Dziś bez zbędnych słów, oddaję w Wasze ręce 38 stron lektury. Mam nadzieję, że zrekompensuje Wam to długi okres czekania, za który przepraszam.
Dziękuję tym nielicznym, którzy towarzyszą mi w tej przygodzie. To ogromna przyjemność móc dzielić się z Wami historią "Rozbitków", ale i wymieniać z Wami spostrzeżenia i uwagi, czytać o Waszych przeżyciach w trakcie lektury. Bardzo Wam za to dziękuję.
Zostały już tylko trzy rozdziały i epilog. Wytrzymacie jeszcze trochę?:)
Tymczasem zapraszam do czytania i dzielenia się swoimi emocjami i przemyśleniami:)
Ściskam Was bardzo mocno!
Wasza Villemo.
Rozdział XLIII Druga
szansa
- Draco, naprawdę nic mi nie jest – powtórzyła po raz
kolejny Narcyza, starając się uspokoić szalejącego z niepokoju syna.
- I tylko dlatego jeszcze żyją – warknął mężczyzna, mierząc
zebranych morderczym wzrokiem.
- Odpuść, ok? – Wypalił równie poddenerwowany Blaise. – Nikt
nie zawinił. Ty też jej nie podejrzewałeś – dodał poirytowanym tonem, a Draco
zmrużył oczy, szykując się do kontrataku.
- DOŚĆ – Harry nie podniósł głosu, jednak jego ton nie
pozostawiał cienia złudzeń, co do jego intencji. – To nie czas na kłótnie –
powiedział tonem nieznoszącym sprzeciwu, starając się uciąć wszelkie dyskusje.
- Mam gdzieś polityczną poprawność…
- Draco… - zaczął Harry, lecz Malfoy był nieugięty.
- Zabieram stąd matkę – oznajmił twardo, obstając przy swoim
i odwzajemnił spojrzenie partnera.
- To szaleństwo! Dzięki niej możemy złapać szpiega – zaczął zniecierpliwiony
Philip, na co, w odpowiedzi, Malfoy spiorunował go spojrzeniem, a Harry
westchnął ciężko.
- Już to kiedyś przerabialiśmy, Banner. Jeśli sądzisz, że
pozwolę ci zrobić z mojej matki… - zaczął blondyn złowróżbnym głosem, lecz nie
dane mu było skończyć swojej groźby.
- CISZA! – Ponownie zainterweniował Harry, tym razem
podnosząc głos, czym skupił na sobie uwagę wszystkich. – Masz rację –
powiedział, zwracając się do przyjaciela, czym zasłużył na niedowierzające
spojrzenie Bannera. – Narcyza nie jest tu bezpieczna. Przeniesiemy ją do
kryjówki zabezpieczonej zaklęciem ochronnym. Tym razem nie damy się zaskoczyć –
zapewnił, patrząc prosto w oczy blondynowi, który po chwili wahania skinął sztywno
głową.
- To niedorzeczność! Wypuszczasz z rąk swój jedyny atut! –
Zagrzmiał Philip, podchodząc do Harry’ego i stając naprzeciw niego.
- Być może – odparł spokojnie, mierząc starszego mężczyznę
nieprzeniknionym wzrokiem. – Taka jest jednak moja decyzja – dodał władczym
głosem, zbijając Philipa z tropu.
- To niedopuszczalny błąd, Potter…Narcyza Malfoy może
doprowadzić nas do mordercy, a ty…
- Zapewniam jej maksymalne bezpieczeństwo, na które
zasługuje – wszedł mu w zdanie ostrzejszym tonem.
Stary auror zacisnął usta w wąską linię, a na jego
policzkach pojawiły się czerwone rumieńce złości. Harry rozumiał jego reakcję.
Banner był legendą i jednym z najbardziej doświadczonych i utalentowanych
aurorów w historii magii. Był boleśnie skuteczny, lecz w swoich działaniach nie
przebierał w środkach i często igrał z losem. Był gotów na wiele, by osiągnąć
cel. Kingsley porównał go kiedyś do nieposkromionego żywiołu i teraz Harry
zaczynał rozumieć, co jego zmarły przyjaciel miał na myśli. Potter miał jednak nadzieję,
że Philip będzie w stanie przełknąć porażkę i schować dumę do kieszeni,
ponieważ jego wsparcie i doświadczenie było dla niego bezcenne. Chciał z nim
pracować, ale nie mógł pozwolić, by Banner podważał jego decyzje. To Harry był
dowódcą i nie mógł pozwolić sobie na niesubordynację lub słabość. Jeśli jego
przeczucia były słuszne, potrzebował wszystkich rąk na pokładzie.
- Philipie – zaczął przyciszonym głosem, tak by jego słowa
trafiły wyłącznie do adresata. - Cenię
cię. Doceniam fakt, że w trakcie mojej niedyspozycji przejąłeś dowództwo i
jestem ci wdzięczny. Merlin mi świadkiem, że chciałbym mieć cię u swego boku.
Ale jeśli za każdym razem będziesz podważał moje decyzje, nie wyobrażam sobie
tej współpracy – dodał, patrząc mu prosto w oczy.
- Twoja brawura może cię kiedyś zgubić, chłopcze. Nie zawsze
można uniknąć ofiar – powiedział z pochmurną miną, lecz ewidentnie z jego głosu
znikła wrogość.
- Nie na mojej warcie – zapewnił Harry, przysięgając sobie,
że już nigdy nie dopuści, by za jego błędy płacili inni.
- Jesteś dobrym aurorem – powiedział Philip z nostalgią w
głosie. – Jesteś wojownikiem – dodał, kiwając głową z uznaniem i kładąc mu pomarszczoną
dłoń na ramieniu. – Jestem do dyspozycji, dowódco – oznajmił, a Potter niezauważalnie
odetchnął z ulgą.
- Dziękuję – powiedział, uśmiechając się krótko, a Philip
pokiwał ze zrozumieniem głową i wyszedł z pokoju.
Harry natomiast rozejrzał się po zebranych, stawiając czoła
ich spojrzeniom. W ich oczach dostrzegał niepewność, strach, gniew i przede
wszystkim wolę walki. Nieugiętą i nieustępliwą chęć walki o to, w co wierzyli i
co było bliskie ich sercu.
- Skoro tak, to przygotuję wszystko – odparł Blaise,
komentując w ten sposób decyzję o przeprowadzce Narcyzy i przerywając napiętą ciszę.
Harry odpowiedział mu skinieniem głowy i w milczeniu
odprowadził go do wyjścia, zostając sam na sam z ponurym Draconem i jego milczącą
matką.
- Czy chciałaby pani dodać coś do zeznań, pani Malfoy?
- Zapytał, zwracając się bezpośrednio do
kobiety.
- Powiedziałam wszystko, co wiem – odparła bezradnie blondynka,
a Harry skinął głową i odwrócił się z zamiarem odejścia. – Zajrzyj do mnie - rzucił przez ramię do swojego partnera i
zatrzymał się, mierząc go badawczym spojrzeniem. – Spasuj, Draco i trzymaj
emocje na wodzy – dodał z ręką na klamce, na co blondyn odpowiedział mu
nieustępliwym spojrzeniem. – Nie zrób niczego głupiego bez mojej wiedzy –
powiedział, ukrywając w swojej prośbie zawoalowane ostrzeżenie i dopiero, gdy
Draco niechętnie skinął głową, wyszedł z sali Narcyzy.
- Synu… - zaczęła delikatnie blondynka, gdy milczenie ze
strony mężczyzny przedłużało się. – Draco…
- Dlaczego nic mi nie powiedziałaś? Dlaczego milczałaś przez
tyle lat? – Wyrzucił z siebie, nie potrafiąc ukryć żalu i rozczarowania po tym,
jak usłyszał zeznania kobiety.
Narcyza spojrzała na niego ze skruchą i bezradnie wzruszyła
ramionami. Starała się utrzymać pozę i dzielnie wstrzymywała łzy, lecz dla tak
wytrawnego gracza jak Malfoy jej twarz była niczym otwarta księga. To, co z
niej wyczytał, mówiło więcej niż tysiąc słów. On jednak nie miał zamiaru
ułatwiać jej niczego. Chciał usłyszeć, co ma mu do powiedzenia.
- Bo widziałam, jak kochasz i podziwiasz ojca – wydusiła z
siebie głosem nabrzmiałym od tłumionych emocji.
- Chroniłaś go – rzucił z goryczą, nie potrafiąc ukryć żalu.
- To ciebie chroniłam! – Zaoponowała gwałtownie, po czym
dodała już spokojniej. - I twoją miłość do ojca. Chciałam, żebyś widział w nim
jak najmniej zła. Zła, do którego był zdolny i które tak łatwo mu przychodziło…Chroniłam
obraz ojca, który stworzyłeś i którego podziwiałeś… - wyznała, łamiącym się
głosem.
- Dlatego pozwoliłaś, bym żył w kłamstwie?
- Wstydzę się tego. Wstydzę się, że wolałam udawać, że
wszystko jest w porządku – odparła, ścierając szorstkim ruchem niechciane łzy.
– Kochałam twojego ojca. Byłam gotowa mu wybaczyć i łudzić się, że wszystko
będzie jak dawniej. Nie powiedziałam ci o ich romansie, bo bałam się, że ta
prawda nas zniszczy. Myślałam, że zniszczę coś, czego od dawna już nie było.
Naszą rodzinę... Przepraszam –
powiedziała, patrząc na syna ze skruchą, czym go zaskoczyła.
Narcyza Malfoy nie popełniała błędów, a nawet jeśli, to
nigdy się do nich głośno nie przyznawała, a już tym bardziej nie przepraszała
za nie. Dostrzegła jego zaskoczenie i zmieszała się, gdy dotarło do niej, o
czym myślał. Szybko jednak wzięła się w garść i spojrzała na syna z godnością,
czym w pewien sposób go ujęła. Nawet przyznając się do winy i będąc podłączoną
do tych wszystkich urządzeń starała się zachować pozę. Przyjrzał się uważnie
jej twarzy, która dla niego od lat się nie zmieniła. Czas i trudy wojny nie
pozbawiły jej urody i pewnej szlachetności, którą inni nazwaliby wyniosłością i
chłodem. Piekło, które przeżyła, widać jednak było w głębi jej spojrzenia.
Rozpoznawał to, bo sam się z niego wydostał. To piekło odmieniło go na zawsze.
Choć nie był pewien, czy byłby tą samą osobą, którą jest teraz, gdyby nie
ludzie, którzy stanęli na jego drodze i dali mu drugą szansę. Sprawili, że mrok
i chłód ustąpiły światłu i ciepłu. Uśmiechnął się nieznacznie na tą myśl i ujął
dłoń matki. Splótł ze sobą ich palce i zacisnął swoje. Narcyza odwzajemniła
uścisk, nie będąc już w stanie walczyć z cisnącymi się jej do oczy łzami.
- Przetrwamy to. Razem – zapewnił, a kobieta skinęła głową,
starając się odzyskać równowagę.
Widząc nieudolne próby matki, Draco uśmiechnął się ciepło i
nachylił, całując ją w czoło.
- Czy masz jeszcze jakieś tajemnice, o których powinienem
wiedzieć? – Zapytał przekornie, a Narcyza, uśmiechając się przez łzy, pokręciła
głową. – To dobrze – westchnął ciężko. – Z mordercami jestem w stanie sobie
poradzić, ale nie wygram z czymś, o czym nie wiem – dodał, starając się
podnieść na duchu kobietę, która uśmiechnęła się na widok jego miny. – A skoro
już jesteśmy ze sobą szczerzy, to musisz o czymś wiedzieć – powiedział nieco
bardziej napiętym głosem, co wyraźnie zaintrygowało jego matkę.
- Draco? – Ponagliła syna, gdy milczenie z jego strony
przedłużało się. – To napięcie, które zbudowałeś, jest gorsze od tego, co masz
mi powiedzieć – zażartowała, dostrzegając zdenerwowanie mężczyzny.
- Jeszcze możesz zmienić zdanie – mruknął z przekąsem, a
blondynka uniosła wysoko brwi.- Chodzi o to, że…Bo widzisz, zmieniłem się. Nie
jestem już taki, jak przed wojną. Nie myślę w ten sposób… - zaczął, a blondynka
skinęła zachęcająco, by kontynuował. – Co za tym idzie…To…W gruncie rzeczy to
skomplikowane. Sam nie wiem, jak do tego doszło i zapewne możesz być
skonfundowana, ale…
- Na Salazara, wyduś to w końcu z siebie – zniecierpliwiła się,
zaczynając odczuwać lekki niepokój.
- Kocham Hermionę Granger – wyrzucił z siebie na jednym
wydechu i z zaciekawieniem przyglądał się minie swojej rodzicielki.
