czwartek, 20 października 2016

ROZDZIAŁ XXXI Płomień nadziei




Witajcie Kochani!
Jestem szczęśliwa, że mogę wrócić do Was z nowym rozdziałem "Rozbitków". Skręcenie kostki i naderwanie stawu skokowego ma to do siebie, że trzeba leżeć i ma się dużo czasu... Bezczynność nigdy nie była moją mocną stroną i tak oto postanowiłam nadrobić zaległości. 
Przykro mi, że między publikacjami są tak długie przerwy. Nawet nie wiecie, jak bardzo bym chciała, żeby było inaczej. Niestety jest tak, jak jest i póki co nie potrafię tego zmienić. Jestem tylko człowiekiem i pomimo dobrej organizacji czasu miewam też słabsze dni. Poza tym jestem wymagająca. A odkąd nie ma przy mnie Face, stałam się dwa razy bardziej krytyczna. Rozdział był gotowy 1,5 tygodnia temu. Niestety jeszcze dwa dni temu byłam święcie przekonana, że jest to najgorszy w mojej amatorskiej karierze tekst i postanowiłam odłożyć publikację do czasu, gdy nie nadam mu satysfakcjonującej formy. Oczywiście dalej mam do niego zastrzeżenia, ale chyba jeszcze nie udało mi się napisać rozdziału, do którego bym ich nie miała;) Dlatego oddaję w Wasze łapki XXXI odsłonę opowiadania i mam nadzieję, że nie zawiedzie ona Waszych oczekiwań. Bo ostatni rozdział chyba nie przypadł Wam do gustu? Przynajmniej takie odnoszę wrażenie po liczbie komentarzy. 
Zachęcam do dzielenia się swoimi spostrzeżeniami i odczuciami. To bardzo motywuje do pisania;) 
Proszę też, żebyście raz na jakiś czas zerkali na zakładkę Sowia Poczta, ponieważ to tam będę umieszczać komunikaty i informacje odnośnie opowiadania.
A teraz zapraszam do lektury;)
Ściskam ciepło,
Wasza V.



Rozdział XXXI „Płomień nadziei”

Nie mogąc powstrzymać łez szczęścia, patrzyła w szmaragdowe tęczówki Harry’ego i uśmiechała się szeroko. Dziękowała wszystkim świętościom za to, że go jej zwróciły. Ostatnie tygodnie, gdy dręczył ją strach o życie ukochanego i niepewność jutra, były nieludzką torturą. Wiedziała jednak, że bez wahania przeżyłaby to po raz kolejny, gdyby zagwarantowało to bezpieczeństwo Harry’ego. Ujęła dłoń mężczyzny i pocałowała z czułością. Harry uśmiechnął się do niej delikatnie. W jego oczach jednak nie było cienia uśmiechu. Były matowe i zmęczone. Kryła się za nimi udręka, ból i bezsilność. Pansy wiedziała, że mężczyzna znalazł się w takiej sytuacji po raz pierwszy. Bo, mimo że drzemała w nim ogromna wola walki, to jego ciało było słabe. Zbyt słabe, by unieść ciężar nadchodzącej bitwy. Pansy wiedziała, że świat, jak nigdy potrzebuje bohatera. Wiedziała, że ludzie oczekują, że Wybraniec poprowadzi ich do zwycięstwa. Nie była tylko pewna, czy Harry w tym stanie da radę sprostać tym oczekiwaniom. Pansy tak bardzo chciałaby mu zabronić uczestnictwa w tej walce. Wiedziała jednak, że nie ma do tego prawa. Harry Potter nigdy nie należał wyłącznie do niej. Zawsze musiała dzielić się nim ze światem. Zarówno kochała go i nienawidziła za to, że nie może być tylko jej. Może i była samolubna i egoistyczna, ale wynikało to ze strachu przed utratą ukochanego. Gdyby go straciła, jej świat pogrążyłby się w mroku. Ludzie znaleźliby sobie drugiego zbawcę, ale ona nie potrafiłaby zastąpić Harry’ego kimś innym. Na samą myśl, łzy same napływały jej do oczu. 
-Pansy… - zganił ją łagodnie, gdy ponownie się rozpłakała i delikatnie starł łzy z jej policzków.
- To nic…
- Chodź do mnie – powiedział z uśmiechem i przesunął się robiąc jej miejsce.
Przygryzła wargę i spojrzała niepewnie na drzwi od sali. Jej opór jednak zniknął, gdy Harry pociągnął ją delikatnie za rękę. Wczołgała się nieporadnie na łóżko i ostrożnie położyła obok. Harry spojrzał na nią z pobłażaniem i objął stanowczo, opierając podbródek na jej głowie. Było jej niewygodnie, ale nie odważyła się poruszyć, by nie sprawić mu bólu. Poza tym czuła ciepło jego ciała, bicie serca oraz miarowy oddech. Wszystko to, za czym tęskniła.
Po chwili wahania położyła dłoń na jego nagiej klatce piersiowej w miejscu, gdzie znajdowało się serce i przesunęła palcem po jego skórze. Na myśl, że były chwile, gdy myślała, że go utraci, oczy ponownie zaszły jej łzami. Zamrugała powiekami chcąc je przegonić, lecz było już za późno i jedna kropla spłynęła po jej policzku na tors mężczyzny. Zarumieniła się. Było jej wstyd, że zachowuje się jak fontanna. Jednak tak długo musiała być silna, że teraz nie potrafiła już dłużej udawać. Prawda była taka, że to Harry był jej siłą. Bez niego była niczym słaby liść miotany przez wiatr. Mężczyzna przykrył jej dłoń własną i uścisnął ją delikatnie. Wtuliła twarz w zagłębienie jego szyi i zacisnęła mocno powieki.
- Kocham cię – wyszeptał konspiracyjnym tonem, zapewne chcąc ją rozbawić, i pocałował w czoło.
Pansy uśmiechnęła się blado i wahając się chwilę, uniosła delikatnie na łokciu. Spojrzała mu prosto w oczy i położyła dłoń na policzku mężczyzny, gładząc jego skórę. Pociągnęła nosem i przełknęła bolesną gulę w krtani.
- W takim razie nigdy mnie już nie zostawiaj – zażądała, głosem nabrzmiałym od emocji. -  Słyszysz? Nie waż się umrzeć, Harry – zastrzegła i nim mężczyzna zdążył cokolwiek dodać, pocałowała go.

***

- Hmmm…Przyjaciółko… - Zamruczała, oblizując usta i patrząc z lubością na kieliszek swojej ulubionej Sherry. – Tak smakuje zwycięstwo – westchnęła, rozsiadając się wygodnie w swoim czarnym, skórzanym fotelu i przymknęła powieki.
Przed oczami wciąż miała twarz Ginny Weasley, gdy wraz ze swoimi rzeczami opuszczała gmach redakcji. W uszach wciąż odbijały się oddalające kroki kobiety, stanowiące muzykę dla jej uszu. Upiła kolejny łyk alkoholu i uśmiechnęła się szeroko.
- Taak, Weasley. Wygrałam – powiedziała i z zadowoleniem poklepała brązową kopertę, w której znajdował się tak zwany pakiet motywacyjny, jak lubiła nazywać informacje skłaniające jej przeciwników do posłuszeństwa.
Rita nie miała zamiaru dotrzymywać warunków umowy. Nie, gdy Artur Weasley został Ministrem Magii. Informacja o matactwach i skandalu związanym z rodziną przywódcy magicznej społeczności była jej kartą przetargową, na wypadek gdyby zarząd znów miał zamiar usunąć ją ze stanowiska. Ona jednak nigdy na to nie pozwoli. Prorok Codzienny był jej dzieckiem. Jeśli ktokolwiek spróbuje odebrać jej gazetę, gorzko tego pożałuje.
- Co do…?! – Wrzasnęła, urywając, gdy drzwi do jej gabinetu otworzyły się z impetem, a do środka weszło dwóch mężczyzn w towarzystwie samego prezesa.
Na ich widok zamarła z kieliszkiem w ręku i szeroko otwartymi oczami.
James Nelson omiótł ją beznamiętnym spojrzeniem, a następnie przeniósł je na biurko, na którym stała do połowy opróżniona butelka. Poczuła jak odpływa z niej powietrze, gdy na wąskich wargach mężczyzny pojawił się dobrze jej znany grymas niezadowolenia.
Prezes należał do grona cholernych perfekcjonistów i nie tolerował pomyłek. Wiedziała też, że nigdy nie wybacza błędów i tylko cudem udało jej się przekonać zarząd, by jej nie odwoływał. Nie miała pojęcia, kim są towarzyszący mu mężczyźni, ani co sprawiło, że postanowił sam się do niej pofatygować. Jednakże, po jego minie wnioskowała, że nie będzie to miła wizyta.
- To twoje wymówienie. Zostajesz zwolniona dyscyplinarnie ze skutkiem natychmiastowym. Spakuj się i opuść budynek redakcji – powiedział zimnym, władczym głosem, rzucając jej pod nos wspomniane wymówienie.
Zerknęła na nie przelotnie, nie wierząc, że to dzieje się naprawdę. Jego słowa odbijały się w jej głowie niczym echo.
- Nie rozumiem, co się dzieje, panie prezesie…Wczoraj…
- Wczoraj okoliczności wyglądały inaczej – oznajmił, patrząc z dezaprobatą na kieliszek w jej dłoni. - Spakuj się i z łaski swojej nie rób scen – dodał ostrym, nieznoszącym sprzeciwu tonem.
- Nie możecie mnie zwolnić. Prorok to całe moje życie – wydusiła słabym głosem, oddychając ciężko i łapiąc się za klatkę piersiową.
- Myślę, że zwolnienie będzie twoim najmniejszym problemem. Panowie z Biura Aurorów chcą zamienić z tobą słówko – rzucił suchym tonem.
- Aurorów? – Powtórzyła, niczym ogłuszony ghul ogrodowy.
- Panno Skeeter, proszę się spakować. Pójdzie pani z nami w celu przesłuchania.
-Przesłuchania? – Pisnęła, czując jak nogi uginają się pod nią pod wpływem ciężaru ostatnich informacji.
- Została pani oskarżona o kradzież dokumentacji medycznej, szantaż i złamanie kilku punktów kodeksu prawa. Wyjaśnimy wszystko na miejscu.
- To jakieś nieporozumienie… - zaoponowała słabym głosem.
- O tym zadecyduje już Wizengamot…

