Kochani Moi,
przepraszam Was bardzo za opóźnienie publikacji. Jest mi z tego powodu bardzo przykro.
Dziękuję za słowa wsparcia, motywację i wszystkie cenne komentarze pod każdym z rozdziałów. Dziękuję, że jesteście.
Mam nadzieję, że spędziliście święta w gronie najbliższych i choć trochę naładowaliście akumulatory pozytywną energią. Pozwólcie, że nadrobię to, co uniemożliwiła mi usterka techniczna. Życzę Wam, aby każdy nadchodzący dzień wypełniały Wam wiara, nadzieja i miłość. W dosłownym i metaforycznym znaczeniu. To trzy wartości, które pozwolą Wam przetrwać każdy sztorm dlatego pielęgnujcie je, doceniajcie i nie zatraćcie ich w codziennym biegu ku przyszłości.
Aby nie przedłużać, bez zbędnych słów, zapraszam do lektury nowego rozdziału. Zachęcam do dzielenia się swoimi wrażeniami i przemyśleniami pod postem. Będzie mi bardzo miło, jeśli pozostawisz po sobie ślad, Czytelniku;)
Ściskam Was mocno,
Wasza V.
Rozdział XXXIV „Wiara”
-
Nie ma mowy, Pan – powiedziała
zdecydowanym tonem, na co brunetka westchnęła z frustracji.
-
Ale dlaczego? – Drążyła z zawodem wymalowanym na twarzy.
-
Tłumaczyłam ci to milion razy - wyjaśniła cierpliwie, choć
tylko ona wiedziała, jak dużo ją to kosztuje.
-
Daj jej spokój, Pansy. Nie…
-
ZAMKNIJ SIĘ,
MALFOY! –
Powiedziały
obie panie, na co blondyn uniósł ręce w geście kapitulacji i upił łyk piwa, które postawił przed nim Michael.
-
Potrzebujemy
inwestorów. Dzieciaki ich potrzebują. Wiesz, ile te snoby są w stanie zapłacić za jeden dzień w towarzystwie TEJ Hermiony
Granger? To tylko jeden dzień
– przekonywała brunetka, odwołując się do dobrego serca przyjaciółki.
-
Chcesz wystawić
LUDZI do licytacji
– powiedziała dobitnie szatynka, na co jej towarzyszka wzruszyła bezradnie
ramionami.
-
W szczytnym celu – odparła Parkinson, a widząc piorunujące spojrzenie Hermiony, zrobiła błagalną minę.
-
Dobrze wiesz, że
nie lubię
być
w centrum uwagi. A ty oprócz tego, że chcesz mnie tam umieścić, to jeszcze
zamierzasz to transmitować na żywo! Jest wiele sposobów na pozyskanie
sponsorów
i darczyńców. Sama chętnie
się zaangażuję i pomogę, ale nie w ten sposób. To, co robisz, jest jak handel
niewolnikami…
-
Teraz to już naprawdę wyolbrzymiasz. Tu nie chodzi o handel ludźmi, tylko o
możliwość spędzenia z nimi czasu – oburzyła się brunetka. - Jasne, mogłabym zrobić standardową licytację,
na którą i tak nikt by nie przyszedł. Gdy tylko słyszą nazwisko Malfoy lub
Parkinson przestają słuchać. Wiesz tak samo dobrze jak ja, że większość osób
ciągle patrzy na nas, jak na wyrzutków. W dalszym ciągu widzą w nas
Śmierciożerców i obwiniają za stratę najbliższych. I nie interesuje ich, że
nikogo nie zabiłam, a na przedramieniu nie mam wypalonego Mrocznego Znaku.
Owszem, moi rodzice byli Śmierciożercami, a ja stałam u ich boku. Wówczas tam
było moje miejsce. Na Salazara, byłam dzieckiem! Zrozum…Ta fundacja to moja
szansa na odkupienie…– wyrzuciła głosem nabrzmiałym od emocji. – Nasza szansa –
dodała ciszej, zerkając na obserwującego ją Malfoya. - Jeśli ktoś ma w nas
uwierzyć, to tylko dzięki naszym konsekwentnym działaniom i waszemu wsparciu.
Proszę cię, Hermiono – powiedziała, łapiąc kobietę za rękę i patrząc na nią z
napięciem.
-
Pansy… - zaczęła poruszona słowami brunetki.
Jeszcze
nigdy nie widziała, żeby Parkinson zależało na czymś tak bardzo, jak na tej
fundacji. Hermiona zastanawiała się, czy gdyby Ron odmówił uczestnictwa w całym
przedsięwzięciu, to czy dalej upierałaby się tak bardzo przy swoich
argumentach. Wiedziała, że zachowuje się jak tchórz. Jednak sama myśl o
spotkaniu z mężczyzną, wywoływała uczucie paniki. Nie była gotowa na
konfrontację ani z Ronaldem, ani z własnymi uczuciami. Nie wiedziała, czy
zniesie widok jego u boku Gabrielle. Była zbyt niepewna własnych reakcji. Miała
świadomość, że dziennikarze będą śledzić każdy ich krok. Tuż po ich rozstaniu
fotoreporterzy, złaknieni informacji na temat powodu rozpadu ich związku, nie
dawali jej spokoju. Jednak prawdziwe piekło rozpętało się, gdy świat obiegła
wiadomość o zaręczynach Rona z Gabrielle. Tamten okres wspominała, jak
najgorszy koszmar, który otwierał zabliźnione rany i przywoływał echo
cierpienia. Raz nawet Ginny potraktowała jednego z paparazzich, który osaczył
ją przed wejściem do Ministerstwa Magii, swoim mistrzowskim upiorogackiem.
Nigdy potem już nie widziała tamtego mężczyzny. Żałowała, że nie opanowała tej
umiejętności tak dobrze, jak przyjaciółka. Wtedy miałaby szanse na zapewnienie
sobie spokoju. Nie mogła też wymazać z pamięci wsparcia i pomocy Malfoya, który
kilka razy pomógł jej opędzić się przed wścibskimi dziennikarzami, przez co sam
stał się celem ich niezbyt pochlebnych artykułów i komentarzy w prasie.
Rzuciła
ukradkowe spojrzenie w kierunku blondyna, a widząc jego badawcze spojrzenie,
szybko uciekła wzrokiem w stronę Pansy. To, co ujrzała w oczach kobiety,
sprawiło że uległa. Nie mogła dłużej opierać się jej prośbom. Tu nie chodziło
wyłącznie o fundację. Dla brunetki było to również rozliczenie się z
przeszłością. Mimowolnie zerknęła na Dracona, zastanawiając się, czym dla niego
jest Fundacja Rozbitków im. Narcyzy Malfoy. Odwzajemnił jej spojrzenie, lecz
nie była w stanie niczego wyczytać z jego szarych tęczówek. Wiedziała, że
blondyn wciąż walczy z własnymi demonami. Zastanawiała się, czy on również
traktuje działalność fundacji, jak pokutę za całe zło, jakie wyrządził innym. W
przeciwieństwie do Parkinson był Śmierciożercą. Świadczył o tym mroczny znak na
lewym przedramieniu mężczyzny. Tatuaż symbolizował przeszłość, której, mimo
rozliczenia, nie potrafił zamknąć.
Hermiona
uświadomiła sobie, że nie może myśleć tylko o swoim komforcie psychicznym. Tu
chodziło o coś więcej niż jej duma i strach przed wyimaginowanym upokorzeniem
na oczach całej społeczności magicznej. Pansy na nią liczyła, a biorąc pod
uwagę fakt, że Malfoy nie odezwał się ani słowem, przypuszczała, że i jemu nie
jest to obojętne. Obydwoje stali się dla niej ważni. Nie chciała ich zawieść. I
nie miała zamiaru tego zrobić nawet, jeśli oznaczało to konfrontację z Ronaldem
i jego nową narzeczoną.
-
Poradzisz sobie – powiedziała cicho brunetka, jakby czytając jej w myślach i
uścisnęła mocniej jej dłoń.
Hermiona
uśmiechnęła się blado. Nie wiedziała, czy ich obecność i wsparcie wystarczą do
tego, by ludzie uwierzyli w metamorfozę przyjaciół. Bo nimi właśnie się stali
mimo wszystkich przeciwności losu. Dlatego postanowiła zachować się tak, jak
prawdziwy przyjaciel. Miała zamiar dołożyć wszelkich starań, by ludzie ponownie
uwierzyli w Dracona, Pansy i Blaise’a, który wraz ze Szpitalem Świętego Munga
dołączył do akcji i w przyszłym miesiącu organizował wielkie otwarcie połączone
z akcją charytatywną.
Szatynka
uśmiechnęła się pewniej i skinęła głową na znak zgody. Pansy, widząc jej gest,
spojrzała na nią z wdzięcznością i chwilę później rzuciła się jej na szyję,
ściskając mocno. Uwadze Hermiony nie umknęło jednak, że Malfoy zacisnął usta w
wąską linię, jakby niezadowolony z jej decyzji, co zbiło ją nieco z tropu. Ze
zdziwieniem odkryła, że reakcja blondyna sprawiła jej przykrość. W końcu
chodziło także o niego. Gdy mężczyzna zorientował się, że szatynka przygląda
się mu, szybko wrócił do codziennej maski obojętności i ironii.
-
Jeśli
aż
tak bardzo boisz się,
że wylicytuje cię jakiś psychopata, poświęcę się i wygram to – zakpił z prowokującym uśmieszkiem pod nosem.
-
Draco! – Jęknęła Pansy, patrząc na przyjaciela karcącym wzrokiem.