Narcyza wstrzymała oddech, zaskoczona deklaracją syna. Nie
wiedziała, czy bardziej szokuje ją samo wyznanie, dobór słów, obiekt miłości
syna, czy w ogóle słowo „kocham” z jego ust. Wszystko to było dla niej nowe i w
pierwszej chwili nie potrafiła odnaleźć się w tej sytuacji. Dopiero badawcze
spojrzenie Dracona, sprawiło że spróbowała odzyskać nad sobą kontrolę.
- To przyjaciółka Pottera, prawda? – Upewniła się, wypowiadając
pierwszą myśl, jaka przyszła jej do głowy i chcąc zyskać na czasie, by
przetrawić tą wiadomość. – To ta dziewczyna z mugolskiej rodziny? – Dopytywała,
uważnie badając grunt i reakcję syna, który tym razem spiął się, lecz ponownie
skinął głową.
- Mówiłem ci, że nie myślę tak jak kiedyś. Nie kieruję się
uprzedzeniami, które wbijał mi do głowy ojciec – powiedział spokojnie, choć w
jego głosie i postawie kobieta dostrzegała coś więcej. Dostrzegła upór i swego
rodzaju wojowniczość, jakby dawał jej sygnał, że jest gotowy na wszystko.
- Nigdy wcześniej nie słyszałam od ciebie takich wyznań…
- Bo nigdy wcześniej na nikim mi tak nie zależało – odparł z
pewną dozą niepewności, co rozczuliło Narcyzę. – Nie oczekuję, że zaakceptujesz
nasz związek. Chcę tylko, żebyś wiedziała, że nie zrezygnuję z niej. I mam
nadzieję, że nie każesz mi wybierać między wami, a postarasz się dać jej szansę
– dodał spokojnie, nieudolnie kamuflując zdenerwowanie. - Gdy byłem dzieckiem,
powiedziałaś, że zrozumiem, czym jest miłość, gdy pokocham. Teraz ja proszę
ciebie o podobne zaufanie. Wiem, że możesz czuć się zagubiona. Jednak, gdy ją
poznasz, zrozumiesz mój wybór – powiedział z napięciem w głosie.
- Naprawdę ją
kochasz? – Zapytała, chcąc mieć bezwzględną pewność, że nie miała halucynacji.
– W takim razie chyba muszę ją poznać. W końcu ktoś, kto nauczył moje dziecko
miłości, musi być wyjątkowy – westchnęła ciężko, gdy Draco skinął głową,
wywołując swoją odpowiedzią błysk szczęścia i wdzięczności w oczach mężczyzny.
- Taka właśnie jest Hermiona. Wyjątkowa – zapewnił blondyn,
czując ogromną ulgę po słowach matki.
- Oby tak było – zagroziła pół żartem pół serio, mając
nadzieję, że przyjaciółka Pottera w rzeczywistości jest tak wspaniała, jak
twierdzi jej syn. – Tylko nie wymagaj ode mnie wylewności i tego, że od razu ją
polubię – dodała z rezerwą.
- Nie miałbym śmiałości, mamo – odparł, tłumiąc rozbawienie
postawą matki i jednocześnie czując ulgę.
To samo uczucie towarzyszyło Narcyzie. Odkąd przystąpił do
Śmierciożerców, zmienił się. Miała wrażenie, że jego serce zamienia się w sopel
lodu. Każda misja, każde zadanie, każde spotkanie z Czarnym Panem ciągnęło go
ku przepaści i odciągało od światła.
- Draco – powiedziała
niepewnie, wchodząc do zaciemnionego pokoju.
Mężczyzna stał
nieruchomo, zwrócony w stronę rzucającego chybotliwe cienie ognia w kominku.
Nawet nie drgnął, gdy go zawołała. Wydawał się całkowicie pogrążony we własnych
myślach. Podeszła do niego i położyła dłoń na ramieniu mężczyzny. Draco w
dalszym ciągu nie zareagował. Miał na sobie ubłocone szaty, a w dłoni trzymał
maskę, od której nie odrywał wzroku. Serce ścisnęło się jej z bólu, który
podsycał nienawiść do życia, na jakie skazał ich jej mąż. Gdyby tylko mogła
cofnąć czas i zawrócić, gdy jeszcze była na to szansa, nie wahałaby się. Nawet
jeśli oznaczałoby to rozwód z Lucjuszem. Zrobiłaby to, by ochronić syna przed
tym całym mrokiem, jaki rozsiewał wokół siebie Czarny Pan. Mrokiem, który z
każdym kolejnym dniem owijał się wokół jej dziecka i obdzierał go z resztek
człowieczeństwa. Teraz było jednak za późno. Nie mogła nic zrobić. Nie chciała
ryzykować popełnienia błędu, który mógł kosztować Dracona życie. I choć nie
przyznałaby się do tego otwarcie, skrycie modliła się o cud. Zdawała sobie
sprawę, że ich życie zależy od umiejętności chłopca, który nie mógł równać się
z potęgą Voldemorta, lecz z jakiegoś powodu był ich ostatnią nadzieją. A dopóki
istniała nadzieja, dopóty mogła wierzyć, że gdzieś w przyszłości jest miejsce,
w którym mogliby być szczęśliwi i bezpieczni.
- Czy do tego zostałem
stworzony? – Zapytał martwym głosem, nie odrywając wzroku od maski. – Czy do
tego szkolił mnie ojciec?
Nie potrafiła
odpowiedzieć mu na to pytanie. A może bała się odpowiedzi. Bo doskonale znała
prawdę. Lucjusz wychowywał Dracona na swoje podobieństwo. Wpajał mu zasady i
wartości dumnego rodu Malfoyów i Blacków, momentami zapominając że ma przed
sobą dziecko. Kochał Dracona. Była tego pewna. Nie potrafił jednak okazać tego
we właściwy sposób.
- Nie potrafiłem…Nie
potrafiłem tego zrobić. Nie mogłem wykrztusić słowa – wyrzucił z siebie,
zaciskając palce na masce, tak że pobielały mu knykcie. – Myślałem tylko o tym,
żeby uciec i nigdy nie… - urwał, gdy załamał mu się głos i zacisnął zęby. – Nie
chcę…. Nie chcę być mordercą. Nie chcę być potworem jak… - wyznał i ponownie
urwał.
- Nie jesteś potworem –
powiedziała łagodnie, ściskając mocniej jego ramię.
- To dlaczego tak się
czuję? – Zapytał z goryczą, ściągając brwi.
- Znam twoje serce,
Draco. Nie jesteś potworem – powiedziała z całą stanowczością, na jaką było ją
stać i wyjęła z jego rąk metalową maskę Śmierciożercy.
- Jeszcze nie – poprawił
ją, wypowiadając na głos to, co przemilczała i przeniósł na nią udręczone
spojrzenie.
- Jest w tobie tyle samo
światła co mroku. I tylko od ciebie zależy, którą drogę wybierzesz. I nawet
jeśli teraz wydaje ci się, że błądzisz w ciemności, to nigdy nie jest za późno,
by zawrócić – powiedziała z taką pewnością, jakby nie dopuszczała innej
możliwości.
- Jestem Malfoyem –
sarknął, uśmiechając się z przekąsem, jakby to przesądzało sprawę.
- Tak. Jesteś Malfoyem –
przytaknęła, prostując się z godnością. – Zawsze nim będziesz. Ale to od ciebie
zależy, jak potoczą się losy tego rodu. Możesz kontynuować drogę swojego ojca
lub rozpocząć nowy rozdział.
- Ojciec mówił…
- Zapomnij o tym –
weszła mu w słowo, zamykając jego twarz w swoich dłoniach i zaglądając prosto w
rozszerzone w zaskoczeniu oczy. – Zapomnij o tym, czego cię uczył i czego
wymagał. Wsłuchaj się w siebie i swoje serce. Idź własną drogą.
- Nie wiem, czy potrafię
ją znaleźć… Nie po tym, co robiłem i widziałem….
- Draco – przerwała jego
słowotok i poczekała aż mężczyzna spojrzy na nią. – Jesteś w połowie Malfoyem,
a w połowie Blackiem. Będziesz wiedział, co zrobić – powiedziała z mocą.
- Myślisz, że mamy
szansę? – Zapytał z bladym uśmiechem błąkającym się w kącikach ust.
- Każdy zasługuje na
drugą szansę – zapewniła z czułym uśmiechem i odgarnęła z jego czoła opadający
kosmyk włosów.
Draco uśmiechnął się z
wdzięcznością i pozwolił, by mocno go przytuliła, choć na chwilę odpychając
jego lęk przed przyszłością.
Tak było i tym razem. Tuląc syna i aprobując jego wybór,
czuła ulgę, że obietnica z przeszłości stała się rzeczywistością. Hermiona
Granger, bez względu na przeszłość, różnice i podziały, dostrzegła w jej
dziecku dobro. To dzięki niej Draco odnalazł światło i uwierzył w swoją drugą
szansę. I bez względu na to, czy miała połączyć je nić sympatii i zrozumienia,
Narcyza była jej wdzięczna.
***
- Kurwa!
Obudził się z dzikim krzykiem, zrywając z twardej, wilgotnej
ziemi. Ostatniej nocy mocno padało i, pomimo nienajgorszej pogody, gleba nie
zdążyła się osuszyć, przez co zmuszony był zasnąć w niezbyt korzystnych
warunkach.
Usiadł i przetarł brudnymi dłońmi spoconą twarz i tłuste
włosy. Przegrzebał w ognisku, rozniecając większy płomień. Mimo że dzień był w
miarę ciepły, noc była zimna. Uczucie chłodu dodatkowo potęgowała wilgotna
gleba, na której spał. Przeklął, gdy z
jego brzucha wydobyło się głośne burczenie i wstał, rozprostowując zesztywniałe
mięśnie. Miał wrażenie, że gnije w tej przeklętej puszczy od wieków. Nie
pamiętał, ile dni minęło, odkąd odzyskał przytomność i ukrył pod gruzami,
czekając na odpowiedni moment ucieczki. Dookoła pełno było pyłu i dymu, a w
powietrzu migały zaklęcia i fragmenty budynku. Wszystko było rozmazane i
niejasne. Nie pamiętał, w którym momencie się deportował i jak w ogóle udało mu
się teleportować w jednym kawałku. Wówczas kierowała nim tylko instynktowna
potrzeba przetrwania. Nic więcej się nie liczyło. Długo leczył rany po walce z
Malfoyem i jego brudną szlamą. Każdego dnia przeklinał ich i topił się w ich
krwi, wyobrażając sobie coraz wymyślniejsze tortury, jakim ich podda.
Pragnienie zemsty jeszcze nigdy nie było tak upajające i palące. Wiedział, że
prędzej czy później otrzyma swoją druga szansę, a wtedy nikt, ani nic nie
będzie w stanie go zatrzymać.
Roztarł dłonie nad płomieniem, chcąc się rozgrzać i ściągnął
brwi, dostrzegając majaczący w płomieniach cień. Zamrugał kilkukrotnie i
ponownie spojrzał w ogień. Tym razem niczego nie zobaczył.
- Pieprzony rum – rzucił pod nosem, postanawiając że więcej
nie ruszy tego dziadostwa, gdy cień znowu pojawił się w płomieniach.
- Co do licha…
- Theodorze…
Na dźwięk tego głosu poczuł jak uginają się pod nim kolana.
Stał niczym spetryfikowany, gapiąc się jak języki ognia formułują się w ludzką
sylwetkę. Nie był w stanie jakkolwiek zareagować. Mógł tylko stać i patrzeć,
jak ogień wiruje w powietrzu, a jego serce dudni, jakby chciało wyrwać się z klatki
piersiowej.
- Mój słodki, Theodorze… - Głos ponowne do niego przemówił,
a on poczuł, jak trybiki w jego mózgu zaczynają pracować na zwiększonych
obrotach.
- To niemożliwe… – Wydusił, doskonale znając ten głos i
jednocześnie modląc się w duchu, by wszystko to okazało się wyłącznie efektem
upojenia rumem. Przez chwilę ognista zjawa milczała, a Nott był pewien, że
czeka go kara. W końcu zawiódł ją i uciekł, kryjąc się w puszczy niczym
tchórzliwy szczur. Języki ognia wystrzeliły w górę, a on cofnął się,
zasłaniając ręką oszpeconą zaklęciem twarz.
- Czy wciąż jesteś mi wierny, Theodorze? – Zapytała,
wprawiając Notta w osłupienie.
- Ja…
- Jesteś gotów na swoją zemstę?
- Przecież… - zaczął zdezorientowany, starając się
zrozumieć, co właściwie ma miejsce.
- Czy wciąż jesteś po mojej stronie?
