Kochani,
mam świadomość tego, że zawaliłam termin i dlatego decyduję się na publikację rozdziału przed zatwierdzeniem go przez Face. Mam nadzieję, że dacie radę strawić błędy. Jak tylko dostanę zabetowaną wersję naniosę poprawki.
Mam nadzieję, że rozdział przypadnie Wam do gustu. Starałam się, naprawdę. Czy jestem jednak z niego zadowolona? Trudno powiedzieć...Jeśli chodzi o jego długość- to jak najbardziej, biorąc pod uwagę karuzelę, w której teraz siedzę i ograniczony limit czasu. Natomiast, co do treści...heh tu zaczynają się schody. Ale ocenę pozostawiam Wam;)
A teraz najważniejsze. Nigdy nie byłam dobra w te klocki dlatego wybaczcie chaotyczność moich myśli, płynących prosto z serducha, ubranych w nieporadne słowa;)
Z okazji zbliżających się Świąt, życzę Wam Duszki moje, abyście spędziły je w ciepłej, rodzinnej atmosferze wśród ludzi, których kochacie i którzy kochają Was. Niech magia świąt sprawi żeby ten wyjątkowy czas stał się dla Was chwilą, w której zamkniecie wszystkie niedokończone sprawy i uwolnicie się od ciężaru trosk i problemów. Życzę Wam dużo zdrowia, wypoczynku oraz szampańskiej zabawy sylwestrowej. Nich każdy kolejny dzień w Nowym Roku będzie dla Was wyjątkowy, bogaty w szczęśliwe momenty i żebyście były nieustanie otoczone życzliwymi, szczerymi ludźmi.
Ściskam Was wszystkich i każdego z osobna! Raz jeszcze wesołych Świąt Bożego Narodzenia i Szczęśliwego Nowego Roku!;*
Wasza Villemo!
***
Rozdział 9
„Pajęczyna”
Szybkim
krokiem przemierzała sterylne korytarze kliniki Świętego Munga, a echo jej
kroków tonęło w szmerach rozmów pomiędzy pacjentami, ich rodzinami i personelem
szpitala. Zsunęła kapelusz na czoło i poprawiła okulary, mając nadzieję, że
nikt niepowołany jej nie rozpozna. Kilkakrotnie przeklnęła w myślach, gdy ktoś
ją potrącił, ale nie zatrzymała się, aby nawymyślać tej osobie, że w szpitalu
się nie biega, albo żeby rodzice lepiej pilnowali tych małych potworków, które
dumnie nazywali swoimi dziećmi. Odetchnęła z ulgą, gdy dotarła na piąte piętro,
gdzie niedawno nowy dyrektor otworzył Oddział Ginekologiczny i Położniczy,
przenosząc tym samym bufet do zachodniego skrzydła parteru. Rozejrzała się dookoła
z ciekawością. Korytarz na tym piętrze nie przypominał tych z poprzednich.
Ściany pomalowane były na ciepły słonecznikowy kolor idealnie współgrający z
ciemnobrązowymi płytkami na podłodze. Przez całą długość holu ustawione były
drewniane krzesełka dla czekających pacjentów, a naprzeciwko w równych
odstępach znajdowały się drzwi do sal i gabinetów uzdrowicieli. Dodatkowy
akcent stanowiły ozdobne wzory roślinne pokrywające ściany oraz świeże kwiaty
na stolikach, obok których stały również ulotki informacyjne oraz inne medyczne
informacje ogólnodostępne dla czarodziei odwiedzających klinikę. Na końcu korytarza widniały dwuskrzydłowe,
rozsuwane, szklane drzwi, prowadzące na sale operacyjne. Pokiwała głową z
uznaniem nad dziełem dyrektora. Mimo, że nie przepadała za nim, musiała
przyznać, że szpital bardzo się rozwinął od czasu, gdy doktor Zabini, po
przejęciu ordynatury, rozpoczął jego modernizację. Wolnym krokiem ruszyła przed siebie,
prześlizgując wzrokiem po zawieszonych na drzwiach złotych tabliczkach z nazwiskami
uzdrowicieli i uśmiechnęła się, gdy wreszcie odszukała te właściwe. Wygładziła
swoją ciemnozieloną marynarkę i zdecydowanie zapukała. Po usłyszeniu
melodyjnego, kobiecego proszę bez wahania nacisnęła klamkę i przekroczyła próg
gabinetu doktor Chang.
- Witam
panią… - zaczęła Cho z serdecznym uśmiechem, lecz gdy podniosła wzrok na
pacjentkę urwała, a jej uśmiech zbladł. – Rita. Zdaje się, że nie wyraziłam się
jasno w swoim liście. Nie mam zamiaru łamać dla ciebie prawa – oznajmiła
chłodnym głosem, posyłając dziennikarce twarde spojrzenie.
- Ależ moja
droga! Musiałyśmy się źle zrozumieć – oznajmiła przesadnie słodkim głosem i nie
czekając na zaproszenie, rozsiadła się wygodnie w fotelu naprzeciwko brunetki.
- Doprawdy?
– Zapytała powątpiewająco kobieta, na co Skeeter roześmiała się perliście.
- Oj,
Cho…Przede mną nie musisz udawać. Dobrze wiem, że pragniesz tego tak samo jak
ja. W głębi serca wiesz, że ta smarkula zasługuje na nauczkę – zaczęła
konspiracyjnym szeptem, pochylając się w stronę uzdrowicielki, która wciąż patrzyła
na nią z dystansem.
- Nie
rozumiem, dlaczego zwracasz się z tym do mnie – oznajmiła Cho po dłuższej
chwili milczenia. – Ginny nie była i nie jest moją pacjentką. A nawet gdyby nią
była, a ja hipotetycznie rzecz jasna, chciałabym ci pomóc, to nie mogłabym, bo
wiąże mnie przysięga Bonhama.
- Idąc dalej
za twoim rozumowaniem – odparła reporterka, odchylając się nonszalancko w
fotelu. – Przypuśćmy, czysto hipotetycznie rzecz jasna, że w ferworze zajęć,
całkiem niechcący zabierasz ze sobą jej dokumentację do swojego gabinetu.
Przypuśćmy też, że jestem twoją pacjentką i akurat w momencie mojej wizyty
kończy ci się atrament, recepty, czy Merlin raczy wiedzieć, co. Przypuśćmy też,
że wychodzisz na chwilę po tą brakującą, ale jakże niezbędną rzecz i zostawiasz
mnie samą w gabinecie – zawiesiła głos, dając uzdrowicielce czas na
przetrawienie jej słów, po czym widząc, że kobieta przygląda jej się z
uznaniem, ciągnęła dalej. - Któżby się
przecież spodziewał, że moja reporterska natura weźmie nade mną górę i całkiem
niechcący w moje ręce wpadnie dokumentacja medyczna panny Weasley? – Zapytała,
robiąc niewinną minę, a w jej oczach zabłysły diaboliczne iskierki.
***
Z
roztargnieniem bawiła się swoimi włosami, a jej rozbiegany, zamyślony wzrok
przesuwał się nieprzytomnie po gabinecie. Zwykle czuła się w nim bezpiecznie,
ale nie w momencie, gdy w każdej chwili mógł wparować tu Malfoy. Nie była
gotowa na konfrontację z mężczyzną. Jeśli miała być szczera, to bała się tego
spotkania. Zwłaszcza, że Draco musiał się domyślić, że nie jest jej obojętny. Im
bardziej starała się trzymać go na dystans, paradoksalnie tym bardziej zbliżała
się do niego. W obliczu tego, co powiedziała mu w przeszłości, musiał dojść do
pewnych wniosków. Te z kolei musiały zrodzić pytania i Hermiona nawet nie
łudziła się, że Malfoy zostawi je bez odpowiedzi. Zbyt dobrze go poznała.
