Witajcie Kochani!
Czas na kolejny rozdział. Choć blogspot ma chyba inne zdanie na ten temat, bo spłatał mi figla i nie opublikował rozdziału wczoraj. Dopiero przed chwilą zauważyłam, że rozdział się nie pojawił na blogu. Przepraszam Was za to kapryśne "stworzenie". Jak widać złośliwość nie leży wyłącznie w naturze człowieka;)
Dziękuję tym nielicznym, którzy cały czas są ze mną i wspierają mnie dobrym słowem. Jesteście motorem napędowym tej historii. Za ewentualne błędy przepraszam.
Zachęcam do dzielenia się swoimi przemyśleniami po lekturze i dokarmiania wiecznie głodnej Waszych wrażeń weny;)
Ściskam Was mocno!
Wasza V.
Rozdział XXXVI
„List”
- Czyli Pansy odważyła się na
to, czego ja bałam się zrobić przez cały nasz związek – powiedziała, gdy Harry
skończył swoją opowieść, a widząc niedowierzające spojrzenie mężczyzny
uśmiechnęła się smutno i wzruszyła ramionami.
- Myślałem, że rozumiałaś…
- Bo tak było – zapewniła,
ważąc każde kolejne słowo, by przyjaciel dobrze ją zrozumiał. - Długo zajęło mi dojście do tego, że nie masz
skłonności masochistycznych – zażartowała, a widząc jego karcące spojrzenie,
dodała – Wiem, że to coś więcej i że to silniejsze od ciebie, Harry. Wiem –
zapewniła. – Jednak musisz zrozumieć, że większość ludzi w miłości jest
egoistami. Gdy kogoś kochasz, to liczy się tylko on. Zawsze, gdy odchodziłeś
przeklinałam cały świat i modliłam się żebyś do mnie wrócił – wyrzuciła z
siebie pod wpływem emocji, a widząc przeszywające spojrzenie Harry’ego,
spuściła głowę na kubek z kawą i dodała nieco zmieszana. - Dlatego rozumiem
Pansy…
- To dlatego nie wróciłaś do
mnie? – Zapytał po długiej chwili milczenia.
Podniosła zaskoczona głowę, nie
będąc pewną, do czego zmierza mężczyzna.
- Nie, nie dlatego – odparła w
końcu, mając nadzieję, że Harry nie będzie dociekać.
- Wobec tego dlaczego? Też
czułaś, że nie jesteś dla mnie najważniejsza? – Drążył z uporem, a widząc
zmieszanie na jej twarzy, przysunął się bliżej i ujął jej dłoń. – Proszę cię
Ginny, pozwól mi zrozumieć, bo mam wrażenie, że tracę grunt pod stopami. Co
robię źle?
Desperacja i brak zrozumienia
były wręcz namacalne w głosie i postawie Harry’ego. On nie udawał. Naprawdę nie
rozumiał, dlaczego Pansy posunęła się tak daleko. Czuł się bezradny i
zagubiony. Domyślała się, dlaczego to ją wybrał na powiernika swoich problemów.
Nie czuła się komfortowo w tej roli, bo nie mogła być z nim do końca
szczera.
- Jesteś dla siebie zbyt surowy,
Harry. Nie robisz nic złego. To… – zaczęła, szukając jakiegoś dyplomatycznego
rozwiązania, lecz Potter nie pozwolił jej mydlić sobie oczu. Był
zdeterminowany, by otrzymać to, po co przyszedł do niej poprzedniego wieczora.
- Więc dlaczego nie dałaś mi
drugiej szansy? – Zapytał, patrząc na nią z napięciem i żalem, choć tego
drugiego nie była pewna.
- Chciałam, tylko… - urwała,
doskonale wiedząc, że Harry zapędził ją w ślepą uliczkę.
- Skoro chciałaś, to dlaczego
nie przyszłaś na spotkanie? Czekałem na ciebie cały dzień. Przekupiłem nawet
właściciela, żeby poczekał z zamknięciem – wyznał z goryczą.
- Spóźniłam się… - wyznała
cicho, spuszczając głowę i przymykając powieki.
Stało się. Powiedziała to.
Wyznała ostatni sekret, który powstrzymywał ją przed całkowitym zamknięciem
przeszłości. Nie wiedziała, czy postępuje słusznie. Nie potrafiła jednak
patrzeć na Harry’ego w tym stanie. Nie chciała, żeby obwiniał się przez całe
życie za przeszłość. Chciała, żeby odnalazł szczęście i spokój. Wiedziała, że
tylko w ten sposób każde z nich będzie mogło ruszyć do przodu.
Ociągała się, by spojrzeć na
mężczyznę. Bała się jego reakcji i tego, że może mylnie zinterpretować jej
słowa. Długo zajęło jej, nim odważyła podnieść głowę. Mina Harry’ego mówiła
sama przez się. Nie takiej odpowiedzi się spodziewał.
- Nie rozumiem…
- Spóźniłam się – powtórzyła,
wzruszając bezradnie ramionami. -
Następnego dnia szukałam cię w ministerstwie i mieszkaniu, ale powiedziano
mi, że pojechałeś na szkolenie. Chciałam napisać, ale ostatecznie postanowiłam
poczekać aż wrócisz. Czekałam w parku naprzeciwko Grimmauld Place. Widziałam
jak się aportujesz i…. – urwała, gdy obrazy wspomnień i emocji zalały jej
umysł. Zaskoczyło ją, że wszystko w dalszym ciągu jest tak żywe. Zupełnie jakby
miało miejsce zaledwie kilka dni temu.
- Iii? – Ponaglił ją, wyrywając
z dziwnego letargu, w jakim się zatraciła.
- Byłeś wtedy z Pansy –
wyjaśniła z delikatnym uśmiechem, pilnując by jej głos zabrzmiał neutralnie.
- Myślałem, że chciałaś, żebym
zniknął z twojego życia, że nie potrafisz mi wybaczyć wyboru, którego
dokonałem, że mnie nienawidzisz…
- Nigdy nie czułam do ciebie
nienawiści, Harry. Byłam wściekła, nie potrafiłam poradzić sobie ze stratą, a
potem długo cię obwiniałam, lecz nigdy nie chciałam żebyś zniknął z mojego
życia – wyznała, czując jak zrzuca z siebie ogromny ciężar.
- Dlaczego nie powiedziałaś mi
o tym wcześniej? – Zapytał zbity z tropu i widocznie przytłoczony natłokiem informacji.
- Bo nie chciałam burzyć
twojego spokoju i szczęścia – odparła szczerze, wzruszając bezradnie ramionami.
- Nie wyobrażasz sobie, ile
szczęścia dałabyś mi, gdybyś zburzyła ten spokój – wyznał, patrząc na nią z
nieprzeniknioną miną.
Wstrzymała oddech, słysząc jego
nabrzmiały od emocji głos. Spuściła głowę, nie mogąc wytrzymać jego spojrzenia
i dopiero teraz zorientowała się, że Harry wciąż trzyma jej dłoń. Nie
spodziewała się, że jej wyznanie, może skierować ich rozmowę na niebezpieczne
tory. Spodziewała się bardziej żalu i gniewu ze strony mężczyzny, niż jakiś
cieplejszych uczuć. Już dawno pogodziła się z myślą, że jego miłość do niej
znikła. Początkowo ciężko było jej zaakceptować ten fakt, ale z czasem oswoiła
się z myślą, że historia ich miłości dobiegła końca.
- Ale zraniłabym innych –
odparła, zbierając wszystkie siły i zmuszając się do nikłego uśmiechu.
