Jestem ;) Późno, bo późno ale jak to mówią lepiej późno niż wcale. A uwierzcie mi, że ostatnimi czasy mam ochotę rzucić tą historię i zająć się czymś...innym. Czymś w czym bym się bardziej spełniała i miała motywację do tworzenia. Moja motywacja do pisania Rozbitków chyba wyparowała...i najdroższa Face mi świadkiem, że jeszcze wczoraj jęczałam jej cały dzień, gdy nanosiłam poprawki, że chyba straciłam serce do tego opowiadania. Dlatego teraz, żeby odciążyć Faceless pomarudzę, Wam ;) Spokojnie, tylko żartuję.Tym razem powstrzymam swoje zapędy;p
Rozdział miał ukazać się wczoraj w nocy, ale po słowach Face "jestem z Ciebie dumna", poczułam taką ulgę i byłam tak szczęśliwa, że zmęczenie wzięło w końcu górę i ...zasnęłam;(
Dlatego korzystając z okazji, że jestem na uczelni i mam okienko, publikuję go teraz. Choć chyba powinnam pójść do czytelni i w końcu zabrać się za pracę nad magisterką...
Zanim jednak to zrobię chciałabym baaardzo podziękować wszystkim i każdemu komentującemu z osobna, za to, że po każdym rozdziale mogę liczyć na Waszą opinię. Wasze komentarze są dla mnie najcenniejszą rzeczą na tym blogu, poza cudownymi historiami, które znajdują się w linkach i które gorąco polecam;) Dziękuję!
Dziękuję też Face - Ty wiesz za co szalona kobieto;*
I na koniec życzę wszystkim maturzystom powodzenia na egzaminach! Trzymam za Was mocno kciuki;)
A teraz zapraszam już na rozdział, który liczy okrągłe 15 stron ;D
Ściskam mocno,
Villemo;)
ROZDZIAŁ 13 „Poza kontrolą”
W parnym, ciężkim powietrzu czuć było
nadchodzącą burzę. Czarne, gęste kłęby chmur majaczyły nisko nad horyzontem i przesuwały
się leniwie w kierunku obrzeży Londynu. Głośny huk, przypominający wystrzał z
rury samochodowej, bynajmniej jednak nie był grzmotem, a oznaką tego, że w
spokojnej dzielnicy aportowała się para czarodziei. Harry z ulgą wziął głęboki
wdech powietrza, gdy uczucie przeciskania się przez wąski otwór wreszcie minęło.
Wciąż czuł złość na towarzyszącą mu Ginewrę dlatego, nim otworzył oczy,
zapobiegawczo policzył do dziesięciu.
- Masz trzymać się blisko mnie i robić
wszystko, co powiem, jasne? – warknął, podnosząc w końcu powieki i spoglądając
chłodno na stojącą przed nim kobietę.
W odpowiedzi Ginny tylko przewróciła
oczami, po czym, widząc nieustępliwą minę mężczyzny, ze zniecierpliwieniem
skinęła głową. Brunet obrzucił ją wzrokiem wściekłego Rogogona Węgierskiego
i bez słowa wyminął. Wszedł do starej
kamienicy, w której mieszkał jego przełożony. W skupieniu skanował klatkę
schodową i zaklął w myślach, gdy drewniane stopnie wydały głośny protest, pod
wpływem zrobionego przez niego kroku. Wyciągnął różdżkę i rzucił na siebie i
Ginny zaklęcie wyciszające. W budynku panowała zaskakująca jak na tą porę dnia
cisza, co tylko wzmogło jego czujność. Wszystkie zmysły mężczyzny wyostrzyły
się pod wpływem adrenaliny krążącej w krwi. A gdy do jego uszu dobiegło
przytłumione zawodzenie przypominające dźwięk, jaki wydają zranione zwierzęta,
nie zważając na robiony przez siebie hałas, puścił się biegiem w kierunku
mieszkania przyjaciela. Zupełnie zapomniał o posłusznie drepczącej za nim
kobiecie. Przypomniał sobie o niej dopiero wtedy, gdy zatrzymał się bez
uprzedzenia i w konsekwencji ta zderzyła się z jego plecami. Ginny zaklęła
szpetnie, gdy straciła równowagę. Instynktownie chwyciła za poręcz, by uratować
się przed upadkiem, lecz nie przewidziała tego, że jej powierzchnia będzie
śliska. Palce kobiety zaledwie musnęły celu, a ona sama zaliczyła bolesne
zderzenie z masywną kolumną.
- Nie patrz tak na mnie, to twoja wina!
Kazałeś mi trzymać się blisko ciebie – broniła się, gdy Harry posłał jej
karcące spojrzenie.
- Zostań tu – rzucił tylko
przyciszonym, aczkolwiek władczym tonem i, nie dając jej szans na sprzeciw,
ruszył przed siebie z wyciągniętą w pogotowiu różdżką.
- Hau… - rzuciła z przekąsem rudowłosa,
obrzucając plecy mężczyzny wściekłym spojrzeniem, ten jednak nie zaszczycił jej
nawet przelotnym zerknięciem. Ginny odczekała chwilę i upewniwszy się, że
przyjaciel jest w stosunkowo bezpiecznej odległości, z zaciętą miną ruszyła za
nim.
Harry wyczarował przed sobą
niewidzialną tarczę i przekręcił okrągłą, drewnianą klamkę, wstrzymując przy
tym oddech. Drzwi ustąpiły bezszelestnie, a z wnętrza mieszkania dobiegł go
nieprzyjemny, drażniący odór. W tym momencie cieszył się, że przyjaciółka
została dwa piętra niżej. Pchnął drzwi i rozejrzał się czujnie po wnętrzu. To,
co zobaczył, sprawiło, że jego gardło ścisnął strach. Poprzewracane i połamane
meble, zdarta tapeta w przedpokoju, mnóstwo szkła i porozrzucanych rupieci.
Gdzieś z głębi mieszkania dobiegł go dźwięk przypominający skomlenie. Nie
zastanawiając się dłużej, ruszył w stronę źródła odgłosu. Widząc zaschniętą
krew rozmazaną na szafkach i ścianach, poczuł gęsią skórkę na plecach. Na
dźwięk wciąganego ze świstem powietrza, błyskawicznie odwrócił się na pięcie.
Widok wstrząśniętej twarzy Ginny sprawił, że odzyskał władzę nad własnym
głosem. I już otwierał usta, by ją wyprosić, gdy ich spojrzenia skrzyżowały się
na ułamek sekundy. Ostatecznie pokręcił tylko głową i gestem nakazał, aby
została tam, gdzie stoi. Kobieta po chwili wahania skinęła głową i ciasno
oplotła się rękoma. Posłał jej blady uśmiech, próbując zapewnić, że wszystko
będzie dobrze, choć w zasadzie sam nie potrafił do końca w to uwierzyć. I już
miał się odwrócić, by kontynuować przeszukiwanie mieszkania, gdy oczy jego
przyjaciółki rozszerzyły się z przerażenia. Odwrócił się szybko w kierunku,
gdzie spoczął wzrok rudowłosej i poczuł jak powietrze uchodzi z niego jak z
przebitego balona. Przed nim stał mężczyzna, choć na pierwszy rzut oka bardziej
przypominał upiora niż człowieka. Brudna, podarta gdzieniegdzie szata odsłaniała
okaleczone ciało czarodzieja, a w innych miejscach przyklejona była do świeżych
ran. Długa broda nieudolnie kamuflowała
zaognione rany na twarzy i szyi mężczyzny. Wyglądało to tak, jakby paznokciami
zdarł stamtąd skórę, o czym świadczyły
także ubrudzone krwią dłonie, w których aktualnie trzymał różdżkę. Harry,
starając się nie wykonywać gwałtownych ruchów, zrobił krok w jego stronę. Nie
był pewny reakcji czarodzieja, gdyż w jego oczach widział przede wszystkim
szaleńczy strach, graniczący z obłędem.
- Kto ci to zrobił, przyjacielu? –
wyszeptał, zdruzgotany widokiem złamanego i zaszczutego Szefa Aurorów.
- Nie dostaniecie mnie żywego –
wychrypiał Kingsley, unosząc różdżkę i celując nią na zmianę w przybyszów.
- On nas nie poznaje - wykrztusiła
Ginny, łamiącym się głosem.
- Shacklebolt, to ja, Harry - zaczął
łagodnym tonem, jakby nakłaniał wystraszone dziecko do opuszczenia swojej
kryjówki. Czarnoskóry mężczyzna zmrużył oczy i spojrzał na niego podejrzliwie,
dając znak, że go słyszy, lecz nadal nie opuszczał różdżki. Harry, uznając to
za dobry znak, kontynuował – Poznajesz mnie? Jestem Harry Potter…Pracujemy
razem…Przyjaźnimy się…Poznajesz mnie? – zapytał zdławionym głosem, błagając
wszystkie bóstwa, o jakich słyszał, aby Shacklebolt dał jakikolwiek znak, że
rozpoznaje go. – To Ginny Weasley – dodał,
widząc, że uwaga mężczyzny przeniosła się na skamieniałą sylwetkę rudowłosej.
Gdzie ten Zabini – zaklął w myślach,
starając się zachować spokój i zastanawiając się, co powinien zrobić. Nie
chciał oszałamiać mężczyzny, aby bardziej mu nie zaszkodzić. Blaise mógłby go
uśpić i w duchu liczył na to, że magomedyk weźmie ze sobą Eliksir Słodkiego Snu.
Drgnął, gdy Kingsley wykonał krok w stronę pobladłej kobiety.
- Wysłałeś mi patronusa, pamiętasz? –
zapytał, starając się skupić uwagę czarnoskórego z powrotem na sobie. – Pamiętasz? Prosiłeś o pomoc…
- Pomoc… - powtórzył wolno, patrząc na
Harry’ego zamglonym wzrokiem, a ten na potwierdzenie jego słów skinął głową.
- Harry? – zapytał słabym głosem, po
raz pierwszy patrząc na mężczyznę w miarę przytomnym spojrzeniem.
- Przyszliśmy ci pomóc. Zaraz zjawi się
tu Blaise i zabierzemy cię do Munga - mówił pełnym napięcia głosem, robiąc
kolejny krok w stronę opierającego się o futrynę i z trudnością oddychającego
mężczyzny.
Rozejrzał się w poszukiwaniu jakiegoś
naczynia, do którego mógłby wlać wodę i ucieszył się, gdy znalazł takowe przy
oknie. Widok wycieńczonego przyjaciela wstrząsnął nim i brunet był pewien, że
obraz ten będzie go prześladował przez długi czas. Podobnie jak wyrzuty
sumienia, które teraz, dla dobra przyjaciela, starał się zepchnąć na boczny
tor.
- Harry! – nim zdążył jakkolwiek
zareagować, stracił równowagę i został przygnieciony przez coś ciężkiego. Stało
się to tuż przed tym, jak zielony promień światła minął jego głowę o cal.
Otworzył oczy zdezorientowany tym, co się przed chwilą stało i uniósł głowę
pulsującą od uderzenia w oparcie fotela. Pierwsze, co ujrzał to spetryfikowane
ciało Kingsleya, który chwilę temu próbował go zabić. Stłumił jęk, gdy coś
kościstego, opierając się o jego klatkę piersiową, próbowało z niego zejść.
- Czy choć raz nie możesz wykonać
prostego polecenia? – stęknął stłumiwszy jęk.
Widząc poczochraną, rudą czuprynę, a zaraz potem parę przestraszonych,
czekoladowych tęczówek, uśmiechnął się uspokajająco, dając znak kobiecie, że
jest cały.
- Nie ma za co, Potter – rzuciła z przekąsem,
starając się utrzymać ten sam nonszalancki ton, co mężczyzna, lecz już chwilę
później jej broda niebezpiecznie zadrżała, oczy zaszły łzami, a z gardła
wydobył się niekontrolowany szloch.
Harry bez zastanowienia przytulił
kobietę do siebie i uspokajająco gładził jej plecy. Nie odzywał się. Z doświadczenia
wiedział, że nie tego potrzebuje Ginny. W ciągu ostatnich dwudziestu minut
rudowłosa wykazała się niesamowitą odwagą i opanowaniem. Bał się pomyśleć, co
stałoby się, gdyby jej tu z nim nie było. Zdawał sobie też sprawę z tego, że
musiało ją to wiele kosztować. Bo wbrew pozorom panna Weasley nie była tak
silna i nieustraszona, jak uparcie starała się do tego wszystkich przekonać.
Oprócz tego, była też wrażliwą i delikatną kobietą. Nawet jeśli sama twierdziła
inaczej.
- Dziękuję – powiedział łagodnym tonem
i pocałował ją w rozgrzane czoło.
- Przez chwilę bałam się, że nie zdążę…że
stracę i ciebie…
- Cii…Zdążyłaś – uspokajał ją, czując
ukłucie smutku na wzmiankę o tej bolesnej stracie. W odpowiedzi kobieta mocniej
do niego przylgnęła i rozpłakała się jeszcze bardziej. Odwzajemnił uścisk i
przemknęło mu przez myśl, że Ginny zawsze będzie dla niego ważna, że zawsze
będzie ją kochał.
Drzwi otworzyły się gwałtownie i do
środka wpadł zdyszany Blaise Zabini z wysoko uniesioną różdżką i torbą lekarską
przewieszoną przez ramię. Wyglądał tak jakby właśnie przebiegł mały maraton.
Było to poniekąd prawdą. Gdy tylko zobaczył zieloną poświatę śmiercionośnej
klątwy w oknie, rzucił się przed siebie. Nie darowałby sobie, gdyby przez jego
zwłokę, Potterowi stała się krzywda. Wciąż pamiętał, ile zawdzięczał temu
mężczyźnie. Mimo, że Harry twierdził inaczej, to on dalej czuł, że ma wobec
niego dług wdzięczności. Dług, który w przyszłości zamierzał spłacić. Bo Blaise
Zabini spłacał swoje długi. Na widok leżącej na podłodze, przytulonej do siebie
pary wszelkie cieplejsze uczucia, jakie żywił do osoby Wybrańca, jakby
wyparowały. Rysy jego twarzy stężały, a ręka, w której trzymał różdżkę,
niebezpiecznie zadrżała. Zaskoczona para nieznacznie się od siebie odsunęła,
lecz Harry nie wypuścił kobiety z opiekuńczego uścisku. Blaise nie
odpowiedział, gdy ten skinął mu głową. Zamiast tego rzucił przelotne spojrzenie
w stronę Ginny. Weasley była cała czerwona od płaczu i potargana tak, że kilka
zbłąkanych kosmyków przykleiło się do spoconego czoła. Jej ciałem nie
wstrząsały już dreszcze, ale z oczu wciąż płynęły łzy. Tylko raz widział ją w
podobnym stanie i to wtedy chyba po raz pierwszy jego serce zabiło szybciej.
Wtedy jednak była z Harrym, a on był początkującym magomedykiem na stażu w
Szpitalu Świętego Munga. Dodatkowo większość ludzi była do niego uprzedzona i
zdystansowana z powodu śmierciożerczej przeszłości. Przy Wybrańcu był nikim.
Doskonale pamiętał tamto uczucie, które w tej chwili powróciło do niego niczym
bumerang. Fakt, że Ginny uparcie unikała jego spojrzenia, kryjąc twarz w
zagłębieniu szyi Pottera, jeszcze bardziej utwierdzał go w przekonaniu, że dla
Weasley nigdy nie będzie dość dobry. Bo nigdy nie będzie Harrym Potterem.
Przez chwilę przyglądał się parze w milczeniu,
po czym z kamienną twarzą ruszył w stronę spetryfikowanego Kingsleya. Zacisnął
usta w wąską linię, widząc w jakim stanie jest czarodziej. Wyjął ampułkę
eliksiru przeciwbólowego oraz nasennego i mieszając mikstury przygotował
zastrzyk. Dopiero po podaniu mężczyźnie lekarstwa, zdjął z niego zaklęcie.
Następnie wyczarował niewidzialne nosze i ostrożnie przelewitował na nie
nieprzytomnego Shacklebolta.
- Zabieram go do kliniki – rzucił
oschłym głosem i, nie czekając na odpowiedź, ruszył w stronę wyjścia. Tuż przy
drzwiach odwrócił się w stronę obserwującej go pary i dodał – Powinnaś iść ze
mną, Weasley. Nie mam przy sobie nic na uspokojenie, a wydaje mi się, że w tej
chwili coś takiego by ci się przydało.
- Dzi…Dziękuję, ale poradzę sobie –
powiedziała cicho i uśmiechnęła się niepewnie, a on skinął tylko głową, choć w
rzeczywistości nie zgadzał się z decyzją kobiety.
Ginny jednak nie zamierzała uciszać
emocji. Kiedyś w ten sposób tłumiła ból. Eliksir otępiał zmysły i wprowadzał w
stan błogiego upojenia. Zagłuszał wszystkie zewnętrzne bodźce i sprowadzał sen.
Dzięki niemu nie musiała pamiętać o…o nim. Pamiętała natomiast tą bezsilność,
niemoc i poczucie zdrady. To powinna być jej decyzja. Nikt, absolutnie nikt nie
miał prawa podejmować jej za nią. Już nigdy nie chciała czuć czegoś podobnego.
Nigdy nie chciała czuć się ubezwłasnowolniona. Nigdy więcej.
-
Zajmij się Kingsleyem, Blaise. Zaopiekuję się, Ginny – oznajmił Harry,
doskonale zdając sobie sprawę z pobudek, które kierowały kobietą.
- W to nie wątpię – warknął mężczyzna i
rzucił w stronę bruneta wymuszony, zimny uśmiech. W odpowiedzi Harry uniósł
brwi w geście zdziwienia, co Zabini zignorował i bez słowa opuścił
mieszkanie.
- Ginny, bardzo cię teraz potrzebuje -
zaczął Potter, ignorując irracjonalne zachowanie mężczyzny i spojrzał łagodnie
na starającą się pozbierać kobietę.
Słysząc miękki ton głosu Harry’ego,
podniosła zaskoczona wzrok. Dla tego mężczyzny mogłaby zrobić wszystko.
Wszystko poza wybaczeniem – usłyszała smutny głosik w głowie. Wiedziała, o co ją
poprosi, jeszcze przed tym nim to zrobił.
- Jesteś pewien? – Zapytała patrząc mu
prosto w oczy, a on posłał jej przepraszające spojrzenie.
Cały
Harry – pomyślała, uśmiechając się blado, by pokazać mężczyźnie,
że już się uspokoiła i da radę pracować.
- Jeżeli nie czujesz się na siłach,
zrozumiem. Wolałbym jednak, żebyś to była ty, Ginny.
- Znajdziemy tego, kto za tym stoi,
Harry – zapewniła, głaszcząc policzek mężczyzny i uśmiechając się do niego
delikatnie. Potter posłał jej jedno z tych swoich nieodgadnionych spojrzeń,
których nigdy nie nauczyła się rozszyfrowywać i odwzajemnił uśmiech. – To, co
ma zawierać artykuł? – Zapytała bardziej rzeczowym głosem.
- Daję ci wolną rękę. Chcę tylko, by
morderca myślał, że Kingsley żyje… i ma się dobrze…
***
- Pytasz o to niewłaściwą osobę, Draco
– powiedziała ledwo słyszalnym szeptem, spuszczając głowę, by choć na chwilę
uciec od tych stalowych tęczówek, które czytały z niej jak z otwartej księgi.
Mężczyzna ściągnął brwi w geście
niezrozumienia i, nie chcąc spłoszyć kobiety, odparł łagodnym głosem - Nie
rozumiem. Możesz jaśniej?
- Bo zadałeś to pytanie osobie, która
była o krok od zakochania się w tobie – wyrzuciła z siebie z żalem, patrząc mu
prosto w oczy.
Widziała początkowy szok i
niedowierzanie, malujące się na twarzy mężczyzny, które powoli zostawały wypierane
przez niedowierzanie pomieszane z radością. Ona jednak zachowała powagę.
Wiedziała bowiem, że jej następne słowa bardzo go zranią. Sama odczuwała tępy,
pulsujący ból na myśl o tym, co musi zrobić. To jednak było nieuniknione.
Przecież jeszcze parę godzin temu była pewna swojej decyzji. Dlaczego wobec
tego teraz targały nią wątpliwości? –
Dlatego chcę, żebyś zniknął z mojego życia. Pozwól mi odejść tak jak wtedy…dla
dobra nas obojga.
Słowa wypłynęły z jej ust niczym
wyuczona formułka zaklęcia - bezbarwnie i bez zająknięcia. Tak jak się
spodziewała, cała radość prysła niczym bańka mydlana, a mężczyzna wyglądał tak,
jakby nie bardzo rozumiał, co się przed chwilą wydarzyło. Pierwszy raz widziała
go w takim wydaniu. Skojarzył jej się z małym, zagubionym i bezbronnym
chłopcem, który niesłusznie został ukarany. Odkrył przed nią swoje uczucia i został odtrącony. I mimo, że w
tej chwili najchętniej odwołałaby wszystko, co przed chwilą powiedziała, to
uparcie milczała i wbijała sobie mocno paznokcie w skórę dłoni.
Wiedziała jednak, że to jedyny właściwy
sposób. Draco jej nie kochał. Odrzuciła go, ale nie złamała mu serca. Malfoy
trochę pocierpi, ale szybko mu przejdzie. Bo kimże właściwie była dla niego?
Wyzwaniem, kolejną zachcianką, kaprysem? Skąd miała to wiedzieć, skoro
mężczyzna nie wyjaśnił jej powodów tego nagłego zainteresowania jej osobą.
Nieraz przecież słyszała, gdy mówił Harry’emu, że małe miłostki są jak
przeziębienie, bo szybko przechodzą. A ona nie chciała być rozrywką
rozpieszczonego paniczyka. Chciała czegoś więcej. W głębi serca marzyła o
prawdziwym uczuciu, chciała kochać i być kochaną. Wiktor dał jej jasno do
zrozumienia, że pragnie tego samego, że ona jest dla niego wszystkim. Nie mogła
i nie chciała go zranić. Nie chciała opuszczać bezpiecznej przystani, by w
przypływie fascynacji dla nieznanego wypłynąć na nowe, kapryśne wody. Po tych
wszystkich szalonych i niebezpiecznych przygodach potrzebowała nudnej
stabilizacji i bezpieczeństwa.
- Słyszałeś, co powiedziała, Malfoy?
Ostry głos mężczyzny stojącego w
drzwiach kuchni docierał do blondyna jakby z oddali. Nawet się nie odwrócił w
jego stronę. Stał w tym samym miejscu, analizując to, co stało się przed chwilą
między nim a Hermioną. Czyżby zrobił coś nie tak? Dlaczego uważała, że to
rozwiązanie będzie dobre dla niego? Czy wtedy odeszła, bo myślała, że jest mu
obojętna? Co by zrobiła, gdyby wyznał, że w chwili, gdy go odrzuciła, bicie
jego serca jakby spowolniło. Czy gdyby ją wtedy zatrzymał, dałaby im szansę?
- Przepraszam - powiedziała bezgłośnie,
muskając jego lodowatą dłoń, uniemożliwiającą jej zsunięcie się z kuchennej
wysepki.
Bez słowa wolno odsunął rękę, patrząc
na kobietę pustym wzrokiem. Czuł się tak, jakby coś rozrywało go od środka.
Zupełnie jakby stracił jakąś ważną część siebie, która gwarantowała mu normalne
funkcjonowanie oraz wyzwalała siłę na udowadnianie innym, że nie jest taki jak
jego ojciec, na ciągłą walkę z uprzedzeniami i przeszkodami. Świadomość tego
sprawiła, że wypełniło go uczucie wewnętrznego chłodu, paniki i goryczy. Zupełnie,
jakby wraz ze stratą kobiety, tracił nadzieję. Tę samą, którą Hermiona
podarowała mu na dachu w Wieży Astronomicznej i która obudziła w nim wiarę.
Granger jako jedyna potrafiła
wykrzyczeć mu prawdę prosto w twarz, krytykowała jego sposób postępowania,
stawiała przed nim wyzwania i przy tym zawieszała wysoko poprzeczkę. Tylko ona
potrafiła sprawić, że zaczął kwestionować wszystko, w co wierzył, że jest tym,
czego on pragnął. Na początku ich relacje polegały na nieustępliwej
rywalizacji. Nie mogąc utrzeć nosa temu zarozumiałemu babsku, musiał jednak
zmienić taktykę. Aby wygrać, postanowił ją poznać. Wszystko to, by zrozumieć
przeciwnika. Bezczelnie wkroczył do życia kobiety, a to, co zobaczył,
zafascynowało go do tego stopnia, że nie chciał go opuszczać. Bo zdał sobie
sprawę z tego, że pragnie stać się stałym fragmentem tej małej części świata,
do którego należy czarownica.
Zastanawiał się, co mógłby zrobić, aby udowodnić jej, że dla niej jest w
stanie zrobić więcej.
Kobieta zsunęła się z wysepki, a jako
że on dalej stał w tym samym miejscu, wpadła na niego. Jego ramiona jakby
instynktownie ją podtrzymały, a ich spojrzenia skrzyżowały się na moment. Zbyt
krótki jak dla niego.
Hermiona usilnie walcząc z sobą
odwróciła zaszklony wzrok i najwolniej jak się dało wysunęła dłonie z uścisku
Dracona. Spuściła głowę, zerkając na ich splecione palce i nieświadomie
uśmiechnęła się delikatnie. Wszystko to trwało niecałe trzydzieści sekund. Ich
ostatnie trzydzieści sekund. Trzydzieści sekund, które każde z nich chciało
ukraść i zapamiętać. Zupełnie tak, jakby było to ostatnich trzydzieści sekund,
gdy mogli udawać, że gdyby on zdołał odsunąć jej lęk, niepewność i poczucie
winy, to mieliby szansę być razem. Gdyby tylko zrobił cokolwiek, by ją
zatrzymać…
Gdy kobieta odsunęła się od niego na
dobre, Draco wciąż stał nieruchomo w tym
samym miejscu. Słysząc jej oddalające się kroki, zamknął oczy. Nie wiedział,
jak powinien się zachować, a tym bardziej jak poradzić sobie z tym bałaganem
wewnątrz siebie.
- Wiktorze? – Dobiegł go niepewny głos
szatynki i zaintrygowany wytężył słuch.
- Zostaw nas – uśmiechnął się
ironicznie, słysząc słowa Bułgara. Bo jeżeli mężczyzna liczył na to, że
ponownie mu się poszczęści i go uderzy, to czeka go bardzo bolesne
rozczarowanie.
- Obiecałeś mi, że… - zaczęła
poddenerwowanym głosem kobieta, a Draco z łatwością mógł wyobrazić sobie jej
wyraz twarzy. Reakcje jej ciała opanował do perfekcji. No może prawie do
perfekcji.
- Ty też mi coś obiecałaś, Hermiono! –
Warknął mężczyzna do swojej narzeczonej. – Skoro ja byłem na tyle wyrozumiały, że
pozwoliłem pożegnać ci się z twoim kochasiem, to i ty odpłać mi się tym samym i
zaufaj mi – wyrzucił z siebie, a Draco zacisnął zęby, słysząc jak to
skrzyżowanie kaczki z mułem traktuje jego Granger.
- Nie mów do mnie tym tonem – usłyszał
zdławiony głos kobiety i poczuł, że dłużej nie będzie tego znosił. Odwrócił
się, opierając o wysepkę, i skrzyżował ręce na klatce piersiowej. Z wyrazu jego
twarzy nie dało się nic wyczytać. Maskowanie emocji było dla niego dziecinnie
prostym zadaniem.
- W porządku, Granger. Możesz spokojnie
wrócić do reszty. Obiecuję, że odzyskasz chłoptasia w jednym kawałku – rzucił z
przekąsem w przestrzeń, czym zwrócił na siebie uwagę kłócącej się pary.
- Draco, nie wtrącaj się - zaczęła
Hermiona, patrząc na niego w taki sposób, jakby prosiła o to, by nie pogarszał
sytuacji.
- Zostaw nas w końcu samych! - Wrzasnął Wiktor, tracąc panowanie nad sobą,
a Hermiona zaskoczona jego wybuchem drgnęła i zrobiła krok do tyłu. Draco
zmrużył niebezpiecznie oczy, starając się utrzymać nerwy na wodzy. Wiktor
reflektując się zrobił skruszoną minę i dodał już łagodnym głosem –
Przepraszam. Chciałem powiedzieć, że Pansy wszędzie cię szuka, bo ma ci coś
ważnego do przekazania.
Hermiona przez chwilę mierzyła
mężczyznę podejrzliwym spojrzeniem i dopiero po dłuższej chwili wahania
odwróciła się w stronę wyjścia. Nim jednak zniknęła na dobre, niepewnie
spojrzała przez ramię na Dracona.
- Nie masz prawa mieszać jej w głowie,
Malfoy! –Zaatakował, gdy tylko kobieta opuściła kuchnię.
- A ty nie masz prawa tak jej
traktować. Po tym, co widziałem, dziwię się, że wybrała ciebie.
- Ktoś taki jak ty nie będzie mnie
pouczał, zdrajco! – Krzyknął brunet, zaciskając dłonie w pięści.
- Cóż za riposta, Krum. Szkoda tylko, że
poniżej poziomu intelektualnego, do którego nie schodzę – zakpił blondyn,
mierząc rywala pogardliwym spojrzeniem.
- Bo niżej niż ty nie da się upaść,
Malfoy. Były Śmierciożerca bez honoru, godności, twarzy i pieniędzy, który
sprzedał ojca, żeby ratować własny tyłek, a matkę zamknął w psychiatryku i
zaczął wchodzić w dupę samemu Wybrańcowi. Pottera mogłeś oszukać, Malfoy, ale
precz od Hermiony! Ona jest moja! – Wybuchnął Wiktor, podchodząc do Dracona i
szturchając go w klatkę piersiową.
Instynktownie chwycił za zbliżającą się
w jego kierunku, zaciśniętą w pięść rękę mężczyzny i z łatwością wykręcił mu ją
do tyłu tak, że Bułgar został zmuszony do zgięcia się w pół. Następnie, cały
czas wykręcając prawą rękę mężczyzny, Draco bez pardonu przyparł rywala do wysepki
i swoją wolną ręką przytrzymał jego głowę na blacie szafki, unieruchamiając go
tym samym.
- Posłuchaj mnie uważnie, Krum –
wysyczał mu lodowatym głosem, przyprawiając rozbrojonego mężczyznę o ciarki na
plecach. – Nie zmienię swojej przeszłości. Doskonale pamiętam, co i jak
robiłem. Chętnie mogę ci to zademonstrować, jeśli ładnie poprosisz. Nikogo nie
musiałem błagać o łaskę. Ktoś zdecydował, że da mi drugą szansę, a ja z niej
skorzystałem. Nie mam zamiaru tłumaczyć się komuś tak ograniczonemu jak ty, jak
to jest być na służbie u Czarnego Pana. Nie masz prawa wypowiadać się o
sprawach, o których nie masz bladego pojęcia…I nie nadwyrężaj mojej dobroci, bo
co prawda obiecałem Granger, że wrócisz do niej w jednym kawałku, ale jak
usłyszę jeszcze choćby słowo o mojej matce, to bez mrugnięcia okiem złamię daną
Hermionie obietnice.
- Perfekcyjny kłamca z ciebie, Malfoy.
Ale czego innego spodziewać się po kimś, kto z zimną krwią zamordował samego
Dumbledora i wmówił wszystkim, że… - wydusił z siebie Wiktor, szamocząc się
bezskutecznie, by uwolnić się z żelaznego uścisku mężczyzny. Dracon jednak nie
pozwolił mu skończyć.
- Mnie śmiesz nazywać kłamcą, Krum? – Zapytał,
ściszając głos praktycznie do szeptu i nachylając się nad jego uchem dodał – To
nie ja okłamuję narzeczoną o tym, że dostałem propozycję pracy w składzie
trenerskim…
- Nic o mnie nie wiesz ty popieprzony
sukinsynu - wszedł mu w słowo Bułgar, a Draco uniósł jego głowę, ciągnąc za
włosy, po czym z powrotem boleśnie uderzył nią o blat wysepki.
- Wiem, że łżesz, Krum! – Warknął
blondyn z trudem hamując ogarniającą go furię. – Tak się składa, że ojciec
mojego kolegi z Hogwartu od wielu lat trenuje tą drużynę, a gdy ostatnio
rozmawiałem z Adrianem, nie wspominał, aby stary Pucey przechodził na
emeryturę. Zamierzałeś wyznać Hermionie, że jesteś takim nieudacznikiem, że
wykopali cię z reprezentacji i chcesz zaciągnąć ją do tej swojej zapchlonej
Bułgarii, aby…
- O czym ty mówisz, Malfoy? – Urwał,
gdy kobiecy głos przerwał mu jego tyradę i spojrzał w kierunku drzwi, gdzie
stała zdezorientowana szatynka. - Wydaje mi się, że twój NARZECZONY sam powinien
wyznać ci swoje grzechy – oznajmił bez cienia uśmiechu, podkreślając z ironią
słowo „narzeczony”, co nie uszło uwadze kobiety.
- W takim razie bądź łaskaw go puścić i
umożliwić to – dodała z naciskiem, nie spuszczając wzroku z jego twarzy i
starając się coś z niej wyczytać. Przez chwilę mierzyli się spojrzeniami, po
czym blondyn, nie odrywając od niej wzroku, nachylił się nad rywalem i zażądał
– Przekonaj mnie, to pozwolę ci odejść.
Hermiona wciągnęła ze świstem
powietrze, patrząc z niedowierzaniem na mężczyznę. Wiedziała, że słowa pozornie
skierowane do Wiktora, w rzeczywistości są skierowane do niej. Nie słysząc jej
odpowiedzi, Draco uśmiechnął się triumfująco.
- Wiedziałem, że blefujesz, Granger –
oznajmił, nawiązując do jej żądania, by zniknął z jej życia i posłał jej
łobuzerski uśmiech, a następnie zwrócił się już bezpośrednio do Bułgara. – No, Krum! To poproś ładnie, a oddam cię
Granger, tak jak obiecałem, w jednym kawałku. Choć sądząc po jej minie,
bezpieczniejszy będziesz w moich ramionach…
- Malfoy! Puść go do cholery! – Warknęła
szatynka, ruszając w stronę blondyna, by uwolnić swojego narzeczonego. Blondyn
mocniej wykręcił rękę Bułgara i z rozbawieniem, przyglądał się zmierzającej w
jego kierunku czarownicy. Uśmiechnął się do niej czarująco, nic sobie nie
robiąc z szamotaniny i przekleństw Kruma. Jego uśmiech powiększył się jeszcze
bardziej, gdy wyprowadzona z równowagi Hermiona wyciągnęła różdżkę.
- Uwielbiam ten twój ognisty
temperament – zironizował, poruszając sugestywnie brwiami, a z różdżki kobiety
posypały się ostrzegawczo czerwone iskry.
- Mam nadzieję, że słyszałeś, że przy ogniu
łatwo poparzyć sobie palce.
- Od dziecka lubiłem igrać z ogniem –
zapewnił zmysłowo, nachylając się nad kobietą tak, że ta musiała się odchylić,
a jego musnęły ucho.
- Ok, puść mnie! – Wrzasnął rozjuszony
Wiktor, nie mogąc już znieść tego przeklętego napięcia, które unosiło się w
powietrzu między jego narzeczoną, a tym przeklętym eks- Śmierciożercą. –
Proszę! – Dodał, gdy Malfoy nie zareagował.
Draco uśmiechnął się triumfalnie i nie
odrywając przeszywającego spojrzenia od Hermiony, puścił upokorzonego rywala,
by następnie bez słowa ruszyć w stronę wyjścia.
- Na Merlina! Wy tu ciągle jesteście?
Wiktor miał…. – Krzyczała zdenerwowana Pansy, wbiegając do kuchni, a trzy pary
oczu zwróciły się w jej stronę. Dwie z zaciekawieniem, a jedna ze skruchą.
Parkinson bardzo szybko oceniła sytuację, jednak postanowiła niczego nie
komentować. Przynajmniej na razie… - Kingsley jest w bardzo ciężkim stanie w
Mungu. Ktoś próbował go zamordować w jego mieszkaniu…
***
Od kilku dni nie wychodziła ze swojej
komnaty. Oliwander i Oliwer chuchali na
nią i dmuchali, starając się nie narażać jej na niepotrzebny stres, przez który
mogłoby dojść do kolejnego ataku. A wszystko przez jeden niewinny tajfun, który
wywołała. Należy przy tym wspomnieć, że przyczyną tego była ucieczka ze
Strażnicy grupy Śmierciożerców. Wieść o jej niedyspozycji zachęciła co
odważniejszych do buntu. Strach pomyśleć, co by się stało, gdyby udało im się
przedostać na drugi brzeg. Powinni się cieszyć, że byli już na statku, gdy się
o tym dowiedziała. Tajfun był tylko małą namiastką jej gniewu.
Nie zmieniało to faktu, że
nadopiekuńczość mężczyzn zaczynała działać jej na nerwy. Na początku nie miała
nic przeciwko takiej pielęgnacji. Trzy rytuały poważnie nadszarpnęły jej siły.
W dodatku kumulacja tak ogromnej ilości magii sprawiła, że moc zaczynała
wymykać się spod jej kontroli. Ludzkie ciało było za słabe do utrzymania takiej
potęgi w ryzach. Stąd wybuchy gniewu, omdlenia, duszności, krwawienia z nosa i
inne uciążliwe dolegliwości. Wtedy też Garric wpadł na genialny pomysł, aby ta
bezczelna smarkula, Karma, nauczyła ją „trudnej” sztuki medytacji, dzięki
której będzie w stanie okiełznać drzemiącą w niej siłę. Starała się, naprawdę
starała się nie zrobić jej krzywdy. Jednak, gdy córka Ollivandera użyła
legimencji i naruszyła jej prywatność, musiała dać dziewczynie nauczkę. Uznała,
że czas najwyższy pokazać tej słodkiej
wróżce, gdzie jest jej miejsce. Zupełnie jakby nie miała innych
problemów, niż uczenie dobrych manier tej małej, irytującej trzpiotki.
- Stary dureń – prychnęła na
wspomnienie Garrica, a jej nieodłączny towarzysz, kruk, wydał z siebie
złowróżbny skrzek. – Też to czujesz, przyjacielu? – Zapytała, gładząc opuszkami
palców błyszczące, miękkie pióra na grzbiecie ptaka.
– Coś się zbliża… W snach nawiedza mnie
ciągle ta sama wizja. Nie potrafię jej zinterpretować. Czuję jednak, że to coś
da początek nowemu.
- Możesz mi powiedzieć, dlaczego to
zrobiłaś? – Z zadumy wyrwał ją tłumiony od złości głos Oliwera. Uśmiechnęła się
pod nosem, czując niewymowną satysfakcję.
- Bo mogę? – Odbiła piłeczkę, patrząc
wyzywająco w oczy mężczyźnie. Jego rycerskość w stosunku do równie bezbronnych,
co irytujących ludzi powoli przestawała ją
bawić.
- Obiecałaś, że ją oszczędzisz… Dałaś
słowo Garric’owi… mnie… - dodał tonem pełnym niedowierzania, a kobieta całą
siłą woli zmusiła się, aby nie przewrócić oczami.
Bez słowa wyminęła mężczyznę i, zarzucając na
siebie długi, aksamitny, czarny szlafrok, rozsiadła się w fotelu.
- I je złamałam. Zrobiłam to, co
musiałam. Karma zasłużyła na karę – oznajmiła bez wyrzutów sumienia. – Coś jeszcze?
- Tyle jest warte twoje słowo? – Zapytał,
nie dając za wygraną i nie ukrywając już goryczy w głosie.
- Co chcesz usłyszeć, Oliwerze? – Zapytała
niskim, zmysłowym głosem i wolnym krokiem podeszła do swojego generała. –
Obydwoje wiemy, że ta wojna wymaga ofiar. A co do Karmy, to tak poniosło mnie.
Ostatnio nie panuję nad sobą. Ta smarkula powinna być wdzięczna, że żyje…
- Przestań… - warknął, nie mogąc dłużej
tego słuchać.
Był przerażony zachowaniem ukochanej.
Za wszystko jednak obwiniał czarną magię, którą zaczęła praktykować kobieta.
Eva nie była zła. Znał ją. Był pewien, że jej czyny są efektem chwilowego
załamania nerwowego i zachwiania równowagi. Oliwer nie dostrzegał natomiast, że
zachowuje się tak, jakby wciąż naiwnie wierzył, że jest w stanie ocalić
ukochaną i nie pozwolić jej zatonąć w otaczającym ją mroku.
- Ona jest niewinnym dzieckiem. Nie
traktuj jej jak kolejnego pionka w swojej grze…
- Uważaj, żebyś nie przekroczył
granicy, Oliwerze – powiedziała, mrużąc oczy i ponownie siadając w wygodnym
fotelu. - A gdyby umknął ci pewien szczegół, to przypominam ci, że Karma jest
moim zakładnikiem i to ja zdecyduję o jej losie. Sam ją do mnie przyprowadziłeś,
nie pamiętasz? – Dodała niby mimochodem i sięgnęła po poranny numer Proroka
Codziennego.
Oliwer zaczynał wyprowadzać ją z
równowagi swoim moralizatorskim wykładem. Nie miała teraz ani czasu, ani ochoty,
aby pomóc mu uspokoić swoje szlachetne, a dla niej wręcz upierdliwe, sumienie.
Miała teraz inne problemy na głowie, jak na
przykład zdyscyplinowanie swojej armii i nie chodziło o posłusznych inferiusów,
którzy tylko czekali na jej sygnał do ataku.
Wiedziała, że potężna armia potrzebuje
równie potężnego przywódcy. Dlatego musiała udowodnić tym, którzy ośmielili się
zwątpić w jej siłę, że popełnili błąd. Nurtowało ją jednak, czy w dalszym ciągu
powinna ich zastraszać? Historia już wielokrotnie pokazała, że autorytet oparty
na strachu daje jedynie ślepe i bezmyślne posłuszeństwo, a jej zdecydowanie
przestało to wystarczać. Ostatnie wydarzenia pokazały, że taka władza jest
słaba, bo opiera się tylko i wyłącznie na prymitywnym prawie silniejszego. Ona
sama jest doskonałym przykładem, jak łatwo można stracić panowanie nad
sytuacją, gdy nie trzyma się ręki na pulsie. Wystarczyła jej chwilowa
niedyspozycja, aby cała armia odwróciła się od niej. Dlatego teraz nadszedł
czas na zmianę taktyki. Dobry władca musi być przede wszystkim mądry. Powinien
wiedzieć, jakimi ludźmi się otaczać i dostrzegać w nich potencjał, który da się
wykorzystać. A Eva była pewna, że ta banda
zbirów, która ją otaczała, z pewnością posiada niewykorzystany potencjał. Są
silni, bezwzględni, okrutni i niebezpieczni. Przede wszystkim jednak nie mają
nic do stracenia, a bardzo wiele do zyskania. Teraz priorytetem było dla niej
zdobycie ich miłości i szacunku. W jakiś sposób musi sprawić, aby jej ludzie
myśleli, że stoją za nią z własnej woli, że to jest ich wybór. Należy tylko
umiejętnie ich zmanipulować, by zatańczyli tak jak ona im zagra. Czego jednak poddani
mogą oczekiwać od swojej ukochanej królowej? Zerknęła na Oliwera, który
zdenerwowany przechadzał się po komnacie i żywo gestykulował. Z boku wyglądało
to pewnie tak, jakby słuchała go z uwagą. Prawda była jednak taka, że wcale nie
musiała tego robić, żeby wiedzieć, co mówi. Westchnęła ciężko i oparła
podbródek na dłoni.
Może powinna zapewnić im jakąś rozrywkę?
– przemknęło jej przez myśl, gdy wróciła ponownie do swoich rozmyślań. Dla niej
samej życie w ponurych murach Strażnicy było przykrą koniecznością, nad którą
ze względu na nawał pracy nie miała czasu myśleć. Jednakże więźniowie
pozostawieni sami sobie, najprawdopodobniej musieli wariować z nudów. Czego
wobec tego może potrzebować banda mało inteligentnych, najemnych morderców? Co
sprawiłoby przyjemność barbarzyńcy bez sumienia? Zastanawiała się, gładząc
wolno wysłużone oparcie fotela i marząc, by Oliwer zamknął się wreszcie i zajął
się nią. Może powinna wyprawić ucztę? Być może to dobry pomysł na początek. Choć
zawsze istniało ryzyko, że pijani troglodyci rzucą się sobie do gardeł przy pierwszej
okazji. Zniesmaczona uświadomiła sobie, że tego typu mężczyźni uwielbiają
pijackie bijatyki. Walka, to dla nich dopiero zabawa! Myśl ta niczym
lawina zrzuciła na nią rozwiązanie problemu. Igrzyska. Była pewna, że są one
doskonałą formą rozrywki. Czuła też, że dzięki tym krwawym demonstracjom będzie
mogła upiec dwie pieczenie na jednym rożnie. Oni będą się bawić, a ona
wyselekcjonuję swoją armię. Stworzy wspólnotę nieczułych na ból, okrutnych i
bezwzględnych gladiatorów. Będą walczyć i umierać, krzycząc imię swojej
królowej. Nawet nie będzie musiała kreować im wspólnego wroga. Ministerstwo,
blokując ich magię i skazując ich na dożywocie w tych murach, samo zgłosiło się
na ochotnika. Kolejny raz spojrzała na swojego generała, taksując go
uwodzicielskim spojrzeniem, lecz
on ponownie ją zignorował. – Będziesz idealnym dowódcą, ukochany – sarknęła w myślach,
uśmiechając się z zadowoleniem. Odnotowując, że Oliwer prawie kończy swoje
kazanie, rozłożyła gazetę, aby nie musieć słuchać o swoim odkupieniu, miłości i
innych farmazonach. Gdy tylko rzuciła okiem na okładkę, uśmiech z jej twarzy
powoli znikał, a w oczach zapłonęła prawdziwa furia.
– Przeklęty Blackwell! - Warknęła, zrywając się z fotela i
odrzucając gazetę w drugi koniec komnaty.
- Evo… - zaczął niepewnie Oliwer,
przerywając w połowie zdania i posyłając kobiecie zaskoczone spojrzenie, lecz ta nawet nie zwróciła na niego
uwagi. Niczym błyskawica przecięła pokój, głośno trzaskając za sobą drzwiami.
Oliwer miał dwa wyjścia. Mógł za nią pobiec i spróbować dowiedzieć się, co
wyprowadziło ją z równowagi, narażając się przy tym na gniew rozjuszonej kobiety.
Mógł też wybrać bezpieczniejszy wariant i przed konfrontacją z czarownicą
poznać przyczynę jej gwałtownej reakcji. Decyzja nie była trudna. Z ciężkim
westchnięciem ruszył w stronę porzuconej gazety…
***
- Durnie! Nie obchodzi mnie jak to
zrobicie! Macie mi go tu przywlec! Żywego! I mam gdzieś, czy wywleczecie go z
jego gabinetu w ministerstwie, czy rzucicie się na niego w biały dzień w
centrum Londynu! Jeszcze dzisiaj Blackwell ma znaleźć się w Strażnicy! - Wrzeszczała czując, że jej frustracja wreszcie znalazła źródło ujścia. Tym
razem jednak wyglądało na to, że panuje nad nową mocą.
- Ależ, moja pani…bariery
antyteleportacyjne są w dalszym ciągu aktywne, a promy odpływają z wyspy raz
dziennie…Poza tym to MINISTER. Nie możemy zaatakować go w biały dzień, nie
narażając się na ujawnienie…Potrzebujemy czasu, aby opracować plan działania… -
zaczął pełnym uniżenia głosem jeden z więźniów dowodzących utworzonymi przez
Oliwera plutonami, szkolonymi do ochrony Alcatraz. Nie dane mu jednak było skończyć, gdyż niewyobrażalna
siła odrzuciła go do tyłu tak, że z głuchym łoskotem osunął się po
przeciwległej ścianie, pozostawiając za sobą ciemnoczerwony szlak krwi.
Rozejrzała się groźnie po pozostałych osobach zebranych w komnacie tronowej i
siłą woli powstrzymała się przed rozerwaniem ich wszystkich. W
tej chwili nie obchodziło ją także to, że zdarzenie sprzed chwili nie wpłynie
dobrze na jej nowy wizerunek, który miała
zamiar wykreować.
W tym samym momencie ciężkie wrota komnaty
tronowej uchyliły się, a do środka ostrożnie wszedł Oliwer. Omiatając komnatę
ponurym wzrokiem, posłał pytające spojrzenie ciężko oddychającej Evie.
- Zdaje się, że potrzebne będzie
zastępstwo… Musisz lepiej szkolić swoich ludzi. W mojej armii nie ma miejsca
dla osób kwestionujących rozkazy – oznajmiła ostrym głosem, zwracając się do
generała, po czym obrzuciła zebrany pluton zimnym spojrzeniem.
Aby zyskać jeszcze trochę czasu na
uciszenie burzy wewnątrz niej, wolnym krokiem przeszła między członkami plutonu, uważnie lustrując sylwetki mężczyzn, jakby
oceniała towar na sprzedaż. W duchu musiała przyznać, że Oliwer bardzo dobrze
ich wyszkolił. W zasadzie niczego innego po nim się nie spodziewała.
- Gratuluję, właśnie awansowałeś -
rzuciła od niechcenia, wybierając wśród nich najwłaściwszego według niej nowego
dowódcę plutonu. – Wyglądasz na mądrzejszego od swojego byłego przełożonego.
Żywię nadzieję, że nie masz w zwyczaju podważać odgórnych decyzji? - Warknęła,
taksując pobladłego mężczyznę, jakby upewniając się, że dokonała odpowiedniego
wyboru, po czym dodała – Masz czas do północy. I nie obchodzi mnie, jak to zrobisz. To, czy
czarodzieje dowiedzą się o nas dzisiaj, czy jutro nie robi dla mnie różnicy. Zrozumiałeś?
– Wysyczała, patrząc mężczyźnie prosto w oczy. - A teraz precz! – Warknęła, gdy
ten sztywno skinął głową. Cały oddział błyskawicznie usunął się spod
piorunującego wzroku swojej władczyni.
- Wypij ten napar. Pomoże ci uspokoić
się – usłyszała łagodny głos, należący do Ollivandera. Zaśmiała się gorzko i
mimo, że jej oczy zaszły łzami z powodu trudności w oddychaniu oraz
nasilającego się kłucia w klatce piersiowej, nie przyjęła lekarstwa.
- Dlaczego jesteś dla mnie dobry? – Zapytała
z goryczą, patrząc butnie w oczy starca. – Kazałam wychłostać twoją córkę… Czerpałam
przyjemność widząc jej cierpienie, słysząc jej rozdzierający krzyk… - wypluła z
siebie, robiąc chwiejny krok w kierunku Garrica.
W tej chwili nienawidziła tego mężczyzny
każdym najmniejszym nerwem w swoim ciele. Nienawidziła go za jego dobroć,
łagodność i przywiązanie. Gardziła nim za słabość i uległość. Przede wszystkim
jednak nienawidziła tego naiwnego starca za to, że myślał, że swoją miłością i
oddaniem ją ocali. Wierzył w nią tak, jak ona wierzyła w to, że on dotrzyma
danego jej słowa i sprzeciwi się Pierwszej Kapłance. Jeśli jednak kiedykolwiek
liczyła na to, że Ollivander nigdy nie pozwoli jej skrzywdzić, to grubo się
przeliczyła. I dlatego, podobnie jak ona w dniu rytuału pozbyła się złudzeń,
tak teraz i on gorzko się rozczaruje. Nigdy nie wybaczy mężczyźnie tej zdrady. Czarodziej
wyglądał na zgnębionego i zmęczonego, jednak oprócz tego, że pobladł, zachował
stoicki spokój.
- Karma popełniła błąd. Nie miała prawa
wdzierać się do twojego umysłu. Nawet jeśli jej intencje pomocy tobie były
szczere - wyszeptał, przymykając powieki.
- Wypij to, dziecko – powtórzył cierpliwym, ojcowskim tonem, wyciągając rękę
z miksturą w stronę zgarbionej z narastającego bólu czarownicy. Zupełnie jak w
okresie dzieciństwa, gdy troszczył się o nią, opowiadał fascynujące historie i
towarzyszył na każdym etapie dorastania.
- Powinieneś chcieć mojej śmierci.
Dlaczego więc mimo wszystko jesteś dla mnie dobry? – Wykrztusiła, zanosząc się
kaszlem i odtrącając zaoferowane przez Oliwera ramię.
Młody mężczyzna posłał ukochanej
niespokojne spojrzenie. Przeczuwał jak to może się skończyć, gdy starzec poda
nieprawidłową odpowiedź. Wiedział jak wielki żal kobieta żywi do swojego
przyszywanego opiekuna. Ollivander najwidoczniej również miał tego świadomość,
gdyż spuścił wzrok i milczał. Oliwer bardzo mu współczuł.
Był świadkiem tego, jak Garric przeżył moment, gdy strażnicy wnieśli do komnaty
jego nieprzytomną i zakrwawioną córkę. Wiedział też, jak bardzo boli go fakt,
że Karma cierpi z rozkazu Evy.
- Odpowiedz! – Wrzasnęła kobieta,
wyrywając go z nieprzyjemnych wspomnień i odtrącając rękę starszego mężczyzny
tak, że wytrąciła mu z dłoni fiolkę z lekarstwem. Naczynie roztrzaskało się w
drobny mak, a czarownica zatoczyła się do tyłu, opierając o kamienny postument,
na którym spoczywała księga czarów. Oliwer ruszył w jej stronę, chcąc jej
pomóc.
- Nie! – Zaoponowała, wyciągając dłoń,
gdy gwardzista dotknął jej ramienia.
W rezultacie mężczyzna został odepchnięty
od niej przez podobną siłę, której użyła, aby zabić dowódcę plutonu. Tym razem
jednak panowała nad nią, dlatego też Oliwer nie skończył tak jak jego
poprzednik. Oprócz silnego podmuchu powietrza mężczyzna poczuł również impuls
elektryczny, który przeszedł przez całą długość jego kręgosłupa. Eva,
przestraszona tym, że zaatakowała mężczyznę, ale i zaskoczona tym, że może
kontrolować przepływający przez nią strumień magii, wstrzymała oddech. Przez
chwilę z napięciem przyglądała się swoim dłoniom, a następnie przeniosła
spojrzenie na pochodnie zawieszone na ścianach komnaty. Zafascynowana wpatrywała
się w ogień, rzucający tańczące cienie na murze i nagle poczuła, jak brakujący
element układanki trafił na swoje miejsce.
- Jak Najwyższa Kapłanka kontroluje
swoją moc? – Zapytała opanowanym, zimnym głosem. Widać było, że nie tego
spodziewał się Ollivander. To pytanie całkowicie zaskoczyło go i zbiło z tropu.
Eva uśmiechnęła się w duchu z
satysfakcją, gdy w bladoniebieskich oczach Ollivandera ujrzała panikę. To
wystarczyło, by potwierdzić jej teorię. Teraz tylko musiała odkryć, czym był
katalizator. Starzec pokręcił głową, szukając wzrokiem ratunku u uważnie
przyglądającego się mu młodego mężczyzny. Czarownica uniosła brwi,
posyłając mu ponaglające spojrzenie, a gdy ten dalej milczał, uniosła dłoń,
jakby leżało na nim niewidzialne piórko i wyciągnęła ją w stronę Garrica na
wysokość swojego wzroku. Prawie niezauważalnie poruszyła palcami, jakby
planowała bardzo wolno zacisnąć dłoń w pięść. Przez chwilę nic się nie działo.
Dopiero po dłuższej chwili Ollivander zaczął się krztusić i złapał za gardło.
Czarownica poczekała aż czerwony na twarzy czarodziej osunął się na kolana, a
jego oczy zaszły łzami i dopiero wtedy cofnęła zaklęcie.
- Gorąco, prawda? Jeżeli nie zaczniesz
mówić, mogę podgrzać jeszcze temperaturę… A wtedy zapamiętaj ten ból, bo
umrzesz ze świadomością, że na takie samo cierpienie skazałeś swoją córkę -
wysyczała, klękając naprzeciwko dławiącego się własną śliną mężczyzny i z
autentycznym zainteresowaniem przyglądała się swojemu dziełu. Cierpliwie
poczekała, aż Garric, kaszląc i łapiąc spazmatycznie powietrze, dojdzie do
siebie. Wtedy wspaniałomyślnie podała mu dzban z winem, który Ollivander bez
zastanowienia opróżnił jednym haustem.
- To jak? Bawimy się dalej? – Zapytała
z promiennym uśmiechem, jakby zadawanie cierpienia innym sprawiało jej autentyczną
radość.
- DOŚĆ! – Wydusił z siebie przerażony
przebiegiem sytuacji Oliwer i podszedł do Evy, łapiąc ją za ramiona i
zaciskając na nich mocno palce. – Nie pozwolę ci…
- Nie wtrącaj się! – Warknęła,
wyszarpując się i ponownie odrzucając mężczyznę do tyłu. Tym razem jednak Oliwer
wylądował na jej tronie i stracił przytomność. Widząc stróżkę krwi ściekającą z
jego głowy, drgnęła, jakby chciała do niego podejść, lecz nogi odmówiły jej
posłuszeństwa.
Przerażona cofnęła się automatycznie do
ściany i przycisnęła zaciśniętą w pięść dłoń do piersi. Nie była w stanie
podejść do nieprzytomnego mężczyzny. Za bardzo bała się tego, co mogłaby
odkryć. