No Robaczki,
"jedziemy" z kolejnym rozdziałem. Co prawda miał się on ukazać dopiero jutro, ale postanowiłam zrobić Wam niespodziankę;) Powoli wprowadzam nowych bohaterów i wątki. Notka bez fajerwerków, ale mam nadzieję, że nie będziecie się nudzić podczas czytania.
Betowała Faceless za co jestem jej bardzo wdzięczna;) Twoje uwagi, kochana są bardzo cenne.
Planuje dodawać rozdziały raz w tygodniu. Następna notka, zgodnie z informacją w "Proroku Codziennym", ukaże się 22/23 września. Chyba, że zmotywujecie mnie do wcześniejszej publikacji;)
A teraz zapraszam do lektury.
Pozdrawiam ciepło,
Villemo.
Rozdział 3: „Okruchy przeszłości”
Zmrużyła swoje
czekoladowe oczy i z lubością zanurzyła usta w kieliszku z Martini. Przymknęła
powieki, delektując się smakiem ulubionego trunku i ostentacyjnie ignorując
natarczywe spojrzenie bruneta. Udawanie, że go nie ma, byłoby jednak dużo prostsze,
gdyby mężczyzna zamknął tą swoją rozgadaną buzię i co chwila nie próbował jej
obmacywać. Kątem oka zarejestrowała, że to uparte, „czarnowłose utrapienie” właśnie
znowu zamierza dotknąć jej dłoni, spoczywającej na blacie baru, więc z wrednym
uśmiechem w ostatniej chwili zabrała mu swoją rękę sprzed nosa i przeczesała
nią swoje długie, proste, rude włosy.
- Długo masz
zamiar mnie torturować?
Słysząc
nadąsany głos bruneta, łaskawie obdarzyła go spojrzeniem. Patrząc na jego
naburmuszoną minę z trudem pohamowała uśmiech, cisnący się jej na usta. Pokręciła
głową, zastanawiając się, jak to jest możliwe, że ostatnio cały czas na siebie
wpadali. Nie miała nic przeciwko towarzystwu mężczyzny. Na ogół, gdy jej nie
denerwował, był całkiem znośny. Mimowolnie wstrzymała oddech, a jej serce jak
na złość zabiło szybciej, gdy Blaise nachylił się w jej stronę z uwodzicielskim
spojrzeniem. W tej chwili dziękowała rodzicom za otrzymane geny, a raczej brak
genu wywołującego rumieńce na twarzy. Ku
jej niezadowoleniu, Zabini doskonale zdawał sobie sprawę ze swojego uroku
osobistego i bezczelnie wykorzystywał ten fakt. Zganiła się za swoją reakcję.
Bo w sumie co z tego, że Blaise Zabini był przystojnym, inteligentnym,
dowcipnym i stanowczym mężczyzną? Ba! Co z tego, że Blaise Zabini był w jej
typie? Co z tego, skoro Blaise Zabini na każdym kroku irytował ją
niemiłosiernie tak, że już myślenie o nim przyprawiało ją o palpitacje serca?
A wszystko przez ten cholerny wywiad - pomyślała gorzko, odwracając wzrok i upijając
kolejny łyk zbawiennego płynu. Gdyby wtedy nie spóźniła się do redakcji, nie
musiałaby zadowalać się „resztkami” w postaci nudnego wywiadu z nowo mianowanym
Dyrektorem Świętego Munga.
- Zabini,
jeszcze raz mnie dotkniesz, a obiecuję, że wsadzę ci twoją własną różdżkę w ten
dyrektorski tyłek - warknęła, czując ciepłą dłoń mężczyzny sunącą po jej
krzyżu.
Usłyszała
stłumione parsknięcie barmana, który nawet nie ukrywał tego, jak bardzo bawią go
słowne potyczki dwójki klientów. Merlin
mi świadkiem, że nie dostanie dzisiaj napiwku - pomyślała mściwie, widząc jak
mężczyzna puszcza perskie oko jej dręczycielowi.
- Moja ruda
złośnica…Prawda, że jest niesamowita? - Zapytał Blaise, patrząc z rozmarzoną
miną na rudowłosą kobietę, na co barman w odpowiedzi przewrócił jedynie oczami
z rozbawieniem. -To moja przyszła żona - dodał dumnym tonem, a mężczyzna zza
baru spojrzał na niego z pobłażaniem.
Ginny o mało
nie udławiła się po słowach Blaise’a, który widząc, że obiekt jego westchnień
nie może złapać oddechu, pośpieszył z pomocą. Nie byłby przecież sobą, gdyby
nie wykorzystał nadarzającej się możliwości, aby choć przez chwilę móc być
bliżej kobiety.
-Nie dotykaj
mnie! - Zaznaczyła podniesionym głosem, a widząc, że brunet otwiera usta, aby
zaprotestować, dodała dobitnie - I nie rozmawiaj do mnie, Zabini!
Kilka głów w
barze odwróciło się w ich stronę z zaciekawieniem wymalowanym na twarzy, by po
chwili wrócić do przerwanych czynności.
Mężczyzna wyszczerzył się w mało inteligentnym uśmiechu. Ginny spojrzała na niego z politowaniem i z
pozoru obojętnym tonem powiedziała - Nie to żebym była ekspertem od męskich
chorób psychicznych, ale ty, Zabini, wykazujesz niepokojące objawy.