-
Ja akurat nie widzę
różnicy – sarknęła Hermiona, na co stojący za barem Michael parsknął śmiechem. – Powinieneś martwić
się o to, kto wylicytuje dzień z tobą? – Zripostowała z godnością, starając się
wyrzucić z głowy obraz jego u boku jakieś bogatej, zjawiskowej kobiety.
Bo
nawet nie łudziła się, że ktoś poza paniami stanie do rywalizacji o wygranie
dnia w towarzystwie blondyna. Hermiona sama przed sobą musiała przyznać, że
Draco stanowił intrygującą zagadkę. Posiadał mroczną przeszłość, za którą teraz
próbował się zrehabilitować. Za jego atrakcyjnym wyglądem kryło się znacznie
więcej niż przypuszczała na początku. Wcześniej była zbyt uprzedzona, by
dostrzec jego zalety. Zbyt skoncentrowana na jego wadach i grzechach młodości,
by zobaczyć coś więcej niż maska, za którą ukrywał się prawdziwy Draco Malfoy.
Zresztą mężczyzna niechętnie dopuszczał innych do siebie. Zazwyczaj trzymał
ludzi na dystans i tylko nielicznym udało się zyskać jego zaufanie na tyle, by
przebić się przez mur, którym się otoczył.
Zmarszczyła
czoło niepewna, co myśleć o swoich uczuciach. Frustrował ją fakt, że w ogóle
obchodzi ją wynik tej aukcji. Powinna bardziej martwić się o swój los i o
nadchodzącą konfrontację z Ronaldem. Malfoy nie był jej problemem, a
przynajmniej usilnie starała się wmówić sobie, że nim nie jest.
-
Nie sądzę, żebym był aż tak interesujący, jak Złota Trójca Hogwartu, która
uratowała świat przed samym Lordem Voldemortem – zironizował, na co Granger
ściągnęła brwi i przyjrzała się mu uważniej. – Dlatego skoro nie potrzebujesz
ratunku, moja rola, jako udziałowca, będzie polegała na przywitaniu gości,
wygłoszeniu powalającego przemówienia, czuwaniu nad przebiegiem wydarzenia i
pożegnaniu tych, którzy zdecydują się przyjść – dodał beznamiętnym tonem, nawet
na nią nie patrząc i upijając łyk piwa.
Po
jego słowach zapadła krępująca cisza. Pansy patrzyła na niego z mieszaniną
frustracji oraz pobłażania i Hermiona mogła przysiąc, że kobieta ma ochotę
wylać na niego kufel piwa, którym był tak zajęty. Ostatecznie zrezygnowała z
tego pomysłu i, obdarzając go ostatnim dezaprobującym spojrzeniem, zwróciła się
do szatynki.
-
Mam nadzieję, że w jego przemówieniu będzie więcej zapału, bo inaczej nawet
wasza obecność nie pomoże, a prasa nie zostawi na nas suchej nitki –
podsumowała z cierpkim uśmiechem, co Draco zignorował. – Najlepiej nie
zwracajmy na niego uwagi – dodała poirytowana zachowaniem przyjaciela. - Nie
wiedzieć czemu, jemu też nie podoba się pomysł z licytacją. Do tej pory nie
miał żadnych obiekcji. Zachowuje się w ten sposób od czasu, gdy poznał listę
osób, które chcę zaprosić do wzięcia udziału w akcji – wyjaśniła i pokazała jej
wspomniany dokument.
-
Myślę, że może być zazdrosny o to, że nie uwzględniłaś jego osoby – szepnęła
konspiracyjnie szatynka, zapoznając się z listą, jednak zrobiła to na tyle
głośno, by usłyszał ją zarówno Draco, jak i uśmiechający się pod nosem Michael.
Nie
widząc na niej nazwiska mężczyzny, poczuła irracjonalną ulgę i nie mogła
powstrzymać uśmiechu cisnącego się jej na usta. Pansy parsknęła śmiechem,
natomiast Malfoy zmierzył ją znudzonym wzrokiem.
-
Widzisz? Jak nic jest zazdrosny – kontynuowała rozbawiona, czując że wraca jej
dobry humor.
Sama
myśl, że blondyn mógłby obrażać się o to, że Parkinson nie uwzględniła jego
osoby był tak prawdopodobny, że nawet nie przyszło jej do głowy, by szukać
powodu złego humoru byłego Ślizgona. Co prawda, jego zachowanie przypominało
bardziej reakcje pięciolatka, niż dorosłego mężczyzny, lecz Hermiona
przyzwyczaiła się do jego zmiennych nastrojów i wrażliwego ego.
Michael
uśmiechnął się szeroko, patrząc na zdenerwowanego blondyna, który z kolei
piorunował go ostrzegawczym wzrokiem. Natomiast reakcja Pansy była z goła inna,
niż przypuszczała szatynka. Parkinson przyglądała się przyjacielowi w
zamyśleniu, jakby dokładnie analizowała jej słowa.
-
Tak… To możliwe – odparła, mrużąc oczy i kiwając głową, jakby właśnie się w
czymś upewniała, co zbiło Hermionę z tropu.
Widząc
jednak postawę blondyna, który wyglądał tak, jakby miał za chwilę wybuchnąć,
postanowiła nie brnąć w to dalej. Obrzuciła go ostatnim zaintrygowanym
spojrzeniem i, by dać mu czas na ochłonięcie, postanowiła zmienić tor rozmowy.
-
Swoją
drogą,
jestem ciekawa, co na to Harry? Bo jakoś trudno mi uwierzyć, że jest zachwycony pomysłem wystawienia go na licytację – rzuciła, przyglądając się
podejrzliwie przyjaciółce.
-
Właściwie to… - zaczęła Pansy, starannie
składając listę i Hermiona z niedowierzaniem zauważyła zmieszanie na jej
twarzy.
- Tylko mi nie mów, że mu nie… -
zaczęła, lecz urwała widząc swojego przyjaciela.
-
Co mnie ominęło?
Pansy
drgnęła,
słysząc głos Harry’ego, który stanął za nią i objął w talii. Hermiona przygryzła dolną wargę, by nie parsknąć śmiechem na widok spanikowanej
miny przyjaciółki, a widząc
jak blondyn ze złośliwym błyskiem w oku otwiera usta, by, jak przypuszczała, uświadomić Harry’ego w zamiarach
jego dziewczyny, kopnęła go dyskretnie w kostkę i uśmiechnęła się do przyjaciela.
-
Takie tam babskie gadanie – odparła
z czarującym
uśmiechem,
który
poszerzył
się,
gdy dotarło
do niej prychnięcie
Malfoya.
Na
potwierdzenie jej słów Pansy pokiwała głową i posłała kobiecie wdzięczny uśmiech, który szatynka
odwzajemniła.
-
Powiedz mi Harry, jak to jest, że
ty ZAWSZE siedzisz po godzinach, a Malfoy ZAWSZE ma na wszystko czas? – Zapytała, skutecznie odwracając uwagę mężczyzny od Pansy.
-
Po prostu lepiej go sobie organizuję – odgryzł się blondyn, na co Granger spojrzała na niego z powątpiewaniem, a Harry pokręcił z politowaniem głową.
-
W zasadzie to nie praca mnie zatrzymała – odparł lakonicznie z delikatnym półuśmiechem, wzbudzając zainteresowanie u całej trójki.
-
W takim razie, mam nadzieję,
że masz dobre usprawiedliwienie,
bo spóźniłeś się ponad czterdzieści minut – zaznaczyła Pansy, odchylając się w jego ramionach i patrząc z ukosa.
-
To już
sama ocenisz, bo w tej chwili mam zamiar uwolnić cię od towarzystwa tej wiecznie kłócącej się dwójki – oznajmił
wspaniałomyślnym tonem, niczym rycerz ratujący swoją damę z opałów.
-
Hej! – Sprzeciwiła się Hermiona, śmiejąc z komicznej miny Pottera, natomiast
Draco prychnął pod nosem.
Wzięła
uspokajający oddech, starając się nie zwracać uwagi na blondyna, którego
zachowanie zaczynało ją denerwować.
-
Mój bohaterze – zaśmiała się Pansy, patrząc na mężczyznę z czułością i całując linię jego żuchwy.
Malfoy
na widok manifestacji uczuć pary, skrzywił się z niesmakiem i wrócił do swojego
piwa, co cała trójka zgodnie zignorowała.
-
Wybaczcie, ale muszę porwać moją damę serca – powiedział ze skruchą.
-
Bawcie się
dobrze –
zaśmiała się Hermiona, żegnając z parą, a pochylony nad swoim piwem Malfoy, odprawił
ich niedbałym gestem.
Obrzuciła
Dracona skonsternowanym spojrzeniem, postanawiając sobie, że postara się
przeczekać jego dziwny nastrój i odprowadziła wzrokiem przemieszczającą się w
stronę wyjścia parę. Zawsze zastanawiała się, jak to się stało, że ta dwójka zeszła się ze sobą. Różnili się od siebie jak ogień i woda, dzień i noc. A mimo tego wszystkiego
odnaleźli
wspólny
rytm, w którym
zgodnie się
poruszali.
-
A jak randka? – Zagadnął
ją
Michael z wesołym
błyskiem
w oku, wyrywając
jednocześnie z zamyślenia.
-
Nie nazwałabym tego randką –
odparła,
wzruszając
ramionami i upijając
łyk wina. – Było w porządku.
A przynajmniej było
tak do momentu pojawienia się
Cormaca –
dodała
na w pół zirytowana na wpół rozbawiona, odpowiadając na znaczące spojrzenie Michaela.
