularne pisanie choć staram się, żeby rozdziały ukazywały się przynajmniej raz w miesiącu. W ramach przeprosin za tak rzadką publikację staram się, by rozdziały były długie.
Oj zgadzam się, toć sama studiuję więc coś o tym wiem;D
Spokojnie jestem wyrozumiała;)
Ale jeśli będziesz chciała, to możesz podać mi maila i wtedy bd informować Cię o nowościach, a Ty w wolnym czasie sobie je poczytasz;)
Dracon będzie;D I w następnym i w następnym i...;) A jak zareaguje, co wymyśli i co się z nim stanie- najbliższe trzy rozdziały pokażą;p
Niestety nie mogę. Ale mam nadzieję, że Was nie zawiodę;)
Dziękuję Ci ślicznie!;* Piękne życzenia! Mam nadzieję, że się spełnią;)
Tobie również raz jeszcze życzę, by każdy kolejny dzień był wyjątkowy i piękniejszy od poprzedniego;*
Wesołych Świąt!
Pozdrawiam ciepło!
Witaj,
OdpowiedzUsuńAhh jakże się cieszę, że przypadkiem trafiłam na Twojego bloga i mam okazję zaczytywać się w Twoim opowiadaniu! Towarzyszę mu od samego początku i muszę przyznać, że podoba mi się zmieniona fabuła w stosunku do oryginalnej treści, a co więcej ciekawym jest fakt, że teraz to kobieta jest tą złą zamiast Voldemorta. Napiszę jeszcze raz, jak to mi się zwykle zdarza w komentarzach na tym blogu, że opowiadanie jest niesamowicie wciągające!
Pozdrawiam, Aleksandra
Witaj!
UsuńW takim razie chyba zacznę coraz bardziej lubić przypadki;D Też cieszę się, że tu trafiłaś i jest mi bardzo miło, że pisana przeze mnie historia została przez Ciebie tak ciepło przyjęta;) Dziękuję!
Pozdrawiam serdecznie!;*
Ja pierdziu ! Ile tutaj emocji :O
OdpowiedzUsuńEva córką Syriusza :O
Jestem ciekawa co musi zrobić Molly.
Jak zachowa się Draco kiedy opuści szpital.
Jak przebiegną Igrzyska?
Jak Harry poradzi sobie z natłokiem zadań i emocji gromadzących się w nim?Co stanie się z Hermioną?
Kurcze mnóstwo pytań .
Kurcze już sie nie moge doczekać kolejnego rozdziału !
Usuńmega się wciągnęłam i teraz nie bd mogła spać po nocach :P
Pozdrawiam ;*
Przede wszystkim chciałabym Cię serdecznie powitać!;* Gorąco dziękuję Ci za każdy pojedynczy komentarz!;) Nawet nie wiesz, ile to dla mnie znaczy, że poświęciłaś swój czas, by przeczytać i skomentować każdą odsłonę Rozbitków. Ogromny ukłon w Twoim kierunku!
OdpowiedzUsuńBardzo się cieszę, że tu trafiłaś i mam nadzieję, że już mnie nie zostawisz.
Przez najbliższe dwa tygodnia mam egzaminy więc wątpię, żeby udało mi się skończyć rozdział tym bardziej, że piszę 3 na raz ;p Dlatego proszę o chwilę cierpliwości;) Postaram się, żebyście się nie zawiedli;)
Ściskam mocno i raz jeszcze dziękuję!;*
Bardzo fajnie piszesz. Historia wciąga i nie można się od niej oderwać. Czekam na ciąg dalszy. Obserwuje i w wolnej chwili zapraszam do mnie - dopiero zaczynam, ale będzie u mnie bardziej pikantnie:)
OdpowiedzUsuńFantazyjna
mysli-bez-cenzury.blogspot.com
Rozdział przeczytałam już dawno, ale myślałam że dałam komentarz a potem nie było mnie długo w domu i tak wyszło, że piszę dopiero teraz ;)
OdpowiedzUsuńRozdział naprawdę świetny :) Nawet przez myśl mi nie przeszło, że Eva może być córką Syriusza :O I jestem naprawdę ciekawa jak przebiegają te całe igrzyska i co teraz będzie z Hermioną i jak Draco zareaguje jak się dowie co się stało z Hermioną i co będzie robił Harry, że po prostu sama się w tym gubię ;) Po prostu rozdział GENIALNY !!!!!
Przepraszam, że tak krótko, ale następnym razem napiszę więcej ;)
Życzę weny i pozdrawiam :)
Maggie Z.
dramione-never-forget-you.blogspot.com
Jak widać ja też nadrabiam zaległości z odpisywaniem na Wasze komentarze. Przepraszam, że tyle mi to zajęło, ale ostatnio nie mam chwili dla siebie.
UsuńWiem, że to duże zaskoczenie, ale tak miało być od początku. Będzie jeszcze stosowne wyjaśnienie tego wątku;)
Dziękuję!;)
Pozdrawiam!
W końcu mniej więcej ogarniam, w jaki sposób to wszystko się ze sobą łączy. Rozdział naprawdę mega i w sumie nie wiem, co więcej powiedzieć, bo całe opowiadanie jest strasznie wciągające.
OdpowiedzUsuńPrzede wszystkim ślicznie dziękuje za każdy Twój merytoryczny komentarz. Przepraszam, że odpisuję na nie dopiero teraz, ale brak czasu i problemy natury technicznej uniemożliwiły mi wcześniejszą odpowiedź;/ Cieszę się, że opowiadanie przypadło Ci do gustu;) Jest mi bardzo miło z tego powodu;) Mam nadzieję, że zostaniesz ze mną do końca?Po cichu na to liczę;)
UsuńPozdrawiam!