- Sama powiedziałaś, że gdy
kogoś kochasz, cała reszta przestaje się liczyć – zaoponował, rozbrajając ją
jej własną bronią.
- To przeszłość, Harry… Nie ma,
co rozdrapywać starych ran – odparła wymijająco, wysuwając swoją dłoń z jego
ciepłych palców i uśmiechnęła się delikatnie chcąc złagodzić swój ruch. – Poza
tym nie byłabym w stanie dać ci takiego szczęścia, jak Pansy. Będziesz ojcem –
skierowała rozmowę na bezpieczne tory, mając nadzieję, że to go otrzeźwi.
W odpowiedzi mężczyzna pokiwał
powoli głową. Przez chwilę przyglądał się jej z napięciem, jakby kalkulował
następny ruch. Znała tą minę. Często widywała ją, gdy mężczyzna siedział nad
aktami do późnych godzin nocnych. Zwykle ten widok ją rozczulał lub denerwował.
Dzisiaj jednak zdecydowanie nie podobała jej się mina mężczyzny.
- A czy ty jesteś szczęśliwa? –
Zapytał, zbijając ją z tropu.
- Nie rób tego, Harry –
powiedziała stanowczo. – Cokolwiek dzieje się teraz w twojej głowie, odpuść –
poprosiła, zaglądając prosto w szmaragdowe tęczówki.
- Ginny…
- Powinieneś już iść, Harry –
powiedziała, łagodnym tonem. – Pansy na pewno umiera ze strachu i poczucia
winy. Jestem pewna, że gdy emocje opadną, będziecie w stanie na spokojnie raz
jeszcze wrócić do tego tematu. Postaraj się tylko ją zrozumieć. Ona przede
wszystkim chce, żebyś żył i wspólnie z nią wychował wasze dziecko. Przypomnij
sobie, jak bardzo tobie brakowało rodziców. Chyba nie chciałbyś zgotować swojej
córce lub synowi podobnego losu – dodała, mając nadzieję, że Harry odpuści i
podejmie słuszną decyzję.
Brunet uśmiechnął się gorzko i
wstał z kanapy. Ginny poszła za jego przykładem i odprowadziła go do drzwi.
Skrzyżowała ramiona na klatce piersiowej i w milczeniu obserwowała, jak
mężczyzna zakłada kurtkę. Przez chwilę przyglądał się jej, jakby toczył ze sobą
wewnętrzną walkę. Wstrzymała oddech, gdy nachylił się nad nią, niezdolna do
wykonania jakiegokolwiek ruchu. Odetchnęła z ulgą, gdy jego usta musnęły jej
policzek. Zamknęła oczy, starając uspokoić szybkie bicie serca i irracjonalne
podszepty podświadomości.
- Dziękuję – powiedział
szczerze, a ona uśmiechnęła się niepewnie, oddychając z ulgą.
Skinęła głową, a Harry ruszył
do wyjścia. Nim jednak opuścił jej mieszkanie, odwrócił się i rzucił jej
niepewne spojrzenie.
– Naprawdę żałuję, że nie
zburzyłaś tego spokoju – wyznał z nutą nostalgii w głosie, a następnie, nie
czekając na jej reakcję, odwrócił się na pięcie i wyszedł.
Wypuściła głośno powietrze i
przyłożyła dłoń do czoła. Czuła się skołowana. Przeniosła rozbiegane spojrzenie
na drzwi, za którymi zniknął Harry i zesztywniała, słysząc pukanie. Odwróciła
się z zamiarem zignorowania gościa i powrotu na miękką kanapę, lecz pukanie
powtórzyło się. Skarciła się w myślach i z zaciętą miną podeszła do drzwi,
otwierając je z rozmachem.
- Cześć Skarbie – przywitał ją
wesoły głos Blaise’a, który musnął jej usta i wszedł do środka. – Minąłem się z
Potterem. Był jakiś nieswój – powiedział, zdejmując płaszcz i zerknął na bladą
kobietę. – Coś się stało? Pobladłaś, dobrze się czujesz? – Zapytał z troską,
przyglądając się jej uważnie.
- Nic. Wszystko ok – zapewniła,
starając się wyglądać przekonywująco.
- Potter czymś cię zmartwił? –
Drążył, zaglądając jej prosto w oczy.
- Nie – zaprzeczyła i
uśmiechnęła się z pobłażaniem. - Blaise,
naprawdę wszystko ok. Po prostu jestem trochę zmęczona. Ostatnio żyliśmy w
ciągłym napięciu i teraz wszystko ze mnie schodzi…
- W takim razie zrobię ci
relaksujący masaż – odparł polubownie, łapiąc jej dłoń i ciągnąc do salonu.
Uległa, posłusznie drepcząc za
mężczyzną i wzdychając z rozbawieniem, które nie trwało długo. Blaise na widok
bałaganu, jaki zastał w salonie stanął, jakby ktoś go spetryfikował. Ściągnął
brwi i obrzucił pochmurnym spojrzeniem posłaną kanapę, na której nocował Harry.
- Potter tu spał? – Zapytał,
pozornie spokojnym głosem i zmierzył ją uważnym spojrzeniem.
Nie widząc sensu w kłamaniu,
skinęła głową. Blaise wziął głęboki oddech i zacisnął usta w wąską linię.
- Spał na kanapie, nie ze mną –
uściśliła, widząc reakcję mężczyzny.
- To rzeczywiście
pokrzepiające, biorąc pod uwagę fakt, że ma własne łóżko i narzeczoną, która
chyba nie ma pojęcia, że jej facet woli kanapę u swojej byłej niż wygodne łóżko
we WŁASNEJ sypialni – zauważył, cedząc każde słowo.
- Pokłócili się i…
- I on od razu pomyślał o
tobie? – Wszedł jej w słowo, trafiając w sedno. – Nie uważasz, że to dziwne, że
po kłótni z Pansy od razu pomyślał o tobie?
- Blaise, przestań – przerwała
mu, zdezorientowana jego wybuchem. – Nie rozmawiaj ze mną w ten sposób. Harry
jest… przede wszystkim jest moim przyjacielem. Chciał porozmawiać. A przyszedł
do mnie właśnie z tego powodu, że kiedyś byliśmy razem i tylko ja mogę
zrozumieć Pansy – wyjaśniła ze stoickim spokojem, zacinając się tylko raz, z
czego była dumna. – Nie traktuj mnie tak, jakbym zrobiła coś złego – dodała,
patrząc na niego z wyrzutem.
Blaise w milczeniu analizował
jej słowa. Wyglądał na zmieszanego swoim zachowaniem. Wziął głęboki oddech i
przyciągnął ją do siebie, zanurzając twarz w jej rozczochranych włosach.
- Przepraszam – powiedział ze
skruchą, a ona odetchnęła z ulgą i odwzajemniła jego uścisk.
- Nie rozmawiajmy już o Harrym
i Pansy. Nie mam na to ani siły ani ochoty – powiedziała, opierając brodę na
jego barku.
- W porządku – odparł po
dłuższej chwili milczenia i Ginny wiedziała, że przystaje na to niechętnie.
Uśmiechnęła się delikatnie i
musnęła jego szyję.
- Wiem, co robisz – burknął, a
ona uśmiechnęła się szerzej i tym razem musnęła linię jego żuchwy.
- To manipulacja – zauważył z
nutą rozbawienia w głosie.
- Myhym – zamruczała ponownie
go całując i jednocześnie zsuwając jego marynarkę na podłogę. – Działa? –
Zapytała niewinnym tonem, wsuwając dłonie, pod jego koszulę.