- Jestem twój, moja pani – skłonił się, padając na kolana,
jednocześnie przerażony, jak i podekscytowany.
- Przegraliśmy bitwę, ale nie wojnę. Nasi wrogowie myślą, że
zginęliśmy. Cieszą się wygraną…
- To da nam przewagę w postaci punktu zaskoczenia…
- Owszem… To nasza druga szansa – przytaknęła ognista zjawa.
- Zatem rozkazuj,
moja pani – powiedział, unosząc głowę i wpatrując się z uśmiechem szaleńca w
tańczące płomienie ognia.
***
Niczym błyskawica przecinał szpitalne korytarze, starając
się nie warczeć na zaczepiający go personel. W duchu przeklinał Dracona za jego
upór, godny gnoma ogrodowego i temperament rogogona węgierskiego. Gdyby nie
powaga sytuacji, nie omieszkałby uraczyć go kilkoma uwagami. Potter jednak miał
rację. To nie był czas na kłótnie. Wróg mógł uderzyć w każdej chwili, a oni
musieli być czujni. W tej chwili należało zapewnić bezpieczeństwo Narcyzie, na
wypadek gdyby Amelia postanowiła dokończyć swoje dzieło. W duchu zgadzał się z
Harrym i Draconem, że ciotka nie jest tu bezpieczna. Przeniesienie jej do
magicznie strzeżonego miejsca było lepszym rozwiązaniem. Szpital Świętego
Munga, ze względu na swoją specyfikę, nie mógł zostać otoczony barierami. Sparaliżowałoby
to i utrudniło możliwość niesienia pomocy potrzebującym. W związku z tym musiał
przygotować wszystko, czego Narcyza mogłaby potrzebować, począwszy od zapasu
leków, serum, jak i sprzętu.
W zamyśleniu przekroczył próg swojego gabinetu i stanął jak wryty
na widok swojej dziewczyny skulonej na jednym z foteli dla interesantów.
- Ginny?
Zaskoczony obserwował, jak kobieta wzdryga się wyrwana z
zamyślenia i zwraca ku niemu. Uśmiechnęła się, choć miał wrażenie, że jest
przygaszona. Zamknął drzwi i podszedł do niej, siadając na rogu biurka i
przyglądając się jej z wyczekiwaniem.
- Nie żebym narzekał, ale niechętnie mnie tu odwiedzasz. Coś
się stało? – Zapytał, uśmiechając się zachęcająco.
- Musi się coś stać, żebym odwiedziła cię w pracy? –
Odpowiedziała pytaniem na pytanie, z uśmiechem który, jak zauważył, nie
obejmował jej podkrążonych oczu. – Byłam niedaleko i postanowiłam wyciągnąć cię
na lunch – dodała, wzruszając ramionami, a widząc sceptyczne spojrzenie
mężczyzny, wywróciła oczami i westchnęła ciężko. – Ok, po części masz rację –
skapitulowała, a on ściągnął brwi. – To nie dotyczy nas – uspokoiła go, widząc
zaniepokojoną minę mężczyzny i rzucając mu niepewne spojrzenie, wyjęła z torby
świeży numer „Proroka Codziennego”.
Okładka przedstawiała zdjęcie Rity Skeeter w czasach, gdy
była ikoną w świecie dziennikarstwa, a podtytuł głosił: ”Rita Skeeter- upadła
gwiazda show biznesu”. Blaise uniósł wysoko brwi, a Ginny gestem zachęciła go
do lektury.
- Czyli nie musimy martwić się Ritą – westchnął ciężko,
podsumowując artykuł. - Zabrała wasz sekret do grobu.
- Nie czuję z tego powodu satysfakcji. Nie życzyłam jej
śmierci – odparła rudowłosa z nietęgą miną.
- Wiem – powiedział, ujmując jej dłoń i gładząc kciukiem.
- Prorok był całym jej życiem. Nie miała nic poza nim…Po tym,
gdy straciła pracę, musiała się załamać. Może gdyby… - zaczęła i urwała z
nieobecnym spojrzeniem. – Po prostu nic nie poradzę na to, że czuję się po
części odpowiedzialna….
- To nie była twoja wina – zaoponował Bliase z całą
stanowczością, na jaką było go stać. - Sama ciężko zapracowała na to, co ją
spotkało. Słyszałem, że po tym, jak wnieśliśmy oskarżenie, inni również zaczęli
mówić. Ritę oskarżono o kradzież dokumentacji medycznej, mobbing, oszustwa i
szantaże. Była skończona jako redaktor naczelna, a tym bardziej reporter.
- Wiem… Ale i tak jest mi jej żal… Pamiętam jak to jest, gdy
nienawidzi się życia do tego stopnia, że chce się z nim pożegnać – wyjaśniła,
wzruszając ramionami, a Zabini westchnął ciężko i przyciągnął ją do siebie.
- Każdego z nas prędzej, czy później dopada przeznaczenie.
Rita bardzo długo bawiła się kosztem innych. Nie mówię, że życzyłem jej takiego
końca, ale skłamałbym, gdybym powiedział, że jest mi jej żal lub że na to nie
zasłużyła – dodał twardym tonem, głaszcząc plecy rudowłosej. – Wróciły wspomnienia? – Zapytał, a gdy nie
odpowiedziała, dodał. – Tamte dni są za tobą, Ginny. To przeszłość – zapewnił,
uspokajającym głosem.
- Co z Narcyzą? – Zapytała, chcąc zmienić temat, by nie
martwić Blaisea.
Bo prawda była taka, że nawet jeśli najgorsze miała za sobą,
to ból nie minął. Świadomość, że nigdy nie będzie mogła mieć dzieci, była
niczym rana, która otwierała się za każdym razem, gdy widziała szczęśliwe
rodziny. Ginny miała pewność, że to ten rodzaj ran, które nie zabliźniają się z
czasem. Mogła zagłuszać ból, jednak nie była w stanie uwolnić się od niego.
- To twarda babka. Otrząśnie się, a przynajmniej zrobi to
szybciej niż Draco – odparł, uśmiechając się pod nosem z przekąsem.
- Bardzo szaleje? – Zapytała, odchylając się, by móc
spojrzeć na jego twarz.
- Czuje się bezradny, choć nie przyzna się do tego. Z jednej
strony Narcyza, z drugiej Hermiona. Nawet na nerwy jednego Malfoya może okazać
się to zbyt wiele – westchnął, odgarniając z jej czoła zbłąkany kosmyk i
zmuszając do uśmiechu.
- Martwisz się o niego – zauważyła Ginny, zaglądając w jego
oczy.
Blaise odwzajemnił spojrzenie. Jego poważna mina mówiła
więcej niż słowa.
- Nie wiem, czy bardziej się o niego martwię, czy mam
większą ochotę skopać mu dupsko za dzisiejszą akcję – odparł z rozbrajającą
szczerością.
- Wszyscy mamy za sobą trudne chwile. Musi minąć trochę
czasu nim odzyskamy spokój ducha. Daj mu czas, żeby sam odnalazł się w nowej
sytuacji – powiedziała z delikatnym uśmiechem, błąkającym się w kącikach ust.
- Być może…
- Co cię męczy? – Zapytała Ginny, słysząc jego zagadkowy ton
i widząc jego sceptyczną minę.
- Znam Dracona praktycznie od zawsze. On nigdy nie
odpuszcza. Martwię się, że ten jego spokój to tylko zasłona dymna i, gdy uśpi
naszą czujność, zrobi coś arcygłupiego.
- Nie zapominaj, że tym razem jest inaczej. Ma Narcyzę i
Hermionę. Poza tym Harry trzyma rękę na pulsie – tłumaczyła, starając się
przekonać mężczyznę, że nie ma powodów do obaw.
- Nie rozumiesz, Gin… Draco jest jak niszczycielski żywioł,
gdy w grę wchodzi życie jego bliskich. A tak się stało. Amelia zagroziła życiu
jego matki. Próbowała ją zabić – powiedział dobitnie, dając czas rudowłosej na
przetrawienie jego słów. - Lepiej dla
niej, jeśli znajdą ją aurorzy. Bo jeśli wytropi ją Draco, ślad po niej zniknie
– dodał z grobową miną.
- Byłby zdolny ją zabić? – Zapytała, nie kryjąc szoku.
- Gdyby zagrażała życiu jego bliskich? – Odpowiedział
pytaniem na pytanie, uśmiechając się krzywo i tym samym odpowiadając na pytanie
rudowłosej.
- Przecież… - zaczęła, tym razem autentycznie zaniepokojona
takim scenariuszem zdarzeń.
- Wiem – wszedł jej w zdanie Blaise i uśmiechnął się smutno.
- Nie możemy do tego dopuścić – powiedziała stanowczo Ginny,
biorąc się w garść, a mężczyzna zgodził się z nią skinieniem głowy. – Poradzimy
sobie z tym – zapewniła, stając naprzeciwko mężczyzny i patrząc mu pewnie w
oczy.
- Przy tobie wszystko jest prostsze - Blaise odpowiedział jej zmęczonym,
aczkolwiek ciepłym uśmiechem, który odwzajemniła.
- Różnie mówią – wzruszyła ramionami, a mężczyzna parsknął
śmiechem. – Teraz jednak, chodźmy na obiad, bo domyślam się, że od wczorajszej
kolacji nic nie jadłeś – zarządziła tonem nieznoszącym sprzeciwu i spojrzała
wyczekująco na siedzącego wciąż na biurku mężczyznę.
- Gdy dama prosi, gentleman spełnia jej życzenia – odparł
szarmancko i zmienił szpitalny kitel na marynarkę. – Pani pozwoli…
Ginny z uśmiechem wywróciła oczami, lecz przyjęła ramię
zaoferowane przez Blaise’a. Dostrzegała, jak bardzo starał się być silny.
Zawsze podziwiała jego siłę i determinację w walce o bliskich i pacjentów. Sama
doświadczyła tego na własnej skórze.
- Co u mojej ulubionej
rudej pacjentki? – Wszedł do jej sali z szerokim uśmiechem, którego momentami
nienawidziła.
- To samo, co dzień
wcześniej – sarknęła, nie siląc się na entuzjazm i mierząc mężczyznę pochmurnym
spojrzeniem.
- Domyśliłem się po
minie. Od wczoraj się nie zmieniła – odparł, przeglądając jej kartę i coś
dopisując.
- Więc po co pytałeś? –
Burknęła, niezbyt zainteresowana jego odpowiedzią.
- Bo za każdym razem,
gdy na ciebie patrzę wierzę, że ujrzę w twoich oczach coś więcej poza
zniechęceniem, złością i chłodem – odparł z powagą, sprawiając że poczuła się
niezręcznie.
- Dlaczego tak ci na tym
zależy? – Zapytała, tym razem ciekawa jego odpowiedzi.
- Bo wierzę w drugą
szansę – odparł z prostotą.
*
- Jak odnajduje się pan
w nowej roli? – Zapytała, ignorując jego rozbawione spojrzenie, po uwadze że
woli zachować formalny charakter rozmowy.
- Nie traktuję tej
nominacji jako coś nowego. Zawsze powtarzałem i będę powtarzać, że przede
wszystkim jestem magomedykiem. Moją rolą jest pomagać i leczyć. Stanowisko
dyrektora traktuję jak ogromny zaszczyt, łączący się z zaufaniem moich kolegów
ale i ogromną odpowiedzialnością. Obiecałem, że zmodernizuję klinikę i na tym
będę koncentrował swoje działania. Chcę zapewnić pacjentom godne i skuteczne
warunki leczenia, a swoim kolegom i koleżankom komfortowe warunki pracy i
możliwości rozwoju – odparł z prostotą.
- To ambitny cel –
zauważyła, notując coś w notesie.
- Nie lubię półśrodków.
- Pamiętam – mruknęła z
przekąsem, a on rzucił jej rozbawione spojrzenie.
- Jak widać moje metody
przynoszą efekty – oznajmił na wpół rozbawionym na wpół prowokującym tonem.
Ginny zmrużyła oczy i
zmierzyła mężczyznę chłodnym spojrzeniem, zaklinając samego Merlina był
pozwolił jej przetrwać ten cholerny wywiad. Blaise siedział swobodnie na jednym
z foteli z ręką przerzuconą przez oparcie. Jego odpowiedzi były przemyślane,
celne, uprzejme i tylko w niektórych momentach prowokujące.
- Czy mogę zadać
osobiste pytanie? – Zapytała, prostując się i przyglądając badawczo mężczyźnie.
- Pytać można zawsze.
Jednak nie zawsze otrzymuje się odpowiedź- odparł enigmatycznie, zapewne znów
próbując ją sprowokować, lecz postanowiła to zignorować.