-
To ten twój adorator, który zamienił twój gabinet w
kwiaciarnię
i wszczął
burdę
w moim klubie, gdy zobaczył,
jak rozmawiasz z Seamusem? – Upewnił się, dolewając jej wina.
-
Z Finniganem? – Zainteresował
się
Malfoy, ściągając brwi, jakby myślał nad czymś intensywnie.
Hermiona
ponownie skinęła
głową, udzielając twierdzącej odpowiedzi na obydwa
pytania. Draco zasępił się jeszcze bardziej i upił łyk piwa. Szatynka przyjrzała się mu z ukosa, analizując jego dziwne zachowanie, po
czym spojrzała
na Michaela, który
zadał
kolejne pytanie, skutecznie odwracając jej uwagę od osoby blondyna.
-
Pech chciał,
że Cormac wybrał się na randkę do tej samej knajpy i, gdy
zobaczył
mnie z Branem, zapomniał o swojej partnerce oraz celu, w jakim tam przyszedł, i
urządził przedstawienie godne Oscara za
pierwszoplanową rolę. Nie pamiętam,
kiedy ostatnio paliłam
się
tak ze wstydu –
westchnęła,
kręcąc głową, jakby chciała pozbyć się wspomnień tamtego wieczora z głowy. – Pewne jest to, że już nigdy tam nie wrócę – zaśmiała się, starając rozładować dziwne napięcie wiszące w powietrzu i zerknęła ukradkiem na wciąż pochmurnego Malfoya.
-
A co Brandonem? – Dopytywał
niby od niechcenia Michael, choć
Hermiona mogłaby
przysiąc,
że uśmiecha się pod nosem i rzuca prowokujące spojrzenia w kierunku pijącego w milczeniu Dracona.
-
I tak nic by z tego nie było
– wzruszyła ramionami, bawiąc się kieliszkiem. – To miły facet, tylko…nie dla mnie.
-
Czyli nie będzie kolejnego spotkania? – Zapytał, gdy przez dłuższy czas milczała.
Rzuciła mu zdawkowe spojrzenie i
pokręciła
głową, ponownie wzruszając ramionami. Czuła się dziwnie skrępowana myślą, że Malfoy przysłuchuje się ich rozmowie. Najdziwniejszy
jednak był
brak kąśliwych
komentarzy i jakiejkolwiek reakcji ze strony blondyna.
-
Czasami to, czego szukamy, znajduje się na wyciągnięcie ręki – podsumował Michael z dwuznacznym uśmiechem, a Draco poruszył się niespokojnie na krześle i rzucił mu trudne do rozszyfrowania
spojrzenie.
-
Wiecie, że
obydwaj zachowujecie się
dziwnie? –
Upewniła
się,
przyglądając podejrzliwie mężczyznom.
-
Co masz na myśli?
– Zapytał Michael z tak niewinną miną, że gdyby go nie znała, dałaby się nabrać.
-
Na przykład
to, że
ty cały
czas rzucasz aluzjami i wymieniasz się z Malfoyem dziwnymi spojrzeniami.
Natomiast ty – zwróciła się w kierunku zasępionego blondyna. – Najpierw
burczałeś na wszystkich niczym obrażona primadonna, a teraz milczysz, jakbyś
zamiast piwa opił
się
eliksiru uciszającego.
-
Tobie to się nie dogodzi, Granger – powiedział z ironicznym półuśmiechem nawet
na nią nie patrząc. - Nie sądziłem, że wśród tylu spotkań
towarzyskich odczujesz brak mojej skromnej osoby – sarknął z ledwo słyszalną nutą goryczy w głosie. – Zabrakło chwilowo
adoratorów? – Zakpił, a ona spojrzała na niego z niedowierzaniem.
-
Faktycznie, to idiotyczny pomysł – odparła, biorąc się w garść. - Jak mogłoby
mi brakować obecności tak rozkapryszonego, egoistycznego buca. Takie
towarzystwo to nic innego jak strata czasu - odcięła się zirytowana jego postawą.
Na
twarzy Dracona pojawiło
się
coś
pomiędzy
uśmiechem,
a grymasem i już
wtedy wiedziała,
że przegięła. Wiedziała to już w chwili, gdy z jej ust wypłynęło ostatnie słowo i żałowała, że nie ugryzła się w język. Niestety było już za późno. Bardziej czuła niż widziała dezaprobujące spojrzenie Michaela. W tym
momencie całą
uwagę
skupiła
na Malfoyu. Blondyn przechylił
głowę w jej stronę i zmierzył ją beznamiętnym, aczkolwiek
zimnym spojrzeniem. Czuła,
że jej słowa go zraniły, choć niczego po sobie nie
pokazał. Przybrał tą swoją nieprzeniknioną maskę, z której nie potrafiła nic
wyczytać. Fakt ten zarazem ją fascynował i doprowadzał do szału. Zwłaszcza, że
w konfrontacji z nim, była z góry skazana na porażkę. On czytał z niej jak z
otwartej księgi, podczas gdy jego emocje były dla niej jedną wielką niewiadomą.
Chciała przeprosić, lecz pod wpływem spojrzenia
mężczyzny słowa
utknęły
jej w gardle. Chłód w jego oczach
mroził
i paraliżował. Jak w zwolnionym tempie
zarejestrowała,
że blondyn reguluje rachunek, żegna
się
z Michaelem i podnosi z krzesła.
Odprowadziła
go wzrokiem, gdy posuwał
się
w stronę
wyjścia
z baru i dopiero pełne
rezygnacji westchnienie Michaela wyrwało ją z tego dziwnego otępienia. Z ociąganiem podniosła wzrok na mężczyznę, wstydząc się swojego dziecinnego zachowania
i czekając na naganę. Nic podobnego jednak nie usłyszała. Michael nie musiał
nic mówić. Wystarczyło samo jego wymowne spojrzenie, które znaczyło to samo, co
„napraw to”. Sapnęła ze złością, doskonale wiedząc, co musi zrobić. Przeklinając swój temperament i
chowając
dumę do najgłębszego
zakamarka umysłu, zerwała się z miejsca i ruszyła śladem blondyna, odprowadzana pełnym nadziei spojrzeniem
Michaela.
Nie
wiedziała,
czy wolałaby
złapać Dracona przed deportacją, czy spóźnić się. Była na siebie zła, że doprowadziła do tej sytuacji. Wiedziała jednak, że musi ponieść konsekwencje swoich słów.
Chcąc
nie chcąc,
musiała
przeprosić
Malfoya. Wychodząc
na zewnątrz
uderzyła
w nią
fala chłodnego
powietrza, która
nieco ją
otrzeźwiła. Otuliła się szczelniej kurtką i objęła ramionami, rozglądając dookoła. Niestety wśród tłumu nigdzie nie dostrzegła sylwetki mężczyzny. Westchnęła ciężko, niepewna czy jest
zawiedziona, czy może
czuje ulgę
i pokręciła głową, odgarniając rozwiane włosy z twarzy i zgarniając je na ramię. Przez chwilę stała bezczynnie, pozwalając by wyrzuty sumienia
bombardowały
jej umysł,
po czym zdecydowanie odwróciła się z zamiarem powrotu do baru. Na
widok Malfoya nonszalancko opierającego się o ścianę budynku, stanęła jak spetryfikowana. Draco
przyglądał się jej z nieodgadnioną miną, jakby szukał odpowiedzi na swoje pytania w
jej twarzy. Hermiona czuła
jak ze zdenerwowania zasycha jej w gardle, a niechciane rumieńce wstydu i zażenowania palą jej policzki.
-
Zostałeś
- zaczęła
niepewnie, badając jak bardzo jest na nią zły, a on pokiwał w milczeniu głową.
I
mimo, że
nie powiedział
ani słowa,
gest ten sprawił,
że zrobiła krok w stronę mężczyzny, zmniejszając powoli dystans między nimi.
-
Mal… Draco… – zaczęła,
lecz w połowie
urwała,
poprawiając
się,
przez co blondyn spojrzał
na nią
z zainteresowaniem. –
Ja nie…
Nie to miałam
na myśli.
Nie chciałam
zrobić
ci przykrości.
To znaczy… Sama już nie wiem, co chciałam osiągnąć. Te twoje zmienne nastroje i
obojętność są tak dezorientujące, że już nie wiem, co myśleć, gdy zachowujesz
się w ten sposób lub rozmawiasz ze mną jak przed chwilą. Zupełnie jakbyś…jakbyś
celowo mnie odpychał. Zawsze, gdy zrobimy krok do przodu i myślę, że wszystko
między nami jest w porządku, nagle cofamy się do punktu wyjścia – wyrzuciła z siebie i dopiero wtedy odważyła się spojrzeć mu w twarz.
Nie
wiedziała,
dlaczego tak się
denerwuje. Było
jej wstyd za swoje zachowanie i ciężko było przyznać się do winy, ale miała świadomość, że to nie powód do tych
wszystkich emocji, które
targały
nią
w tym momencie, gdy czekała
na jakąkolwiek
reakcję
mężczyzny.
-
Przepraszam – wyszeptała
ze skruchą, zmuszając
się,
by nie spuścić wzroku.
Hermiona
dawno już nie czuła się tak bezradnie, jak teraz. Cała sytuacja i towarzyszące
jej emocje były dezorientujące. Podobnie jak przenikliwe spojrzenie Dracona,
który bez słowa lustrował jej twarz.
-
Chciałem
zobaczyć,
czy wyjdziesz za mną –
odparł
zdawkowym tonem, gdy już
myślała, że cisza między nimi będzie trwać wieczność.
