Witajcie Kochani!
Czas najwyższy na następny rozdział, nieprawdaż? ;>
Początkowo miał pojawić się we wtorek. Niestety z powodu imprezy urodzinowej, kumulacji spraw niecierpiących zwłoki i chronicznego już braku czasu publikuję go dopiero dzisiaj. Mam nadzieję, że wybaczycie mi ten okres zwłoki...
Mam dla Was dwie wiadomości. Zacznę chyba od tej złej? Jestem zmuszona poinformować Was, że od tej pory do odwołania rozdziały będą ukazywać się z częstotliwością 1 x miesiąc. To póki co optymalna wersja i mam nadzieję, że nie będę musiała zawieszać historii z powodu braku czasu na jej spisywanie. W zamian za to możecie być pewni, że rozdziały nie będą krótsze niż 10 stron. Jakby teraz było inaczej ;p Mam nadzieję, że zrozumiecie moją decyzję i mimo wszystko zostaniecie ze mną do końca...A przynajmniej ja mam taką nieśmiałą nadzieję:)
Na osłodę dodam, że rozdział 12 pod roboczym tytułem: "Piętno" jest w trakcie przygotowania i ma już 5 str. Wydaje mi się, że wobec tego nie będziecie musieli czekać na niego tak długo jak na dwa ostatnie posty.
Jak podoba Wam się nowy szablon? Za jego wykonanie ślicznie dziękuję Arianie, która dzielnie zniosła moje plastyczne fanaberie dotyczące serduszek i kwiatków;) musicie wiedzieć, że jestem beznadziejnie wybrednym konsumentem;> Dlatego raz jeszcze dziękuję;*
Co do samego rozdziału, to nie jestem z niego zadowolona. Stwierdzam jednak z przykrością, że nie mam już ani siły, ani czasu, żeby pisać go po raz kolejny. Dlatego ocenę zostawiam Wam.
Betowała jak zawsze niezawodna Faceless- dziękuję Ci za ekspresową korektę :)
Rozdział ze specjalną dedykacją dla Patrycji, która dzielnie znosi moje humory i przez ostatnie tygodnie wierciła mi dziurę w brzuchu ustawicznymi pytaniami pt: "Kiedy rozdział? / Napisałaś już rozdział?";p Dziękuję za motywację i wsparcie ;*
O! Na tym kończę swój przydługi monolog :)
Z drżącym serduchem zapraszam do lektury i czekam na Wasze opinie:) [jeżeli bd chcieli zostawić komentarz, a mam nadzieję, że będziecie...;>...to "klikamy" w prawy, górny róg posta, a nie jak poprzednio u dołu strony. Taka mała zmiana ze str Ariany].
Ściskam Was bardzo mocno.
Wasza V.
Rozdział 11 „Sen o przeszłości ”
- Długo to będzie jeszcze trwać? – Zapytał Oliwer rozdrażnionym
tonem, po raz kolejny palcami przeczesując swoje rozczochrane włosy.
- Niestety nie wiem – zaczął starzec, rzucając młodemu mężczyźnie
przepraszające spojrzenie, po czym zmoczył biały ręcznik w zimnej wodzie. – Eva
wchłonęła bardzo dużo magii, być może za dużo - dodał szeptem i zawiesił głos,
marszcząc czoło, jakby właśnie przypomniał sobie coś niemiłego.
- Co chcesz przez to powiedzieć?! Chyba nie sugerujesz, że ona
może nie przeżyć?! – Zapytał zachrypniętym głosem, obserwując jak Garric ociera
rozpaloną twarz ukochanej zwilżonym ręcznikiem.
- Z czarną magią należy postępować ostrożnie… Zwłaszcza, gdy sięga
się do starej religii – powiedział, ważąc każde słowo. – Eva zachwiała
równowagę i teraz ponosi konsekwencje.
- Nie można jej jakoś pomóc?
- Tę walkę musi stoczyć sama, Oliwerze. My możemy jedynie czekać i
modlić się, by starczyło jej sił na pokonanie jej własnych demonów.
Słowa starszego czarodzieja nie uspokoiły go. Wręcz przeciwnie,
tylko spotęgowały niepokój i lęk przed utratą ukochanej. Posłał w jej stronę
udręczone strachem i niepewnością spojrzenie. Wyglądała na zupełnie bezbronną i
kruchą w tym olbrzymim łóżku i pośród tylu wielkich poduszek. Spojrzał na jej porcelanowo
bladą twarz, delikatne sińce pod oczami i niezdrowe rumieńce na policzkach. Nie
dopuszczał do siebie myśli, że mogłaby nie przeżyć. Poświęcił wszystko, co miał
i kim był dla niej, dla nich. Dlatego to nie mogło skończyć się w ten sposób.
- Jak anioł - przeszło mu przez myśl i od razu przypomniała mu się
chwila, gdy pierwszy raz ujrzał ją w lesie nad jeziorem, gdzie opłukiwała zioła
z błota. Przypominała mu mityczną nimfę wodną. Do tej pory nie był pewien, czy
ta kobieta jest prawdziwa. Prawdziwym było jednak uczucie, którym do niej pałał.
To w jego imię miał zamiar zrealizować pomysł ukochanej, nawet jeśli
niekoniecznie popierał metody, którymi się ona posługuje. Cel uświęca środki… Ich cel z pewnością był wart tego wszystkiego. To
prawda, że od czasu rytuału Eva się zmieniła. Stała się twardsza, silniejsza i
bardziej bezwzględna. Był jednak pewien, że po wszystkim znów będzie jak
dawniej. Bo to przez tą cholerną ceremonię wszystko się skomplikowało.
Spazmatyczne
dreszcze przechodziły jej ciało, gdy starała się unormować oddech. W ustach
czuła słony smak łez zmieszanych z piaskiem. Zimna, chropowata powierzchnia
kamiennej płyty, do której została przykuta żelaznymi kajdanami, przyjemnie
chłodziła jej rozgrzane od wysiłku ciało. Jednak świadomość tego, co za chwilę miało
nastąpić, przyćmiewała uczucie ulgi, którą poczuła, gdy kapłanki opuściły
kaplicę. Zamknęła oczy, próbując odsunąć myśl o tym, co nieuniknione. Jej opór
i walka zdały się na nic. Za chwilę straci wszystko i będzie zmuszona spędzić
resztę życia w tych przeklętych, zimnych murach zakonu. Zakuta w magiczne
kajdany zniewolenia. Wszystkie jej plany na przyszłość, marzenia o wolności i
miłości przestaną mieć jakiekolwiek znaczenie. Za chwilę będzie liczyć się
tylko posłuszeństwo Pierwszej Kapłance i ochrona pradawnej mocy.
