niedziela, 22 grudnia 2013

Rozdział 9 "Pajęczyna"

Kochani,
mam świadomość tego, że zawaliłam termin i dlatego decyduję się na publikację rozdziału przed zatwierdzeniem go przez Face. Mam nadzieję, że dacie radę strawić błędy. Jak tylko dostanę zabetowaną wersję naniosę poprawki.
Mam nadzieję, że rozdział przypadnie Wam do gustu. Starałam się, naprawdę. Czy jestem jednak z niego zadowolona? Trudno powiedzieć...Jeśli chodzi o jego długość- to jak najbardziej, biorąc pod uwagę karuzelę, w której teraz siedzę i ograniczony limit czasu. Natomiast, co do treści...heh tu zaczynają się schody. Ale ocenę pozostawiam Wam;)
A teraz najważniejsze. Nigdy nie byłam dobra w te klocki dlatego wybaczcie chaotyczność moich myśli, płynących prosto z serducha, ubranych w nieporadne słowa;)
Z okazji zbliżających się Świąt, życzę Wam Duszki moje, abyście spędziły je w ciepłej, rodzinnej atmosferze wśród ludzi, których kochacie i którzy kochają Was. Niech magia świąt sprawi żeby ten wyjątkowy czas stał się dla Was chwilą, w której zamkniecie wszystkie niedokończone sprawy i uwolnicie się od ciężaru trosk i problemów. Życzę Wam dużo zdrowia, wypoczynku oraz szampańskiej zabawy sylwestrowej. Nich każdy kolejny dzień w Nowym Roku będzie dla Was wyjątkowy, bogaty w szczęśliwe momenty i żebyście były nieustanie otoczone życzliwymi, szczerymi ludźmi.
Ściskam Was wszystkich i każdego z osobna! Raz jeszcze wesołych Świąt Bożego Narodzenia i Szczęśliwego Nowego Roku!;*
Wasza Villemo!


***



Rozdział 9 „Pajęczyna”