- Wciąż jestem zły – zaznaczył
na powrót naburmuszonym tonem, którego nie powstydziłby się pięciolatek i
poruszył się niespokojnie, gdy kobieta przesunęła dłońmi po jego torsie.
- Hmmm… w takim razie to może
ja powinnam zrobić masaż tobie? – Zasugerowała z prowokującym spojrzeniem i dla
odmiany rozwiązała swój szlafrok, odsłaniając czarną, koronkową koszulkę nocną.
Blaise starał się pozostać
niewzruszonym, lecz jego spojrzenie zdradzało jego prawdziwe emocje.
- Skoro nie….- zaczęła z
teatralnym zawodem, z powrotem zakładając szlafrok i urwała, gdy silne ramiona,
objęły ją w zaborczym geście.
- Mam nadzieję, że nie
paradowałaś tak przed Potterem? – Wyburczał, a ona przewróciła oczami, darując
sobie kąśliwą uwagę, która formułowała się na końcu jej języka.
***
Kochanie,
Już od jakiegoś
czasu zbieram się na odwagę, by powiedzieć Ci o czymś. Wiele razy próbowałem
wyrzucić z siebie prawdę. Jednak za każdym razem słowa nie chciały przejść mi
przez gardło. Cała odwaga ulatywała, gdy docierało do mnie, że gdy wypowiem to
na głos, stanie się bardziej rzeczywiste. Dlatego zdecydowałem się na list.
Wybacz mi moje tchórzostwo. Inaczej nie potrafię. Przepraszam.
Jestem chory. I
wszystko wskazuje na to, że mimo walki, jaką podjąłem, nie wyzdrowieję. Choć
dopóki jest cień szansy, nie poddam się. Długo mierzyłem się z tym sam, bo tak
było łatwiej. Nie chciałem Cię martwić i być źródłem Twoich trosk. Poddałem się
eksperymentalnej terapii, która była moją jedyną nadzieją na ratunek. Przez
ponad rok okłamywałem Cię, że wyjeżdżam na zgrupowania, podczas gdy naprawdę
przebywałem w klinice. Cierpliwie znosiłem ból, bo wiedziałem, że po wszystkim
będę mógł znów Cię zobaczyć.
Wiem, że
postąpiłem egoistycznie prosząc Cię o rękę. Obiecywałem Ci szczęście wiedząc,
że jestem ciężko chory. Jednak nawet nie zdajesz sobie sprawy, jak wiele sił dawała
mi Twoja obecność. Byłaś powodem, dla którego każdego dnia walczyłem i znosiłem
potworny ból. Na swoje usprawiedliwienie mam tylko to, że wtedy wierzyłem, że
wyzdrowieję i będę w stanie zrealizować daną Ci przysięgę. Wciąż w to wierzę,
choć prognozy magomedyków nie są tak optymistyczne.
Wybacz, że nie
powiedziałem Ci tego wcześniej. Nie chciałem Cię martwić. Nie chciałem widzieć
w Twoich oczach strachu i współczucia. Myślałem, że poddam się kuracji,
wyzdrowieję i zrekompensuję Ci miesiące rozłąki. Chciałem być Twoim oparciem i
siłą, a nie słabością. Chciałem, żebyś była ze mną z własnej woli, a nie z
litości. Wiedz jednak, że przez cały ten czas byłaś moją nadzieją, której tak
desperacko potrzebowałem, Hermiono. Miłość do Ciebie była moją siłą w walce z
chorobą.
Wiem, że nie mam
prawa, ale proszę byś przyjechała. Pozwól mi zobaczyć Twoją twarz. Jeśli mam
umrzeć, to jest to moje ostatnie życzenie. Na odwrocie znajdziesz adres
kliniki, do której wyjeżdżam za dwa tygodnie na trzymiesięczną terapię. Do tego
czasu zatrzymam się u rodziców. Będę czekał.
Na koniec, gdybym
nie zdążył, chcę Ci powiedzieć, że kocham Cię, Hermiono Granger. Pokochałem Cię
już w chwili naszego pierwszego spotkania w Hogwarcie. Już wtedy wiedziałem, że
jesteś moim przeznaczeniem. Wiedz, że walczyłem i walczę do końca, by dotrzymać
danej Ci obietnicy. Jeśli tylko będę mógł wrócę i będę walczył o nas. Tak
długo, jak żyję, moje serce należy do Ciebie.
Kocham Cię,
Wiktor.
Przez
długi czas po przeczytaniu listu wpatrywała się tępo w nakreślone czarnym
tuszem litery. Jej intuicja nie zawiodła. Przeczuwała, że treść listu kryje złe
informacje, lecz nigdy nie przypuszczała, że Wiktor jest nieuleczalnie chory.
Sama myśl o tym, wypalała w jej sercu dziurę, która pulsowała otępiającym bólem.
Nie rozumiała, jak udawało mu się to wszystko ukrywać przez tyle miesięcy. Jak ona
mogła nie zauważyć, że dzieje się z nim coś złego. Desperacko szukała we
wspomnieniach, jakichś objawów, lecz Wiktor nigdy nie skarżył się na nic poza
zmęczeniem. Myślała wówczas, że to wynik intensywnych treningów i ciągłych
podróży. Nie mogła uwierzyć, że była ślepa na cierpienia bliskiej osoby. Nie
potrafiła wesprzeć Wiktora w trudnych chwilach. Miała świadomość, że swoim
zachowaniem sprawiła mu mnóstwo bólu. Na koniec jeszcze zostawiła go, gdy ten
najbardziej jej potrzebował.
Zamknęła
oczy, z których wypłynęły gorące łzy. Nie mogła uwierzyć, że mężczyzna miałby
umrzeć. Nie chciała w to wierzyć. W końcu żyli w świecie magii. Musiał istnieć
sposób, by uratować jego życie. Żałowała, że Wiktor o niczym jej nie
powiedział. Zaangażowałaby się w jego leczenie. Miała dostęp do wielu
unikalnych składników i eliksirów oraz posiadała zaplecze, by móc
eksperymentować. Nie byłby to pierwszy raz, gdy współpracowała z magomedykami
nad jakimś lekarstwem. Gdyby tylko wiedziała, nie odpuściłaby dopóki nie
stworzyłaby tego leku. Wyrzucała też sobie, że przez swoją nieuwagę nie było
jej przy Wiktorze, gdy ten najbardziej jej potrzebował. Ostatnio również
potraktowała go okropnie. A on mimo wszystko chciał być przy niej w trudnych
chwilach. Ona jednak go odtrąciła. Wiedziała, że nigdy sobie tego nie wybaczy.
Przytuliła list do klatki piersiowej i zaniosła się płaczem, którego nie była w
stanie dłużej powstrzymać.
- Hermiono… - Wiktor zwrócił się do niej ze sceny.
Spojrzała na
niego zaskoczona i spięła się widząc reakcję pozostałych gości. Wszyscy
przyglądali się jej z zaciekawieniem, a ona czuła się coraz mniej komfortowo
pod obstrzałem tych wszystkich ciekawskich spojrzeń i mało dyskretnych szeptów.
Nie lubiła być w centrum uwagi. Takie sytuacje zarówno ją peszyły, jak i
denerwowały. Starając się to ignorować, dzielnie podniosła głowę, skupiając
swoją uwagę na mężczyźnie.