Żałowała, że
nie była ostrożniejsza. Nie powinni tak ryzykować i to tuż pod nosem nowo
mianowanej Pierwszej Kapłanki. Musiała być szalona, jeśli wierzyła, że ta nie
zorientuje się w jej zamiarach. Powinna była odmówić Oliwerowi i zostać w
swojej komnacie. Wtedy chociaż on byłby bezpieczny. A tak nawet nie wiedziała,
co z nim zrobiono…
Wytężyła
wszystkie zmysły, gdy dobiegło ją echo cichych kroków i delikatnego szurania
szaty o podłogę. Bardziej czuła, niż wiedziała, że ktoś jej się przygląda.
Zupełnie tak, jakby jej oprawca oceniał jej siły. Wstrzymała oddech, widząc
zbliżający się cień wysokiej postaci. Zacisnęła dłonie w pięści, tłumiąc jęk
bólu, gdy żelazne kajdany otarły się o zdarte ze skóry nadgarstki.
- Och, Evo… Twój
widok łamie mi serce.
Aksamitny
głos, w którym troska i ból mieszały się z gniewem i żalem sprawił, że w jej
oczach na nowo pojawiły się niechciane łzy. Nienawidziła tego miejsca, a
jeszcze bardziej nienawidziła tej odzianej w biel kobiety, która najpierw
odebrała jej matkę, a teraz zamierzała odebrać jej człowieczeństwo.
- Gdyby tak
było w istocie, to uwolniłabyś mnie – wydusiła, mrugając zawzięcie, aby nawet maleńka
kropla nie wydostała się z jej oczu.
- Gdybym to
zrobiła, moje dziecko, nie wyniosłabyś żadnej lekcji ze swojej niesubordynacji…
- Miłość
nazywasz niesubordynacją?! – Pisnęła z niedowierzaniem nim zdążyła się
powstrzymać.
- Miłość nie
istnieje, Evo! A w szczególności ten rodzaj miłości! Przykład twojej matki
powinien ci to dobitnie uzmysłowić – oznajmiła ostrym jak brzytwa głosem i
odgarnęła z jej spoconej twarzy skołtunione włosy. – Miłość to tylko złudzenie
naszych osamotnionych, słabych umysłów, które łakną bezpieczeństwa i ponad
wszystko potrzebują kogoś, kto uwolni ich od ciężaru, jakim jest wolna wola i
umiejętność podejmowania decyzji. Miłość okalecza…Obdziera nas z naszej siły,
ujawnia słabe punkty w naszej zbroi - zaczęła z pasją, głaszcząc kobietę po
głowie. – Na naszym bractwie ciąży zbyt duża odpowiedzialność, aby któraś z nas
pozwoliła sobie na głupie miłostki kosztem osłabienia kręgu. Zostało nas zbyt
mało… A ty, moja droga masz do odegrania ważną rolę…Twój los został
przypieczętowany wraz z twoimi narodzinami…
- Nikt nie
pytał mnie o zdanie, czy chce do was należeć! – Wytknęła z goryczą w głosie. –
Jestem zwykłą transakcją, jakiej dokonałaś.
- Jesteś
darem, Evo! Twoje życie jest darem! Twoja matka musiała umrzeć, abyś ty mogła
żyć – przerwała jej kobieta z przekonaniem, kucając tak, aby ich twarze
znalazły się na tej samej wysokości. Wszystko, co zrobiłam, było z myślą o
tobie.
Przez chwilę
Eva wpatrywała się niczym zahipnotyzowana w czarną próżnię pod kapturem. Nie
widziała jej twarzy od czasu, gdy kapłanka przywdziała białe szaty. Pamiętała
jednak, że gdy była mała, często patrzyła zafascynowana na urodę kobiety. Jej
duże, zielone oczy w kształcie migdałów, długie, brązowe loki, szczupłą
sylwetkę otuloną czarną szatą, pod którą, jak wiedziała, skrywał się ślad po
pożarze, z którego tylko cudem umknęła śmierci. Wtedy jeszcze czuła się przy
niej bezpiecznie.
- Jesteś
moją uczennicą, a w przyszłości to ty poprowadzisz Zakon. Ciąży nad tobą
ogromna odpowiedzialność, która wymaga wielu poświęceń – kontynuowała Pierwsza
Kapłanka już łagodniejszym głosem, w którym czaiła się pewna doza namaszczenia.
– Pisane jest ci inne życie, moje dziecko… Przykro mi, że nie możemy poczekać
do twoich dwudziestych pierwszych urodzin... Wiedz jednak, że to twoja wina.
Złamałaś prawo, dlatego musisz ponieść konsekwencje.
- Myślisz,
że robiąc ze mnie niewolnicę, ukształtujesz ze mnie przywódczynię? – Zapytała z
pogardą.
Czuła, jak niewidzialne macki strachu muskają
jej napiętą skórę, gdy usłyszała szczęk otwieranego zamka od szkatuły, w której
znajdowały się magiczne amulety.
- Nie. W ten
sposób nauczę cię pokory, drogie dziecko – odparła z prostotą kobieta,
rozpalając w kamiennej czarze niebieski ogień, a następnie rozcięła sobie
wewnętrzną stronę dłoni i zacisnęła pięść nad naczyniem tak, by krople krwi z
cichym sykiem zniknęły w płomieniach. – Po przywództwo sięgniesz sama… - dodała
tajemniczym głosem, wrzucając jeden z amuletów do ognia i szepcząc
niedosłyszalnie inkantację zaklęcia.
Eva
poruszyła się niespokojnie, gdy kapłanka rozcięła sztyletem tył jej szaty,
odsłaniając plecy. Zadrżała w oczekiwaniu na to, co za chwilę miało
nastąpić. Nie sprzeciwiała się, gdy
kobieta szorstkim ruchem wlała jej do ust paskudną, ziołową miksturę, która jak
wiedziała miała zapobiec zakażeniu i przyśpieszyć gojenie.
- Złożyłam
przysięgę wieczystą i zamierzam ją wypełnić, Evo – powiedziała kapłanka surowym
tonem, patrząc w pusty wzrok kobiety. – Esmatos dis tei….- zaczęła inkantację,
unosząc żelazny pręt zakończony magicznym splotem zwieńczonym rozgrzanym do
czerwoności amuletem. – Esmatos dis tei, dosmatos mon tei…Piur astra nox tei…
Inscendia.
Zamknęła
powieki pogodzona z tym, co nieuniknione. Wielokrotnie była świadkiem tego
okrutnego rytuału, gdy kapłanki, niewoląc wybrane przez kamień runiczny
kandydatki, odbierały im to, co ona sama określała mianem człowieczeństwa. Ukryta
w cieniu górnej loży wsłuchiwała się w krzyk cierpienia napiętnowanych kobiet,
które stawały się posłusznymi marionetkami w rękach swoich pań do czasu, aż te
uznały, że są one przygotowane do służby pradawnemu zakonowi. Krzyk ten
przywodził jej wtedy na myśl protest niewolonej duszy. Za chwilę i jej dusza
zostanie zapieczętowana runą nieskończoności i nic już nie będzie takie samo –
myśl ta wwiercała się w jej zmęczony umysł i okaleczone serce.
I choć była przygotowana
na ból, to nie przypuszczała, że będzie to taki rodzaj bólu. Nie słyszała
własnego, rozdzierającego krzyku, gdy rozpalone żelazo znaczyło jej skórę na
krzyżu. Nie czuła łez, które zalały jej twarz i rozmyły widoczność. Liczył się
tylko ten nieludzki ból, a potem była już tylko ciemność…
-Ciii… Już dobrze maleńka… Przezwyciężysz to. Jesteś silniejsza od
tego. Dasz radę…Walcz, Evo - szeptał Oliwer łamiącym się głosem, kołysząc w
ramionach drżące, drobne ciało brunetki.
Ollivander wyszedł po jakieś eliksiry do swojej komnaty, a on
odchodził od zmysłów. Od samego początku wiedział, że pomysł Evy był szalony.
Jednak przystał na niego, bo ją kochał. Zbyt długo czekali na ten moment. Eva
musiała być silniejsza. W tej chwili jednak wolał, aby kobieta przeżyła. Tylko
to się liczyło.
***
Poniedziałek – nienawidziła tego dnia. To znaczy, zazwyczaj nie
miała nic przeciwko poniedziałkom. Tego jednak szczerze nie znosiła. Ostatni
weekend był koszmarny. Gdyby nie rodzice i przyjaciółki, to prawdopodobnie
przez całe dwa dni nie wychyliłaby nosa spod kołdry. Ich wsparcie i sam fakt,
że są, bardzo podniosły ją na duchu. Nie była jednak jeszcze wystarczająco
przygotowana na konfrontację z rzeczywistością. Nie wiedziała, jak się zachowa,
gdy przypadkiem wpadnie na Cormaca. Rzuci się na niego z nadzieją, że uda jej
się go wykastrować, przed tym jak ją odciągną i zamkną za niepoczytalność, czy
też ucieknie ze spuszczoną głową i ukryje się w swoim gabinecie? Póki co, obie opcje wydawały jej się równie
kuszące.
Poczuła swoisty niepokój na samą myśl o spotkaniu z tym łajdakiem.
Rozejrzała się nerwowo w poszukiwaniu dwóch znajomych sylwetek, które od
ostatniego piątku były jej irytującym cieniem. Tym razem jednak odetchnęła z
ulgą widząc ich niedaleko, skupionych i uważnie skanujących przestrzeń. Przy
nich przynajmniej nie musiała obawiać się starcia z McLaggenem. Chociaż tyle
dobrego z tego całego zamieszania z ochroną, jakie wokół niej zrobili Kingsley
i Malfoy.
- Hermiona, zaczekaj!
Słysząc głos przyjaciela, zatrzymała się i odwróciła w stronę
źródła dźwięku. Na widok biegnącego w jej stronę Pottera i jego bardziej niż
zwykle rozwichrzonych włosów uśmiechnęła się pod nosem. Mężczyzna lawirował
między pracownikami ministerstwa, a z racji tego, że w głównym atrium było
tłoczno, gdyż wszyscy zmierzali do pracy, co chwila kogoś potrącał i popychał.
Ludzie syczeli i prychali, a potem odprowadzali przepraszającego ich winowajcę
dobrodusznym spojrzeniem.
- Przywilej bycia słynnym Potterem – sarknęła, gdy Harry wreszcie
dobiegł do niej, za co w odpowiedzi otrzymała pełen zadowolenia uśmiech
mężczyzny.
- Co na to poradzę, że czasami tak fajnie być mną? – Odparł niewinnym
tonem i wzruszył bezradnie ramionami, na co szatynka parsknęła śmiechem. – Jak
się czujesz? – Zapytał poważniejąc i skanując kobietę jednym z TYCH spojrzeń,
które sprawiały, że Harry przypominał jej, jak bardzo są sobie bliscy.
- Lepiej, dziękuję – oznajmiła, posyłając przyjacielowi ciepłe
spojrzenie.
Wiedziała, że mężczyzna zrozumie, że dziękuje mu za coś więcej niż
troska o samopoczucie, czy wysłanie „grupy wsparcia”, jak Pansy określiła
siebie i Ginny. Uśmiechnęła się, gdy Potter skinął głową.
- A teraz powiedz mi, co jest tak pilne, że nie mogło poczekać do
porannej kawy?
- Nie co, lecz kto – poprawił przyjaciółkę, a widząc, że ta posyła
mu pytające spojrzenie, dodał – Pansy.
- Nie wiem, czy jestem gotowa na to, co wymyśliła Pan przed
spożyciem kofeiny – zaznaczyła ostrożnie szatynka, mając w pamięci poprzednie
doświadczenia. Do pomysłów Parkinson należało odnosić się z dużym dystansem.
- Tym razem chodzi o zwykłą kolację – oznajmił uspokajająco Harry,
a Hermiona posłała mu powątpiewające spojrzenie.
- „Zwykłe” w przypadku twojej narzeczonej brzmi jak tsunami na
pustyni – odparła z przekąsem.
- Dopóki ja nie muszę brać udziału w przygotowaniach, dopóty nie
mam zastrzeżeń – oznajmił przedrzeźniając przyjaciółkę.
- Pantoflarz – wytknęła mu szatynka, a on z poważną miną pokręcił
głową.
- Strateg – poprawił ją, a Hermiona popatrzyła na niego z
pobłażaniem.
- Niech ci będzie. To kiedy mamy się stawić? – Zapytała,
kapitulując i ze wszystkich sił starając się ignorować jej ochroniarzy, którzy
od weekendu deptali jej po piętach, ilekroć wychyliła nos zza drzwi lub gdy
ktoś za bardzo się do niej zbliżył. –
Doprawdy, jakby Harry spróbował zaatakować mnie w Ministerstwie przy tylu świadkach
– pomyślała z rozdrażnieniem.
- Jutro o osiemnastej… - zaczął brunet, lecz nie dane mu było
skończyć, ponieważ jeden z aurorów z widocznym napięciem na twarzy wszedł mu w
zdanie.
- Panie Potter, musi pan udać się niezwłocznie do swojego
gabinetu. Wrócił oddział adeptów – oznajmił przyciszonym głosem.
Harry przyjrzał mu się
uważniej. Widocznie i w nim zachowanie mężczyzny wzbudziło niepokój, bo z jego
twarzy znikło wcześniejsze rozbawienie, a na czole pojawiła się podłużna
zmarszczka, którą Hermiona widziała za każdym razem, gdy Wybrańca coś trapiło.
- Zaraz przyjdę. Powiedz Malfoyowi, żeby poczekał na mnie chwilę…
- Ale…
- Co znowu? – Zapytał Harry, mając po dziurki w nosie zastępowanie
Kingsleya. - Że też zachciało mu się
chorować akurat dzisiaj - pomyślał z rozdrażnieniem.
- Chodzi o to, że pan Malfoy i jeden z adeptów jest w Mungu… -
oznajmił nieśmiało, speszony rozdrażnieniem swojego przełożonego, który zazwyczaj
przecież nawet w trakcie akcji był przykładem opanowania i stoickiego spokoju,
przez co młodsi aurorzy patrzyli na niego z podziwem.
- Na Merlina, dlaczego dowiaduję się o tym dopiero teraz?! – Warknął
brunet, piorunując mężczyznę surowym wzrokiem.
Hermiona nie słuchała dalej. Zimny dreszcz przeszedł po jej
plecach, a nogi zrobiły się podejrzanie giętkie. Przytrzymała się czyjegoś
ramienia i okazało się, że to Scott w porę znalazł się przy jej boku.
- Panno Granger? Dobrze się pani czuje? – Zapytał, lustrując jej
pobladłą twarz niespokojnym wzrokiem.
- Nic mi nie jest…
- Może pani usiądzie? – Zaproponował ostrożnie mężczyzna, czujnym
wzrokiem obserwując pobladłą kobietę.
Hermiona w roztargnieniu pokręciła przecząco głową i rozejrzała
się nieprzytomnie po otoczeniu w poszukiwaniu swojego przyjaciela. Harry jednak
zniknął. – Musiał pobiec do gabinetu
– z tą myślą ruszyła w stronę windy, a stamtąd prosto do siedziby głównej
aurorów. Już z daleka słyszała wściekły głos mężczyzny, który wrzeszczał na
zgromadzonych wewnątrz adeptów. Stojąc pod drzwiami, niepewnie przygryzła wargę
i dopiero po chwili wahania otworzyła drzwi. Zrezygnowała z pukania, pewna, że
Harry jest tak wściekły, że nie zwróci na to nawet uwagi. Nie myliła się.
Zbesztani mężczyźni stanowili żałosny widok. Harry zdawał się jednak tego nie
dostrzegać. Już dawno nie widziała go w takim stanie.
- Czy po to wydajemy krocie na wasze szkolenia, żebyście przy
pierwszej nadarzającej się okazji zapominali o wszystkim, co wiecie?! Czy przed
każdą misją trzeba wam kłaść do tych tępych łbów, jak ważna jest umiejętna
ocena sytuacji?! Gram brawury jest dopuszczalny, ale tona to zdecydowane
przedawkowanie! To nie symulacja do cholery! Tam nie stanowicie oddzielnych
jednostek! Jesteście jednym ciałem! Macie się wzajemnie ubezpieczać i atakować
z głową! A przede wszystkim macie bezwzględnie słuchać dowódcy!
- Harry… - zaczęła delikatnie Hermiona, zwracając tym samym uwagę
zebranych w pokoju na siebie. – Wydaje mi się, że oni już zrozumieli. Dostali już
prawdziwą lekcję… daruj im resztę wykładu – zasugerowała kobieta, a adepci
posłali jej blade uśmiechy wdzięczności, których jednak nie była w stanie
odwzajemnić.
- Zejdźcie mi z oczu – warknął Potter, a mężczyźni zerwali się jak
na komendę i najszybciej jak się dało opuścili gabinet szefa.
- Cholerne młodziki – wycedził przez zaciśnięte zęby i walnął
pięścią w blat biurka.
- Harry… co z… aurorami? – Zapytała cicho, czując że głos więźnie
jej w gardle.
- Wiem tylko, że jeden z aurorów jest w bardzo ciężkim stanie i
magomedycy właśnie go operują, a drugi ma połamane żebra i parę siniaków… Sklejają
go… Przeklęty Malfoy! Że też zawsze musi się popisywać… - oznajmił udręczonym
głosem i przetarł dłonią zmęczoną twarz. – Czekam na informacje z Munga…
W bardzo
ciężkim stanie… Słowa te sprawiły, że jej podświadomość podsuwała jej coraz to
czarniejsze scenariusze. Oplotła się ciasno ramionami, czując przeraźliwe zimno,
jakby weszła do lodowatej wody. Z tym, że to zimno wypływało z wnętrza jej
ciała. Z trudem przełknęła ślinę, czując, jak gula w krtani powiększa się
boleśnie. W głębi ducha próbowała się przekonywać, że to nie Malfoy jest w bardzo ciężkim stanie. - Przecież obiecał…- naiwnie trzymała się tej
myśli, powtarzając ją niczym mantrę.
- Myślisz, że… - zaczęła ostrożnie, lecz nie dokończyła myśli, bo
w tej chwili drzwi gabinetu się otworzyły, a do środka wszedł sam Dracon
Malfoy.
W tym momencie dla niej czas stanął w miejscu. Wstrzymała oddech i
otworzyła szeroko oczy, nie mogąc uwierzyć w to, co widzi. Mężczyzna, co prawda
był w opłakanym stanie, ale żył i to było dla niej najważniejsze. Wiedziona
irracjonalnym impulsem, ruszyła w jego stronę, rzucając mu się na szyję i zamykając
go w żelaznym uścisku. Musiała się przekonać, że stojący przed nią mężczyzna
nie jest jedynie wytworem jej podświadomości. Malfoy pod wpływem impetu, z
jakim się na niego rzuciła, zachwiał się do tyłu, wpadając na ścianę, po czym
niepewnie objął szatynkę zdrową ręką w talii. Zacisnęła mocno powieki, nie
chcąc aby z jej oczu uwolniły się łzy. Ulga, jaka ją zalała, była porównywalna
z tym, co czuła, gdy magomedykom udało się przywrócić pamięć jej rodzicom.
Liczyło się tylko to, że to był on - Draco Malfoy. Stał tu, czuła
jego zapach, przyspieszone bicie serca i miarowy oddech. Przez chwilę była
pewna, że go straciła, że już nigdy nie usłyszy tego irytującego „Granger”
wypowiedzianego zaczepnym tonem, nie zobaczy tego ironicznego uśmiechu, który
tak często wyprowadzał ją z równowagi, nie poczuje tego elektryzującego ciepła
spowodowanego jego bliskością. Ogrom nieposkładanych, sprzecznych uczuć,
których doświadczyła w przeciągu kilkunastu minut był zbyt przytłaczający, aby
mogła poddać go analizie lub uporządkowaniu. Póki co nie chciała myśleć o tym,
co czuje. Bała się tego, do czego mogłaby dojść.
- Na Godryka, Draco… - wykrztusił Harry, gdy otrząsnął się z
podwójnego szoku na widok żywego przyjaciela i reakcji przyjaciółki. Czyżby Pansy jednak miała rację? Przede
wszystkim jednak poczuł, jak ogromny ciężar, który nieoczekiwanie spadł na jego
barki, zniknął na wieść o tym, że jego przyjaciel żyje.
- Też się cieszę, że cię widzę, Potter – zakpił słabym głosem
blondyn, nie mogąc pozbyć się głupkowatego uśmiechu na widok pozbawiającej go
tchu Granger.
Kilka sekund później jednak poczuł, jak kobieta spina się w jego
ramionach, jakby właśnie dotarło do niej, co zrobiła. Cała czerwona na twarzy
odsunęła się od niego tak, że ich spojrzenia spotkały się na ułamek sekundy.
Wyczytał w nich panikę, niedowierzanie i coś, czego nie zdążył zidentyfikować,
bo szatynka odwróciła szybko wzrok i bąkając coś pod nosem, pospiesznie
opuściła gabinet.
Harry obserwował całą scenę w milczeniu. Zresztą i tak nikt nie
zawracał sobie teraz głowy jego obecnością, więc spokojnie mógł przeanalizować
to, co zarejestrowały jego oczy.
Nie był do końca przekonany, czy podoba mu się to, co widzi. Bo
przecież tu chodziło o Hermionę! O kobietę, którą traktował jak siostrę i o
której szczęście i dobro się troszczył. Znał też swojego partnera. I
niekoniecznie podobało mu się to, jak panicz Malfoy traktował swoje kobiety.
Zdecydowanie jednak nie mógł zaprzeczać temu, co było widać czarno na białym.
Gdy drzwi za szatynką zamknęły się z trzaskiem, kolejny raz spojrzał na przyjaciela.
– Obraz nędzy i rozpaczy – przemknęło
mu przez myśl i ledwo się powstrzymał, aby nie parsknąć głośnym śmiechem.
- Niech stracę, opieprzę cię potem – westchnął z udawanym żalem, a
gdy blondyn posłał mu nieprzytomne spojrzenie, pokręcił głową z konsternacją. - No i na co czekasz, Malfoy?- Zapytał wciąż
skonfundowanego mężczyznę. A gdy ten dalej stał jak słup soli, wywrócił oczami
i z cwaniackim uśmieszkiem dodał dobitnie - Nie stój jak skonfundowany
gumochłon, tylko leć za nią!
Draco odwrócił wzrok od zamkniętych drzwi i spojrzał na
przyjaciela nieco przytomniej. Brunet posłał mu ponaglające spojrzenie i już
otwierał usta, aby uraczyć go jakąś iście gryfońską ripostą, gdy do Malfoya
jakby dotarł wysyłany przez przyjaciela bodziec w postaci komunikatu, bo chwilę
później już go nie było.
- Merlinie bądź czujny, bo coś mi mówi, że będziesz potrzebny –
westchnął Potter i wyszedł z biura, aby dokończyć rozprawiać się z młodymi
adeptami. Był tak pochłonięty swoimi myślami, że nawet nie zauważył wysokiego
mężczyzny, z którym prawie zderzył się w wąskim korytarzu.
- Cześć, Harry. Pracowity dzień? – Zagadnął go wesoły głos.
- Zgadłeś…Nie mogę się doczekać, kiedy wróci Kingsley. Nie ma go
jeden poranek, a całe biuro staje na głowie – odparł, zbierając z podłogi
rozsypane papiery, które wyślizgnęły mu się z ręki, gdy próbował nie dopuścić
do zderzenia z jednym z biegnących na oślep współpracowników.
- W takim razie nie zatrzymuję. Szukałem Hermiony, bo dzisiaj
idziemy na kolację do jej rodziców, a powiedziano mi, że jest u ciebie.
- Jest z Malfoyem – rzucił mało uprzejmym głosem, chcąc jak
najszybciej zakończyć tę wymuszoną konwersację.
- Dzięki. I do zobaczenia!
- Taak…Pewnie – odparł roztargnionym głosem, podnosząc wreszcie wzrok
na swojego rozmówce.
Przez chwilę wpatrywał się
w szerokie plecy mężczyzny, który z każdym charakterystycznym dla niego krokiem
oddalał się od niego. I nagle olśnienie uderzyło w niego niczym błyskawica.
- Cholera jasna – warknął zły na siebie i szybkim krokiem ruszył
za Krumem. Miał nadzieję, że uda mu się dogonić go, zanim ten nakryje Malfoya
na próbie uwiedzenia mu jego narzeczonej…
***
- Granger!
Zatrzymała się w połowie czwartego stopnia schodów i odwróciła w
stronę biegnącego ku niej mężczyzny. Z jakiegoś powodu nie była zaskoczona, że
wybiegł za nią. Ze spokojem patrzyła na blondyna, gdy lekko utykając wspiął się
na drugi stopień, tak że teraz był niewiele wyższy od niej.
- Powinieneś wrócić do domu i odpocząć – powiedziała, obrzucając
zatroskanym wzrokiem jego podrapaną twarz, ogromne sińce pod oczami i rozcięty
łuk brwiowy, który został opatrzony w szpitalu.
- Nic mi nie będzie. Bywałem w gorszym stanie – oznajmił
wymijająco, patrząc kobiecie prosto w oczy i zastanawiając się, jak rozegrać
to, co planował od ich rozstania pod domem rodzinnym czarownicy. – Hermiona,
musisz wiedzieć…Chcę ci powiedzieć, że przez…
- Cieszę się, że wróciłeś w jednym kawałku – przerwała mu i
odgarnęła z jego czoła kilka zbłąkanych kosmyków.
- Przecież obiecałem – powiedział cicho zbity z tropu zachowaniem
kobiety i przykrył jej dłoń, spoczywającą na jego policzku, swoją.
Po jego słowach Hermiona uśmiechnęła się delikatnie, a on
ośmielony jej gestem, nie puszczając jej dłoni, ostrożnie zmniejszył odległość
między nimi. Ku jego zaskoczeniu Granger nie cofnęła się jak ostatnim razem.
- HERMIONA! – Zacisnął usta w cienką linię, słysząc znienawidzony
głos Bułgara.
Szatynka drgnęła i speszona odskoczyła od niego na bezpieczną
odległość niczym winny przyłapany na gorącym uczynku. Miejsce, na którym do
niedawna spoczywała dłoń kobiety, paliło go żywym ogniem. Chciał zaprotestować,
gdy zabierała rękę, lecz prośba w jej oczach skutecznie go od tego
powstrzymała. W trakcie tej krótkiej chwili, gdy wymienili się spojrzeniami, Wiktor
pokonał dzielącą ich odległość i stanął obok narzeczonej, obejmując ją zaborczo
w pasie.
- Malfoy…Dlaczego mnie to nie dziwi – westchnął sarkastycznie
brunet uśmiechając się wymuszenie i muskając ustami skroń kobiety na
przywitanie. - Mam nadzieję, że nie dręczysz
MOJEJ narzeczonej? Bo nie wiem, czy słyszałeś, ale ustaliliśmy datę? – Dodał
niby mimochodem, akcentując dobitnie poszczególne wyrazy dla zwiększenia efektu
przekazu.
- Doprawdy? – Zapytał z uprzejmym zainteresowaniem.
- Pobierzemy się w rocznicę naszych zaręczyn – wyjaśnił,
obrzucając rywala triumfującym spojrzeniem.
- Cóż za romantyzm – sarknął, mierząc Kruma obojętnym spojrzeniem.
Przez chwilę Draco walczył z ochotą zmycia mu z twarzy tego
triumfującego uśmiechu. Jeden Salazar wiedział, jak wiele kosztowało go
pozostanie niewzruszonym i opanowanym. Kątem oka zauważył, jak Hermiona
uśmiecha się sztucznie na potwierdzenie słów NARZECZONEGO. Miał ochotę prychnąć
z pogardą. Zamiast tego, uśmiechnął się niczym kot szykujący się do uczty i z
nieprzeniknioną miną odpowiedział.
- Żałuję, ale PLOTKI na ten temat jeszcze nie rozniosły się po
ministerstwie. Pozwól zatem, że jako
pierwszy życzę wam szczęścia – powiedział oficjalnym tonem, podając dłoń
mężczyźnie.
Krum przez chwilę najwidoczniej
zastanawiał się nad szczerością i intencjami blondyna, po czym z lekkim
ociąganiem i wyraźną niechęcią uścisnął dłoń Dracona.
- Nie będziesz miał nic przeciwko, jeśli pogratuluję także Hermionie?
– Zapytał neutralnym tonem, unosząc delikatnie brwi.
Mężczyzna zmrużył niebezpiecznie oczy, jakby próbując przejrzeć
zamiary blondyna. W końcu, gdy Draco tracił już nadzieję, że ten się odezwie,
Hermiona wywróciła oczami w geście zniecierpliwienia, choć Malfoy obstawiał
bardziej na to, że szatynka jest zirytowana.
- Skoro musisz – powiedziała, posyłając mu ostrzegawcze
spojrzenie, które tylko utwierdziło go w przekonaniu, że kobieta jest zła.
Hermiona wyciągnęła rękę w stronę Malfoya, a ten bardzo wolno
wymienił z nią długi uścisk, cały czas patrząc jej prosto w oczy. Nie mógł
powstrzymać uśmiechu satysfakcji, gdy się zarumieniła. Wiedział też, że ten
gest rozzłości ją jeszcze bardziej. Tak też się stało. Lecz w momencie, gdy Granger
chciała uwolnić swoją dłoń z uścisku, on przyciągnął ją do siebie, tak że
kobieta praktycznie na niego wpadła i nie zastanawiając się dłużej nad
konsekwencjami, wpił się zachłannie w jej usta.
***
CZYTASZ = KOMENTUJESZ
hahaha... tylko czekałam na taką reakcję malfoya, genialne zakończenie :) podejrzewam, że teraz może zrobić się gorąco, krum musi przecież jakoś zareagować... czekam na więcej
OdpowiedzUsuńi tak strasznie szkoda, że rozdziały będą tak rzadko
Ciąg dalszy w następnym rozdziale:) Oj zareaguje;D Z tym, że dość nietypowo...
UsuńRównież żałuję...Ale nie chcę składać obietnic, po to aby je złamać. Wolę zrobić Wam niespodziankę nadprogramowym rozdziałem niż zwodzić obietnicą bez pokrycia.
Hej Villemo.:)
OdpowiedzUsuńPrzede wszystkim bardzo ładny szablon.:)
Ja tak tylko na chwilkę, bo zaraz muszę wysiadać z autobusu, więc króciutko: Rozdział jak zwykle cudowny. Piękna jest ta troska Hermiony o Malfoya i odwrotnie. Mam nadzieję, że Krum się nie obrazi...:D
Cudownie.:P
Witaj kochanie;*
UsuńA dziękuję w imieniu Ariany.
Fakt krótko;D Zupełnie nie w Twoim stylu;p
Prawda? Miałam nadzieję, że nie wyjdzie za słodko,sztucznie itp itd....
Twój uśmiech mówi zupełnie coś innego;p Czy się obrazi? Przekonamy się...;)
O, wow, czegos takiego jeszcze nie bylo :D oby tylko Malfoy swoim wystepkiem nie narobil "sobie" wiecej siniakow - zarobionych od Kruma :D
OdpowiedzUsuńI nie wyszlo za slodko. Wyszlo cholernie genialnie :)
Pozdrawiam i zycze weny,
Ronnie
Witaj, Ronnie!
UsuńNiesamowicie cieszą mnie chwile, gdy ujawniają się nowi Czytelnicy;) To jest najpiękniejsze w pisaniu! Kontakt z Czytelnikiem!:)
Kto wie...może Malfoy zacznie je kolekcjonować;>
Dziękuję! Mam nadzieję, że zostaniesz ze mną do końca.
Pozdrawiam ciepło,
V.
BĘDZIE FIGHT! BĘDZIE FIGHT!
OdpowiedzUsuńBtw ta ostatnia scena strasznie przypomina mi jeden z odcinków Zbuntowanego Anioła xD Mam ostatnimi czasy straszną fazę na ten serial :D
Btw, drobne pytanie... ile jeszcze rozdziałów przewidujesz?:> Bo u mnie już jesteśmy w połowie, jeśli nie poza połową xD
Nie inspirowałam się, jeśli o to pytasz. Nie mam pojęcia...nie planuje takich rzeczy;>
UsuńMówię tylko, że mi się to po prostu przypomniało xD
UsuńZa skojarzenia to ja już nie odpowiadam...;) Wychodzi na to, że mogłabym pisać scenariusze do telenowel XD
UsuńA.... genialny szablon ^^
OdpowiedzUsuńHa! O matko, co za końcówka... Co za początek... Co za całość... O matko, bosko! no no no tyle się działo;D Czuję się zaskoczona zachowaniem Malfoy'a, chociaż pasuje to do niego. Wątek Evy świetny, coraz więcej się wyjaśnia, a jednocześnie pojawiają się nowe rzeczy i informacje, całość trzyma w napięciu, miodnie;) Piękny szablon, strasznie podobają mi się te piórka;) Pozdrawiam, Justyna;)
OdpowiedzUsuńNiesamowicie kocham Twoje komentarze;) Wkładasz w nie tyle ciepła, że czytając je wręcz czuję tą pozytywną energię i nie mogę przestać się uśmiechać! Dziękuję Ci za to;*
UsuńPiórka to mój wkład w koncepcje;D Marudziłam Arianie, że zdecydowanie bardziej pasują do opowiadania niż kwiatki i serduszka czym niestety "zniszczyłam" cały jej projekt...A aktualny szablon jest efektem jej ciężkiej pracy i moich "zachcianek" :)
Pozdrawiam ciepło,
V.
Cała przyjemność po mojej stronie;* Chwała Ci za te piórka;D Ariana odwaliła kawał świetnej roboty, ale serduszka pasowałyby tu, jakby to powiedział Pratchett, rybie rower;) Ściskam, Justyna;)
UsuńSuper, super i jeszcze raz super! Ostatnia scena- super. Taka zaskakująca a jednocześnie tak bardzo wyczekiwana ;) nie mogłam sie doczekać tego pocałunku :p
OdpowiedzUsuńJestem bardzo ciekawa rozwoju wątku z Eva...
Nie możesz pozostawiać czytelnika w niepewności zbyt długo :)
Zacznij sie w końcu doceniać, rozdział jest baaaardzo ciekawy i wciągający... Nie mam nic do zarzucenia:)
Buziaki
P. :*
Przeczuwałam, że ten pocałunek Cię kupi;p Ja też jestem go bardzo ciekawa;D
UsuńNie śmiałabym;) Zresztą czuję, że Ty mi na to nie pozwolisz;p
Dziękuję!;*
Buziaki,
V;*
wybacz, że dopiero teraz czytam i komentuję ale nie miałam kompletnie czasu :( co do rozdziału to znów się będę musiała powtórzyć ale jest BOSKI <3 Draco po prostu porwał moje serce swoim zachowaniem! nie mogę się doczekać reakcji Kruma na to w następny rozdziale :D ale nie sądzę aby Hermiona żałowała tego co Malfoy zrobił a wręcz przeciwnie! hmm co do Evy... nie mogę się połapać o co z nią chodzi i jaki ona będzie miała wpływa na historię.. ale przecież jeszcze duuuużo rozdziałów przed nami więc myślę, że wszystko będzie stopniowo się układać w jedną całość :) no to czekam na następny rozdział!
OdpowiedzUsuńpozdrawiam serdecznie,
Anna ;*
Najważniejsze, że jesteś kochana;* Doskonale rozumiem brak czasu. Pamiętaj tylko o odpoczynku;) Zdrowie jest najważniejsze.
UsuńDziękuję!!!
Myślisz, że nie bd?;>
O to chodzi. Intencje Evy mają być jedną, wielką niewiadomą...przynajmniej póki co;) Proszę o jeszcze chwilę wyrozumiałości i cierpliwości. Wiem, że wątek Evy dla wielu z Was może wydawać się irytujący i przerysowany. Gwarantuję jednak, że jej losy będą miały związek z historią. Być może dla wielu z Was zaskakujący i nieprawdopodobny...Postaram się dołożyć wszelkich starań, żeby tego nie schrzanić. Zanim jednak poznacie prawdę, musicie pozwolić mi rzucić trochę światła na pozostałe wątki, które tak mozolnie zawiązywałam do tej pory.