Szybkim krokiem przemierzała sterylne korytarze kliniki Świętego Munga, a echo jej kroków tonęło w szmerach rozmów pomiędzy pacjentami, ich rodzinami i personelem szpitala. Zsunęła kapelusz na czoło i poprawiła okulary, mając nadzieję, że nikt niepowołany jej nie rozpozna. Kilkakrotnie przeklnęła w myślach, gdy ktoś ją potrącił, ale nie zatrzymała się, aby nawymyślać tej osobie, że w szpitalu się nie biega, albo żeby rodzice lepiej pilnowali tych małych potworków, które dumnie nazywali swoimi dziećmi. Odetchnęła z ulgą, gdy dotarła na piąte piętro, gdzie niedawno nowy dyrektor otworzył Oddział Ginekologiczny i Położniczy, przenosząc tym samym bufet do zachodniego skrzydła parteru. Rozejrzała się dookoła z ciekawością. Korytarz na tym piętrze nie przypominał tych z poprzednich. Ściany pomalowane były na ciepły słonecznikowy kolor idealnie współgrający z ciemnobrązowymi płytkami na podłodze. Przez całą długość holu ustawione były drewniane krzesełka dla czekających pacjentów, a naprzeciwko w równych odstępach znajdowały się drzwi do sal i gabinetów uzdrowicieli. Dodatkowy akcent stanowiły ozdobne wzory roślinne pokrywające ściany oraz świeże kwiaty na stolikach, obok których stały również ulotki informacyjne oraz inne medyczne informacje ogólnodostępne dla czarodziei odwiedzających klinikę.  Na końcu korytarza widniały dwuskrzydłowe, rozsuwane, szklane drzwi, prowadzące na sale operacyjne. Pokiwała głową z uznaniem nad dziełem dyrektora. Mimo, że nie przepadała za nim, musiała przyznać, że szpital bardzo się rozwinął od czasu, gdy doktor Zabini, po przejęciu ordynatury, rozpoczął jego modernizację.  Wolnym krokiem ruszyła przed siebie, prześlizgując wzrokiem po zawieszonych na drzwiach złotych tabliczkach z nazwiskami uzdrowicieli i uśmiechnęła się, gdy wreszcie odszukała te właściwe. Wygładziła swoją ciemnozieloną marynarkę i zdecydowanie zapukała. Po usłyszeniu melodyjnego, kobiecego proszę bez wahania nacisnęła klamkę i przekroczyła próg gabinetu doktor Chang.
- Witam panią… - zaczęła Cho z serdecznym uśmiechem, lecz gdy podniosła wzrok na pacjentkę urwała, a jej uśmiech zbladł. – Rita. Zdaje się, że nie wyraziłam się jasno w swoim liście. Nie mam zamiaru łamać dla ciebie prawa – oznajmiła chłodnym głosem, posyłając dziennikarce twarde spojrzenie.
- Ależ moja droga! Musiałyśmy się źle zrozumieć – oznajmiła przesadnie słodkim głosem i nie czekając na zaproszenie, rozsiadła się wygodnie w fotelu naprzeciwko brunetki.
- Doprawdy? – Zapytała powątpiewająco kobieta, na co Skeeter roześmiała się perliście.
- Oj, Cho…Przede mną nie musisz udawać. Dobrze wiem, że pragniesz tego tak samo jak ja. W głębi serca wiesz, że ta smarkula zasługuje na nauczkę – zaczęła konspiracyjnym szeptem, pochylając się w stronę uzdrowicielki, która wciąż patrzyła na nią z dystansem.
- Nie rozumiem, dlaczego zwracasz się z tym do mnie – oznajmiła Cho po dłuższej chwili milczenia. – Ginny nie była i nie jest moją pacjentką. A nawet gdyby nią była, a ja hipotetycznie rzecz jasna, chciałabym ci pomóc, to nie mogłabym, bo wiąże mnie przysięga Bonhama.
- Idąc dalej za twoim rozumowaniem – odparła reporterka, odchylając się nonszalancko w fotelu. – Przypuśćmy, czysto hipotetycznie rzecz jasna, że w ferworze zajęć, całkiem niechcący zabierasz ze sobą jej dokumentację do swojego gabinetu. Przypuśćmy też, że jestem twoją pacjentką i akurat w momencie mojej wizyty kończy ci się atrament, recepty, czy Merlin raczy wiedzieć, co. Przypuśćmy też, że wychodzisz na chwilę po tą brakującą, ale jakże niezbędną rzecz i zostawiasz mnie samą w gabinecie – zawiesiła głos, dając uzdrowicielce czas na przetrawienie jej słów, po czym widząc, że kobieta przygląda jej się z uznaniem, ciągnęła dalej. -  Któżby się przecież spodziewał, że moja reporterska natura weźmie nade mną górę i całkiem niechcący w moje ręce wpadnie dokumentacja medyczna panny Weasley? – Zapytała, robiąc niewinną minę, a w jej oczach zabłysły diaboliczne iskierki.
***
Z roztargnieniem bawiła się swoimi włosami, a jej rozbiegany, zamyślony wzrok przesuwał się nieprzytomnie po gabinecie. Zwykle czuła się w nim bezpiecznie, ale nie w momencie, gdy w każdej chwili mógł wparować tu Malfoy. Nie była gotowa na konfrontację z mężczyzną. Jeśli miała być szczera, to bała się tego spotkania. Zwłaszcza, że Draco musiał się domyślić, że nie jest jej obojętny. Im bardziej starała się trzymać go na dystans, paradoksalnie tym bardziej zbliżała się do niego. W obliczu tego, co powiedziała mu w przeszłości, musiał dojść do pewnych wniosków. Te z kolei musiały zrodzić pytania i Hermiona nawet nie łudziła się, że Malfoy zostawi je bez odpowiedzi. Zbyt dobrze go poznała.
Sądziła, że ma to za sobą. W końcu minęło tyle czasu. Oddaliła się od niego i zostawiła za sobą przeszłość. Tymczasem wszystko, zaledwie w kilka dni, wróciło niczym bumerang. Nie rozumiała swoich irracjonalnych uczuć do blondyna. Zastanawiała się, kiedy przegapiła moment, w którym przestała go nienawidzić. Jak mogła nie dostrzec tego, jak bardzo się do siebie zbliżyli? Te wszystkie chwile szczerości, bezinteresownej pomocy, wsparcia i kłótni. W którym momencie Draco wszedł do jej serca? Czy to wszystko zaczęło się rok wcześniej, dwa lata temu, a może podświadomie intrygował ją od ich ponownego spotkania w Dziurawym Kotle? Jej uczucia były niejasne i wizualnie przypominały poplątany kłębek wełny. Z perspektywy czasu żałowała, że dopuściła do tego. Żałowała, że wpuściła go do swoich myśli i serca.
Gdy tylko szatynka pojawiła się w pracy, Katlyn oznajmiła jej, że Draco już trzykrotnie o nią pytał i zażądał, aby Hermiona zaraz po tym jak raczy pojawić się w pracy, niezwłocznie udała się do jego gabinetu. Nie umknęło jej uwadze to, że jego prośba nie miała nic wspólnego z faktyczną prośbą. Zdecydowanie bardziej przypominała rozkaz. I to pewnie dlatego zaznaczyła, żeby sekretarka pod żadnym pozorem nie wpuszczała do jej gabinetu nikogo chyba, że byłby to sam minister lub Harry. Nikogo innego jej napięty grafik nie przewidywał.
Rozejrzała się po pomieszczeniu, a jej wzrok padł na marmurowe podium, na którym dumnie pyszniła się jej rzeźbiona w krysztale górskim myślodsiewnia, na której zakup poświęciła wszystkie oszczędności, jakie udało jej się zebrać z półrocznego wyjazdu do Skandynawii, gdzie została oddelegowana w ramach projektu badawczego. Tuż za nią na całej długości piaskowej ściany ciągnęła się hebanowa biblioteczka, zapełniona zbiorem cennych ksiąg, które udało jej się dotychczas zgromadzić, a których kolekcja w dalszym ciągu była skrupulatnie powiększana. Przeciwległa ściana, której struktura z jednej strony przypominała lustro weneckie, a z drugiej wyglądała jak elegancka mozaika z runicznym motywem, skrywała jej prywatne laboratorium. Tuż przy oknie stało majestatyczne biurko w kształcie półksiężyca, na którym ustawiony był pokaźny stos dokumentów, zielony kubek herbaty z unoszącym się z niego aromatycznym zapachem pomarańczy i imbiru oraz ozdobna ramka ze zdjęciem jej i Wiktora, które zostało zrobione w czasie ich pierwszej podróży po Włoszech.
Wskazówki zegara nieubłagalnie przypominały, że zbliża się pora lunchu. Oznaczało to, że będzie musiała opuścić swój azyl, ponieważ dzień wcześniej umówiła się na niego z Ginny i Pansy. Teraz żałowała, że nie była bardziej asertywna. Gdyby wymigała się zaległościami i nawałnicą pracy, teraz nie musiałaby zadręczać się różnymi scenariuszami rozmów, na wypadek natknięcia się na blondyna. Przy nim nie potrafiła zebrać myśli i zachowywać się racjonalnie. Postanowiła go unikać i ograniczyć ich kontakty do minimum. Żałowała, że ich relacje uległy zmianie. Gdyby Malfoy wciąż zachowywał się jak dupek, którym nota bene jest, byłoby jej znacznie łatwiej tak o nim myśleć. Natomiast w obecnej sytuacji, gdy Draco prowadził tą swoją durną grę, której reguł nie raczył jej wyjaśnić, czuła się na przegranej pozycji.