- Jesteś źródłem mego
szczęścia - powiedział z nutą czułości, czym ponownie zwrócił na siebie uwagę
publiczności. - Pozwól, abym i ja był źródłem twojego – dodał, a ona wstrzymała
oddech, gdy dotarło do niej, do czego zmierza Wiktor. - Wyjdź za mnie…
Te trzy z pozoru
proste słowa zburzyły jej spokój i opanowanie. Czuła się tak, jakby ktoś rzucił
na nią zaklęcie petryfikujące i wrzucił do wody. Z każdą minutą zbliżała się do
dna i nawet nie próbowała się ratować. Nikt też nie zrobił nic, by jej pomóc. W
głowie kobiety zapaliła się tylko jedna myśl – ucieczka. Jednak nim ją
zrealizowała, poczuła ciepłą dłoń na policzku, która przywróciła jej zdolność
oddychania. Nawet nie zauważyła, gdy Wiktor zszedł ze sceny i znalazł się
naprzeciwko niej.
Spojrzała na
niego z rezerwą i uderzyła w nią pewność oraz głębokie uczucie, z jakim Wiktor
na nią patrzył. On w przeciwieństwie do niej nie miał wątpliwości. Nie posiadał
ich, ponieważ ją kochał. Ona natomiast już dawno pogubiła się w swoich
uczuciach. Nie była pewna, czy droga, którą proponował jej mężczyzna jest
właściwa. Miała też świadomość, że jeśli się zgodzi, przekreśli ostatecznie to,
co mogłoby być między nią a Draconem. Coś, z czym walczyła odkąd dotarło do
niej, że nic dla niego nie znaczy. Czy wobec tego powinna odmawiać sobie nadziei
na szczęście? Zależało jej na Wiktorze lecz go nie kochała. Wiedziała jednak,
że takie uczucie wymaga czasu. Czasu, którego Wiktor dał jej zbyt mało. Czuła
się tak, jakby stała na bezdrożu. Zaledwie jedno słowo miało zdecydować o jej
przyszłości, a ona po raz kolejny w swoim życiu, nie wiedziała, co ma ze sobą
zrobić.
- Obiecuję, że
zrobię wszystko, żebyś była szczęśliwa, Hermiono – wyszeptał, uśmiechając się
delikatnie i pogładził jej policzek. – Tylko wyjdź za mnie, proszę – dodał i
nie przerywając kontaktu wzrokowego przyklęknął i wyciągnął wylicytowany przed
chwilą pierścień wykuty przez gobliny.
Hermiona nawet na
niego nie spojrzała. Nie spuszczała wzroku z twarzy mężczyzny, na której, mimo
upływu czasu, wciąż tkwił czuły uśmiech i niezachwiana pewność. Mimo
sprzecznych uczuć, uwierzyła mu. Wiedziała, że Wiktor dotrzyma słowa. Zawsze
wywiązywał się z obietnic. Swoją cierpliwością, miłością i spokojem, oswoił jej
lęk i wprowadził do jej życia swego rodzaju harmonię. Początkowy strach ulotnił
się. Kochała go jak przyjaciela i nie wyobrażała sobie, że może go stracić. Nie
była jednak pewna, czy będzie w stanie pokochać go tak, jak on ją. Wiktor znał
jej uczucia. A mimo to poprosił ją o rękę, ryzykując odmowę na oczach
wszystkich gości Ministerstwa. Ryzykował, bo wierzył w nich. Nie podobało jej
się, że postawił ją w takiej sytuacji. Nie wiedziała, co nim kierowało. W tym
momencie nie chciała jednak analizować kierujących mężczyzną motywów. Była już
zmęczona ciągłą niepewnością i sztormami, jakie fundował jej los. Przy Wiktorze
po raz pierwszy od długiego czasu poznała, czym jest spokój i bezpieczeństwo.
Nie chciała tracić ani tego, ani mężczyzny. Dlatego bez słowa pokiwała głową,
wywołując eksplozję radości zarówno na twarzy Wiktora, jak i publiczności, jaką
mieli.
Dziś
już wiedziała, że tajemnicza siła, która skłoniła ją do wyjścia za Wiktora,
była strachem. Tak bardzo bała się, że mężczyzna zniknie z jej życia, burząc harmonię,
że wolała tworzyć iluzję, w którą co gorsza sama uwierzyła, niż stawić czoła
przeciwnościom i spróbować zbudować prawdziwe szczęście. Wówczas zarówno Harry,
jak i Ron byli szczęśliwi. Ona także chciała doświadczyć tego stanu. Czy to
było złe? Nie. Dziś jednak wiedziała, że było to tchórzliwe, egoistyczne i z
góry skazane na porażkę.
Zamknęła
oczy i otarła dłońmi twarz z łez. Musiała wziąć odpowiedzialność za swoje czyny
i kłamstwa. Nie mogła budować szczęścia z Draconem na zgliszczach iluzji i
marzeń Wiktora. Musiała też zachować się, jak przyjaciółka. Wiedziała też, że
nie podda się tak łatwo. Będzie walczyć z czasem i szukać rozwiązania dopóki
serce Wiktora bije. Z tą myślą zsunęła się z łóżka i na zdrętwiałych nogach
podeszła do szafy, z której wyciągnęła małą torbę podróżną. Mechanicznie
pakowała najpotrzebniejsze rzeczy, starając się jednocześnie uspokoić i
poukładać rozbiegane myśli. Zastanawiała się, co zastanie po przyjeździe do Bułgarii.
Nie wiedziała, co przyniesie jej los. W tej chwili pewne było tylko to, że musi
jechać do Wiktora i spróbować mu pomóc. Miała też nadzieję, że Draco to
zrozumie i nie będzie jej zatrzymywał.
***
Z
prędkością światła pokonywała szpitalne korytarze gnana echem wypowiedzianych
przez pracownika laboratorium słów. „Testy przebiegły pozytywnie. Nie wykryto
błędów. Czekamy na jeszcze jedną ekspertyzę, dyrektorze. Jeśli odpowiedź będzie
pozytywna, nie ma przeciwskazań do podania leku pacjentce”. Te kilka zdań
zburzyło jej spokój i zmusiło do podjęcia drastycznych kroków. Nie mogła
pozwolić, by Narcyza odzyskała świadomość. Musiała działać i to szybko.
Przekraczając
próg swojego gabinetu odetchnęła z ulgą. Zamknęła drzwi i skierowała swoje
kroki prosto do biurka. Rzuciła przeciwzaklęcie i w miejscu gdzie znajdowała
się dębowa deska pojawiła się głęboka szuflada. Przyłożyła dłoń, by potwierdzić
kod DNA i po chwili usłyszała cichy mechanizm zamka, a następnie szuflada
wysunęła się bezszelestnie. Wyjęła z niej czarną szkatułkę i przez chwilę
przyglądała się jej w napięciu, wahając czy nie ma innej drogi. Musnęła
zatrzask i niespiesznie uchyliła wieko. W środku znajdował się arsenał fiolek o
najróżniejszym zastosowaniu. Od razu zlokalizowała tę, której szukała. Wyjęła
miniaturową fiolkę i przyjrzała się bezbarwnej cieczy coraz bardziej
utwierdzając się w przekonaniu, że postępuje właściwie.
Nie
mogła pozwolić, by wybudzili Narcyzę z letargu. A skoro nie zostawili jej
wyboru, to będzie musiała się jej pozbyć. W głowie już układała idealny plan.
Wystarczyło dodać kilka kropel trucizny do serum szlamy, by upiec dwie
pieczenie na jednym rożnie. W tym celu musiała tylko zbliżyć się do
koordynatora. Jeden Imperius dzielił ją od zrealizowania celu. Wiedziała, że
jeszcze w ciągu tej samej doby będzie musiała pozbyć się tego człowieka. Nie mogła
ryzykować, że w czasie przesłuchania odkryją, że działał pod wpływem zaklęcia.