Proszę Was o szczyptę zaufania i wiary we mnie...:)
Dobrze myślisz, Aniu;) Od teraz wszystko będzie układać się w logiczną - mam nadzieję - całość;) Co do liczby rozdziałów, to przyznam szczerze, że nie myślałam o tym z tego prostego powodu, że tak naprawdę dopiero co wprowadziłam Was w akcję, w świat, który tym razem chciałabym Wam pokazać...Próbowałam planować to, co ma się wydarzyć w kolejnych rozdziałach. Naprawdę uczciwie próbowałam.Problem w tym, że w moim przypadku to się nie sprawdza. Nie dlatego, że jestem leniem i mi się nie chce. A dlatego, że pomysły pojawiają się na bieżąco. Zdarza się, że mam skończony rozdział i tuż przed wysłaniem go Face zmienia mi się koncepcja i nanoszę poprawki lub też piszę całość od nowa. Albo gdy nanoszę poprawki tuż przed publikacją, jak było z tym rozdziałem. Choć ta opcja jest już ekstremalnym przypadkiem;)
Dziękuję Ci za wiarę i wsparcie;)
Ściskam mocno,
V;*
Scena z Krumem i Draco bomba ;P Już myślałam, że Draco dostanie po twarzy i tyle z tego będzie ;P Ale nie, Malfoy świetnie to rozegrał, chociaż podejrzewam, że dostanie mu się za to xD Hermiona okazała swoje prawdziwe uczucia w stosunku do Malfoya, przekonała się, jak to by było, co by czuła, gdyby go straciła. Wygląda na to, że być może jest to rzeczywiście miłość, nie ma co się zastanawiać ;P
OdpowiedzUsuńDobrze kombinujesz;D
UsuńNiezupełnie, ale coś tam zrozumiała;p
Tak myślisz?;D Zawsze możesz jej to wytłumaczyć;p
Dziękuję;*
Ściskam!
TAK! NARESZCIE! Niech Krum spada na drzewo :D
OdpowiedzUsuńHahah;D Jesteś urocza;) Obawiam się jednak, że to Malfoyowi grozi upadek;)
UsuńDziękuję!
Ściskam!
Widzę, że bardzo lubisz wątek Evy. Od razu można to zauważyć w dokładnych napisach. Ja nie jestem już do końca pewna w jakim kierunku się to wszystko rozwinie. Zaborcze zachowanie Kruma kompletnie nie pasowało do tego fajnego wizerunku z poprzednich rozdziałów. Przecież to Draco. Czy Wiktor widzi w nim naprawdę zagrożenie? Oczywiście końcówka potwierdza moje pytanie, ale wcześniej nic się przecież takiego nie działo, a Wiktor do najbystrzejszych nie należy.
OdpowiedzUsuńTak, lubię jej wątek;) Ale póki co poświęcam jej tyle czasu, bo jest nową postacią. W dodatku też dość istotną. Dlatego nie mogę potraktować jej połowicznie.
UsuńWiktor ma powody aby się tak zachowywać w stosunku do Malfoya. Zaufaj mi;) Wszystko jest wyjaśnione, tzn bd w przyszłych rozdziałach;)
Im dalej tym więcej zrozumiesz;)
Dziękuję!
Pozdrawiam;)
O żesz w morde ! Malfoy Ty draniu ! :3
OdpowiedzUsuńJestem ciekawa reakcji Harmiony a jeszcze bardziej Wiktora i czy Harry zdąży przybyć na czas?
Już się bałam,że Malfoy'owi naprawdę się coś stało.
Historia Evy bardzo interesująca . Jestem ciekawa co bd dalej gdy się wybudzi?
Zgaduję, że to oznacza aprobatę?;D
UsuńCierpliwości;)
Dziękuję;)
Pozdrawiam ciepło!
Będzie jazda bez trzymanki!!!!!!!!!!!!!!!!!!
OdpowiedzUsuńPozdrawiam
Kasia
To chyba dobre określenie;p
UsuńDziękuję;)
Pozdrawiam;*
Malfoy mym mistrzem <3 Normalnie przeszedł samego siebie. Nie będę się za bardzo rozpisywać, bo zżera mnie ciekawość, co dalej.
OdpowiedzUsuńTo zrozumiałe;p
UsuńDziękuję;)
Ściskam!
nadal nie lubię Evy
OdpowiedzUsuńnie lubię także Wiktora
Hermiona x Draco są idealni
Draco sam w sobie jest perfekcyjny
dziękuję za uwagę idę czytać dalej :)
Widzę, że wydłużasz czarną listę;p
UsuńTo ja dziękuję:)
Malfoy ty geniuszu zła!!! Ale dzisiaj postać Evy była najlepsza. Ta jej historia tak mnie wciągnęła że nie mogę przestać o co tu tak naprawdę chodzi :/ No ale jak zawsze życzę Ci dużo weny i miłego wieczoru :)
OdpowiedzUsuńPozdrawiam Ksenia Kobelak
Dziękuję;) Nie ukrywam, że to postać Evy stanowi dla mnie największe wyzwanie w tym opowiadaniu;)
UsuńPozdrawiam ciepło!;)
WOW! Świetna scena z udzialem Wiktora. :D A Harry w Twoim opowiadaniu jest po prostu perfekcyjny, wszystko co robi idealnie pasuje mi do obrazu Wybranca jaki wykreowalam w swojej glowie dawno temu. Swoją drogą, Harry tworzy z Pansy swietną parę.
OdpowiedzUsuńZaintrygował mnie wątek Evy, jestem ciekawa jak dalej potoczy się jej historia.
Dawno nie czytałam tak dobrego Dramione, z zachłannością pochłaniam kolejne rozdziały :D
+ zapomniałam napisać w poprzednim komentarzu, fantastyczny wygląd bloga, minimalistycznie, czytelnie i z klasą - tak, jak lubię najbardziej ;)
Pozdrawiam i czytam dalej!
Dziękuję! Bardzo miło mi to czytać;) Cieszę się, że moja kreacja bohaterów przypadła Ci do gustu.
UsuńH&P to było wyzwanie, dlatego tym bardziej oddycham z ulgą, że udało mi się przekonać wielu Czytelników do tego nietypowego połączenia.
Taak, Eva to wyzwanie, bo jest od początku do końca moja:) Pozostali bohaterowie również tacy są, ale mają przeszłość, która należy do innej autorki. Jestem zarówno wdzięczna, jak i szczęśliwa z powodu tak ciepłego odbioru;)
Taki jest chyba mój styl;) Wyznaję zasadę, że im mniej tym lepiej. Wydaje mi się, że ten wystrój dobrze to oddaje;) Choć bez pomocy fantastycznej Ariany to by się z pewnością nie udało.
Dziękuję Ci za wszystkie miłe słowa oraz za czas jaki poświęciłaś na lekturę i komentarz;)
Pozdrawiam ciepło!
zakończenie przewspaniałe
OdpowiedzUsuńDziękuję;)
UsuńTO BYŁO DOBRE MALFOY. Trzymaj tak dalej, a nie zginiesz na misji lecz z rąk rozwścieczonego Bułgara.
OdpowiedzUsuńOgólnie jestem ciekawa jak rozwinie się sytuacja z Evą. Biedny Oliwer,nie wie chyba na co się pisze:/