-
Testowałeś mnie? – Upewniła się, mrużąc oczy i nie wiedząc czy ma większą ochotę, aby go przekląć, czy aby się roześmiać z absurdalności tej sytuacji.
-
Coś
w tym rodzaju –
odparł
z delikatnym uśmiechem,
który
był
tak niecodzienny, że
nie potrafiła
go nie odwzajemnić.
-
Zdałam?
– Zapytała z nutą przekory, a Malfoy posłał jej zadziorny uśmiech i pokonał ostatni oddzielający ich odcinek.
-
Wybitnie, panno Granger – powiedział łagodnym tonem, zakładając jej zbłąkany kosmyk za ucho i muskając przy tym delikatnie jej
policzek, czym nieświadomie
wywołał szybsze bicie serca. – Jak zawsze – dodał ze znajomą nutą uszczypliwości, która rozładowała wiszące między nimi napięcie.
Czuła delikatne
muśnięcie na policzku, a potem ciepły pocałunek na dłoni, która po chwili
została zamknięta w dodającym sił uścisku. Draco.
To była jedyna myśl, jaka przeszła jej przez głowę i bardzo chciała w jakikolwiek
sposób odpowiedzieć na jego obecność. Potem poczuła, jak ktoś wlewa do jej ust
jakiś gorzki, ziołowy napar i zmusza ją, by przełknęła. Poddała się. Jakaś jej
cząstka podpowiadała nieśmiało, że żyje, a ciepło bijące od Dracona podsycało
tą myśl. Chciała żyć i pragnęła z całego serca pokazać gładzącemu jej dłoń
mężczyźnie, że ciągle jest przy nim. Niestety napierająca senność osłabiła jej
wolę, ponownie pogrążając jej umysł w ciemności.
***
Pokonując ostatnie stopnie prowadzące na szczyt Wieży Astronomicznej, poluzował krawat i wciągnął rześkie wieczorne powietrze. Oparł się łokciami o metalową barierkę i przymknął powieki, starając się odzyskać kontrolę nad szalejącymi w jego głowie myślami. Czuł gorzki posmak upokorzenia i
odrzucenia. Coś
mu podpowiadało,
że choćby starał się jeszcze bardziej i tak nigdy
nie odkupi swoich win. Zacisnął
palce na metalowej obręczy,
starając
się
zagłuszyć echo słów
nieznajomej kobiety, która zastąpiła mu drogę i obrzuciła najgorszymi znanymi jej
obelgami. Zarówno
słowa,
jak i udręczony
wzrok czarownicy prześladowały go przez całą paradę na cześć wygranej Drugiej Wojny z
Voldemortem. Dopiero tu, na błoniach
Hogwartu, gdzie odbyło
się
ostateczne starcie i gdzie wszystko się zakończyło, stracił nad sobą panowanie. Tuż po końcowej przemowie Harry’ego, wymknął się niepostrzeżenie i skrył na dachu Wieży Astronomicznej. Było to miejsce, które na ostatnim
roku nauki, stało
się
zarówno
jego azylem, jak i przekleństwem
związanym
z zadaniem od Czarnego Pana, któremu
nie podołał. Nie wiedział, czy nie potrafił zabić Dumbledore’a przez strach,
czy przez to, co dostrzegł
w jego oczach. W błękitnych
tęczówkach dyrektora
po raz pierwszy otrzymał zrozumienie, nadzieję i wiarę w niego. Mieszanka tych uczuć sprawiła, że coś w nim pękło. To w tamtym momencie zawrócił i uświadomił sobie, że nie chce stać się kopią swego ojca. Wiara Albusa
Dumbledorea rozpaliła
w nim nadzieję,
która
nie zgasła
nawet po jego śmierci.
Zacisnął zęby, słysząc kroki. Nie był w nastroju na czyjeś towarzystwo. Prawdę mówiąc liczył na to, że nikt nawet nie zauważy jego nieobecności na bankiecie w Wielkiej
Sali.
- Nie musisz mnie niańczyć, Zabini – sarknął, gdy odgłos kroków ucichł, a nie słysząc odpowiedzi odwrócił się. – Granger… Nie wiedziałem, że to ty – wypalił, zaskoczony widokiem uważnie przyglądającej się mu kobiety.
-
Coś
mi mówiło,
że cię tu znajdę – powiedziała, robiąc niepewny krok w jego stronę i zatrzymała się zachowując odpowiedni dystans, zupełnie jakby nie chciała naruszać jego strefy komfortu.
-
A szukałaś mnie, bo? – Zapytał obcesowo.
Ostatnimi
czasy nie czuł się przy niej pewnie. Obecność Hermiony wywoływała w nim
sprzeczne uczucia i bał się własnych reakcji. Niestety im bardziej się starał,
aby trzymać kobietę na dystans, tym większą potrzebę bycia obok niej czuł.
Rozsądek podpowiadał mu, że nie powinien angażować się w to bardziej. I
naprawdę starał się słuchać jego głosu. Głosu, który z dnia na dzień stawał się
coraz cichszy w porównaniu z tym, czego potrzebowało jego serce. Serce, które
zamknął za lodowym murem, by już nigdy nie pozwolić na to, by ktoś go zranił.
-
Chciałam
sprawdzić,
czy wszystko w porządku
– odparła szczerze, co sprawiło, że wszelkie złośliwe riposty, które miał na końcu języka, uleciały mu z głowy.
Zamiast
tego w jego wnętrzu
rozpaliło
się
przyjemne ciepło,
którego
dawno już
nie czuł, a które pogłębiło
wyrwę w jego murze. Przez chwilę przyglądał się kobiecie w milczeniu, doszukując oznak kpiny lub współczucia na jej twarzy, lecz
niczego takiego nie znalazł.
Z jej oczu biła
autentyczna troska, która
na swój
sposób
go rozbrajała,
czyniąc
zaskakująco bezbronnym.
-
Po prostu musiałem
odpocząć
od tego całego
zamieszania - odparł wymijająco, na co Hermiona uśmiechnęła się nieznacznie, a następnie wyminęła go i oparła się o barierkę.
Przez
chwilę
obydwoje milczeli, każde
pogrążone
w swoich myślach.
-
Do tej pory nie zdawałam
sobie sprawy, jak bardzo tęskniłam za tym miejscem – westchnęła i przeniosła wzrok na Malfoya. – Choć paru rzeczy mi nie brakuje – wytknęła z zadziornym uśmiechem, na co pokręcił jedynie głową z rezygnacją i poddając się,
stanął
obok szatynki. –
Byłeś strasznym dupkiem.
-
A ty byłaś strasznie irytującym kujonem – odgryzł się z delikatnym półuśmiechem, podejmując grę. – Gdybyś nie była tak przemądrzała…
-
A ty gdybyś
panował
nad swoim przerostem ego…
-
Gdybyś…
-…był taki jak teraz, może nawet bym cię polubiła – weszła mu w słowo, przerywając ich dziecinne droczenie.
Draco
uniósł
lewą
brew i przez chwilę
analizował
jej słowa
w milczeniu. Słowa, które rozbudzały w nim nadzieję. Nadzieję, w którą tak
bardzo obawiał się uwierzyć.
-
Czego ty ode mnie chcesz, Granger? – Zapytał zmęczonym tonem, wiedząc że
szatynka i tak nie odpuści dopóki nie dostanie tego, czego chce.
-
Wróć
ze mną
do Wielkiej Sali –
powiedziała
bez ogródek.
-
Myślę, że moja obecność jest tam zbyteczna. Więc jeśli nie masz nic przeciwko,
pobawię
się
w swoim towarzystwie –
odparł
z ironicznym uśmiechem.
-
Chowając
się
tu niczego nie osiągniesz
– powiedziała zniecierpliwiona, a on
spojrzał
na nią
chłodno.
-
Nic nie wiesz, Granger.
-
Czyżby?
W takim razie mnie oświeć. Chciałabym wiedzieć, jaka jest prawda?
-
Prawda?
-
Tak. Prawda. Prawda, o której niby nic nie wiem. Prawda, której tak zazdrośnie
strzeżesz. Prawda, której tak bardzo się boisz i odpychasz każdego, kto próbuje
się do niej zbliżyć.
-
Prawda… A czy jesteś
na nią
gotowa? Czy wiesz, co z nią
zrobisz, jak już
ją
poznasz? –
Zapytał
z przekąsem,
wiedząc że gdyby pozwolił sobie na szczerość, straciłby ją.
-
Przestań
– powiedziała,
nie chcąc
widzieć
tej upiornej maski, jaką
włożył, aby ją odstraszyć.
-
Jesteś
gotowa, by stanąć
z moimi demonami oko w oko?
W
odpowiedzi Hermiona posłała mu harde spojrzenie. Bardzo
starała się ukryć wszystkie targające nią emocje, lecz on już dawno nauczył się
czytać z jej twarzy jak z otwartej księgi. Dostrzegł w jej oczach zawahanie,
które trwało tylko kilka sekund. Wyciągnęła rękę i położyła dłoń na jego nieogolonym policzku.
Otworzył
szerzej oczy, zaskoczony ale i zaintrygowany jej ruchem.
-
Przestań mnie w końcu odpychać, Draco – zganiła go łagodnym tonem. - Nie boję się ciebie – wyszeptała, patrząc mu prosto w oczy.
-
A ja się boję –
odparł
szeptem, odwzajemniając jej spojrzenie. – Boję się, że stanę się
demonem, który siedzi we… - zaczął, lecz nie pozwoliła mu skończyć, kładąc dłoń
na ustach.
