Kochani,
Witam Was ciepło po bardzo długiej przerwie.Cieszę się, że udało mi się napisać rozdział i dotrzymać drugiego terminu.
Przepraszam, że nie dotrzymałam pierwszego. Niestety w naszym życiu mają miejsca takie zdarzenia, które usuwają spod naszych stóp grunt. Od tego momentu już nic nigdy nie jest i nie będzie takie samo. Aktualnie jestem na etapie odbudowywania tego gruntu i wiem, że zajmie mi to jakiś czas. Dlatego nie chcę obiecywać kolejnego terminu publikacji. Nie chcę sprawić Wam kolejnego zawodu. Rozdział XXXIV pt. "Wiara", ukaże się tak szybko, jak tylko uda mi się go dopracować. O terminie powiadomię Was ze stosownym wyprzedzeniem w zakładce Sowia Poczta.
Wiedzcie też, że Rozbitkowie będą zakończeni. Nie porzucę tej historii. Przed nami jeszcze sporo akcji, emocji i wrażeń.
A jeśli już o tym mowa, to nie przedłużając zapraszam do lektury rozdziału XXXIII. Mam nadzieję, że te ponad dwadzieścia stron, wynagrodzi Wam czas oczekiwania. Za wszelkie informacje zwrotne w postaci komentarzy, będę bardzo wdzięczna.
Ściskam Was mocno!
Z pozdrowieniami,
Wasza V.
Rozdział XXXIII W płomieniach
Jej
stłumiony jęk bólu poniósł się echem
po wnętrzu groty. Uchyliła ostrożnie
powieki i powoli podparła się na łokciach. Dookoła pełno było gruzu i duszącego pyłu, od
którego zaniosła się kaszlem. Tunel był zniszczony, tak jak wszystkie wskazówki
zapisane na ścianach groty. Eva wiedziała, że tym samym zdana jest na siebie.
Poza
promieniującym bólem nogi wydawała się
być cała. Spojrzała na ciężki
kamień, który
przygniótł jej nogę i
zagryzła zęby,
mobilizując wszystkie siły, by odsunąć głaz. Z niemałym trudem, po wyczerpującej siłaczce,
wyswobodziła nogę z pułapki. Zassała powietrze, gdy poczuła
intensywne pieczenie i zdusiła
krzyk. Przez chwilę
oddychała ciężko,
starając się oswoić z bólem.
Odnosiła już nie
takie rany, więc była przyzwyczajona do cierpienia. Gorsza od bólu była świadomość niewiedzy. Pamiętała
ostrzegawczy krzyk Oliwera i Malfoya zawalającego
wejście do groty. Malfoya, który na jej oczach
zmienił się w
Pottera. Zaśmiała się
gorzko, kręcąc głową z niedowierzaniem. Po raz kolejny nie
doceniła siły mężczyzny. Nie spodziewała się, że po tym wszystkim, co mu zafundowała, tak szybko chwyci po różdżkę.
-
Bardzo dobrze, Potter – wyszeptała, doskonale
wiedząc, że już wkrótce mężczyzna pożałuje
tego, że odważył się rzucić jej wyzwanie.
Postawa
Harry’ego jednocześnie
irytowała ją i
wzbudzała podziw. Przywykła do tego, że każdy spełniał jej żądania. Już dawno
nikt jej się nie przeciwstawił. Na swój sposób nawet podobała jej się
ta odmiana, która nadawała ich
grze pikanterii. Wszystko to sprawiało, że zwycięstwo
stawało się dwa
razy atrakcyjniejsze niż
dotychczas. Stawka rosła w górę, kładąc na szali ich życie. Zwycięzca dostawał
wszystko, natomiast pokonany miał odejść w zapomnienie. Wkrótce miało się
okazać, które z nich wygra i stworzy własną legendę.
Eva
rozejrzała się po
jaskini, by ocenić
zniszczenia, a następnie
powoli podczołgała się pod ścianę i z
grymasem dźwignęła na nogi. Poczuła przenikliwy ból w prawej kostce i syknęła natychmiast ją odciążając. Rzuciła wściekłe
spojrzenie w kierunku zasypanego wejścia,
zastanawiając się, dlaczego nikt jeszcze nie przyszedł jej z pomocą. Wiedziała, że Oliwer nigdy nie zostawiłby jej na pastwę losu w zimnym, opuszczonym grobowcu. Miała nadzieję, że nic
mu się nie stało. Miała tylko jego i nie zniosłaby straty mężczyzny. Przez chwilę wahała się,
niepewna, co powinna zrobić. Mogła poczekać na to aż jej
armia rozprawi się z
Potterem i Malfoyem, a następnie usunie gruz lub mogła kontynuować rytuał. Dla
niej wybór był oczywisty. Stanęła
ostrożnie na zranionej nodze i przytrzymując się ściany
zaczęła powoli utykać wzdłuż ciemnego korytarza.
Nie
wiedziała, jak długo
trwała jej wędrówka, ani ile razy upadała. Straciła rachubę czasu
i nie potrafiła już zliczyć,
momentów, gdy straciła
przytomność. Jej
ciało było obolałe i skostniałe. Zraniona noga spuchła i
nabrała sinego koloru. Paliła ją gorączka i pragnienie, które odbierały jej i tak wątłe siły. Teraz, gdy nie miała dostępu do
mocy, czuła się wyczerpana i senna. Cały czas szła wzdłuż ściany,
tonąc w mroku groty. Powoli traciła też
nadzieję, że ten
tunel ma koniec. Potknęła się o wystający kamień i upadła ze stęknięciem. Przez chwilę leżała z twarzą przyciśniętą do
zimnego, piaszczystego kamienia, walcząc ze łzami wściekłości.
Wiedziała, że musi
ruszyć na przód
inaczej wszystko przepadnie. Nie mogła na to
pozwolić. Zbyt dużo poświęciła, aby
teraz się poddać z
powodu małych komplikacji. Spróbowała się podnieść, lecz jej ciało odmówiło posłuszeństwa. Podczas kolejnej próby ból zamroczył ją do
tego stopnia, że znów straciła
przytomność.
Czuła przyjemne ciepło rozchodzące się po jej
ciele. Podświadomie wyczuwała czyjąś obecność. Nie potrafiła tego wyjaśnić, lecz
wiedziała, że nic
jej nie grozi. Ciepło i
poczucie bezpieczeństwa były tak namacalne, że nie odważyła się otworzyć oczu.
Bała się, że gdy tylko to zrobi, wszystko okaże się snem,
a wtedy powróci ból i bezsilność.
Dopiero, gdy dotarł do
niej znajomy skrzek wstrzymała
oddech i otworzyła
szeroko oczy. Nad jej nogą
pochylał się
majestatyczny kruk, a z jego czarnych, paciorkowych oczu prosto na jej zranioną
nogę spływały łzy.
Jednak nie to było
najdziwniejsze. Wokół
Hermesa emanowało
dziwne, białe światło.
Natomiast cień na ścianie groty nie należał do
kruka tylko do feniksa. Wstrzymała
oddech i poruszyła się niespokojnie, zwracając tym samym uwagę ptaka, który wydał z
siebie podekscytowany wrzask. Widok skrzydlatego przyjaciela przynosił jej ulgę i
pociechę, jednak cień feniksa budził niepokój i czujność. Kruk przyfrunął do niej, usadawiając się na jej
kolanie i przechylił łepek.
-
Hermes? – Upewniła się, a ptak zareagował żywo na
swoje imię, sprawiając, że
odetchnęła z ulgą i pogłaskała czarne skrzydła kruka. – Jak mnie tu znalazłeś,
przyjacielu? – Zapytała, czując jak
całe napięcie
opuszcza jej ciało. – Jest stąd inne wyjście? – Zapytała, a
kruk zaskrzeczał
ponownie i wzbił się w powietrze.
Powiodła za nim wzrokiem i niepewnie podniosła się z ziemi.
Zdziwiła się nie
czując bólu w
prawej nodze. Wstrzymała
oddech i powoli podwinęła szatę. Zarówno
opuchlizna, jak i zasinienie znikło.
Przeniosła zaskoczone spojrzenie na kruka, który wbił w nią
wyczekujące spojrzenie. Poruszyła niepewnie palcami stopy i wypuściła
powietrze, nie wierząc, że jej noga jest uleczona. Raz jeszcze
spojrzała na Hermesa, a potem przeniosła wzrok na ścianę, na której widziała cień
feniksa. Teraz go tam nie było.
Zmarszczyła czoło, nie potrafiąc wyjaśnić tego, co widziała wcześniej.
Przez chwilę nawet dopuszczała do siebie myśl, że miała halucynacje. Szybko jednak odrzuciła ten pomysł. Gdyby nic się nie
stało, to jej noga wciąż byłaby zraniona. Nie potrafiła wytłumaczyć tego, co się stało.
Postanowiła jednak wzmóc swoją czujność.
Hermes
zakrakał ponaglająco i odfrunął w głąb tunelu, zupełnie jakby oczekując, że
kobieta podąży za
nim. Zagryzła wargę, analizując wszystkie za i przeciw, po czym zdecydowanym krokiem ruszyła za przyjacielem.
Z
każdym krokiem czuła wzmagający się,
przyjemny podmuch ciepła. Szła w milczeniu, pozwalając by kruk prowadził ją w
tylko sobie znanym kierunku. Nie wiedziała, ile
rozwidleń już minęła nim dotarła do klifu nad spienionym wodospadem. Nie
przypominała sobie, by słyszała
kiedykolwiek o istnieniu tego miejsca. Starała się nie spuszczać z oka Hermesa. Jego krakanie zagłuszał huk
spadającej wody, który odbijał się zwielokrotnionym echem od ścian groty. Rozejrzała się po wnętrzu, lecz nie znalazła niczego wyjątkowego poza wodospadem i trzema, skalistymi ścianami. Hermes przeleciał nad głową kapłanki, zwracając jej uwagę, a następnie
skierował się w dół klifu. Ściągnęła brwi,
lecz podeszła na skraj przepaści. Silny powiew wiatru uderzył w jej twarz, rozwiewając włosy.
Nie wiedziała, czego Hermes od niej
oczekuje, nim ten nie zanurkował, a jego skrzydła nie musnęły plecionej z grubego sznura drabiny. Nie widząc innego wyjścia postanowiła iść za wskazówkami przyjaciela i
niepewnie zsunęła się w dół. Sznur był śliski
od wody i chybotliwy od podmuchów powietrza, co utrudniało zejście.
