niedziela, 26 lutego 2017

Rozdział XXXIII W płomieniach

Kochani, 
Witam Was ciepło po bardzo długiej przerwie.Cieszę się, że udało mi się napisać rozdział i dotrzymać drugiego terminu.
Przepraszam, że nie dotrzymałam pierwszego. Niestety w naszym życiu mają miejsca takie zdarzenia, które usuwają spod naszych stóp grunt. Od tego momentu już nic nigdy nie jest i nie będzie takie samo. Aktualnie jestem na etapie odbudowywania tego gruntu i wiem, że zajmie mi to jakiś czas. Dlatego nie chcę obiecywać kolejnego terminu publikacji. Nie chcę sprawić Wam kolejnego zawodu. Rozdział XXXIV pt. "Wiara", ukaże się tak szybko, jak tylko uda mi się go dopracować. O terminie powiadomię Was ze stosownym wyprzedzeniem w zakładce Sowia Poczta. 
Wiedzcie też, że Rozbitkowie będą zakończeni. Nie porzucę tej historii. Przed nami jeszcze sporo akcji, emocji i wrażeń. 
A jeśli już o tym mowa, to nie przedłużając zapraszam do lektury rozdziału XXXIII. Mam nadzieję, że te ponad dwadzieścia stron, wynagrodzi Wam czas oczekiwania. Za wszelkie informacje zwrotne w postaci komentarzy, będę bardzo wdzięczna.
Ściskam Was mocno!
Z pozdrowieniami,
Wasza V.



Rozdział XXXIII W płomieniach

Jej stłumiony jęk bólu poniósł się echem po wnętrzu groty. Uchyliła ostrożnie powieki i powoli podparła się na łokciach. Dookoła pełno było gruzu i duszącego pyłu, od którego zaniosła się kaszlem. Tunel był zniszczony, tak jak wszystkie wskazówki zapisane na ścianach groty. Eva wiedziała, że tym samym zdana jest na siebie.
Poza promieniującym bólem nogi wydawała się być cała. Spojrzała na ciężki kamień, który przygniótł jej nogę i zagryzła zęby, mobilizując wszystkie siły, by odsunąć głaz. Z niemałym trudem, po wyczerpującej siłaczce, wyswobodziła nogę z pułapki. Zassała powietrze, gdy poczuła intensywne pieczenie i zdusiła krzyk. Przez chwilę oddychała ciężko, starając się oswoić z bólem. Odnosiła już nie takie rany, więc była przyzwyczajona do cierpienia. Gorsza od bólu była świadomość niewiedzy. Pamiętała ostrzegawczy krzyk Oliwera i Malfoya zawalającego wejście do groty. Malfoya, który na jej oczach zmienił się w Pottera. Zaśmiała się gorzko, kręcąc głową z niedowierzaniem. Po raz kolejny nie doceniła siły mężczyzny. Nie spodziewała się, że po tym wszystkim, co mu zafundowała, tak szybko chwyci po różdżkę.
- Bardzo dobrze, Potter – wyszeptała, doskonale wiedząc, że już wkrótce mężczyzna pożałuje tego, że odważył się rzucić jej wyzwanie.
Postawa Harry’ego jednocześnie irytowała ją i wzbudzała podziw. Przywykła do tego, że każdy spełniał jej żądania. Już dawno nikt jej się nie przeciwstawił. Na swój sposób nawet podobała jej się ta odmiana, która nadawała ich grze pikanterii. Wszystko to sprawiało, że zwycięstwo stawało się dwa razy atrakcyjniejsze niż dotychczas. Stawka rosła w górę, kładąc na szali ich życie. Zwycięzca dostawał wszystko, natomiast pokonany miał odejść w zapomnienie. Wkrótce miało się okazać, które z nich wygra i stworzy własną legendę.
Eva rozejrzała się po jaskini, by ocenić zniszczenia, a następnie powoli podczołgała się pod ścianę i z grymasem dźwignęła na nogi. Poczuła przenikliwy ból w prawej kostce i syknęła natychmiast ją odciążając. Rzuciła wściekłe spojrzenie w kierunku zasypanego wejścia, zastanawiając się, dlaczego nikt jeszcze nie przyszedł jej z pomocą. Wiedziała, że Oliwer nigdy nie zostawiłby jej na pastwę losu w zimnym, opuszczonym grobowcu. Miała nadzieję, że nic mu się nie stało. Miała tylko jego i nie zniosłaby straty mężczyzny. Przez chwilę wahała się, niepewna, co powinna zrobić. Mogła poczekać na to aż jej armia rozprawi się z Potterem i Malfoyem, a następnie usunie gruz lub mogła kontynuować rytuał. Dla niej wybór był oczywisty. Stanęła ostrożnie na zranionej nodze i przytrzymując się ściany zaczęła powoli utykać wzdłuż ciemnego korytarza.
Nie wiedziała, jak długo trwała jej wędrówka, ani ile razy upadała. Straciła rachubę czasu i nie potrafiła już zliczyć, momentów, gdy straciła przytomność. Jej ciało było obolałe i skostniałe. Zraniona noga spuchła i nabrała sinego koloru. Paliła ją gorączka i pragnienie, które odbierały jej i tak wątłe siły. Teraz, gdy nie miała dostępu do mocy, czuła się wyczerpana i senna. Cały czas szła wzdłuż ściany, tonąc w mroku groty. Powoli traciła też nadzieję, że ten tunel ma koniec. Potknęła się o wystający kamień i upadła ze stęknięciem. Przez chwilę leżała z twarzą przyciśniętą do zimnego, piaszczystego kamienia, walcząc ze łzami wściekłości. Wiedziała, że musi ruszyć na przód inaczej wszystko przepadnie. Nie mogła na to pozwolić. Zbyt dużo poświęciła, aby teraz się poddać z powodu małych komplikacji. Spróbowała się podnieść, lecz jej ciało odmówiło posłuszeństwa. Podczas kolejnej próby ból zamroczył ją do tego stopnia, że znów straciła przytomność.
Czuła przyjemne ciepło rozchodzące się po jej ciele. Podświadomie wyczuwała czyjąś obecność. Nie potrafiła tego wyjaśnić, lecz wiedziała, że nic jej nie grozi. Ciepło i poczucie bezpieczeństwa były tak namacalne, że nie odważyła się otworzyć oczu. Bała się, że gdy tylko to zrobi, wszystko okaże się snem, a wtedy powróci ból i bezsilność. Dopiero, gdy dotarł do niej znajomy skrzek wstrzymała oddech i otworzyła szeroko oczy. Nad jej nogą pochylał się majestatyczny kruk, a z jego czarnych, paciorkowych oczu prosto na jej zranioną nogę spływały łzy. Jednak nie to było najdziwniejsze. Wokół Hermesa emanowało dziwne, białe światło. Natomiast cień na ścianie groty nie należał do kruka tylko do feniksa. Wstrzymała oddech i poruszyła się niespokojnie, zwracając tym samym uwagę ptaka, który wydał z siebie podekscytowany wrzask. Widok skrzydlatego przyjaciela przynosił jej ulgę i pociechę, jednak cień feniksa budził niepokój i czujność. Kruk przyfrunął do niej, usadawiając się na jej kolanie i przechylił łepek.
- Hermes? – Upewniła się, a ptak zareagował żywo na swoje imię, sprawiając, że odetchnęła z ulgą i pogłaskała czarne skrzydła kruka. Jak mnie tu znalazłeś, przyjacielu? Zapytała, czując jak całe napięcie opuszcza jej ciało. Jest stąd inne wyjście? – Zapytała, a kruk zaskrzeczał ponownie i wzbił się w powietrze.
Powiodła za nim wzrokiem i niepewnie podniosła się z ziemi. Zdziwiła się nie czując bólu w prawej nodze. Wstrzymała oddech i powoli podwinęła szatę. Zarówno opuchlizna, jak i zasinienie znikło. Przeniosła zaskoczone spojrzenie na kruka, który wbił w nią wyczekujące spojrzenie. Poruszyła niepewnie palcami stopy i wypuściła powietrze, nie wierząc, że jej noga jest uleczona. Raz jeszcze spojrzała na Hermesa, a potem przeniosła wzrok na ścianę, na której widziała cień feniksa. Teraz go tam nie było. Zmarszczyła czoło, nie potrafiąc wyjaśnić tego, co widziała wcześniej. Przez chwilę nawet dopuszczała do siebie myśl, że miała halucynacje. Szybko jednak odrzuciła ten pomysł. Gdyby nic się nie stało, to jej noga wciąż byłaby zraniona. Nie potrafiła wytłumaczyć tego, co się stało. Postanowiła jednak wzmóc swoją czujność.
Hermes zakrakał ponaglająco i odfrunął w głąb tunelu, zupełnie jakby oczekując, że kobieta podąży za nim. Zagryzła wargę, analizując wszystkie za i przeciw, po czym zdecydowanym krokiem ruszyła za przyjacielem.
Z każdym krokiem czuła wzmagający się, przyjemny podmuch ciepła. Szła w milczeniu, pozwalając by kruk prowadził ją w tylko sobie znanym kierunku. Nie wiedziała, ile rozwidleń już minęła nim dotarła do klifu nad spienionym wodospadem. Nie przypominała sobie, by słyszała kiedykolwiek o istnieniu tego miejsca. Starała się nie spuszczać z oka Hermesa. Jego krakanie zagłuszał huk spadającej wody, który odbijał się zwielokrotnionym echem od ścian groty. Rozejrzała się po wnętrzu, lecz nie znalazła niczego wyjątkowego poza wodospadem i trzema, skalistymi ścianami. Hermes przeleciał nad głową kapłanki, zwracając jej uwagę, a następnie skierował się w dół klifu. Ściągnęła brwi, lecz podeszła na skraj przepaści. Silny powiew wiatru uderzył w jej twarz, rozwiewając włosy. Nie wiedziała, czego Hermes od niej oczekuje, nim ten nie zanurkował, a jego skrzydła nie musnęły plecionej z grubego sznura drabiny. Nie widząc innego wyjścia postanowiła iść za wskazówkami przyjaciela i niepewnie zsunęła się w dół. Sznur był śliski od wody i chybotliwy od podmuchów powietrza, co utrudniało zejście. Mimo tego brnęła w dół, starając się jednocześnie nie patrzeć w przepaść. Szybko jednak okazało się, że nie był to dobry pomysł, ponieważ w pewnej chwili jej noga poślizgnęła się, a ona w ostatniej chwili uratowała się przed upadkiem. Jej serce biło w zawrotnym tempie, gdy uświadomiła sobie, że najprawdopodobniej ten błąd kosztowałby ją życie. Zamknęła oczy i przez chwilę w bezruchu przylgnęła do mokrego sznura, starając się odzyskać kontrolę nad własnym ciałem. Dopiero, gdy do jej uszu dobiegło kolejne krakanie, zmusiła się, by otworzyć oczy i kontynuować wędrówkę. Tym razem jednak była ostrożniejsza. Nie miała pojęcia, jak długo zajęło jej zejście na dół. Sądząc jednak po zmęczeniu i napięciu mięśni, jakie odczuwała, musiała trwać kilka godzin. Zgięła zdrętwiałe, pościerane palce i skrzywiła się, czując pieczenie. Podeszła do niewielkiego stawu i schyliła się, by obmyć spoconą twarz. Zimna woda przyjemnie orzeźwiała i przynosiła ukojenie zmęczonym mięśniom. Rozejrzała się dookoła, szukając jakiejś wskazówki, stanowiącej swego rodzaju drogowskaz, lecz poza ścianą wodospadu, otaczały ją gołe skały. Zmarszczyła czoło, starając się zebrać myśli. Nie miała pojęcia, gdzie się znajduje, ani jak wydostać się z groty. W dodatku była zmęczona, głodna i spragniona. Żałowała, że nie zabrała ze sobą wody. Przeklęła w duchu, gdy dotarło do niej, że jedyne wskazówki znajdowały się w zawalonym tunelu i teraz była zdana tylko na siebie. Zerknęła na Hermesa, który wylądował miękko nieopodal niej i przyglądał się jej wyczekująco.
- I co teraz, mój skrzydlaty przyjacielu? – Zapytała, ciesząc się w duchu, że ma go przy sobie.
Kruk rozłożył skrzydła i zakrakał, zupełnie tak, jakby próbował udzielić jej odpowiedzi. Następnie wzbił się w powietrze i ruszył w kierunku wodospadu. Eva wstrzymała oddech, gdy ptak przeciął ścianę wody i zniknął z zasięgu jej wzroku. Dźwignęła się ciężko na nogi i analizowała wszystkie za i przeciw. W końcu, doszła do wniosku, że i tak nie ma innego wyjścia, niż ruszyć za krukiem. Ściągnęła brwi i zrobiła pierwszy krok. Powoli zanurzała się w lodowatej toni stawu. Zimno i huk spadającej wody odurzyły ją swoją intensywnością, lecz nie cofnęła się. Jakiś głos w jej głowie zachęcał ją do tego, by brnęła na przód. Niczym zahipnotyzowana pokonała całą szerokość podziemnego akwenu. Zatrzymała się dopiero przed samym wodospadem. Drżąc z zimna, wyciągnęła rękę w kierunku spadającej wody i niepewnie włożyła ją do środka. Wstrzymała oddech, gdy nie poczuła siły ciężkości i zafascynowana ruszyła przed siebie. Ciężkie strugi wody opływały jej ciało, gdy pokonywała barierę, lecz nie wyrządziły jej krzywdy. Zupełnie, jakby ochraniał ją niewidzialny parasol. Uśmiechnęła się z zachwytem i w końcu wyszła spod ochronnej tarczy. Teraz była pewna, że jest na dobrej drodze. Wodospad był idealnym kamuflażem, jeśli chciało się coś ukryć. Merlin nie na darmo był uważany w kręgach czarodziejów za wybitny umysł. W dodatku był druidem, a ci byli silnie związanie z naturą. To musiał być jego pomysł, by stworzyć naturalną barierę w postaci wodospadu, która chroniłaby moc Rubinowej Róży. Zmrużyła oczy, starając się przyzwyczaić wzrok do ciemności, jaka ją otoczyła.
- Hermes?! – Zawołała, zaniepokojona ciszą wewnątrz pomieszczenia, w którym się znalazła. – Hermes! – Krzyknęła i zrobiła pierwszy krok.
W tym momencie wnętrze rozjaśnił blask kilkudziesięciu pochodni, a ona mogła w końcu dostrzec, co krył wodospad. Znajdowała się w małym, wąskim tunelu, prowadzącym do innej jaskini. Niestety wejście do niej było zamknięte. Olbrzymi, okrągły głaz uniemożliwiał przejście. Przesunęła dłonią po skale, szukając jakiegoś ukrytego mechanizmu, który usunąłby kamień, lecz nic nie znalazła. Intuicja mówiła jej, że za tym głazem znajduje się cel jej podróży. Od starożytnej mocy dzieliła ją tylko skała. Z frustracji uderzyła w nią otwartą dłonią.  Była tak blisko. Gdyby tylko miała dostęp do magii, głaz nie byłby dla niej problemem. Niestety wszystko wskazywało na to, że wciąż znajduje się w zasięgu pola magnetycznego. Oparła się o zimny kamień i odchyliła głowę. Wiedziała, że musiał istnieć jakiś sposób, by wejść do środka. Musiała się tylko skoncentrować. Spróbowała oczyścić swój umysł, tak jak uczył ją Garric, i spróbowała odnaleźć źródło mocy. Czuła swoją magię, lecz nie miała do niej dostępu. Zupełnie jak w jej koszmarach, gdy była skazana na łaskę białego feniksa. Zastanawiała się, czy sny miały ją przygotować na tą próbę? Jeśli tak było, to nie odnalazła odpowiedzi. Bez magii była bezsilna i skazana na klęskę. Zacisnęła zęby i ponownie uderzyła w skałę.
Nagle zakręciło się jej w głowie. Przylgnęła do zimnego kamienia, nie rozumiejąc, co się z nią dzieje. Czuła, że zaczyna brakować jej tchu, a płuca płoną żywym ogniem. Spanikowana złapała się za palące gardło i z całych sił walczyła o każdy pojedynczy oddech. Z ust kobiety zaczął wydobywać się nieartykułowany dźwięk, gdy łapczywie starała się odzyskać oddech, a jej oczy zaszły łzami. Osunęła się na ziemię, gdy ogarnęła ją niemoc. Czując ciepłą ciecz, spływającą z nosa, uniosła drżącą dłoń do twarzy. Z przerażeniem odkryła własną krew. Czuła, jak jej serce spowalnia, a świat wokół niej rozmazuje się. Wtedy też połączyła fakty, a brutalna prawda rozpaliła w niej gniew. Ostatkiem sił podparła się zakrwawioną ręką o głaz i z trudem dźwignęła na kolana. Oparła rozgrzane czoło o zimną skałę i przymknęła powieki, spod których wypłynęły gorące, słone łzy. Uśmiechnęła się gorzko, gdy uświadomiła sobie, że miała dzielić grób z Hekate. Czuła ciepły wir wciągający jej ciało. Było to stosunkowo przyjemne uczucie. Cały świat wirował, a ona bezwładnie poddała się woli grawitacji. Ostatnim, co zdołała zarejestrować, był olbrzymi ognisty ptak, który leciał jej na spotkanie. Czuła jego żar, dorównujący temu, który trawił ją od środka. Uśmiechnęła się, wychodząc mu na spotkanie i łącząc się z nim.