Wtedy trop bardzo szybko doprowadziłby ich do niej. Na to nie mogła pozwolić.
Musiała odnaleźć Evę i na własne oczy przekonać się, że krążące wokół plotki są
prawdziwe. Nie chciała uwierzyć, że jej Pani nie żyje. To było niemożliwe. Tym
bardziej, że wciąż ją wyczuwała przez runę, którą kapłanka własnoręcznie
wypaliła na jej skórze. Wiedziała, że nie spocznie dopóki istnieje cień szansy,
że jej siostra żyje. Jeśli jednak plotki się potwierdzą, oznaczać to będzie, że
jest ostatnią kapłanką. W tym wypadku przyjmie pozostawione dziedzictwo i ukaże
każdego, kto przyczynił się do śmierci jej mentorki. Z tą myślą wyjęła kolejną
fiolkę, wywołującą atak serca, i schowała obydwie ampułki do kieszeni kitla.
Następnie zamknęła szkatułkę i ukryła ją na dnie szuflady, którą również
zabezpieczyła.
Oparła
się wygodnie i odchyliła głowę przymykając powieki. Wzięła głęboki oddech,
starając się oczyścić umysł. Wiedziała, że będzie potrzebować wsparcia.
Wiedziała także, na kogo padnie wybór. Oliwer Wood był tak jak ona
zdeterminowany wywrócić cały świat do góry nogami, by odszukać Evę. Miała
świadomość, że wyciągnięcie go z pilnie strzeżonego więzienia, gdzie czekał na
proces, będzie trudne. Uśmiechnęła się pod nosem, gdy dotarło do niej, jak
zareagowałaby na to Najwyższa Kapłanka. Eva kochała wyzwania i nie przebierała
w środkach, by osiągnąć cel. Ona musiała postępować dokładnie tak samo, jak jej
pani. Cel uświęcał środki.
Z
tą myślą wstała i wygładziła kitel, zamierzając rozpocząć realizację planu.
-
Dzisiejszy tydzień zapowiada się pracowicie – westchnęła prawie w tym samym
czasie, gdy do jej gabinetu wpadła pielęgniarka, wzywając do nagłego przypadku.
***
Salon
pogrążony był w półmroku. Jedyne światło pochodziło z kominka. Płomienie
rzucały chybotliwe cienie na wnętrze pomieszczenia. Przez chwilę zatrzymała się
na szczycie schodów i przyjrzała zgarbionej sylwetce mężczyzny. Z całej jego
postawy biło napięcie i jakaś ponura aura. Wydawał się nieobecny, pogrążony we
własnych myślach, oddalony lata świetlne od miejsca, w którym był. Wiedziała
też, kto był powodem jego stanu. Pokręciła ze smutkiem głową i zeszła ze
schodów. Słysząc jej kroki, wyprostował się i przeniósł wzrok z płomieni na jej
twarz. Wiedziała, że szuka jakichkolwiek strzępów emocji, by przygotować się na
każdy scenariusz. Podeszła do niego i bez słowa usiadła na kolanach. Przez
chwilę w milczeniu skanowała jego twarz, a następnie podała mu list od Wiktora.
Draco wyglądał na zaskoczonego, lecz nie skomentował jej zachowania. Po prostu
przygarnął ją do siebie i przytulił, gładząc delikatnie jej ramię. Nie
wiedziała, jak długo trwali tak przytuleni. Chłonęła ciepło, zapach i bliskość
mężczyzny, walcząc z przerażającym chłodem, jaki zagnieździł się w jej wnętrzu,
gdy poznała prawdę o stanie Wiktora. Jedynym, co do niej docierało był trzask
ognia w kominku i szelest pergaminu, gdy Draco w końcu rozwinął list, by
zapoznać się z jego treścią. Trwali tak w milczeniu, każde pogrążone we
własnych myślach, bijące się z miliardem pytań i niepewne jak wybrnąć z tej
trudnej sytuacji. W końcu to mężczyzna przerwał panującą między nimi ciszę.
-
Pojedziesz do niego…
Nie
było to pytanie, a raczej stwierdzenie. Mimo tego, postanowiła odpowiedzieć.
Odsunęła się delikatnie i spojrzała na jego nieprzeniknioną twarz. Zmusiła się
do nikłego uśmiechu i skinęła głową. Draco zacisnął zęby, lecz nawet nie
próbował z nią polemizować. Znał ją i celnie przewidział jej reakcję. Położyła
dłoń na jego policzku i poczekała aż ponownie na nią spojrzy.
-
Wiktor jest poważnie chory. Potrzebuje mnie. Nie mogę pozwolić, żeby myślał, że
go porzuciłam. Jeśli moja obecność ma mu pomóc, to chcę tam być. Chcę spróbować
naprawić wszystko i posprzątać bałagan, jaki zrobiłam. Poza tym może będę mogła
pomóc uzdrowicielom…
-
Pojadę z tobą – oznajmił stanowczym tonem, a ona uśmiechnęła się z mieszaniną
czułości i smutku, po czym pokręciła głową.
-
Nie, Draco. Zostaniesz tutaj i zadbasz o siebie i swoją mamę – zaoponowała
łagodnym tonem, przeczesując jego włosy. – Nim się obejrzysz wrócę z powrotem –
oznajmiła, a widząc jego nieustępliwą minę i przeczuwając, co za chwilę
nastąpi, dodała – Muszę to zrobić sama, Draco. Zarówno dla siebie, jak i dla
Wiktora. Chciałabym zrobić więcej, dużo więcej, bo i on zasługuje na więcej niż
jestem w stanie mu dać. Jedyne, o co mnie poprosił, to moja obecność. Tylko
tyle…
Spojrzała
prosto w jego szare tęczówki. Widziała, jak bije się z własnymi myślami. Miała
świadomość, że jemu też nie jest łatwo. Poza tym obydwoje byli przyzwyczajeni
do tego, że zazwyczaj stawiali na swoim. Od teraz musieli nauczyć się
wypracowywać kompromisy.
-
W piątek razem będziemy przy Narcyzie, obiecuję – powiedziała, wiedząc że tym
ostatecznie złamie jego opór.
Nie
myliła się. Draco westchnął ciężko i zetknął ze sobą ich czoła. Wówczas miała
już pewność, że zrozumiał.
-
Wiem, że musisz jechać – wyznał, co jak wiedziała przychodziło mu z trudem. –
Po prostu boję się, że coś się stanie. Możesz nazwać mnie paranoikiem, ale mam dziwne
przeczucie – dodał, marszcząc czoło, a ona uśmiechnęła się delikatnie i ujęła
twarz mężczyzny w dłonie.
-
To naturalne, Draco. Wiele przeszliśmy i jeszcze nie oswoiliśmy się z
przeszłością. Obiecuję ci jednak, że to minie. Poradzimy sobie z tym. To tylko
kolejny sztorm, po którym będziemy jeszcze silniejsi – powiedziała łagodnym
aczkolwiek stanowczym tonem.
-
Obyś miała rację – westchnął z wciąż ponurą miną.
-
Mam – odparła dumnie, mając na celu poprawić mu humor.
-
Doprawdy? – Zapytał sceptycznie, unosząc lewą brew i patrząc na nią z
pobłażaniem.
-
Oczywiście. Zawsze mam rację – potwierdziła z teatralną godnością, a Draco
parsknął śmiechem.
Uśmiechnęła
się, widząc że osiągnęła cel i mężczyzna rozluźnia się.
-
Lubię cię takiego – powiedziała, gdy ponownie na nią spojrzał.