Mimo tego brnęła w dół, starając się jednocześnie nie patrzeć w
przepaść. Szybko jednak okazało się, że nie był to
dobry pomysł, ponieważ w pewnej chwili jej noga poślizgnęła się, a ona w ostatniej chwili uratowała się przed
upadkiem. Jej serce biło w
zawrotnym tempie, gdy uświadomiła sobie, że najprawdopodobniej ten błąd kosztowałby ją życie.
Zamknęła oczy i przez chwilę w bezruchu przylgnęła do mokrego sznura, starając się
odzyskać kontrolę nad własnym ciałem. Dopiero, gdy do jej uszu dobiegło kolejne krakanie, zmusiła się, by
otworzyć oczy i kontynuować wędrówkę. Tym razem jednak była ostrożniejsza.
Nie miała pojęcia,
jak długo zajęło jej
zejście na dół. Sądząc jednak po zmęczeniu i napięciu mięśni, jakie odczuwała, musiała trwać kilka godzin. Zgięła zdrętwiałe, pościerane palce i skrzywiła się, czując pieczenie. Podeszła do niewielkiego stawu i schyliła się, by
obmyć spoconą twarz.
Zimna woda przyjemnie orzeźwiała i przynosiła ukojenie zmęczonym
mięśniom. Rozejrzała się dookoła, szukając jakiejś wskazówki, stanowiącej swego rodzaju drogowskaz, lecz poza ścianą
wodospadu, otaczały ją gołe skały. Zmarszczyła czoło, starając się zebrać myśli. Nie
miała pojęcia,
gdzie się znajduje, ani jak wydostać się z
groty. W dodatku była zmęczona, głodna i
spragniona. Żałowała, że nie zabrała ze sobą wody.
Przeklęła w duchu, gdy dotarło do niej, że jedyne wskazówki
znajdowały się w
zawalonym tunelu i teraz była zdana
tylko na siebie. Zerknęła na
Hermesa, który wylądował miękko nieopodal niej i przyglądał się jej wyczekująco.
-
I co teraz, mój skrzydlaty przyjacielu? – Zapytała, ciesząc się w duchu, że ma go przy sobie.
Kruk
rozłożył skrzydła i
zakrakał, zupełnie
tak, jakby próbował udzielić jej
odpowiedzi. Następnie
wzbił się w
powietrze i ruszył w
kierunku wodospadu. Eva wstrzymała
oddech, gdy ptak przeciął ścianę wody i
zniknął z zasięgu jej wzroku. Dźwignęła się ciężko na
nogi i analizowała
wszystkie za i przeciw. W końcu,
doszła do wniosku, że i tak nie ma innego wyjścia, niż ruszyć za krukiem. Ściągnęła brwi i zrobiła pierwszy krok. Powoli zanurzała się w
lodowatej toni stawu. Zimno i huk spadającej
wody odurzyły ją swoją
intensywnością, lecz nie cofnęła się. Jakiś głos w jej głowie zachęcał ją do
tego, by brnęła na
przód. Niczym
zahipnotyzowana pokonała całą szerokość podziemnego akwenu. Zatrzymała się
dopiero przed samym wodospadem. Drżąc z
zimna, wyciągnęła rękę w
kierunku spadającej
wody i niepewnie włożyła ją do środka.
Wstrzymała oddech, gdy nie poczuła siły ciężkości i zafascynowana ruszyła przed siebie. Ciężkie strugi wody opływały jej
ciało, gdy pokonywała barierę, lecz
nie wyrządziły jej
krzywdy. Zupełnie, jakby ochraniał ją
niewidzialny parasol. Uśmiechnęła się z zachwytem i w końcu wyszła spod
ochronnej tarczy. Teraz była
pewna, że jest na dobrej drodze. Wodospad był idealnym kamuflażem, jeśli
chciało się coś ukryć.
Merlin nie na darmo był uważany w kręgach
czarodziejów za
wybitny umysł. W dodatku był druidem, a ci byli silnie związanie z naturą. To musiał być jego pomysł, by stworzyć
naturalną barierę w
postaci wodospadu, która
chroniłaby moc Rubinowej Róży. Zmrużyła oczy, starając się
przyzwyczaić wzrok do ciemności, jaka ją otoczyła.
-
Hermes?! – Zawołała, zaniepokojona ciszą wewnątrz
pomieszczenia, w którym się znalazła. –
Hermes! – Krzyknęła i
zrobiła pierwszy krok.
W
tym momencie wnętrze
rozjaśnił blask
kilkudziesięciu pochodni, a ona mogła w końcu
dostrzec, co krył
wodospad. Znajdowała się w małym, wąskim tunelu, prowadzącym do innej jaskini. Niestety wejście do niej było zamknięte.
Olbrzymi, okrągły głaz
uniemożliwiał przejście. Przesunęła dłonią po skale, szukając jakiegoś ukrytego mechanizmu, który usunąłby kamień, lecz nic nie znalazła. Intuicja mówiła jej, że za tym głazem znajduje się cel
jej podróży. Od starożytnej mocy dzieliła ją tylko
skała. Z frustracji uderzyła w nią otwartą dłonią. Była tak blisko. Gdyby tylko miała dostęp do
magii, głaz nie byłby dla niej problemem. Niestety wszystko wskazywało na to, że wciąż
znajduje się w zasięgu pola magnetycznego. Oparła się o
zimny kamień i odchyliła głowę. Wiedziała, że musiał istnieć jakiś sposób, by
wejść do środka. Musiała się tylko
skoncentrować. Spróbowała oczyścić swój umysł, tak jak uczył ją Garric, i spróbowała odnaleźć źródło mocy. Czuła swoją magię, lecz nie miała do niej dostępu. Zupełnie jak
w jej koszmarach, gdy była
skazana na łaskę białego
feniksa. Zastanawiała się, czy sny miały ją
przygotować na tą próbę? Jeśli tak
było, to nie odnalazła odpowiedzi. Bez magii była bezsilna i skazana na klęskę.
Zacisnęła zęby i ponownie uderzyła w skałę.
Nagle
zakręciło się jej w głowie.
Przylgnęła do zimnego kamienia, nie
rozumiejąc, co się z nią dzieje. Czuła, że
zaczyna brakować jej
tchu, a płuca płoną żywym ogniem. Spanikowana złapała się za palące gardło i z całych sił walczyła o każdy pojedynczy oddech. Z ust kobiety zaczął wydobywać się
nieartykułowany dźwięk, gdy łapczywie starała się
odzyskać oddech, a jej oczy zaszły łzami.
Osunęła się na ziemię, gdy ogarnęła ją niemoc. Czując ciepłą ciecz,
spływającą z nosa, uniosła drżącą dłoń do twarzy. Z przerażeniem odkryła własną krew. Czuła, jak jej serce spowalnia, a świat wokół niej rozmazuje się. Wtedy też połączyła fakty, a brutalna prawda rozpaliła w niej gniew. Ostatkiem sił podparła się zakrwawioną ręką o głaz i z
trudem dźwignęła na
kolana. Oparła rozgrzane czoło o zimną skałę i przymknęła powieki, spod których wypłynęły gorące, słone łzy. Uśmiechnęła się gorzko, gdy uświadomiła
sobie, że miała
dzielić grób z
Hekate. Czuła ciepły wir wciągający jej
ciało. Było to
stosunkowo przyjemne uczucie. Cały świat wirował, a ona bezwładnie poddała się woli
grawitacji. Ostatnim, co zdołała zarejestrować, był
olbrzymi ognisty ptak, który
leciał jej na spotkanie. Czuła jego żar, dorównujący temu, który trawił ją od środka.
Uśmiechnęła się, wychodząc mu na spotkanie i łącząc się z nim.
***
-
Wrócę po
ciebie…
-
Draco… - wydusiła, słysząc jego
głos.
Obietnicę, którą złożył jej
wczorajszego wieczora. Uchyliła
niepewnie powieki i szybko je zamknęła. Czuła tępy ból rozchodzący się po jej
głowie, a wydarzenia ostatnich godzin wirowały niewyraźnie w jej wspomnieniach, powoli nabierając kształtu i układając się w przerażający
obraz. Stopniowo odzyskiwała też czucie w ciele. Wszystko ją bolało. W
dodatku nie mogła się ruszyć. Podjęła kolejną próbę otwarcia oczu i tym razem jej się udało.
Znajdowała się w
swojej komnacie. W pokoju panowała
ciemność, a jedyne światło płynęło z dwóch tlących się świec i ogromnego księżyca w pełni. Na jego widok Hermiona wstrzymała oddech, czując jak ogarnia ją panika. Skoro go widziała to oznaczało, że
nawaliła. Szarpnęła się, lecz
ciągle była
unieruchomiona. Z niedowierzaniem odkryła, że jest przywiązana do krzesła.
-
Wreszcie się obudziłaś. Już myślałem, że zbyt
mocno cię uderzyłem.
Hermiona
zwróciła głowę w kierunku głosu. Widząc Notta
przyglądającego się jej z drugiego końca pokoju, przeszedł ją
dreszcz strachu. Jednocześnie
wszystko sobie przypomniała i to
sprawiło, że poczuła się
jeszcze gorzej. Theodor uśmiechnął się paskudnie i wstał z wygodnego fotela, ruszając w jej
kierunku.
-
Byłaś
dzisiaj bardzo niegrzeczną
dziewczynką – powiedział, kucając i
przyglądając się kobiecie z naganą. – Chciałaś mnie
zabić – dodał, unosząc
zranioną dłoń, która
owinięta była jakąś szmatą. –
Ostrzegałem cię, lecz
nie posłuchałaś. Wiesz też, że zasłużyłaś na karę – wyznał z nutą
nieszczerego smutku i musnął jej
policzek, grzbietem zranionej ręki.
Hermiona
odsunęła głowę,
obrzucając go pełnym
odrazy spojrzeniem, na co mężczyzna
zmarszczył czoło.
-
Udajemy oporną, co? – Zakpił Nott i przechylił głowę na bok. – Jesteś krnąbrną szlamą, Hermiono Granger – wyszeptał z obłędem i
ujął jej podbródek, zmuszając, by na niego spojrzała. – Och,
taak. Jesteś krnąbrną, obłudną szlamą, która nie
zna swojego miejsca. Ale szybko to naprawimy – dodał,
nachylając się do jej
ucha i ujmując jej szyję. – Och
czuję twój
strach – powiedział i wciągnął głęboko powietrze – I dobrze. Powinnaś się bać, Granger. Bo gdy już z tobą skończę… - zaczął i urwał, przygryzając jej płatek
ucha i zaciskając palce
na szyi. – Nigdy
tego nie zapomnisz, kochana. Ani ty, ani Malfoy – obiecał,
zaciskając drugą dłoń na jej
udzie. – Za każdym razem, gdy na ciebie spojrzy będzie myślał o mnie –
wyszeptał sunąc ręką w górę i ignorując protesty kobiety. – Będę
zabierał mu ciebie po kawałeczku. Zatruję jego umysł, stanę się jego
cieniem, a gdy skończę z tobą
zapoluję na niego – wyjaśnił i uśmiechnął się szeroko.
Hermiona
szarpała się
bezskutecznie, starając odsunąć od mężczyzny. Czuła do niego odrazę i na samą myśl o
tym, co zamierzał, zalewała ją fala mdłości. Mierzyła go nienawistnym spojrzeniem, żałując że nie
ma dostępu do swojej różdżki.
Przyrzekła w duchu, że nie podda się bez
walki i nie okaże słabości. Nie
będzie też płakać i błagać o litość.
-
Nic nie powiesz? – Zapytał,
ponownie ujmując jej podbródek, na co Hermiona
odpowiedziała mu jedynie
buntowniczym spojrzeniem. – Niech
tak będzie. Lubię wyzwania –
powiedział złowróżbnym tonem i mocniej ścisnął jej
udo, a następnie wstał i wyjął z
kieszeni krótki
sztylet.
W
milczeniu zaczął
rozcinać krępujące jej nogi i ręce sznury, a następnie niezbyt delikatnie szarpnął do góry. Hermiona była zdrętwiała i obolała. Rozmasowała nadgarstki, powoli odzyskując w nich krążenie. Zaczęła też
analizować swoją sytuację. Ponownie
zerknęła przez okno. Księżyc w pełni niczym widmo przypominał jej o kończącym się czasie. Wiedziała, że
powinna działać, ale nie potrafiła wykonać żadnego ruchu pod czujnym wzrokiem Notta.
-
Siadaj – warknął,
wskazując na łóżko.
Obrzuciła go pogardliwym spojrzeniem i ruszyła w jego stronę. Uśmiechnął się szyderczo widząc jej postawę i sięgnął po sznur.
-
Ręce –
rozkazał, na co Hermiona uśmiechnęła się kpiąco.
-
Chyba nie boisz się, że zrobię ci
krzywdę? – Sarknęła, patrząc mu butnie w oczy.
Theodore
wykrzywił usta, jakby przełknął coś
kwaśnego, a następnie
uderzył ją w
twarz. Siła ciosu była tak silna, że upadła na łóżko. Odruchowo złapała się za piekący
policzek, przełykając łzy
upokorzenia. Nim jednak zdążyła się
pozbierać, poczuła szarpnięcie za włosy.
Nie zdołała
powstrzymać krzyku, gdy Nott
brutalnie przyciągnął ją do siebie.
-
Nie jestem Malfoyem, Granger, więc hamuj
swój szlamowaty język –
wysyczał, cały czas
ciągnąc za włosy kobiety i przykładając
sztylet do jej policzka. – O wilku mowa – uśmiechnął się, gdy dobiegł ich dźwięk ciężkich
kroków na korytarzu. – Czas zacząć przedstawienie – dodał, rozcinając przód jej
szaty, odsłaniając stanik, a następnie szarpnął nią tak, że stała teraz
tyłem do niego.
Wzdrygnęła się czując
bliskość mężczyzny i jego dłoń
rozdzierającą jej szatę i obmacującą ciało. Próbowała się odsunąć, lecz Theodore nie pozwolił jej na to. Ponownie pociągnął za jej
włosy, odciągając głowę do tyłu. Drugą rękę, w której trzymał sztylet, położył na jej piersi. I to w takiej pozycji zastał ich Draco, gdy wpadł gwałtownie
do komnaty.
Widać było, że Malfoy przebiegł spory maraton. Był pokryty potem, pyłem i krwią. Hermiona wstrzymała
oddech, modląc się, by ta ostatnia nie należała do
niego.
-
Nigdy nie miałeś wyczucia chwili – westchnął Nott, mierząc rywala prowokującym spojrzeniem. – Właśnie kończyliśmy grę
wstępną. Teraz już rozumiem, co widzisz w tej szlamie. Jest bardzo apetyczna… -
zadrwił, muskając ustami szyję kobiety i rzucając rywalowi wyzywające
spojrzenie.
-
Puść ją. To sprawa między tobą a mną. Hermiona nie ma z tym nic wspólnego – warknął, mierząc Theodora zimnym wzrokiem.
-
Czyżby?
-
Nie igraj ze mną, Nott…
-
To ty nie igraj ze mną,
Malfoy! Wystarczy jedno cięcie, a
pożegnasz się ze swoją
drogocenną szlamą! Jedno! – Wrzasnął i dla
podkreślenia swoich słów
docisnął ostrze do skóry kobiety, rozcinając ją.
Hermiona
przymknęła powieki i zacisnęła zęby. Jej serce waliło niczym oszalałe, a
rozbiegane myśli, jak na złość nie układały się w żadne możliwe rozwiązanie. W
oczach Dracona zapłonęła furia w czystej postaci.
Zrobił krok w ich stronę, lecz wtedy Nott zacmokał i przeniósł ostrze
na gardło szatynki.
-
Nie radziłbym – ostrzegł go. – Odłóż różdżkę i stań pod ścianą – rozkazał, a widząc jak
Malfoy z oporem wykonuje jego polecenie, uśmiechnął się. –
Grzeczny chłopiec. Czyli dotarło do ciebie, że nie ty jesteś tu od
stawiania warunków? – Zapytał, muskając
ustami szyję kobiety.
Draco
wręcz emanował zabójczą siłą i
mierzył Notta morderczym spojrzeniem. Jego reakcja
widocznie podniecała
Śmierciożercę, gdyż
Hermiona wyczuła uśmiech mężczyzny na swojej skórze.
Wiedziała, że Draco, podobnie jak ona, zastanawia się, jak rozbroić Theodora. Miała też świadomość, że blondyn
nie wykona żadnego ruchu dopóki istnieje ryzyko, że ten ją skrzywdzi.
-
Puść ją, Nott. Masz mnie. Przecież tego chciałeś,
nieprawdaż? Od dnia, gdy zginął twój ojciec, marzyłeś o tej
chwili – zaczął
ponownie Draco i rozkładając dłonie
zrobił niewielki krok do przodu.
-
Masz rację. Nie było dnia, żebym
nie śnił o tym,
co z tobą zrobię, gdy
odzyskam wolność –
powiedział, uśmiechając się szeroko. – Codziennie zadawałem ci inną torturę, śmierć gorszą od poprzedniej.
-
Teraz masz szansę…
-
Jesteś żałosny, Malfoy!– Sarknął, mierząc rywala pogardliwym spojrzeniem. – I twój
koniec będzie równie żałosny,
jak ty.
Hermiona
z każdą upływającą minutą czuła, jak trucizna, krążąca w jej żyłach odbiera jej siły. Wiedziała, że gdyby
nie Nott z pewnością nie byłaby w
stanie utrzymać się na własnych
nogach. Za wszelką cenę starała się zachować
przytomność,
jednak twarz Dracona, stawała się coraz bardziej rozmazana. Miała
świadomość, że nie zostało jej dużo
czasu. Wiedziała też, że Draco
bezskutecznie szuka sposobu, by odwrócić uwagę Theodora od niej. Dotarło do niej wówczas,
że powinna zrobić to samo. Tylko skupiając na
sobie pełną uwagę Śmierciożercy, dawała Draconowi szansę na wykonanie ruchu.
-
To ty jesteś żałosny,
Nott. Ty i ta twoja wielka zemsta, która może i da ci chwilową satysfakcję, lecz później zaprowadzi cię do grobu – zakpiła, doskonale wiedząc, że to
rozzłości mężczyznę. – Twój ojciec dostał to, na co zasłużył. Służba u Voldemorta stanowiła bilet w jedną stronę. Każdy
kupował go na własne życzenie. A teraz ty powtarzasz ten sam błąd, przez co skończysz tak samo jak on… - zaśmiała się gorzko, przekręcając głowę tak, by móc
patrzeć prosto w iskrzące gniewem oczy mężczyzny. – I kto wtedy pomści twoją śmierć,
Nott? - Zapytała z bezczelnym uśmiechem, ignorując bolesny uścisk na ramieniu i ostrze sztyletu wymierzone w jej klatkę
piersiową. – Ale ty już to
wiesz. Nikt nawet nie zauważy
twojej śmierci, bo dla nikogo nie jesteś aż tak ważny. Dla nikogo nie znaczysz aż tyle, by za
tobą zatęsknić – wyszeptała,
zauważając z
satysfakcją, że osiągnęła swój cel, wyprowadzając mężczyznę z równowagi
i dekoncentrując go.
Wiedziała, co się
wydarzy, nim to nastąpiło. Przygotowana i pogodzona z losem na ułamek sekundy przed zadaniem ciosu, przeniosła spojrzenie na Dracona. Ich wzrok spotkał się na ułamek sekundy. Jej wyrażał bezgraniczną miłość i oddanie, jego gamę różnorodnych uczuć, w których miłość mieszała się ze
strachem, sprzeciwem i wściekłością. Wszystko to sprawiło, że zalała ją fala
ciepła. Przymknęła powieki, dając za
wygraną i uwalniając powstrzymywane łzy.
Wstrzymała oddech, gdy ostrze boleśnie wbiło się w jej brzuch i zgięła się w pół, na tyle na ile pozwalał jej na to rozwścieczony Nott. Sekundę później pomieszczenie rozświetlił żółty promień, ciało
Theodora przeleciało przez
całą szerokość pokoju, zatrzymując się
bezwładnie na ścianie, a ona osunęła się na podłogę. Chwilę później znalazła się w opiekuńczych ramionach Dracona, który od razu zajął się jej
raną.
-
Draco – wydusiła, zanosząc się
kaszlem, po którym czuła smak własnej
krwi w ustach. – Draco… - powtórzyła z
naciskiem, czując że nie zostało jej dużo
czasu.
Mężczyzna w końcu przeniósł na nią zdesperowane spojrzenie, cały czas starając się
zatamować krwawienie. Położyła dłoń na jego policzku i uśmiechnęła się czule.