-
Ja w ciebie wierzę, Draco – powiedziała, ujmując jego twarz w swoje dłonie, nie
przerywając kontaktu wzrokowego.
Po
jej słowach
zapadła
między
nimi cisza. Patrzył na kobietę, nie potrafiąc odwrócić wzroku od jej oczu. Było
w nich tyle ciepła, troski i wiary. I to ta wiara, z jaką na niego patrzyła,
sprawiła że przepadł. Jej wiara była niczym lina rzucona topielcowi. I to jej
się uchwycił, aby nie zatonąć. Była nadzieją.
Hermiona
chciała
cofnąć
dłoń, lecz powstrzymał ją, ujmując jej nadgarstek i składając na
nim delikatny pocałunek. Uśmiechnęła się delikatnie na ten gest, jakby
rozumiała, co chciał jej przekazać. Zmrużyła oczy, jakby rozważała coś w
myślach, a następnie wspięła się na palce i przytuliła go. Nie
mógł nic poradzić na to, że pod wpływem jej niespodziewanego gestu jego ciało spięło się. To był chyba pierwszy raz, gdy
to Hermiona wyszła naprzeciw niemu. Czuł jej ciepło, oddech na szyi, niepewny
dotyk. Zupełnie,
jakby miała świadomość, że weszła
na kruchy lód,
który w każdej chwili mógł się pod nią zarwać. Wiedział, że teraz ruch
należał do niego. Bo to od niego zależało, czy ten lód utrzyma jej ciężar. W
jego głowie
toczyła
się
prawdziwa wojna pomiędzy
uczuciami, a zdrowym rozsądkiem.
Wahał się jednak tylko chwilę, nim objął ją delikatnie. Uśmiechnął się
mimowolnie, gdy zauważył, że pod wpływem jego dotyku Granger rozluźnia się.
Przesunął dłonią po jej plecach, badając ich fakturę i zamknął oczy, zanurzając
twarz w jej włosach. Hermiona pogładziła jego kark i oparła podbródek na barku.
Trzymając ją w ramionach i mając ją tak blisko siebie czuł się tak, jakby po
bardzo długim czasie wszystko zalazło się na swoim miejscu. To był pierwszy
raz, gdy pozwolił komuś przejść za mur, którym otoczył swoje uczucia i myśli.
Pierwszy, gdy zechciał, aby ktoś został tam na dłużej.
Poczuł,
jak Hermiona delikatnie odsuwa się od niego. Spojrzała na niego niepewnie z
pewną dozą ciekawości, zupełnie jakby starała się odgadnąć jego myśli.
-
Dziękuję – powiedział
cichym aczkolwiek zdecydowanym głosem,
odgarniając jej z czoła zbłąkany kosmyk i zakładając jej go za ucho.
Uśmiechnął
się widząc zaskoczenie, ale i iskierkę ciepła w jej oczach, gdy odwzajemniła
uśmiech. Nie spodziewał się, że ta mała iskierka ciepła, jaką rozpaliła kobieta
jakiś czas temu, zamieni się w tak silny płomień, który gotów był spalić cały
świat, gdyby ona zniknęła z jego życia.
- Gdziekolwiek
jesteś, wracaj… Wróć do mnie, jak wróciłaś po mnie tamtego dnia – powiedział
cicho, będąc na skraju przepaści. – Pamiętasz, jak powiedziałem, że boję się
samego siebie? Ten strach był niczym w porównaniu z tym, co czuję w tej chwili.
Teraz boję się znacznie bardziej. Bez ciebie zostanie już tylko ciemność –
wyznał szeptem, zamykając oczy i tuląc bezwładną dłoń Hermiony
***
To było jak przebudzenie po długiej chorobie. Wiele razy
podejmowała
próbę uchylenia powiek, ruszenia ręką, wypowiedzenia słowa. Niestety każda kończyła się niepowodzeniem. Bodźce z zewnątrz dochodziły do niej, lecz nie potrafiła na nie odpowiedzieć. Zawsze w tych krótkich chwilach wyczuwała czyjąś obecność. Czasami czuła przyjemne ciepło rozlewające się po jej ciele. Ciepło to wlewało w nią siłę, dodawało otuchy i pozwalało utrzymać na powierzchni. Tym razem było inaczej. Po raz pierwszy udało jej się uchylić ciężkie powieki. Zamrugała kilka razy, by przyzwyczaić się do światła i rozejrzała po skromnym wnętrzu. Nie miała pojęcia, gdzie jest. Wszystko
wydawało się obce. Do jej uszu, jakby z opóźnieniem dotarł świergot ptaków zza uchylonego okna i ciche
pochrapywanie. Powoli przekręciła głowę w kierunku źródła i uśmiechnęła się delikatnie. Czuła suchość w gardle i bolały ją mięśnie. Wszystko jednak wskazywało na to, że przeżyła. Nie miała pojęcia, jakim cudem jest wśród żywych, lecz była wdzięczna Bogu, że dał jej tę szansę. Odruchowo
przesunęła dłoń w miejsce, gdzie powinna być rana po sztylecie i wstrzymała oddech, gdy nie odnalazła nawet blizny. Ściągnęła brwi, gdy jej umysł zalała fala pytań, na które nie znała odpowiedzi. Ponownie spojrzała na przyjaciela, który wyglądał na wyczerpanego, lecz poza
siniakami i zadrapaniami, nie odniósł
żadnych
poważniejszych
ran.
- Harry – skrzywiła się, gdy z jej ust wydobyło się coś na podobieństwo skrzeku i ponowiła próbę. – Harry.
Tym razem jej się udało. Mężczyzna drgnął i podniósł gwałtownie głowę, poprawiając okulary i prostując się. Rozejrzał się po pokoju i przeniósł wzrok na nią. Widząc, że jest przytomna, otworzył szeroko oczy i pobiegł do drzwi, robiąc mnóstwo hałasu. Następnie dobiegł do łóżka i ujął jej rękę, składając pocałunek.
- Obudziłaś się, Herm – wyszeptał, a w jego oczach pojawiły się łzy ulgi i szczęścia. – Myślałem, że cię straciliśmy… - urwał wzruszony, lustrując niespokojnie jej twarz.
W odpowiedzi uścisnęła delikatnie jego dłoń i uśmiechnęła się sennie. Miała tyle pytań i
wątpliwości, że nie wiedziała, o co zapytać w pierwszej kolejności. Już
otwierała usta, by rozwiać pierwszą z nich, gdy drzwi do pokoju uchyliły się i
do środka weszła jedna z kapłanek. Starsza kobieta uśmiechnęła się ciepło i
położyła dłoń na czole Hermiony. Znajome ciepło rozlało się po jej ciele,
wlewając w nią nowe siły. Przymknęła powieki i westchnęła z ulgą, gdy zniknął
ból mięśni.
- Witaj wśród
żywych, Hermiono – powiedziała kapłanka z łagodnym uśmiechem. – Jak się
czujesz? – Zapytała, podając jej ziołowy napar i szklankę wody.
- W porządku. Jak
na kogoś, kto przeżył własną śmierć – próbowała żartować i skrzywiła się
mimowolnie po wypiciu lekarstwa. – Jestem tylko zdezorientowana – wyznała, z
wdzięcznością odbierając od kobiety szklankę wody i pozbywając się gorzkiego
smaku ziół.
- To naturalne.
Wkrótce odzyskasz pełnię sił – uspokoiła ją łagodnym tonem. -Przekażę Danielle,
że odzyskałaś przytomność. Ucieszy się. Jak my wszyscy – powiedziała kapłanka z
dobrodusznym uśmiechem.
- Danielle?
Przeżyła? – Zapytała z napięciem, patrząc z nadzieją na kobietę.
- To ona cię
sprowadziła – odparła życzliwie. – Byłaś bardzo dzielna, kochanie. Odpoczywaj.
Zajrzę do ciebie później – dodała, obdarzając ją ciepłym uśmiechem i ruszyła w
stronę wyjścia.
- Jak? – Zapytała
Hermiona, kierując pytanie do swojego przyjaciela.
- Ollivander –
odparł krótko, a widząc uniesione wysoko brwi przyjaciółki, dodał – Jego i
Danielle łączy coś więcej niż służba dla Zakonu. Okazuje się, że Karma jest ich
córką. Danielle zaraz po jej urodzeniu oddała ją Garricowi, by zabrał ją jak
najdalej od Stella Mortis. Chciała lepszego życia dla swojej córki. Ollivander
spełnił jej prośbę i sam wychował Karmę. W oficjalnej wersji jej matka zmarła w
czasie porodu. Obydwoje wiedli spokojne życie do czasu pojawienia się Evy –
wyjaśnił, a Hermiona z niedowierzaniem starała się poukładać wszystkie fakty w
logiczną całość. - Gdy Danielle i Garric spotkali się po latach i gdy Eva
porwała Karmę, by manipulować Ollivanderem, postanowili działać. Na początku
robili to na własną rękę jednak szybko się okazało, że Eva jest zbyt potężna,
by zabić ją w bezpośrednim starciu. Wtedy pojawiłaś się ty i stałaś się częścią
tego planu. To, co zrobiłaś… - urwał, zaciskając zęby i patrząc na nią z
mieszaniną różnorodnych uczuć. – Nigdy więcej nie waż się posunąć tak daleko,
Herm – powiedział śmiertelnie poważnym głosem, który słyszała po raz pierwszy.
– To, co zrobiłaś było odważne i szlachetne, to prawda. Ale gdy pomyślę o tym,
jak mogło się skończyć… Mogliśmy nie zdążyć…
- Ale zdążyliście –
przerwała mu, odwzajemniając udręczone spojrzenie. – Zdążyliście – powtórzyła
łagodnie i ujęła jego dłoń, którą uścisnął.
- Do teraz nie było
to tak oczywiste – wyznał cierpko, po czym zwiesił głowę. – Przepraszam, że nie
zdołałem cię ochronić. Gdybym…
- Hej… - przerwała
mu, przesuwając się bliżej i kładąc dłoń na jego pościeranym policzku. – Spójrz
na mnie, Harry – poprosiła, chcąc uchwycić jego wzrok. – To nie twoja wina.
Chroniłeś mnie najlepiej jak potrafiłeś, zapewniłeś bezpieczeństwo moim
rodzicom i poświęciłeś się, by uratować Molly. W dodatku uratowałeś mi życie.
Jesteś przyjacielem, o którym zawsze marzyłam – wyznała, gdy po długiej chwili
wahania podniósł na nią pełne poczucia winy spojrzenie. – Jesteś niesamowitym
czarodziejem, Harry. Odważnym, szlachetnym, sprawiedliwym, współczującym. I
kocham cię za to, jaki jesteś – wyznała, a on posłał jej blady uśmiech.
- Ja też cię
kocham, Herm – odparł, a ona przytuliła go mocno.
- Nikt nie miał szans z Evą – powiedziała wciąż
tkwiąc w ramionach przyjaciela. - Jej magia…Ona była jak ogień. Bezlitośnie i
bez skrupułów niszczyła wszystko, co stanęło jej na drodze – dodała martwym
głosem i odsunęła się na tyle, by spojrzeć w oczy mężczyźnie. – Czy ona nie
żyje? – Zapytała z namacalnym napięciem w głosie.
Harry westchnął
ciężko i pokręcił głową.
- Nie wiem – odparł
zmęczonym głosem. – Wszystko potoczyło się tak szybko. Zamknęliśmy ją w
krypcie, odciętą od swoich mocy, ale nie mamy pewności, że zginęła.
- Jak? – Zapytała,
nie odrywając oczu od strapionej twarzy mężczyzny.
- Wypiłem eliksir
wielosokowy i pod postacią Dracona udałem się na rytuał. Malfoy ukryty pod
peleryną niewidką miał przedostać się do ciebie i utrzymać przytomną do czasu
uwolnienia Danielle przez Karmę. Dzięki Ollivanderowi wiedzieliśmy, gdzie
będziesz i jak rozlokowani będą strażnicy. Tuż przed rytuałem Garric wpuścił
Dracona do zamku. Jednocześnie przesłał nam instrukcje, dzięki którym mogliśmy
ustawić poszczególne grupy aurorów. Gdy Eva weszła do krypty, znalazła się w
polu magnetycznym i straciła dostęp do swoich mocy. Wtedy zawaliłem wejście, a
Ollivander zerwał połączenie z kotwicami i razem z Danielle i Karmą ruszyli do
ciebie – wyjaśnił bezbarwnym, spokojnym głosem.
- To znaczy, że
wygraliśmy – powiedziała cicho, nie mogąc uwierzyć, że to koniec tego koszmaru.
Sama nie wiedziała,
co czuje. Była to na pewno wielka ulga. Nie śmiała nawet marzyć o tym, że
wszyscy wyjdą cało z tego koszmaru. Czując pod powiekami napływające łzy,
zamrugała kilka razy, nie chcąc się rozkleić.
- Wygraliśmy –
przytaknął Harry zmęczonym tonem. – Ale jakim kosztem – dodał z goryczą, a ona
nie wiedząc jak dodać mu otuchy, ponownie go przytuliła.
- Przetrwamy to,
Harry. Jak zawsze – wyszeptała, wsłuchując się w jego miarowy oddech i rytmiczne
bicie serca. – Razem – zapewniła już pewniejszym głosem.
- Razem – odparł,
głaszcząc ją uspokajająco po plecach i całując w czubek głowy.
Przymknęła powieki
i uśmiechnęła się na ten czuły gest ze strony Harry’ego. Był jej największym
prezentem od losu. Wsparciem i pocieszeniem. Bratem, którego kochała
bezgranicznie i przyjacielem na całe życie.
- Najważniejsze, że
żyjesz, a Eva jest tam gdzie jej miejsce i skąd już nigdy nikogo nie skrzywdzi
– dodał z osobliwą nutą w głosie. – Osobiście tego dopilnuję – zapewnił, a ona
przeniosła na niego zaniepokojone spojrzenie, znając go na tyle, by wiedzieć,
że coś planuje.
- Harry… - zaczęła,
lecz nie dał jej skończyć.
- Pójdę po Malfoya.
Obiecałem, że jak tylko otworzysz oczy, przyjdę po niego – wszedł jej w słowo,
zmieniając temat i wywołując szybsze bicie serca. – Musiałem mu to obiecać,
żeby dał się zacerować – dodał z rozbawieniem, a widząc jak oczy szatynki
otwierają się szeroko, dodał uspokajającym tonem – Nic mu nie jest. Choć nie
jest już taki przystojny – dodał konspiracyjnym szeptem, a ona uśmiechnęła się
z pobłażaniem.
- I tak wyglądam
lepiej od ciebie, Potter.
Zachrypnięty,
kpiący głos zwrócił ich uwagę na to, że nie są już sami. Hermiona wstrzymała oddech, uważnie lustrując sylwetkę
Dracona i upewniając się, że nic mu nie jest. W tym
momencie cała reszta przestała mieć jakiekolwiek znaczenie. Harry widząc, że i
tak już nikt nie zwraca na niego uwagi, uśmiechnął się ze zrozumieniem i
całując przyjaciółkę w czoło, wstał z fotela.
- Przygotuję wszystko do naszego wyjazdu – powiedział i ruszył w stronę wyjścia.
Mijając Dracona, położył mu dłoń na barku i uścisnął lekko, a następnie zostawił ich sam na sam.
- Draco…
Jego imię wyrwało go z letargu. W błyskawicznym tempie znalazł się przy jej łóżku i ujął jej twarz w dłonie
błądząc niespokojnym wzrokiem po twarzy, jakby nie mogąc uwierzyć, że znów ma
ją obok siebie.
- Wróciłaś –
powiedział i bez zbędnych
słów pocałował.
Jego pocałunki były gwałtowne i zachłanne. Pełne pasji i zaborczości. Zupełnie tak, jakby chciał wyrzucić z siebie wszystkie emocje, z
jakimi nie potrafił
sobie poradzić. Poddała
się jego
ustom i dotykowi, odpowiadając
na nie równie
żarliwie. Westchnęła
cicho, gdy Draco musnął
jej wargi ostatni raz. Potrzebowała
go tak samo, jak on jej. Niepewność
jutra i strach, jaki towarzyszył
jej w ciągu
ostatnich miesięcy
sprawiały, że bliskość Dracona wlewała w nią płomień nadziei. To właśnie jego miłość dawała jej siłę, by doprowadzić wszystko do końca.
- Wróciłaś do mnie – wyszeptał, przytulając ją mocniej i wdychając znajomy zapach, a ona wtuliła
się ufnie w jego ramiona. - Kocham cię
–
wyznał cicho,
odsuwając ją nieznacznie i złączając ze sobą ich czoła.
Słowa mężczyzny wywołały czuły aczkolwiek smutny uśmiech na jej twarzy. Ujęła delikatnie jego twarz w swoje
dłonie, gładząc nieogolony policzek. Wzrok
Dracona był
zmęczony,
lecz nawet wtedy potrafiła
dostrzec w spojrzeniu mężczyzny
strach, tęsknotę, udrękę i miłość. Rzadko miała okazję oglądać go tak obnażonego, bez masek i poza kontrolą. Bez słowa przytuliła go, wtulając twarz w zagłębieniu szyi i wsłuchując się w
miarowy oddech. Wplotła
palce w jego włosy
i gładziła go czule, dając mu czas na uspokojenie się. Czuła, jak bardzo jest spięty i rozstrojony emocjonalnie.
Znała
Dracona na tyle, by wiedzieć,
że
potrzebuje czasu, aby oswoić
się z tym,
co go dręczy.
Potrafiła go
zrozumieć,
ponieważ sama
postępowała identycznie. Byli tak różni, a jednocześnie tak podobni do siebie.
Przez zbyt długi
czas pozwoliła
na to, by te różnice przechylały szalę i dzieliły ich od siebie. Potrzebowała wielu lat, by to zrozumieć.
Zbyt wielu.
- Kocham cię, Draco – wyszeptała. – Bez względu na to, co się wydarzy. Bez względu na to, co każde z nas będzie musiało zrobić. Nic nie zmieni mojego uczucia
do ciebie – dodała,
powstrzymując
łzy i
mocniej wtulając
się w jego
ramiona.
Czuła, jak pod wpływem jej słów mięśnie mężczyzny spinają się. Wiedziała, że zrozumiał. Nie
musiał nic mówić, nie oczekiwała wyjaśnień.
Czuła jednak, że nie może pozwolić, by Draco czuł się winny. Od początku była świadoma ceny, jaką zapłacił Evie za te krótkie chwile, które mogli spędzać razem. Wiedziała i nienawidziła jej za to całym sercem. Nie potrafiła jednak potępić Dracona za jego wybory. Ona też zrobiłaby wszystko, by go nie stracić i wiedzieć, że jest bezpieczny. Była nawet
gotowa oddać w ręce wroga broń masowej zagłady, byleby ochronić bliskich. Draco
był zarówno jej siłą, jak i słabością. Eva była tego świadoma. To
dlatego wybrała
właśnie jego. Chciała, aby Hermiona była od niej zależna. Wiedziała, że jest zbyt słaba, by poświęcić miłość. Kapłanka nie przewidziała tylko tego, że ta karta przetargowa może się odwrócić
na jej niekorzyść.