- Ma pan tak wielu
zwolenników, co przeciwników. Tuż po ogłoszeniu wyników konkursu na dyrektora
przed kliniką doszło do fali protestów. Otrzymywał pan pogróżki i publicznie
prano wszystkie brudy, nawiązując do śmierciożerskiej przeszłości – zaczęła,
ostrożnie dobierając słowa i jednocześnie wyczuwając subtelną zmianę w postawie
mężczyzny. – Był pan na to gotowy? Myślał pan o rezygnacji? Mówił pan, że nie
przywiązuje wagi do stanowiska, ale jednak wystartował pan w konkursie. Skąd ta
determinacja w walce o wygraną?
- Dużo tych pytań –
zauważył z przekąsem, przeszywając ją wzrokiem, a ona wyprostowała się niczym
struna, starając pozostać niewzruszoną. - Nie mam nic do ukrycia. W przeszłości
podjąłem kilka złych decyzji. Na część z
nich nie miałem wpływu, części dokonałem samodzielnie…W pewnym momencie
zabrnąłem w to tak głęboko, że nie potrafiłem odnaleźć wyjścia z bagna, w które
wdepnąłem – odparł z zamyśleniem, jakby wracał wspomnieniami do przeszłości. -
Czy byłaś kiedyś w takim położeniu, Weasley? – odbił piłeczkę, a widząc jej
zmieszanie, dodał. – Zawsze znajdą się tacy, którzy wiedzą lepiej ode mnie.
Zawsze pojawi się ktoś, kto wie więcej na mój temat. I zawsze ktoś jest
przeciw. Jednak czy to znaczy, że nie warto walczyć o to, na czym nam zależy?
- A było warto?
- Mogłem pozostać w
cieniu, niezauważony i chroniony przed ostrzałem. Skłamałbym, gdybym nie
przyznał, że taka opcja nie przeszła mi przez myśl – uśmiechnął się z
przekąsem, mierząc rudowłosą przeszywającym spojrzeniem. – Wówczas jednak
zrozumiałem, że ukrywając się w cieniu, nic nie zmienię. Pytasz, czy było
warto? Zawsze warto walczyć o siebie i
swoje marzenia.
- Stanowisko dyrektora w
Mungu to pana marzenie?
- Nie – odparł z
pobłażliwym uśmiechem i pokręcił głową. - To moja druga szansa. I nie mam
zamiaru jej zmarnować – odparł ze stalową nutą w głosie.
*
- Zatańczymy?
Drgnęła, czując ciepłą
dłoń na łopatce i słysząc znajomy baryton przy uchu.
- Myślałam, że na
dzisiaj masz dość mojego towarzystwa – powiedziała, lecz podała dłoń mężczyźnie
i pozwoliła zaprowadzić się na parkiet.
- To jeden z ciekawszych
wywiadów, jakie udzieliłem – odparł, wzruszając ramionami i przygarniając ją
bliżej siebie. – Choć nie wiem, czy chcę go przeczytać, gdy już się ukaże…
- Masz rację –
przytaknęła z powagą. – Jeśli nie potrafisz tańczyć i mnie podepczesz, nie
zostawię na tobie suchej nitki – ostrzegła, widząc jego pytającą minę.
- Postaram się sprostać
presji. Choć nigdy nie sądziłem, że od moich umiejętności tanecznych zależeć
będzie moja reputacja – odparł pół żartem pół serio.
- Ja za to nie sądziłam,
że po tylu tygodniach użerania się ze mną, dobrowolnie będziesz chciał więcej –
odparła z prowokującym uśmiechem.
- Zawsze interesuję się
losem swoich pacjentów…
- Nie jestem już twoją
pacjentką, Blaise – upomniała go z pobłażaniem.
- Ale dalej jesteś ważna
– odparł, a ona się spięła.
- Rozmawialiśmy o tym…
- Uwierz, że pamiętam.
Nie często dostaję kosza – powiedział żartobliwym tonem, rozładowując atmosferę.
– Powiedziałaś, że nie jesteś gotowa na nowy związek, bo zapewne wciąż kochałaś
Pottera. A jak jest teraz? – Drążył lekkim tonem, choć jego spojrzenie
zdradzało jego prawdziwe uczucia.
- Jak widzisz, nie
wszyscy otrzymują drugą szansę – odparła głosem wypranym z emocji, zerkając na
tańczących nieopodal Pansy i Harry’ego.
- Może to nie on jest
twoją drugą szansą – zasugerował, zaglądając jej w oczy i badając reakcję.
*
- Weasley, czy ty nawet
po godzinach musisz pracować? – Zagaił, przysiadając się do jej stolika.
- Moja sprawa, jak
korzystam z czasu wolnego – odparowała, a widząc, że Zabini nie ma zamiaru się
odczepić, dodała z przesłodzonym uśmiechem – Skąd pewność, że jestem po pracy?
Może właśnie szykuję się do tajnej akcji i jutro przeczytasz interesujący
artykuł o swojej nowej dziewczynie, z którą zostałeś nakryty w tej jakże
przytulnej kawiarence?
- Masz zamiar napisać o
nas artykuł? – Zapytał, uśmiechając się szeroko i porywając z jej talerzyka
jedną z pralinek, czym naraził się na pochmurne spojrzenie swojej rozmówczyni.
- Nie. Masz się
odczepić, bo potrzebuje ciszy, żeby dokończyć artykuł – wycedziła przez zęby,
modląc się o cierpliwość.
- Jasne, rudzielcu.
Trzeba było tak od razu – powiedział, porywając kolejną pralinkę i wstając z
krzesełka.
- I już? – Zdziwiła się,
zaskoczona tym, że tak szybko udało jej się pozbyć mężczyzny.
- Tak się składa, że w
naszym związku nie tylko ty pracujesz, moja słodka – wyjaśnił i nie zważając na
wrogie spojrzenie kobiety, nachylił się i musnął jej policzek. – Zrekompensuje
ci to następnym razem – obiecał i z łobuzerskim uśmiechem ruszył w stronę
wyjścia, po drodze zaczepiając kelnera.
Ginny otrząsnęła się i,
spychając myśli o Zabinim, wróciła do artykułu. Nim jednak na dobre zatraciła
się w pracy, przed jej nosem wylądowało duże pudełko pralinek.
- Nie zamawiałam tego –
powiedziała, patrząc na uśmiechającego się uprzejmie kelnera.
- To prezent od pani
towarzysza – odparł młody mężczyzna, a ona spojrzała zaskoczona na prostokątne,
brązowe pudełeczko, przewiązane ciemo-fioletową kokardką.
- Dziękuję –
powiedziała, a kelner skinął głową i odszedł w stronę innych gości. Raz jeszcze
spojrzała na słodki prezent i uśmiechnęła się mimowolnie. – Jesteś niemożliwy –
westchnęła, kręcąc głową i w lepszym humorze wróciła do pracy.
- Skarbie? – Głos Blaisea wyrwał ją ze wspomnień. – Deser…
Na co masz ochotę? – Zapytał, zerkając w stronę kelnera.
- Na pralinki – odparła z przewrotnym uśmiechem.
- Przykro mi, ale nie posiadamy ich w naszej karcie. Mogę
jednak zaproponować gruszkę w winie z rozmarynem i białą czekoladą. To
specjalność szefa kuchni – powiedział kelner z uprzejmym uśmiechem.
- Nie szkodzi – odparł Blaise, odwzajemniając uśmiech Ginny.
- Znam miejsce, gdzie wyrabiają najlepsze pralinki w całym magicznym wymiarze –
dodał z błyskiem w oku.
***
„Dzisiaj. 14:00”
Nie było podpisu i nadawcy, jednak ona wiedziała, co oznacza
ta wiadomość. Theresa wywiązała się z obietnicy i powiadomiła ją o terminie
pogrzebu. Wygładziła skrawek pergaminu i zamknęła dłonie na dużym, czerwonym
kubku z kawą. Jego ciepło przyjemnie rozgrzewało jej lodowate, skostniałe dłonie,
lecz nie przegoniło chłodu, jaki odczuwała wewnątrz. Mimo że przygotowywała się
na ten dzień, nie była na niego gotowa. Jej umysł z oporem przyswajał
wiadomość, a do niej powoli zaczęło docierać, że Wiktora już nie ma. Miała
wrażenie, że tkwi w zawieszeniu, niezdolna do jakiegokolwiek ruchu. To nie było
jej pierwsze zetknięcie ze śmiercią. Jednak tym razem wszystko było inne –
bardziej dotkliwe i namacalne. Zupełnie jakby ktoś wypalił w jej wnętrzu
dziurę, która wciągnęła cząstkę jej duszy. Czuła nieprzyjemny ucisk w brzuchu,
zupełnie jakby ktoś związał jej wnętrzności w ciasny supeł. Im bardziej
docierało do niej, że Wiktor zmarł, tym trudniej było jej oddychać. Nie
potrafiła zrozumieć, dlaczego obraz przed jej oczami jest tak zamazany, dopóki
kilka mokrych plam, nie wylądowało na kopercie. Dopiero wtedy zorientowała się,
że płacze i nie jest w stanie kontrolować potoku łez. Podciągnęła kolana pod
brodę i ukryła twarz w dłoniach, kołysząc się delikatnie. Nie wiedziała, jak
długo to trwało. Z letargu ocknęła się dopiero, gdy Draco, bez zbędnych pytań,
objął ją mocno. Wówczas wtuliła się w niego i rozpłakała ponownie niczym
dziecko.
- Herm… - zaczął delikatnie, nie przestając gładzić jej
pleców. – Jest dziesiąta. Jeśli chcesz zdążyć na pogrzeb, musisz wziąć się w
garść.
Słowa mężczyzny przebiły się przez barierę ochronną, jaką odgrodziła
swój umysł od świata zewnętrznego. Zamrugała kilkukrotnie, a jej spojrzenie stało
się bardziej przytomne.
- Pogrzeb – wychrypiała, spinając się.
- Za cztery godziny – przytaknął Draco, obserwując uważnie
czerwoną od płaczu twarz kobiety.
- Muszę się ogarnąć – powiedziała, wyswobadzając się z
ramion blondyna i odgarniając włosy z twarzy. – Muszę… muszę kupić kwiaty i
wysłać list do ministerstwa… Powinnam też… - zerwała się z miejsca i w amoku
zaczęła krążyć po kuchni.
- Hej, spójrz na mnie – zatrzymał jej słowotok, podchodząc i
ujmując jej ramiona. – Zajmę się tym – powiedział, starając się złapać jej
rozbiegane spojrzenie.
- Powinnam ułożyć też krótkie przemówienie, prawda? –
Upewniła się, po raz kolejny przeczesując palcami włosy. – Pożegnać się… Wiktor
by tego chciał… Tylko… Co jeśli inni…
- Hermiona – Wszedł jej w słowo, podnosząc głos, tak że
szatynka drgnęła i spojrzała na niego szeroko otwartymi oczami, jakby dopiero
go dostrzegła. – Nie musisz nic robić – zaczął łagodnym tonem, utrzymując
kontakt wzrokowy. – Weź prysznic i ubierz się, dobrze? – Powiedział, a gdy
skinęła głową, dodał. – Harry będzie ci towarzyszył. Będę spokojniejszy, że nie
jesteś sama – dodał bardziej stanowczo i dopiero, gdy ponownie skinęła,
rozluźnił się. – Chcę z tobą tam być, ale obydwoje wiemy, że to nie najlepszy
pomysł ze względu na ostatnie wydarzenia – westchnął ciężko, uśmiechając się z
goryczą.
Hermiona uśmiechnęła się smutno i przytaknęła. Jasnym było,
że uroczystość pogrzebowa będzie jatką dla mediów, które nie przepuszczą okazji
do zdobycia choć strzępka informacji na temat przybyłych gości, przebiegu uroczystości
i ewentualnych sensacji. Informacja o jej rozstaniu z Wiktorem i śmiertelnej
chorobie bułgarskiego szukającego stanowiła temat dnia wielu poczytnych gazet,
nierzadko mijając się z prawdą na temat przyczyn rozpadu ich związku.
Dziennikarze nie odstępowali jej na krok. Ignorowała ich, choć ich zarzuty
bolały. Być może dlatego, że w części z nich Hermiona doszukiwała się prawdy.
Myślała, że jest gotowa, by wrócić do pracy i do życia, lecz pomyliła się.