-
Jakiego? – Zapytał, nie kryjąc ciekawości.
-
Rozluźnionego, naturalnego i bez masek – odparła, wzruszając ramionami.
Draco
wyglądał zarówno na zaskoczonego, jak i lekko skonfundowanego jej słowami, co
tylko ją rozczuliło. Zupełnie jakby rozbroiła go jego własną bronią.
-
Przy tobie zawsze jestem sobą – westchnął i odgarnął z jej czoła zbłąkany
kosmyk.
W
odpowiedzi uśmiechnęła się przez łzy. Wiedziała, że sytuacja, w jakiej się znaleźli
jest jej winą. Gdyby nie była takim egoistycznym tchórzem teraz żadne z nich
nie musiałoby przez to przechodzić. Nie chciała ranić ani Dracona, ani Wiktora.
Wiedziała też, że w tym przypadku nie ma jednego słusznego rozwiązania.
Cokolwiek by nie zrobiła, ktoś będzie cierpiał. Blondyn spojrzał na nią z
czułością, gdy walczyła, by się nie rozpłakać i zmusił się do delikatnego
uśmiechu.
-
Chodź tu – powiedział i ponownie przygarnął ją do siebie, przytulając mocno. -
Nie obwiniaj się – powiedział cicho, głaszcząc uspokajająco jej plecy i całując
w skroń. – Nie mogłaś wiedzieć, skoro ukrywał to
przed wszystkimi.
-
Powinnam zauważyć, że coś jest nie tak. Zamiast tego robiłam mu ciągłe wyrzuty,
że praktycznie się nie widujemy – zaoponowała z goryczą.
-
Spójrz na mnie – poprosił, a ona z ociąganiem spełniła jego prośbę. – Nie
ponosisz odpowiedzialności za to, co przydarzyło się Krumowi. Nie dał Ci szansy
wspierać go w chorobie…
-
Draco…
-
Wysłuchaj mnie – poprosił i dopiero, gdy skinęła ugodowo głową, kontynuował. –
Spełniłaś rolę, w jakiej obsadził cię Wiktor. Spójrz na to z innej strony. Być
może wtedy zrozumiesz, co nim kierowało – powiedział, a gdy ujrzał jej pełną
niezrozumienia minę, dodał - Dzięki niewiedzy byłaś jego normalnością, do
której wracał po tygodniach terapii. Nie patrzyłaś na niego jak na śmiertelnie
chorego człowieka, lecz jak na mężczyznę, z którym…chciałaś założyć rodzinę.
Myślę, że ta normalność dawała mu siłę i karmiła nadzieję, że jeśli
wyzdrowieje, to ta normalność przestanie być tylko marzeniem i iluzją, a stanie
się rzeczywistością – wyjaśnił, choć Hermiona zauważyła, że nie było mu łatwo
bronić rywala.
Przyjrzała
się uważnie mężczyźnie i w milczeniu analizowała jego słowa. To, co mówił było
sensowne i pasowało do opisu charakteru Wiktora. Była skłonna uwierzyć w słowa
blondyna, choć w tym momencie nic nie było w stanie uciszyć wyrzutów sumienia,
które bombardowały jej umysł.
-
Sprawiłaś, że czas choroby nie był wyłącznie okresem cierpienia, niepewności i
strachu. Wniosłaś do niego miłość, radość i obietnicę lepszego jutra. Życie… –
powiedział z nutą nostalgii.
-
Mówisz to z taką pewnością, jakbyś sam to czuł – zauważyła nieśmiało i
przygryzła wargę, niepewna reakcji blondyna.
-
Bo czuję. Odkąd wdarłaś się do mojego życia, wszystko się zmieniło - powiedział
z powagą po długiej chwili milczenia, a ona rzuciła mu zaintrygowane
spojrzenie. – Jesteś moim światłem, Hermiono. Nie wiem, jak to robisz, ale
przypomniałaś mi o istnieniu czegoś, co według mnie było martwe od lat – dodał
z tajemniczym półuśmiechem. - O tym – wyjaśnił widząc zagubienie w jej oczach i
ujął jej dłoń, przykładając ją do swojego serca.
-
Zrobiłeś się bardzo romantyczny – zauważyła przekornie, chcąc rozładować trochę
onieśmielającą atmosferę.
-
Z twojego powodu – odparł celnie, patrząc na nią z mieszaniną wyrzutu i
czułości.
-
Dziękuję – powiedziała szczerze, a widząc zaskoczenie w szarych tęczówkach,
dodała – Że jesteś. Bez ciebie nie przetrwałabym niewoli u Evy…
-
… Wtedy byś się do niej nie dostała – dopowiedział sceptycznie blondyn, za co
skarciła go spojrzeniem.
-
Gdybyś się nie pojawił, dalej żyłabym w iluzji i strachu – zaoponowała
stanowczo. – Mimo że chciałam odejść, że zwróciłam ci wolność, zostałeś i nie
pozwoliłeś mi odejść – dodała wciąż nie rozumiejąc, jak mogło do tego dojść i
jak bardzo obydwoje skomplikowali sobie życie na własne życzenie.
-
Ponoć prawdziwą miłość poznaje się po tym, że zostaje i nie pozwala ci odejść,
mimo że ty zwracasz jej wolność – odparł, cytując jej własne słowa, które
bardzo dawno temu ona powiedziała jemu.
Zafascynowana
wstrzymała oddech, przyglądając się twarzy Dracona. Czasami, w chwilach takich
jak ta, czuła się tak jakby poznawała go na nowo. Było w tym coś intrygującego
i przyciągającego. Położyła dłoń na jego policzku i uśmiechnęła się delikatnie,
sunąc opuszkami palców po jego skórze.
-
Jeśli to, co pan mówi, panie Malfoy, jest prawdą, to wszystkie znaki na niebie
i ziemi wskazują, że jest pan moją prawdziwą miłością – powiedziała z
czułością, patrząc prosto w ukochane, szare tęczówki.
-
Proszę się do tego przyzwyczajać, bo mam zamiar być jedyną i ostatnią prawdziwą
miłością w pani życiu, panno Granger – odparł z charakterystyczną dla niego
pewnością i uśmiechnął się nonszalancko.
-
Jakoś przywyknę – westchnęła z przekorą, a Draco zmrużył niebezpiecznie oczy.
Nim jednak zdążyła cokolwiek zrobić pocałował
ją, na co odpowiedziała z podobnym zaangażowaniem. Nim jednak na dobre
zatracili się w sobie, dobiegł ich dzwonek do drzwi. Zaśmiała się, gdy
mężczyzna przeklął natarczywego gościa i mimo próśb, aby zignorowali
ponaglające pukanie, zsunęła się z jego kolan i odprowadzona naburmuszonym
spojrzeniem, ruszyła w stronę drzwi.
Otworzyła
je i uśmiechnęła się przez łzy, gdy ujrzała gości.
-
Niespodzianka – powiedziała Ginny, również walcząc ze wzruszeniem i przywołała
na twarz szeroki uśmiech. – Mamy nadzieję, że nie przeszkadzamy?
-
Mamy krówki od pani Weasley – dodała Pansy bledsza niż zwykle, lecz równie
wzruszona i na pokaz pomachała jej przed nosem pudełkiem, z którego wydobywał
się słodki aromat.
-
I wino – dodała rudowłosa, na co Hermiona parsknęła śmiechem.
-
Tęskniłam za wami – powiedziała, zdławionym głosem, poddając się jednocześnie
bezcelowej walce ze łzami.
Chwilę
później została zamknięta w silnym uścisku kobiet.
- W takim razie ja się ewakuuję do mniej
płaczliwego miejsca – oznajmił Draco ze swoim ironicznym firmowym uśmiechem.
-
I dobrze zrobisz, Malfoy - oznajmiła Ginny, obrzucając go aprobującym
spojrzeniem.
-
Najlepiej zorganizuj sobie całą noc – poparła przyjaciółkę Pansy.
W
odpowiedzi Draco jedynie pokiwał głową z pobłażaniem i ignorując obydwie
kobiety, wycisnął na ustach Hermiony czuły pocałunek.
-
Wrócimy do naszej rozmowy i popracujemy nad wzmocnieniem, panno Granger –
powiedział z dwuznacznym spojrzeniem.
-
W takim razie proszę nie dać mi długo czekać, panie Malfoy – odparła z
pobłażliwym uśmiechem.
W
odpowiedzi Draco ostatni raz musnął jej usta i ruszył w stronę wyjścia po
drodze zabierając kurtkę.
-
Miłej zabawy, drogie panie – ukłonił się nonszalancko i z łobuzerskim uśmiechem
puścił im perskie oko.
Hermiona
z rozbawieniem obserwowała szok na twarzy przyjaciółek, które w milczeniu
odprowadziły Malfoya do wyjścia, a potem przeniosły ciekawski wzrok na nią. W
odpowiedzi uśmiechnęła się i wzruszyła bezradnie ramionami.
-
To w końcu Malfoy – powiedziała, jakby to przesądzało sprawę, a obydwie kobiety
z tym samym tępym wyrazem twarzy pokiwały głową, przyznając jej rację.
"To w końcu Malfoy" - idealne zakończenie.
OdpowiedzUsuńZastanawia mnie Harry, skoro żałował, iż z Ginny nie udało mu się stworzyć związku, to czy on w ogóle kocha Pansy? Bo jej na nim zależy, chociaż stara się trzymać pozory silnej i niezależnej kobiety. No i pan Potter będzie ojcem, to duża zmiana w jego życiu.
Ahh...Draco i Hermiona, uwielbiam to ich słodkie uczucie, tacy idealnie dopasowani.
Biedny Wiktor, nigdy za nim nie przepadałam (co widać, bo uśmierciłam go chyba w 3 rozdziale mojego opowiadania), ale szkoda mężczyzny. No i Granger, bo patrząc na jej postać, będzie mieć wyrzuty sumienia. Nie mówiąc już, że nie wiadomo, co zrobić w takiej sytuacji. Kocha Malfoy'a, jest z nim szczęśliwa, do Kruma nie czuła za wiele, ale docenia go jako człowieka.
Ciekawie, ciekawie.
No i nawet nie wiesz, jak się ucieszyłam, że chwilę temu marudziłam o nowy rozdział a tu już jest. :D
Zapraszam do mnie, może i moje opowiadanie przypadnie Ci do gustu.
Powodzenia kochana!
Cieszę się, że przypadło Ci do gustu;)
UsuńZdaję sobie sprawę, że ich relacja może wydawać się skomplikowana i zagmatwana. Na część swoich pytań znajdziesz odpowiedzi w kolejnych rozdziałach.
Nie da się ukryć, że Hermiona znajduje się w trudnym położeniu. Co z tego wyniknie? Czas pokaże. Na pewno musi skonfrontować się z konsekwencjami decyzji z przeszłości.
Widzisz, usługa ekspresowa;)
Dziękuję za zaproszenie. Jak tylko wygospodaruję wolną chwilę, zajrzę.
Dziękuję za czas poświęcony na lekturę i komentarz, w którym podzieliłaś się swoimi wrażeniami.
Pozdrawiam serdecznie!
Nowy rozdział, to i skomentować trzeba :)
OdpowiedzUsuńZawsze wypowiadam się na temat poszczególnych scen chronologicznie, tak jak występują w opowiadaniu, jednak tym razem muszę odstąpić od tej tradycji.
Prawdziwie zaskoczył mnie wątek Wiktora. Zapewne Twoim zamiarem było to, by po wiadomości o jego chorobie czytelnik zmienił o nim zdanie, aczkolwiek ja mam wobec niego wciąż mieszane uczucia. Owszem, naprawdę smutne jest, że zachorował, i wiem też, że w miłości człowiek postępuje samolubnie. Ale nie wyobrażam sobie, jak w tamtym momencie musiała czuć się Hermiona. Ze świadomością, że porzuciła Wiktora dla Draco, że teraz odczuwa obowiązek, by się z Krumem zobaczyć, by być przy nim, skoro ja o to prosi. Mimo że ta wiadomość o chorobie jakoś złagodziła postać Wiktora, wciąż odczuwam do niego pewnego rodzaju niechęć. Ale sam pomysł świetny, niespodziewany :)
Urzekła mnie scena Harrego z Ginny. Może dlatego mnie urzekła, że sama miałam bardzo podobną sytuację, nie wiem. Ale wiem, jak czasem chciałoby się zmienić przeszłość, a nie można. I teraźniejszość już jest poukładana. Do końca miałam wrażenie, że mimo wszystko gdzieś tam przewinie sie pocałunek Harrego i Ginny (chociaż nie jestem ich fanką), i z jednej strony cieszę się, że tego nie zrobiłaś, a z drugiej nie. Cieszę się, bo mimo wszystko Harry wciąż jest z Pansy i to byłaby zdrada wobec niej.
Podsumowując, za nami kolejny fantastyczny rozdział, za co dziękuję! :) co do maila, nic nie szkodzi. Być może moja poczta nawaliła, sama nie wiem, co się mogło wydarzyć. Nie ma już co o tym mysleć. :)
Życzę Ci wszystkiego dobrego i więcej tak dobrych pomysłów!
Trzymaj się ciepło,
Bully Bill
Hmmm...Nie myślałam o tym, żeby ocieplać jego wizerunek;) Po prostu realizuję plan fabuły. Miło jest jednak słyszeć, że bohater wzbudził Twoją sympatię;)
UsuńOj tak, dla Hermiony to bardzo trudna sytuacja. Cokolwiek nie zrobi, ktoś będzie cierpiał. Jej przykład pokazuje, że najczęściej sami komplikujemy sobie życie. A gdy dodatkowo skomplikuje je los możemy znaleźć się w bardzo trudnym położeniu.
Dokładnie;) Myślę, że to nie byłoby w stylu Harry'ego. Zdrada jakoś nie leży mi w jego naturze.
Ja również bardzo dziękuję za czas, jaki przeznaczasz na lekturę i podzielenie się swoimi wrażeniami. Przepraszam, że dopiero odpisuję.
Nieciekawa sytuacja z tym mailem. To może być wina serwera albo skrzynki. Mam nadzieję, że to jednorazowy epizod.
Raz jeszcze dziękuję za Twoją obecność!
Ściskam!
jeeeeju ile się tu podziało! Harry i jego słowa kolejny raz mnie zaskoczyły... ten list od Kruma jest dla mnie podejrzany! czy na pewno napisał go on a nie ktoś inny aby zwabić Hermionę? może wymyślam i wyolbrzymiam, ale mam jakieś takie złe przeczucia jak Draco :D czekam na dalszy rozwój akcji!
OdpowiedzUsuńpozdrawiam, Anna :*
Trudno Ci się dziwić, bo trochę przyzwyczaiłam Was do tej podejrzliwości wobec tego, co piszę;) Kolejny rozdział da Ci odpowiedzi.
UsuńPrzepraszam, że dopiero odp. Dziękuję, ze jesteś;)
Ściskam!
tylko nie zabieraj Pansy Harrego oni są taką dobraną parą. Wiedziałam, że Dracio i Hermiona nie będą jeszcze mogli w spokoju cieszyć się sobą. Zapomniałabym rozdział super i czekam na kolejny
OdpowiedzUsuńeva
Kolejny rozdział powinien Cię troszkę uspokoić;)
UsuńDziękuję i przepraszam, że dopiero odp.
Pozdrawiam serdecznie!
Droga Villemo,
OdpowiedzUsuńMuszę uczciwie przyznać, że rozmowa Harry’ego z Ginny totalnie mnie rozłożyła. Spędziłam sporo czasu zastanawiając się czy Harry żałuje, czy cały czas żałował, że Ginny wtedy nie pojawiła się… W zasadzie nadal nie wiem, co myśleć, podczas rozmowy wiele razy powtarzał, że wolałby żeby zburzyła jego spokój. W takim razie, gdzie w tym wszystkim jest Pansy? Była zastępstwem? Odskocznią? We wcześniejszych rozdziałach wydawało mi się, ze stworzyli naprawdę zgrany duet, że naprawdę szczerze się pokochali… A tutaj naprawdę zaczęłam się zastanawiać… Czy jeżeli dwoje ludzi było w sobie zakochanych, to ich uczucie tak po prostu zniknęło, czy w takiej sytuacji można pokochać inną osobę? Kwestia uczuć Ginny wydaje się dość prosta, musiała zaakceptować, że w życiu swojego ukochanego pojawił się kto inny, musiała poradzić sobie ze wszystkimi uczuciami i ułożyć życie bez niego. Jednak sprawa Harry’ego ma się nieco bardziej skomplikowanie. Wychodzi na to, że Pansy była pocieszeniem, tym przysłowiowym klinem i czyżby teraz tego żałował. Cholera, uwielbiam takie zagmatwane, pełne wątpliwości i niewiadomych sytuacje. Dziewczyno zbudowałaś ich relacje w najbardziej niesamowity sposób. Ukochani, których rozdzielił złośliwy los, a gdy zbierają się na odwagę, by szczerze porozmawiać, okazuje się, że zabrnęli za daleko i droga powrotna wydaje się już niemożliwa. Harry ma swoją „rodzinę”, Ginny ma Blaise’a. Właśnie Blaise Zabini – niesamowicie podobała mi się jego reakcja, gdy odkrył, że Harry nocował u Ginny. Pocieszające, że nawet ktoś tak pewny siebie, jak Blaise, zmaga się z takimi przyziemnymi sprawami jak zazdrość, (chociaż nie była ona pozbawiona logiki). Scena ich godzenia się wyszła Ci niesamowicie. Autentycznie, humorystycznie i tak, sama nie wiem, mimo wszystko niewinnie.
Kolejna kwestia, tytułowy list… O rany, nawet nie wiem jak zacząć… Czułam, że zaskoczysz nas czymś niesamowitym, ale w życiu bym nie pomyślała, że wymyślisz coś takiego! Spodziewałam się po Wiktorze wielu zagrań, nawet brałam pod uwagę kilka nieczystych. A tu takie zaskoczenie, miałam go za nudnego zazdrośnika, a tymczasem biedak walczył o każdą minutę życia, uczepiając się w tej walce miłości, która dodawała mu siły. Swoją drogą to naprawdę dziwne, jak czasami zmieniamy o kimś zdanie, gdy dowiemy się, co nieco o jego życiu. Jest to też smutne, że tak szybko i łatwo wydałam swój osąd, ciesząc się, że ustąpił miejsca mojemu faworytowi, podczas, gdy za jego działaniami stała tylko chęć miłości, akceptacji, pomocy i chęci życia. Hermiona i Draco mają cały czas pod górkę, jednak wierzę, że gdy już pokonają wszystkie przeciwności losu, będą mogli w końcu posmakować szczęścia ze wspólnego życia. Hermiona jest bardzo honorowa, także doskonale rozumiem, że chce odwiedzić i pomóc człowiekowi, który był ważna częścią jej życia. Jednak jestem także pewna, że mimo wszystko wróci do Draco.
I dochodzimy do kolejnego wątku – Narcyza i tajemnicza osoba (chociaż chyba niestety wszyscy domyślamy się, kto to taki). Ciekawi mnie bardzo, jaka w tym wszystkim jest rola Narcyzy. Zwłaszcza, że wychodzi na to, że jej stan odrętwienia i letargu był od dawna i bardzo starannie podtrzymywany. Ucieszyła mnie też informacja odnośnie Oliwera. Od czasu pamiętnego wypadku w jaskini ślad po nim zaginął, pozostawiają wiele pytań odnośnie jego udziału w tej całej akcji. Czy był zaskoczony? Czy stoczył zażartą walkę z Potterem? Czy też był zdeterminowany ocalić Evę, czy też to co z prawdziwej Evy zostało, za wszelką cenę, nawet kosztem ich bycia razem i jej wolności? Może zdał sobie sprawę, że ona naprawdę ma zamiar spalić cały świat?
Zdaje sobie sprawę, że ciągle to podkreślam, ale realizm, autentyczność i lekkość pisania są Twoimi największymi atutami. Twoja historia jest skomplikowana, pełna napięcia, zwrotów akcji, ogromu przeróżnych uczuć i emocji. Poruszasz tyle wątków, które zdają się jakoś razem uzupełniać. Masz całkowitą kontrolę nad swoim dziełem, zostawiając swoim czytelnikom niedosyt i wszystko to, czego człowiek szuka w dobrej lekturze.
Pozdrawiam gorąco,
Nika
Droga Niko,
Usuńjak ja lubię czytać Twoje komentarze:)
Myślę, że następne rozdziały dadzą Ci odpowiedzi na większość pytań jeśli chodzi o relacje tej czwórki, Narcyzę, Oliwera i Evę.
Wydaje mi się, że wszystko zależy od tego, co było przyczyną rozstania i tego jak ono wyglądało. Jeżeli rozstajemy się po ludzku i w przyjaźni, to zawsze pozostanie sentyment. Każde uczucie zostawia ślad w naszym serduchu, uczy. Z każdej relacji coś wynosimy.
Jest mi bardzo miło, że tak oceniasz ten wątek.
Aż się zarumieniłam;)
Wiktor jest z pewnością szczególnym bohaterem w opowiadaniu. Jakby nie było, z góry skazany na porażkę, z racji głównego tematu jakim jest dramione. Nie chciałam robić z niego tyrana, nieudacznika itp. Nie chciałam, żeby to on był odpowiedzialny za rozpad związku z Hermioną. Tak jest w większości opowiadań, a ja staram się unikać powielania schematów. Tak naprawdę jest on postacią tragiczną.
Kogo podejrzewasz?;) Jestem ciekawa, czy dobrze typujesz. Prawdopodobnie w rozdziale XXXVIII ujawnię jej tożsamość.
Staram się nad tym wszystkim panować, to prawda. Czasami mam jednak wrażenie, że historia pisze się sama;)
Bardzo Ci dziękuję za tyle ciepłych, budujących i motywujących słów;* Wszystko to wiele dla mnie znaczy.
Dziękuję!;*
I przepraszam, że musiałaś tyle czekać na odpowiedź.
Ściskam!
Droga Villemo, czy powinnyśmy zacząć się o Ciebie martwić? Pozdrawiam i czekam z utęsknieniem na kolejny rozdział :)
OdpowiedzUsuńDroga Karolino, przepraszam że tyle to trwało, ale rozdział już jest. Serdecznie zapraszam:)
Usuń