***
- Wrócę po ciebie
- Draco… - wydusiła, słysząc jego głos.
Obietnicę, którą złożył jej wczorajszego wieczora. Uchyliła niepewnie powieki i szybko je zamknęła. Czuła tępy ból rozchodzący się po jej głowie, a wydarzenia ostatnich godzin wirowały niewyraźnie w jej wspomnieniach, powoli nabierając kształtu i układając się w przerażający obraz. Stopniowo odzyskiwała też czucie w ciele. Wszystko ją bolało. W dodatku nie mogła się ruszyć. Podjęła kolejną próbę otwarcia oczu i tym razem jej się udało. Znajdowała się w swojej komnacie. W pokoju panowała ciemność, a jedyne światło płynęło z dwóch tlących się świec i ogromnego księżyca w pełni. Na jego widok Hermiona wstrzymała oddech, czując jak ogarnia ją panika. Skoro go widziała to oznaczało, że nawaliła. Szarpnęła się, lecz ciągle była unieruchomiona. Z niedowierzaniem odkryła, że jest przywiązana do krzesła.
- Wreszcie się obudziłaś. Już myślałem, że zbyt mocno cię uderzyłem.
Hermiona zwróciła głowę w kierunku głosu. Widząc Notta przyglądającego się jej z drugiego końca pokoju, przeszedł ją dreszcz strachu. Jednocześnie wszystko sobie przypomniała i to sprawiło, że poczuła się jeszcze gorzej. Theodor uśmiechnął się paskudnie i wstał z wygodnego fotela, ruszając w jej kierunku.
- Byłaś dzisiaj bardzo niegrzeczną dziewczynką powiedział, kucając i przyglądając się kobiecie z naganą. Chciałaś mnie zabić dodał, unosząc zranioną dłoń, która owinięta była jakąś szmatą. Ostrzegałem cię, lecz nie posłuchałaś. Wiesz też, że zasłużyłaś na karę wyznał z nutą nieszczerego smutku i musnął jej policzek, grzbietem zranionej ręki.
Hermiona odsunęła głowę, obrzucając go pełnym odrazy spojrzeniem, na co mężczyzna zmarszczył czoło.
- Udajemy oporną, co? Zakpił Nott i przechylił głowę na bok. Jesteś krnąbrną szlamą, Hermiono Granger wyszeptał z obłędem i ujął jej podbródek, zmuszając, by na niego spojrzała. Och, taak. Jesteś krnąbrną, obłudną szlamą, która nie zna swojego miejsca. Ale szybko to naprawimy dodał, nachylając się do jej ucha i ujmując jej szyję. Och czuję twój strach powiedział i wciągnął głęboko powietrze I dobrze. Powinnaś się bać, Granger. Bo gdy już z tobą skończę - zaczął i urwał, przygryzając jej płatek ucha i zaciskając palce na szyi. Nigdy tego nie zapomnisz, kochana. Ani ty, ani Malfoy obiecał, zaciskając drugą dłoń na jej udzie. Za każdym razem, gdy na ciebie spojrzy będzie myślał o mnie wyszeptał sunąc ręką w górę i ignorując protesty kobiety. Będę zabierał mu ciebie po kawałeczku. Zatruję jego umysł, stanę się jego cieniem, a gdy skończę z tobą zapoluję na niego wyjaśnił i uśmiechnął się szeroko.
Hermiona szarpała się bezskutecznie, starając odsunąć od mężczyzny. Czuła do niego odrazę i na samą myśl o tym, co zamierzał, zalewała ją fala mdłości. Mierzyła go nienawistnym spojrzeniem, żałując że nie ma dostępu do swojej różdżki. Przyrzekła w duchu, że nie podda się bez walki i nie okaże słabości. Nie będzie też płakać i błagać o litość.
- Nic nie powiesz? – Zapytał, ponownie ujmując jej podbródek, na co Hermiona odpowiedziała mu jedynie buntowniczym spojrzeniem. Niech tak będzie. Lubię wyzwania powiedział złowróżbnym tonem i mocniej ścisnął jej udo, a następnie wstał i wyjął z kieszeni krótki sztylet.
W milczeniu zaczął rozcinać krępujące jej nogi i ręce sznury, a następnie niezbyt delikatnie szarpnął do góry. Hermiona była zdrętwiała i obolała. Rozmasowała nadgarstki, powoli odzyskując w nich krążenie. Zaczęła też analizować swoją sytuację. Ponownie zerknęła przez okno. Księżyc w pełni niczym widmo przypominał jej o kończącym się czasie. Wiedziała, że powinna działać, ale nie potrafiła wykonać żadnego ruchu pod czujnym wzrokiem Notta.
- Siadaj – warknął, wskazując na łóżko.
Obrzuciła go pogardliwym spojrzeniem i ruszyła w jego stronę. Uśmiechnął się szyderczo widząc jej postawę i sięgnął po sznur.
- Ręce rozkazał, na co Hermiona uśmiechnęła się kpiąco.
- Chyba nie boisz się, że zrobię ci krzywdę? Sarknęła, patrząc mu butnie w oczy.
Theodore wykrzywił usta, jakby przełknął coś kwaśnego, a następnie uderzył ją w twarz. Siła ciosu była tak silna, że upadła na łóżko. Odruchowo złapała się za piekący policzek, przełykając łzy upokorzenia. Nim jednak zdążyła się pozbierać, poczuła szarpnięcie za włosy. Nie zdołała powstrzymać krzyku, gdy Nott brutalnie przyciągnął ją do siebie.
- Nie jestem Malfoyem, Granger, więc hamuj swój szlamowaty język wysyczał, cały czas ciągnąc za włosy kobiety i przykładając sztylet do jej policzka. – O wilku mowa – uśmiechnął się, gdy dobiegł ich dźwięk ciężkich kroków na korytarzu. Czas zacząć przedstawienie dodał, rozcinając przód jej szaty, odsłaniając stanik, a następnie szarpnął nią tak, że stała teraz tyłem do niego.
Wzdrygnęła się czując bliskość mężczyzny i jego dłoń rozdzierającą jej szatę i obmacującą ciało. Próbowała się odsunąć, lecz Theodore nie pozwolił jej na to. Ponownie pociągnął za jej włosy, odciągając głowę do tyłu. Drugą rękę, w której trzymał sztylet, położył na jej piersi. I to w takiej pozycji zastał ich Draco, gdy wpadł gwałtownie do komnaty.
Widać było, że Malfoy przebiegł spory maraton. Był pokryty potem, pyłem i krwią. Hermiona wstrzymała oddech, modląc się, by ta ostatnia nie należała do niego.
- Nigdy nie miałeś wyczucia chwili westchnął Nott, mierząc rywala prowokującym spojrzeniem. – Właśnie kończyliśmy grę wstępną. Teraz już rozumiem, co widzisz w tej szlamie. Jest bardzo apetyczna… - zadrwił, muskając ustami szyję kobiety i rzucając rywalowi wyzywające spojrzenie.
- Puść ją. To sprawa między tobą a mną. Hermiona nie ma z tym nic wspólnego warknął, mierząc Theodora zimnym wzrokiem.
- Czyżby?
- Nie igraj ze mną, Nott…
- To ty nie igraj ze mną, Malfoy! Wystarczy jedno cięcie, a pożegnasz się ze swoją drogocenną szlamą! Jedno! Wrzasnął i dla podkreślenia swoich słów docisnął ostrze do skóry kobiety, rozcinając ją.
Hermiona przymknęła powieki i zacisnęła zęby. Jej serce waliło niczym oszalałe, a rozbiegane myśli, jak na złość nie układały się w żadne możliwe rozwiązanie. W oczach Dracona zapłonęła furia w czystej postaci. Zrobił krok w ich stronę, lecz wtedy Nott zacmokał i przeniósł ostrze na gardło szatynki.
- Nie radziłbym ostrzegł go. Odłóż różdżkę i stań pod ścianą rozkazał, a widząc jak Malfoy z oporem wykonuje jego polecenie, uśmiechnął się. Grzeczny chłopiec. Czyli dotarło do ciebie, że nie ty jesteś tu od stawiania warunków? Zapytał, muskając ustami szyję kobiety.
Draco wręcz emanował zabójczą siłą i mierzył Notta morderczym spojrzeniem. Jego reakcja widocznie podniecała Śmierciożercę, gdyż Hermiona wyczuła uśmiech mężczyzny na swojej skórze. Wiedziała, że Draco, podobnie jak ona, zastanawia się, jak rozbroić Theodora. Miała też świadomość, że blondyn nie wykona żadnego ruchu dopóki istnieje ryzyko, że ten ją skrzywdzi.
- Puść ją, Nott. Masz mnie. Przecież tego chciałeś, nieprawdaż? Od dnia, gdy zginął twój ojciec, marzyłeś o tej chwili – zaczął ponownie Draco i rozkładając dłonie zrobił niewielki krok do przodu.
- Masz rację. Nie było dnia, żebym nie śnił o tym, co z tobą zrobię, gdy odzyskam wolność – powiedział, uśmiechając się szeroko. – Codziennie zadawałem ci inną torturę, śmierć gorszą od poprzedniej.
- Teraz masz szansę