Dzień po incydencie, gdy zdemolowała mieszkanie, mimo nalegań Dracona wróciła
do pracy. Z podniesioną głową mijała ministerialne korytarze, by rozpłakać się
jak dziecko, zaraz po tym gdy przekroczyła próg gabinetu. Zamknęła drzwi i
osunęła się bez sił, poddając atakowi paniki. Nie miała pojęcia, jak długo
siedziała skulona pod drzwiami. Gdy dotarło do niej, gdzie się znajduje i co
robi, dźwignęła się na nogi i niczym w letargu obeszła cały gabinet. Do
laboratorium nie zajrzała. Przerosło ją to. Do końca dnia siedziała skulona na
fotelu, kołysząc się bezmyślnie i starając pozbyć wrażenia, że nie jest tu
sama. W takim stanie znalazł ją Draco, który bez pytania, wyprowadził ją z
gabinetu. Kathlyn o nic nie pytała. Odprowadziła ją jedynie zatroskanym, pełnym
współczucia spojrzeniem. Zdecydowała wówczas, że weźmie kilka dni urlopu.
- Dziękuję – powiedziała uśmiechając się przez łzy, a Draco
jedynie w milczeniu pokiwał głową i zmusił się, by odwzajemnić uśmiech kobiety.
Starał się być empatyczny, okazywać zrozumienie i troskę.
Robił co mógł, by być wsparciem, którego potrzebowała Hermiona. Nie mógł jednak
pozbyć się natrętnej myśli, że sposób, w jaki Granger przeżywała śmierć Kruma,
niepokoi go, bo świadczy o silnej więzi, jaka ich łączyła. Wiedział, że nie
powinien być zazdrosny o nieboszczyka, ale nie mógł odepchnąć natrętnego
pytania, które wracało do niego niczym boomerang. Oparł się o blat i niechcący
przewrócił kubek z zimną już kawą. Ciemny płyn zabrudził kopertę i blat.
Przeklął siarczyście, podczas gdy Hermiona za pomocą magii szybko pozbyła się
bałaganu. Blondyn mruknął coś pod nosem, a kobieta z pobłażliwym uśmiechem
zgarnęła kubek i kopertę.
- Coś nie tak? – Zapytał, widząc jak ściąga brwi, a ona w
odpowiedzi otworzyła kopertę i wyjęła z niej plik kartek.
Draco spojrzał na pergamin pochmurnym wzrokiem, podczas gdy
Hermiona niepewnie zerknęła na zawartość.
- To wywiad – wydusiła z niedowierzaniem, a Draco zmierzył
plik kartek w jej dłoniach wrogim spojrzeniem.
Hermiona jednak nie skomentowała jego zachowania, tylko bez
namysłu zagłębiła się w treść. Ściągnęła brwi i wciągnęła ze świstem powietrze,
gdy dotarło do niej, co trzyma w rękach. Odsunęła od siebie pergamin,
przebiegając rozbieganym, nieobecnym wzrokiem po wnętrzu kuchni. Czuła jak jej
serce przyspiesza, jakby ze zniecierpliwienia i strachu przed tym, co może
przeczytać w artykule. Bo to właśnie trzymała w dłoniach. A ściślej ujmując,
był to wywiad, którego Wiktor udzielił tuż przed śmiercią. Theresa musiała
przesłać jej zautoryzowaną wersję, która miała dopiero ukazać się w druku.
Hermiona wzięła głęboki oddech i rozwinęła pergamin.
Wywiad na życzenie
gościa.
Red. Tony Smith
Moim rozmówcą jest
wielokrotny mistrz i legenda quidditcha. Człowiek, który swoją ciężką pracą,
talentem, skromnością i determinacją skradł serca kibiców. Sportowiec, który
może być wzorem dla wielu młodych ludzi. Swoją postawą i czynem wiele razy
udowodnił, że jeśli czegoś pragniemy, nie ma rzeczy niemożliwych. Nieustraszony
i nieugięty, podejmujący wyzwania i nigdy nie poddający meczu walkowerem.
Z mistrzem spotykam się
dzisiaj w trudnej dla niego chwili. Wiktor Krum od wielu miesięcy zmaga się ze śmiertelną
chorobą w specjalistycznej klinice w Bułgarii. I mimo śladów, jakie zostawiła
po sobie choroba, w jego oczach wciąż płonie ogień walki.
- Gdy mistrz wzywa,
stawiam się na posterunek.
- Dziękuję, że
fatygowałeś się aż tu.
- Nie śmiałbym odmówić. To
wielka przyjemność móc rozmawiać z legendą quidditcha. Mimo że okoliczności są
raczej smutne.
- Gdyby nie one, nie
byłoby naszego spotkania.
- W trakcie naszej
krótkiej rozmowy, byłeś bardzo tajemniczy.
- Zaprosiłem cię,
ponieważ chciałbym sprostować jedną plotkę, która od pewnego czasu krąży w
przestrzeni, a która jest bardzo krzywdząca dla bliskiej memu sercu osoby.
Dobrze wiesz, że zwykłem nie przejmować się wymysłami tabloidów, lecz tym razem
uznałem, że nie mogę milczeć i odejść w kłamstwie. Moje sumienie nie pozwoliło
mi zostać bezstronnym.
- Masz na myśli Hermionę
Granger?
- Tak. Choć ma to
również związek z moją rodziną.
- Czyli zaprzeczasz,
jakoby przyczyną waszego rozstania był jej romans z Draconem Malfoyem?
- To bardziej
skomplikowane…
- Nie zostawiła cię dla
niego? Nie opuściła cię, gdy poznała diagnozę? Nie utrudniała kontaktów z
synem?
- Powiem to tylko raz i
chciałbym, żeby moje słowa zostały zrozumiane w sposób dosłowny. Nie
doszukujcie się ukrytych znaczeń, metafor i drugiego dna.
- Słuchamy zatem.
- Hermiona Granger jest
najlepszą i najbardziej bezinteresowną osobą, jaką znam. Bez wahania poświęciła
wszystko, by walczyć o świat, który znamy i w którym żyjemy….
- Wszyscy znamy zasługi
panny Granger. Jednak doskonale wiemy, że nawet ktoś pretendujący do roli
bohatera ma wady i słabości…
- Nie staram się jej
idealizować. Nie mówię, że Hermiona nie ma wad. Nie znam nikogo tak upartego,
dumnego, drobiazgowego, temperamentnego, walczącego o swoją niezależność i
stawiającego na swoim człowieka, jak ona [śmiech]. A przy tym tak wrażliwego,
pełnego współczucia i empatii, odważnego i o tak wielkim sercu.
- Wiele skrajności jak
na jednego człowieka.
- Taki jest jej urok.
- Dlaczego wobec tego
doszło do rozstania?
- Na to pytanie sam
szukałem odpowiedzi przez bardzo długi czas.
- Znalazłeś je?
- Gdy przestałem szukać
winnych na zewnątrz.
- Co dokładnie masz na
myśli?
- Czasami nie
dostrzegamy prawdy, ponieważ boimy się, że gdy ją zaakceptujemy, nasze życie
zmieni się bezpowrotnie.
- Jesteś bardzo
tajemniczy.
- Jesteś w stanie
wyobrazić sobie, że całe twoje życie w jednej sekundzie zamienia się w popiół?
- Nie rozumiem, dlaczego
miałoby się tak stać?
- Z powodu twoich
niedopowiedzeń. Bardzo długo myślałem, że jeśli posługuje się półprawdami,
jestem fair. Myślałem, że ten rodzaj prawdy nie jest zły… Przekonywałem się, że
blef nie jest tym samym, co kłamstwo.
- Wciąż nie widzę
związku.
- Ukrywałem istnienie
swojego syna przed Hermioną, obawiając się że odrzuci mnie dla dobra Dominika.
Okłamywałem ją, że wyjeżdżam na zgrupowania, podczas gdy spędzałem ten czas ze
swoim synem. Synem, z którego jestem dumny i którego kocham ponad życie.
Wykorzystałem sytuację, by zdobyć kobietę, którą pokochałem od pierwszego
wejrzenia, mimo że podświadomie wiedziałem że ona nigdy nie odwzajemni moich
uczuć. Manipulowałem nią, kłamałem i składałem obietnice, których teraz już nie
dotrzymam. Gdy dowiedziałem się o swojej chorobie, ukrywałem ją, wierząc że
wyzdrowieję, a później będąc zbyt wielkim tchórzem, by przyznać się do
wszystkiego i wmawiając sobie, że w ten sposób ją chronię. Podczas gdy myślałem
wyłącznie o sobie. I nie usprawiedliwia mnie nawet to, że wszystko, co robiłem,
wynikało z miłości.
- To sporo przewinień.
- Wiem. Z perspektywy
czasu… choć może lepiej byłoby powiedzieć, że na skutek kurczącego się czasu,
wszystko zmienia perspektywę.
- Powiedziałeś, że bałeś
się odrzucenia. Uważałeś, że Hermiona nie zaakceptuje twojego syna?
- Nie. Bałem się, że nie
zaakceptuje sytuacji, w której stałaby pomiędzy mną a nim. Namawiałaby mnie do
zbudowania domu dla Dominika.
- A dlaczego myślisz, że
nie chciałaby budować tego domu z tobą?
- Ja to po prostu wiem.
- Jak zareagowała, gdy
poznała prawdę?
- (…)
- Wiktorze?
- Dowiedziała się
przypadkiem… Nie wiem, jak zareagowała. Od tamtego czasu nie rozmawialiśmy. Nie
chciałem, by poznała prawdę w taki sposób.
- Ale była w Bułgarii?
- Tak. Gdy dowiedziała
się o mojej chorobie, rzuciła wszystko żeby mi pomóc. Wykorzystała wszystkie
swoje kontakty i możliwości, by uratować mi życie.
- Bez awantur i
pretensji?
- To nie w jej stylu.
Rozstaliśmy się w zgodzie. Wtedy widziałem ją po raz ostatni.
- A później wziął pan
ślub z inną kobietą?
- Zrobiłem to dla dobra
Dominica i Jasmine, których bardzo zraniłem.
- Żałujesz?
- Żałuję wielu rzeczy.
Najbardziej jednak żałuję, że nie dostanę więcej czasu na naprawienie
wszystkich błędów i spędzenie go z bliskimi. Żałuję, że nie będę mógł
obserwować, jak mój syn rośnie, idzie do
szkoły, nie będę mógł świętować jego sukcesów i wspierać go w chwilach
zwątpienia, motywować, gdy będzie ponosił porażki i widzieć jak się zakochuje,
przeżywa pierwsze zawody miłosne, jak zakłada rodzinę… Żałuję też, że nigdy nie
będę mógł spełnić swoich obietnic… Że nie będę mógł…Wbrew wszystkiemu, o czym
teraz słyszycie i co napiszecie, to było prawdziwe. Wszystko, czego
doświadczyłem i co czułem było prawdziwe. Żałuję jedynie, że tak szybko się
kończy.
- Mimo tego wiele
osiągnąłeś w krótkim czasie.
- Osiągnięcia sportowe
są ważne, ponieważ ciężko pracowałem na wyniki. To jedno z marzeń, które udało
mi się spełnić. Najbardziej jednak jestem dumny z bycia tatą. Dominic jest
cudem. To część mnie. Część, która będzie istnieć, gdy mnie zabraknie.
- A inne marzenia?
- W tej chwili chciałbym
odjeść z poczuciem, że nikogo nie skrzywdziłem i zamknąłem wszystkie swoje
sprawy.
- Ten wywiad, będący
swego rodzaju spowiedzią, jest częścią tego planu?
- Dla mnie to kwestia
przyzwoitości. Hermiona nie zasłużyła na atak i nagonkę na jej osobę. Wszystkie
informacje, jakie mogli państwo przeczytać w gazetach, to kłamstwa.
- Dlaczego ich nie
dementowała?
- Bo to nie w jej stylu.
Hermiona nigdy nie dążyła do konfrontacji. Zawsze była głosem rozsądku. Poza
tym sama poznała prawdę stosunkowo niedawno. Mogę się tylko domyślać, jak jest
jej teraz ciężko.
- Mówiłeś, że od tamtego
momentu nie rozmawialiście. Być może Hermiona przeczyta naszą rozmowę. Czy jest
coś, co chciałbyś jej powiedzieć?
- Jest wiele rzeczy,
które chciałbym jej powiedzieć i o których chciałbym z nią porozmawiać. To
jednak zbyt osobiste. Wiele słów padło i jestem pewien, że Hermiona wie, co
czuję. Nie cofnę swoich błędów, które doprowadziły do naszego rozstania. Chciałbym
jednak, żeby wiedziała , że żałuję tych wszystkich kłamstw. Bo dzisiaj już
wiem, że półprawda to również kłamstwo. Nikt z moich bliskich na nie nie
zasłużył. Chcę, żeby wiedziała, że u jej boku, wszystko było łatwiejsze. To
dzięki niej łatwiej było znosić ból, leczenie…Każdy dzień tu był… Dzięki niej
mogłem więcej. Zachowałem się egoistycznie i samolubnie. I nawet jeśli jestem
bez szans na wybaczenie to… Przepraszam…
Odsunęła pergamin, nie będąc w stanie doczytać reszty
wywiadu. Na próżno starała się pozbierać rozbiegane myśli. Czuła, jak coś
rozsadza ją od środka, zupełnie jakby ktoś detonował bombę. Gama skrajnych
emocji zalała jej umysł. Zwinęła pergamin starając się pozostać niewzruszoną. Pokręciła
przecząco głową, przymykając powieki, gdy mężczyzna przytulił ją krótko i
pocałował w czoło.