Sądziła, że
ma to za sobą. W końcu minęło tyle czasu. Oddaliła się od niego i zostawiła za
sobą przeszłość. Tymczasem wszystko, zaledwie w kilka dni, wróciło niczym
bumerang. Nie rozumiała swoich irracjonalnych uczuć do blondyna. Zastanawiała
się, kiedy przegapiła moment, w którym przestała go nienawidzić. Jak mogła nie
dostrzec tego, jak bardzo się do siebie zbliżyli? Te wszystkie chwile
szczerości, bezinteresownej pomocy, wsparcia i kłótni. W którym momencie Draco
wszedł do jej serca? Czy to wszystko zaczęło się rok wcześniej, dwa lata temu,
a może podświadomie intrygował ją od ich ponownego spotkania w Dziurawym Kotle?
Jej uczucia były niejasne i wizualnie przypominały poplątany kłębek wełny. Z
perspektywy czasu żałowała, że dopuściła do tego. Żałowała, że wpuściła go do
swoich myśli i serca.
Gdy tylko szatynka
pojawiła się w pracy, Katlyn oznajmiła jej, że Draco już trzykrotnie o nią
pytał i zażądał, aby Hermiona zaraz po tym jak raczy pojawić się w pracy,
niezwłocznie udała się do jego gabinetu. Nie umknęło jej uwadze to, że jego
prośba nie miała nic wspólnego z faktyczną prośbą. Zdecydowanie bardziej
przypominała rozkaz. I to pewnie dlatego zaznaczyła, żeby sekretarka pod żadnym
pozorem nie wpuszczała do jej gabinetu nikogo chyba, że byłby to sam minister
lub Harry. Nikogo innego jej napięty grafik nie przewidywał.
Rozejrzała
się po pomieszczeniu, a jej wzrok padł na marmurowe podium, na którym dumnie
pyszniła się jej rzeźbiona w krysztale górskim myślodsiewnia, na której zakup
poświęciła wszystkie oszczędności, jakie udało jej się zebrać z półrocznego
wyjazdu do Skandynawii, gdzie została oddelegowana w ramach projektu
badawczego. Tuż za nią na całej długości piaskowej ściany ciągnęła się hebanowa
biblioteczka, zapełniona zbiorem cennych ksiąg, które udało jej się dotychczas
zgromadzić, a których kolekcja w dalszym ciągu była skrupulatnie powiększana. Przeciwległa
ściana, której struktura z jednej strony przypominała lustro weneckie, a z
drugiej wyglądała jak elegancka mozaika z runicznym motywem, skrywała jej
prywatne laboratorium. Tuż przy oknie stało majestatyczne biurko w kształcie
półksiężyca, na którym ustawiony był pokaźny stos dokumentów, zielony kubek
herbaty z unoszącym się z niego aromatycznym zapachem pomarańczy i imbiru oraz ozdobna
ramka ze zdjęciem jej i Wiktora, które zostało zrobione w czasie ich pierwszej
podróży po Włoszech.
Wskazówki
zegara nieubłagalnie przypominały, że zbliża się pora lunchu. Oznaczało to, że
będzie musiała opuścić swój azyl, ponieważ dzień wcześniej umówiła się na niego
z Ginny i Pansy. Teraz żałowała, że nie była bardziej asertywna. Gdyby wymigała
się zaległościami i nawałnicą pracy, teraz nie musiałaby zadręczać się różnymi
scenariuszami rozmów, na wypadek natknięcia się na blondyna. Przy nim nie
potrafiła zebrać myśli i zachowywać się racjonalnie. Postanowiła go unikać i
ograniczyć ich kontakty do minimum. Żałowała, że ich relacje uległy zmianie.
Gdyby Malfoy wciąż zachowywał się jak dupek, którym nota bene jest, byłoby jej
znacznie łatwiej tak o nim myśleć. Natomiast w obecnej sytuacji, gdy Draco
prowadził tą swoją durną grę, której reguł nie raczył jej wyjaśnić, czuła się
na przegranej pozycji.
Niechętnie
zasunęła torebkę i schyliła się pod biurko, aby wyciągnąć spod niego swoje
beżowe szpilki. Wygładziwszy białą, zwiewną bluzkę, podkreślającą jej ładną
opaleniznę i otrzepując spódnice, wzięła głęboki oddech i ostrożnie nacisnęła
klamkę. Przez wąską szparę w drzwiach jej wzrok zarejestrował, że hol przed gabinetem
jest pusty i z ulgą przestąpiła jego próg. Nie dostrzegając śladu Katlyn, podeszła
do biurka swojej sekretarki i na kartce napisała, że nie będzie jej przez
najbliższą godzinę.
- Witaj,
ptaszyno – drgnęła słysząc niespodziewany głos za plecami, tak że z ręki wypadł
jej długopis. Ignorując lubieżny uśmiech mężczyzny westchnęła ciężko i schyliła
się po upuszczony przedmiot.
- Czy masz
pojęcie jak ponętnie wygląda twój tyłek w tej obcisłej kiecce? – Zapytał,
przeciągając sylaby i przejeżdżając palcami po linii jej kręgosłupa.
-Czego
chcesz, McLaggen? – Warknęła zirytowana i obrzuciła mężczyznę nieprzychylnym
spojrzeniem.
-Czego chcę?
Hmm…dobre pytanie. Może będzie lepiej, jak ci pokaże? – Hermiona zmarszczyła
czoło, gdy Cormac położył dłonie na jej talii, po czym strzepnęła jego ręce ze
swojego ciała i, walcząc z pokusą rozkwaszenia mu nosa, odsunęła się na
bezpieczną odległość, tak by móc bez przeszkód go wyminąć.
- Wybacz,
ale nie jestem zainteresowana – oznajmiła chłodno, odwracając się ostentacyjnie
z zamiarem jak najszybszego odejścia.
Zatrzymało
ją niezbyt delikatne szarpnięcie, przez które upuściła torebkę.
- Co ty
wyprawiasz?!- Syknęła, gdy mężczyzna bez pardonu przyciągnął ją do siebie. –
Puszczaj! – Zażądała, gdy Cormac jedną ręką unieruchomił jej nadgarstki, a drugą
przesunął z jej talii na udo, a następnie mimo jej sprzeciwów zaczął podwijać
jej spódnicę.
Poczuła falę
mdłości i obrzydzenia wymieszaną z niedowierzaniem i wściekłością na siebie, że
wsadziła różdżkę do torebki. Dotyk McLaggena stawał się coraz bardziej
gwałtowny, a jego oczy zaszły mgłą podniecenia. Krzyknęła w ramach sprzeciwu,
gdy mężczyzna przyparł ją do kontuaru i kolanem rozsunął jej nogi.
- Krzycz,
nie krępuj się! Nawet nie wiesz, jak to mnie kręci. A poza tym jesteśmy tu
całkiem sami… Sprawdziłem – wyszeptał jej do ucha, przygryzając je niezbyt
delikatnie.
-
Przysięgam, że jeśli mnie tkniesz, potraktuję cię najbardziej paskudną klątwą,
jaka istnieje! – Wycedziła zdławionym głosem, czując jak bolesna gula bezradnej
złości formułuje jej się w krtani. Walczyła dzielnie ze łzami napływającymi do
oczu, modląc się jednocześnie o ratunek. – Nie dotykaj mnie! – Krzyknęła
szarpiąc się dziko, gdy Cormac wolną ręką zaczynał rozpinać jej koszulę.
- Och zaraz
zmienisz zdanie, gdy tylko wprowadzę moje fantazje w życie i… – zaczął,
uśmiechając się lubieżnie i wsunął dłoń pod bluzkę szatynki.
- Pozwól, że
teraz ja wprowadzę swoje – niski, wibrujący wściekłością baryton Dracona wszedł
mu w zdanie, a następnie Cormac z ogromną siłą został szarpnięty do tyłu tylko
po to, aby chwilę później z tłumionym jękiem osunąć się po przeciwległej ścianie.
Hermiona
tylko tyle była w stanie zauważyć nim zatonęła w opiekuńczym, bezpiecznym
uścisku. Po zapachu perfum poznała Harry’ego. Bez słowa pozwoliła, aby
przyjaciel gładził ją po głowie i plecach w uspokajającym geście. Była zbyt
roztrzęsiona, by móc choćby się ruszyć, a gula w gardle odebrała jej tymczasowo
głos. Kolejny jęk bólu i soczyste przekleństwo sprawiło, że drgnęła nieznacznie
i kurczowo zacisnęła dłonie na szacie bruneta. Wciąż słyszała swój płytki, przyspieszony
oddech oraz czuła, jak jej serce bije w szalonym tempie.
- Draco, nie
tutaj – oznajmił stanowczym głosem Potter, powstrzymując swojego partnera przed
zadaniem kolejnego ciosu McLaqggenowi.
Malfoy w
odpowiedzi posłał mu pytające spojrzenie, na co Harry jedynie skinął na wciąż
milczącą kobietę w swoich ramionach. Wydawała się taka krucha, bezbronna i
zagubiona. W niczym nie przypominała tej dzielnej, walecznej Gryfonki, która
nieświadomie już tyle razy doprowadzała go do szewskiej pasji. Jej pusty wzrok
i malujące się na twarzy przerażenie wymieszane z niezrozumieniem, sprawiły, że
miał ochotę poćwiartować tą imitację mężczyzny za to, że odważył się chociażby
pomyśleć o tym, aby ją skrzywdzić. Miał ją chronić, a tymczasem pozwolił, aby
ten typ ją tknął. To było silniejsze od niego. Z mściwym wyrazem twarzy uniósł
ledwo przytomnego czarodzieja za poły szaty i wymierzył silny cios, który
zwalił go z nóg. Następnie spetryfikował go, układając w myślach okrutny plan
tortur, jakimi podda tego śmiecia, po czym wolnym krokiem ruszył w stronę pary
przyjaciół.
- Granger? –
Zaczął łagodnym, niepewnym głosem, lecz kobieta nie zareagowała. Wydawała się
całkowicie pochłonięta własnymi myślami. – Hej… - ponowił próbę złapania
kontaktu z szatynką, muskając jej blady policzek i delikatnie uniósł jej
podbródek. - Jesteś bezpieczna – oznajmił z mocą, zaglądając kobiecie w oczy i
starając się złapać spojrzenie jej zaszklonych tęczówek.
Wciąż
trzymając rękę na jej policzku, pogładził go kciukiem, na co Hermiona
przymknęła powieki i wzięła głęboki oddech. Przez chwilę razem z Potterem wpatrywali
się w milczeniu w jej udręczoną twarz, czekając na cokolwiek ze strony
szatynki. I gdy Harry, otwierał już usta, aby coś powiedzieć, Hermiona sztywno
skinęła głową i otworzyła oczy.
-Nic mi nie
jest – oznajmiła zachrypniętym głosem, unikając patrzenia na Dracona. –
Poważnie Harry. Wszystko ok – zapewniła przyjaciela, gdy dostrzegła nieprzekonaną,
zatroskaną twarz bruneta.
- Możemy coś
dla ciebie zrobić? – Zapytał Wybraniec, łapiąc przyjaciółkę za dłoń i ściskając
ją delikatnie na znak solidarności.
Tym drobnym
gestem chciał jej pokazać, że jest gotów spełnić każdą jej prośbę i że zawsze
może na niego liczyć. Hermiona najwidoczniej zrozumiała jego przekaz, gdyż
odwzajemniła uścisk.
- Poradzę
sobie, ale mógłbyś powiedzieć Pansy i Ginny, że wypadło nam jakieś ważne
zebranie i nie mogłam się wyrwać z pracy? – Zapytała, posyłając mężczyźnie
błagalne spojrzenie, a gdy Harry skinął głową, zdobyła się na blady uśmiech. –
Chciałabym zostać sama – oznajmiła cicho, spuszczając wzrok i obejmując się
ciasno ramionami.
Obaj
mężczyźni skinęli w milczeniu głowami. Harry, co prawda wyglądał tak, jakby się
wahał, czy aby na pewno powinien pozwolić być teraz przyjaciółce samej, czy
może uprzeć się i narzucić jej swoje towarzystwo. Znał jednak Hermionę
wystarczająco długo, żeby wiedzieć, że kobieta potrzebuje chwili samotności,
aby poukładać sobie wszystko w głowie. Tak było od zawsze. Najpierw uciekała do
swojej samotni, by dopiero potem pozwolić mu spełnić swój braterski obowiązek
bycia i wspierania jej.
- Granger! –
Draco zawołał za kobietą, gdy ta zamykała już za sobą drzwi od gabinetu. - Obiecuję
ci, że on już nigdy się do ciebie nie zbliży – zapewnił, choć nie wiedział,
czemu to powiedział.
Działał pod wpływem impulsu. A może tak
naprawdę chciał zobaczyć na jej twarzy jakieś uczucia, zamiast tej wypranej
maski bez wyrazu. Hermiona po raz pierwszy od ostatnich wydarzeń spojrzała mu w
oczy, jak gdyby analizowała szczerość jego słów. Nie wiedział, ile to trwało.
Dziesięć sekund, a może i krócej, gdy jej spierzchnięte usta uformowały się w
ciepły uśmiech. Pierwszy od tak dawna zaadresowany do niego.
***
Gdy drzwi za
Hermioną zamknęły się bezszelestnie, jeszcze przez dłuższą chwilę stał w tym
samym miejscu i gapił się w nie bezmyślnie. Zapewne trwałoby to dłużej, gdyby
nie Harry, który z dzikim okrzykiem rzucił się na wciąż spetryfikowanego
McLaggena. Zaślepiony zimną furią zaczął okładać mężczyznę pięściami i zapewne
w innym wypadku Draco nie miałby nic przeciwko. Ba! Byłby wręcz za! Niestety
zdążył polubić Golden Boya i dlatego postanowił powstrzymać go przed skazaniem
się na więzienie za zabójstwo w afekcie i to w dodatku na terenie Ministerstwa
Magii. Ku swojemu zaskoczeniu musiał zmobilizować wszystkie swoje siły, żeby
odciągnąć napędzanego wściekłością Pottera od ciała mężczyzny. Jeszcze więcej
energii zmarnował, aby się go pozbyć. Odetchnął z ulgą, gdy znalazł się sam na
sam z Cormac’iem. Przez chwilę
przyglądał się mu w zamyśleniu, jakby rozważając wszystkie opcje, po czym
nieśpiesznym krokiem ruszył w jego stronę. Rozejrzał się uważnie, chcąc mieć
pewność, że nikt ich nie obserwuje. Następnie wyjął różdżkę i rozciął
wewnętrzną stronę swojej dłoni, a następnie to samo uczynił z ręką McLaggena.
Splótł ze sobą ich dłonie i zamknął oczy starając się oczyścić umysł ze
wszystkich myśli i emocji, by na koniec wyszeptać czarnomagiczną inkantację
zaklęcia. Poczuł znajome szczypanie, a potem mrowienie, gdy rana na dłoni się
goiła. Nim cofnął zaklęcie petryfikujące, spojrzał na leżącego mężczyznę z
odrazą, a następnie przybierając maskę zawodowego mordercy wyszeptał.
- Masz
bezwzględny zakaz zbliżania się do Granger. Trzymaj się od niej z daleka, albo
przysięgam, że cię zabije bez mrugnięcia okiem. Wcześniej jednak wypróbuje na
tobie wszystkie znane mi zakazane klątwy, jakie stosował sam Voldemort, gdy
kogoś nie lubił – zaczął, napawając się przerażeniem malującym się w
rozszerzających się źrenicach mężczyzny. - Zostałeś naznaczony. Jeśli złamiesz
naszą umowę, będę o tym wiedział, McLaggen – dodał, unosząc rękę i wskazując na
ciekną, różową bliznę, identyczną jak ta na dłoni Cormaca. – Mam nadzieję, że
się zrozumieliśmy, bo bardzo nie lubię się powtarzać? – Zapytał, cofając
zaklęcie petryfikujące. – Nie wydam cię, bo to byłoby za proste. Wiedz jednak,
że od teraz będę uważnie obserwował każdy twój ruch. I możesz mieć pewność, że
gdy choćby tkniesz Hermionę palcem, będzie to ostatnia rzecz, jaką zrobisz -
dodał z naciskiem, a w odpowiedzi uzyskał jedynie zduszony jęk bólu i nieme
skinienie głową, co skwitował zimnym, pogardliwym spojrzeniem.
***
- Możesz mi
łaskawie wyjaśnić, co u diabła robiła u ciebie Skeeter? – Zapytał mężczyzna podniesionym
głosem, przekraczając próg gabinetu swojej pracownicy, a w odpowiedzi otrzymał
znudzone spojrzenie uzdrowicielki.
- Mógłbyś
tak nie krzyczeć, Blaise? Okropnie boli mnie głowa – oznajmiła, krzywiąc się i
rozmasowując skronie.
Jednakże,
gdy wymowna cisza przedłużała się, uchyliła powieki i napotkała twarde,
wyczekujące spojrzenie Zabiniego. Westchnęła ciężko i odrzucając włosy do tyłu,
dodała zmęczonym głosem – Rita jest moją pacjentką. Przestań węszyć wszędzie
podstęp, bo zaczynasz wpadać w paranoję.
- Być może –
zdawkowy głos mężczyzny i jego świdrujące spojrzenie sprawiły, że kobieta
spuściła wzrok i odsunęła od siebie uzupełnione karty pacjentów. – Nie chcę
rzucać bezpodstawnych podejrzeń, ale miałem przyjemność minąć się z twoją
PACJENTKĄ i jej zachowanie wzbudziło moją czujność. Wyglądała na kogoś, kto nie
chce, żeby go rozpoznano – dodał wciąż uważnie przyglądając się unikającej jego
wzroku kobiecie.
- Jest
redaktor naczelną „Proroka Codziennego”. Czy to nie oczywiste, że przy jej
problemie obawia się rozpoznania? Sądzę, że prenumerata gazety spadłaby
znacząco, gdyby czytelnicy dowiedzieli się, że osoba nią kierująca jest
nałogową alkoholiczką – oznajmiła znudzonym głosem i spojrzała na przełożonego
z uprzejmym zainteresowaniem. – A teraz bądź łaskaw i zdradź mi powód swojej
wizyty. Nie żebym nie czuła się zaszczycona, ale trochę się spieszę i sam
rozumiesz…
- Z
sarkazmem ci nie do twarzy – zaczął pobłażliwym tonem, obserwując, jak kobieta
ściąga z siebie szatę uzdrowiciela i znika za parawanem. – W zasadzie to
przynoszę ci dobre wieści. Dostałaś się do drugiego etapu konkursu – oznajmił
zdawkowym tonem, przeglądając niewypisane karty pacjentów i uśmiechnął się pod
nosem, gdy usłyszał brzdęk kluczy upadających na podłogę. Już otwierał usta,
aby rzucić jakąś kąśliwą uwagę na ten temat, gdy jego wzrok padł na znajome
nazwisko.
- Możesz
powtórzyć? – Podekscytowany głos uzdrowicielki wyrwał go z własnych myśli i
przeniósł na nią nieprzeniknione spojrzenie.
-Czy możesz
mi wyjaśnić, po co jest ci karta panny Weasley? – Zapytał unosząc białą teczkę
i machając nią przed nosem wyraźnie zmieszanej kobiety. – Z tego, co mi wiadomo
jest ona pacjentką Parvati.
-
Zadziwiające, że mając tyle obowiązków i własnych pacjentów jesteś w stanie
zapamiętać również pacjentów swoich pracowników – sarknęła, patrząc na
mężczyznę z mieszaniną złości i żalu. – Ciekawi mnie, skąd bierzesz na to czas,
Blaise. No chyba, że po nocach studiujesz akta jedynie specjalnie
wyselekcjonowanych pacjentek – dodała z wrednym uśmiechem i zmierzyła mężczyznę
pełnym politowania spojrzeniem.
- Chyba się
zagalopowałaś, Chang – wycedził, starając się zachować spokój i obrzucił
uzdrowicielkę chłodnym spojrzeniem.
- Och,
przepraszam szanownego pana dyrektora, że trafiłam w czuły punkt – Blaise
zacisnął mocnej szczęki, słysząc drwiący głos brunetki i zrobił dwa kroki w jej
stronę, tak że aby Cho mogła spojrzeć mu w twarz, musiała zadrzeć głowę do
góry. – I co teraz? Wyrzucisz mnie? Zaszantażujesz? Uderzysz, bo znalazłam się
w posiadaniu karty twojej kolejnej damy do towarzystwa? – Zakpiła ociekającym
jadem głosem i przejechała dłonią po torsie mężczyzny.
- Nie igraj
ze mną, Cho i nie waż się obrażać Ginewry – warknął stłumionym ze złości głosem
i łapiąc szczupły nadgarstek kobiety, odsunął jej rękę.
- Nie
potrafisz się bawić – zaśmiała się głośno. – Władza obdarła cię z resztek
poczucia humoru – poskarżyła się, patrząc na mężczyznę z wyższością. – Ale niech
będzie. Skoro tak bardzo zależy ci na tej informacji, to nie będę się dalej
znęcać – westchnęła ciężko i oparła nonszalancko biodrem o swoje biurko. - Rita
szukała jakiegoś pikantnego materiału na pierwszą stronę i pomyślałam, że jej
pomogę – oznajmiła poważnym głosem, a widząc gwałtowną reakcję dyrektora
szpitala, uśmiechnęła się cynicznie i dodała – ależ ty naiwny jesteś, chłopie…
- zaśmiała się, kręcąc głową z politowaniem. – Prawda jest taka, że przez tą
awarię sieci fiu spóźniłam się do pracy i w pośpiechu szukałam kart w archiwum.
Najwidoczniej musiałam wziąć ją przez pomyłkę.
Rysy twarzy
mężczyzny nieco złagodniały, ale w jego oczach wciąż malowała się nieufność
oraz rezerwa. Cho z rozbawieniem obserwowała, jak Blaise na marne próbuje ukryć
gniew. Bawiło ją to jego oddanie w stosunku do Weasleyówny i potrzeba zgrywania
jej rycerza na białym koniu. Zastanawiała się, czy Zabini wciąż będzie jej tak
ślepo oddany, gdy na jaw wyjdą jej brudy. Z przyjemnością popatrzy na ten
nadchodzący melodramat.
- Nie
pogratulujesz mi?! – Zawołała prowokującym tonem za mężczyzną, gdy ten obrzucił
ją jedynie lodowatym spojrzeniem i bez słowa skierował się w stronę wyjścia.
- Nie –
oznajmił zadziwiająco opanowanym, obojętnym głosem, co zbiło ją z tropu. – Dam
ci za to dobrą radę – powiedział, a gdy milczał brunetka posłała mu pytające
spojrzenie. – Wstrzymaj się z zakupem nowej tabliczki na drzwi z napisem
ordynator. Wątpię, żeby komisja poparła kandydaturę magomedyka, który łamie
prawo – dodał z udawanym smutkiem, po czym bezszelestnie opuścił gabinet uzdrowicielki.
- Niech cię
szlag, Zabini! – Warknęła, uderzając otwartą dłonią w biurko i tłumiąc chęć
rozbicia kilku przedmiotów.
***
Mechanicznym
ruchem obracał swoją różdżkę pomiędzy długimi, szczupłymi palcami. Czuł się
zmęczony, ale nie było to zmęczenie fizycznie. To jego umysł miał dość tych
wszystkich wojen, jakie stoczył sam ze sobą.
Ostatnie wydarzenia nie dawały mu spokoju. Wracały do niego niczym echo.
Dręczyły go w trakcie bezsennych, samotnych nocy. Wchodziły w zakamarki jego
duszy i zakleszczały się niczym pasożyty przysysające się do swoich ofiar. Przejechał
dłonią po szorstkim policzku, jakby próbował zetrzeć z twarzy zmęczenie.
Powinien się ogolić, ale wciąż nie potrafił spojrzeć sobie w twarz. Bał się, że
we własnym odbiciu mógłby dostrzec JEGO. W uszach w dalszym ciągu dzwoniły mu
prześladujące go słowa matki. Gdy Blaise wysłał mu patronusa, że Narcyza znów
mówi, nie mógł uwierzyć, że dzieje się to naprawdę. Jednak tlący się płomień
nadziei został brutalnie zdmuchnięty. Narcyza przeraziła się na jego widok.
Patrząc na twarz rodzicielki, na której malowało się przerażenie i żal, poczuł
jak ziemia osuwa mu się spod stóp. „Czy wróciłeś, aby mnie ukarać, Lucjuszu?
Zrób to, ale to niczego nie zmieni. Już nigdy się do ciebie nie odezwę”- te
słowa matki uderzyły w niego z mocą wściekłego Rogogona Węgierskiego. Był w
stanie tylko stać i patrzeć na bladą twarz kobiety, z której można było odczytać
bunt i poczucie krzywdy. Taką samą minę widział u niej w czasie egzekucji
swojego ojca. Bo pomimo wielu przykrości, jakich Narcyza doznała od swojego
męża, nigdy nie przestała go kochać. Potrafiła usprawiedliwić każdą jego
zbrodnię, każdą przykrość, jaką od niego doświadczyła i wszystkie jego zdrady.
Draco miał wrażenie, że jego matka kochała cień dawnego Lucjusza Malfoya, który
przed wstąpieniem do szeregów Czarnego Pana, był czułym mężczyzną, dającym jej
poczucie bezpieczeństwa i wsparcie. Jego ojciec nigdy nie okazywał swoich uczuć
w sposób oczywisty. Zazwyczaj pokazywał im, że są dla niego ważni poprzez małe
gesty. Wszystko zmieniło się wraz z powrotem Lorda Voldemorta. To wtedy Lucjusz
z dnia na dzień zmienił się nie do rozpoznania. Aż w końcu zrezygnował z nich,
zrezygnował z własnej rodziny na rzecz pełnoetatowej służby swojemu panu. Nie
wyrzekł się go nawet wtedy, gdy w trakcie procesu sędzia poprosił go o akt skruchy
i pokory. Mimo błagalnych krzyków Narcyzy i jej rozpaczy wybrał pocałunek
dementora. To wtedy jego matka przestała
mówić, a jej magiczna moc w jakiś niewytłumaczalny sposób została zablokowana. Zamknęła
się w sobie, niknąc w oczach z dnia na dzień. A on mógł tylko bezradnie patrzeć
na proces autodestrukcji swojej rodzicielki i modlić się o cud.
- Malfoy?
Z ponurych
myśli wyrwał go zaskoczony głos kobiety. Uniósł głowę i przeniósł wzrok na
Hermionę. Wyglądała na zmęczoną i zmieszaną. Draco miał świadomość tego, że
szatynka wiele dzisiaj przeszła, jednak nie mógł się wycofać. Wiedział, że
następnym razem mógłby stchórzyć. W zasadzie nie potrafił odpowiedzieć na
pytanie, dlaczego na nią czekał. Może dlatego, że chciał ją zobaczyć? A może,
aby upewnić się, że wszystko z nią w porządku? A może jedno i drugie? Jakaś
irracjonalna siła ciągnęła go do tej upartej, irytującej kobiety i był pewien,
że ona czuje podobnie. Fascynowała go i denerwowała na przemian. Wyzwalała w
nim wszystkie najgorsze emocje, a przy tym sprawiała, że chciał być kimś
lepszym. Po raz pierwszy od dawna czuł się za kogoś odpowiedzialny i ku swemu
zaskoczeniu stwierdzał, że to miłe uczucie. Widząc, jak skrępowana opiera się o
drzwi i przygryza dolną wargę ze zdenerwowania, uśmiechnął się ledwo
zauważalnie. Przez dłuższą chwilę oboje milczeli. On, bo nie wiedział, jak
ubrać swoje myśli w słowa. Niepewny, co tak właściwie chce jej powiedzieć. Ona,
ponieważ bała się swoich skrajnych uczuć i reakcji na obecność tego mężczyzny.
Niepewna, czy jest gotowa na to, co usłyszy z jego ust.
***
Z uśmiechem
satysfakcji, która tylko wzrosła, gdy dobiegł go dźwięk rozbijającego szkła, opuścił
gabinet redaktor naczelnej „Proroka Codziennego”. Delektując się stłumionymi
przekleństwami dochodzącymi z pomieszczenia, z którego właśnie wyszedł,
poprawił płaszcz. Mając poczucie dobrze
wypełnionego obowiązku, ruszył w stronę wyjścia z redakcji. Jego plany jednak
zmieniły się, gdy na zakręcie został prawie znokautowany przez śliczną,
rudowłosą istotę, która w przyszłości miała nosić jego nazwisko.
-Blaise? – Zapytała
zbita z tropu, nie kryjąc nawet zdziwienia widokiem mężczyzny w miejscu jej
pracy. – Nie, nie umówię się z tobą! – Zaznaczyła szybko, robiąc dwa kroki w
tył.
- Widzę, że
moje kochanie, urocze jak zawsze – uśmiechnął się szarmancko, nachylając nad
kobietą, aby pocałować ją w policzek na przywitanie.
Ginny,
zaskoczona jego gestem, wstrzymała powietrze, gdy mężczyzna musnął jej skórę, po
czym wypuściła je wolno, gdy Zabini znalazł się w bezpiecznej odległości.
-Wybacz
skarbie, ale technicznie rzecz biorąc, tym razem nie jestem tu ze względu na
ciebie – skłamał gładko i uśmiechnął się przepraszająco.
- Nie? – Zapytała
ze słabo skrywanym rozczarowaniem, po czym jakby nagle dotarło do niej, co
powiedziała, ponownie przybrała na twarz obojętną minę i pełnym wyższości
głosem oznajmiła – Zresztą nieważne. W ogóle skąd pomysł, że mogłabym tak
pomyśleć?
- No nie
wiem, kochanie. Może z… - odparł, doskonale się bawiąc zakłopotaniem kobiety.
- Nie kończ,
Zabini! – Warknęła przez zaciśnięte zęby zła, że dała mu powód do tworzenia
kolejnych urojeń na temat ich domniemanej przyszłości. – I nie mów do mnie
kochanie.
- Jak sobie
życzysz, skarbie mój narodowy – odparł potulnym tonem i posłał rudowłosej
łobuzerski uśmiech.
- Naprawdę
nie wiem, Zabini, co bierzesz, ale stanowczo radzę ci to odstawić. A teraz
zejdź mi z drogi, bo nie mam zamiaru stracić przez twoje pajacowanie przerwy na
lunch.
Blaise
uśmiechnął się czarująco i unosząc ręce w geście poddania, przepuścił kobietę.
Ginny posłała mu podejrzliwe spojrzenie i zachowując możliwie największy
dystans między nimi, wolnym krokiem wyminęła mężczyznę.
- Jeśli chcesz
znać moje zdanie, to radziłbym ci odłożyć wizytę u szefowej. No chyba, że
jesteś gotowa na spotkanie z wściekłym orkanem o wdzięcznej nazwie Rita – dodał
lekkim tonem, a jakby na potwierdzenie jego słów z gabinetu redaktor naczelnej
dobiegł stłumiony huk.
- Chcesz mi
powiedzieć, że to ty stworzyłeś ten orkan? – Zapytała, ściągając brwi i
wskazując na zamknięte drzwi.
- Nie patrz
tak na mnie, najdroższa – poprosił, łapiąc się za serce i robiąc zbolałą minę.
- Przestań
się wydurniać, Zabini. Czy ty bywasz kiedyś poważny? – Zapytała, patrząc na
bruneta z konsternacją.
- Może cię
zdziwię kociaku, ale miewam i takie epizody – oznajmił z godnością, by po
kilkunastu sekundach wybuchnąć głośnym śmiechem na widok miny kobiety.
- Jesteś
popieprzony, Blaise – zawyrokowała dobitnym tonem. – Mam nadzieje, że nie
nabroiłeś za bardzo, bo nie mam zamiaru czekać do zamknięcia redakcji, aż Rita
będzie w nastroju zerknąć na mój artykuł – burknęła, patrząc z wyrzutem na
uśmiechającego się głupkowato mężczyznę.
- Wydaje mi
się, że może to potrwać chwilę – oznajmił, pocierając brodę i przyglądając się
kobiecie z nieprzeniknioną miną. - Mam nawet pomysł, jak możesz przeczekać ten
huragan, kochanie. Porywam cię na lunch i nie przyjmuje odmowy – zaznaczył z
entuzjazmem, łapiąc zaskoczoną rudowłosą za rękę i zaczął ciągnąć ją w kierunku
wyjścia z budynku.
-No jasne.
Po co ci moja zgoda – sarknęła naburmuszona, piorunując spojrzeniem plecy
mężczyzny, lecz nie wyrwała dłoni z jego ciepłego uścisku i posłusznie dreptała
tuż za nim.
- Mówiłaś
coś, kochanie? – Zapytał uprzejmie, rzucając rudowłosej przelotne spojrzenie.
- Tak! I ile
razy mam ci powtarzać, Zabini, że nie jestem…
-Tak
kochanie moje? – Zapytał, odwracając się wreszcie w jej stronę i patrząc na nią
wyczekująco ze szczerym uwielbieniem.
- Ja nie
jestem twoim… - zaczęła zdyszana, starając się nadążyć za tempem mężczyzny i
urwała, gdy ten niespodziewanie się zatrzymał i odwrócił w jej stronę. - Zresztą
nieważne… – mruknęła, speszona jego spojrzeniem i już bez zbędnych protestów
ruszyła za rozpromienionym mężczyzną w tylko jemu znanym kierunku.
***
CZYTASZ = KOMENTUJESZ
Hej.:)
OdpowiedzUsuńJak to miło odzyskać własnego laptopa i zobaczyć, że dodałaś rozdział.:)
Jest genialny, jak zwykle z resztą.:P Ewentualne błędy mi umknęły.:) Więc tak. McLaggena wykastrowałabym tępą, zardzewiałą łyżeczką, ale dzięki świętościom Draco się nim zajął. Dobrze, że on i Harry zdążyli na czas. Mam nadzieję, że Hermiona szybko dojdzie do siebie.
Co planuje Chang i Skeeter? Wiedziałam, że to wredne suki, ale że aż tak. Ups, miałam nie przeklinać. Zabini jest taki zabawny, uwielbiam jego dialogi z Ginny.
No nie przedłużając rozdział jest jak zwykle niesamowity i z niecierpliwością czekam na kolejny.:)
Dziękuję za życzenia.:* Życzę Ci, aby te święta były lepsze niż poprzednie. Pogodne, pełne miłości. Niech Mikołaj o Tobie nie zapomni.:P A w Nowym Roku? Życzę Ci, aby Twoje plany, marzenia i nadzieje, jakie z nim wiążesz spełniły się. Uśmiechu i radości na co dzień. Wielu komentujących fanów.. Aaaa, no i żeby Twoja wena nigdy Cię nie opuściła.
Trochę składni brakuje w tym komentarzu, ale taka teraz jestem nieogarnięta.:)
WESOŁYCH ŚWIĄT!
Pozdrawiam,
la_tua_cantante_
<3!
Usuńw końcu długo wyczekiwany rozdział! jestem mega zadowolona :) to co zrobił Draco z McLaggenem było słoooodkie <3 Ginny z Blaisem oczywiście są prze kochani! uwielbiam ich przekomarzanie :D a Cho to zimna s*ka skoro zgodziła się pomóż Ricie :/ wrrr...
OdpowiedzUsuńrównież kochana życzę Ci Wesołych Świąt i udanego Sylwestra! :*
buziaki,
Anna.
<3!
UsuńBo jak nie Ty to kto, bo jak nie Ty to kto o o ? Lepiej pisać nie będzie tu nikt!;D Zaskakujesz mnie, cały czas coś się dzieje!Nie ma tutaj mowy o nudzeniu o nie i to mnie się podoba! Blinny ach moje ukochane upragnione! Blaise walczy o panią swego serca. I Dracon taki troskliwy ach opiekuńczy!;D A co mi tam, drinka dla tej pisarki na mój koszt! Za taki dobry rozdział i świetne pomysły haha;D Ale wredna sucz z tej Rita a Cho nigdy nie lubiłam takie to jak nic za kudły i o podłoge! nie no ja przepraszam, że tak sięunosze ale takich zdzir nie zdzierżę! Życze Ci również wesołych świąt i szampańskiej zabawy i przede wszystkim żebyś pamiętała jak wróciłaś do domu! Kissiaczki króliczku!<3
OdpowiedzUsuń<3
UsuńAch... nareszcie nowy rozdział:-) i jak zawsze trzyma poziom, akcja i intryga na najwyższym poziomie:-) dobrze, że Blais odkrył co się święci, w ogóle on i Ginny... miodnie;D i oczywiście Draco... to, co tygryski lubią najbardziej;D dobrze, że razem z Harrym zdążyli pomóc Hermionie:-) co do błędów, ja żadnych nie zauważyłam:-) Pozdrawiam i Wesołych Świąt życzę, Justyna:-)
OdpowiedzUsuń<3!
Usuńrozdział, jak zwykle niesamowicie wręcz cudowny... z każdym kolejnym zdaniem potrafisz zaskoczyć jeszcze bardziej niż dotąd i to z jak pozytywnej strony. z żalem kończę czytać, gdyż chciałabym nigdy nie rozstawać się z historią, którą stworzyłaś...
OdpowiedzUsuńdziękuję za życzenia i Tobie oczywiście także składam jak najserdeczniejsze; życzę sukcesów w życiu prywatnym oraz zawodowym, spełnienia we wszystkich możliwych płaszczyznach życia, ciepła, miłości, rodzinnej atmosfery w domowym zaciszu, a przede wszystkim niegasnącego talentu pisarskiego.
Pozdrawiam gorąco.
Karolina :)
<3
UsuńGrr.. Cho.. jest wrecz okropna! ;/ Zabini i Ginny sa slodcy ;3 No i Draco.. Aww.. najlepszy <3 Pisz nastepny!
OdpowiedzUsuńPozdrawiam , Patrycja
Dziękuję;)
UsuńHaha! Tak jest;p
Pozdrawiam!
Zapraszam serdecznie na nowy Rozdział 023 „Śmieciożercy kontratakują” na adres: http://pokochac-lotra.blogspot.com! Życzę miłej lektury!
OdpowiedzUsuńP.S. Masz cudowny szablon kochana!
oceniono pod numerem 54, zapraszam do lektury.
OdpowiedzUsuńhttp://szlafrok-smierciozercy.mylog.pl/
Dziękuję wszystkim i każdemu z osobna za szczere życzenia;*
OdpowiedzUsuńŚciskam Was mocno,
Wasza V.;)
do tej pory nie komentowalem, bo nie mialem takiej potrzeby. ja jednak lubie dramione, wiec po tej ocenie na szlafroku postanowilem sie odezwac, bo wedlug mnie jestes swietna autorka, ktora pisze zajebiste opowiadanie, takie odmienne od tego, co serwuja nam inni. stworzylas swietna historie i mam nadzieje, ze sie nie poddasz. wiedz, ze mimo tego, ze nie komentuje jestem z toba i czytam to co piszesz, a wyswietla ci sie to za pewne w jakistam statystykach.
OdpowiedzUsuńpisz villemo, pisz.
pozdrawiam,
bartek
ps. przepraszam za brak polskich znakow, pisze na tablecie.
Myślałam, że już nic mnie nie zaskoczy, ale jak widać się myliłam;)
UsuńDziękuję za miłe słowa i wsparcie, a także za próbę bronienia tego opowiadania. To naprawdę wiele dla mnie znaczy.
Niestety Sylville miała sporo racji w tej ocenie. Z wieloma jej uwagami się zgadzam, choć nie przychodzi mi to łatwo;) Zastanawiałam się dlaczego czytelnicy nie komentują i chyba znam już odpowiedź. Nie powinnam wymagać uznania (komentarzy) za coś, co na to nie zasługuje. Obdarłam bohaterów z duszy, przerysowałam wiele wątków w rezultacie ośmieszając je, w nieudolny sposób przelałam myśli na "papier" i zapomniałam o biednym skołowanym Czytelniku, którego faszerowałam tymi bzdurami. Przeoczyłam oczywiste sygnały, które przecież mi wysyłaliście.
Muszę nabrać dystansu do tej historii, przemyśleć fabułę i zastanowić się nad wykonaniem. Wrócę, gdy uznam, że jestem w stanie pociągnąć to opowiadanie, bo póki co...ehh szkoda gadać.
Cieszę się jednak, że mam wsparcie takich czytelników, jak Ty. Dziękuję;)
Pozdrawiam ciepło,
V.
Uwielbiam, gdy występuje wątek Ginny i Blaise'a! <3
OdpowiedzUsuńJejku, jak ja nie lubię tej Skeeter, zawsze była taka fałszywa!
I współczuję Hermionie ;c Nawet w takiej sytuacji potrafiła zachować zimną krew i wyjść z tego z twarzą.
Pozdrawiam i życzę weny!
:*
Dziękuję;)
UsuńPozdrawiam ciepło!
Dopisać codzienne biczowanie się do postanowień noworocznych, Face.
OdpowiedzUsuńJak ja mogłam niezabetować Twojego rozdziału przed wyjazdem? T_T
Proszę Cię wybacz mi, tutaj nie mam dostepu do internetu (mogę jedynie na moment zabrać komputer siostrze), więc nie miałam jak zabetować Ci rozdziału kiedy już wróćiłam do domu.... Ale obiecuję, że w poniedziałek po powrocie do domu zabieram się za korektę, a jak o tym zapomnę to kurcze no nie wiem co sobie zrobię!
Błagam Cię, przypominaj mi, upominaj się, krzycz!
Spokojnie. Wszystko rozumiem:) I zabraniam samobiczowania się;*
Usuń<3
Witam;) wchodzę codziennie, aby sprawdzić, czy może pojawił się nowy rozdział, a nie zauważyłam, że oddałaś blog do oceny... hmm, przeczytałam ją i odniosłam dziwne wrażenie, że została ona napisana nieobiektywnie, tak jakby autorka była uprzedzona do dramione... ocenę przeczytałam już parę dni temu, chciałam dziś zrobić to jeszcze raz, ale nie mogę jej odnaleźć, strasznie nieczytelnego mają tego bloga;( wydaje mi się, że nie powinnaś brać sobie tej oceny jakoś bardzo do serca;) Mnie tam się bardzo podoba;) Pozdrawiam i weny dużo życzę, Justyna;)
OdpowiedzUsuńPrzepraszam;(
UsuńMusicie mi wybaczyć, bo póki co nie jestem w stanie napisać nic, co nadawałoby się do publikacji. A poza tym mam gorący okres na uczelni jak zapewne większość Was z racji sesji, kończącego się semestru itp. rzeczy.
Ostatni egzamin mam 28. 01 i dopiero wtedy najprawdopodobniej spróbuję zebrać wszystko w całość.
To bardzo miłe, że jesteś tu i pamiętasz;) Naprawdę. Bo po ostatnich słowach krytyki ze strony zarówno ocenialni jak i Czytelników nie mam ochoty tu zaglądać.
Nie Ty pierwsza to zauważyłaś, ale Załoga szlafroka nie kryje się z tym i wyjaśnia także dlaczego. Cóż...kwestia gustu i wyobraźni.
Bo musisz kliknąć na Sylv albo numerek 54 a nie na nazwę bloga ;)
Nie powinnam? Może...Ale zignorować jej nie potrafię:)
Dziękuję Ci;* Za wsparcie i za to, że jesteś.
Ściskam,
V.
Nie masz za co przepraszać;) Będę cierpliwie czekać na następny rozdział, bo wiem, że warto;) więc oprócz weny życzę też czasu, czasu, czasu... bo jego w czasie sesji zawsze mało;) Pozdrawiam;* Justyna;)
UsuńWitaj:)
OdpowiedzUsuńDopiero wczoraj trafiłam na Twoj blog. Zaczęłam czytać i nie mogłam przestać, tak zaintrygowały mnie postacie i całe opowiadanie! Mimo że nie jestem fanką HP Twoja historia mnie przekonuje, jest wciągająca i taka tajemnicza...
Jestem pod ogromnym wrażeniem i nie mogę doczekać sie kolejnego rozdziału.
Życzę weny:)
Pozdrawiam Patrycja
Tym bardziej czuję się zaszczycona;) Że mimo nieznajomości serii zdecydowałaś się na przygodę z moim opowiadaniem. Dziękuję!
UsuńPozdrawiam ciepło;)
Uuu, nieładnie Cho, a już myślałam, że odmówi Ricie i zachowa się lojalnie. No ale cóż, nie można spodziewać się zbyt wiele. Mam nadzieję, że Blaise ogarnie sytuację i nic nie stanie się Ginny. Biedny Malfoy, masakra z jego matką. Ale jest silnym facetem, na pewno sobie z tym poradzi. A Cormac to wgl nie wiem co on sobie myślał, idiota jeden. Sądził, że sobie bezkarnie pomaca? Niedoczekanie jego. Harry dobrze się zachował, Cormac z rozpłaszczoną buźką nie będzie już taki pewny siebie ;D
OdpowiedzUsuńUwielbiam Twoje opowiadanie i nie wiem jak to możliwe, ale z każdym następnym rozdziałem coraz bardziej wciągam się w tą historię, każdy następny rozdział jest lepszy, otwiera nowe, coraz to bardziej niesamowite, oryginalne i zaskakujące wątki, których poziom intrygowania czytelników osiąga za każdym razem zenity. Powinno być więcej takich opowiadań jak Twoje!
Courtney
Cho ma...powiedzmy, że ma powody, by nie lubić Ginny. Co jej absolutnie nie usprawiedliwia. Wątek ten zostanie jednak jeszcze opisany;)
UsuńCo do reszty, to wszystko się wyjaśni już wkrótce;)
Dziękuję;) Zawsze przez Ciebie się czerwienię i uśmiecham jak nienormalna...Ale to bardzo, bardzo miłe! Nie pamiętam kiedy ostatnio dostałam tyle ciepła i pozytywnej energii;) Jesteś kochana! Dziękuję;*
Ściskam!
Jakoś nigdy nie przepadałam za Cho, jest strasznie denerwująca. Cormac ma przesrane u chłopaków, czemu zresztą się nie dziwię. Gdyby wszystkie opowiadania były na takim poziomie jak twoje byłabym najszczęśliwszą osobą na Ziemi :D Pozdrawiam gorąco, Edyta :)
OdpowiedzUsuńJa chyba też, skoro zrobiłam z niej to co zrobiłam...A co tam;)
UsuńDziękuje Ci bardzo, ale poziom tego opowiadania jest dyskusyjny. Nie mniej jednak Twoje słowa są dla mnie bardzo cenne;*
Dziękuję!
Pozdrawiam ciepło;)
to jest najlepszy rozdział! nie ma w nim mowy o tej paskudnej...ciii...więcej nie powiem żeby nie wypłoszyć wilka z lasu...
OdpowiedzUsuńKocham Zabiniego, którego pokazałaś w sytuacji z Cho, jest taki ślizgoński...czy tylko ja kocham ślizgonów? mam nadzieję, więcej będzie dla mnie ^^'
podobała mi się Cho, podobało mi się właściwie wszystko :)
no może poza ciutek, ale dosłownie ciutek, za słodkim Malfoyem
no i do końca nie przekonuje mnie sytuacja z próbą gwałtu, mało to sensowne, i to jeszcze w ministerstwie, nie wiem czy Cormac jest takim dupkiem
no ale poza tym? cud miód malina i orzeszki (a ja uwielbiam orzeszki ;P)
:*
I dlatego, że nie ma w nim Evy jest najlepszy?;p Rozbrajasz mnie, kochana;)
UsuńTobie trudno dogodzić, więc może nie bd nic obiecywać?;)
Malfoy bd pewnie dla Ciebie "ciutek" za słodki przy Granger więc może przygotuj musztardę?;) A może nie bd...Już sama nie wiem;p
Cormac do sensownych osób nie należy. Ma wybujałe ego, jest dupkiem, władza w zastępstwie uderzyła mu do głowy, poza tym myśli, że skoro jest spokrewniony z ministrem to jest nietykalny, leci na Granger, wykorzystał moment, gdy nikogo nie było i stało się. Cormac pojawi się jeszcze tylko w nieco innej odsłonie...Mam nadzieję, że go przeżyjesz;)
Noo patrz, gdybyś mi nie pow, to żyłabym w przekonaniu, że wybrałabyś miód, bo to przecież takie słoooodkie;p
;*
zapomniałam napisać! kocham ten fragment gdy Malfoy używa czarne magii, miałam ochotę (i obawiam się że nawet to zrobiłam) krzyknąć TAK TAK TAK!!
UsuńTo jedna z najmilszych rzeczy jakie mi powiedziałaś;);*
UsuńJaki dłuuugi rozdział :) Nie spodziewałam się, że Draco weźmie swoją pracę tak bardzo do serca. Dla Hermiony musiał być to niezły szok z McLaggenem.
OdpowiedzUsuńChyba nie wychodzi mi pisanie krótkich;)
UsuńPo prostu chce udowodnić, że teraz jest kimś innym i pragnie zapracować na własny sukces i nadać nowe znaczenie dla nazwiska Malfoy, które dotychczas było kojarzone ze Śmierciożercami.
I był. Chyba nikt by się nie spodziewał, że Cormac może okazać się takim ignorantem i idiotą, by atakować ją w gmachu Ministerstwa. Ale jak już wspominałam facet ma wybujałe ego i nie grzeszy inteligencją. A jako, że jest spokrewniony z Ministrem myśli, że jest bezkarny.
No nieee to już McLaggena całkiem posrało .
OdpowiedzUsuńPodoba mi się postawa Dracona i nawet Harry mnie nie zawiódł :)
Chang praktycznie nic lepsza od McLaggena ,ale na szczęście Blaise utarł jej nosa :)
Uwielbiam watki z Weasley i Zabini :3
Cormac nigdy mądrością nie grzeszył. Ciągle się zastanawiam jakim cudem trafił do Gryffindoru...
UsuńCieszę się;) Fakt, Chang trochę zadziera nosa;)
Dziękuję;)
Pozdrawiam ciepło;)
Draco jak rycerz na białym koniu ratuje ukochaną z tarapatów było genialny :)
OdpowiedzUsuńPozdrawiam
Kasia
Trudno mi sobie wyobrazić Dracona w roli rycerza...no chyba, że mrocznego;D
UsuńDziękuję;*
Pozdrawiam;)
Geniusz Zabini widzę dwie pieczenie na jednym ogniu, bardzo słusznie. Cormac za to powinien zostać zlinczowany. Co temu dupkowi w ogóle do łba strzeliło? Normalnie faceta już kompletnie pogięło, ale na szczęście duet Potter-Malfoy zawsze czujny.
OdpowiedzUsuńGeniusz Zabini? Blaise'owi z pewnością by się spodobało;D Cormac dostanie za swoje...tego możesz być pewna;) Taak, duet pierwsza klasa;)
UsuńDziękuję;)
Pozdrawiam ciepło!
Zabini moim królem, Cho kolejnym znienawidzonym człekiem.
OdpowiedzUsuńprzepraszam, ale po prostu nie lubię ani jej ani Evy :D
ale to dobrze ! nawet bardzo dobrze ! to znaczy że twoje opko nie jest nudne :*
pisz dalej, babe !
Zgadza się to dobrze, gdy bohaterzy wzbudzają skrajne emocje. No bardzo mnie cieszy, że nie nudzisz się czytając;p
UsuńDziękuję:)
Cormak, ty skończony bucu! Jak on mógł zrobić coś takiego? Ale że Hermiona i Draco kiedyś byli parą? Zaskakujesz mnie coraz bardziej w każdym rozdziale. Tak samo jak jestem zdziwiona to jestem również oczarowana tym opowiadaniem. Napewno nie można się tu nudzić :) Dużo weny i miłego dnia :)
OdpowiedzUsuńPozdrawiam Ksenia Kobelak
Nie, nigdy nie byli parą;)Co nie oznacza,że nic między nimi nie było;p
UsuńDo usług;) Mam nadzieję, że jeszcze nie raz Cie zaskoczę. Oby, bo to oznaczałoby koniec opowiadania.
Dziękuję i wzajemnie;)
jedno słowo: cudo
OdpowiedzUsuńDziękuję:)
UsuńKocham Zabiniego w takim wydaniu :D Jest boski :D ale ten Cormac... Tylko skąd tam się wzieli Harry i Draco? Oto jest pytanie :D
OdpowiedzUsuńI pytanie drugie! Co kombinuje Eva, jakoś na razie cisza i nic o niej nie słychać :o
Odpowiedzi znajdziesz w dalszej części opowiadania;)
UsuńMcLaggen ty idioto.
OdpowiedzUsuń