Niechętnie zasunęła torebkę i schyliła się pod biurko, aby wyciągnąć spod niego swoje beżowe szpilki. Wygładziwszy białą, zwiewną bluzkę, podkreślającą jej ładną opaleniznę i otrzepując spódnice, wzięła głęboki oddech i ostrożnie nacisnęła klamkę. Przez wąską szparę w drzwiach jej wzrok zarejestrował, że hol przed gabinetem jest pusty i z ulgą przestąpiła jego próg. Nie dostrzegając śladu Katlyn, podeszła do biurka swojej sekretarki i na kartce napisała, że nie będzie jej przez najbliższą godzinę.
- Witaj, ptaszyno – drgnęła słysząc niespodziewany głos za plecami, tak że z ręki wypadł jej długopis. Ignorując lubieżny uśmiech mężczyzny westchnęła ciężko i schyliła się po upuszczony przedmiot.
- Czy masz pojęcie jak ponętnie wygląda twój tyłek w tej obcisłej kiecce? – Zapytał, przeciągając sylaby i przejeżdżając palcami po linii jej kręgosłupa.
-Czego chcesz, McLaggen? – Warknęła zirytowana i obrzuciła mężczyznę nieprzychylnym spojrzeniem.
-Czego chcę? Hmm…dobre pytanie. Może będzie lepiej, jak ci pokaże? – Hermiona zmarszczyła czoło, gdy Cormac położył dłonie na jej talii, po czym strzepnęła jego ręce ze swojego ciała i, walcząc z pokusą rozkwaszenia mu nosa, odsunęła się na bezpieczną odległość, tak by móc bez przeszkód go wyminąć.
- Wybacz, ale nie jestem zainteresowana – oznajmiła chłodno, odwracając się ostentacyjnie z zamiarem jak najszybszego odejścia.
Zatrzymało ją niezbyt delikatne szarpnięcie, przez które upuściła torebkę.
- Co ty wyprawiasz?!- Syknęła, gdy mężczyzna bez pardonu przyciągnął ją do siebie. – Puszczaj! – Zażądała, gdy Cormac jedną ręką unieruchomił jej nadgarstki, a drugą przesunął z jej talii na udo, a następnie mimo jej sprzeciwów zaczął podwijać jej spódnicę.
Poczuła falę mdłości i obrzydzenia wymieszaną z niedowierzaniem i wściekłością na siebie, że wsadziła różdżkę do torebki. Dotyk McLaggena stawał się coraz bardziej gwałtowny, a jego oczy zaszły mgłą podniecenia. Krzyknęła w ramach sprzeciwu, gdy mężczyzna przyparł ją do kontuaru i kolanem rozsunął jej nogi.
- Krzycz, nie krępuj się! Nawet nie wiesz, jak to mnie kręci. A poza tym jesteśmy tu całkiem sami… Sprawdziłem – wyszeptał jej do ucha, przygryzając je niezbyt delikatnie.
- Przysięgam, że jeśli mnie tkniesz, potraktuję cię najbardziej paskudną klątwą, jaka istnieje! – Wycedziła zdławionym głosem, czując jak bolesna gula bezradnej złości formułuje jej się w krtani. Walczyła dzielnie ze łzami napływającymi do oczu, modląc się jednocześnie o ratunek. – Nie dotykaj mnie! – Krzyknęła szarpiąc się dziko, gdy Cormac wolną ręką zaczynał rozpinać jej koszulę.
- Och zaraz zmienisz zdanie, gdy tylko wprowadzę moje fantazje w życie i… – zaczął, uśmiechając się lubieżnie i wsunął dłoń pod bluzkę szatynki.
- Pozwól, że teraz ja wprowadzę swoje – niski, wibrujący wściekłością baryton Dracona wszedł mu w zdanie, a następnie Cormac z ogromną siłą został szarpnięty do tyłu tylko po to, aby chwilę później z tłumionym jękiem osunąć się po przeciwległej ścianie.
Hermiona tylko tyle była w stanie zauważyć nim zatonęła w opiekuńczym, bezpiecznym uścisku. Po zapachu perfum poznała Harry’ego. Bez słowa pozwoliła, aby przyjaciel gładził ją po głowie i plecach w uspokajającym geście. Była zbyt roztrzęsiona, by móc choćby się ruszyć, a gula w gardle odebrała jej tymczasowo głos. Kolejny jęk bólu i soczyste przekleństwo sprawiło, że drgnęła nieznacznie i kurczowo zacisnęła dłonie na szacie bruneta.  Wciąż słyszała swój płytki, przyspieszony oddech oraz czuła, jak jej serce bije w szalonym tempie.
- Draco, nie tutaj – oznajmił stanowczym głosem Potter, powstrzymując swojego partnera przed zadaniem kolejnego ciosu McLaqggenowi.
Malfoy w odpowiedzi posłał mu pytające spojrzenie, na co Harry jedynie skinął na wciąż milczącą kobietę w swoich ramionach. Wydawała się taka krucha, bezbronna i zagubiona. W niczym nie przypominała tej dzielnej, walecznej Gryfonki, która nieświadomie już tyle razy doprowadzała go do szewskiej pasji. Jej pusty wzrok i malujące się na twarzy przerażenie wymieszane z niezrozumieniem, sprawiły, że miał ochotę poćwiartować tą imitację mężczyzny za to, że odważył się chociażby pomyśleć o tym, aby ją skrzywdzić. Miał ją chronić, a tymczasem pozwolił, aby ten typ ją tknął. To było silniejsze od niego. Z mściwym wyrazem twarzy uniósł ledwo przytomnego czarodzieja za poły szaty i wymierzył silny cios, który zwalił go z nóg. Następnie spetryfikował go, układając w myślach okrutny plan tortur, jakimi podda tego śmiecia, po czym wolnym krokiem ruszył w stronę pary przyjaciół.
- Granger? – Zaczął łagodnym, niepewnym głosem, lecz kobieta nie zareagowała. Wydawała się całkowicie pochłonięta własnymi myślami. – Hej… - ponowił próbę złapania kontaktu z szatynką, muskając jej blady policzek i delikatnie uniósł jej podbródek. - Jesteś bezpieczna – oznajmił z mocą, zaglądając kobiecie w oczy i starając się złapać spojrzenie jej zaszklonych tęczówek.
Wciąż trzymając rękę na jej policzku, pogładził go kciukiem, na co Hermiona przymknęła powieki i wzięła głęboki oddech. Przez chwilę razem z Potterem wpatrywali się w milczeniu w jej udręczoną twarz, czekając na cokolwiek ze strony szatynki. I gdy Harry, otwierał już usta, aby coś powiedzieć, Hermiona sztywno skinęła głową i otworzyła oczy.
-Nic mi nie jest – oznajmiła zachrypniętym głosem, unikając patrzenia na Dracona. – Poważnie Harry. Wszystko ok – zapewniła przyjaciela, gdy dostrzegła nieprzekonaną, zatroskaną twarz bruneta.
- Możemy coś dla ciebie zrobić? – Zapytał Wybraniec, łapiąc przyjaciółkę za dłoń i ściskając ją delikatnie na znak solidarności.
Tym drobnym gestem chciał jej pokazać, że jest gotów spełnić każdą jej prośbę i że zawsze może na niego liczyć. Hermiona najwidoczniej zrozumiała jego przekaz, gdyż odwzajemniła uścisk.
- Poradzę sobie, ale mógłbyś powiedzieć Pansy i Ginny, że wypadło nam jakieś ważne zebranie i nie mogłam się wyrwać z pracy? – Zapytała, posyłając mężczyźnie błagalne spojrzenie, a gdy Harry skinął głową, zdobyła się na blady uśmiech. – Chciałabym zostać sama – oznajmiła cicho, spuszczając wzrok i obejmując się ciasno ramionami.
Obaj mężczyźni skinęli w milczeniu głowami. Harry, co prawda wyglądał tak, jakby się wahał, czy aby na pewno powinien pozwolić być teraz przyjaciółce samej, czy może uprzeć się i narzucić jej swoje towarzystwo. Znał jednak Hermionę wystarczająco długo, żeby wiedzieć, że kobieta potrzebuje chwili samotności, aby poukładać sobie wszystko w głowie. Tak było od zawsze. Najpierw uciekała do swojej samotni, by dopiero potem pozwolić mu spełnić swój braterski obowiązek bycia i wspierania jej.
- Granger! – Draco zawołał za kobietą, gdy ta zamykała już za sobą drzwi od gabinetu. - Obiecuję ci, że on już nigdy się do ciebie nie zbliży – zapewnił, choć nie wiedział, czemu to powiedział.
 Działał pod wpływem impulsu. A może tak naprawdę chciał zobaczyć na jej twarzy jakieś uczucia, zamiast tej wypranej maski bez wyrazu. Hermiona po raz pierwszy od ostatnich wydarzeń spojrzała mu w oczy, jak gdyby analizowała szczerość jego słów. Nie wiedział, ile to trwało. Dziesięć sekund, a może i krócej, gdy jej spierzchnięte usta uformowały się w ciepły uśmiech. Pierwszy od tak dawna zaadresowany do niego.

***
Gdy drzwi za Hermioną zamknęły się bezszelestnie, jeszcze przez dłuższą chwilę stał w tym samym miejscu i gapił się w nie bezmyślnie. Zapewne trwałoby to dłużej, gdyby nie Harry, który z dzikim okrzykiem rzucił się na wciąż spetryfikowanego McLaggena. Zaślepiony zimną furią zaczął okładać mężczyznę pięściami i zapewne w innym wypadku Draco nie miałby nic przeciwko. Ba! Byłby wręcz za! Niestety zdążył polubić Golden Boya i dlatego postanowił powstrzymać go przed skazaniem się na więzienie za zabójstwo w afekcie i to w dodatku na terenie Ministerstwa Magii. Ku swojemu zaskoczeniu musiał zmobilizować wszystkie swoje siły, żeby odciągnąć napędzanego wściekłością Pottera od ciała mężczyzny. Jeszcze więcej energii zmarnował, aby się go pozbyć. Odetchnął z ulgą, gdy znalazł się sam na sam z Cormac’iem.  Przez chwilę przyglądał się mu w zamyśleniu, jakby rozważając wszystkie opcje, po czym nieśpiesznym krokiem ruszył w jego stronę. Rozejrzał się uważnie, chcąc mieć pewność, że nikt ich nie obserwuje. Następnie wyjął różdżkę i rozciął wewnętrzną stronę swojej dłoni, a następnie to samo uczynił z ręką McLaggena. Splótł ze sobą ich dłonie i zamknął oczy starając się oczyścić umysł ze wszystkich myśli i emocji, by na koniec wyszeptać czarnomagiczną inkantację zaklęcia. Poczuł znajome szczypanie, a potem mrowienie, gdy rana na dłoni się goiła. Nim cofnął zaklęcie petryfikujące, spojrzał na leżącego mężczyznę z odrazą, a następnie przybierając maskę zawodowego mordercy wyszeptał.
- Masz bezwzględny zakaz zbliżania się do Granger. Trzymaj się od niej z daleka, albo przysięgam, że cię zabije bez mrugnięcia okiem. Wcześniej jednak wypróbuje na tobie wszystkie znane mi zakazane klątwy, jakie stosował sam Voldemort, gdy kogoś nie lubił – zaczął, napawając się przerażeniem malującym się w rozszerzających się źrenicach mężczyzny. - Zostałeś naznaczony. Jeśli złamiesz naszą umowę, będę o tym wiedział, McLaggen – dodał, unosząc rękę i wskazując na ciekną, różową bliznę, identyczną jak ta na dłoni Cormaca. – Mam nadzieję, że się zrozumieliśmy, bo bardzo nie lubię się powtarzać? – Zapytał, cofając zaklęcie petryfikujące. – Nie wydam cię, bo to byłoby za proste. Wiedz jednak, że od teraz będę uważnie obserwował każdy twój ruch. I możesz mieć pewność, że gdy choćby tkniesz Hermionę palcem, będzie to ostatnia rzecz, jaką zrobisz - dodał z naciskiem, a w odpowiedzi uzyskał jedynie zduszony jęk bólu i nieme skinienie głową, co skwitował zimnym, pogardliwym spojrzeniem.

***

- Możesz mi łaskawie wyjaśnić, co u diabła robiła u ciebie Skeeter? – Zapytał mężczyzna podniesionym głosem, przekraczając próg gabinetu swojej pracownicy, a w odpowiedzi otrzymał znudzone spojrzenie uzdrowicielki.
- Mógłbyś tak nie krzyczeć, Blaise? Okropnie boli mnie głowa – oznajmiła, krzywiąc się i rozmasowując skronie.
Jednakże, gdy wymowna cisza przedłużała się, uchyliła powieki i napotkała twarde, wyczekujące spojrzenie Zabiniego. Westchnęła ciężko i odrzucając włosy do tyłu, dodała zmęczonym głosem – Rita jest moją pacjentką. Przestań węszyć wszędzie podstęp, bo zaczynasz wpadać w paranoję.
- Być może – zdawkowy głos mężczyzny i jego świdrujące spojrzenie sprawiły, że kobieta spuściła wzrok i odsunęła od siebie uzupełnione karty pacjentów. – Nie chcę rzucać bezpodstawnych podejrzeń, ale miałem przyjemność minąć się z twoją PACJENTKĄ i jej zachowanie wzbudziło moją czujność. Wyglądała na kogoś, kto nie chce, żeby go rozpoznano – dodał wciąż uważnie przyglądając się unikającej jego wzroku kobiecie.
- Jest redaktor naczelną „Proroka Codziennego”. Czy to nie oczywiste, że przy jej problemie obawia się rozpoznania? Sądzę, że prenumerata gazety spadłaby znacząco, gdyby czytelnicy dowiedzieli się, że osoba nią kierująca jest nałogową alkoholiczką – oznajmiła znudzonym głosem i spojrzała na przełożonego z uprzejmym zainteresowaniem. – A teraz bądź łaskaw i zdradź mi powód swojej wizyty. Nie żebym nie czuła się zaszczycona, ale trochę się spieszę i sam rozumiesz…
- Z sarkazmem ci nie do twarzy – zaczął pobłażliwym tonem, obserwując, jak kobieta ściąga z siebie szatę uzdrowiciela i znika za parawanem. – W zasadzie to przynoszę ci dobre wieści. Dostałaś się do drugiego etapu konkursu – oznajmił zdawkowym tonem, przeglądając niewypisane karty pacjentów i uśmiechnął się pod nosem, gdy usłyszał brzdęk kluczy upadających na podłogę. Już otwierał usta, aby rzucić jakąś kąśliwą uwagę na ten temat, gdy jego wzrok padł na znajome nazwisko.
- Możesz powtórzyć? – Podekscytowany głos uzdrowicielki wyrwał go z własnych myśli i przeniósł na nią nieprzeniknione spojrzenie.
-Czy możesz mi wyjaśnić, po co jest ci karta panny Weasley? – Zapytał unosząc białą teczkę i machając nią przed nosem wyraźnie zmieszanej kobiety. – Z tego, co mi wiadomo jest ona pacjentką Parvati.
- Zadziwiające, że mając tyle obowiązków i własnych pacjentów jesteś w stanie zapamiętać również pacjentów swoich pracowników – sarknęła, patrząc na mężczyznę z mieszaniną złości i żalu. – Ciekawi mnie, skąd bierzesz na to czas, Blaise. No chyba, że po nocach studiujesz akta jedynie specjalnie wyselekcjonowanych pacjentek – dodała z wrednym uśmiechem i zmierzyła mężczyznę pełnym politowania spojrzeniem.
- Chyba się zagalopowałaś, Chang – wycedził, starając się zachować spokój i obrzucił uzdrowicielkę chłodnym spojrzeniem.
- Och, przepraszam szanownego pana dyrektora, że trafiłam w czuły punkt – Blaise zacisnął mocnej szczęki, słysząc drwiący głos brunetki i zrobił dwa kroki w jej stronę, tak że aby Cho mogła spojrzeć mu w twarz, musiała zadrzeć głowę do góry. – I co teraz? Wyrzucisz mnie? Zaszantażujesz? Uderzysz, bo znalazłam się w posiadaniu karty twojej kolejnej damy do towarzystwa? – Zakpiła ociekającym jadem głosem i przejechała dłonią po torsie mężczyzny.
- Nie igraj ze mną, Cho i nie waż się obrażać Ginewry – warknął stłumionym ze złości głosem i łapiąc szczupły nadgarstek kobiety, odsunął jej rękę.
- Nie potrafisz się bawić – zaśmiała się głośno. – Władza obdarła cię z resztek poczucia humoru – poskarżyła się, patrząc na mężczyznę z wyższością. – Ale niech będzie. Skoro tak bardzo zależy ci na tej informacji, to nie będę się dalej znęcać – westchnęła ciężko i oparła nonszalancko biodrem o swoje biurko. - Rita szukała jakiegoś pikantnego materiału na pierwszą stronę i pomyślałam, że jej pomogę – oznajmiła poważnym głosem, a widząc gwałtowną reakcję dyrektora szpitala, uśmiechnęła się cynicznie i dodała – ależ ty naiwny jesteś, chłopie… - zaśmiała się, kręcąc głową z politowaniem. – Prawda jest taka, że przez tą awarię sieci fiu spóźniłam się do pracy i w pośpiechu szukałam kart w archiwum. Najwidoczniej musiałam wziąć ją przez pomyłkę.
Rysy twarzy mężczyzny nieco złagodniały, ale w jego oczach wciąż malowała się nieufność oraz rezerwa. Cho z rozbawieniem obserwowała, jak Blaise na marne próbuje ukryć gniew. Bawiło ją to jego oddanie w stosunku do Weasleyówny i potrzeba zgrywania jej rycerza na białym koniu. Zastanawiała się, czy Zabini wciąż będzie jej tak ślepo oddany, gdy na jaw wyjdą jej brudy. Z przyjemnością popatrzy na ten nadchodzący melodramat.
- Nie pogratulujesz mi?! – Zawołała prowokującym tonem za mężczyzną, gdy ten obrzucił ją jedynie lodowatym spojrzeniem i bez słowa skierował się w stronę wyjścia.
- Nie – oznajmił zadziwiająco opanowanym, obojętnym głosem, co zbiło ją z tropu. – Dam ci za to dobrą radę – powiedział, a gdy milczał brunetka posłała mu pytające spojrzenie. – Wstrzymaj się z zakupem nowej tabliczki na drzwi z napisem ordynator. Wątpię, żeby komisja poparła kandydaturę magomedyka, który łamie prawo – dodał z udawanym smutkiem, po czym bezszelestnie opuścił gabinet uzdrowicielki.
- Niech cię szlag, Zabini! – Warknęła, uderzając otwartą dłonią w biurko i tłumiąc chęć rozbicia kilku przedmiotów.
***
Mechanicznym ruchem obracał swoją różdżkę pomiędzy długimi, szczupłymi palcami. Czuł się zmęczony, ale nie było to zmęczenie fizycznie. To jego umysł miał dość tych wszystkich wojen, jakie stoczył sam ze sobą.  Ostatnie wydarzenia nie dawały mu spokoju. Wracały do niego niczym echo. Dręczyły go w trakcie bezsennych, samotnych nocy. Wchodziły w zakamarki jego duszy i zakleszczały się niczym pasożyty przysysające się do swoich ofiar. Przejechał dłonią po szorstkim policzku, jakby próbował zetrzeć z twarzy zmęczenie. Powinien się ogolić, ale wciąż nie potrafił spojrzeć sobie w twarz. Bał się, że we własnym odbiciu mógłby dostrzec JEGO. W uszach w dalszym ciągu dzwoniły mu prześladujące go słowa matki. Gdy Blaise wysłał mu patronusa, że Narcyza znów mówi, nie mógł uwierzyć, że dzieje się to naprawdę. Jednak tlący się płomień nadziei został brutalnie zdmuchnięty. Narcyza przeraziła się na jego widok. Patrząc na twarz rodzicielki, na której malowało się przerażenie i żal, poczuł jak ziemia osuwa mu się spod stóp. „Czy wróciłeś, aby mnie ukarać, Lucjuszu? Zrób to, ale to niczego nie zmieni. Już nigdy się do ciebie nie odezwę”- te słowa matki uderzyły w niego z mocą wściekłego Rogogona Węgierskiego. Był w stanie tylko stać i patrzeć na bladą twarz kobiety, z której można było odczytać bunt i poczucie krzywdy. Taką samą minę widział u niej w czasie egzekucji swojego ojca. Bo pomimo wielu przykrości, jakich Narcyza doznała od swojego męża, nigdy nie przestała go kochać. Potrafiła usprawiedliwić każdą jego zbrodnię, każdą przykrość, jaką od niego doświadczyła i wszystkie jego zdrady. Draco miał wrażenie, że jego matka kochała cień dawnego Lucjusza Malfoya, który przed wstąpieniem do szeregów Czarnego Pana, był czułym mężczyzną, dającym jej poczucie bezpieczeństwa i wsparcie. Jego ojciec nigdy nie okazywał swoich uczuć w sposób oczywisty. Zazwyczaj pokazywał im, że są dla niego ważni poprzez małe gesty. Wszystko zmieniło się wraz z powrotem Lorda Voldemorta. To wtedy Lucjusz z dnia na dzień zmienił się nie do rozpoznania. Aż w końcu zrezygnował z nich, zrezygnował z własnej rodziny na rzecz pełnoetatowej służby swojemu panu. Nie wyrzekł się go nawet wtedy, gdy w trakcie procesu sędzia poprosił go o akt skruchy i pokory. Mimo błagalnych krzyków Narcyzy i jej rozpaczy wybrał pocałunek dementora.  To wtedy jego matka przestała mówić, a jej magiczna moc w jakiś niewytłumaczalny sposób została zablokowana. Zamknęła się w sobie, niknąc w oczach z dnia na dzień. A on mógł tylko bezradnie patrzeć na proces autodestrukcji swojej rodzicielki i modlić się o cud.
- Malfoy?
Z ponurych myśli wyrwał go zaskoczony głos kobiety. Uniósł głowę i przeniósł wzrok na Hermionę. Wyglądała na zmęczoną i zmieszaną. Draco miał świadomość tego, że szatynka wiele dzisiaj przeszła, jednak nie mógł się wycofać. Wiedział, że następnym razem mógłby stchórzyć. W zasadzie nie potrafił odpowiedzieć na pytanie, dlaczego na nią czekał. Może dlatego, że chciał ją zobaczyć? A może, aby upewnić się, że wszystko z nią w porządku? A może jedno i drugie? Jakaś irracjonalna siła ciągnęła go do tej upartej, irytującej kobiety i był pewien, że ona czuje podobnie. Fascynowała go i denerwowała na przemian. Wyzwalała w nim wszystkie najgorsze emocje, a przy tym sprawiała, że chciał być kimś lepszym. Po raz pierwszy od dawna czuł się za kogoś odpowiedzialny i ku swemu zaskoczeniu stwierdzał, że to miłe uczucie. Widząc, jak skrępowana opiera się o drzwi i przygryza dolną wargę ze zdenerwowania, uśmiechnął się ledwo zauważalnie. Przez dłuższą chwilę oboje milczeli. On, bo nie wiedział, jak ubrać swoje myśli w słowa. Niepewny, co tak właściwie chce jej powiedzieć. Ona, ponieważ bała się swoich skrajnych uczuć i reakcji na obecność tego mężczyzny. Niepewna, czy jest gotowa na to, co usłyszy z jego ust.

***

Z uśmiechem satysfakcji, która tylko wzrosła, gdy dobiegł go dźwięk rozbijającego szkła, opuścił gabinet redaktor naczelnej „Proroka Codziennego”. Delektując się stłumionymi przekleństwami dochodzącymi z pomieszczenia, z którego właśnie wyszedł, poprawił płaszcz.  Mając poczucie dobrze wypełnionego obowiązku, ruszył w stronę wyjścia z redakcji. Jego plany jednak zmieniły się, gdy na zakręcie został prawie znokautowany przez śliczną, rudowłosą istotę, która w przyszłości miała nosić jego nazwisko.
-Blaise? – Zapytała zbita z tropu, nie kryjąc nawet zdziwienia widokiem mężczyzny w miejscu jej pracy. – Nie, nie umówię się z tobą! – Zaznaczyła szybko, robiąc dwa kroki w tył.
- Widzę, że moje kochanie, urocze jak zawsze – uśmiechnął się szarmancko, nachylając nad kobietą, aby pocałować ją w policzek na przywitanie. 
Ginny, zaskoczona jego gestem, wstrzymała powietrze, gdy mężczyzna musnął jej skórę, po czym wypuściła je wolno, gdy Zabini znalazł się w bezpiecznej odległości.
-Wybacz skarbie, ale technicznie rzecz biorąc, tym razem nie jestem tu ze względu na ciebie – skłamał gładko i uśmiechnął się przepraszająco.
- Nie? – Zapytała ze słabo skrywanym rozczarowaniem, po czym jakby nagle dotarło do niej, co powiedziała, ponownie przybrała na twarz obojętną minę i pełnym wyższości głosem oznajmiła – Zresztą nieważne. W ogóle skąd pomysł, że mogłabym tak pomyśleć?
- No nie wiem, kochanie. Może z… - odparł, doskonale się bawiąc zakłopotaniem kobiety.
- Nie kończ, Zabini! – Warknęła przez zaciśnięte zęby zła, że dała mu powód do tworzenia kolejnych urojeń na temat ich domniemanej przyszłości. – I nie mów do mnie kochanie.
- Jak sobie życzysz, skarbie mój narodowy – odparł potulnym tonem i posłał rudowłosej łobuzerski uśmiech.
- Naprawdę nie wiem, Zabini, co bierzesz, ale stanowczo radzę ci to odstawić. A teraz zejdź mi z drogi, bo nie mam zamiaru stracić przez twoje pajacowanie przerwy na lunch.
Blaise uśmiechnął się czarująco i unosząc ręce w geście poddania, przepuścił kobietę. Ginny posłała mu podejrzliwe spojrzenie i zachowując możliwie największy dystans między nimi, wolnym krokiem wyminęła mężczyznę.
- Jeśli chcesz znać moje zdanie, to radziłbym ci odłożyć wizytę u szefowej. No chyba, że jesteś gotowa na spotkanie z wściekłym orkanem o wdzięcznej nazwie Rita – dodał lekkim tonem, a jakby na potwierdzenie jego słów z gabinetu redaktor naczelnej dobiegł stłumiony huk.
- Chcesz mi powiedzieć, że to ty stworzyłeś ten orkan? – Zapytała, ściągając brwi i wskazując na zamknięte drzwi.
- Nie patrz tak na mnie, najdroższa – poprosił, łapiąc się za serce i robiąc zbolałą minę.
- Przestań się wydurniać, Zabini. Czy ty bywasz kiedyś poważny? – Zapytała, patrząc na bruneta z konsternacją.
- Może cię zdziwię kociaku, ale miewam i takie epizody – oznajmił z godnością, by po kilkunastu sekundach wybuchnąć głośnym śmiechem na widok miny kobiety.
- Jesteś popieprzony, Blaise – zawyrokowała dobitnym tonem. – Mam nadzieje, że nie nabroiłeś za bardzo, bo nie mam zamiaru czekać do zamknięcia redakcji, aż Rita będzie w nastroju zerknąć na mój artykuł – burknęła, patrząc z wyrzutem na uśmiechającego się głupkowato mężczyznę.
- Wydaje mi się, że może to potrwać chwilę – oznajmił, pocierając brodę i przyglądając się kobiecie z nieprzeniknioną miną. - Mam nawet pomysł, jak możesz przeczekać ten huragan, kochanie. Porywam cię na lunch i nie przyjmuje odmowy – zaznaczył z entuzjazmem, łapiąc zaskoczoną rudowłosą za rękę i zaczął ciągnąć ją w kierunku wyjścia z budynku.
-No jasne. Po co ci moja zgoda – sarknęła naburmuszona, piorunując spojrzeniem plecy mężczyzny, lecz nie wyrwała dłoni z jego ciepłego uścisku i posłusznie dreptała tuż za nim.
- Mówiłaś coś, kochanie? – Zapytał uprzejmie, rzucając rudowłosej przelotne spojrzenie.
- Tak! I ile razy mam ci powtarzać, Zabini, że nie jestem…
-Tak kochanie moje? – Zapytał, odwracając się wreszcie w jej stronę i patrząc na nią wyczekująco ze szczerym uwielbieniem.
- Ja nie jestem twoim… - zaczęła zdyszana, starając się nadążyć za tempem mężczyzny i urwała, gdy ten niespodziewanie się zatrzymał i odwrócił w jej stronę. - Zresztą nieważne… – mruknęła, speszona jego spojrzeniem i już bez zbędnych protestów ruszyła za rozpromienionym mężczyzną w tylko jemu znanym kierunku.
**

**


 ***

CZYTASZ = KOMENTUJESZ


51 komentarzy:

  1. Hej.:)
    Jak to miło odzyskać własnego laptopa i zobaczyć, że dodałaś rozdział.:)
    Jest genialny, jak zwykle z resztą.:P Ewentualne błędy mi umknęły.:) Więc tak. McLaggena wykastrowałabym tępą, zardzewiałą łyżeczką, ale dzięki świętościom Draco się nim zajął. Dobrze, że on i Harry zdążyli na czas. Mam nadzieję, że Hermiona szybko dojdzie do siebie.
    Co planuje Chang i Skeeter? Wiedziałam, że to wredne suki, ale że aż tak. Ups, miałam nie przeklinać. Zabini jest taki zabawny, uwielbiam jego dialogi z Ginny.
    No nie przedłużając rozdział jest jak zwykle niesamowity i z niecierpliwością czekam na kolejny.:)

    Dziękuję za życzenia.:* Życzę Ci, aby te święta były lepsze niż poprzednie. Pogodne, pełne miłości. Niech Mikołaj o Tobie nie zapomni.:P A w Nowym Roku? Życzę Ci, aby Twoje plany, marzenia i nadzieje, jakie z nim wiążesz spełniły się. Uśmiechu i radości na co dzień. Wielu komentujących fanów.. Aaaa, no i żeby Twoja wena nigdy Cię nie opuściła.

    Trochę składni brakuje w tym komentarzu, ale taka teraz jestem nieogarnięta.:)

    WESOŁYCH ŚWIĄT!
    Pozdrawiam,
    la_tua_cantante_

    OdpowiedzUsuń
  2. w końcu długo wyczekiwany rozdział! jestem mega zadowolona :) to co zrobił Draco z McLaggenem było słoooodkie <3 Ginny z Blaisem oczywiście są prze kochani! uwielbiam ich przekomarzanie :D a Cho to zimna s*ka skoro zgodziła się pomóż Ricie :/ wrrr...

    również kochana życzę Ci Wesołych Świąt i udanego Sylwestra! :*

    buziaki,
    Anna.

    OdpowiedzUsuń
  3. Bo jak nie Ty to kto, bo jak nie Ty to kto o o ? Lepiej pisać nie będzie tu nikt!;D Zaskakujesz mnie, cały czas coś się dzieje!Nie ma tutaj mowy o nudzeniu o nie i to mnie się podoba! Blinny ach moje ukochane upragnione! Blaise walczy o panią swego serca. I Dracon taki troskliwy ach opiekuńczy!;D A co mi tam, drinka dla tej pisarki na mój koszt! Za taki dobry rozdział i świetne pomysły haha;D Ale wredna sucz z tej Rita a Cho nigdy nie lubiłam takie to jak nic za kudły i o podłoge! nie no ja przepraszam, że tak sięunosze ale takich zdzir nie zdzierżę! Życze Ci również wesołych świąt i szampańskiej zabawy i przede wszystkim żebyś pamiętała jak wróciłaś do domu! Kissiaczki króliczku!<3

    OdpowiedzUsuń
  4. Ach... nareszcie nowy rozdział:-) i jak zawsze trzyma poziom, akcja i intryga na najwyższym poziomie:-) dobrze, że Blais odkrył co się święci, w ogóle on i Ginny... miodnie;D i oczywiście Draco... to, co tygryski lubią najbardziej;D dobrze, że razem z Harrym zdążyli pomóc Hermionie:-) co do błędów, ja żadnych nie zauważyłam:-) Pozdrawiam i Wesołych Świąt życzę, Justyna:-)

    OdpowiedzUsuń
  5. rozdział, jak zwykle niesamowicie wręcz cudowny... z każdym kolejnym zdaniem potrafisz zaskoczyć jeszcze bardziej niż dotąd i to z jak pozytywnej strony. z żalem kończę czytać, gdyż chciałabym nigdy nie rozstawać się z historią, którą stworzyłaś...
    dziękuję za życzenia i Tobie oczywiście także składam jak najserdeczniejsze; życzę sukcesów w życiu prywatnym oraz zawodowym, spełnienia we wszystkich możliwych płaszczyznach życia, ciepła, miłości, rodzinnej atmosfery w domowym zaciszu, a przede wszystkim niegasnącego talentu pisarskiego.
    Pozdrawiam gorąco.
    Karolina :)

    OdpowiedzUsuń
  6. Grr.. Cho.. jest wrecz okropna! ;/ Zabini i Ginny sa slodcy ;3 No i Draco.. Aww.. najlepszy <3 Pisz nastepny!

    Pozdrawiam , Patrycja

    OdpowiedzUsuń
  7. Zapraszam serdecznie na nowy Rozdział 023 „Śmieciożercy kontratakują” na adres: http://pokochac-lotra.blogspot.com! Życzę miłej lektury!

    P.S. Masz cudowny szablon kochana!

    OdpowiedzUsuń
  8. oceniono pod numerem 54, zapraszam do lektury.
    http://szlafrok-smierciozercy.mylog.pl/

    OdpowiedzUsuń
  9. Dziękuję wszystkim i każdemu z osobna za szczere życzenia;*
    Ściskam Was mocno,
    Wasza V.;)

    OdpowiedzUsuń
  10. do tej pory nie komentowalem, bo nie mialem takiej potrzeby. ja jednak lubie dramione, wiec po tej ocenie na szlafroku postanowilem sie odezwac, bo wedlug mnie jestes swietna autorka, ktora pisze zajebiste opowiadanie, takie odmienne od tego, co serwuja nam inni. stworzylas swietna historie i mam nadzieje, ze sie nie poddasz. wiedz, ze mimo tego, ze nie komentuje jestem z toba i czytam to co piszesz, a wyswietla ci sie to za pewne w jakistam statystykach.
    pisz villemo, pisz.
    pozdrawiam,
    bartek

    ps. przepraszam za brak polskich znakow, pisze na tablecie.

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Myślałam, że już nic mnie nie zaskoczy, ale jak widać się myliłam;)
      Dziękuję za miłe słowa i wsparcie, a także za próbę bronienia tego opowiadania. To naprawdę wiele dla mnie znaczy.
      Niestety Sylville miała sporo racji w tej ocenie. Z wieloma jej uwagami się zgadzam, choć nie przychodzi mi to łatwo;) Zastanawiałam się dlaczego czytelnicy nie komentują i chyba znam już odpowiedź. Nie powinnam wymagać uznania (komentarzy) za coś, co na to nie zasługuje. Obdarłam bohaterów z duszy, przerysowałam wiele wątków w rezultacie ośmieszając je, w nieudolny sposób przelałam myśli na "papier" i zapomniałam o biednym skołowanym Czytelniku, którego faszerowałam tymi bzdurami. Przeoczyłam oczywiste sygnały, które przecież mi wysyłaliście.
      Muszę nabrać dystansu do tej historii, przemyśleć fabułę i zastanowić się nad wykonaniem. Wrócę, gdy uznam, że jestem w stanie pociągnąć to opowiadanie, bo póki co...ehh szkoda gadać.
      Cieszę się jednak, że mam wsparcie takich czytelników, jak Ty. Dziękuję;)
      Pozdrawiam ciepło,
      V.

      Usuń
  11. Uwielbiam, gdy występuje wątek Ginny i Blaise'a! <3
    Jejku, jak ja nie lubię tej Skeeter, zawsze była taka fałszywa!
    I współczuję Hermionie ;c Nawet w takiej sytuacji potrafiła zachować zimną krew i wyjść z tego z twarzą.
    Pozdrawiam i życzę weny!
    :*

    OdpowiedzUsuń
  12. Dopisać codzienne biczowanie się do postanowień noworocznych, Face.

    Jak ja mogłam niezabetować Twojego rozdziału przed wyjazdem? T_T
    Proszę Cię wybacz mi, tutaj nie mam dostepu do internetu (mogę jedynie na moment zabrać komputer siostrze), więc nie miałam jak zabetować Ci rozdziału kiedy już wróćiłam do domu.... Ale obiecuję, że w poniedziałek po powrocie do domu zabieram się za korektę, a jak o tym zapomnę to kurcze no nie wiem co sobie zrobię!
    Błagam Cię, przypominaj mi, upominaj się, krzycz!

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Spokojnie. Wszystko rozumiem:) I zabraniam samobiczowania się;*
      <3

      Usuń
  13. Witam;) wchodzę codziennie, aby sprawdzić, czy może pojawił się nowy rozdział, a nie zauważyłam, że oddałaś blog do oceny... hmm, przeczytałam ją i odniosłam dziwne wrażenie, że została ona napisana nieobiektywnie, tak jakby autorka była uprzedzona do dramione... ocenę przeczytałam już parę dni temu, chciałam dziś zrobić to jeszcze raz, ale nie mogę jej odnaleźć, strasznie nieczytelnego mają tego bloga;( wydaje mi się, że nie powinnaś brać sobie tej oceny jakoś bardzo do serca;) Mnie tam się bardzo podoba;) Pozdrawiam i weny dużo życzę, Justyna;)

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Przepraszam;(
      Musicie mi wybaczyć, bo póki co nie jestem w stanie napisać nic, co nadawałoby się do publikacji. A poza tym mam gorący okres na uczelni jak zapewne większość Was z racji sesji, kończącego się semestru itp. rzeczy.
      Ostatni egzamin mam 28. 01 i dopiero wtedy najprawdopodobniej spróbuję zebrać wszystko w całość.
      To bardzo miłe, że jesteś tu i pamiętasz;) Naprawdę. Bo po ostatnich słowach krytyki ze strony zarówno ocenialni jak i Czytelników nie mam ochoty tu zaglądać.
      Nie Ty pierwsza to zauważyłaś, ale Załoga szlafroka nie kryje się z tym i wyjaśnia także dlaczego. Cóż...kwestia gustu i wyobraźni.
      Bo musisz kliknąć na Sylv albo numerek 54 a nie na nazwę bloga ;)
      Nie powinnam? Może...Ale zignorować jej nie potrafię:)
      Dziękuję Ci;* Za wsparcie i za to, że jesteś.
      Ściskam,
      V.

      Usuń
    2. Nie masz za co przepraszać;) Będę cierpliwie czekać na następny rozdział, bo wiem, że warto;) więc oprócz weny życzę też czasu, czasu, czasu... bo jego w czasie sesji zawsze mało;) Pozdrawiam;* Justyna;)

      Usuń
  14. Witaj:)
    Dopiero wczoraj trafiłam na Twoj blog. Zaczęłam czytać i nie mogłam przestać, tak zaintrygowały mnie postacie i całe opowiadanie! Mimo że nie jestem fanką HP Twoja historia mnie przekonuje, jest wciągająca i taka tajemnicza...
    Jestem pod ogromnym wrażeniem i nie mogę doczekać sie kolejnego rozdziału.
    Życzę weny:)

    Pozdrawiam Patrycja

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Tym bardziej czuję się zaszczycona;) Że mimo nieznajomości serii zdecydowałaś się na przygodę z moim opowiadaniem. Dziękuję!
      Pozdrawiam ciepło;)

      Usuń
  15. Uuu, nieładnie Cho, a już myślałam, że odmówi Ricie i zachowa się lojalnie. No ale cóż, nie można spodziewać się zbyt wiele. Mam nadzieję, że Blaise ogarnie sytuację i nic nie stanie się Ginny. Biedny Malfoy, masakra z jego matką. Ale jest silnym facetem, na pewno sobie z tym poradzi. A Cormac to wgl nie wiem co on sobie myślał, idiota jeden. Sądził, że sobie bezkarnie pomaca? Niedoczekanie jego. Harry dobrze się zachował, Cormac z rozpłaszczoną buźką nie będzie już taki pewny siebie ;D
    Uwielbiam Twoje opowiadanie i nie wiem jak to możliwe, ale z każdym następnym rozdziałem coraz bardziej wciągam się w tą historię, każdy następny rozdział jest lepszy, otwiera nowe, coraz to bardziej niesamowite, oryginalne i zaskakujące wątki, których poziom intrygowania czytelników osiąga za każdym razem zenity. Powinno być więcej takich opowiadań jak Twoje!
    Courtney

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Cho ma...powiedzmy, że ma powody, by nie lubić Ginny. Co jej absolutnie nie usprawiedliwia. Wątek ten zostanie jednak jeszcze opisany;)
      Co do reszty, to wszystko się wyjaśni już wkrótce;)
      Dziękuję;) Zawsze przez Ciebie się czerwienię i uśmiecham jak nienormalna...Ale to bardzo, bardzo miłe! Nie pamiętam kiedy ostatnio dostałam tyle ciepła i pozytywnej energii;) Jesteś kochana! Dziękuję;*
      Ściskam!