Lubię te retrospekcje. :) Są fajnie wplecione, a ta tutaj bardzo przybliżyła postać Evy. Naprawdę świetnie ją kreujesz. :) Wątek z Dorcas równie interesujący. Cieszę się, że nie boisz się zabijać postaci. Ten dreszczyk emocji, ach!
OdpowiedzUsuńA to zdanie o spaleniu świata i popiołach - PEREŁKA.
Lubię bawić się fabułą i majstrować przy czasie. Retrospekcje bd pojawiać się co jakiś czas w celu wyjaśnienia przeszłości i mam nadzieję, że wystarczająco rozwieją wszelkie wątpliwości.
UsuńCieszę się. Jej postać była dla mnie dużym wyzwaniem, podobnie zresztą jest w przypadku Zakonu Stella Mortis, o którym dowiecie się już wkrótce. Dlatego tym bardziej jest mi miło, słysząc takie słowa;)
Masz rację, nie boję się zabijać bohaterów, ku rozpaczy wielu czytelników. Nie mniej jednak mam nadzieję, że wybaczycie mi wszystkie przeszłe i przyszłe zbrodnie...I chyba jesteś pierwszą osobą, która podziela mój entuzjazm;) Zapewniam jednak, że to zabijanie jest przemyślane i na ten moment wiem już, że przynajmniej jeden z szóstki głównych bohaterów zginie. Nie teraz i nie na końcu, ale w niedalekiej przyszłości.
Dziękuję:) To wyszło zupełnie przypadkiem. Według mnie idealnie pasuje do Evy.
Pozdrawiam!
słodko-gorzki rozdział </3
OdpowiedzUsuńtrochę się wzruszyłam.
tylko trochę.
*idzie po chusteczki*
śliczny rozdział.
Aby mogła wyjść tęcza, najpierw musi spaść deszcz. Nie mogę obiecać pełnego happy endu, ale postaram się, żeby finał historii zawierał też i pozytywy:)
UsuńDziękuję!;*
Hmm, Syriusz Black ojcem? No dobra ale że ojcem Evy? A Molly przyjaciółką tej Najwyższej Kapłanki? Rozwaliłaś moją psychikę poraz kolejny. Z rozdziału na rozdział akcja coraz bardziej się rozkręca. I to jest wielki plus dla Ciebie. Miłego dnia i dużo weny życzę :)
OdpowiedzUsuńPozdrawiam Ksenia Kobelak
Widzę, że kolejne zaskoczenie. Nawiązanie do Huncwotów i czasów pierwszej wojny jest celowe. Staram się unikać przypadków;)
UsuńDziękuję;)
Pozdrawiam!
Powiem szczerze, że dawno nie miałam łez w oczach czytając fanfiction. Podczas czytania tego rozdziału zdarzyło mi się to dwa razy. Bardzo tragiczny, okrutny i pełen beznadziei fragment. Zabolała mnie mocno scena, w której Harry swoim starym zwyczajem próbuje poczuć jakiekolwiek wsparcie, pomysł na rozwiązanie problemów od Dumbledore'a. Biedny, po raz kolejny rzucony na pożarcie, z ogromnym poczuciem winy i odpowiedzialności i, jak na razie, całkowicie bezsilny z powodu niewiedzy, z czym i z kim tak dokładnie musi się mierzyć. O ironio losu, z córką Syriusza Blacka...
OdpowiedzUsuńKolejna scena, w której miałam ściśnięte gardło, to rzecz jasna wydarzenia w sali, gdzie spotkały się Molly i Hermiona i gdzie dopełniło się odczłowieczenie Evy. Naprawdę bardzo ciężko czyta mi się teraz każdy kolejny fragment, bo to ewidentnie nie moje klimaty, ale nie mogę zostawić moich ulubionych bohaterów nie dowiadując się jakie będą ich dalsze losy. Poza tym, ten tekst ma naprawdę niesamowitą spójność, świetnie dopracowane przeplatanie się wątków i wciąga niesamowicie. Pozdrawiam.
Margot
Nie wiem, co powiedzieć. To chyba największy komplement, jaki może usłyszeć autor- zwłaszcza taki amator, jak ja:)Zawsze wzruszam się, słysząc że wzbudziłam w kimś skrajne emocje. Pewnie to wynik, małej wiary w swoje pisarskie zdolności;)
UsuńWiem, że nie tego się spodziewaliście, ale od początku to miała być córka Syriusza. A Harry ma już taką naturę i chyba po części za to wszyscy go pokochaliśmy;)
Cieszę się, że mimo tego, że nie są to Twoje klimaty, Ty wciąż jesteś ze mną;) Bardzo Ci za to dziękuję!
Pozdrawiam serdecznie!
Chyba najlepszy do tej pory rozdział :) Wkręciłam się w postać Evy tak bardzo, że prawie zapomniałam, że jest to Dramione :D
OdpowiedzUsuńTak czy inaczej, bardzo mnie zainteresowałaś i z przyjemnością idę czytać dalej :)
Czasami też o tym zapominam więc doskonale Cię rozumiem;) Ale tak, gdybyś miała wątpliwości to dalej jest dramione;D
UsuńBardzo dziękuję za tak miły komplement;)
Pozdrawiam!
przez chwilę myślałam że naprawdę spalisz Molly na stosie cieszę się że jednak tego nie zrobiłaś
OdpowiedzUsuńeva
Przyznam szczerze, że to rozważałam...Miałam dwa scenariusze. Ostatecznie wybrałam ten;)
UsuńCo tu się właśnie odjaniepawliło?
OdpowiedzUsuń