- Hermiona… – zaczął, odsuwając ją delikatnie od siebie i
niepewnie zaglądając w oczy.
Zupełnie jakby doszukiwał się w nich oznak potępienia, zawodu lub złości. Dotarło do niej, że mężczyzna najzwyczajniej w świecie boi się, że go odtrąci. Był tak niepewny, tak inny od mężczyzny, którym był na co dzień. Zastanawiała się, dlaczego nie zauważyła tego wcześniej. Wolała koncentrować się na jego wadach, bo tak było łatwiej go nienawidzić i uciekać. Była zbyt dumna, by dostrzec to,
jaki Draco jest naprawdę.
Ignorowała
wszystkie jego przyjazne i dobre gesty, wmawiając sobie, że to gra. Dziś żałowała, że duma zaślepiła jej osąd i nie zamierzała pozwolić, by historia zatoczyła koło.
- Hermiono, ja… -
zaczął, jakby
chcąc się upewnić, że ma ona świadomość tego, co zrobił, lecz kobieta nie dała mu skończyć.
- Wiem, Draco –
weszła mu w słowo, cały czas patrząc prosto w oczy, które w tej chwili patrzyły na nią nieufnie z pewną dozą niepewności i strachu. – To nic. To niczego nie zmienia
– zapewniła
stanowczo, zamykając
jego twarz w swoich dłoniach. Chciała,
żeby uwierzył,
że nic
nie zniszczy jej miłości do niego. – Wiem, że się bałeś. I wiem, do
czego ten strach może doprowadzić, gdy chodzi o życie kogoś, kogo się kocha.
Ale to niczego nie zmienia – przekonywała, a gdy wciąż dostrzegła niepewność
mężczyzny, dodała - Pamiętasz, o co mnie kiedyś zapytałeś? Pamiętasz naszą
rozmowę na Wieży Astronomicznej?
W odpowiedzi Draco
powoli skinął głową, lecz z całej jego postawy ciągle biło napięcie.
-
Jesteś
gotowa, by stanąć
z moimi demonami oko w oko?
-
Nie boję
się
ciebie –
wyszeptała,
patrząc
mu prosto w oczy.
-
A ja się boję – odparł szeptem, odwzajemniając jej spojrzenie. – Boję się, że
stanę się demonem, który siedzi we… - zaczął, lecz nie pozwoliła mu skończyć,
kładąc dłoń na ustach.
-
Ja w ciebie wierzę, Draco…
Uśmiechnęła się
czule i wygładziła podłużną zmarszczkę, jaka powstała pomiędzy jego
ściągniętymi brwiami.
- Nie boję się ani
ciebie, ani twoich demonów. Nie jesteś potworem. Wierzę w ciebie całym sercem.
Tak jak wierzę w nas – wyszeptała
patrząc w
ukochane szare tęczówki mężczyzny. Oczy, z których tak
długo uczyła się czytać.
- Ostatnie godziny były najgorszą torturą, jaką
przeżyłem. Kiedy twoje serce przestało bić… Kiedy przestałem je czuć… Myślałem,
że cię straciłem… Nawet nie potrafię opisać tego, co czułem… - zaczął
nieskładnie, a ona słuchała w milczeniu, poruszona intensywnością jego uczuć. –
Zupełnie, jakby ktoś rzucił mnie w ciemną otchłań bez dna. Jakbym wdychał żar,
który trawił moje wnętrzności… - powiedział z trudem dobierając słowa, a ona
poczuła, że nie jest w stanie już powstrzymywać łez. – Ja… – urwał, nie wiedząc
jak wyrazić słowami to, co czuł.
- Wiem – zapewniła zdławionym głosem, a on spojrzał na nią z mieszaniną różnorodnych uczuć.
- To, co do ciebie
czuję, przeraża mnie – wyznał, ujmując jej twarz w dłonie. – Jeszcze nigdy nie byłem od nikogo tak zależny – wyszeptał, patrząc niespokojnie w jej zaszklone
oczy, a ona pomyślała, że słowa Dracona
idealnie odzwierciedlają
jej uczucia. – Jest w tobie coś…co sprawiło, że odnalazłem w sobie to, co
według mnie było już stracone. Jesteś moim światłem, Hermiono Granger. Moją
nadzieją…
Weszłam, żeby sprawdzić, czy pojawił się rozdział, zobaczyłam, przeczytałam i rzucam się od razu coś napisać. Na świeżo.
OdpowiedzUsuńOpowieść jest obszerna, mamy za sobą już sporą partię teksu, różne, emocje, różne postawy i dylematy. Jednak ta część, przynajmniej w aktualnym odczuciu, jest dla mnie chyba jedną z najlepszych w całym opowiadaniu. Uwielbiam, jak piszesz o uczuciach, o tych wahaniach serca, umysłu, o obnażaniu duszy. Jak wcześniej już kiedyś wspomniałam, bardzo, ale to bardzo lubię wątek Pansy, a połączeniu Pansy z Potterem w takim wydaniu ogromnie kibicuję. Jednak interakcja Hermiony i Draco, to, co przekazują sobie oczami, gestami, mimiką - to jest niesamowite. Słowa chwilami wydają się tu jedynie dodatkiem, bo istotne są ich wewnętrzne przemyślenia, wrażenia i cała gama emocji.
Nie muszę zapewne nawet dodawać, jakim dodatkowym atutem tej części jest brak knowań Evy i jej okrucieństw. Również innych zewnętrznych bodźców i echa tego, co się rozstrzyga, mi nie brakuje. Zaczytałam się po prostu w tych retrospekcjach i w tym, co tu i teraz, wręcz próbowałam z zażenowaniem odwrócić głowę, kiedy Draco i Hermiona obnażają przed sobą serca i dusze...
Pewnie nieco patetycznie to wybrzmiało, ale wspięłaś się na szczyt tym rozdziałem, sprawiłaś mi ogrom niekłamanej przyjemności i bardzo Ci za to dziękuję.
Pozdrawiam.
Margot
Przeszło mi przez myśl, że odsapniesz trochę od mrocznego klimatu i tych wszystkich okropieństw, które Wam funduję. Wiem, jak ciężko to znosisz. Dlatego tym bardziej cieszę się, że udało mi się spełnić Twoje oczekiwania:)
UsuńDziękuję za miłe, ciepłe słowa. Są one bardzo motywujące i budujące.
Nic podobnego:) Jestem i piszę nie tylko dla siebie, ale przede wszystkim dla Was, więc takie słowa jak Twoje są największą nobilitacją z możliwych. Dziękuję, że jesteś.
Z pozdrowieniami,
Villemo.
To tak jakby Draco był nieprzytomny w czasie nieobecności Hermiony, urwał mu się film - i ocknął się dopiero wraz z powrotem Hermiony...
OdpowiedzUsuńHmmm...Moment, w którym czekasz, aż ktoś, kogo bardzo kochasz, kto jest częścią Twojego świata, otworzy oczy, rzeczywiście można by określić w ten sposób. Zupełnie, jakby człowiek znajdował się w zawieszeniu, między jawą a snem.
UsuńDziękuję za to trafne spostrzeżenie.
Pozdrawiam!
Hej :)
OdpowiedzUsuńWspaniały rozdział :). Jest tu poruszonych tak wiele świetnych wątków, że aż musiałam się dłużej zastanowić, jak ten rozdział skomentować... i nadal nie wiem, czy potrafię :) Czytało się cudownie i lekko, ku pokrzepieniu serc, szczegolnie o tym, jak wielkie znaczenie ma przyjaźń i miłość, jak wiele może zdziałać dla człowieka, utrzymać przy życiu, odnowić serce, duszę, wszystko. Utrzymane w autentycznym stylu, chce się cieszyć razem z Hermioną i Draco, że się w końcu odnaleźli, że tyle dla siebie znaczą, że bedą teraz już zawsze razem - wspierać się wzajemnie w doki i niedoli, kochać :)
Cudowny rozdział ku pokrzepieniu serc :) aż chce się razem z nimi powiedzieć wszystkim, całemu światu :) aby NIGDY nie tracili wiary i nadziei, a przede wszystkim miłości :) podobnie z Harrym :)
Wszystkiego dobrego, miłego dnia, dalej pisz takie cudowne rozdziały ;) i nigdy, NIGDY nie zniechęcaj się... ;)
Dziękuję:)
UsuńCieszę się, że tak to odebrałaś. Dziękuję za wszystkie ciepłe słowa, które są dla mnie cenną informacją zwrotną na temat rozdziału.
Mam nadzieję, że kolejne rozdziały nie zawiodą Twoich oczekiwań.
Dziękuję i wzajemnie wszystkiego dobrego:)
Pozdrawiam!
Przeczytałam i od razu komentuję.
OdpowiedzUsuńMamy za sobą kolejny, fantastyczny rozdział. Prawdziwie uwielbiam to, jak wracasz do przeszłości Malfoya i Hermiony, tłumaczysz ich początki itd. Nie zawiodłam sie i tym razem, za co z całego serca dziękuję. Mam nadzieję, że teraz takich rozdziałów będzie coraz więcej.