***
- Panna Chang?
Cho oderwała się od uzupełniania karty pacjentki i poprawiła okulary.
- Tak. W czym mogę pomóc? – Zapytała z miłym uśmiechem.
- Proszę się ubrać. Pójdzie pani z nami w celu przesłuchania i złożenia wyjaśnień na temat złamania przysięgi lekarskiej i kradzieży dokumentacji medycznej.
Słowa mężczyzny uderzyły w nią niczym zaklęcie Expelliarmus. Przez chwilę poczuła się zbita z tropu. Szybko jednak oceniła sytuację i odzyskała rezon. Zmarszczyła czoło i zmierzyła mężczyznę niepewnym spojrzeniem.
- To jakieś nieporozumienie – powiedziała z irytacją w głosie i wyprostowała się z godnością.
- To akurat okaże się w czasie przesłuchania – odparł znudzonym tonem auror.
- Mam jeszcze pacjentów. Zgłoszę się po pracy – oznajmiła zimnym tonem i wróciła do uzupełniania karty, dając tym samym sygnał, że rozmowa jest dla niej zakończona.
- Rozmawiałem już z pani przełożonym i inny uzdrowiciel ma przejąć pani obowiązki podczas pani nieobecności.
- Inny…? – Zaczęła i urwała, czując jak oburzenie odbiera jej głos.
- Proszę tego nie utrudniać, panno Chang – dodał ze zniecierpliwieniem. - Może pani pójść ze mną po dobroci, albo zakuję panią i wywlekę siłą – ostrzegł nieprzejednanym tonem.
Cho sapnęła ze złości. Wiedziała, że nie może pozwolić sobie na taki skandal. Była pretendentką do objęcia stanowiska ordynatora i nie zamierzała, by coś stanęło jej na drodze.
- Nie będzie takiej potrzeby. Proszę jednak wiedzieć, że będę rozmawiać tylko w obecności prawnika – oznajmiła wyniosłym tonem i zaczęła zbierać się do wyjścia.
Wszystko w niej kotłowało się od niepewności. Wiedziała, że ta sprawa ma coś wspólnego z Ritą. Przysięgła sobie, że jeśli ten wypudrowany babsztyl spróbuje jej zaszkodzić, pogrąży ją tak, że zgnije w więzieniu. Była tak zdenerwowana, że prawie wpadła na Zabiniego. Blaise zmierzył ją zimnym spojrzeniem, które na moment zbiło ją z tropu.
- Dyrektorze… Mam nadzieję, że nie wierzysz w te podłe oszczerstwa – oznajmiła najbardziej pewnym siebie głosem, na jaki było ją stać.
Zabini uśmiechnął się z niesmakiem. Z całej jego postawy biła niechęć, potępienie i coś na kształt satysfakcji, choć tego ostatniego nie był pewna.
- Blaise, dobrze wiesz, że nie mam z tym nic wspólnego – zaczęła, ostrożnie dobierając słowa i z niepokojem obserwując jak mężczyzna podchodzi do tabliczki na drzwiach do jej gabinetu i za pomocą różdżki ją odpina. – Możesz mi wyjaśnić, co robisz? – Zapytała, lecz zignorował jej pytanie.
Zamiast tego odwrócił się na pięcie i nucąc marsza żałobnego, ruszył w stronę windy.
- Blaise! – Krzyknęła, gdy Zabini umieścił tabliczkę z jej nazwiskiem w koszu na śmieci.

***

Westchnęła ciężko i pokręciła stanowczo głową. Nie mogła pozwolić sobie na słabość w tej chwili. Najpierw musiała sprawić, by Draco zrozumiał jej decyzję. Spojrzała w jego kierunku. Mężczyzna wciąż stał odwrócony do niej plecami i wpatrywał się w widok za oknem. Domyślała się jednak, że to nie widok krajobrazu zaprząta mu myśli. Wiedziała, że jest zły i zdezorientowany. Nie mogła jednak dłużej go oszukiwać. Za bardzo jej na nim zależało, by ukrywać przed nim prawdę. Draco zasługiwał na szczerość, nawet jeśli miałaby ona złamać mu serce. Była gotowa na wszystko, byleby zapewnić mu bezpieczeństwo. Podeszła do mężczyzny i położyła dłoń na jego łopatce. Pod wpływem jej dotyku jego mięśnie spięły się. Niestety była to jedyna reakcja na jej obecność.
- Draco – wymówiła miękko jego imię i przesunęła dłonią wzdłuż linii kręgosłupa mężczyzny. - Powiedz coś - poprosiła, obejmując go i opierając policzek na jego plecach.
Malfoy wziął głęboki wdech. Domyślała się, że mężczyzna toczy teraz walkę z samym sobą. Tak bardzo chciała, by spróbował ją zrozumieć. Objęła go mocniej i w tej samej chwili, Draco ujął jej nadgarstki i odsunął od siebie. Poczuła, jak coś boleśnie zaciska się w jej klatce piersiowej. Mężczyzna przez chwilę trzymał jeszcze jej ręce w swoich ciepłych dłoniach, a ona, choć doskonale wiedziała, co czeka ją w najbliższej przyszłości, czuła się tak, jakby ważył się jej los. Wstrzymała oddech, gdy mężczyzna odsunął się od niej. Miała wrażenie, że jej płuca wypełnia potworny chłód. Zamrugała, chcąc odgonić niechciane łzy i ze wszystkich sił starając się nie stracić kontroli nad własnymi emocjami. Zamknęła oczy, gdy Draco wyminął ją bez słowa i zacisnęła powieki obejmując się w pasie, czując rozdzierający ją od środka ból. Nie chciała patrzeć jak odchodzi, jak znika. Nie chciała słyszeć jego oddalających się kroków i trzasku zamykanych w złości drzwi. Zagryzła dolną wargę, dusząc w sobie płacz i przytrzymała się parapetu, czując że traci grunt pod stopami.
Wstrzymała oddech, gdy poczuła stanowcze szarpnięcie, a chwilę później została otoczona przez opiekuńcze ramiona. Wtuliła się w nie ufnie, wdychając znajomy zapach i, nie potrafiąc już dłużej nad sobą panować, rozpłakała się. Zacisnęła dłonie na materiale jego kurtki, bojąc się, że gdy go puści, ten zniknie. Draco delikatnie gładził jej plecy i cierpliwie czekał, aż się uspokoi. Nie musiał nic mówić. Dla niej najważniejsze było to, że był.
- Ja też nie chcę… – wydusiła zachrypniętym głosem i urwała, czując jak załamuje się jej głos.
Draco przytulił ją mocniej, jakby chciał obronić ją przed nieuchronnym. Sam był na granicy rozpaczy. Cały jego świat tkwił w tej chwili w jego ramionach. Jej ciepło rozpaliło w nim płomień nadziei na lepsze jutro. Nie chciał dopuścić do siebie myśli, że ten jasny płomyk miałby zgasnąć. Myśl ta przerażała go bardziej niż cokolwiek innego na tym świecie. Nie mógł jej stracić. Nie mógł na to pozwolić. I nie zamierzał.
- Przyjdziesz jutro? – Zapytała, nieświadomie zaciskając mocniej dłonie na połach jego kurtki. – Chcę cię zobaczyć, choć na krótką chwilę – dodała, gdy nic nie powiedział, starając się odzyskać panowanie nad własnym głosem. – Boję się – wyznała i podniosła zaszklony wzrok na jego nieprzeniknioną twarz.
Draco z trudem kontrolował emocje. On też się bał. Był wręcz przerażony. Myślał, że już nic nie jest w stanie wywołać w nim tych wszystkich destrukcyjnych uczuć, ale dzisiaj przekonał się, że nigdy jeszcze tak bardzo się nie bał. Wiedział jednak, że musi zachować zimną krew. Tylko wtedy znajdzie rozwiązanie. Odwzajemnił spojrzenie Hermiony i położył dłoń na jej zimnym policzku. Granger przymknęła powieki i wtuliła się w jego dłoń. Pogładził kciukiem jej skórę, zupełnie jakby chciał zapamiętać jej delikatną strukturę. Ujęła w dłonie jego nadgarstek i musnęła ustami wewnętrzna część dłoni. Zastanawiał się przez chwilę, czy Hermiona ma świadomość tego, jak wielki ma na niego wpływ. Pochylił się, całując ją delikatnie.
Każde muśnięcie jego warg, było niczym iskra rozbudzająca płomień. Każdy dotyk sprawiał, że drżała i była pewna, że gdyby jej nie podtrzymywał, najpewniej rozpadłaby się na miliony kawałków. Westchnęła cicho i zatraciła w doznaniach. Draco całował ją niespiesznie i czule, delektując się powoli i sycąc każdym spotkaniem ich warg. Spychał jej strach na dno podświadomości, zmuszając do koncentracji na chwili obecnej. Dawał jej to, czego potrzebowała w tej chwili - siebie. Nie chciała obietnic i zapewnień. Nie oczekiwała współczucia i pocieszenia. Pragnęła tylko jego.
Draco ostatni raz musnął jej usta i zetknął ze sobą ich czoła. Przez chwilę stali tak objęci w milczeniu, wsłuchując się we własne oddechy i sycąc swoją bliskością. Uchylił powieki i uśmiechnął się delikatnie widząc uśmiech błąkający się w kącikach ust kobiety. Wiedział, że nie może jej niczego obiecać. Miał jednak świadomość, że Hermiona wcale tego nie oczekuje. Pod tym względem byli bardzo podobni. Nie potrafił pogodzić się z myślą, że ponownie miałby ją stracić. Kiedyś nie potrafił jej zatrzymać i do dziś żałował, że bał się dwóch prostych słów, które sprawiłyby, że Hermiona by została. Były niczym zaklęcie wiążące ich serca i umysły.
- Kocham cię, Granger – wyszeptał, zaklinając los, by tym razem nie odbierał mu kobiety, by nie zgasił jej jasnego płomienia.
Hermiona uchyliła powieki i przyjrzała mu się podejrzliwie, mrużąc oczy. Uniosła rękę i wplotła palce w jego mokre od deszczu kosmyki włosów i przeczesała je. Uśmiechnął się, patrząc na nią czule, a ona zarumieniła się uroczo, lecz nie odwróciła wzroku, jak zwykle miała w zwyczaju, gdy jego zachowanie ją peszyło.
- Chyba nigdy się do tego nie przyzwyczaję – wyznała, sunąc opuszkami palców po linii jego szczęki.
Draco ujął jej dłoń i pocałował opuszki palców, a następnie splótł ze sobą ich dłonie, gładząc jej kciukiem.
- Kocham cię – powtórzył.
Hermiona uśmiechnęła się przez łzy i pokręciła głową. Odwzajemnił uśmiech i pocałował ją w czubek nosa, a potem w czoło. Westchnęła cicho i przymknęła powieki, gdy składał pocałunek najpierw w jednym, potem w drugim kąciku jej ust. Każdemu pocałunkowi towarzyszyło to samo, powtarzające się wyznanie miłości. Uśmiechnął się pod nosem, gdy kobieta zacisnęła palce na kołnierzyku od koszuli, nie pozwalając mu odsunąć się od niej.
- Kocham cię – powiedziała żarliwym tonem i przypieczętowała swoje słowa pocałunkiem.
***
Czuła chłód kamiennych murów w kaplicy. Przenikliwe zimno wypełniało ją od środka. Macki strachu wślizgnęły się do jej wnętrza i oplotły serce. Nie była przyzwyczajona do tego uczucia. Od dawna to ona wzbudzała postrach. Wmawiała sobie, że to wszystko przez miejsce, do którego wróciła. Zakon wzbudzał w niej skrajne emocje, przywoływał zarówno dobre, jak i złe wspomnienia. Tu każda cegiełka, każde drzewo było powiernikiem jej tajemnic i towarzyszem niewoli. Nienawidziła tego zgromadzenia i chciała je zniszczyć. Miała zamiar pogrzebać w popiele wszystko to, czym było Stella Mortis, a następnie stworzyć swoją własną legendę. Zemści się i odbierze to, co skradziono jej, gdy była dzieckiem - wolność.
Nim jednak zmiecie zamek z powierzchni ziemi, posiądzie moc drzemiącą w jego murach. Wykradnie skarb, który kapłanki strzegły od wieków. Wyrwie serce Zakonu, a następnie będzie patrzeć, jak upada. A gdy już zdobędzie moc, nikt nie śmie rzucić jej wyzwania. Stanie się nie tylko panią życia i śmierci, ale i władczynią całego świata.
Otuliła się szczelniej peleryną i podniosła wzrok na marmurowy posąg Hekate, który tak bardzo podziwiała w dzieciństwie. Ten, kto wykonał rzeźbę, oddał nie tylko urodę, ale i siłę czarownicy. W jej postawie i sposobie patrzenia było coś, co wzbudzało respekt. Klęcząc przed jej podobizną, miało się wrażenie, że jej duch wciąż żyje w murach zamku. Majestatyczna rzeźba była zabezpieczona zaklęciami, przez co nie widać było na niej upływającego czasu. Dumne oblicze założycielki Zakonu patrzyło na nią z góry. Hekate miała na sobie prostą, skromną szatę, lecz to nie odbierało jej nic z majestatu. W jednej dłoni trzymała księgę, na której widniał symbol Rubinowej Róży, natomiast na drugiej, na której nosiła pierścień władzy, siedział olbrzymi feniks – bestia z jej snów.
Dzisiejszej nocy złotooki potwór ponownie odwiedził ją, gdy spała. Znów była bezsilna i nie mogła się obronić. Obudziła się zlana potem i bała się zamknąć oczy w obawie, że zaśnie i znowu będzie musiała stanąć z bestią oko w oko. Zarzuciła na siebie pelerynę i zeszła do krypty, gdzie kapłanki zbudowały kaplicę. Ostatnimi czasy spędzała w niej prawie każdą noc. Mrok i chłód komnaty działały na nią kojąco. Miała też wrażenie, że to w tej kaplicy, przy ołtarzu Hekate znajdzie odpowiedzi na dręczące ją pytania.
Spojrzała na pięknego ptaka i ściągnęła brwi. Podświadomość mówiła jej, że Hekate komunikowała się z nią w snach, wysyłając swojego posłańca w postaci białego feniksa. Zastanawiała się, co próbuje jej powiedzieć i czego symbolem ma być złotooka bestia. W jej snach ptak nigdy jej nie zaatakował, ale nigdy też jej nie pomógł. Pojawiał się w nich, niczym omen. Dręczyło ją jednak pytanie, czy feniks zwiastuje jej zwycięstwo, czy upadek. Jeśli Hekate chciała ją powstrzymać, będzie musiała postarać się bardziej. Zbyt długo pracowała na ten dzień, by przestraszyć się snu.
Dźwignęła się z kolan, czując że zdrętwiały jej nogi i stanęła naprzeciw swojej poprzedniczki.
- Twoja era minęła. Jutro słońce wstanie dla mnie i rozpocznie się mój czas. Twój zakon i twoja moc będą należeć do mnie i to mnie ludzie będą pamiętać. A ty zgnijesz w mrokach tej zatęchłej krypty, tak jak i pamięć o tobie – powiedziała, odwzajemniając władcze spojrzenie Hekate, a następnie obrzuciła pogardliwym spojrzeniem posąg feniksa. – Ani ty, ani twoja żałosna bestia nie powstrzymacie mnie. Jutrzejszy świt będzie twoim zmierzchem, Hekate – wyszeptała z mściwą satysfakcją.
- Z drogi!
Odwróciła się słysząc zamieszanie za drzwiami. Rozpoznała głos Oliwera i z zaciekawieniem przechyliła głowę. Mężczyzna wydawał się zdenerwowany, a jego głos ociekał zniecierpliwieniem i gniewem.
- Zejdź mi z oczu Williams, bo nie ręczę za siebie – warknął Wood i wtedy układanka nabrała kształtu.
Oliwer musiał dowiedzieć się o jej nocnej eskapadzie. Pokręciła z irytacją głową i postanowiła zapobiec rozlewowi krwi. W czasie rytuału będzie potrzebowała ich obu i nie mogła pozwolić, żeby dwa filary jej armii skakały sobie do gardeł.
Zapukała w masywne, drewniane wrota i czekając aż się otworzą, otuliła się mocniej peleryną. Widząc furię malującą się na twarzy Wooda, wiedziała, że czeka ją kolejna ciężka noc. Gdy przekroczyła próg, wszystkie spojrzenia skierowały się na nią. Strażnicy i Garett pokłonili się z szacunkiem, natomiast dowódca jej gwardii, ograniczył się tylko do schowania różdżki i ponurego spojrzenia.
- Zostawcie nas – rozkazała, cały czas patrząc prosto w oczy swojemu rycerzowi.
Jej strażnicy, jakby z ulgą pokłonili się i wykonali polecenie. Z kolei generał Williams rzucił niespokojne spojrzenie w kierunku swojego dowódcy i dopiero, gdy Eva rzuciła mu ponaglające spojrzenie, z wahaniem ruszył w kierunku wyjścia. Z rozbawieniem odnotowała grymas irytacji na twarzy Oliwera i wściekłe spojrzenie, jakim odprowadził Williamsa, gdy ten znikał na schodach.
- Mam nadzieję, że masz dobry powód, by tak się zachowywać, kochany – zaczęła, patrząc na niego z naganą.
- Czy ty oszalałaś? – Wyrzucił z siebie, patrząc na nią ze złością. – Jutro czeka cię ten cholerny rytuał. Musisz być skoncentrowana i silna. Nie możesz trwonić mocy na takie zaklęcia. A co jeśli zabraknie ci sił?
Uśmiechnęła się pod nosem, słysząc słowa mężczyzny. Cała irytacja uleciała z niej i zastąpiła ją fala czułości i rozbawienia. Miała wrażenie, że Oliwer czasami zapominał, z kim rozmawia. Zupełnie jakby pomijał fakt, że jest silniejsza od niego. Wchodził wtedy w rolę rycerza stojącego na straży jej bezpieczeństwa. Dziś jednak nie zamierzała mu tego wypominać. Miała wobec niego inne plany, dlatego w milczeniu wysłuchała monologu Oliwera. Lubiła go w tej odsłonie. Był odważny, dziki, silny i władczy. Był jej rycerzem, który wskoczyłby za nią w ogień, gdyby go o to poprosiła. Kochał ją i podążał ślepo jej szlakiem. Jego nadopiekuńczość często doprowadzała ją do szału, ale dziś jej to nie przeszkadzało. Potrzebowała takich ludzi obok siebie. Tylko im mogła ufać i powierzyć swoje bezpieczeństwo.
- Nie przeczę, że to, co zrobiłaś dla matki Williamsa, było szlachetne i dobre. Ale dzieląc się z nią swoja magią wiele zaryzykowałaś…
Przewróciła oczami, gdy Wood kontynuował swój przydługi wywód i wysłała wiązkę mocy, pragnąc by się uciszył. Spojrzał na nią z irytacją i zacisnął usta. Podeszła do niego wolnym krokiem i uśmiechnęła się prowokująco.
- To święte miejsce, generale. Nie wypada tu tak krzyczeć – zganiła go i położyła dłoń na jego klatce piersiowej. – Znam swoje obowiązki. Jestem Najwyższą Kapłanką i odpowiadam za swoich ludzi – dodała, sunąc dłonią w dół.
Oliwer niewzruszony zdecydowanym ruchem ujął jej nadgarstek i odsunął rękę kobiety, lecz nie wypuścił jej ze swojego uścisku.
- Wiedziałam, że będziesz przeciwny, dlatego wyznaczyłam cię do pilnowania Hermiony. Wiem, że to lekkomyślne z mojej strony, lecz dobry władca musi dbać o swoich poddanych. Nie mogłam odmówić pomocy matce swojego generała – wyjaśniła, patrząc mu prosto w oczy. – Jeden dobry uczynek mnie nie zgubi, Oliwerze – powiedziała żartobliwym tonem, patrząc na niego z pobłażaniem.
Wiedziała, że jego gniew topnieje. Widziała to w jego oczach. Wiedziała, że to, co zrobiła, sprawi, że Wood ponownie w nią uwierzy. Dzięki tej intrydze odzyskała Oliwera i zapewniła sobie wierność Williamsa, który po tym, jak złączyła życie jego matki ze swoim, zrobi wszystko, żeby ją ochronić. Oliwer uniósł jej rękę i pocałował dłoń. Wplotła palce drugiej ręki w jego włosy i cofnęła zaklęcie uciszające.
- Gdy Nott powiedział mi o tym, co się stało, myślałem, że zabiję Williamsa. Nie miał prawa narażać cię na takie niebezpieczeństwo – wyznał z zaciętą miną, obejmując ją w talii.
Poczuła cień irytacji, lecz nic po sobie nie pokazała. Nott zapłaci jej za swój długi język. Niewykluczone, że go straci, jeśli nie nauczy się trzymać gęby na kłódkę. Tylko tego brakowało, by zaczął opowiadać na prawo i lewo o swoim udziale w nagłej chorobie matki Williamsa. Musiała dopilnować, by nikt, a zwłaszcza Garett, nie odkrył, że maczała palce w tej intrydze. Generał miał czuć wobec niej dług wdzięczności. Musiał być przekonany o tym, że Eva jest gwarantem długiego życia jego matki. Dlatego nie mogła pozwolić, by padł na nią cień podejrzeń. Jedyną osobą, która mogła jej zaszkodzić był Nott. Mężczyzna był bardzo użytecznym i skutecznym narzędziem. Był niczym wściekły pies, który spuszczony ze smyczy siał chaos i śmierć. Wiedziała też, że jeszcze może jej się przydać. Dlatego miała zamiar wytresować go tak, by znał swoje miejsce.
- Chodziło o życie jego matki, Oliwerze – upomniała go łagodnie, przeczesując jego przydługie kosmyki włosów.
- Wiem, ale…
- Wiem – weszła mu w słowo i musnęła jego usta. – Ja też – dodała, ponownie go całując.
Czuła jak opór mężczyzny topnieje. Zacisnął dłonie na jej biodrach i przysunął do siebie, pogłębiając pocałunek. Zarzuciła mu ręce na szyję i objęła go nogami w pasie. Uśmiechnęła się triumfalnie, gdy Oliwer kopnął wrota do krypty i wszedł z nią do środka. Jego pocałunki i dotyk jego dłoni na jej skórze rozpalały ją od środka. Był tym, czego potrzebowała, by odsunąć niepokojące myśli. Westchnęła, gdy oparł ją o zimną ścianę i odchyliła głowę, ułatwiając mu dostęp do szyi. Uchyliła powieki i jej wzrok padł na kamienne oblicze Hekate. Myśl, że znajdują się w jej kaplicy, sprawiła jej prawie taką samą przyjemność, jak poczynania Oliwera. Za pomocą magii zgasiła wszystkie świece w krypcie. Tej nocy nie pozwoli, by ani Hekate, ani Nott, ani jutrzejszy rytuał zaprzątały jej głowę. Liczyła się tylko ta chwila i płomień, jaki rozpalał w niej jej rycerz.
***
Zatrzasnął za sobą drzwi i ściągnął ciężkie, ubłocone obuwie. Odpiął płaszcz i rzucił go na stojący nieopodal fotel. Był tak zmęczony, że nie miał siły nawet zejść na kolację. Z westchnieniem ulgi opadł na łóżko i przymknął szczypiące powieki. Miał już dość takiego życia i kłaniania się tej kłamliwej suce. Marzył o dniu, gdy wreszcie odbije się od dna i wtedy pokaże, gdzie jej miejsce. Najpierw jednak miał zamiar odzyskać pełnię mocy i zemścić się na Malfoyu. Wiedział już nawet, co zrobi. Uderzy tam, gdzie zaboli go najbardziej. A gdy skończy z tym zdradzieckim psem, zajmie się Woodem. Ten nadęty hipogryf dostanie to, na co zasłużył. Przewrócił się na plecy i uśmiechnął szyderczo, gdy wyobraził sobie jego minę dzisiejszego wieczoru. Gdy dowiedział się, że jego ladacznica wybrała Theodora, a nie jego prawie dostał wylewu. Przez chwilę Nott myślał, że mu przyłoży i nawet żałował, że tak się nie stało. Wtedy mógłby dać mu niezły łomot i w dodatku zrobiłby to w samoobronie. Theo zawsze wiedział, jaki rodzaj tortur wybrać, by złamać swoją ofiarę. Nie bez powodu Lord Voldemort korzystał z jego usług. Czarny Pan poznał się na jego potencjale. Gdyby żył, jego egzystencja nie wyglądałaby tak jak teraz. Nie mógł jednak żyć przeszłością. Musiał odzyskać to, co stracił wraz z upadkiem swojego pana. Póki co udało mu się wkupić w łaski tej psychicznej kurwy. Każde dobrze wykonane zadanie i ślepe posłuszeństwo zdobywało jej zaufanie. Wejście do jej łóżka było tylko kwestią czasu. Najpierw jednak musiał pozbyć się Wooda. Był pewien, że ten idiota przez swoje uczucia i cholerną rycerskość sam wpakuje się w kłopoty. Już dawno zauważył, że Eva nie lubi, gdy ktoś próbuje ją kontrolować. Dlatego właśnie powiedział mu o ich nocnym epizodzie. Uśmiechnął się, gdy wyobraził sobie gniew kapłanki.
Poderwał się z łóżka, gdy drzwi do jego pokoju otworzyły się z impetem. Do środka weszło sześciu strażników. Czterech otoczyło go z różnych stron, dwóch stanęło przy wejściu. Szarpał się, wrzeszczał i kopał, lecz strażników było więcej i wkrótce zwlekli go z łóżka, a następnie rzucili na kolana.
- Czego chcecie, parszywe łotry?! – Warknął, opryskując się śliną.
- Oszczędzaj siły, Theodorze.
Spiął się rozpoznając głos i przestał szarpać. Eva weszła do środka pokoju w towarzystwie wysokiego, dobrze zbudowanego mężczyzny, w którym rozpoznał miejscowego kowala. Nie miał pojęcia, czemu kapłanka go ze sobą zabrała. Kowal był markotnym i skrytym człowiekiem, a fakt że był niemową sprawiła, że był słabym towarzyszem rozmów. Eva uchyliła kaptur, który ukrywał jej twarz i obrzuciła Theodora zimnym spojrzeniem. Było w nim coś mrożącego krew w żyłach, co zaniepokoiło mężczyznę.
-Pani… Co za niespodzianka – wyjąkał, czując zimny pot na plecach.  – Czemu zawdzięczam tę niespodziewaną, ale jakże miłą wizytę?- Zapytał, uśmiechając się nerwowo.
- Daruj sobie – powiedziała wchodząc w głąb pokoju, a jeden ze strażników stojących na warcie zamknął drzwi.
- Czyżbym nieświadomie zrobił coś, co rozgniewało moją królową? – Dopytywał, patrząc niespokojnie na sylwetkę kobiety, lecz ta zignorowała jego pytanie.
- Wiesz, co cenię wśród swoich ludzi, Nott? – Zapytała po chwili dłuższego milczenia. – Wierność, skuteczność i dyskretność – dodała, nie czekając na odpowiedź mężczyzny.
- Ależ ja jestem wierny, pani! – Zaczął spanikowany i chciał wstać, lecz strażnicy nie pozwolili mu na to.
Eva przesunęła dłonią po szerokim oparciu fotela, rzucając jego płaszcz na podłogę i spojrzała na niego władczo. Czuł, jak drży, choć w pokoju nie było zimno. Jego ciało zdradzało jego uczucia i nie potrafił już kontrolować strachu. Wiedział, że jeśli kapłanka podejrzewa go o zdradę, to jego koniec będzie długi i bolesny. Aż za dobrze pamiętał to, co zostało z ludzi oskarżonych przez nią o zdradę lub nieposłuszeństwo.
- Tu nie chodzi ani o wierność, ani o skuteczność, mój słodki Theodorze – wyznała, podchodząc do niego i kładąc dłoń na jego nieogolonym policzku.
- Jeśli zawiniłem, błagam o wybaczenie. Nie zrobiłem tego świadomie – wydusił ściśniętym ze strachu głosem.
Błyszczące, zielone oczy kapłanki nie zdradzały żadnych emocji. Kobieta była niebezpieczna w swej nieprzewidywalności. Do tej pory ta jej cecha go fascynowała. Nienawidził jej i pożądał, podziwiał i gardził. Nigdy jednak otwarcie nie przyznał się do swoich uczuć.
Kapłanka spojrzała na jego oprawców, a tamci szarpnęli go do góry i zawlekli na fotel, do którego przywiązali go magicznymi linami. Był zbyt sparaliżowany strachem, by walczyć. Nie mógł zrozumieć, w jaki sposób znalazł się w tak fatalnym położeniu. Nie przypominał sobie, by zrobił coś, co wywołałoby aż taki gniew kobiety. Owszem wiedział o kilku jej niezbyt szlachetnych występkach, lecz nie rozumiał, czemu miałby płacić za tą wiedzę. Chyba, że kapłanka zacierała ślady.
- Pani, błagam…Nie wiem, czym cię rozgniewałem, ale pozwól mi to naprawić!
- Ciii… Jesteś bardzo dobrym sługą, Theodorze – zaczęła łagodnym głosem. – Masz tylko jedną skazę – dodała, sprawiając, że chwilowa ulga, jaką poczuł Nott, zniknęła. – Nie martw się. Pomogę ci. Po tym jak usuniemy tę skazę, będziesz sługą idealnym – obiecała z zimnym półuśmiechem.
Theodor poruszył się niespokojnie w fotelu i przełknął głośno ślinę. Czuł, jak sznury, krępujące jego ruchy wżynają mu się w ciało i utrudniają oddychanie.
- Poznałeś Thomasa? – Zapytała i zwróciła się w kierunku kowala. – Thomas jest moim przyjacielem. Jego poprzedni pracodawca uciął mu język i męskość po tym, jak przyłapał go w łóżku ze swoją żoną, a potem nakarmił nimi psa. Postąpił okrutnie i niegodziwie. Nie miał prawa wymierzać kary. Sąd należy do Rady Starszych. Pomogłam Thomasowi i dałam szansę na zemstę. Jeszcze nigdy nie widziałam takiej precyzji w rozczłonkowywaniu. Cóż to był za widok… – powiedziała rozmarzonym tonem i zrobiła efektowną pauzę. – Thomas to artysta w swoim fachu – dodała, patrząc z aprobatą na kowala, który skinął głową w geście pokory. -  Niestety pomimo wysiłku naszych druidów, nie udało się zwrócić mu języka – wyjaśniła ze smutkiem w głosie i położyła dłoń na muskularnym ramieniu kowala. – Pomogłam Thomasowi komunikować się z innymi za pomocą magii i tak rozpoczęła się nasza wieloletnia przyjaźń – powiedziała, a kowal uśmiechnął się do niej i ponownie skinął głową.
- Pani? – Wydusił Nott, gdy dotarło do niego, co zamierza kapłanka, lecz kobieta uciszyła go władczym gestem.
- Nie zostawiasz mi wyboru, Theodorze. Robię to dla twojego dobra. Potraktuj to, jako akt łaski.
- Pani, błagam!
-Twój długi język w połączeniu z wiedzą, jaką posiadasz to bardzo niebezpieczna broń. Dzisiaj użyłeś jej przeciwko mnie po raz ostatni. Wkrótce odpokutujesz za ten występek – powiedziała ze złowróżbną nutą w głosie. – O ile przeżyjesz…
- Pani błagam! Ja nigdy! Nigdy! Nie! – Wrzeszczał, gdy kowal podszedł do niego i wyjął zza płaszcza duże, żelazne szczypce. – Błagam! Nie możesz… Jestem Ci wierny! – Jęczał, rzucając głową we wszystkie strony.
Czuł słone łzy zalewające mu policzki, gdy strażnicy unieruchomili mu głowę. Z przerażeniem patrzył, jak kowal unosi szczypce. Gdy poczuł smak zimnego metalu na języku, zmoczył się w spodnie. Nie zwrócił na to większej uwagi, ponieważ chwilę później, czując rdzawy smak krwi, stracił przytomność.
Gdy otworzył oczy w pokoju było całkowicie ciemno. Jedyne światło płynęło z małej świeczki stojącej na parapecie. Był obolały i wyczerpany. Przełknął ślinę i skrzywił się, czując ból gardła. Oblizał spierzchnięte wargi i nagle wszystko wróciło. Poderwał się z fotela i dotknął języka, by upewnić się, że w całości znajduje się na swoim miejscu. Radość i ulga, jakie poczuł, były nie do opisania. Przeczesał palcami tłuste, cienkie włosy i roześmiał się nerwowo. Sen był tak realistyczny, że przez chwilę nie mógł uwierzyć, że zachował język i życie. Opadł bezwładnie na łóżko i stęknął z bólu, gdy coś twardego wbiło mu się w plecy. Zaklął pod nosem i zaczął rozmasowywać bolące miejsce. Krzywiąc się z bólu, wymacał przyczynę jego cierpień. Gdy palce trafiły na zimny metal, jego serce stanęło na kilka długich chwil, by później rozpocząć szaleńczy galop.
Wspomnienia ze snu stanęły mu przed oczami. Pamiętał smak metalu i krwi. Czuł smród moczu i strachu. Widział bezlitosny błysk w szmaragdowych tęczówkach. Zacisnął rękę na szczypcach i cisnął nimi na drugi koniec pokoju. Zrozumiał, że to, co przytrafiło mu się dzisiaj w nocy, nie było snem. To było ostrzeżenie- pierwsze i zarazem ostatnie.