- Nie wiem, czy powinnam iść… - zauważyła zmieszana, nie
wiedząc co myśleć o dołączonym przez Theresę załączniku.
- Dlaczego? – Zapytał, gładząc jej plecy.
- Nie chcę, żeby przez moją obecność pogrzeb zamienił się w
cyrk i tanią sensację. Wiktor na to nie zasłużył… Jego rodzina również… -
odparła zdławionym głosem.
- Myślę, że Wiktor chciałby, żebyś tam była. I miałby gdzieś
zdanie opinii publicznej. A jako, że Theresa powiadomiła cię o terminie, wydaje
mi się, że też nie ma nic przeciwko temu…
- Tak myślisz? – Zapytała z nadzieją, patrząc badawczo na
jego twarz.
W odpowiedzi wzruszył ramionami i skinął głową. Uśmiechnęła
się przez łzy i przytuliła do niego. Objął ją mocno, gładząc plecy i opierając
podbródek na czubku głowy kobiety.
- Idziesz do szpitala? – Zmieniła temat, czując że jeszcze
chwila a znowu zamieni się w fontannę.
- Tak – przytaknął, wzdychając. - Amelia przepadła, jak
kamień w wodzie. Nie zaatakuje szybko, ale wolę dmuchać na zimne. Przynajmniej
do czasu aż przeniosą matkę do kryjówki.
- To dla nas wszystkich ogromne zaskoczenie. Nie potrafię
zrozumieć, co nią kierowało?
- W tej chwili to już nie ważne. Cokolwiek to nie jest, nie
pozwolę tej suce zbliżyć się do mojej matki – odparł stanowczym, zimnym tonem,
który zawsze budził jej niepokój.
- Draco – zaczęła niepewnie, a on spojrzał na nią
wyczekująco. – Tak sobie myślałam…oczywiście to tylko propozycja i możesz się
nie zgodzić. To nawet byłoby uzasadnione, bo w końcu…
- Herm – przerwał jej słowotok i uśmiechnął się znacząco,
zaglądając w oczy kobiety. – Do puenty – powiedział z rozbrajającym uśmiechem,
a ona, skrępowana, skinęła głową.
- Po prostu pomyślałam, że skoro jestem teraz w domu, a ty
przez swoją paranoję na moim punkcie ostatnio żyjesz pomiędzy szpitalem a moim
mieszkaniem, to może łatwiej by było, gdyby Narcyza kontynuowała
rekonwalescencję w domu? – Zaproponowała zmieszana i zarumieniła się pod
wpływem jego przeszywającego spojrzenia. – Jeśli nie, to zrozumiem. W sumie to
naturalne. Narcyza gardzi takimi jak ja i…
- Naprawdę byłabyś do tego skłonna? Zamieszkać z moją mamą?
– Zapytał z niedowierzaniem, a ona zmieszana wzruszyła ramionami i skinęła głową.
– Jesteś niesamowitą kobietą, Hermiono Granger. Niesamowicie pociągającą,
inteligentną, bezinteresowną kobietą, choć nadzwyczaj irytująco upartą… -
powiedział mężczyzna, patrząc na szatynkę z czymś w rodzaju podziwu, choć sama Hermiona
nie była tego pewna.
Uśmiechnęła się nieśmiało i zarumieniła jeszcze bardziej pod
wpływem czułości, z jaką mężczyzna na nią patrzył. Skrępowana spuściła wzrok,
lecz Draco nie pozwolił jej na to. Uniósł podbródek szatynki, zaglądając jej prosto
w oczy i uśmiechając się w ten swój specyficzny, irytujący sposób, który z
jednej strony doprowadzał ją do szału, a z drugiej kruszył jej opór.
- Jak mogłem nie dostrzec tego wcześniej? – Westchnął, a ona
uniosła brwi w oznace zdziwienia, lecz gdy otworzyła usta, by zapytać, co ma na
myśli, uśmiechnął się tajemniczo. – A może wiedziałem?
- Granger – powiedział z
szerokim uśmiechem, niczym kot, dostrzegający ulubioną zabawkę.
Hermiona zmrużyła oczy i
ledwo panując nad złością stanęła naprzeciw niego.
- Ostrzegam cię, Malfoy,
że jeśli jeszcze raz przyjdzie ci do głowy taki numer, to wykastruję cię tępą
łyżeczką do herbaty – zagroziła, komentując w ten sposób ostatni wieczór.
- Brzmi obiecująco –
odparł z dwuznacznym uśmiechem, ujmując kosmyk jej włosów.
- Ja nie żartuję, Malfoy
– ostrzegła, strzepując jego dłoń.
- Przecież było
zabawnie- zaoponował, a kobieta zmroziła go spojrzeniem. – Nie mów, że wolałabyś
słuchać tego nudnego monologu o kolekcji ameb? Twój partner był równie
porywający, jak profesor Binnns. Uratowałem ci wieczór – tłumaczył, jakby nie
dostrzegał swojego występku.
- Jesteś…
- Niesamowity, wiem –
mrugnął z szelmowskim uśmiechem, jak
zwykle interpretując jej słowa na swoją korzyść.
- Niereformowalny! Nie
potrzebowałam ratunku! – Poirytowała się, czując że jest bliska wybuchu.
- Duma nie pozwala ci
podziękować – wytknął jej mężczyzna z
ironicznym półuśmiechem.
- Herm – zagadnął Harry,
a gdy wściekła kobieta wydała z siebie nieartykułowany dźwięk, będący wyrazem
bezsilnej złości, usunął się z drogi.
- Coś ty znowu zrobił? –
Westchnął ciężko, mierząc Dracona poirytowanym wzrokiem.
- Sprawiłem, że Granger
w końcu skonfrontowała się z prawdą – odparł, odprowadzając mruczącą pod nosem
szatynkę, zafascynowanym spojrzeniem.
- Tak się składa, że
potrzebuje jej pomocy, a przez ciebie nie dobije się do niej przez najbliższe
kilka godzin – wytknął mu przyjaciel.
- Taki urok Malfoya. Nic
nie poradzę, że tak na nią działam – odparł z błyskiem w oku.
- Przysięgam, że jeśli
kiedyś postanowi cię otruć, nie kiwnę palcem i pomogę jej zatrzeć wszelkie
poszlaki – zagroził Harry, patrząc na partnera z wyrzutem.
- Nie zrobi tego.
Umarłaby z nudów – odparł lekceważącym tonem.
- Za to odzyskałaby
święty spokój – zauważył trzeźwo Harry.
- Marna rekompensata –
podsumował z charakterystyczną dla siebie pewnością siebie.
- Jak dla kogo – uciął
Potter, mierząc mężczyznę kpiącym spojrzeniem. – Czy ty nie możesz znaleźć
sobie hobby? – Zapytał z wyrzutem, a Draco odpowiedział mu kpiącym spojrzeniem.
– Znajdź sobie kobietę, która będzie w tobie ślepo zakochana. Wtedy będziesz
mógł wkurzać ją do woli, a jej nie będzie to przeszkadzało. Na pewno znasz
odpowiednią kandydatkę na przyszłą panią Malfoy – dodał i nie czekając na
odpowiedź, odwrócił się na pięcie i ruszył na piętro aurorów.
- Właściwie jest taka
jedna – odparł ze ślizgońskim błyskiem w oku.
*
- Mówił ci ktoś, że po
alkoholu łatwiej cię znieść? – Zakpił, choć w głębi ducha nie mógł oderwać od
niej zafascynowanego spojrzenia.
- Wiele osób – wzruszyła
ramionami, nie przerywając wspinaczki, a on z rozbawieniem pokręcił głową.
- Serio chcesz to
zrobić? – Zapytał, przyglądając się sceptycznie próbom wdarcia się do tajnego
archiwum. – Ale wiesz, że nie masz pozwolenia i możemy mieć kłopoty? – Upewnił
się, starając odwołać do jej zdrowego rozsądku, który jakby gdzieś zniknął.
- Od kiedy martwisz się
przepisami, Malfoy? – Zapytała z nutą rozbawienia, rzucając mu przelotne,
prowokujące spojrzenie.
- Od kiedy ty
postanowiłaś mieć je gdzieś – odparł, z zaciekawieniem obserwując poczynania swojej
towarzyszki.
- Zawsze możesz się
wycofać - odparła lekceważąco i uśmiechnęła się z satysfakcją, gdy dobiegło ich
charakterystyczne kliknięcie otwieranego zamka.
- Chyba żartujesz? –
Obruszył się, a ona w końcu na niego spojrzała.
- Zrobię to. Bez względu
na to, co pomyślą inni i jakie mogą być konsekwencje – odparła stanowczo,
patrząc na niego z powagą. – To ostatnia szansa, żeby się wycofać – uprzedziła,
a on zmierzył ją ironicznym spojrzeniem, darując sobie sarkastyczną uwagę. –
Skoro tak, to bądź łaskaw się przymknąć i wskakuj pod pelerynę – powiedziała,
wyciągając z torby pelerynę niewidkę, którą „pożyczyła” od Harry’ego.
Draco przewrócił oczami,
lecz posłusznie wykonał jej polecenie, myśląc, że gdy tylko Potter odkryje, że
miał udział w tej nocnej eskapadzie, przez miesiąc nie odklei się od biurka
zawalonego papierologią.
*
- To mógł zrobić tylko
wychowanek Gryffndoru – dobiegł ją cichy, rozbawiony głos.
- Głupi stereotyp –
mruknęła, obejmując się ciasno ramionami i nie zaszczycając mężczyzny spojrzeniem.
- Nie w twoim przypadku
– zauważył, zrównując się z nią i mierząc zaintrygowanym spojrzeniem.
- Nic nie wiesz, Malfoy
– odparła z goryczą, wdychając rześkie powietrze i walcząc z narastającą ochotą
wybuchnięcia płaczem.
- Racja – przytaknął ze
spokojem i delikatnym półuśmiechem, błąkającym się w kącikach jego ust. – Nie
wiem na przykład, dlaczego wybrałaś moją stronę? Nie ogarniam, dlaczego
postanowiłaś mnie bronić i co kierowało tobą, gdy powstrzymałaś mnie przed
przywaleniem temu głąbowi w pysk – powiedział ze spokojem, kręcąc głową z
mieszaniną konsternacji i pobłażania, a Hermiona w odpowiedzi wzruszyła
ramionami.
- Chwilowy paraliż
myślenia – zasugerowała, uśmiechając się bezradnie przez łzy, z którymi
dzielnie walczyła.
- To wiele wyjaśnia – westchnął,
odwzajemniając uśmiech kobiety i zdejmując marynarkę, którą później narzucił na
ramiona szatynki.
- Wystarczyło dziękuję.
Nie musisz od razu być taki szarmancki – wytknęła, starając się zamaskować
zdziwienie, kąśliwą uwagą.
Draco spojrzał na nią
zaskoczony. Gdy przez dłużą chwilę nie
odrywał od niej wzroku, speszona przygryzła wargę i założyła włosy za ucho. Gdy
milczenie z jego strony przedłużało się i palące spojrzenie stawało się nie do
wytrzymania, postanowiła zwrócić mu uwagę.
- Malfoy…
- Dziękuję – powiedział,
wchodząc jej w zdanie i przechylając głowę, uważnie obserwując twarz kobiety.
W pierwszej chwili,
chciała rzucić jakimś żartem lub kąśliwą uwagą, by rozładować atmosferę.
Jednak, gdy odwzajemniła spojrzenie Dracona, odrzuciła ten pomysł. Zamiast tego
uśmiechnęła się nieśmiało i skinęła głową. W końcu sama powiedziała, że każdy
zasługuje na drugą szansę. Jeśli było tak w rzeczywistości, oni również na nią
zasługiwali.
- Byłbyś łaskaw przestać mówić zagadkami? – Upomniała go z
przekąsem.
- Wtedy byłbym zbyt przewidywalny – odparł, a ona sapnęła z
irytacji i wywróciła oczami. – A ty nie mogłabyś tak uroczo się denerwować – dodał,
dając jej pstryczka w nos.
***
- Harry – cichy szept
przebijał się przez jego umysł.
Był niczym natarczywa mucha,
która nie chce się odczepić, testując jego cierpliwość. – Harry…
Niechętnie uchylił
powieki i natychmiast je zamknął porażony intensywnością światła. Spróbował
ponownie, tym razem powoli uchylając powieki i dawkując porcję światła. Chwilę
zajęło mu wyostrzenie zmysłów. Pod plecami czuł chropowatą, zimną powierzchnię,
a nad nim widniało przejrzyste niebo, w centrum którego pyszniło się słońce.
Zmrużył oczy i odwrócił od niego głowę. Czuł suchość w gardle. Chciał się
podnieść, lecz napotkał opór. Dopiero po chwili dotarło do niego, że jest
przykuty ciężkimi łańcuchami. Ściągnął brwi, rozglądając dookoła, by rozeznać
się w sytuacji, lecz wokół widział tylko skały.
- Wreszcie się
obudziłeś.
Odwrócił głowę w
kierunku głosu i wciągnął ze świstem powietrze, czując jak krew odpływa mu z
twarzy. Z niedowierzaniem przyglądał się kobiecie, stojącej nieopodal i
obserwującej go badawczym wzrokiem.
- To dobrze, bo
zaczynałam się nudzić – dodała, przechylając głowę, niczym drapieżnik
oceniający siły swojego przeciwnika.
- Nie jesteś prawdziwa.
Nie możesz być…
- Fakt, to dość
niezwykłe nawet jak na moje możliwości.
- Własnoręcznie
pogrzebałem cię w grocie…
- Pamiętam – przytaknęła
Eva, niespiesznie do niego podchodząc. – I muszę przyznać, że kolejny raz cię
nie doceniłam.
- Nie mogłaś się
wydostać…
- To akurat kwestia
czasu – odparła, stając nad mężczyzną i przewiercając go zimnym wzrokiem. – Zadaliście
sobie wiele trudu, żeby się mnie pozbyć. Muszę przyznać, że w pewien sposób
nawet mi zaimponowałeś… ale i rozczarowałeś – powiedziała, a Harry z
niezrozumieniem zmarszczył czoło. – Wasza próba uwięzienia mnie okazała się
dość nieudolna, bo co prawda nie mogę opuścić groty, ale moja magia jest
potężniejsza niż wasze iście pożałowania bariery.
- Blefujesz…
- Czyżby? Jak wobec tego
wytłumaczysz nasze spotkanie? – Zapytała z bezczelnym, kpiącym uśmiechem. – W
zasadzie powinnam ci podziękować. Poniekąd przyczyniliście się do mojego
zwycięstwa.
- Twojej sytuacji nie
nazwałbym zwycięstwem – zauważył sarkastycznie, a Eva odpowiedziała mu
przewrotnym uśmiechem. – Skąd mam wiedzieć, że nie jesteś wyłącznie wytworem
mojego umysłu?
- Zaufaj mi, po tym jak
się obudzisz, nie będziesz miał wątpliwości – odparła tajemniczo.
- Jesteś tu, żeby mnie
dręczyć?
- Nie – zaoponowała,
stając nad nim i odgarniając z jego spoconego czoła kosmyki włosów. – Masz coś,
na czym mi zależy – dodała, sunąc opuszkami palców po jego nagim torsie.
- Cokolwiek to jest,
prędzej zginę, niż ci to oddam.
- Tak, zginiesz z
pewnością – przytaknęła mu z zimnym uśmiechem. – Najpierw jednak będziesz
patrzył na śmierć wszystkich, których kochasz. Zabiję ich jedno po drugim.
Zniszczę wszystko, co cenisz i za co walczyłeś. A ty będziesz na to patrzył.
Będę obdzierać cię z życia powoli, kawałek po kawałku aż zostanie tylko serce –
wyjaśniła, dociskając palec pośrodku jego klatki piersiowej.
- Muszę cię zmartwić,
ale moje serce należy tylko do jednej kobiety i tak już pozostanie.
- Nie bądź nierozsądny,
Harry. Twoja miłość nie ma dla mnie znaczenia – Zakpiła kapłanka. – Przyszłam
po twoje serce – dodała ostrzejszym tonem, patrząc na niego z determinacją.
- No to mamy problem, bo
jestem do niego mocno przywiązany – zironizował, patrząc jej prosto w oczy. – A
skoro to tylko sen, mam pewność, że ciągle gnijesz w swojej grocie, skąd nie ma
ucieczki. Jeśli jakimś cudem naprawdę wydostałaś się z piekła, zrobię wszystko,
żeby odesłać cię do niego z powrotem.
- Harry, Harry, Harry…-
zaczęła, uśmiechając się z politowaniem i kręcąc głową. – Cały czas wydaje ci
się, że możesz ze mną wygrać. Przyrównujesz mnie do Voldemorta, podczas gdy
tamto zwycięstwo było wyłącznie szczęśliwym zbiegiem okoliczności. Gdyby nie
potężniejsi magowie, którzy chronili cię kosztem własnego życia, i, gdyby nie
sam Dumbledore, który był wybitnym strategiem, który poprowadził cię za rękę aż
do końca, byłbyś nic nieznaczącą kupką prochu, gnijącego w ziemi… Ludzie
nazywają cię bohaterem…Zapewne ty sam tak o sobie myślisz, choć wstydzisz się
do tego przyznać. Obydwoje jednak wiemy, że jesteś nikim. Harry Potter,
chłopiec, który przeżył, wybraniec, ostatnia nadzieja…Byłeś tylko marionetką
Dumbledore’a, karykaturą bohatera, za którego uważa cię świat. Jesteś legendą,
dającą ludziom nadzieję i wiarę… Kim jednak byś był, gdyby nie kłamstwa, na
których napisano twoją historię? Nikim…I tym właśnie się staniesz, Harry…
Sprawię, że ludzie o tobie zapomną. Zabiję każdego, kto cię znał, kto o tobie
słyszał, kto w ciebie wierzył…Usunę z kart historii twoje imię, tak by pamięć o
tobie odeszła wraz z twoją śmiercią… Znikniesz ze świadomością, że wszystko w
co wierzyłeś, co kochałeś i o co walczyłeś jest moje…
- Być może masz rację.
Może przegram… Ale jeśli mam umrzeć, zadbam o to, żeby zabrać cię ze sobą –
oznajmił przez zaciśnięte zęby.
- To odważne słowa…
- Już raz cię pokonałem.
- I będę ci za to
wdzięczna do końca mojego długiego panowania. Gdyby nie ty, nigdy nie
zdobyłabym takiej potęgi. Nie skonfrontowałabym się ze śmiercią. Nie pokonała
jej…
- Nie jesteś pierwszym
ożywionym truposzem, którego obrócę w nicość – zauważył z przekąsem, nawet nie starając
się uwolnić.
- Jestem czymś więcej,
Harry…
- Być może. Ale ciągle
jesteś uwięziona w grocie. A dopóki tam gnijesz, nie możesz nikogo skrzywdzić –
odparł twardo, a Eva w odpowiedzi uśmiechnęła się kpiąco.
- Masz rację, że moje
ciało jest zamknięte. Jednak moja magia jest nieograniczona. A we śnie, mam
dostęp do każdego umysłu i miejsca na świecie. To zupełnie tak, jakbym była
wolna, nie uważasz?
- Nie jesteś w stanie
mnie zabić, w innym wypadku już byłbym martwy. Podobnie jak Hermiona…
- Widzę, że wiesz już o
naszym spotkaniu. To dobrze. Nie lekceważ snów, Harry…- ostrzegła go
enigmatycznym tonem. – Pobyt w zaświatach wiele mnie nauczył. Ale, żeby
powrócić, musiałam przejść trzy próby. Musiałam poświęcić wszystko i
wszystkich, których kochałam…- podjęła i przez dłuższą chwilę milczała,
przyglądając się mu niewidzącym wzrokiem. – Pamiętasz jeszcze, czym jest
poświęcenie, Harry? Pragniesz mojej śmierci, ale jak wiele jesteś w stanie
poświęcić, by uratować bliskich? – Zapytała, przechylając głowę i przyglądając
się mu z niezdrową fascynacją. – Zapewne wkrótce się przekonamy… Masz trzy dni
na oddanie się w moje ręce. Każdy dzień zwłoki będzie kosztował cię coś
cennego…
- Powstrzymam cię…
- Miałam nadzieję, że to
powiesz – odparła z szerokim, zimnym uśmiechem. – W takim razie przekonajmy
się, ile jesteś w stanie poświęcić…Masz trzy dni…Zegar tyka…
Zerwał się z łóżka zlany potem. Oddychał ciężko, jakby przed
chwilą przebiegł maraton. Przeczesał włosy i ostrożnie, nie budząc Pansy,
zszedł z łóżka. Wyszedł na balkon i zacisnął dłonie na drewnianej balustradzie,
wdychając rześkie, nocne powietrze. Starał się unormować oddech i niespokojne
bicie serca, przekonując się, że to był tylko sen. Zamknął oczy i ukrył twarz w
dłoniach, starając się zebrać myśli. Miał prawdziwy mętlik w głowie. Chaos
myśli utrudniał zdrowy osąd sytuacji. Odchylił głowę, patrząc na zachmurzone,
nocne niebo. Deszczowe chmury zakrywały wszystkie gwiazdy i księżyc. Zupełnie,
jakby chciały mu przekazać, że nie ma iskierki nadziei na wygraną w
nadchodzącej wojnie. Wygrał bitwę, lecz wszystko wskazywało na to, że to nie
koniec rozlewu krwi. Mógł się poddać i oddać w ręce Evy, łudząc się że ta
oszczędzi jego bliskich lub zrobić to, na czym znał się najbardziej. Stanąć do
walki. Zerknął przez ramię w kierunku uchylonych drzwi od balkonu. Miał
świadomość, że obiecał Pansy, że zawiesi broń. Merlin mu świadkiem, że niczego
innego nie pragnął. Jednak Eva groziła nie tylko jemu, ale wszystkim, których
kochał i na których mu zależało. W tym wypadku nie mógł siedzieć bezczynnie.
Nie po to walczył całe życie, by teraz pozwolić, by świat, który zbudowali
wspólnie po wojnie, został zburzony.
Z tą myślą wrócił do sypialni i zebrał swoje rzeczy,
starając się nie obudzić śpiącej kobiety. Dopiero, gdy był gotowy do wyjścia,
przystanął przy drzwiach i zerknął na pogrążone w mroku łóżko. Serce pękało mu
na pół, gdy patrzył na spokojną twarz ukochanej, nieświadomej nadchodzącego
zagrożenia. I gdy tak na nią patrzył, przypomniała mu się ich ostatnia kłótnia
i słowa kobiety. Zawahał się przez chwilę, po czym podszedł do niej i usiadł na
skraju łóżka. Przez chwilę przyglądał się jej z czułością, a następnie
wyczarował niezapominajki. Nie przypominały pięknego bukietu. Już dawno
pogodził się z myślą, że nigdy nie będzie mistrzem romantyzmu i zaklęć
estetycznych. Nie o to mu jednak chodziło. Nie chciał wychodzić bez słowa, a
nie wiedział, co mógłby napisać, by nie denerwować narzeczonej. Miał nadzieję,
że tym gestem wyrazi więcej i że Pansy zrozumie, co chciał jej powiedzieć.
Przynajmniej połowicznie. Na wyjaśnienia przyjdzie natomiast czas, gdy sam
rozgryzie sens swoich snów.
***
Niewiele docierało do niej w trakcie ceremonii. Dotkliwy
mróz przenikał jej ciało, mimo ciepłego odzienia. Słowa mistrza ceremonii w
ogóle do niej nie trafiały. Zupełnie, jakby znajdowała się w pustej
przestrzeni, bezpieczna od obstrzału wszystkich ciekawskich spojrzeń i
oskarżycielskich szeptów. Trzymała się na uboczu, nie chcąc wywoływać
niepotrzebnego zamieszania. Pamiętała, że większość ludzi wciąż obwinia ją o
to, że zdradziła Wiktora i zostawiła go w najtrudniejszym dla mężczyzny momencie.
Mimo że starała się nie rzucać w oczy, wiele osób ją rozpoznało, gdy składała
kondolencję rodzicom Wiktora. Szepty nasiliły się, gdy Theresa ją przytuliła,
jakby nie skrzywdziła jej jedynego dziecka. Hermiona jednak starała się nie
rozglądać i pozostać w swoim bezpiecznym świecie aż do samego końca. W myślach
wciąż rozpamiętywała ostatnie słowa Wiktora, które ten przekazał w udzielonym
wywiadzie.
- Gdyby teraz pan mógł,
to co by jej powiedział?