- Jesteś żałosny, Malfoy!– Sarknął, mierząc rywala pogardliwym spojrzeniem. – I twój koniec będzie równie żałosny, jak ty.
Hermiona z każdą upływającą minutą czuła, jak trucizna, krążąca w jej żyłach odbiera jej siły. Wiedziała, że gdyby nie Nott z pewnością nie byłaby w stanie utrzymać się na własnych nogach. Za wszelką cenę starała się zachować przytomność, jednak twarz Dracona, stawała się coraz bardziej rozmazana. Miała świadomość, że nie zostało jej dużo czasu. Wiedziała też, że Draco bezskutecznie szuka sposobu, by odwrócić uwagę Theodora od niej. Dotarło do niej wówczas, że powinna zrobić to samo. Tylko skupiając na sobie pełną uwagę Śmierciożercy, dawała Draconowi szansę na wykonanie ruchu.
- To ty jesteś żałosny, Nott. Ty i ta twoja wielka zemsta, która może i da ci chwilową satysfakcję, lecz później zaprowadzi cię do grobu – zakpiła, doskonale wiedząc, że to rozzłości mężczyznę. – Twój ojciec dostał to, na co zasłużył. Służba u Voldemorta stanowiła bilet w jedną stronę. Każdy kupował go na własne życzenie. A teraz ty powtarzasz ten sam błąd, przez co skończysz tak samo jak on… - zaśmiała się gorzko, przekręcając głowę tak, by móc patrz prosto w iskrzące gniewem oczy mężczyzny. – I kto wtedy pomści twoją śmierć, Nott?  - Zapytała z bezczelnym uśmiechem, ignorując bolesny uścisk na ramieniu i ostrze sztyletu wymierzone w jej klatkę piersiową. – Ale ty już to wiesz. Nikt nawet nie zauważy twojej śmierci, bo dla nikogo nie jesteś aż tak ważny. Dla nikogo nie znaczysz aż tyle, by za tobą zatęsknić – wyszeptała, zauważając z satysfakcją, że osiągnęła swój cel, wyprowadzając mężczyznę z równowagi i dekoncentrując go.
Wiedziała, co się wydarzy, nim to nastąpiło. Przygotowana i pogodzona z losem na ułamek sekundy przed zadaniem ciosu, przeniosła spojrzenie na Dracona. Ich wzrok spotkał się na ułamek sekundy. Jej wyrażał bezgraniczną miłość i oddanie, jego gamę różnorodnych uczuć, w których miłość mieszała się ze strachem, sprzeciwem i wściekłością. Wszystko to sprawiło, że zalała ją fala ciepła. Przymknęła powieki, dając za wygraną i uwalniając powstrzymywane łzy. Wstrzymała oddech, gdy ostrze boleśnie wbiło się w jej brzuch i zgięła się w pół, na tyle na ile pozwalał jej na to rozwścieczony Nott. Sekundę później pomieszczenie rozświetlił żółty promień, ciało Theodora przeleciało przez całą szerokość pokoju, zatrzymując się bezwładnie na ścianie, a ona osunęła się na podłogę. Chwilę później znalazła się w opiekuńczych ramionach Dracona, który od razu zajął się jej raną.
- Draco – wydusiła, zanosząc się kaszlem, po którym czuła smak własnej krwi w ustach. – Draco… - powtórzyła z naciskiem, czując że nie zostało jej dużo czasu.
Mężczyzna w końcu przeniósł na nią zdesperowane spojrzenie, cały czas starając się zatamować krwawienie. Położyła dłoń na jego policzku i uśmiechnęła się czule.
- Daj to Blaise’owi – powiedziała, wciskając w jego dłoń zawinięty plik eliksirów. -  To dla Narcyzy… - wyjaśniła, widząc dezorientacje w jego oczach.– Lekarstwo… - dodała, ponownie zanosząc się kaszlem. - Siedem dawek. Jedna dziennie – wyrzucała z siebie, czując że coraz trudniej zebrać jej myśli i chcąc przekazać mu jak najwięcej ważnych informacji.
- Hermiona…
- Daj je Blaise’owi – powtórzyła z naciskiem, zaciskając dłoń na połach jego szaty i westchnęła z ulgą, gdy skinął głową.
Ponownie zaniosła się kaszlem i tym razem zachłysnęła się własną krwią. Poczuła, jak mężczyzna delikatnie ją unosi, by ulżyć jej w oddychaniu. Czuła, jak całe jego ciało drży i gdy poczuła jego lepką od jej krwi dłoń na policzku, zmusiła się, by otworzyć oczy. Widziała w nich miłość, wdzięczność, podziw, strach, desperację i ogromny smutek.
- Hermiona… – wydusił zdławionym głosem, patrząc na nią błagalnym spojrzeniem.
- To nic. Tak jest nawet lepiej. Nie zdążyłam zażyć ostatniej dawki trucizny. Nott na swój sposób na coś się przydał – zaczęła, próbując żartować, a on pokręcił gwałtownie głową.
Położyła dłoń na jego policzku, zmuszając go by na nią spojrzał. Widok jego łez poruszył ją do tego stopnia, że wszystkie słowa utknęły jej w gardle.
- Nie zostawiaj mnie – wydusił, błagalnym tonem, nachylając się nad nią i gładząc po splątanych włosach. – Musisz wytrzymać. Niedługo nadejdzie pomoc…
- Draco…
-Proszę, zostań – wydusił, a z jego oczu popłynęły długo wstrzymywane łzy.
- To jedyny sposób. Eva musi umrzeć. Dlatego musisz pozwolić mi odejść – powtórzyła te same słowa, które powiedziała, gdy wyjawiła mu swój sekret pozbycia się Najwyższej Kapłanki.
- Nie mogę cię stracić – wyznał zdesperowanym tonem, patrząc na nią błagalnym wzrokiem. – Nie mogę cię stracić – powtórzył, unosząc różdżkę i przykładając jej koniec do rany na brzuchu kobiety. – Nie pozwolę ci umrzeć – dodał z mocą i zaczął nucić formułę zaklęcia uzdrawiającego.
- Kocham cię, Draco – powiedziała słabym głosem, zamykając dłoń na jego nadgarstku. - I nie ma rzeczy, której bym dla ciebie nie zrobiła – dodała, a następnie odsunęła jego rękę z różdżką, czym zwróciła w końcu uwagę mężczyzny. - Jednak tym razem chodzi o coś więcej niż my – wyszeptała, łamiącym się głosem.
Draco patrzył na nią z niedowierzaniem. Pokręcił przecząco głową i otworzył usta, by coś powiedzieć, lecz Hermiona mu na to nie pozwoliła.
- Moja miłość do ciebie jest silniejsza niż śmierć. Będę zawsze obok. Tu… - powiedziała z mocą, kładąc dłoń w miejscu, gdzie biło jego serce.
Draco przykrył swoją zakrwawioną dłonią jej dłoń, a następnie splótł ze sobą ich palce. Uśmiechnęła się na ten drobny, znajomy gest. Mężczyzna bardzo starał się odwzajemnić jej uśmiech, lecz nie był w stanie. Hermiona chciała go pocieszyć, powiedzieć coś, co dałoby mu siłę, lecz ponownie zaniosła się dławiącym kaszlem.
- Proszę…zaopiekuj się…moimi rodzicami…Powiedz im…że ich kocham – wykrztusiła, dławiąc się własną krwią.
Draco skinął głową, a z jego oczu ponownie wypłynęły łzy.
- Draco… Przepraszam…
- Cii… - przerwał jej, patrząc z bezradną czułością. – Kocham cię, Granger – wyznał miękko. - Z całego serca cię kocham…
Uśmiechnęła się delikatnie, sunąc opuszkami palców po jego pokrytym zarostem policzku. Draco przyglądał się jej niespokojnym wzrokiem zupełnie jakby chciał zapamiętać każdy milimetr jej twarzy, a następnie wahając się chwilę, musnął jej spierzchnięte usta. Odwzajemniła pocałunek, czując jak otula ją słodka senność.
- Z całego serca… – wyszeptała, czując że nie jest w stanie dłużej walczyć.
Jak przez mgłę, słyszała pełne bólu łkanie mężczyzny. Jego szloch i krzyk bólu przeszył jej serce na wylot. Pragnęła go przytulić, by ukoić jego cierpienie, lecz jej ciało nie chciało poddać się jej woli. Czuła, jak jego dotyk staje się coraz mniej namacalny. Poczuła dreszcz paniki, gdy przestała wyczuwać jego ciepło. Ciężar przygniatający jej płuca był zbyt silny, by mogła z nim walczyć. Coś ciągnęło ją w dół. Wiedziała, że powinna się opierać i walczyć. Jednak im bardziej starała się utrzymać na powierzchni, tym większy ból odczuwała. Im bardziej kurczowo trzymała się nici życia, tym intensywniejsza fala cierpienia zalewała jej ciało. Jak przez mgłę dotarł do niej przerażający krzyk, który wdarł się do każdego zakamarka jej duszy. Zupełnie tak, jakby na zewnątrz rozpętała się prawdziwa burza, którą tylko ona była w stanie uciszyć.

***

- Evo…
Słyszała swoje imię niczym zaklęcie wzywające ją do siebie. Głos odbijał się echem w jej głowie, zmuszał do walki i wiązał jej duszę ze swoim bytem.
- Wróć
Czując wewnętrzny przymus, uchyliła powieki i szybko je zamknęła, gdy oślepiło ją intensywne światło rozświetlające mrok jaskini. Eva czuła żar tego światła i pragnęła poddać się jego woli. Zmusiła się, by otworzyć oczy i na chwilę wszechobecna jasność oślepiła ją. Zamrugała chcąc przyzwyczaić wzrok i z niemałym trudem dźwignęła się na łokciu. Czuła się bardzo słaba. Zupełnie jakby ktoś w procesie transfuzji wypompował z niej całą energię.
- Evo…
Zwróciła głowę w kierunku źródła głosu i wstrzymała oddech, gdy dostrzegła Hermesa siedzącego na pobliskim stalagmicie. Ptak przyglądał się jej badawczo. Lecz tym, co przeraziło kobietę, był jego cień. Cień, który nie należał do kruka, lecz do bestii z jej snów.
- Hermes… - zaczęła zduszonym głosem, lecz urwała, gdy kruk, a zarazem cień feniksa, rozłożył swoje skrzydła i zamachał nimi.
- Mam na imię Orion.
Otworzyła szerzej oczy, słysząc znajomy głos w głowie.
- Znam twój głos – wyznała nieśmiało. – To ciebie słyszałam w swoich snach. To ty mnie wezwałeś
- Masz rację. To moja magia sprowadziła ciebie do tej groty.
Eva zmarszczyła czoło i z niemałym trudem podniosła się do pozycji siedzącej. Czuła się zdezorientowana i na swój sposób oszukana.
- Myślałam, że to Rubinowa Róża…
- To mit – przerwał jej głos. – Magia Rubinowej Róży nie istnieje. Zniknęła razem z Hekate.
- Nie rozumiem – zaoponowała. – W takim razie czemu tu jestem?
- Bo ja tego chciałem – odparł głos. – Od dnia, w którym twoja matka przekroczyła próg Zakonu Stella Mortis, wyczuwałem twoją magię. Czułem twoją wolę przetrwania, gdy Druidzi walczyli o wasze życie. Odkąd pojawiłaś się na świecie czuwałem nad tobą, chroniłem cię, wychowywałem i uczyłem. Czułem twój ból, nienawiść, cierpienie i krzywdę. Stałaś się więźniem Zakonu, tak jak ja byłem więźniem tej krypty. Opętałem Hermesa. Od tej pory stałem się nie tylko twym towarzyszem i opiekunem, ale i przyjacielem. Za każdym razem, gdy dzieliłaś umysł z krukiem, dzieliłaś go ze mną. To wtedy mogłem do ciebie przemawiać, kierować twoim losem i uczyć cię. Cały czas byłem obok.
- Dlaczego? – Wydusiła, czując się przytłoczona ilością otrzymanych informacji.
- Żeby cię przygotować – wyjaśnił głos.
- Przygotować? – Zapytała, starając się pozbierać rozbiegane myśli.
- Wieki temu, gdy Hekate poświęciła życie, żeby naprawić mój błąd, doszło do pewnego rodzaju rozszczepienia. Między światem żywych i umarłych powstała szczelina. Dar Hekate sprawił, że pozbyliśmy się demonów i umarłych ze świata żywych. Niestety fakt, że pozwoliłem, by umarli opętali moje ciało, ciało żywego człowieka, w dodatku obdarzonego magią, stworzyło lukę, przez którą zaświaty mają wstęp do świata żywych.
- W dalszym ciągu nie rozumiem, co to ma wspólnego ze mną
- Wkrótce zrozumiesz. Tak jak zrozumiał to Merlin – wyjaśnił głos, a Eva nie mogła oprzeć się wrażeniu, że słyszy w nim nutę goryczy i żalu. – Akt poświęcenia Hekate dokonał cudu. Poświęcając nas, naszą miłość i przyszłość wygnała umarłych do zaświatów. Jednak ja wciąż żyłem. Przeszywając mnie mieczem, wygnała ze mnie demony. Zraniła mnie, lecz nie zabiła. Stałem się swego rodzaju bramą, przez którą umarli mogli się swobodnie przedostawać do świata żywych. Merlin szybko połączył fakty. Wiedział, że przez mój dualistyczny związek zarówno ze światem żywych, jak i umarłych, stanowię niebezpieczeństwo. Powiedział mi wówczas, że muszę postąpić tak jak Hekate, by zamknąć bramę. Zdruzgotany po śmierci ukochanej kobiety i konsekwencjach swoich eksperymentów, zgodziłem się na jego warunki. Merlin, wykorzystując moją magię, stworzył pole magnetyczne, które miało uwięzić jedyną furtkę, przez którą demony mogłyby przeniknąć do świata żywych - mnie. Od tej pory stałem się strażnikiem przejścia. Do czasu aż pojawi się Godny, by zniszczyć portal między światami i oswoić moc pola.
Eva wysłuchała go w milczeniu, analizując każde pojedyncze słowo. Przez cały czas patrzyła prosto w czarne, paciorkowate oczy kruka, którego do tej pory uważała za przyjaciela. Patrząc na jego cień, nie potrafiła zdusić w sobie żalu i poczucia zdrady. Hermes był jej prawdziwym przyjacielem, towarzyszem jej niedoli, powiernikiem tajemnic i posłańcem szczęścia. Nie potrafiła pogodzić się z myślą, że był obok niej tylko dlatego, że jakiś czarownik zmusił go do tego. Na samą myśl wszystko w niej gotowało się z rozpaczy.
- On też czuje przywiązanie. Moja obecność tylko przedłużyła mu życie i skłoniła do pewnych działań. Nie udałoby się to, gdyby nie było między wami więzi – wyjaśnił głos, jakby czytał jej w myślach.
Wszystko to sprawiło, że poczuła iskrę gniewu rozpalającą się w niej i dodającą jej sił.
- Więzi, którą ty zbrukałeś swoją obecnością – wycedziła, starając się panować nad emocjami.
- Nie zrobiłem nic, co nie leżałoby w naturze kruka. Od chwili, gdy przygarnęłaś go pod dach zakonu, gdy uleczyłaś jego rany, gdy się nim opiekowałaś, gdy go oswoiłaś, wywiązała się między wami więź. Tak jak ty troszczyłaś się o Hermesa, tak i on dbał o ciebie. Dałem mu tylko moc i siłę, by być obok.
- Po co? Czego ode mnie oczekujesz?
- Poza mną, nikt nigdy nie nawiązał więzi ze światem umarłych. Niestety przez grzech, jakiego się dopuściłem, moja dusza została uwięziona między światami. Zostałem skazany na namiastkę egzystencji w tej przeklętej grocie.
- W dalszym ciągu nie rozumiem, po co mnie tu ściągnąłeś?
- Możemy sobie pomóc…
- Niby jak?! Nie żyjesz. Jesteś marną namiastką wspomnienia…
- … którym i ty będziesz bez mojej pomocy – wszedł jej w słowo Orion. – Czujesz truciznę krążącą w twoich żyłach? Czujesz coraz większą niemoc, która ogarnia twoje ciało? Czujesz swoją moc zamkniętą w klatce?
Eva zacisnęła usta w wąską linię, analizując każde jego słowo.
- Rubinowa Róża i jej moc nie istnieją
- Ale istnieje za to inny rodzaj potęgi. Magia stworzona przez samego Merlina… Zaintrygowana?  - Zapytał i dał jej chwilę na przetrawienie jego słów. - Mogę ci ją dać. Wystarczy, że zniszczysz bramę, a cała moc należąca do Merlina, będzie twoja. A wtedy nikt, ani nic nie będzie w stanie ci się oprzeć…Wystarczy zniszczyć pole magnetyczne i wchłonąć jego moc.
- Jak miałabym tego dokonać? Nie mam dostępu do źródła swojej magii.
- Widzisz czarę ognia? – Zapytał Orion, a Eva po raz pierwszy rozejrzała się po wnętrzu pomieszczenia.
Półokrągła grota z masą stalaktytów i stalagmitów nie wyróżniała się na tle znanych jej jaskiń. Była tak samo zapuszczona i ponura jak wszystkie inne, w których była. Jedyną niezwykłą rzeczą w tym zapomnianym przez ludzi miejscu był olbrzymi znicz, nad którym palił się biały płomień.
– Wystarczy, że wejdziesz w sam środek płomieni, opanujesz ogień i wchłoniesz jego moc, a następnie skierujesz go do szczeliny między światami. Musisz zniszczyć byt, którym się stałem.
Eva ściągnęła brwi. Nie podobało jej się ostatnie zdanie wypowiedziane przez Oriona. Miała złe przeczucia. Jej intuicja podpowiadała jej, że gdzieś w tym wszystkim kryje się haczyk.
- W jaki sposób miałabym to zrobić? – Zapytała ostrożnie, chcąc zdobyć więcej czasu i informacji.
- Spójrz w głąb płomieni, Evo. Widzisz kryształ? To w nim zamknięto moją duszę. Zniszcz kryształ w polu magnetycznym i zamknij portal od strony świata żywych. Ja zapieczętuję go z drugiej strony.
- Skąd pewność, że to o mnie mówi przepowiednia?
- Bo to twoje narodziny sprawiły, że się przebudziłem – wyjaśnił Orion, sprawiając że kapłanka przeniosła na niego zaskoczone spojrzenie.
Starała się unikać patrzenia na opętanego przez ducha Hermesa. Cień feniksa rozdzierał jej serce na pół i nie była w stanie pogodzić się z faktem, że Orion odebrał jej jedynego prawdziwego przyjaciela, jedyne dobre wspomnienie z murów jej więzienia.
- To o niczym nie świadczy – zaoponowała zimnym tonem, starając się przybrać beznamiętny wyraz twarzy. - Chyba nie oczekujesz, że wejdę prosto w płomienie nie mając dowodu potwierdzającego twoje słowa?
- Jeśli szukasz dowodu, spójrz na swoją kostkę i rozejrzyj się dookoła. Nikt, kto nie byłby godzien, nie mógłby otrzymać mojego daru. Nikt, kto nie byłby godzien, nie znalazłby tego miejsca. Aktywowałaś kryształ Evo. Reaguje on na twoją magię. W dniu, w którym oswoiłaś moc pierwiastka ziemi, zostawiłaś trwały ślad w zaświatach. Ten ślad tkwi także w tobie. Jesteś jedynym człowiekiem, który posiada moc władania krainą umarłych – wyjaśnił Orion, a Eva otworzyła szerzej oczy. - Pytasz mnie, czy masz wejść prosto w ogień? Tak, to jedyny sposób. Lecz nie musisz się obawiać. Płomienie nie wyrządzą ci krzywdy. Kryształ cię ochroni.
- Skąd ta pewność? – Zapytała wciąż pełna wątpliwości.
- Bo rozpoznał twoją magię. To on sprowadził mnie i Hermesa do groty. To on użyczył mi mocy, by cię uzdrowić.
- Co mi po mocy, skoro zostałam otruta. Czuję, jak trucizna krąży po moim ciele i ciągnie mnie w dół – powiedziała z goryczą.
- Masz szansę odrodzić się niczym feniks z własnych popiołów, Evo – odparł Orion, a ona posłała mu zaintrygowane spojrzenie. – Wykorzystaj kotwice, które stworzyłaś w świecie żywych – wyjaśnił, a ona w końcu pojęła, o czym mówił czarnoksiężnik.
- Chcesz, żebym złożyła ofiarę?
- Natura wymaga równowagi. Ktoś musi przejść za ciebie na drugą stronę – potwierdził Orion, a ona wstrzymała oddech.
- Trzy kotwice…
- Most, o którym mówisz został spalony – wszedł jej w słowo, a ona poczuła, że traci grunt pod stopami.
- W takim razie rytuał został przerwany…
- Rytuał trwa. A ty stworzyłaś inne kotwice. Wystarczy, że wybierzesz naczynie, z którego zaczerpniesz oddech życia.
- Nie jestem aż tak silna, by nawiązać połączenie.
- Kryształ cię wspomoże – zapewnił.
Eva przez chwilę analizowała słowa Oriona, jednocześnie szukając najbliżej stworzonej kotwicy. W pierwszym odruchu pomyślała o Harrym. Myśl o tym, że mogłaby pozbyć się wroga była kusząca. Ostatecznie jednak odrzuciła ten pomysł. Pottera chciała wykończyć osobiście. Poza tym szykowała dla niego wiele atrakcji. Chciała pławić się w jego cierpieniu i zmusić do splugawienia wszystkich wartości, w które wierzył. Nienawidziła sposobu, w jaki na nią patrzył. Zupełnie jakby uważał się za lepszego od niej. Chciała sprawdzić, czy na końcu drogi, którą dla niego przygotowała, też będzie tak dumny i nieskalany.
Teraz jednak nie mogła o tym myśleć. Musiała wybrać inny cel, do którego miała szybki dostęp. Żałowała, że musi poświęcić kogoś ze swoich poddanych z zakonu, jednak nie miała wyboru. W tym wypadku cel uświęcał środki. W końcu, gdyby nie ona, wybrana przez nią osoba już dawno przeniosłaby się na tamten świat. Żałowała tylko, że musiało paść na matkę jej generała.
- Jesteś gotowa?
Głos Oriona wyrwał ją z zamyślenia. Przeniosła spojrzenie na cień feniksa i powoli skinęła głową.
- Nim zaczniemy… Muszę wiedzieć, co stanie się z Hermesem? – Zapytała, czując jak coś zaciska się boleśnie wokół tego, co zostało z jej serca, a każda przedłużająca się chwila ciszy tłumiła jej nadzieję.
- Bez mojej magii, Hermes umrze.
Mimo, że przeczuwała prawdę, słowa Oriona, sprawiły jej ból. Zamknęła oczy, zaciskając powieki i walcząc ze łzami. Kruk był jej przyjacielem. I nawet, jeśli ich więź była splamiona magią czarownika, myśl o tym, że miałaby utracić wieloletniego towarzysza, obdzierała ją z kawałka duszy. Biorąc się w garść, uchyliła powieki i spojrzała na Hermesa. Ptak, jakby wyczuwając jej wahanie, zbliżył się do niej i przechylił łepek na bok. Niepewnie uniosła drżącą dłoń i wyciągnęła ją w kierunku kruka. Uśmiechnęła się, czując czułe dziobnięcie. Dotyk jego miękkich, gładkich piór, dodawał jej otuchy. Hermes był przy niej od zawsze. Był jej przyjacielem, powiernikiem tajemnic, ukojeniem i druhem.
- Czy właśnie tak ma skończysz się nasza wspólna podróż? – Zapytała, gładząc pióra kruka, a ten wydał z siebie głośny wrzask.
I choć bardzo się starała, nie mogła się powstrzymać, by nie zerknąć na jego cień. Nie wiedziała, czy to jakaś sztuczka Oriona, lecz była mu wdzięczna, że zamiast feniksa dostrzegła cień kruka.
- Zatem zróbmy to, mój skrzydlaty przyjacielu. Jeśli mamy spłonąć, spłońmy razem – wyszeptała, wstając z trudem z zimnej, wilgotnej ziemi.  – Nie pozwól mu cierpieć – tym razem zwróciła się do Oriona.
- Obiecuję, że Hermes niczego nie poczuje.
- W takim razie miejmy to za sobą – zdecydowała, robiąc krok w kierunku czary.
- W płomieniach twoja moc będzie aktywna. Znajdziesz się poza polem magnetycznym. Pamiętaj, by stać się jednością z ogniem. Spraw, by każdy pojedynczy płomień, stał się częścią ciebie. Wchłoń je i poczuj ich magię. Pozwól, by przepływała ona przez twoje ciało. Wejdę tam razem z tobą. Przez cały czas będę cię prowadził.
Eva skinęła głową i zagryzła wargę. Spojrzała z ukosa na wielką czarę, w której szalały białe płomienie. Jej serce biło w zawrotnym tempie. Słyszała i czuła jego dudnienie w swojej klatce piersiowej. Przeniosła wzrok na spokojnie przyglądającego jej się kruka i poczuła bolesne ukłucie, które rozlało się po całym jej ciele.
- Przykro mi, Evo.
Hermes wzbił się w powietrze i z głośnym skrzekiem zatoczył koło nad jej głową, a następnie bez wahania poszybował prosto w kierunku płomieni. Tuż przed tym, jak jego ciało ogarnęły języki ognia, cień kruka zmienił się w cień majestatycznego feniksa. Orion dotrzymał słowa i wziął cały ból na siebie. Eva była mu za to wdzięczna. Niestety nie była dłużej w stanie powstrzymać łez, które spłynęły z jej oczu strumieniami. Widok płonącego żywcem przyjaciela odbierał jej oddech i odbierał zdolność logicznego myślenia. Czuła się oszukana i zmanipulowana. Drogę w kierunku czary pokonała potykając się i słaniając na nogach. Łzy nieprzerwanie spływały po jej twarzy, rozmazując wszystko poza szamoczącą się sylwetką Hermesa w płomieniach. Stojąc naprzeciw żywiołu ognia, coraz bardziej odczuwała swój własny, wewnętrzny żar. Wiedziała, że biały ogień Merlina jest niczym w porównaniu z jej własnym. W tej chwili była w stanie spalić cały świat, by każdy mógł doświadczyć bólu, jaki czuła.
- Wybacz mi przyjacielu – wyszeptała, rzucając ostatnie spojrzenie w kierunku Hermesa, a następnie weszła prosto w płomienie.

***

Draco po raz pierwszy od niepamiętnych czasów rozsypał się na miliony kawałków. Wstrząsany spazmami płaczu, tulił do siebie bezwładne ciało Hermiony, nie potrafiąc dopuścić do siebie myśli, że kobieta nie żyje. Wszystko wokół przestało mieć dla niego jakiekolwiek znaczenie. Równie dobrze mógł umrzeć. Jego serce przestało bić w tym samym momencie, w którym Granger wydała ostatnie tchnienie. Ukrył twarz w jej mokrych od krwi włosach, cały czas ściskając ją w objęciach. Z tyłu głowy ciągle tliła mu się myśl, że to nie tak miało być. Nie tak miało się to zakończyć. Dopracowali każdy szczegół planu. Potter pod wpływem eliksiru wielosokowego miał zawalić wejście do groty i uwięzić Evę w polu magnetycznym, Olivander miał zerwać połączenie kotwic z kapłanką, natomiast reszta miała zaatakować jednocześnie z czterech stron. On w tym czasie miał znaleźć Hermionę i utrzymać ją przy życiu do momentu pojawienia się Daniele. Tymczasem to Hermiona uratowała jego. Znowu.
- Spóźniliśmy się – męski głos dotarł do niego, jakby z oddali.
Nawet nie zauważył, gdy Ollivander i Daniele weszli do komnaty. Nie zareagował na ich pytania. Dopiero, gdy kobieta spróbowała odsunąć go od Hermiony, rzucił się na nią i gdyby nie refleks kapłanki z pewnością zrobiłby jej krzywdę. Dopiero po chwili zdał sobie sprawę z tego, co chciał zrobić. Rozpoznając kobietę, dopadł do niej z desperacją, graniczącą z obłędem w oczach.
- Błagam, sprowadź ją – wydusił zdławionym głosem.
Kapłanka rzuciła mu krótkie współczujące spojrzenie i delikatnie wyswobodziła się z jego uścisku.
- Zrobię, co w mojej mocy, chłopcze, ale nie mogę ci nic obiecać – odparła ze smutkiem.
- Spróbuj – poprosił błagalnym tonem, a starsza kobieta skinęła głową i uścisnęła jego rękę.
Następnie podeszła do Hermiony i uklękła przy niej. Jedną ręką ujęła dłoń szatynki, natomiast drugą położyła na środku klatki piersiowej Granger. Draco natychmiast znalazł się z drugiej strony ukochanej i dotknął jej dłoni. Ollivander otworzył usta, by go powstrzymać, lecz Daniele pokręciła głową.
- Zajmij się barierą ochronną, Garricu – poprosiła kobieta. - Chłopak mi pomoże. Był z nią związany. To może mieć znaczenie – wyjaśniła i przeniosła spojrzenie na zrozpaczonego blondyna. – Spójrz na mnie, Draconie – powiedziała łagodnym, aczkolwiek stanowczym tonem. – Musisz skoncentrować się na Hermionie. Skup się na każdym wspomnieniu o niej. To pomoże mi ją znaleźć. Bez twojej pomocy nie będę mogła nawiązać połączenia. Zrobię wszystko, by ją sprowadzić, lecz moja magia też ma ograniczenia. Jeśli jej dusza znalazła się w zaświatach, nie będę mogła jej zawrócić. Musisz pomóc mi ją zatrzymać, rozumiesz? – Zapytała, patrząc prosto w zaszklone tęczówki mężczyzny.
Daniele widziała subtelną zmianę w postawie Dracona. Wiedziała, że jest zdeterminowany i gotowy na wszystko, byleby odzyskać Hermionę. Gdy skinął sztywno głową, uśmiechnęła się delikatnie, a następnie wzięła głęboki oddech i zamknęła oczy. Miała zamiar zrobić wszystko, by uratować tą młodą, odważną i dzielną kobietę, która poświęciła wszystko, by ocalić świat przed zagładą z rąk Evy.



23 komentarze:

  1. Droga Villemo,

    Rozdział przeczytałam jednym tchem, pomimo tego, że jest naprawdę obszerny, jak zwykle pojawiło się zaskoczenie, gdy okazało się, że to już koniec (to tak samo jak z budyniem, wiesz doskonale, że musi się skończyć, ale zobaczenie dna salaterki zawsze wywołuje smutek i zaskoczenie). Teraz jednak nie potrafię powiedzieć, ile czasu wpatruje się już w migający kursor na ekranie, chcąc napisać cokolwiek sensownego. Niesamowicie ciężko mi zebrać myśli.

    Bardzo mnie ucieszyło, że akcja, która rozegrała się przed grotą, okazała się częścią niezwykle szalonego planu. Przez chwilę wydawało się, że wszyscy, z Harrym i Draco na czele, stracili panowanie nad sytuacją, że wpadli w sidła szalonej kobiety, która zdawała się pociągać za wszystkie sznurki. Cudownie, że nie stracili swojej waleczności i kolejny raz przechytrzyli wroga. Niestety, jak to bywa w przypadku naszych bohaterów, „plan swoją drogą, a rzeczywistość swoją”. Oczywiście coś musiało pójść nie tak… To, co wydarzyło się miedzy Hermioną i Draco… nawet nie wiem, jak się do tego odnieść. Czy może być coś gorszego i rozdzierającego serce, jak płaczący mężczyzna?! Och, a zobaczyć tak dzielnego, zdystansowanego faceta jak Draco, szlochającego w niewyobrażalnej rozpaczy. Rany, naprawdę nie chciałabym być w tym momencie jego wrogiem.

    Do tej pory w Twoim opowiadaniu Eva dopuściła się całej masy okropnych i okrutnych rzeczy. Zawsze jednak starałam się znaleźć jakieś jej ludzkie odruchy, dostrzec i zrozumieć motywy, które nią kierowały i sytuacji, które sprawiły, że stała się tym, kim się stała. No, ale tym razem przelała się dla mnie czara goryczy. To jak Eva żałuje ptaka, ale nie ma skrupułów zabijać dla osiągnięcia własnych celów, dla chęci posiadania władzy. Bez mrugnięcia okiem poświęca innych, by osiągnąć swój cel, pozbawia innych godności, bliskich, tak naprawdę wszystkiego. Okrutna. Wybiera kogoś, kogo ma poświęcić, ale nie „wyznacza” do tego swoich wrogów, ponieważ planuje dla nich okrutne, bolesne upokorzenie. Sama jest w ciężkim położeniu, a mimo to chce napawać się zemstą i porażką innych. Chyba poświęcenie Hermiony, by ja ostatecznie pokonać sprawiło, że zapragnęłam jej upadku. Mam nadzieję, że zdobędzie tą ogromną moc, której tak pragnie, ale zostanie na zawsze uwięziona w tej grocie. Nie wiem, czy ona zasługuje na ocalenie.

    Bardzo Ci dziękuję za ten rozdział, pomimo trudności jakie napotkałaś. Mam także nadzieję, że bardzo szybko poczujesz, nowy, lepszy grunt pod stopami. Doskonale znam to uczucie, ale wiem, że na pewno wyjdziesz z tego zacznie silniejsza! Życzę Ci tego z całego serca!

    Pozdrawiam gorąco,
    Nika

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Droga Niko,
      Twoje porównanie jest bardzo plastyczne;) I wywołało na mojej twarzy uśmiech. Dziękuję:)

      Uwierz, wiem jak to jest, gdy nie można zebrać myśli…;)

      Tak, wiem. Rozdział należał do ciężkich nie tylko do czytania, ale i do napisania. Mnie również, ze względu na sytuację osobistą, ciężko było się zdystansować. Ciężko konfrontować się z własnymi demonami. Mam nadzieję, że reakcje bohaterów nie zostały przerysowane, bo tego bym nie chciała.
      Eva jest egoistką. Dba tylko o siebie i o to, co do niej należy. Ludzie są dla niej pionkami, środkami do celu. To bezimienna masa, którą jest w stanie poświęcić. Scena z Hermesem miała to podkreślić. Zarówno Hermes, jak i Oliwer są jej bliscy,są jej własnością dlatego o nich dba. To samo tyczy się ludzi, którzy przysięgli jej wierność. Dopóki ktoś wykonuje jej rozkazy i daje powód do zadowolenia, jest bezpieczny. Jednak wystarczy jeden błąd, jedno potknięcie, by popaść w niełaskę lub stracić życie. Poza tym Eva jest osobą silnie kontrolującą, żądną władzy, ufającą tylko sobie, posiadającą cel i potęgę, która sprawia, że czuje się lepsza od innych. W dodatku jest mściwa i inteligentna, a to niebezpieczna kombinacja.
      Zauważ, że każda bliska jej osoba jest swego rodzaju nitką łączącą ją z człowieczeństwem, sumieniem. Śmierć lub zdrada każdej z tych osób- nici sprawia, że Eva staje się coraz bardziej okrutna i bezwzględna. W tym momencie, po śmierci Hermesa i zdradzie Ollivandera, został jej tylko Wood. Oczywiście pod warunkiem, że przeżył walkę przed grotą. Ale o tym dowiesz się już w następnej części opowiadania.
      Bardzo Ci dziękuję za komentarz, ciepłe słowa i wsparcie. Pewnie masz rację. Na chwile obecną wiem tylko tyle, że nic już nie będzie takie jak dawniej.
      Pozdrawiam ciepło,
      V.

      Usuń
    2. Droga Villemo,

      Przepraszam, że tak guzdrałam się z odpisaniem. Nie ma nic gorszego jak odkładanie czegoś na później, bo niestety wpada się w zamknięte koło: „Jutro. Jutro już na pewno. Ale jutro to już pewniak” i tak nim się człowiek obejrzy, mija zawstydzająca ilość czasu.

      W każdym razie, wracając do tematu. Nie musisz się martwić o przerysowanie reakcji bohaterów, jak zwykle wszystko idealnie wywarzone, przemyślane i dojrzałe. Cieszę się, że opis mojego rozczarowania, chociaż na chwilę wywołał u Ciebie uśmiech.

      Bardzo trafnie i refleksyjnie opisałaś człowieczeństwo i jego utratę przez Evę. Znowu sprawiłaś, że przez chwilę zrobiło mi się jej żal. Przypomniałam sobie, że bardzo wiele czynników złożyło się na jej podejście do życia, ludzi, władzy. Przypomniała mi się zwłaszcza scena, którą opisałaś, jakoś w początkowych rozdziałach, kiedy znalazła rannego Hermesa i się nim opiekowała. Zwykły ptak, a stał się jej namiastką normalności, cichym przyjacielem, który nie osądza. Ta myśl jednocześnie sprawiła, że znowu poczułam do niej ogromną niechęć. Miała nie tylko Hermesa, na Ollivandera także mogła liczyć jak na przyjaciela, sama wspominała, że często tylko na nim mogła polegać, że dostała od niego różdżkę, że pomagał jej w opiece nad tym nieszczęsnym krukiem. Osoba, która jest dobra, tą odrobinę uczucia, którą jej okazano, przełożyłaby na swoją siłę, coś, czego można się uczepić w mroku. Wybrała prostszą drogę, która nie prowadzi i nigdy nie będzie prowadziła do szczęścia i spokoju. Wydaje mi się, że nawet gdyby osiągnęła wszystko, co sobie założyła, nie potrafiłaby się tym cieszyć. Nic jej nie usprawiedliwia i mam nadzieję, że poniesie bardzo dotkliwą karę.
      Bardzo ciekawe, co zrobiłaś Oliwerowi. Myśl o tym, co stało się pod grotą także nie daje mi spokoju.

      Od publikacji tego rozdziału minęło już trochę czasu i mam nadzieję, że chociaż trochę zapanowałaś nad „swoim gruntem”. Pamiętam jak będąc właśnie w takim momencie swojego życia, trafiłam tutaj. Napisałaś mi wtedy, że po każdej burzy wychodzi słońce, a nasze rozczarowania i porażki robią z nas silniejsze osoby, które potem dużo ciężej zranić. Stajemy się po nich czujni i w każdej chwili gotowi na atak czy niepowodzenie. Dlatego mam nadzieję, ze jesteś teraz dużo silniejsza niż przed miesiącem.

      Pozdrawiam gorąco,
      Nika

      Usuń
    3. Ach, prawie zapomniałam.

      Oczywiście, zdrowych, wesołych i smakowitych Świąt Wielkanocnych!

      Nika

      Usuń
    4. Droga Niko,
      nie masz za co przepraszać. To naturalne i naprawdę rozumiem wszystko. Jest mi niezmiernie miło, że znajdujesz czas, aby pisać:)To wiele znaczy i bardzo to doceniam. Dziękuję.
      Uff;) W takim razie cieszę się, że udało mi się zachować balans.Ostatnio jestem dość rozstrojona więc trudno mi odnaleźć granice.
      Oj wywołał;) Z Twoich słów płynie pozytywne ciepło, które zawsze wywołuje uśmiech.
      Trafnie odniosłaś się do relacji Evy z Hermesem. Myślę, że kruk był jej jedynym przyjacielem w murach Zakonu, bo był jedynym, który spełniał jej "oczekiwania". Z kolei Ollivander był dla niej kimś bliskim, kto w momencie, gdy go potrzebowała, porzucił ją. Najpierw porzucił ją ojciec (a przynajmniej w to wierzyła przez większą część swojego życia), potem matka, a na końcu przyjaciel. Był to jeden z czynników, który sprawił, że przestała wierzyć w istnienie relacji opartej na miłości, zaufaniu i lojalności.
      Eva jest typem gracza. Słyszałaś kiedyś o teorii gry dla samej gry? Gdzie wygrana staje się celem samym w sobie? Ludzie sprowadzani są do roli pionków i utrzymywani są blisko do momentu aż przestają być użyteczni.Gracz manipuluje pionkami według swojego widzi mi się. To wyrachowana i skomplikowana gra, gdzie liczy się tylko zwycięstwo. Eva z pewnością stała się tego typu graczem. Ona również w pewnym momencie straciła z oczu prawdziwy cel i zaczęła walczyć, aby wygrać.Wygrana staje się obsesją, do której dąży się po trupach. To bardzo niebezpieczny typ gracza- bohatera. Wkrótce dowiecie się, czy powiedziała już swoje ostatnie słowo...
      Dziękuję;* Nie sądziłam, że pamiętasz. Tak. Tak mówiłam. I wierzę w to. Chyba tylko ta wiara i nadzieja utrzymują mnie na powierzchni.Staram się wierzyć w to, że nic nie dzieje się bez przyczyny. Niestety na oswojenie się ze stratą bliskiej osoby potrzeba dużo czasu. Są takie burze, po których stajemy się silniejsi. Jednak śmierć jest takim rodzajem burzy, który zmienia wszystko. Pustka po stracie ukochanej osoby jest jak wyrwa w sercu, która z czasem zamienia się w bliznę, o której pamiętamy do końca życia. Ona nie znika. Zabliźnia się, lecz nie znika. To doświadczenie zmienia...
      Dlatego, jak najbardziej podtrzymuję to, co napisałam Ci tamtego dnia. I naprawdę wierzę w to, że tak właśnie jest. Dzisiaj pewnie napisałabym dokładnie to samo. Dodałabym tylko, że są wydarzenia, które zmieniają wszystko i brutalnie zmuszają nas do przystosowania się do tych zmian.To wydarzenia, na które nie mamy wpływu. Pewnie kiedyś obudzę się i powiem, że jest ok. Pewnie wtedy wspomnienia zamiast łez będą wywoływać uśmiech nostalgii. Do tego czasu musi jednak minąć jeszcze wiele dni...
      Nie mniej jednak bardzo Ci dziękuję;* Zarówno za próbę zrozumienia, jak i za to że jesteś;*
      Pozdrawiam!

      Usuń
    5. Droga Villemo,

      Kolejną rzeczą, którą uwielbiam w Twoim opowiadaniu jest to ile można wyczytać między wierszami. Emocje i refleksje, jakie wywołujesz. Czegoś takiego nie da się nauczyć, to właśnie ten osławiony talent. Bardzo ciekawa teoria „gra dla samej gry”, osoba, która gra tylko po to żeby grać, rzeczywiście wydaję się naprawdę niebezpieczna. Bo nie ma niczego, czym można taką osobę przekonać. Jeżeli nagroda nie jest celem, to jak zmierzyć się z takim przeciwnikiem. Mimowolnie przyszedł mi na myśl Joker z Batmana, którego celem było tylko sianie chaosu i zniszczenia.

      Chciałabym abyś wiedziała, jak bardzo cenie sobie „rozmowy” z Tobą. Dyskusje na temat twojego dzieła, jego bohaterów ich rozterek i wyborów. Kiedy widzę odpowiedź na moje wypociny, mimowolnie się uśmiecham. Chociaż tym razem uśmiech, przerodził się w smutek.

      Bardzo mi przykro z powodu Twojej straty. Poczułam nawet ukłucie wstydu, ponieważ porównałam nasze sytuacje, tak naprawdę nie znając Twojej. Teraz mój problem z wygonieniem faceta w kilka dni po zawodowej porażce wydaje się banalnie głupi. Niestety, doskonale rozumiem stan, w jakim się znalazłaś. Masz absolutną rację, tej wyrwy w sercu nie da się niczym zastąpić. Nie ma słów, które przyniosłyby ukojenie czy nawet zrozumienie. To rana, która bardzo długo będzie się zasklepiała. Nawet nie wiem czy tego typu rana kiedykolwiek się zasklepia. Człowiek po prostu uczy się z nią żyć, jak to trafnie ujęłaś zostaje zmuszony do przystosowania się i chyba to jak bezsilni w takiej chwili jesteśmy doprowadza nas do szału. Co możemy zrobić? Pozostaje nam tylko pamięć, zadbanie o świeże kwiaty na grobie i zapalenie świeczki. Tylko tyle możemy zrobić by odwdzięczyć się za okazaną nam miłość i spędzony wspólnie czas.

      Nie będę ściemniała, że będzie dobrze i łatwo. Długo nie będzie. Każdy musi poradzić sobie z tym na swój własny sposób. Mam tylko nadzieję, że znajdziesz siłę by się z tym zmierzyć. Że nie jesteś z tym sama. Nic nie dzieje się bez przyczyny, powiadasz… Mam nadzieję, że masz rację. Że jest w tym jakiś większy sens. Musi być!

      Nie wiem czy dzisiaj przeczytam Twój nowy rozdział, mimo że tak bardzo na niego czekałam. Jego publikacja na pewno wiele Cię kosztowała. Ale nie wydaje mi się właściwe, żebym po tym, co właśnie przeczytałam, tak po prostu wzięła się za czytanie.
      Pozdrawiam gorąco
      Nika

      Usuń
    6. Droga Niko,
      wiedz, że ja także cenię sobie nasze "rozmowy". Zapewniam, że ja czuję to samo, gdy widzę odpowiedź pod komentarzem. To jest ta wartość dodana, której nie zastąpią żadne pieniądze.
      Z tym talentem to bym aż tak nie przesadzała, ale bardzo dziękuję za miły komplement.
      On miał cel. Z kolei Eva, straciła swój cel z oczu. Gra, którą rozpoczęła, w pewnym momencie stała się jej obsesją. Masz rację, to bardzo niebezpieczny typ bohatera.
      Dziękuję. Twoje słowa wiele dla mnie znaczą. Niepotrzebnie. Tak, jak pisałam. Są różne rodzaje burz, które wyrządzają mniejsze lub większe szkody. Strata może mieć różne oblicza, Niko. Wiedz, że mnie również przykro z powodu Twojej. Mam nadzieję, że echo tej burzy nie jest już tak bolesne, jak wcześniej?
      Pamiętaj, że nie sztuką jest wygrywać. Sztuką jest ponieść porażkę i podnieść się z niej, bogatszą o doświadczenie i wiedzę, której w tamtym momencie nie posiadałaś. Wierzę, że w Twoim przypadku tak właśnie się stanie i następnym razem osiągniesz sukces, na który ciężko pracujesz;)
      Ja też mam taką nadzieję. Dziękuję za zrozumienie i wsparcie;*
      Ściskam!

      Usuń
    7. Droga Villemo,

      Jak zwykle celna uwaga. Jak to mawiają:, „jeżeli wszystko ci się udaje, to znaczy, że nie robisz nic nowego”.

      Czasami, po prostu człowiek przyzwyczaił się do swojego życia tak bardzo, że nawet, kiedy wymusza ono na nim zmianę, robi wszystko by to opóźnić. Jednak w końcu pozostaje jedynie akceptacja, a za nią podąża przerażająca z początku zmiana.

      Pozdrawiam ;)
      Nika

      Usuń
  2. Hej kochana! Nie wiem czemu ale pod Twoim ostatnim postem z życzeniami nie pojawił się mój komentarz... :( Więc nadrobie tu, chociaż już nie w porę ale, wszystkiego dobrego w tym nowym roku! I z tego co napisałaś na początku rozdziału to mam nadzieję, że mimo wszystko u Ciebie wszystko w porządku! :)

    Rozdział jak najbardziej spełnił moje oczekiwania! Czekałam tylko aż Eva się może pośliźnie albo spadnie do tej wody i się zabije, ale ją oszczędziłaś! :D lecz z Hermioną juź o wiele gorzej :((( ona nie może umrzeć! Nie może jej stracić ani Draco ani my czytelnicy! Wierzę, że cała historia skończy się dobrze dla niej :) moźna by powiedzieć, że jej życie jest w Twoich rękach! :D czekam zatem na dalszy rozwój akcji! I życzę Ci czasu i weny!

    Pozdrawiam, Anna :*

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Witaj;*
      Blogspot czasami ma gorsze dni. Zgłaszałam to wielokrotnie, ale nic z tym nie robią. Zarówno dla Czytelników, jak i dla mnie jest to frustrujące.
      Dziękuję;*
      Czuję lekką presję;) Postaram się sprostać oczekiwaniom, ale nic nie gwarantuję.
      Raz jeszcze dziękuję za życzenia i komentarz do rozdziału.
      Ściskam!;*

      Usuń
  3. Śledzę to opowiadanie od jakiegoś czasu. Jest jednym z lepszych dramione, jakie czytałam. Akcja jest nieprzewidywalna, a tym rozdziałem naprawdę mnie zaskoczylaś. Z niecierpliwością będę oczekiwać rozwiazania wszystkich wątków - zarowno śmierci Hermiony jak i Evy. Do następnego :)

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Miło jest mi to "słyszeć";)
      Mam nadzieję, że opowiadanie zachowa swoją nieprzewidywalność do końca i jeszcze nie raz Cię zaskoczy.
      Dziękuję za opinię;)
      Pozdrawiam ciepło!

      Usuń
  4. Kolejny genialny rozdział!
    Od razu po przeczytaniu biorę się za napisanie komentarza. A więc:
    Scena, gdy Hermiona umiera - cudo <3 po raz kolejny sprawiłaś, że do oczu napłynęły łzy. Mam nadzieję jednak, że Hermiona wróci do żywych, przecież ona nie może umrzeć!
    Reakcja Draco również chwyta za serce. Sama nie wiem, niby jest ona dość... "typowa" (wybacz określenie), ale czytając tę część opowiadania sprawiłaś, że czytelnik poczuł cały ból, który towarzyszył w sumie obojgu, zarówno Hermionie, jak również Draco.
    Kolejną sprawą jest Orion. Wydaje mi się, ze Eva nieźle sie "przejedzie" na swoim zaufaniu do niego. Czuć, że jego oferta to jakiś dziwny podstęp, choć może się mylę. Czekam z niecierpliwością na dalszy rozwój wydarzeń. :)
    Kilka słów ode mnie na zakończenie: dziękuję Ci bardzo za kolejny rozdział. Dziękuję za to, że mimo problemów w swoim życiu dotrzymujesz obietnic, które nam dajesz. Mam nadzieję, że wszystko się u Ciebie ułoży i będzie już tylko lepiej. Tworzysz wspaniałą rzecz i myślę, że wiele osób, które miały styczność z Twoją twórczością, tak myśli.
    Pozdrawiam Cię serdecznie i czekam niecierpliwie na dalszy rozwój wątków. :*

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Myślę, że nie ma niczego złego w określeniu „typowe” więc nie masz za co przepraszać;) Myślę, że jest wiele sytuacji, w których ludzie reagują w ten sam, typowy i adekwatny do okoliczności sposób. Mam tylko nadzieję, że niczego nie przerysowałam…
      A to okaże się w następnym rozdziale;) Uzbrój się proszę w cierpliwość;) Obiecałam jeszcze kilka zwrotów i słowa dotrzymam. Poza tym ostatnio spojrzałam inaczej na kilka kwestii więc póki co mogę powiedzieć, że jesteśmy na takim etapie opowiadania, że jeszcze wszystko może się zdarzyć…
      Dziękuję;* Za słowa otuchy i wsparcia. Wiele to dla mnie znaczy. Dziękuję za Twoją obecność i motywacje, jaką dajesz mi za sprawą swoich komentarzy. Nie przesadzałabym z tą wspaniałością, ale jest mi bardzo miło, że tak myślisz;)
      Postaram się do końca miesiąca wstawić rozdział. I mam nadzieję, że nic mi w tym nie przeszkodzi.
      Raz jeszcze dziękuję za wszystko!
      Pozdrawiam ciepło!:)

      Usuń
  5. Chciałam tylko pojawić się z oznajmieniem, że jestem, czytałam i wspieram Cię jak mogę, żeby to, co złe, trudne i bolesne w Twoim prywatnym życiu, poukładało się na lepsze.

    Co do rozdziału... Cóż, znasz już odrobinę moje reakcje i podejście do pewnych spraw, nie zdziwi Cię chyba zatem zbytnio fakt, że tym razem nie będzie analizy treści, nie będzie rozstrząsania moich odczuć i emocji - nie chcę i nie dam rady tego zrobić obiektywnie i bez zbędnych wykrzykników.
    Pomijając wątek, który mnie najbardziej dobił, co jest oczywiste, chcę jedynie dodać, iż mam nadzieję, że dla Evy zaplanowałaś upadek, i że będzie on wielki, spektakularny, a jej śmierć bolesna i okrutna...

    Pozdrawiam.
    Margot

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Dziękuję. Twoje wsparcie wiele dla mnie znaczy. Każda ulewa musi kiedyś minąć więc pozostaje mi czekać na poprawę pogody.
      Bardzo cenię Twoje przemyślenia, ale nie będę zmuszać Cię do roztrząsania, bo wiem, ile kosztuje Cię lektura Rozbitków. Obiecuję też ocieplenie klimatu. Myślę, że wszystkim nam przyda się chwila oddechu po tych wszystkich mrocznych, złych i pesymistycznych rzeczach.
      Myślę, że będzie Pani zadowolona;)
      Zobaczymy co los przyniesie w kolejnych rozdziałach…:) Mam nadzieję, że nie zawiodę.
      Pozdrawiam ciepło!;)

      Usuń
  6. Królowo Pióra urwać w takim momencie to grzech :) Wracaj do nas jak najprędzej :)

    OdpowiedzUsuń
  7. Zawstydzasz mnie:)
    Ale jest mi bardzo miło, że ktoś ciągle tu zagląda i pamięta.
    Zapraszam 13.04 w godzinach popołudniowych.
    Ściskam;*

    OdpowiedzUsuń
  8. Niesamowity blog. Czekam na dalsze rozdziały.

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Dziękuję. Jest mi bardzo miło, że treść opowiadania przypadła Ci do gustu.
      Serdecznie na nie zapraszam i mam nadzieję, że nie zawiodą Twoich oczekiwań.
      Pozdrawiam!

      Usuń
  9. No kochana tylko nie zabieraj Hermiony proszę. Czytając jak Hermiona umiera łza zakręciła mi się w oku a to już jest coś. Przeczytałam wiele blogów ale tylko przy kilku uroniłam kilka łez. Gratuluję ci serdecznie.


    eva

    OdpowiedzUsuń