***

Przyglądała się starszej kobiecie, bawiąc się własnymi włosami. Były prawie w takim samym odcieniu. Wielokrotnie zastanawiała się, czy wybrał ją z powodu podobieństwa do żony. Wizualnie łączyły je pewne cechy. Włosy, subtelna uroda, nienaganna sylwetka. Na tym jednak podobieństwa się kończyły. Narcyza była słaba i uległa, podczas gdy on była silna i pełna pasji. Lucjusz jednak często mylił jej łagodność z uległością.
Spojrzała na widok za oknem. Budził się kolejny pochmurny, zimny dzień. Zima zagościła w Anglii na dobre, przykrywając płaszczem śniegu drzewa, budynki, latarnie i ulice. Dla niej było to jednak bez znaczenia. W jej życiu zima trwała od dnia, gdy Narcyza zmusiła ją do odejścia. Zupełnie tak, jakby usunęła z jej świata słońce i skazała ją na wieczny mrok i zimę.
Zgodnie z wolą Narcyzy zniknęła na jakiś czas. Trzymała się na uboczu i starała zacząć od nowa. Niestety potrzeba zemsty paliła ją od środka. Im bardziej chciała ją stłamsić, tym z większą siłą odpierała jej próby. Momentem przełomowym było poznanie Evy. Kobieta stała się jej mentorką, przyjaciółką i powierniczką. Najpierw pomogła jej stanąć na nogi, a potem ukarać niewiernego kochanka. Był to jednak dopiero przedsmak prawdziwej zemsty.
- Zabrałaś mi wszystko, Narcyzo. Nadeszła pora, żebym teraz ja odebrała ci ostatnią rzecz, którą kochasz…





                                                                                               
                                                                                              

22 komentarze:

  1. Jak miło być pierwszą! Rozdział wiadomo, powala! Super, że działo się aż tyle, że było i o Harrym, i o Ricie i Cho, o Hermionie i Draco itd! Końcówka natomiast mnie zaintrygowała! I jak co rozdział nie mogę się doczekać następnego! Mam nadzieję, że ze zdrowiem u Ciebie lepiej! Nie przejmuj się tak długimi przerwami, jeśli ktoś będzie chciał znać dalsze losy opowiadania to dłuższa przerwa nie zniechęci go do wpadania tutaj! Ja jestem tego żywym przykładem :D

    Pozdrawiam, Anna <3

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. ;)
      Na Ciebie zawsze mogę liczyć:) Jesteś niezastąpiona! Dziękuję;*
      Nie narzekam, dziękuję.
      Chyba pogodziłam się z myślą, że nie zmuszę nikogo do komentowania. Cieszę się jednak z powodu decyzji o epilogu tylko dla komentujących. W ten sposób będę mogła zrobić ukłon w stosunku do ludzi, którzy wspierali mnie słowem i obecnością.
      Cieszę się, że rozdział sprostał Twoim oczekiwaniom;)
      Mam nadzieje, że u Ciebie również wszystko w porządku?
      Ściskam mocno!;*

      Usuń
  2. U mnie już coraz lepiej! W listopadzie jadę do szpitala na kontolę i mam nadzieję, ze wszystko będzie okej! :)

    Pozdrowienia, Anna! :*

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Trzymam kciuki za to, aby tak było;) Wracaj do zdrowia, kochana;*
      Pozdrawiam;*

      Usuń
  3. Przepraszam, bardzo przepraszam. To nie będzie komentarz, tylko ślad, że przeczytałam, że ogromnie doceniam Twoją pracę i chcę Ci za kolejny rozdział podziękować.
    Mam totalny marazm, jeśli chodzi o wymodzenie komentarza i zedytuję ten wpis (a raczej dodam nowy, bo tu nie ma edycji) o bardziej treściwą zawartość, jak tylko się odblokuję. Wiesz jednak, że Twoja opowieść wywiera na mnie niesamowite wrażenie i nie inaczej jest w tej części.

    Pozdrawiam zatem i przepraszam raz jeszcze, że tak ubogo. Postaram się coś dodać jak najszybciej.

    Margot

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. W takim razie dziękuję za ślad:) Takie małe gesty dużo dla mnie znaczą.
      Ale to rozdział Cię zablokował, czy coś się dzieje? Mogę jakoś pomóc? Jeśli chcesz, zawsze możesz napisać do mnie maila.
      Trzymam za słowo;) Ty też wiesz, jak cenię Twoje merytoryczne komentarze, wskazówki, emocje i czas jaki poświęcasz na przekazanie mi swoich wrażeń. Choć po tym wstępie chyba się boję.
      Nie przepraszaj, masz do tego prawo. Jestem Ci wdzięczna, że w ogóle jesteś:)
      Pozdrawiam ciepło;)

      Usuń
    2. Przepraszam, umieściłam moją odpowiedź jako osobny komentarz zamiast w tym wątku :( ale doczytasz się, że ja to ja ;)
      Margot

      Usuń
  4. Woah, w końcu wróciłaś z nowym rozdziałem i to jeszcze jakim :o. Podziw dla ciebie za twój talent i niebanalna fabułę. I ty piszesz, że masz do tego jakieś zastrzeżenia? Chyba zartujesz. Wszystko piszesz tak lekko, że to się przyjemnia czyta. Życzę Ci weny na kolejne rozdziały!

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Dziękuję:) Miło jest słyszeć takie słowa. To budujące;)
      Wróciłam, wróciłam;)I mam nadzieję, że szybko odzyskam formę.
      Może kiedyś nadejdzie czas, gdy ich nie będzie, ale na chwilę obecną wiem, że muszę jeszcze wiele poprawić;)
      Niemniej jednak bardzo się cieszę, że są osóbki, którym ta moja pisanina przypadła do gustu;) Zwłaszcza, że rozdziały pojawiają się tak nieregularnie;(
      Dziękuję:) Sprawiłaś mi wielką radość;)
      Pozdrawiam ciepło!

      Usuń
  5. Przepraszam za brak odzewu od razu, ale dopiero teraz udało mi się coś sklecić, bo ostatnie dni jakieś wybitnie zajęte miałam. To nie jest przyczyna zewnętrzna, choć ja też aktualnie walczę z dość paskudnym urazem, tyle, że kolana akurat. To po prostu chwilowe wypalenie, brak weny, pomysłu, jak i co napisać, żeby odzwierciedlić moją reakcję na tekst. Właśnie dlatego staram się mieć jakiś zasób empatii i zrozumienia dla osób piszących, bo sama, jako ktoś, kto od długiego czasu CZYTA i KOMENTUJE fanfiki, miewam gorsze okresy w tej materii.

    Próbuję się powoli odblokować i nadrobić zaległości, bo, akurat jak na złość, pokazały się aktualizacje kilku śledzonych przez mnie na bieżąco tekstów.

    W telegraficznym skrócie zatem: to, co mnie szczególnie urzekło, to dwie sceny z tych pozytywnych, pełnych emocji, ciepła, miłości, mimo całego dramatyzmu, jaki im w tle towarzyszy. Chodzi oczywiście o tę w pokoju szpitalnym między Pansy i Harrym, a także wzruszające sam na sam Hermiony i Draco. Mimo całych pokładów ślizgońskości (taaa, mój wytwór językowy-autorski) we mnie, jestem też nieuleczalną romantyczką i te fragmenty mają tyle magnetyzmu, że najzwyczajniej w świecie mnie oczarowały.
    Na tyle, że nawet nie mam ochoty skupiać się na tych gorszych momentach. Aczkolwiek cieszę się ogromnie, że przynajmniej Skeeter i Chang dosięgła sprawiedliwość. Mam przynajmniej taką nadzieję i wierzę, że nie wykpią się tak łatwo.

    Boję się o Draco. Nie dość, że w "służbie" Ewy znów wplątał się w niebezpieczne rzeczy, to jeszcze ma psychopatycznego wroga (oprócz niej), czego najpewniej nie jest świadomy, a przynajmniej nie do końca. Trzymam za niego kciuki z całych sił, bo to w końcu moja ulubiona postać :)

    I jeszcze ta Nemezis Narcyzy... Ech, same czarne chmury. Tyle, że w tej części starałam się po prostu chłonąć ciepło i pozytywne emocje dwóch zakochanych par.

    Myślę, że to tyle. Niewykluczone, że gdzieś tam jeszcze będę miała okazję coś dodać w nawiązaniu do tej części, ale przyznaję z żalem, że faktycznie nie jest łatwo w tych dość długich odstępach czasu czytać z pełnym odbiorem Twoją opowieść. Jest tu mnóstwo detali, które są ważne, które powinno się pamiętać i wyłapać, a nie zawsze się to udaje. Ja ogólnie mam taki sposób przyswajania tekstów, że wrzucam je sobie na plik worda i czytam w laptopie lub na czytniku. W przypadku braku takiej możliwości i gdy czytam na czarnym tle - jest to dla mnie dość utrudnione zadanie. Ale się nie poddaję.

    Pozdrawiam bardzo serdecznie
    Margot

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Współczuję i mam nadzieję, że szybko wrócisz do zdrowia.
      Jestem pewna, że to chwilowe i wkrótce odzyskasz spokój ducha:)Daj sobie czas. Nie ma co zmuszać się do czegoś. W takich chwilach staram się dokopać do przyczyny takiego stanu i rozprawić się z nią. Wtedy blokada opada;) Ale każdy ma swój sposób i jestem pewna, że i Ty wypracowałaś sobie coś na takie chwile.
      Jak dla mnie są zbyt przesłodzone;/ Ostatnio nie jestem w zbyt romantycznym nastroju i przez to miałam największy problem z tymi scenami. Ale dzięki Twojej opinii może spojrzę na to przychylniejszym okiem.
      Na "gorszych momentach"? Jest coś gorszego od mojego "romantyzmu"?;)
      Wszystko jest ze sobą ściśle powiązane, to prawda. Czasami sama muszę się cofać, by sprawdzić, czy wszystko idzie zgodnie z planem. W dodatku szykuję dwa wielkie zwroty akcji i jestem ciekawa Waszych reakcji. Co więcej jestem z nich naprawdę zadowolona, co jest dla mnie nowością;)
      Dziękuję za to, że mimo problemów, przemogłaś się i podzieliłaś się swoimi wrażeniami.
      Pozdrawiam serdecznie i życzę zdrowia!

      Usuń
  6. Tyle myśli kłębi mi się w głowie, że mam problem z uporządkowaniem wszystkiego,
    co poczułam, po przeczytaniu Twojego opowiadania… sama już nie wiem od czego zacząć…
    Trafiłam tutaj wczoraj wieczorem i już po przeczytaniu pierwszego rozdziału wiedziałam,
    że nie ma nawet opcji, żebym mogła przestać nim dotrę do „końca”.

    Dawno nie czytałam tak pięknie napisanego tekstu. Jest po prostu niesamowicie dojrzały, a przy tym czyta się go bardzo lekko. Twoje postacie, miejsca i cała historia jest tak realistyczna, że czasami zupełnie się zatracałam w tym co czytam. Dialogi, postacie są tak… sama nie wiem… tak przemyślane, a Twoi bohaterowie są niebywale barwni i czuć od nich dojrzałość. Draco, to postać, która chyba wcale nie jest tak skomplikowana jakby się wydawało, jego przemiana i przewartościowanie swojego życia na pewno nie było czymś prostym, jednak chyba w jakimś stopniu przez niego wymarzonym. Uwielbiam w nim także zdolność do niesamowitego poświęcenia i oddania. Trzeba nie lada odwagi, żeby nie myśląc o konsekwencjach, zrobić dla drugiej osoby absolutnie wszystko. I taką postać chyba najtrudniej stworzyć, która ma złożony charakter, ale jednocześnie jej postępowanie i tok myślenia są oczywiste i jak najbardziej zrozumiałe. Nagina zasady i postępuje wbrew przyjętym regułom, ale spotyka się to jednocześnie ze strony czytelnika, ze zrozumieniem i sympatią. Ktoś kto nie boi się działać w imię miłości, nie może być zły i zasługuje na wsparcie.
    Hermiona, jak to Hermiona, zawsze na pierwszym miejscu rozsądek, wymarzyła sobie życie jakie powinna wieść,. Uwielbiam moment kiedy poddaje się uczuciom. Scena w kuchni w jednym z początkowych rozdziałów, kiedy chciała zakończyć coś co się ledwo zaczęło i po prostu nie miała siły na opór i to dramatyczne pytanie Draco „Co złego jest w zakochaniu się we mnie”, miałam łzy w oczach.
    Osobiście zakochałam się w scenie spaceru, tuż po pogrzebie Kingsley’a. To najpiękniejsza scena w całej historii. Sprawiłaś, że bardzo zazdrościłam Hermionie (chociaż zdaję sobie sprawę, że okoliczności były mało sprzyjające).

    Każda z Twoich postaci nie jest tylko czarno-biała. Eva jest dla mnie zagadką. To pierwszorzędnie rozbudowana postać. Gdy ją poznajemy, mamy wrażenie, ze spotykamy kolejnego tyrana, z czasem dowiadujemy się, że jej działanie, jest podszyte zemstś. Jej niezwykle dziwna relacja z Oliverem, także sprawia, że należy na nią spojrzeć inaczej. I w końcu kiedy człowiek zaczyna się zastanawiać nad nią, nad jej motywami, staje się znowu okrutna i bezwzględna.

    Trochę mi smutno, że Draco, tak starający się zacząć żyć swoim życiem, w którym bolesną przeszłość pozostawia za sobą, ciągle jest zmuszany do trwania w tym o czym chce zapomnieć. Zrobił tak wiele żeby się zmienić, zaznać spokoju, szczęścia i miłości, ale ciągle ktoś staje mu na drodze, ciągle ktoś karze mu wybierać, chociaż zdaje się, że naprawdę nie ma żadnego wyboru. Bo jeżeli ktoś na szali stawia życie najbliższych, to ciężko tu mówić o jakimkolwiek wyborze. Do tego wszystkiego dochodzi jeszcze kwestia, jak to, do czego zmusiła go Eva zostanie odebrane przez innych, a przede wszystkim przez Hermione, która moralność traktuje dużo poważniej. Pomimo czystego uczucia jakie ich połączyło, tego co przeszli i w przeszłości i teraźniejszości w dalszym ciągu są siebie niepewni.

    Twoje ostatnie rozdziały są naprawdę smutne, podczas czytania często powtarzałam sobie „spokojnie, przecież wszystko na pewno dobrze się skończy”, a co jeżeli nie? Niestety nasze życie w większości zależy od idiotów. Szalony sąsiad zalewający nam mieszkanie, wariat drogowy, który uważa, że nie obowiązuje go sygnalizacja świetlna, złośliwy szef czy zazdrosna koleżanka zmieniająca nasze życie w piekło…

    Smutek i szara rzeczywistość jest stałą w naszym życiu, dlatego bardzo bym się ucieszyła, gdybyś dała im wszystkim, a jednocześnie nam, Twoim czytelnikom, trochę światła i tego happy endu. Szczęśliwego zakończenia, pokazującego, że jest coś poza otaczającym nas smutkiem i mrokiem.

    Mam nadzieję, że z Twoją nogą już lepiej i wróciłaś do zdrowia.

    Pozdrawiam Nika

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Witaj w gronie Czytelników, Niko:)
      Muszę przyznać, że jestem pod wrażeniem krótkiego czasu, w jakim przeczytałaś całość opowiadania. Cieszę się również, że przypadło Ci ono do gustu:)
      Takie merytoryczne komentarze są dla mnie bardzo cenne. A Twój sprawił dodatkowo, że odetchnęłam z ulgą. Bo wbrew przypuszczeniom dzielenie się swoją "pisaniną" jest bardzo stresujące, choć i niesamowicie inspirujące oraz pouczające. Dzięki informacjom zwrotnym od Czytelników mogę wyciągnąć pewne wnioski, zobaczyć nad czym powinnam popracować, co wyeliminować itp. Dlatego dziękuję Ci za wszystkie napisane słowa;)
      Sama lepiej bym nie scharakteryzowała Dracona:) Dziękuję, starałam się, żeby moi bohaterowie nie byli przezroczyści, ani czarno-biali. Bo ludzie tacy nie są. Każdy z nas stworzony jest z palety różnorodnych barw, emocji, myśli itp., które kierują naszymi działaniami. Potrafimy być współczujący, by za chwilę wydawać bezlitosne sądy. Kochamy, a jednocześnie jesteśmy zdolni do okrucieństwa. Staram się jednak wierzyć w to, że możemy być architektem własnej rzeczywistości i w ten sposób wpływamy na innych.
      Eva była dla mnie największym wyzwaniem z racji tego, że musiałam zbudować ją od początku. Jednocześnie jednak dawało mi to ogromną satysfakcję, bo nie musiałam liczyć się z pewnym kanonem, jak było w przypadku pozostałych bohaterów sagi J.K.Rowling. Tu największa trudność polega na tym, żeby nie zabić w nich tego pierwiastka, za który pokochaliśmy bohaterów w jej książkach. A że nie lubię przewidywalności i miewam problemy z nadaktywną wyobraźnią, to wyszło co wyszło:) I naprawdę cieszę się za każdym razem, gdy czytam Wasze wpisy pod rozdziałem:) To motywujące i inspirujące do działania!
      Twoje słowa są bardzo poruszające i tak prawdziwe...Ostatnio doszłam nawet do podobnych wniosków jeśli chodzi o życie...
      Postaram się Was nie zawieść:)Do zakończenia zostało jeszcze parę rozdziałów więc pomyślę nad Twoją prośbą. Póki co chciałabym jak najszybciej wstawić następny rozdział, który potrzebuje kilku szlifów.
      Noga potrzebuje jeszcze trochę czasu na dojście do formy, ale zaczęłam już chodzić więc nie narzekam, dziękuję;)
      Raz jeszcze dziękuję za miłe słowa i czas, jaki poświęciłaś na lekturę. Dziękuję!:)
      Pozdrawiam serdecznie!


      To historia nie tylko o miłości...Ale to pewnie już zauważyłaś:) Mam nadzieję, że nie Ty jedna;)

      Usuń
    2. Villemo dziękuję za miłe powitanie.