- Twoja
troska o mnie, Ginewro, jest wzruszająca.
Wzdrygnęła
się, słysząc jego uwodzicielski głos tuż przy uchu.
- Polej mi
Tom, bo na trzeźwo nie jestem w stanie słuchać tego pajaca.
Barman
roześmiał się głośno i bez zbędnego komentarza zabrał się za realizację
zamówienia.
-Ależ
Rudziku! Obiecaliśmy sobie, że publicznie nie będziemy mówić do siebie w tak
pieszczotliwy sposób! - Zaprotestował brunet z udawanym żalem.
Ginny bardzo
starała się zachować powagę. Naprawdę dzielnie walczyła z mięśniami twarzy. Czując
jednak nasilające się drganie kącików ust, nie miała innego wyboru, jak pozwolić
sobie na szczery uśmiech.
- Kiedyś
oszaleję przez ciebie, Zabini - westchnęła,
kręcąc głową z pobłażaniem.
- Tego
akurat możesz być pewna, Weasley – powiedział śmiertelnie poważnym tonem, a ona
spojrzała na niego szczerze zdziwiona.
- W takim
razie spodziewaj się wysokiego rachunku za psychiatrę – odparła, starając się żartować,
by ukryć zmieszanie.
Blaise
uśmiechnął się pod nosem i obrzucił pewnym siebie spojrzeniem, co nieco zbiło
ją z tropu. Ściągnęła brwi, starając się wyczytać coś z jego twarzy, lecz jak
na złość nie potrafiła rozszyfrować miny mężczyzny. Widząc jej dezorientację,
Blaise ponownie nachylił się nieznacznie w jej stronę i rzucił jej wyczekujące
spojrzenie, czekając aż i ona zbliży się do niego. Przewróciła oczami domyślając
się, w co pogrywa i zignorowała jego triumfalny błysk w oku, gdy nachyliła się
do niego, zachowując jednak bezpieczny dystans.
-Gdy już
zakochasz się we mnie do szaleństwa, nie będziesz potrzebowała psychiatry –
wyszeptał, przeszywając ją spojrzeniem, od którego przeszły ją ciarki na
plecach.
- Fakt,
wtedy przyda się egzorcysta – odparła, mierząc go wyzywającym spojrzeniem.
Blaise
uśmiechnął się łobuzersko i ujął delikatnie jej podbródek, by nie uciekła
wzrokiem. Widziała gamę różnorodnych emocji, jakie przemknęły przez jego twarz,
gdy z determinacją patrzył jej prosto w oczy.
- Będziesz
moja, Ginewro – oznajmił, wytrącając ją z równowagi niezachwianą pewnością w
głosie. – Bo tego, co czujesz, nie zmieni żaden egzorcysta. – Widząc jak marszczy nos, dodał – Wkrótce zrozumiesz.
A do tego czasu poczekam na ciebie…
***
Zamknął
zmęczone oczy i ziewnął głośno. Miał ochotę ukryć się w swojej sypialni i
zapaść w długi sen…w bardzo długi sen. To był wyjątkowo ciężki tydzień. Koniec
miesiąca zazwyczaj bywał wyczerpujący, dlatego z nieskrywaną ulgą przywitał
piątek. Rozparł się wygodnie w fotelu i w zamyśleniu obserwował, jak jego
partner z zawziętą miną skrobie coś na pergaminie. Sięgnął po kubek z kawą i
skrzywił się, widząc, że jest pusty. Spojrzał ponuro na swój stos dokumentów,
czekających na wypełnienie, po czym porównał go ze stosem Pottera. Widząc, że
mężczyzna zabiera się za ostatni arkusz, stłumił jęk zazdrości. Nie znosił
babrania się w papierkowym szlamie. Siedzenie za biurkiem zdecydowanie nie było
jego żywiołem. On lubił działać, kochał ten specyficzny zastrzyk adrenaliny na
akcjach oraz ryzyko. Otóż to! Powinien teraz być na jakiejś misji, zamiast
ślęczeć nad papierzyskami. Będzie musiał porozmawiać o tym z Kingsleyem. Kto
wie, może trafi na jego dobry dzień i będzie mógł zatrudnić sekretarkę?
Harry z
nietęgą miną odsunął od siebie raport, zdjął okulary i przetarł zmęczone oczy.
Spojrzał na zegarek i westchnął ciężko.
- Szlag by
to! - Warknął ze skonsternowaną miną.
Draco uniósł
brwi i posłał brunetowi pytające spojrzenie.
- Chodzi o
Pansy…
- Zdążyłem
się tego domyślić - odparł ironicznym tonem, a Wybraniec spiorunował go
spojrzeniem.
- Nie odzywa
się do mnie – dodał ponurym głosem.
-Dlaczego? –
Zapytał zaintrygowany, z ulgą odwracając swoją uwagę od sterty raportów.
Draco dobrze
znał swoją humorzastą przyjaciółkę. Jej zmienne nastroje często doprowadzały go
do szału. Zresztą nie tylko jego. Zabini już kilkakrotnie szykował na nią
zamach poduszką albo łyżeczką do herbaty. W głębi duszy uważał, że Potterowi
należała się jakaś specjalna nagroda albo chociaż odznaczenie za to, że był w
stanie okiełznać temperament jego przyjaciółki. Jednakże, jako że był Malfoyem,
nawet na torturach nikt nie zmusiłby go do tego, żeby wypowiedział swoje myśli
głośno.