- Chciałbym, żeby
odnalazła w sobie siłę, żeby przetrwać najbliższy czas, stanąć na nogi i iść
dalej. Poprosiłbym, by się nie smuciła, ponieważ bez względu na to, co się ze
mną stanie, moje serce i dusza należą do niej teraz i na zawsze. Wierzę też, że
jeśli istnieje coś po śmierci, to ponownie się spotkamy. Kazałbym jej obiecać,
że na przekór wszystkiemu, co się wydarzy, będzie szczęśliwa, by nigdy nie
rezygnowała z siebie i swoich marzeń. I, by mimo wszystko, pamiętała o mnie i o
tym co było między nami dobre.
Ilekroć przywoływała te słowa, łzy same napływały jej do
oczu. Nie potrafiła nad tym zapanować. Smutek i uczucie pustki, jaką zostawił
po sobie Wiktor, były zbyt obezwładniające. Najpierw poczuła silny uścisk, a
później falę ciepła rozlewającą się po jej zmarzniętym ciele. Odwzajemniła
uścisk i oparła głowę o ramię Harry’ego, nie spuszczając bezbarwnego spojrzenia
z urny, w której znajdowały się prochy Wiktora. Jeszcze niedawno mogła patrzeć
na niego, czuć jego ciepło, bicie serca, trzymać za rękę, a dziś pozostała po
nim tylko kupka popiołu. Nieświadomie mocniej zacisnęła palce na dłoni
przyjaciela, gdy urna spoczęła w grobie. Harry objął ją w milczeniu. Była mu
wdzięczna, że zgodził się jej towarzyszyć. Draco miał rację, że przyda jej się
wsparcie. Nie wiedziała, czy starczyłoby jej odwagi i sił, by skonfrontować się
z tym samotnie.
Wspólnie obserwowali, jak cmentarz pustoszeje i dopiero, gdy
zostali sami, podeszli, by złożyć kwiaty. Hermiona składając wiązankę z białych
róż, przyklękła i położyła dłoń na ziemi, potrzebując choć minimalnej namiastki
kontaktu ze zmarłym. Przymknęła powieki i uśmiechnęła się, składając obietnicę
Wiktorowi i jednocześnie dając mu odpowiedź na ostatnie słowa, które do niej
skierował w wywiadzie.
- Obiecuję, że nigdy o
tobie nie zapomnę. I postaram się zrobić wszystko, żeby być szczęśliwą. Wybaczam
ci. Mam nadzieję, że ty też potrafiłeś mi wybaczyć. I dziękuję ci za to, co
zrobiłeś. Do zobaczenia po drugiej stronie, Wiktorze…
Drgnęła, czując ciepłą dłoń na ramieniu i wyprostowała się.
- Możemy wracać – powiedziała, uśmiechając się blado, a
Harry skinął głową.
Wyciągnął dłoń, lecz nim ją ujęła, uśmiechnął się
przepraszająco i, mrucząc pod nosem, że nie ma ani chwili spokoju, sięgnął do
kieszeni. – Wybacz - przeprosił,
wyciągając dwukierunkowe lusterko i oddalił się, by dowiedzieć się, czemu
zawracają mu głowę. Hermiona uśmiechnęła się z pobłażaniem, lecz na widok miny
przyjaciela jej uśmiech zbladł.
- Musimy wracać – powiedział, grobowym tonem, chowając
lusterko i sięgając po jej dłoń.
- Co się dzieje? – Zapytała, gdy szli w ustronne miejsce, by
teleportować się niezauważenie.
- Ollivander... Czeka w biurze – wyjaśnił, przyspieszając i
kierując w stronę kaplicy.
- Myślisz, że... – zaczęła, lecz urwała widząc minę
przyjaciela.
Żadne z nich nie odezwało się przez resztę drogi. Każde z
nich w milczeniu analizowało własne myśli i obawy, tworząc jednocześnie
ewentualny przebieg zdarzeń. Korzystając z nieobecności Pansy deportowali się
do domu przyszłych państwa Potter, skąd Harry miał bezpośrednie połączenie sieci
fiu do kominka we własnym gabinecie. Mężczyzna nie chciał tracić czasu na
dostanie się do ministerstwa wejściem dla interesantów i Hermiona nie dziwiła
się mu. Sama chciała jak najszybciej dowiedzieć się, co sprowadziło Garrica do
szefa aurorów. Harry przepuścił ją i jako pierwsza przekroczyła próg gabinetu,
w którym znajdował się już roztrzęsiony Ollivander i bledszy niż zwykle Dracon,
który na jej widok, odetchnął niezauważenie. Podeszła do niego, robiąc miejsce
dla przyjaciela, który tuż po chwili wyszedł z zielonych płomieni. Draco ujął
jej dłoń, a ona odwzajemniła uścisk, starając się nie ulegać emocjom. Garric
wstał i spojrzał na Harry’ego w taki sposób, że słowa były zbędne.
- Brama piekieł została otwarta – powiedział słabym głosem.
– Między śmiercią, a życiem stoi już tylko zakon – dodał grobowym tonem.
- Pole ograniczające… Czy..? – Zaczęła Hermiona, czując jak
uchodzi z niej powietrze.
- To kwestia czasu, gdy zniknie – odparł ze smutkiem,
patrząc na nią z takim bólem, jakby ktoś przed chwilą przypalał go żywym
ogniem.
- Co się stało? – Zapytała, robiąc krok w stronę starego
czarodzieja.
- Zabiła ją… Zabiła moją Karmę… - wydusił mężczyzna i
stłumił szloch, odwracając udręczony wzrok.
Hermiona bez zastanowienia przytuliła go, rzucając
zaniepokojone spojrzenie na posągową postać Harry’ego i nieprzeniknioną minę
Dracona. Mężczyźni wymienili się krótkim porozumiewawczym spojrzeniem, lecz nim
padło jakiekolwiek pytanie, drzwi gabinetu otworzyły się z hukiem.
- Szefie! – Do środka wpadł zasapany, przejęty auror. – Zaatakowano
Hogwart…
***
- Pani… - skłonił się Theodor.
Zmartwychwstała Eva była inna, niż ta którą zapamiętał.
Otaczała ją mroczna aura, która pochłaniała każdego, kto zbliżył się za bardzo.
Było w tym coś niepokojącego a zarazem pociągającego. Coś, co przyciągało, a
jednocześnie mroziło krew w żyłach.
- Zadanie wykonane. Hogwart spłynął krwią – zameldował z
satysfakcją dobrze wykonanego zadania.
- Dostarczyliście wiadomość? – Zapytała, chcąc się upewnić,
że adresat zrozumie przesłanie.
- Zgodnie z rozkazem – przytaknął Nott z mściwym uśmiechem.
- Doskonale – odparła, nie zaszczycając go nawet
spojrzeniem. – Czas na drugi akt…
O jestem pierwsza! :)
OdpowiedzUsuńAhh więc... Nott? No jeszcze tej mendy brakowało! Zapewne nieźle namiesza. Lubię czytać wspomnienia bohaterów. Wtedy dość dużo spraw staje się jasnych :) bardzo zaskoczył mnie Wiktor, nie spodziewałam się takiego hmm gestu z jego strony. Bardzo przyjemnie się czytało caaaaały rozdział :) i na prawdę jeszcze tylko 3 rozdziały i epilog? :( Szkoda, że ta historia powoli dobiega końca... Może masz już jakiś pomysł na nową historię? :D z ogromną chęcią, jak zawsze zresztą, bym ją czytała! :)
Pozdrawiam serdecznie, Anna :*
Retrospekcje są świetnym rozwiązaniem do wyjaśnienia wielu wątków i uzupełnieniem trwającej akcji. Też je lubię:)
UsuńNaprawdę:)
Wszystko ma swój koniec, taka kolej rzeczy. I każdy koniec bywa również początkiem czegoś nowego...
Bardzo Ci dziękuję. Ty nigdy nie zawodzisz i jesteś ze mną. Za to jestem Ci najbardziej wdzięczna. Bo mimo wielu obowiązków ZAWSZE znajdujesz czas zarówno na lekturę ale i napisanie kilku słów. Dziękuję!;*
Ściskam mocno!
Hej! Dzisiaj dopiero wpadłam na tego bloga :D Nie mam jednak za dużo czasu na przyjemności i stąd moje pytanie. Skoro epilog będzie dostępny tylko dla tych komentujących, to czy istnieje możliwość otrzymania go "na trochę" po skończeniu opowiadania?
OdpowiedzUsuńWeny życzę : )
Przeczytałam już dawno, ale dopiero teraz znajduję krótką chwilkę, żeby napisać choć dwa słowa. :(
OdpowiedzUsuńOde mnie ogromne gratulacje. Niesamowicie spodobał mi się ten rozdział. Jak zwykle z niecierpliwością czekam na dalsze części, i mam nadzieję, że doczekam się w końcu ślubu! :)
Wybacz, że tak krótko, ale mam nadzieję, że choć odrobinę moje słowa dodadzą Ci motywacji do pisania i poprawią nastrój. Jak dla mnie, robisz świetną robotę i oby tak dalej!
Trzymaj się cieplutko, życzę Ci samych świetnych pomysłów na dalszą część historii.
Twoja wierna fanka,
Bully Bill
Najważniejsze, że w ogóle znalazłaś czas. To dla mnie bardzo ważne.
UsuńDziękuję. Cieszę się, że rozdział Ci się spodobał.
Tak, Twój komentarz był miłym bodźcem motywacyjnym;)
Ty również, trzymaj się cieplutko:)
Ściskam!
O nie, o nie... Chyba dostanę zawału zanim to wszystko się skończy! Tyle się dzieje, że już nie wiem co jest gorsze...
OdpowiedzUsuńJestem strasznie ciekawa jak to wszystko rozwiążesz w trzech rozdziałach!
Och, bardzo lubię szczęśliwe zakończenia. Myślę, że mimo tego, co się stanie, takie właśnie będzie :)
Pozdrawiam Cię serdecznie i czekam na następny rozdział!
P.S. Przepraszam Cię, że nie skomentowałam poprzedniego rozdziału, ale przeczytałam go dopiero kilka dni temu. Tyle się teraz dzieje... :)
Do zobaczenia pod następnym rozdzialem
Iva
To będą długie rozdziały więc dam radę:)
UsuńSpokojnie:) Rozumiem, że można przeczytać rozdział długo po publikacji. One nie znikają i zawsze masz szansę zostawić po sobie ślad, nie musisz przepraszać:)
Do zobaczenia:)
Pierwszy raz komentuję, bo teraz dopiero wszystko przeczytałam i nie byłam wcześniej na bieżąco :)
OdpowiedzUsuńOpowiadanie bardzo mi się podoba i jestem pod ogromnym wrażeniem Twojej wyobraźni :)
Jest tylko jedna rzecz, która nie tyle co mi przeszkadza co lekko smuci przy czytaniu :P przemiana Draco i Hermiony. Draco z temperamentnego faceta zrobił się ciepłą kluchą :P a rozterki Hermiony są według mojej opinii dość dziwne.
Powtórzę jednak jeszcze raz żeby zatrzeć te niemiłe słowa : masz mega wyobraźnię i talent aby przełożyć to na słowo pisane :) czekam na kolejny rozdział.
Magda
Witam zatem w gronie Czytelników:)
UsuńOpcja komentowania jest włączona przez cały czas więc to już od Czytelnika zależy, w którym momencie czuje potrzebę pozostawienia po sobie śladu i podzielenia się swoimi wrażeniami. Ze swojej strony, mogę dodać, że staram się na każdy z nich odpowiedzieć, bo szanuję swoich Czytelników i ich czas.
Punkt widzenia zależy od punktu siedzenia:) Dla Ciebie to "ciepła klucha", dla mnie dojrzały facet, który stara się być empatyczny i uczy się werbalizowania swoich emocji. Odkrywa się, ale tylko przy Hermionie, czy swojej matce. Nie wyobrażam sobie, że miałby grać macho w kontekście tego wszystkiego, co się wydarzyło. Ale jak już napisałam, to kwestia interpretacji.
Co do komentarza odnośnie "dziwnych" przemyśleń Hermiony, ciężko jest mi coś odpowiedzieć, ponieważ nie sprecyzowałaś, co dokładnie jest w nich dziwnego:)
Nie odbieram tego, jako coś niemiłego. Szanuję każdą opinię. Każdy interpretuje czytane przez siebie historie poprzez pryzmat własnych doświadczeń, poprzez własną wrażliwość, wyobraźnie itp. Fenomen książek polega na tym, że wśród ich ilości i różnorodności każdy może znaleźć coś dla siebie.
To miłe, że opowiadanie przypadło Ci do gustu. Dziękuję za czas, jaki poświęciłaś na lekturę.
Jak zapewne zauważyłaś nowy rozdział jest już opublikowany więc długo nie musiałaś czekać.
Pozdrawiam!