-
Daj to Blaise’owi – powiedziała, wciskając
w jego dłoń zawinięty plik eliksirów. -
To dla Narcyzy… - wyjaśniła, widząc
dezorientacje w jego oczach.– Lekarstwo… - dodała, ponownie zanosząc się
kaszlem. - Siedem dawek. Jedna dziennie – wyrzucała z siebie, czując że coraz trudniej zebrać jej myśli i chcąc przekazać mu jak najwięcej ważnych informacji.
-
Hermiona…
-
Daj je Blaise’owi – powtórzyła z
naciskiem, zaciskając dłoń na połach jego szaty i westchnęła z ulgą, gdy skinął głową.
Ponownie
zaniosła się
kaszlem i tym razem zachłysnęła się własną
krwią. Poczuła, jak
mężczyzna delikatnie ją unosi, by ulżyć jej w
oddychaniu. Czuła, jak
całe jego ciało drży i gdy
poczuła jego lepką od jej krwi dłoń na policzku, zmusiła się, by
otworzyć oczy. Widziała w nich miłość, wdzięczność,
podziw, strach, desperację i ogromny smutek.
-
Hermiona… – wydusił zdławionym głosem, patrząc na nią błagalnym
spojrzeniem.
-
To nic. Tak jest nawet lepiej. Nie zdążyłam zażyć ostatniej dawki trucizny.
Nott na swój sposób na coś się przydał – zaczęła, próbując żartować, a on pokręcił gwałtownie głową.
Położyła dłoń na jego policzku, zmuszając go by na nią spojrzał. Widok
jego łez poruszył ją do
tego stopnia, że wszystkie słowa utknęły jej w
gardle.
-
Nie zostawiaj mnie – wydusił, błagalnym tonem, nachylając się nad nią i gładząc po splątanych włosach. – Musisz wytrzymać. Niedługo
nadejdzie pomoc…
-
Draco…
-Proszę, zostań –
wydusił, a z jego oczu popłynęły długo wstrzymywane łzy.
-
To jedyny sposób. Eva musi umrzeć.
Dlatego musisz pozwolić mi
odejść – powtórzyła te same słowa, które
powiedziała, gdy wyjawiła mu swój
sekret pozbycia się Najwyższej Kapłanki.
-
Nie mogę cię stracić – wyznał
zdesperowanym tonem, patrząc na nią błagalnym
wzrokiem. – Nie mogę cię stracić – powtórzył, unosząc różdżkę i przykładając
jej koniec do rany na brzuchu kobiety. – Nie pozwolę ci umrzeć – dodał z mocą i zaczął nucić formułę zaklęcia
uzdrawiającego.
-
Kocham cię, Draco – powiedziała
słabym głosem, zamykając dłoń na jego nadgarstku. - I nie ma rzeczy, której bym
dla ciebie nie zrobiła –
dodała, a następnie odsunęła jego rękę z różdżką, czym zwróciła w końcu uwagę
mężczyzny. - Jednak tym razem chodzi o coś więcej niż my –
wyszeptała, łamiącym się głosem.
Draco
patrzył na nią z niedowierzaniem. Pokręcił przecząco głową i
otworzył usta, by coś powiedzieć, lecz
Hermiona mu na to nie pozwoliła.
-
Moja miłość do
ciebie jest silniejsza niż śmierć. Będę zawsze
obok. Tu… - powiedziała z mocą, kładąc dłoń w miejscu, gdzie biło jego serce.
Draco
przykrył swoją
zakrwawioną dłonią jej dłoń, a
następnie splótł ze sobą ich
palce. Uśmiechnęła się na ten drobny, znajomy gest. Mężczyzna bardzo starał się
odwzajemnić jej uśmiech, lecz nie był w stanie. Hermiona chciała go pocieszyć, powiedzieć coś, co dałoby mu
siłę, lecz ponownie zaniosła się dławiącym
kaszlem.
-
Proszę…zaopiekuj się…moimi rodzicami…Powiedz im…że ich kocham – wykrztusiła, dławiąc się własną krwią.
Draco
skinął głową, a z
jego oczu ponownie wypłynęły łzy.
-
Draco… Przepraszam…
-
Cii… - przerwał jej, patrząc z bezradną czułością. –
Kocham cię, Granger – wyznał miękko. -
Z całego serca cię kocham…
Uśmiechnęła się delikatnie, sunąc opuszkami palców po jego pokrytym
zarostem policzku. Draco przyglądał się jej
niespokojnym wzrokiem zupełnie jakby chciał zapamiętać każdy milimetr jej
twarzy, a następnie wahając się chwilę, musnął jej spierzchnięte usta. Odwzajemniła pocałunek,
czując jak otula ją słodka senność.
-
Z całego serca… – wyszeptała, czując że nie
jest w stanie dłużej walczyć.
Jak
przez mgłę, słyszała pełne bólu łkanie mężczyzny.
Jego szloch i krzyk bólu przeszył jej
serce na wylot. Pragnęła go
przytulić, by ukoić jego cierpienie, lecz jej ciało nie chciało poddać się jej
woli. Czuła, jak jego dotyk staje
się coraz mniej namacalny. Poczuła dreszcz paniki, gdy przestała wyczuwać jego ciepło. Ciężar przygniatający jej płuca był zbyt silny, by mogła z nim walczyć. Coś ciągnęło ją w dół. Wiedziała, że
powinna się opierać i walczyć. Jednak im bardziej starała się
utrzymać na powierzchni, tym większy ból odczuwała. Im bardziej kurczowo trzymała się nici życia, tym intensywniejsza fala cierpienia
zalewała jej ciało. Jak przez mgłę dotarł do niej przerażający
krzyk, który wdarł się do każdego zakamarka jej duszy. Zupełnie tak, jakby na zewnątrz rozpętała się
prawdziwa burza, którą tylko
ona była w stanie uciszyć.
***
-
Evo…
Słyszała swoje
imię niczym zaklęcie wzywające ją do
siebie. Głos odbijał się echem
w jej głowie, zmuszał do walki i wiązał jej duszę ze swoim bytem.
-
Wróć…
Czując wewnętrzny
przymus, uchyliła
powieki i szybko je zamknęła, gdy
oślepiło ją intensywne światło rozświetlające mrok
jaskini. Eva czuła żar tego światła i pragnęła poddać się jego woli. Zmusiła się, by
otworzyć oczy i na chwilę wszechobecna jasność oślepiła ją. Zamrugała chcąc
przyzwyczaić wzrok i z niemałym trudem dźwignęła się na łokciu.
Czuła się bardzo
słaba. Zupełnie jakby ktoś w
procesie transfuzji wypompował z niej
całą energię.
-
Evo…
Zwróciła głowę w kierunku źródła głosu i
wstrzymała oddech, gdy dostrzegła Hermesa siedzącego na pobliskim stalagmicie. Ptak przyglądał się
jej badawczo. Lecz tym, co przeraziło
kobietę, był jego
cień. Cień, który nie należał do
kruka, lecz do bestii z jej snów.
-
Hermes… - zaczęła
zduszonym głosem, lecz urwała, gdy kruk, a zarazem cień feniksa, rozłożył swoje skrzydła i zamachał nimi.
-
Mam na imię Orion.
Otworzyła szerzej oczy, słysząc
znajomy głos w głowie.
-
Znam twój głos – wyznała nieśmiało. – To ciebie słyszałam w
swoich snach. To ty mnie wezwałeś…
-
Masz rację. To moja magia
sprowadziła ciebie do tej groty.
Eva
zmarszczyła czoło i z niemałym trudem podniosła się do pozycji siedzącej. Czuła się zdezorientowana i na swój sposób oszukana.
-
Myślałam, że to Rubinowa Róża…
-
To mit – przerwał jej głos. – Magia Rubinowej Róży nie istnieje. Zniknęła razem z Hekate.
-
Nie rozumiem – zaoponowała. – W
takim razie czemu tu jestem?
-
Bo ja tego chciałem –
odparł głos. –
Od dnia, w którym twoja matka przekroczyła próg Zakonu Stella Mortis,
wyczuwałem twoją magię. Czułem twoją wolę
przetrwania, gdy Druidzi walczyli o wasze życie.
Odkąd pojawiłaś się na świecie czuwałem nad tobą,
chroniłem cię,
wychowywałem i uczyłem. Czułem twój ból, nienawiść, cierpienie i krzywdę. Stałaś się więźniem Zakonu, tak jak ja byłem więźniem
tej krypty. Opętałem Hermesa. Od tej pory stałem się nie
tylko twym towarzyszem i opiekunem, ale i przyjacielem. Za każdym razem, gdy dzieliłaś umysł z krukiem, dzieliłaś go ze
mną. To wtedy mogłem do ciebie przemawiać, kierować twoim losem i uczyć cię. Cały czas
byłem obok.
-
Dlaczego? – Wydusiła, czując się
przytłoczona ilością otrzymanych informacji.
-
Żeby cię
przygotować – wyjaśnił głos.
-
Przygotować? – Zapytała, starając się
pozbierać rozbiegane myśli.
-
Wieki temu, gdy Hekate poświęciła życie, żeby
naprawić mój błąd, doszło do pewnego rodzaju rozszczepienia. Między światem żywych i umarłych powstała
szczelina. Dar Hekate sprawił, że pozbyliśmy się demonów i umarłych ze świata żywych. Niestety fakt, że pozwoliłem, by umarli opętali
moje ciało, ciało żywego człowieka,
w dodatku obdarzonego magią,
stworzyło lukę, przez
którą zaświaty
mają wstęp do świata żywych.
-
W dalszym ciągu nie rozumiem, co to
ma wspólnego ze mną…
-
Wkrótce zrozumiesz. Tak jak zrozumiał to
Merlin – wyjaśnił głos, a
Eva nie mogła oprzeć się wrażeniu, że słyszy w nim nutę goryczy i żalu. – Akt poświęcenia Hekate dokonał cudu. Poświęcając nas, naszą miłość i przyszłość wygnała umarłych do
zaświatów.
Jednak ja wciąż żyłem.
Przeszywając mnie mieczem, wygnała ze mnie demony. Zraniła mnie, lecz nie zabiła. Stałem się swego rodzaju bramą, przez którą umarli mogli się
swobodnie przedostawać do świata żywych.
Merlin szybko połączył fakty. Wiedział, że przez
mój dualistyczny związek zarówno ze światem żywych,
jak i umarłych, stanowię niebezpieczeństwo. Powiedział mi wówczas, że muszę postąpić tak
jak Hekate, by zamknąć bramę. Zdruzgotany po śmierci ukochanej kobiety i konsekwencjach
swoich eksperymentów,
zgodziłem się na
jego warunki. Merlin, wykorzystując moją magię,
stworzył pole magnetyczne, które miało uwięzić jedyną furtkę, przez którą demony
mogłyby przeniknąć do świata żywych - mnie. Od tej pory stałem się strażnikiem przejścia. Do czasu aż pojawi
się Godny, by zniszczyć portal między światami
i oswoić moc pola.
Eva
wysłuchała go w
milczeniu, analizując każde pojedyncze słowo. Przez cały czas patrzyła prosto
w czarne, paciorkowate oczy kruka, którego do tej pory uważała za
przyjaciela. Patrząc na
jego cień, nie potrafiła zdusić w
sobie żalu i poczucia zdrady. Hermes był jej prawdziwym przyjacielem, towarzyszem
jej niedoli, powiernikiem tajemnic i posłańcem szczęścia.
Nie potrafiła pogodzić się z myślą, że był obok
niej tylko dlatego, że jakiś czarownik zmusił go do tego. Na samą myśl
wszystko w niej gotowało się z rozpaczy.
-
On też czuje przywiązanie. Moja obecność tylko
przedłużyła mu życie i
skłoniła do
pewnych działań. Nie udałoby się to,
gdyby nie było między wami więzi – wyjaśnił głos,
jakby czytał jej w myślach.
Wszystko
to sprawiło, że poczuła iskrę gniewu rozpalającą się w niej i dodającą jej sił.
-
Więzi, którą ty zbrukałeś swoją obecnością – wycedziła, starając się panować nad emocjami.
-
Nie zrobiłem nic, co nie leżałoby w
naturze kruka. Od chwili, gdy przygarnęłaś go pod dach zakonu, gdy uleczyłaś jego
rany, gdy się nim opiekowałaś, gdy
go oswoiłaś, wywiązała się między
wami więź. Tak jak ty troszczyłaś się o Hermesa, tak i on dbał o ciebie. Dałem mu tylko moc i siłę, by być obok.
-
Po co? Czego ode mnie oczekujesz?
-
Poza mną, nikt nigdy nie nawiązał więzi ze światem
umarłych. Niestety przez grzech, jakiego się dopuściłem, moja dusza została uwięziona
między światami.
Zostałem skazany na namiastkę egzystencji w tej przeklętej grocie.
-
W dalszym ciągu nie rozumiem, po co
mnie tu ściągnąłeś?
-
Możemy sobie pomóc…
-
Niby jak?! Nie żyjesz.
Jesteś marną
namiastką wspomnienia…
-
… którym i ty będziesz
bez mojej pomocy – wszedł jej w
słowo Orion. – Czujesz truciznę krążącą w twoich żyłach?
Czujesz coraz większą niemoc, która ogarnia twoje ciało? Czujesz swoją moc zamkniętą w
klatce?
Eva
zacisnęła usta w wąską linię, analizując każde jego
słowo.
-
Rubinowa Róża i jej moc nie istnieją…
-
Ale istnieje za to inny rodzaj potęgi.
Magia stworzona przez samego Merlina… Zaintrygowana? - Zapytał i dał jej chwilę na przetrawienie
jego słów. - Mogę ci ją dać.
Wystarczy, że zniszczysz bramę, a cała moc
należąca do Merlina, będzie twoja. A wtedy nikt, ani nic nie będzie w stanie ci się oprzeć…Wystarczy
zniszczyć pole magnetyczne i wchłonąć jego
moc.
-
Jak miałabym tego dokonać? Nie mam dostępu do źródła swojej magii.
-
Widzisz czarę ognia? – Zapytał Orion, a Eva po raz pierwszy rozejrzała się po wnętrzu pomieszczenia.
Półokrągła
grota z masą stalaktytów i stalagmitów nie wyróżniała się na tle znanych jej
jaskiń. Była tak samo zapuszczona i ponura jak wszystkie inne, w których była.
Jedyną niezwykłą rzeczą w tym zapomnianym przez ludzi miejscu był olbrzymi
znicz, nad którym palił się biały płomień.
–
Wystarczy, że wejdziesz w sam środek płomieni,
opanujesz ogień i wchłoniesz jego moc, a następnie skierujesz go do szczeliny między światami.
Musisz zniszczyć byt, którym się stałem.
Eva
ściągnęła brwi. Nie podobało jej się
ostatnie zdanie wypowiedziane przez Oriona. Miała złe przeczucia. Jej intuicja
podpowiadała jej, że gdzieś w tym wszystkim kryje się haczyk.
-
W jaki sposób miałabym to
zrobić? – Zapytała ostrożnie, chcąc zdobyć więcej
czasu i informacji.
-
Spójrz w głąb płomieni, Evo. Widzisz kryształ? To w nim zamknięto moją duszę. Zniszcz kryształ w polu magnetycznym i zamknij portal od
strony świata żywych.
Ja zapieczętuję go z drugiej strony.
-
Skąd pewność, że to o mnie mówi przepowiednia?
-
Bo to twoje narodziny sprawiły, że się przebudziłem – wyjaśnił Orion, sprawiając że kapłanka przeniosła na niego zaskoczone spojrzenie.
Starała
się unikać patrzenia na opętanego przez ducha Hermesa. Cień feniksa rozdzierał
jej serce na pół i nie była w stanie pogodzić się z faktem, że Orion odebrał
jej jedynego prawdziwego przyjaciela, jedyne dobre wspomnienie z murów jej
więzienia.
-
To o niczym nie świadczy – zaoponowała zimnym tonem, starając się przybrać
beznamiętny wyraz twarzy. - Chyba nie oczekujesz, że wejdę prosto w płomienie
nie mając dowodu potwierdzającego twoje słowa?
-
Jeśli szukasz dowodu, spójrz na swoją kostkę i rozejrzyj się dookoła. Nikt, kto
nie byłby godzien, nie mógłby otrzymać mojego daru. Nikt, kto nie byłby
godzien, nie znalazłby tego miejsca. Aktywowałaś kryształ Evo. Reaguje on na
twoją magię. W dniu, w którym oswoiłaś moc pierwiastka ziemi, zostawiłaś trwały
ślad w zaświatach. Ten ślad tkwi także w tobie. Jesteś jedynym człowiekiem,
który posiada moc władania krainą umarłych – wyjaśnił Orion, a Eva otworzyła
szerzej oczy. - Pytasz mnie, czy masz wejść prosto w ogień? Tak, to jedyny
sposób. Lecz nie musisz się obawiać. Płomienie nie wyrządzą ci krzywdy.
Kryształ cię ochroni.
-
Skąd ta pewność? – Zapytała wciąż pełna wątpliwości.
-
Bo rozpoznał twoją magię. To on sprowadził mnie i Hermesa do groty. To on
użyczył mi mocy, by cię uzdrowić.
-
Co mi po mocy, skoro zostałam otruta. Czuję, jak trucizna krąży po moim ciele i
ciągnie mnie w dół – powiedziała z goryczą.
-
Masz szansę odrodzić się niczym feniks z własnych popiołów, Evo – odparł Orion,
a ona posłała mu zaintrygowane spojrzenie. – Wykorzystaj kotwice, które
stworzyłaś w świecie żywych – wyjaśnił, a ona w końcu pojęła, o czym mówił
czarnoksiężnik.
-
Chcesz, żebym złożyła ofiarę?
-
Natura wymaga równowagi. Ktoś musi przejść za ciebie na drugą stronę –
potwierdził Orion, a ona wstrzymała oddech.
-
Trzy kotwice…
-
Most, o którym mówisz został spalony – wszedł jej w słowo, a ona poczuła, że
traci grunt pod stopami.
-
W takim razie rytuał został przerwany…
-
Rytuał trwa. A ty stworzyłaś inne kotwice. Wystarczy, że wybierzesz naczynie, z
którego zaczerpniesz oddech życia.
-
Nie jestem aż tak silna, by nawiązać połączenie.
-
Kryształ cię wspomoże – zapewnił.
Eva
przez chwilę analizowała słowa Oriona, jednocześnie szukając najbliżej
stworzonej kotwicy. W pierwszym odruchu pomyślała o Harrym. Myśl o tym, że
mogłaby pozbyć się wroga była kusząca. Ostatecznie jednak odrzuciła ten pomysł.
Pottera chciała wykończyć osobiście. Poza tym szykowała dla niego wiele
atrakcji. Chciała pławić się w jego cierpieniu i zmusić do splugawienia
wszystkich wartości, w które wierzył. Nienawidziła sposobu, w jaki na nią
patrzył. Zupełnie jakby uważał się za lepszego od niej. Chciała sprawdzić, czy
na końcu drogi, którą dla niego przygotowała, też będzie tak dumny i
nieskalany.
Teraz
jednak nie mogła o tym myśleć. Musiała wybrać inny cel, do którego miała szybki
dostęp. Żałowała, że musi poświęcić kogoś ze swoich poddanych z zakonu, jednak
nie miała wyboru. W tym wypadku cel uświęcał środki. W końcu, gdyby nie ona,
wybrana przez nią osoba już dawno przeniosłaby się na tamten świat. Żałowała
tylko, że musiało paść na matkę jej generała.
-
Jesteś gotowa?
Głos
Oriona wyrwał ją z zamyślenia. Przeniosła spojrzenie na cień feniksa i powoli
skinęła głową.
-
Nim zaczniemy… Muszę wiedzieć, co stanie się z Hermesem? – Zapytała, czując jak
coś zaciska się boleśnie wokół tego, co zostało z jej serca, a każda
przedłużająca się chwila ciszy tłumiła jej nadzieję.
-
Bez mojej magii, Hermes umrze.
Mimo,
że przeczuwała prawdę, słowa Oriona, sprawiły jej ból.
Zamknęła oczy, zaciskając powieki i walcząc ze łzami.
Kruk był jej przyjacielem. I nawet, jeśli ich więź była
splamiona magią czarownika, myśl o tym, że miałaby
utracić wieloletniego towarzysza, obdzierała ją z kawałka duszy. Biorąc się w garść, uchyliła powieki i spojrzała na Hermesa. Ptak, jakby wyczuwając jej wahanie, zbliżył się do niej i przechylił łepek na
bok. Niepewnie uniosła drżącą dłoń i wyciągnęła ją w kierunku kruka. Uśmiechnęła się, czując czułe
dziobnięcie. Dotyk jego miękkich, gładkich
piór, dodawał jej otuchy. Hermes był przy niej od zawsze. Był jej przyjacielem, powiernikiem tajemnic,
ukojeniem i druhem.
-
Czy właśnie tak
ma skończysz się nasza
wspólna podróż? – Zapytała, gładząc pióra kruka, a ten wydał z siebie głośny
wrzask.
I
choć bardzo się starała, nie
mogła się
powstrzymać, by nie zerknąć na jego cień. Nie wiedziała, czy to jakaś
sztuczka Oriona, lecz była mu
wdzięczna, że
zamiast feniksa dostrzegła cień kruka.
-
Zatem zróbmy to, mój skrzydlaty przyjacielu. Jeśli mamy spłonąć, spłońmy
razem – wyszeptała,
wstając z trudem z zimnej, wilgotnej ziemi. – Nie pozwól mu cierpieć – tym razem zwróciła się do Oriona.
-
Obiecuję, że
Hermes niczego nie poczuje.
-
W takim razie miejmy to za sobą –
zdecydowała, robiąc krok w kierunku czary.
-
W płomieniach twoja moc będzie aktywna. Znajdziesz się poza polem
magnetycznym. Pamiętaj, by stać się jednością z ogniem. Spraw, by każdy pojedynczy płomień, stał się częścią ciebie. Wchłoń je i
poczuj ich magię. Pozwól, by przepływała ona
przez twoje ciało. Wejdę tam razem z tobą. Przez cały czas będę cię
prowadził.
Eva
skinęła głową i zagryzła wargę. Spojrzała z ukosa na wielką czarę, w której
szalały białe płomienie. Jej serce biło w zawrotnym tempie. Słyszała i czuła jego dudnienie w swojej klatce
piersiowej. Przeniosła wzrok
na spokojnie przyglądającego jej się kruka i poczuła
bolesne ukłucie, które rozlało się po całym
jej ciele.
-
Przykro mi, Evo.
Hermes
wzbił się w
powietrze i z głośnym skrzekiem zatoczył koło nad
jej głową, a
następnie bez wahania poszybował prosto w kierunku płomieni. Tuż przed tym, jak jego ciało ogarnęły języki ognia, cień kruka zmienił się w cień majestatycznego feniksa. Orion dotrzymał słowa i
wziął cały ból na
siebie. Eva była mu za to wdzięczna. Niestety nie była dłużej w stanie powstrzymać łez, które spłynęły z jej
oczu strumieniami. Widok płonącego żywcem
przyjaciela odbierał jej
oddech i odbierał zdolność logicznego myślenia. Czuła się
oszukana i zmanipulowana. Drogę w
kierunku czary pokonała
potykając się i słaniając na
nogach. Łzy nieprzerwanie spływały po
jej twarzy, rozmazując
wszystko poza szamoczącą się
sylwetką Hermesa w płomieniach. Stojąc
naprzeciw żywiołu ognia, coraz bardziej odczuwała swój własny,
wewnętrzny żar.
Wiedziała, że biały ogień
Merlina jest niczym w porównaniu
z jej własnym. W tej chwili była w stanie spalić
cały świat, by każdy mógł doświadczyć bólu, jaki czuła.
-
Wybacz mi przyjacielu – wyszeptała,
rzucając ostatnie spojrzenie w kierunku Hermesa, a
następnie weszła prosto w płomienie.
***
Draco
po raz pierwszy od niepamiętnych
czasów rozsypał się na
miliony kawałków. Wstrząsany spazmami płaczu, tulił do siebie bezwładne
ciało Hermiony, nie potrafiąc dopuścić do siebie myśli, że
kobieta nie żyje. Wszystko wokół przestało mieć dla niego jakiekolwiek znaczenie. Równie
dobrze mógł umrzeć. Jego serce przestało bić w tym
samym momencie, w którym
Granger wydała ostatnie tchnienie.
Ukrył twarz w jej mokrych od krwi włosach, cały czas ściskając ją w objęciach. Z tyłu głowy ciągle tliła mu się myśl, że to nie tak miało być. Nie
tak miało się to
zakończyć.
Dopracowali każdy szczegół planu. Potter pod wpływem
eliksiru wielosokowego miał zawalić wejście do
groty i uwięzić Evę w polu
magnetycznym, Olivander miał zerwać
połączenie kotwic z kapłanką, natomiast reszta miała zaatakować jednocześnie z
czterech stron. On w tym czasie miał znaleźć Hermionę i utrzymać ją przy życiu do momentu pojawienia się Daniele. Tymczasem to Hermiona uratowała jego. Znowu.
-
Spóźniliśmy się – męski głos dotarł do
niego, jakby z oddali.
Nawet
nie zauważył, gdy Ollivander i Daniele weszli do
komnaty. Nie zareagował na ich
pytania. Dopiero, gdy kobieta spróbowała odsunąć go od
Hermiony, rzucił się na nią i
gdyby nie refleks kapłanki z
pewnością zrobiłby jej krzywdę. Dopiero po chwili zdał sobie sprawę z tego, co chciał
zrobić. Rozpoznając kobietę, dopadł do niej z desperacją, graniczącą z obłędem
w oczach.
-
Błagam, sprowadź ją – wydusił zdławionym głosem.
Kapłanka
rzuciła mu krótkie współczujące spojrzenie i delikatnie wyswobodziła się z jego
uścisku.
-
Zrobię, co w mojej mocy, chłopcze, ale nie mogę ci nic obiecać – odparła ze
smutkiem.
-
Spróbuj – poprosił błagalnym tonem, a starsza kobieta skinęła głową i uścisnęła
jego rękę.
Następnie
podeszła do Hermiony i uklękła przy niej. Jedną ręką ujęła dłoń szatynki,
natomiast drugą położyła na środku klatki piersiowej Granger. Draco natychmiast
znalazł się z drugiej strony ukochanej i dotknął jej dłoni. Ollivander otworzył
usta, by go powstrzymać, lecz Daniele pokręciła głową.
-
Zajmij się barierą ochronną,
Garricu – poprosiła kobieta. - Chłopak mi pomoże. Był z nią związany. To może
mieć znaczenie – wyjaśniła i przeniosła
spojrzenie na zrozpaczonego blondyna. – Spójrz na mnie, Draconie – powiedziała
łagodnym, aczkolwiek stanowczym tonem. – Musisz skoncentrować się na Hermionie.
Skup się na każdym wspomnieniu o niej. To pomoże mi ją znaleźć. Bez twojej
pomocy nie będę mogła nawiązać połączenia. Zrobię wszystko, by ją sprowadzić,
lecz moja magia też ma ograniczenia. Jeśli jej dusza znalazła się w zaświatach,
nie będę mogła jej zawrócić. Musisz pomóc mi ją zatrzymać, rozumiesz? –
Zapytała, patrząc prosto w zaszklone tęczówki mężczyzny.
Daniele
widziała subtelną zmianę w postawie Dracona. Wiedziała, że jest zdeterminowany
i gotowy na wszystko, byleby odzyskać Hermionę. Gdy skinął sztywno głową,
uśmiechnęła się delikatnie, a następnie wzięła głęboki oddech i zamknęła oczy.
Miała zamiar zrobić wszystko, by uratować tą młodą, odważną i dzielną kobietę,
która poświęciła wszystko, by ocalić świat przed zagładą z rąk Evy.
Droga Villemo,
OdpowiedzUsuńRozdział przeczytałam jednym tchem, pomimo tego, że jest naprawdę obszerny, jak zwykle pojawiło się zaskoczenie, gdy okazało się, że to już koniec (to tak samo jak z budyniem, wiesz doskonale, że musi się skończyć, ale zobaczenie dna salaterki zawsze wywołuje smutek i zaskoczenie). Teraz jednak nie potrafię powiedzieć, ile czasu wpatruje się już w migający kursor na ekranie, chcąc napisać cokolwiek sensownego. Niesamowicie ciężko mi zebrać myśli.
Bardzo mnie ucieszyło, że akcja, która rozegrała się przed grotą, okazała się częścią niezwykle szalonego planu. Przez chwilę wydawało się, że wszyscy, z Harrym i Draco na czele, stracili panowanie nad sytuacją, że wpadli w sidła szalonej kobiety, która zdawała się pociągać za wszystkie sznurki. Cudownie, że nie stracili swojej waleczności i kolejny raz przechytrzyli wroga. Niestety, jak to bywa w przypadku naszych bohaterów, „plan swoją drogą, a rzeczywistość swoją”. Oczywiście coś musiało pójść nie tak… To, co wydarzyło się miedzy Hermioną i Draco… nawet nie wiem, jak się do tego odnieść. Czy może być coś gorszego i rozdzierającego serce, jak płaczący mężczyzna?! Och, a zobaczyć tak dzielnego, zdystansowanego faceta jak Draco, szlochającego w niewyobrażalnej rozpaczy. Rany, naprawdę nie chciałabym być w tym momencie jego wrogiem.
Do tej pory w Twoim opowiadaniu Eva dopuściła się całej masy okropnych i okrutnych rzeczy. Zawsze jednak starałam się znaleźć jakieś jej ludzkie odruchy, dostrzec i zrozumieć motywy, które nią kierowały i sytuacji, które sprawiły, że stała się tym, kim się stała. No, ale tym razem przelała się dla mnie czara goryczy. To jak Eva żałuje ptaka, ale nie ma skrupułów zabijać dla osiągnięcia własnych celów, dla chęci posiadania władzy. Bez mrugnięcia okiem poświęca innych, by osiągnąć swój cel, pozbawia innych godności, bliskich, tak naprawdę wszystkiego. Okrutna. Wybiera kogoś, kogo ma poświęcić, ale nie „wyznacza” do tego swoich wrogów, ponieważ planuje dla nich okrutne, bolesne upokorzenie. Sama jest w ciężkim położeniu, a mimo to chce napawać się zemstą i porażką innych. Chyba poświęcenie Hermiony, by ja ostatecznie pokonać sprawiło, że zapragnęłam jej upadku. Mam nadzieję, że zdobędzie tą ogromną moc, której tak pragnie, ale zostanie na zawsze uwięziona w tej grocie. Nie wiem, czy ona zasługuje na ocalenie.
Bardzo Ci dziękuję za ten rozdział, pomimo trudności jakie napotkałaś. Mam także nadzieję, że bardzo szybko poczujesz, nowy, lepszy grunt pod stopami. Doskonale znam to uczucie, ale wiem, że na pewno wyjdziesz z tego zacznie silniejsza! Życzę Ci tego z całego serca!
Pozdrawiam gorąco,
Nika
Droga Niko,
UsuńTwoje porównanie jest bardzo plastyczne;) I wywołało na mojej twarzy uśmiech. Dziękuję:)
Uwierz, wiem jak to jest, gdy nie można zebrać myśli…;)
Tak, wiem. Rozdział należał do ciężkich nie tylko do czytania, ale i do napisania. Mnie również, ze względu na sytuację osobistą, ciężko było się zdystansować. Ciężko konfrontować się z własnymi demonami. Mam nadzieję, że reakcje bohaterów nie zostały przerysowane, bo tego bym nie chciała.
Eva jest egoistką. Dba tylko o siebie i o to, co do niej należy. Ludzie są dla niej pionkami, środkami do celu. To bezimienna masa, którą jest w stanie poświęcić. Scena z Hermesem miała to podkreślić. Zarówno Hermes, jak i Oliwer są jej bliscy,są jej własnością dlatego o nich dba. To samo tyczy się ludzi, którzy przysięgli jej wierność. Dopóki ktoś wykonuje jej rozkazy i daje powód do zadowolenia, jest bezpieczny. Jednak wystarczy jeden błąd, jedno potknięcie, by popaść w niełaskę lub stracić życie. Poza tym Eva jest osobą silnie kontrolującą, żądną władzy, ufającą tylko sobie, posiadającą cel i potęgę, która sprawia, że czuje się lepsza od innych. W dodatku jest mściwa i inteligentna, a to niebezpieczna kombinacja.
Zauważ, że każda bliska jej osoba jest swego rodzaju nitką łączącą ją z człowieczeństwem, sumieniem. Śmierć lub zdrada każdej z tych osób- nici sprawia, że Eva staje się coraz bardziej okrutna i bezwzględna. W tym momencie, po śmierci Hermesa i zdradzie Ollivandera, został jej tylko Wood. Oczywiście pod warunkiem, że przeżył walkę przed grotą. Ale o tym dowiesz się już w następnej części opowiadania.
Bardzo Ci dziękuję za komentarz, ciepłe słowa i wsparcie. Pewnie masz rację. Na chwile obecną wiem tylko tyle, że nic już nie będzie takie jak dawniej.
Pozdrawiam ciepło,
V.
Droga Villemo,
UsuńPrzepraszam, że tak guzdrałam się z odpisaniem. Nie ma nic gorszego jak odkładanie czegoś na później, bo niestety wpada się w zamknięte koło: „Jutro. Jutro już na pewno. Ale jutro to już pewniak” i tak nim się człowiek obejrzy, mija zawstydzająca ilość czasu.
W każdym razie, wracając do tematu. Nie musisz się martwić o przerysowanie reakcji bohaterów, jak zwykle wszystko idealnie wywarzone, przemyślane i dojrzałe. Cieszę się, że opis mojego rozczarowania, chociaż na chwilę wywołał u Ciebie uśmiech.
Bardzo trafnie i refleksyjnie opisałaś człowieczeństwo i jego utratę przez Evę. Znowu sprawiłaś, że przez chwilę zrobiło mi się jej żal. Przypomniałam sobie, że bardzo wiele czynników złożyło się na jej podejście do życia, ludzi, władzy. Przypomniała mi się zwłaszcza scena, którą opisałaś, jakoś w początkowych rozdziałach, kiedy znalazła rannego Hermesa i się nim opiekowała. Zwykły ptak, a stał się jej namiastką normalności, cichym przyjacielem, który nie osądza. Ta myśl jednocześnie sprawiła, że znowu poczułam do niej ogromną niechęć. Miała nie tylko Hermesa, na Ollivandera także mogła liczyć jak na przyjaciela, sama wspominała, że często tylko na nim mogła polegać, że dostała od niego różdżkę, że pomagał jej w opiece nad tym nieszczęsnym krukiem. Osoba, która jest dobra, tą odrobinę uczucia, którą jej okazano, przełożyłaby na swoją siłę, coś, czego można się uczepić w mroku. Wybrała prostszą drogę, która nie prowadzi i nigdy nie będzie prowadziła do szczęścia i spokoju. Wydaje mi się, że nawet gdyby osiągnęła wszystko, co sobie założyła, nie potrafiłaby się tym cieszyć. Nic jej nie usprawiedliwia i mam nadzieję, że poniesie bardzo dotkliwą karę.
Bardzo ciekawe, co zrobiłaś Oliwerowi. Myśl o tym, co stało się pod grotą także nie daje mi spokoju.
Od publikacji tego rozdziału minęło już trochę czasu i mam nadzieję, że chociaż trochę zapanowałaś nad „swoim gruntem”. Pamiętam jak będąc właśnie w takim momencie swojego życia, trafiłam tutaj. Napisałaś mi wtedy, że po każdej burzy wychodzi słońce, a nasze rozczarowania i porażki robią z nas silniejsze osoby, które potem dużo ciężej zranić. Stajemy się po nich czujni i w każdej chwili gotowi na atak czy niepowodzenie. Dlatego mam nadzieję, ze jesteś teraz dużo silniejsza niż przed miesiącem.
Pozdrawiam gorąco,
Nika
Ach, prawie zapomniałam.
UsuńOczywiście, zdrowych, wesołych i smakowitych Świąt Wielkanocnych!
Nika
Droga Niko,
Usuńnie masz za co przepraszać. To naturalne i naprawdę rozumiem wszystko. Jest mi niezmiernie miło, że znajdujesz czas, aby pisać:)To wiele znaczy i bardzo to doceniam. Dziękuję.
Uff;) W takim razie cieszę się, że udało mi się zachować balans.Ostatnio jestem dość rozstrojona więc trudno mi odnaleźć granice.
Oj wywołał;) Z Twoich słów płynie pozytywne ciepło, które zawsze wywołuje uśmiech.
Trafnie odniosłaś się do relacji Evy z Hermesem. Myślę, że kruk był jej jedynym przyjacielem w murach Zakonu, bo był jedynym, który spełniał jej "oczekiwania". Z kolei Ollivander był dla niej kimś bliskim, kto w momencie, gdy go potrzebowała, porzucił ją. Najpierw porzucił ją ojciec (a przynajmniej w to wierzyła przez większą część swojego życia), potem matka, a na końcu przyjaciel. Był to jeden z czynników, który sprawił, że przestała wierzyć w istnienie relacji opartej na miłości, zaufaniu i lojalności.
Eva jest typem gracza. Słyszałaś kiedyś o teorii gry dla samej gry? Gdzie wygrana staje się celem samym w sobie? Ludzie sprowadzani są do roli pionków i utrzymywani są blisko do momentu aż przestają być użyteczni.Gracz manipuluje pionkami według swojego widzi mi się. To wyrachowana i skomplikowana gra, gdzie liczy się tylko zwycięstwo. Eva z pewnością stała się tego typu graczem. Ona również w pewnym momencie straciła z oczu prawdziwy cel i zaczęła walczyć, aby wygrać.Wygrana staje się obsesją, do której dąży się po trupach. To bardzo niebezpieczny typ gracza- bohatera. Wkrótce dowiecie się, czy powiedziała już swoje ostatnie słowo...
Dziękuję;* Nie sądziłam, że pamiętasz. Tak. Tak mówiłam. I wierzę w to. Chyba tylko ta wiara i nadzieja utrzymują mnie na powierzchni.Staram się wierzyć w to, że nic nie dzieje się bez przyczyny. Niestety na oswojenie się ze stratą bliskiej osoby potrzeba dużo czasu. Są takie burze, po których stajemy się silniejsi. Jednak śmierć jest takim rodzajem burzy, który zmienia wszystko. Pustka po stracie ukochanej osoby jest jak wyrwa w sercu, która z czasem zamienia się w bliznę, o której pamiętamy do końca życia. Ona nie znika. Zabliźnia się, lecz nie znika. To doświadczenie zmienia...
Dlatego, jak najbardziej podtrzymuję to, co napisałam Ci tamtego dnia. I naprawdę wierzę w to, że tak właśnie jest. Dzisiaj pewnie napisałabym dokładnie to samo. Dodałabym tylko, że są wydarzenia, które zmieniają wszystko i brutalnie zmuszają nas do przystosowania się do tych zmian.To wydarzenia, na które nie mamy wpływu. Pewnie kiedyś obudzę się i powiem, że jest ok. Pewnie wtedy wspomnienia zamiast łez będą wywoływać uśmiech nostalgii. Do tego czasu musi jednak minąć jeszcze wiele dni...
Nie mniej jednak bardzo Ci dziękuję;* Zarówno za próbę zrozumienia, jak i za to że jesteś;*
Pozdrawiam!
Droga Villemo,
UsuńKolejną rzeczą, którą uwielbiam w Twoim opowiadaniu jest to ile można wyczytać między wierszami. Emocje i refleksje, jakie wywołujesz. Czegoś takiego nie da się nauczyć, to właśnie ten osławiony talent. Bardzo ciekawa teoria „gra dla samej gry”, osoba, która gra tylko po to żeby grać, rzeczywiście wydaję się naprawdę niebezpieczna. Bo nie ma niczego, czym można taką osobę przekonać. Jeżeli nagroda nie jest celem, to jak zmierzyć się z takim przeciwnikiem. Mimowolnie przyszedł mi na myśl Joker z Batmana, którego celem było tylko sianie chaosu i zniszczenia.
Chciałabym abyś wiedziała, jak bardzo cenie sobie „rozmowy” z Tobą. Dyskusje na temat twojego dzieła, jego bohaterów ich rozterek i wyborów. Kiedy widzę odpowiedź na moje wypociny, mimowolnie się uśmiecham. Chociaż tym razem uśmiech, przerodził się w smutek.
Bardzo mi przykro z powodu Twojej straty. Poczułam nawet ukłucie wstydu, ponieważ porównałam nasze sytuacje, tak naprawdę nie znając Twojej. Teraz mój problem z wygonieniem faceta w kilka dni po zawodowej porażce wydaje się banalnie głupi. Niestety, doskonale rozumiem stan, w jakim się znalazłaś. Masz absolutną rację, tej wyrwy w sercu nie da się niczym zastąpić. Nie ma słów, które przyniosłyby ukojenie czy nawet zrozumienie. To rana, która bardzo długo będzie się zasklepiała. Nawet nie wiem czy tego typu rana kiedykolwiek się zasklepia. Człowiek po prostu uczy się z nią żyć, jak to trafnie ujęłaś zostaje zmuszony do przystosowania się i chyba to jak bezsilni w takiej chwili jesteśmy doprowadza nas do szału. Co możemy zrobić? Pozostaje nam tylko pamięć, zadbanie o świeże kwiaty na grobie i zapalenie świeczki. Tylko tyle możemy zrobić by odwdzięczyć się za okazaną nam miłość i spędzony wspólnie czas.
Nie będę ściemniała, że będzie dobrze i łatwo. Długo nie będzie. Każdy musi poradzić sobie z tym na swój własny sposób. Mam tylko nadzieję, że znajdziesz siłę by się z tym zmierzyć. Że nie jesteś z tym sama. Nic nie dzieje się bez przyczyny, powiadasz… Mam nadzieję, że masz rację. Że jest w tym jakiś większy sens. Musi być!
Nie wiem czy dzisiaj przeczytam Twój nowy rozdział, mimo że tak bardzo na niego czekałam. Jego publikacja na pewno wiele Cię kosztowała. Ale nie wydaje mi się właściwe, żebym po tym, co właśnie przeczytałam, tak po prostu wzięła się za czytanie.
Pozdrawiam gorąco
Nika
Droga Niko,
Usuńwiedz, że ja także cenię sobie nasze "rozmowy". Zapewniam, że ja czuję to samo, gdy widzę odpowiedź pod komentarzem. To jest ta wartość dodana, której nie zastąpią żadne pieniądze.
Z tym talentem to bym aż tak nie przesadzała, ale bardzo dziękuję za miły komplement.
On miał cel. Z kolei Eva, straciła swój cel z oczu. Gra, którą rozpoczęła, w pewnym momencie stała się jej obsesją. Masz rację, to bardzo niebezpieczny typ bohatera.
Dziękuję. Twoje słowa wiele dla mnie znaczą. Niepotrzebnie. Tak, jak pisałam. Są różne rodzaje burz, które wyrządzają mniejsze lub większe szkody. Strata może mieć różne oblicza, Niko. Wiedz, że mnie również przykro z powodu Twojej. Mam nadzieję, że echo tej burzy nie jest już tak bolesne, jak wcześniej?
Pamiętaj, że nie sztuką jest wygrywać. Sztuką jest ponieść porażkę i podnieść się z niej, bogatszą o doświadczenie i wiedzę, której w tamtym momencie nie posiadałaś. Wierzę, że w Twoim przypadku tak właśnie się stanie i następnym razem osiągniesz sukces, na który ciężko pracujesz;)
Ja też mam taką nadzieję. Dziękuję za zrozumienie i wsparcie;*
Ściskam!
Droga Villemo,
UsuńJak zwykle celna uwaga. Jak to mawiają:, „jeżeli wszystko ci się udaje, to znaczy, że nie robisz nic nowego”.
Czasami, po prostu człowiek przyzwyczaił się do swojego życia tak bardzo, że nawet, kiedy wymusza ono na nim zmianę, robi wszystko by to opóźnić. Jednak w końcu pozostaje jedynie akceptacja, a za nią podąża przerażająca z początku zmiana.
Pozdrawiam ;)
Nika
Hej kochana! Nie wiem czemu ale pod Twoim ostatnim postem z życzeniami nie pojawił się mój komentarz... :( Więc nadrobie tu, chociaż już nie w porę ale, wszystkiego dobrego w tym nowym roku! I z tego co napisałaś na początku rozdziału to mam nadzieję, że mimo wszystko u Ciebie wszystko w porządku! :)
OdpowiedzUsuńRozdział jak najbardziej spełnił moje oczekiwania! Czekałam tylko aż Eva się może pośliźnie albo spadnie do tej wody i się zabije, ale ją oszczędziłaś! :D lecz z Hermioną juź o wiele gorzej :((( ona nie może umrzeć! Nie może jej stracić ani Draco ani my czytelnicy! Wierzę, że cała historia skończy się dobrze dla niej :) moźna by powiedzieć, że jej życie jest w Twoich rękach! :D czekam zatem na dalszy rozwój akcji! I życzę Ci czasu i weny!
Pozdrawiam, Anna :*
Witaj;*
UsuńBlogspot czasami ma gorsze dni. Zgłaszałam to wielokrotnie, ale nic z tym nie robią. Zarówno dla Czytelników, jak i dla mnie jest to frustrujące.
Dziękuję;*
Czuję lekką presję;) Postaram się sprostać oczekiwaniom, ale nic nie gwarantuję.
Raz jeszcze dziękuję za życzenia i komentarz do rozdziału.
Ściskam!;*
Śledzę to opowiadanie od jakiegoś czasu. Jest jednym z lepszych dramione, jakie czytałam. Akcja jest nieprzewidywalna, a tym rozdziałem naprawdę mnie zaskoczylaś. Z niecierpliwością będę oczekiwać rozwiazania wszystkich wątków - zarowno śmierci Hermiony jak i Evy. Do następnego :)
OdpowiedzUsuńMiło jest mi to "słyszeć";)
UsuńMam nadzieję, że opowiadanie zachowa swoją nieprzewidywalność do końca i jeszcze nie raz Cię zaskoczy.
Dziękuję za opinię;)
Pozdrawiam ciepło!
Kolejny genialny rozdział!
OdpowiedzUsuńOd razu po przeczytaniu biorę się za napisanie komentarza. A więc:
Scena, gdy Hermiona umiera - cudo <3 po raz kolejny sprawiłaś, że do oczu napłynęły łzy. Mam nadzieję jednak, że Hermiona wróci do żywych, przecież ona nie może umrzeć!
Reakcja Draco również chwyta za serce. Sama nie wiem, niby jest ona dość... "typowa" (wybacz określenie), ale czytając tę część opowiadania sprawiłaś, że czytelnik poczuł cały ból, który towarzyszył w sumie obojgu, zarówno Hermionie, jak również Draco.
Kolejną sprawą jest Orion. Wydaje mi się, ze Eva nieźle sie "przejedzie" na swoim zaufaniu do niego. Czuć, że jego oferta to jakiś dziwny podstęp, choć może się mylę. Czekam z niecierpliwością na dalszy rozwój wydarzeń. :)
Kilka słów ode mnie na zakończenie: dziękuję Ci bardzo za kolejny rozdział. Dziękuję za to, że mimo problemów w swoim życiu dotrzymujesz obietnic, które nam dajesz. Mam nadzieję, że wszystko się u Ciebie ułoży i będzie już tylko lepiej. Tworzysz wspaniałą rzecz i myślę, że wiele osób, które miały styczność z Twoją twórczością, tak myśli.
Pozdrawiam Cię serdecznie i czekam niecierpliwie na dalszy rozwój wątków. :*
Myślę, że nie ma niczego złego w określeniu „typowe” więc nie masz za co przepraszać;) Myślę, że jest wiele sytuacji, w których ludzie reagują w ten sam, typowy i adekwatny do okoliczności sposób. Mam tylko nadzieję, że niczego nie przerysowałam…
UsuńA to okaże się w następnym rozdziale;) Uzbrój się proszę w cierpliwość;) Obiecałam jeszcze kilka zwrotów i słowa dotrzymam. Poza tym ostatnio spojrzałam inaczej na kilka kwestii więc póki co mogę powiedzieć, że jesteśmy na takim etapie opowiadania, że jeszcze wszystko może się zdarzyć…
Dziękuję;* Za słowa otuchy i wsparcia. Wiele to dla mnie znaczy. Dziękuję za Twoją obecność i motywacje, jaką dajesz mi za sprawą swoich komentarzy. Nie przesadzałabym z tą wspaniałością, ale jest mi bardzo miło, że tak myślisz;)
Postaram się do końca miesiąca wstawić rozdział. I mam nadzieję, że nic mi w tym nie przeszkodzi.
Raz jeszcze dziękuję za wszystko!
Pozdrawiam ciepło!:)
Chciałam tylko pojawić się z oznajmieniem, że jestem, czytałam i wspieram Cię jak mogę, żeby to, co złe, trudne i bolesne w Twoim prywatnym życiu, poukładało się na lepsze.
OdpowiedzUsuńCo do rozdziału... Cóż, znasz już odrobinę moje reakcje i podejście do pewnych spraw, nie zdziwi Cię chyba zatem zbytnio fakt, że tym razem nie będzie analizy treści, nie będzie rozstrząsania moich odczuć i emocji - nie chcę i nie dam rady tego zrobić obiektywnie i bez zbędnych wykrzykników.
Pomijając wątek, który mnie najbardziej dobił, co jest oczywiste, chcę jedynie dodać, iż mam nadzieję, że dla Evy zaplanowałaś upadek, i że będzie on wielki, spektakularny, a jej śmierć bolesna i okrutna...
Pozdrawiam.
Margot
Dziękuję. Twoje wsparcie wiele dla mnie znaczy. Każda ulewa musi kiedyś minąć więc pozostaje mi czekać na poprawę pogody.
UsuńBardzo cenię Twoje przemyślenia, ale nie będę zmuszać Cię do roztrząsania, bo wiem, ile kosztuje Cię lektura Rozbitków. Obiecuję też ocieplenie klimatu. Myślę, że wszystkim nam przyda się chwila oddechu po tych wszystkich mrocznych, złych i pesymistycznych rzeczach.
Myślę, że będzie Pani zadowolona;)
Zobaczymy co los przyniesie w kolejnych rozdziałach…:) Mam nadzieję, że nie zawiodę.
Pozdrawiam ciepło!;)
Królowo Pióra urwać w takim momencie to grzech :) Wracaj do nas jak najprędzej :)
OdpowiedzUsuń;*
UsuńZawstydzasz mnie:)
OdpowiedzUsuńAle jest mi bardzo miło, że ktoś ciągle tu zagląda i pamięta.
Zapraszam 13.04 w godzinach popołudniowych.
Ściskam;*
Niesamowity blog. Czekam na dalsze rozdziały.
OdpowiedzUsuńDziękuję. Jest mi bardzo miło, że treść opowiadania przypadła Ci do gustu.
UsuńSerdecznie na nie zapraszam i mam nadzieję, że nie zawiodą Twoich oczekiwań.
Pozdrawiam!
No kochana tylko nie zabieraj Hermiony proszę. Czytając jak Hermiona umiera łza zakręciła mi się w oku a to już jest coś. Przeczytałam wiele blogów ale tylko przy kilku uroniłam kilka łez. Gratuluję ci serdecznie.
OdpowiedzUsuńeva
Bardzo dziękuję za miłe słowa:)
Usuń