- Żebym ja
to wiedział, Malfoy… - westchnął ciężko i utkwił wzrok w białym suficie.
Draco
przewrócił oczami, widząc zachowanie swojego partnera. Jeśli liczył na to, że
brunet powie coś, co naprowadziłoby go na właściwy trop, to się przeliczył.
Harry, obracając się na boki w skórzanym fotelu, całkowicie zignorował jego
pytające spojrzenie.
- Pytałeś?
- Żeby to
raz – prychnął. – Milczy jak zaklęta. Powoli zaczynam się martwić. Ten stan
trwa już trzeci dzień i nic nie zapowiada ocieplenia klimatu.
- Trzeci
dzień? Musiałeś nieźle nabroić, kolego… - zaśmiał się Draco, kręcąc głową z
uznaniem. – A może zapomniałeś o jakiejś rocznicy, urodzinach, albo wyjeździe?
- Po tym jak
dwa lata temu zapomniałem o urodzinach jej matki, zaopatrzyłem się w organizer.
-Czyli to
coś poważniejszego… - wymruczał pod nosem blondyn, pocierając brodę.
Harry
spojrzał na partnera z politowaniem, po czym ponownie utkwił wzrok w suficie.
- Myślę, że
romantyczna kolacja, jakiś gustowny prezent i porządny seks skruszą ten jej mur
milczenia – zaproponował tonem znawcy postępowania z „płcią piękną”.
- Malfoy, na
Merlina, ja jestem Aurorem! Nie znam się na tych wszystkich kwiatkach,
serduszkach i ckliwych wyznaniach! Zresztą nie mam zamiaru zamiatać problemu
pod dywan.
- Ty jednak
naprawdę jesteś beznadziejny, Potter – oznajmił blondyn z przekonaniem.
Zamiast
odpowiedzi usłyszał ciężkie westchnięcie. Przeniósł wzrok na stos raportów, za
które najwyższy czas było się zabrać i nagle dostał olśnienia. Salazar nad nim
czuwał! Uśmiechnął się chytrze, czując jak jego życie nabiera smaku. Zaczynał dostrzegać
plus kłótni „Złotej Parki”, jak pisano o nich w „Proroku Codziennym”.
- Może
mógłbym porozmawiać z Pansy… - zaczął nonszalanckim tonem, nie odrywając wzroku
od arkusza, który właśnie trzymał w ręku.
Niemal słyszał, jak trybiki w mózgu
przyjaciela zaczynają pracować na zwiększonych obrotach.
- Mógłbyś? –
Zapytał Harry ze słabo skrywaną nadzieją w głosie.
W odpowiedzi
Draco wzruszył ramionami, wciąż sprawiając wrażenie zaczytanego w raporcie. Przez
jedną, krótką chwilę w ich niewielkim gabinecie zapanowała cisza absolutna.
- Dobra,
Malfoy. Skończ tą szopkę i odłóż to.
Słysząc
kpiący głos, przyjaciela prawie podskoczył z radości. A jednak nie jesteś taki tępy, jak zakładałem, Potter - pomyślał z uznaniem widząc, że partner tak
szybko przejrzał jego intencje. Z uprzejmym zainteresowaniem spojrzał na
bruneta, który przewiercał go podejrzliwym wzrokiem.
- Dobrze
wiem, do czego zmierzasz... – Zaczęło Złote Dziecię Gryffindoru, celując w
Dracona oskarżycielsko palcem.
- Tak Potti, jestem winny – sarknął w
duchu, lecz jego twarz pozostała nieprzenikniona. - Myślę, że to uczciwa
propozycja – oznajmił ze stoickim spokojem.
Przez chwilę
Draco miał wrażenie, ze Potter potraktuje go jakąś paskudną klątwą. Jego
szmaragdowo-zielone oczy ciskały błyskawice, a szczęka była tak mocno
zaciśnięta, że blondyn zaczął obawiać się o to, aby mężczyzna nie ukruszył
sobie zęba.
- Swoją drogą, ciekawe ile bym dostał za ząb
Wybrańca? – Przemknęło mu przez myśl.
- Jesteś
gnidą, Malfoy – wycedził Harry, zabierając sprzed nosa Dracona pokaźny stos
raportów.
-Może i
gnida, ale za to jaka przedsiębiorcza – zripostował z kpiącym uśmieszkiem, co
Harry skwitował wściekłym spojrzeniem.
- Nie wpadaj
w taki samozachwyt, bo czeka cię jeszcze rozmowa z MOJĄ narzeczoną – zaznaczył
dobitnie brunet, patrząc znacząco na przyjaciela.
- Racja –
oznajmił zakładając płaszcz i zabierając czarną skórzaną teczkę. – I chyba
zaczynam ci współczuć, Potter. Podczas, gdy ja będę spędzał uroczy wieczór z
Pansy, ty będziesz tu ślęczał nad MOIMI raportami – dodał złośliwym tonem.
- Idź już
lepiej zanim zmienię zdanie - warknął, sięgając po pierwszy raport. – Malfoy! –
Krzyknął, gdy blondyn już zamykał za sobą drzwi. Chwilę później w szparze
między drzwiami ukazała się głowa jego partnera. – Trzymaj łapy przy sobie –
dodał ostrzegawczym tonem, ignorując prowokujący uśmieszek blondyna.
W odpowiedzi,
Draco poruszył sugestywnie brwiami, po czym błyskawicznie zniknął z pola
widzenia Harry’ego.
- Tleniony pajac…
- mruknął pod nosem okularnik, kręcąc głową z pobłażaniem.
***
Z
rozczuleniem uśmiechnęła się na widok niewielkiego, rodzinnego domu. W ciemnej
blachodachówce tańczyły słoneczne refleksy, a na tle kremowego baranka pysznił
się rozrośnięty różanecznik - duma pani domu. Z przyjemnością wdychała zapach
świeżo skoszonej trawy, który unosił się w powietrzu. Zauważyła wypielęgnowane
grządki kwiatów pod drewnianymi oknami i równo przycięty żywopłot. Wszystko
wskazywało na to, że jej mamie udało się zagonić tatę do prac w ogrodzie.
Uśmiechnęła się szerzej, gdy tylko wyobraziła sobie cierpiętniczą minę Alana
Grangera z sekatorem w rękach. Przed garażem stało ciemnozielone Audi, co
oznaczało, że przynajmniej jedno z rodziców jest w domu.
Zawsze, gdy
tu wracała, czuła się jak mała dziewczynka. Dom był jej azylem, a rodzice
bezpieczną przystanią. Te dwa lata rozłąki były dla niej trudnym okresem.
Wielokrotnie w tym czasie nachodziły ją myśli, że w momencie, gdy zdecydowała
się wymazać im wspomnienie o niej, stała się wybrakowana. Nie było dnia, gdy nie
myślała o nich, o tym czy są zdrowi, czy niczego im nie brak, czy są
bezpieczni, czy uda jej się ich odnaleźć, co powiedzą i jak się zachowają, gdy
dowiedzą się, że wymazała im pamięć i podjęła decyzję za nich samych, czy będą
w stanie ją zrozumieć, i czy wybaczą jej to, co zrobiła.
Zaraz po
zakończeniu wojny, postanowiła odszukać rodziców. Chciała przywrócić im
wspomnienia, które im zabrała. Nigdy nie zapomni momentu, gdy mierząc w nich
różdżką, wypowiedziała zaklęcie Obliviate. Nie zapomni uczuć, jakie nią
targały, gdy uświadomiła sobie, że być może już nigdy nie zobaczy rodziców, nie
będzie czuła ich obecności, nie usłyszy znajomego głosu. Wtedy jednak trwała okrutna
wojna, a ona, jako przyjaciółka Harry’ego Pottera, była jednym z celów wroga.
Bezpieczeństwo rodziców stało się dla niej priorytetem. Nigdy nie wybaczyłaby
sobie, gdyby z jej powodu stała im się krzywda. Za bardzo ich kochała, aby pozwolić
sobie na sentymenty. Musiała być silna. Mimo,
że jej serce rozpadało się na małe kawałeczki wraz z usuwanymi wspomnieniami,
rozum utwierdzał ją w przekonaniu, że postępuje słusznie. Teraz, patrząc na to z
perspektywy czasu, wiedziała, że postąpiłaby dokładnie tak samo. Tylko tak
mogła ich ochronić przed polującymi na mugoli Śmierciożercami.
Poszukiwania
trwały okrągły rok. Długie, samotne dwanaście miesięcy niepewności i poruszania
się po omacku. Wtedy też rozstała się z
Ronem, który ze względu na stan Molly postanowił zostać w Anglii. Czy czuła się
zawiedziona, że ukochany nie będzie jej wspierał w poszukiwaniach? Tak.
Zdecydowanie spodziewała się czegoś więcej po swoim chłopaku. Jednakże
rozumiała go i szanowała jego decyzję. Dzień po oficjalnych uroczystościach
pogrzebowych zwróciła mu wolność. Nie chciała, aby uzależnił swoją przyszłość
od jej niewiadomego powrotu. Jednak, mimo że Weasley zarzekał się, że poczeka
na nią, to niespełna siedem miesięcy po jej wyjeździe związał się z siostrą
Fleur, Gabrielle.
Ostatecznie
odnalazła rodziców w Bułgarii, gdzie małżeństwo zwiedzało stolice w oczekiwaniu
na występ Nikołaja Gjaurowa. Gdyby nie
to, że kupując bilety do opery zapłacili kartą kredytową, Hermiona jeszcze
długo nie trafiłaby na ich ślad. Wiedziała jednak, że nie spoczęłaby dopóki by
ich nie znalazła. Nie potrafiłaby żyć z myślą, że para już nigdy nie byłaby
częścią jej życia. Czasami myślała, że nie przypadkiem odnalazła rodziców
właśnie w Sofii. Tam też los ponownie skrzyżował ze sobą ścieżki jej i Wiktora.
Jako, że dom był zamknięty, zapukała do drzwi. Uśmiechnęła się, słysząc
melodyjny głos rodzicielki i głośny huk garnków. W oczekiwaniu aż ta otworzy,
odwróciła się w stronę ogrodu.
- Hermionka?
Uśmiechnęła się szerzej, słysząc głos matki, w którym zaskoczenie
mieszało się z radością. Widząc swoją
starszą kopię poczuła, że wszystkie troski tracą na wadze. Zupełnie tak, jakby
ciepły uśmiech matki zdejmował ten ciężar z jej barków. Jane Granger była średniego
wzrostu szczupłą szatynką o burzy kręconych włosów i intensywnie niebieskich
oczach. Pomimo zbliżających się czterdziestych trzecich urodzin, pani Granger
wyglądała jak starsza siostra swojej córki. Była typem rozważnej realistki,
podczas gdy Hermiona zaliczała się raczej do niepoprawnych idealistów
wierzących w to, że mogą zmienić świat na lepsze. Ufnie wtuliła się w ramiona
matki, wdychając zapach cynamonu i pomarańczy. Jane wciągnęła córkę do środka i
zaciągnęła ją do kuchni, gdzie przygotowywała kolację.
- Tak się
cieszę, że w końcu nas odwiedziłaś – szczebiotała pani Granger, głaszcząc córkę
czule po głowie. – Razem z tatą zdążyliśmy się już za tobą porządnie stęsknić.
- Wiem mamo,
przepraszam. W ministerstwie mam ostatnio urwanie głowy – wytłumaczyła z
przepraszającym uśmiechem.
Jane posłała
córce współczujące spojrzenie, wytarła ręce o zieloną ścierkę i pogłaskała ją
po policzku.
- Wyglądasz
okropnie, kochanie – oznajmiła, kręcąc głową z naganą. – Powinnaś bardziej o
siebie dbać. Pewnie jak zwykle siedzisz do późna w biurze i źle się odżywiasz. Dziwię
się, że Wiktor przymyka na to oko…
Hermiona
uśmiechnęła się blado do matki, gdy ta na wspomnienie jej narzeczonego,
zacisnęła usta w wąską linię. Państwo Granger nie przepadali za szukającym
Bułgarii. I mimo że z ciężkim sercem pogodzili się z wyborem córki, to nie
przeszkadzało im to, aby przy każdej możliwej okazji dawać jej do zrozumienia,
że zasługuje na kogoś lepszego.
- Zupełnie
nie rozumiem tego waszego związku. Przecież przez te jego wyjazdy, praktycznie
się nie widujecie. Rozumiem, kariera karierą, ale o związek też należy dbać.
Dziwię się Wiktorowi, że…
- Mamo… - Hermiona
upomniała ją delikatnie, na co ta uniosła jedynie dłonie w geście kapitulacji.
– Wiktor to naprawdę dobry człowiek.
Ufamy sobie i dbamy o nasz związek. Natomiast, gdy tylko…
- … Wiktor jest
akurat w domu? – Wtrąciła pani Granger z krzywym uśmiechem, na co jej córka
pokręciła głową ze zrezygnowaniem.
- Taką ma
pracę – ucięła krótko, mając nadzieję, że jej matka zrozumie aluzję i
przestanie wałkować temat jej narzeczonego.
Widząc, że
pani Granger wzrusza krótko ramionami, odetchnęła z ulgą.
- Lepiej
opowiedz mi, co u was? – Zaproponowała z szerokim uśmiechem.
I w ten oto
sposób Jane zaczęła zdawać jej relacje z ostatniej sztuki, na której była z jej
ojcem, potem żaliła się na ciotkę Claire, która z wiekiem zaczynała robić się
coraz bardziej wścibska i marudna oraz na nawał pracy w klinice, a następnie z
rumieńcami na twarzy opowiedziała, że w prezencie rocznicowym Alan wykupił dla
nich wycieczkę do Wenecji, gdzie oświadczył jej się przed laty.
Hermiona, siedząc
na „swoim” krześle i obserwując krzątającą się przy kuchence matkę, uśmiechnęła
się do siebie. Cieszyła się, że jej rodzice pielęgnują swoje uczucie. Gdy była
młodsza i obserwowała swoich rodzicieli, postanowiła sobie, że i ona stworzy kiedyś
tak doskonały związek. Czasami, gdy na nich patrzyła, wydawało jej się, że ich
miłość z upływem lat tylko się umacnia. Zawsze ciekawiło ją, czy jest jakaś
receptura na udany związek, czy może wszystko zależy od tego, czy trafi się na
odpowiednią osobę.
- Ależ ja
jestem głodny! – Rozbrzmiał wesoły głos Alana, dobiegający z przedpokoju.
Jane
wymieniła z córką porozumiewawcze spojrzenia i kręcąc głową, włączyła piekarnik
z wcześniej przygotowaną pieczenią.
- Koch…O,
córcia! Już myślałem, że zapomniałaś o swoim starym ojcu! – Zawołał od progu
pan Granger, gdy ujrzał swoje jedyne dziecko siedzące przy stole.
Hermiona z
głośnym śmiechem zatonęła w niedźwiedzim uścisku swojego taty. Alan Granger był
wysokim czterdziestosześciolatkiem o poprzetykanych gdzieniegdzie srebrnymi
nitkami czarnych włosach i wesołych, piwnych oczach, które jego córka
odziedziczyła po nim. Mężczyzna był niepoprawnym optymistą o łagodnym
aczkolwiek stanowczym usposobieniu. To ojciec zaraził Hermionę pasją do gry na
fortepianie, gdy ta miała siedem lat, cierpliwie odpowiadał na miliony jej
pytań oraz przeganiał złe demony spod jej łóżka, gdy była młodsza.
- Nie ma
szans, tatku – zapewniła stłumionym głosem, gdyż jej twarz była wciśnięta w
tors ojca.
- Zostaniesz
na kolacji? – Zapytał z nadzieją.- Ten twój poszukiwacz, może chyba spędzić
jeden wieczór bez ciebie?
- Nawet i na
jutrzejszym śniadaniu – oznajmiła rozbawiona, ignorując specjalne „przejęzyczenie”
taty.
- Wspaniale!
Słyszałaś Jane? Odzyskaliśmy dziecko! – Zawołał z entuzjazmem pan Granger, czochrając
włosy córce, a jego żona posłała mu pobłażliwe spojrzenie.
- No, już myślałam,
że jestem niewidzialna – mruknęła kobieta z udawaną obrazą, gdy mąż pocałował
ją w policzek.
W odpowiedzi
mężczyzna potargał pieszczotliwie starannie ułożone włosy swojej małżonki, a ta
w odpowiedzi posłała mu spojrzenie pełne wyrzutu.
- O! Teraz
przynajmniej wiem, po kim nasze dziecko odziedziczyło te swoje „zabójcze”
spojrzenie! – Zaśmiał się, uchylając przed lecącą w jego kierunku ścierką.
Rozdział jak zwykle cudowny<3
OdpowiedzUsuńUwielbiam Blaise i te jego teksty.
Harry i Pansy? Zaskoczyłaś mnie ale to fajnie lubię ich jako parę. Ciekawe o co Pansy jest "fochnięta".
Byłam bardzo ciekawa z kim jest Miona i teraz już wiem. Mam nadzieję że szybko się rozstanie z Krumem bo nie za bardzo za nim przepadam.
Czekam na kolejny rozdział z niecierpliwością.
Pozdrawiam Jagoda:);*
Dziękuję;*
UsuńBo ja lubię zaskakiwać;) Zobaczymy, co z tego mojego eksperymentu wyniknie.
Dowiesz się w rozdziale 4 ;p
Czy szybko? Raczej nie. Mam kilka pomysłów z Krumem w roli głównej więc będziesz musiała go jakoś ścierpieć. W ramach rekompensaty, obiecuję, ze nie zabraknie scen Dramione;)
Pozdrawiam,
V!
Achom i echom nie ma końca, jestem zachwycona! A to rudzielec ale jak wiadomo oporna oporna ale ulegnie;D Sama bym dała ustrzelić się takiemu misiaczkowi jakim jest nasz mulacik;p Kruma nie lubie i aż mnie telepie, że będzie się pojawiał w tych jakże cudownych chwilach, które będę spędzała z tym oto blogiemi ;D I chyba nie wierzysz w to, że ja będę czekała tyle czasu na 4rodział? Idę rzucić się w otchłań czarnej rozpaczy, bo gdzie się podziali tacy mężczyzni jak Draco albo Blaise?
OdpowiedzUsuńBuziaki!
Chcesz mi powiedzieć, że wszystkie rudzielce tak mają?;p
UsuńOj, dzielna dziewczyna jesteś, wytrzymasz- ze względu na Dracona i Blaisea ;D
Ano, prawdopodobnie będziesz musiała kochana;)
Uwielbiam te Twoje kreatywne komentarze ;D
Buziaki,
V.
Hej.:)
OdpowiedzUsuńRozdział jak zwykle cudowny.:) Uwielbiam scenę pomiędzy Blaisem a Ginny, mam nadzieję, że stworzysz takiej więcej.:P
Draco. On to zawsze wykorzysta sytuację na swoją korzyść.:P
No cóż.:P Życzę weny i czekam na kolejny.:)
Pozdrawiam,
la_tua_cantante_
www.amor-deliria-nervosa-dramione.blogspot.com
PS. Dziękuję za słowa wsparcia.:)) Takie komentarze wiele dla mnie znaczą.:P
PPS. Czy mogłabyś wyłączyć weryfikację obrazkową w komentarzach? To znacznie utrudnia dodanie ich.xD
Dziękuję;)
UsuńBlaise i Ginny będą się przewijać w opowiadaniu;)
Nie ma za co, naprawdę.
Weryfikacja została wyłączona, przepraszam za uniedogodnienia.
Pozdrawiam,
V.
Blaise i Ginny <3 boscy! poza tym znów i znów muszę się powtórzyć! ŚWIETNY ROZDZIAŁ KOCHANA :*
OdpowiedzUsuńpozdrawiam,
Anna.
Dziękuję!
UsuńCieszę się, że Ci się podoba;)
Pozdrawiam ciepło,
V.
Świetny rozdział! Zabini jest moim mistrzem! Już go uwielbiam:D
OdpowiedzUsuńDziękuję!
UsuńCieszę się, że wykreowany przeze mnie Blaise skradł Ci serce;)
Pozdrawiam,
V.
Mówiłam już może, że uwielbiam ten rozdział? Że mi się strasznie podoba? I że Krum? <3
OdpowiedzUsuń:DDDD
Omk, muszę zająć się tym czwartym rozdziałem jak najprędzej!:)
Mówiłaś;D Ale i tak dziękuję;*
OdpowiedzUsuńI tak, pamiętam o Krumie ;p Myślę, że pojawi się już w rozdziale 5 lub 6...?;)
Nie musisz się spieszyć;) Poprawki możesz mi przesłać nawet któregoś dnia w weekend wieczorem.
Pozdrawiam,
V.
Prawdopodobnie tak to będzie wyglądało, bo jutro wyjeżdżam na cały dzień do nowego mieszkania załatwiać sprawy umowy najmu i takich różnych bzdur, więc dopiero w piątek będę miała chwilę, żeby zrobić to tak jak należy :D
UsuńPozdrawiam serdecznie,
Fejs
Zapraszam serdecznie na oczekiwany Rozdział 17 „Przerwane chwile" na adres bloga: http://pokochac-lotra.blogspot.com! – autorka życzy przyjemnej lektury!
OdpowiedzUsuńP.S.
Obiecuje przeczytać jak tylko znajdę wolną chwilę!
Radziłabym również zmienić szablon;P
Aj... zatęskniłam za rodzicami :D Malfoy to najsłodsza przedsiębiorcza gnida świata :) Wciąż rozpływam się w zachwycie nad dialogami... Jesteś mega zdolniacha! Gratulacje! Czytam next :D :)
OdpowiedzUsuńNo wiem, poniósł mnie sentymentalizm;D Oj tak...i w dodatku jedyna gnida w swoim rodzaju;D
UsuńDziękuję;*
Hej !
OdpowiedzUsuńBlinny <3
Malfoy<3
Herma <3
Rodzice,których mocno ściskam:*Paczcie!Komentuje zarąbistego bloga :! !!!
Uwielbiam !!:*
Pozdrówki przesyłam ;)
Layls
Szalona;D
UsuńDziękuję;)
Pozdrawiam!
Rozdział boski i jaki długi! ;) Zastanawia mnie czy Blaise naprawdę się tak zachowuje, czy on tylko udaje tak przy Ginny ;P kto się czubi, ten się lubi, w sumie zawsze mi do siebie pasowali, śliczna para ;)
OdpowiedzUsuńHarry'emu współczuję z Pansy, później pewnie jej nastroje będą go doprowadzać do szału, jednak sądzę, że Draco z tą kolacją i seksem miał rację, bo wiele kobiet tak działa xD i sądzę, że najczęstszym powodem, dla którego się tak zachowują jest to, że czują się w jakiś sposób zaniedbane ;) nawet, jeśli niekoniecznie to prawda. No ale ciekawe, co też Draco wykombinuje na rozmowie z Pansy ;)
No w sumie rozumiem Rona, że nie pojechał z Hermioną, bo jego matka też źle się czułą, jak w takiej sytuacji wybierać. Jednak cham z niego, że zobowiązał się, ze na nią poczeka, a sobie wziął inną w tym czasie, tak nie powinno być. Dobrze, że Hermiona ma innego faceta, na pewno już jest lepszy ;) Wiktor <3
super!
Courtney
Dziękuję!;)
Usuńwydaje mi się, że to może być jego reakcja na stres, albo desperacka już próba podrywu. Jego postać, a w zasadzie ta konkretna odsłona, jest wzorowana na znanym mi panu, więc przy jakiejś okazji zapytam o to;p Myślę, że w wielu przypadkach tak może być. A jak bd z Pansy- o tym w następnym rozdziale;)
Myślę, że w takich przypadkach nie ma dobrych decyzji. Bo jak wybierać między dwoma bliskimi osobami?
Masz racje. Ale w życiu bywa i tak. Niestety...
Pozdrawiam!;)
Wow, niesamowity rozdział. Naprawdę coraz bardziej się rozkręca. Potyczki Blaise'a i Ginny były urocze. Zastanawiam się jak Harry potrafi wytrzymać z taką zołzą. Ciekawe o co się pokłócili. A więc Ron nauczył się francuskiego, a Hermiona jest z Wiktorem. Kto by się spodziewał.
OdpowiedzUsuńDziękuję;) Cieszę się, że tak pozytywnie odbierasz ten rozdział;)
UsuńJa też często się nad tym zastanawiam, jak patrzę na niektóre pary;) Ale miłość ponoć "oglupia" więc może coś w tym jest?;)
aaa! pierwsze dwa zdania aż biją Mery Sue!! Ufff...ruda, Hermiony w tej roli bym nie zniosła :D a! bo zapomniałam spytać wczoraj - to Hermiona ma być tą porwaną, a Draco będzie jej rycerzem i będzie ją ratował z łap Sztyletowej Pannicy? Prawda? No prawda, musi tak być :) Wiesz jaką z pierwszych lekcji dostałam od Witch? NIE OKREŚLAJ POSTACI PO KOLORZE WŁOSÓW! Ech...trudne to, no ale co racja to racja. Serio?! Pokazał jej język?! O.o Ślizgońskie bożyszcze w dodatku będące dyrektorem munga? Ja się idę ciąć bo normalnie tego żadna kobieta nie zniesie.
OdpowiedzUsuńO tak...zgadzam się z Panną Ginewrą, chociaż "niepokojące" to MAŁO powiedziane! On przejawia INFANTYLIZM!
Rudziku?! bogowie brońcie! nie ostrzegłaś mnie, że tutaj też będę potrzebowała musztardy, w kilogramach (!), a ja nie mam nawet słoiczka :( dobra...przerzucę się na chrzan bo tu nawet musztarda nie pomoże;
O taaak...pusty kawowy kubek to nieszczęście...Kocham Malfoya :D
Potter z Pancy? O.o
Potti?! Malfoy tak nie myśli! Nie może! Nawet Twój malfoy od musztardy tego nie robił
"Na tle kremowego baranka"? Pragnę chrzanu...
Ogólnie rzecz ujmując: ładnie, przyjemnie i miło, ale na następny rozdział zaopatrzę się w słoik chrzanu.
:*
Wybacz, ale ja nie widzę w Ginny nic z Mery Sue;) Eva- ok może trochę, ale Ginny?;> Zresztą jeśli masz takie skojarzenia, to wiedz, że efekt jest nieświadomy. I w zasadzie nie wiem, czy powinnam się z tego cieszyć;)
OdpowiedzUsuńNiezupełnie. Czytaj dalej to dowiesz się, kto był celem Evy. A potem dowiesz się dlaczego i jaką rolę odegra ta porwana osoba. Bo to trochę bardziej skomplikowane.
Nie widzę nic złego w określaniu osób po kolorze włosów;) Ale rozumiem, że ludzie mają różne spaczenia;p
Często faceci błaznują w obecności kobiet, które im się podobają;p Osobiście znam jeden taki przypadek. Co mogę powiedzieć, Blaise ma wiele twarzy;) Zresztą chciałabym przypomnieć, że pewna DOJRZAŁA, inteligentna istota, zapierająca się, że istnieje coś tak abstrakcyjnego jak "paskudna natura" też dość często pokazuje język;> Więc chyba nie powinnaś mieć o to pretensji do Zabiniego?
Wątpię, żebyś potrzebowała musztardy lub chrzanu;p
Też sądzę, że to nieszczęście;) Jesteś pewna?;> Mam nadzieję, że jesteś stała w uczuciach i nie zmienisz zdania przy następnych rozdziałach;p
Ano z nią.
A właśnie, że myśli;> Z tym, że z lekceważeniem i ironią, której Ty chyba nie załapałaś;p
Masz dziwne pragnienia...;D
Ciężko jest się domyślić z Twoich komentarzy, czy Ci się podoba, czy nie...Ale to już wiesz;) ;*
W Hermiony rodzinnym panuje cudowna ciepła atmosfera :3
OdpowiedzUsuńNo prosze państwo Granger nie przepadają za Hermiony poszukiwaczem ;p
Blaise jest tutaj mega pozytywną postacią :D I oczywiście Draco którego myśli i słowa biją na głowe innych xD
Ano nie;)
UsuńChyba tak choć zobaczymy co przyniesie przyszlość;)
Dziękuję;)
Pozdrawiam!
Uwielbiam, gdy Harry jest łączony z Pansy. Sama nie wiem, ale jakoś tak mi do siebie pasuję, podobnie jak Ginny i Blaise. Już teraz mam wrażenie, że nie będzie z nimi nudno. Rozwiały się również moje wątpliwości co do partnera Hermiony. Jak wiadomo Krumowi do Dracona brakuje, ale przecież nie można mieć wszystkiego od razu :)
OdpowiedzUsuńPrzyznam szczerze, że to mój mały eksperyment. Choć może i ryzykowny. Ale chciałam spróbować czegoś innego;) Mam taką nadzieję;)
UsuńKwestia gustu;)
Dziękuję;)
Pozdrawiam!
Jestem za rodzicami Hermiony ! Też nie lubię Kruma xD Rozdział świetny :) Blinny... <3
OdpowiedzUsuńPozdrawiam i życzę weny :)
Dziękuję;)
UsuńPozdrawiam!
''Blaise może i jest dorosłym mężczyzną, ale mentalnie na zawsze pozostanie dzieckiem'' to cytat, który mogłabym przypisać mojemu koledze xd
OdpowiedzUsuńBlaise x Ginny są wspaniali <3
Ginny którą ty przedstawiłaś jest genialna !
Rodzice Herki są wspaniali, nawet z tymi docinkami o narzeczonym <3
( bo i tak wiedzą, że Herka jest Draco hihi )
weny !
Samo życie;)
UsuńDziękuję!;*
Fajny rozdział. Relacja Ginny i Blaisa fenomenalne. Powaliła mnie na kolana ich rozmowa. Hermiona i Wiktor? Jakoś mi oni nie pasują do siebie. Życzę dużo weny :)
OdpowiedzUsuńPozdrawiam, Ksenia Kobelak
Dziękuję;)
UsuńPozdrawiam;)
fajnie że jednak podstępny Malfoy się nie zmienił w miłego Malfoya
OdpowiedzUsuńMyślę, że jedno nie wyklucza drugiego;) Natura ludzka jest znacznie bardziej złożona. Malfoy składa się z wielu barw, które zapewne nieraz Cię jeszcze zaskoczą czy to pozytywnie, czy też negatywnie.
UsuńPodobał mi się pomysł gdzie i w jakich okolicznościach Hermiona odnalazła rodziców, niby nic nadzwyczajnego, ale jakoś tak zrobiło na mnie wrażenie ;)
OdpowiedzUsuńDziękuję:)
UsuńUwielbiam Blaise'a. Zwłaszcza gdy zaczyna śmieszkować. Lubię również żarty oraz rozmowy na poziomie i u ciebie raczej mi tego nie zabraknie (dzięki Bogu).
OdpowiedzUsuńPozdrawiam