Ponadto, wydaje mi się, że to nie koniec zmagań z Evą. Ba, jestem pewna, że tak łatwo nie mogło pójść. Mimo że osobiście nie lubię tej bohaterki, to jakoś mi dziwnie z myślą, że jej historia miałaby się zakończyć. Dlatego z niecierpliwoscia czekam na dalszy rozwój wypadków i liczę, że znów mnie zaskoczą. Przyznam szczerze, że dokładnie tak wyobrażałam sobie powrót Hermiony do żywych. Nie jest przesadzony, zbyt ckliwy, bez niepotrzebnego napompowania. Jest taki, na jaki liczyłam : idealny w swojej prostocie. Uwielbiam, gdy opisujesz uczucia Draco i gdy zrzucasz z niego wszystkie maski; robisz to fantastycznie.
Podsumowując, jeszcze raz dziękuję Ci za kolejny rozdział. Czekam niecierpliwie na następne i życzę Ci wszystkiego dobrego, a przede wszystkim wytrwałości w pisaniu. Ciepło pozdrawiam :*
Bully Bill
Chciałabym również zapytać, czy jest możliwość skontaktowania się z Tobą? Jakiś mail, cokolwiek? Od kilku lat także piszę coś na wzór opowiadania, bardzo długiego, jednak, póki co, trafia ono jedynie do szuflady. Byłoby mi zatem bardzo miło, gdybym mogła sie dowiedzieć, jak u Ciebie to wyglądało itd. :)
UsuńDziękuję za tyle pozytywnych słów:)
UsuńMyślę, że teraz rozdziały będą różne...To, co mogę obiecać, to że nie zabraknie różnorodnych emocji i że uda mi się jeszcze kilka razy Was zaskoczyć. A przynajmniej mam taką nadzieję:)
Cieszę się, że nie zawiodłam Twoich oczekiwań i scena przypadła Ci do gustu.
Dziękuję raz jeszcze za ciepłe słowa i za to, że jesteś;)
Oczywiście, jest taka możliwość. Zachęcam do kontaktu mailowego. Adres jest w zakładce Sowia Poczta:) Chętnie zapoznam się z Twoją historią i twórczością. To bardzo miłe, że uznałaś mnie za godną zaufania, aby podzielić się nią ze mną.
Pozdrawiam ciepło!
Witaj kochana!
OdpowiedzUsuńRozdział jest na prawdę poruszający! Ciesze się, że w całości jest poświęcony Hermionie i Draco! A już nie wspomnę jak się ciesze, ze Hermiona wrociła do nas :) ta miłość , którą stworzyłaś między nimi jest nie do opisania. Jest czymś wspaniałym :) czekam na następny rozdział, mam nadzieję, że dowiem się z niego, że Eva przepadła raz na zawsze! :D chociaż mówi się, że złego diabli nie biorą! Zatem życzę weny!
Pozdrawiam, Anna ;*
Witaj Kochana:)
UsuńIle to już czasu jesteś ze mną? Mam wrażenie, że od początku;) W tym czasie zdążyłaś już chyba poznać do czego może doprowadzić moja wyobraźnia dlatego, będąc szczerą, mogę zapewnić, że można spodziewać się wszystkiego;)
Dziękuję za ciepłe słowa;)
Pozdrawiam serdecznie!
Droga Villemo,
OdpowiedzUsuńGenialny i niesamowicie emocjonujący rozdział. Retrospekcje są po prostu doskonałe. Piękne w swojej prostocie. Autentyczne i takie… sama nie wiem… Ten rozdział jest taki delikatny. Scena w barze jest taka autentyczna, taka uroczo niewinna, a retrospekcja z Hogwartu po prostu ściska serce.
Czytając jak Draco zżerała od środka zazdrość, a jednocześnie starał się być obojętny sprawiło, że nie mogłam powstrzymać uśmiechu, do tego te sugestywne komentarze Michaela, genialne. Bardzo się cieszę, że znowu pojawił się Draco w mojej ulubionej odsłonie, czyli walczący z własnymi demonami, można by w zasadzie stwierdzić, że walczący z samym sobą. Zagubiony w uczuciach i emocjach. Przekonany, że już zawsze pozostanie widmem Śmierciożercy, zamkniętego we własnych okopach nieprzystępności, a jednocześnie tak bardzo pragnący odkupienia, spokoju i szczęścia.
Cudownie, że Hermiona wraca do zdrowia. Ta dziewczyna to silna bestia, ani przez chwile nie wierzyłam, że mogłabyś nam ja zabrać ; -) Pamiętam, jak przy rozdziale, gdzie Hermiona dowiedziała się, że Draco podjął współpracę z Evą, żeby ją ratować, wielu czytelników ( w tym także ja) zastanawiało się, jak ona to przyjmie, obawa, że jej poczucie sprawiedliwości i moralności doprowadziłoby do poważnego nieporozumienia między nimi, że nie umiałaby się pogodzić z naginaniem przez Draco zasad trochę wszystkich zaniepokoiła. Jednak znowu pokazałaś dojrzałość w swojej twórczości. Stworzyłaś postać (w zasadzie wszystkie twoje postacie), która jest dojrzała, rozsądna i taka prawdziwa. Po raz kolejny udowodniłaś, że świat nie jest czarny albo biały. Jest pełen różnorodnych kolorów i nie da się stosować jakiejś jednej zasady przez cale życie i we wszystkich sytuacjach. Kompromisy, wybory i dostosowywanie się do otaczającego świata – taka jest nasza rzeczywistość.
Kochany Harry, nie mogło go zabraknąć w tak emocjonującym rozdziale. Osobiście jednak czekam, aż dostanie od Pansy po głowie za akcje w szpitalu ;-)
Dziękuję za piękny rozdział.
Pozdrawiam gorąco
Nika
Droga Niko,
Usuńdziękuję:) Za wszystko. Za słowa wsparcia, motywacji, zrozumienie i za te długie, merytoryczne komentarze, w których tak pięknie opisujesz swoje przemyślenia i emocje, towarzyszące Ci podczas lektury.
Spokojnie, doczekasz się;) Widzę, że sama miałabyś ochotę dać mu po głowie za to, co zrobił;D
Pamiętam. Próbowałam wówczas tłumaczyć pewne kwestie i poprosiłam Was o zaufanie. Tym bardziej cieszy mnie fakt, że dostrzegasz całokształt. Każdy z nas może mieć pewne wyobrażenia, wartości, zasady itp. Prawda jest jednak taka, że to życie weryfikuje to wszystko. Czasami w bardzo brutalny i niesprawiedliwy sposób. Czasami jest tak, że musimy spróbować dostosować się do zastałej rzeczywistości.Myślę, że to, co napisałaś, jest najlepszym podsumowaniem wszystkiego.
Raz jeszcze dziękuję:)
Pozdrawiam serdecznie!
Droga Villemo,
UsuńPoświęcasz tyle czasu, na stworzenie niesamowitego opowiadania, pełnego tak różnorodnych postaci, charakterów, miejsc oraz wydarzeń. Jedynie jak mogę Ci się odwdzięczyć, to opisanie swoich emocji i przemyśleń, które nie ograniczają się jedynie do krótkiego i bezosobowego „fantastyczny rozdział, weny i do przodu”.
Och, żebyś wiedziała! ;-) Oberwałby tak mocno, że już nigdy więcej nawet by nie pomyślał, żeby zachować się tak lekkomyślnie … Chwilę później, zapewne zostałby zaatakowany porządnym „przytulasem”. Niestety najpierw trzeba biedaka uświadomić, ze tak się nie robi. Nawet mając na uwadze szlachetne powody.
Domyślam się, że przed „Rozbitkami”, pomimo tej chwili spokoju, jeszcze wiele problemów. Jednak jestem dobrej myśli.
Pozdrawiam gorąco!
Nika
Droga Niko,
Usuńbardzo to doceniam;)
Domyślam się, że po spotkaniu z Tobą, musiałby pauzować kilka rozdziałów...oczywiście, żeby przemyśleć swoje zachowanie;) Myślę, że spokojnie możesz zostawić go Pansy;)
Mam jeszcze kilka pomysłów;)
Pozdrawiam;)
Och jak dawno mnie tutaj nie bylo! Az mi wstyd, ze tak bardzo zaniedbalam Ciebie i Twoja opowiesc.. Ale wszystko nadrobilam w jeden wieczor i teraz znalazlam chwilke na skomentowanie ☺
OdpowiedzUsuńDobrze ze na ten moment wszystko sie skonczylo dobrze. Choc czuje ze to jeszcze nie koniec i na pewno nas czyms zaskoczysz! ☺
Uwielbiam, wprost kocham to, jak opisujesz uczucia Draco i Hermiony... To jest takie piekne, prawdziwe, mocne... Przezywaja przepiekna milosc i prosze, nie pozwol im tego stracic!
Pozdrawiam i z niecierpliwoscia czekam na kolejny odcinek ☺ mam nadzieje ze uda mi sie go skomentowac choc kilkoma slowami ☺
Zycze duuuzo weny ☺ Iva
Rzeczywiście trochę czasu minęło:)
UsuńMimo wszystko dziękuję, że pamiętasz i jesteś. To miłe;)
Mam taką nadzieję:)
Dziękuję za budujące słowa;)
Pozdrawiam!
Droga Villemo, pragnę podziękować za każdy napisany rozdział i zapytać kiedy znów uraczysz nas cudownym słowem :) K
OdpowiedzUsuńCała przyjemność po mojej stronie;)
UsuńJutro w godzinach wieczornych:) Zachęcam do śledzenia zakładki Sowia Poczta. Tam pojawiają się informacje o nowych rozdziałach.
Pozdrawiam serdecznie!
Piękne zakończenie rozdziału
OdpowiedzUsuńeva
Dziękuję;)
Usuń