      Usuń
  16. Jakoś nigdy nie przepadałam za Cho, jest strasznie denerwująca. Cormac ma przesrane u chłopaków, czemu zresztą się nie dziwię. Gdyby wszystkie opowiadania były na takim poziomie jak twoje byłabym najszczęśliwszą osobą na Ziemi :D Pozdrawiam gorąco, Edyta :)

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Ja chyba też, skoro zrobiłam z niej to co zrobiłam...A co tam;)
      Dziękuje Ci bardzo, ale poziom tego opowiadania jest dyskusyjny. Nie mniej jednak Twoje słowa są dla mnie bardzo cenne;*
      Dziękuję!
      Pozdrawiam ciepło;)

      Usuń
  17. to jest najlepszy rozdział! nie ma w nim mowy o tej paskudnej...ciii...więcej nie powiem żeby nie wypłoszyć wilka z lasu...
    Kocham Zabiniego, którego pokazałaś w sytuacji z Cho, jest taki ślizgoński...czy tylko ja kocham ślizgonów? mam nadzieję, więcej będzie dla mnie ^^'
    podobała mi się Cho, podobało mi się właściwie wszystko :)
    no może poza ciutek, ale dosłownie ciutek, za słodkim Malfoyem
    no i do końca nie przekonuje mnie sytuacja z próbą gwałtu, mało to sensowne, i to jeszcze w ministerstwie, nie wiem czy Cormac jest takim dupkiem
    no ale poza tym? cud miód malina i orzeszki (a ja uwielbiam orzeszki ;P)

    :*

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. I dlatego, że nie ma w nim Evy jest najlepszy?;p Rozbrajasz mnie, kochana;)
      Tobie trudno dogodzić, więc może nie bd nic obiecywać?;)
      Malfoy bd pewnie dla Ciebie "ciutek" za słodki przy Granger więc może przygotuj musztardę?;) A może nie bd...Już sama nie wiem;p
      Cormac do sensownych osób nie należy. Ma wybujałe ego, jest dupkiem, władza w zastępstwie uderzyła mu do głowy, poza tym myśli, że skoro jest spokrewniony z ministrem to jest nietykalny, leci na Granger, wykorzystał moment, gdy nikogo nie było i stało się. Cormac pojawi się jeszcze tylko w nieco innej odsłonie...Mam nadzieję, że go przeżyjesz;)
      Noo patrz, gdybyś mi nie pow, to żyłabym w przekonaniu, że wybrałabyś miód, bo to przecież takie słoooodkie;p
      ;*

      Usuń
    2. zapomniałam napisać! kocham ten fragment gdy Malfoy używa czarne magii, miałam ochotę (i obawiam się że nawet to zrobiłam) krzyknąć TAK TAK TAK!!

      Usuń
    3. To jedna z najmilszych rzeczy jakie mi powiedziałaś;);*

      Usuń
  18. Jaki dłuuugi rozdział :) Nie spodziewałam się, że Draco weźmie swoją pracę tak bardzo do serca. Dla Hermiony musiał być to niezły szok z McLaggenem.

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Chyba nie wychodzi mi pisanie krótkich;)
      Po prostu chce udowodnić, że teraz jest kimś innym i pragnie zapracować na własny sukces i nadać nowe znaczenie dla nazwiska Malfoy, które dotychczas było kojarzone ze Śmierciożercami.
      I był. Chyba nikt by się nie spodziewał, że Cormac może okazać się takim ignorantem i idiotą, by atakować ją w gmachu Ministerstwa. Ale jak już wspominałam facet ma wybujałe ego i nie grzeszy inteligencją. A jako, że jest spokrewniony z Ministrem myśli, że jest bezkarny.

      Usuń
  19. No nieee to już McLaggena całkiem posrało .
    Podoba mi się postawa Dracona i nawet Harry mnie nie zawiódł :)
    Chang praktycznie nic lepsza od McLaggena ,ale na szczęście Blaise utarł jej nosa :)
    Uwielbiam watki z Weasley i Zabini :3

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Cormac nigdy mądrością nie grzeszył. Ciągle się zastanawiam jakim cudem trafił do Gryffindoru...
      Cieszę się;) Fakt, Chang trochę zadziera nosa;)
      Dziękuję;)
      Pozdrawiam ciepło;)

      Usuń
  20. Draco jak rycerz na białym koniu ratuje ukochaną z tarapatów było genialny :)
    Pozdrawiam
    Kasia

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Trudno mi sobie wyobrazić Dracona w roli rycerza...no chyba, że mrocznego;D
      Dziękuję;*
      Pozdrawiam;)

      Usuń
  21. Geniusz Zabini widzę dwie pieczenie na jednym ogniu, bardzo słusznie. Cormac za to powinien zostać zlinczowany. Co temu dupkowi w ogóle do łba strzeliło? Normalnie faceta już kompletnie pogięło, ale na szczęście duet Potter-Malfoy zawsze czujny.

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Geniusz Zabini? Blaise'owi z pewnością by się spodobało;D Cormac dostanie za swoje...tego możesz być pewna;) Taak, duet pierwsza klasa;)
      Dziękuję;)
      Pozdrawiam ciepło!

      Usuń
  22. Zabini moim królem, Cho kolejnym znienawidzonym człekiem.
    przepraszam, ale po prostu nie lubię ani jej ani Evy :D
    ale to dobrze ! nawet bardzo dobrze ! to znaczy że twoje opko nie jest nudne :*
    pisz dalej, babe !

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Zgadza się to dobrze, gdy bohaterzy wzbudzają skrajne emocje. No bardzo mnie cieszy, że nie nudzisz się czytając;p
      Dziękuję:)

      Usuń
  23. Cormak, ty skończony bucu! Jak on mógł zrobić coś takiego? Ale że Hermiona i Draco kiedyś byli parą? Zaskakujesz mnie coraz bardziej w każdym rozdziale. Tak samo jak jestem zdziwiona to jestem również oczarowana tym opowiadaniem. Napewno nie można się tu nudzić :) Dużo weny i miłego dnia :)
    Pozdrawiam Ksenia Kobelak

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Nie, nigdy nie byli parą;)Co nie oznacza,że nic między nimi nie było;p
      Do usług;) Mam nadzieję, że jeszcze nie raz Cie zaskoczę. Oby, bo to oznaczałoby koniec opowiadania.
      Dziękuję i wzajemnie;)

      Usuń
  24. jedno słowo: cudo

    OdpowiedzUsuń
  25. Kocham Zabiniego w takim wydaniu :D Jest boski :D ale ten Cormac... Tylko skąd tam się wzieli Harry i Draco? Oto jest pytanie :D
    I pytanie drugie! Co kombinuje Eva, jakoś na razie cisza i nic o niej nie słychać :o

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Odpowiedzi znajdziesz w dalszej części opowiadania;)

      Usuń