      Twoje opowiadanie naprawdę zrobiło na mnie ogromne wrażenie i podczas czytania, sama siebie musiałam spowalniać. Z jednej strony chciałam jak najszybciej wiedzieć, co dalej się wydarzy, a z drugiej z niepokojem spoglądałam na kurczący się pasek z rozdziałami z prawej strony. Znalazłam to opowiadanie w trudnym dla siebie momencie i utwierdziło mnie w przekonaniu, że nie warto zmuszać się do przeżywania jedynie wyobrażenia swojego życia, robienia czegoś, w czym się nie znajduje radości, bo można tylko przegapić moment, w którym powinny nadejść zmiany. Życie stawia za dużo przeszkód, żebyśmy jeszcze sami ich dokładali.
      Za bardzo odbiegłam od tematu;-)

      Och, idealnie to podsumowałaś, jest w nas – ludziach, tyle sprzeczności, tak naprawdę kolor czarny i biały w zasadzie są prawie niewidoczne w tej palecie odcieni. Wydaje mi się też, że Eva jest postacią, której nie powstydziłaby się sama Rowling, niczym nie odbiega od kanonicznych postaci, idealnie wkomponowała się w ten świat, jest postacią równie tragiczną. W pierwszej chwili można by powiedzieć, że to jeden z tych słabych charakterów, których postępowanie wynika z trudnej przeszłości, ale jak trzymać się tej tezy, kiedy dowiadujemy się, że te „białe” postacie, które uważaliśmy za ciepłe, dobre istotki, miały wpływ na tą przeszłość, że nawet najbardziej dobroduszna osoba, obarczona jest też mrocznym ciężarem. W scenie, gdy Molly opowiada o tym, dlaczego nie uratowała przyjaciółki, nie umiem wskazać osoby, która na swój sposób nie ma racji. Tak, w tej historii miłość wcale nie gra pierwszych skrzypiec, ale nie da się zaprzeczyć, że stanowi piękne tło. I chyba to w Twojej historii sprawia, że staje się ona bardziej autentyczna, rzeczywista. Gdybyśmy na każdym kroku natykali się na przejawy miłości, czy potrafilibyśmy zrozumieć i docenić uczucie pomiędzy Draconem i Hermiona, czy kimkolwiek innym.

      Nigdy nie staraj się zapanować nad „nadaktywną wyobraźnią” i nigdy nie śpisz się z pisaniem. Czekanie wyostrza apetyt, a pisarz musi przede wszystkim czuć. Jak to zawsze mawia moja koleżanka z pracy „spokojnie, to nie piekarnia”!
      Cieszę się, że z noga już lepiej i przepraszam, mam tendencję do gadulstwa i rozpisywania się.
      Pozdrawiam Nika

      Usuń
    3. Cała przyjemność po mojej stronie ;)
      Tak, wiem…Niestety nie jestem w stanie publikować częściej. Nawet gdy udaje mi się szybko napisać rozdział, to potem okazuje się, że czegoś mi w nim brakuje i musi swoje odleżeć. To frustrujące… Ale nie mogę opublikować czegoś, czego nie czuję. Chyba Twoja koleżanka z pracy ma rację;D Bardzo podoba mi się to porównanie;)
      Nie mam pojęcia, co przeżywasz, ale wiem co nieco o trudnych momentach. Ten rok, a zwłaszcza jego końcówka nie są zbyt łaskawe…Ale teraz to ja odbiegam od tematu:) Chciałam tylko powiedzieć, że mam nadzieję, że wkrótce wszystko u Ciebie się „wyprostuje”. Pamiętaj, że po każdej burzy wychodzi słońce. A pewne wydarzenia, trudne przejścia, porażki, zawody…. Wszystko to sprawia, że stajemy się silniejsi. Co nas nie zabije, to nas wzmocni. I jestem przekonana, że ze wszystkim sobie poradzisz. W końcu, jak nie Ty, to kto?:) Wszystko siedzi u nas w głowie. Czasami rzeczywiście jest tak, jak piszesz. Sami komplikujemy sobie życie. Tracimy tyle czasu na zadręczanie się przeszłością lub tym, co tak naprawdę jeszcze się nie wydarzyło i być może w ogóle się nie wydarzy. 80% rzeczy, których się obawiamy tak naprawdę nigdy nie będzie miało miejsca. Strach nie może nas ograniczać i dyktować, jak mamy żyć. Każdy może być architektem własnej rzeczywistości. Wystarczy, by oswoił niepewność i wziął ster w swoje ręce. I tego Ci właśnie życzę. Trzymam kciuki, by wszystko się u Ciebie ułożyło.
      To ogromny komplement, dziękuję:) Ale jeszcze dużo pracy przede mną. I to motywuje mnie do pracy. Chęć rozwoju i przekraczania własnych ograniczeń. Oczywiście zaraz po Was- Czytelnikach;)
      Celna uwaga. I chyba o to w tym wszystkim chodzi. By móc mieć dla kogo się starać, o kogo walczyć, by mieć kogoś, kto nie pozwoli, żebyśmy się poddali, będzie nas kochał, szanował i wspierał. Miłość w każdej możliwej postaci:)
      Wiem, ale mam ogromne wyrzuty sumienia, że tyle to trwa i ciągle coś staje na przeszkodzie, żebym to skończyła. Nie mniej jednak mam zamiar opublikować rozdział w ten weekend. Oby nic się nie wydarzyło:)
      Najważniejsze, że są postępy, choć przyznam Ci się szczerze, że frustruje mnie to, że wszystko goi się tak wolno… Dziękuję:)
      Pozdrawiam ciepło!

      Usuń
    4. Zdaje sobie sprawę, że perfekcjonizm jest zmorą wszystkich pisarzy, ale to właśnie on czyni ich tak dobrymi. Dążenie do perfekcji jest tym, co sprawia, że się rozwijamy, nawet, jeżeli w naszym własnym rozumieniu, ta doskonałość się nie pojawia. W Twoim opowiadaniu najbardziej urzekła mnie taka lekkość pisania. Czytając „Rozbitków” (swoją drogą tytuł chyba nie mógłby być bardziej wymowny) naprawdę bardzo Ci zazdrościłam i nadal zazdroszczę właśnie tej lekkości, a zarazem dojrzałości. Uwielbiam czytać, w mojej sypialni, gdzie nie spojrzeć tam książki, a mimo to sama nie byłabym w stanie napisać czegokolwiek, moją rolą jest bycie czytelnikiem. Dlatego mam ogromną nadzieję, że będziesz dalej się rozwijała, chociaż dla mnie już teraz jesteś na naprawdę wysokim poziomie.

      Tak, zdecydowanie końcówka tego roku jest jakaś taka nijaka, a zarazem bardzo złośliwa. Dziękuje, za te z pozoru proste słowa, które zawsze trochę podnoszą człowieka na duchu. Zgadzam się ze stwierdzeniem, że to wszystko siedzi w nas, w naszej głowie. I to właśnie z niej najtrudniej jest to wyrzucić. To właśnie strach trochę zawładnął moim życiem, ale staram się z nim walczyć, nie bać zmian i ich konsekwencji.

      Wszystkich na pewno bardzo ucieszy widmo nowego rozdziału  Nie chce Cię stresować, ale już się na niego szykuję, wino do czytania już wybrane :D

      Doskonale rozumiem, frustracja z własnych ograniczeń jest paskudna. Najgorsze, że samo wyleczenie to dopiero połowa sukcesu, później do tego wszystkiego dochodzi jeszcze żmudna rehabilitacja. Ale jak, sama trafnie zauważyłaś, co nas nie zabije to nas wzmocni.

      Pozdrawiam cieplutko, Nika

      Usuń
    5. To naprawdę bardzo miłe i budujące. Nawet nie wiesz, jak ciepło robi się na sercu, gdy czyta się takie słowa. Dziękuję;)
      Tytuł nie jest przypadkowy. I jeszcze będą do niego odniesienia w dalszej części.
      Myślę, że nie doceniasz swojego potencjału. A nawet jeśli to założę się, że masz mnóstwo atutów, których to ja mogłabym pozazdrościć Tobie:)
      Taki mam zamiar;) Pracuje też nad własną trylogią więc nie mam zamiaru utknąć w martwym punkcie.
      Dobre wino to podstawa ;D Zrobię co w mojej mocy, by Was nie zawieść.
      I tego się trzymajmy!;)
      Ściskam mocno!

      Usuń
  7. Przepięknie piszesz. To jak opisujesz emocje bohaterów, każdą myśl, sytuację jest wprost niewiarygodne. Czytam z zapartym tchem zastanawiając się co mnie zaskoczy już w kolejnym zdaniu. Już teraz wiem że będzie to opowiadanie za którym będę tęsknić najbardziej ze wszystkich Dramione jakie kiedykolwiek czytałam. Takiego talentu nie można się nauczyć, trzeba się z nim urodzić ;)

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Dziękuję:)
      Twoje słowa są bardzo miłe i budujące. Na pewno stanowią ważną i wartościową cegiełkę dla mojej kruchej pewności siebie:)
      Pozdrawiam ciepło!

      Usuń
  8. napiszę tylko tyle: rozdział jak zwykle wspaniały, czytam dalej

    eva

    OdpowiedzUsuń
  9. O nie mogę za dużo tu się dzieje już prawie nie nadążam XD lecę czytać dalej to wszystko mi się wyjaśni

    OdpowiedzUsuń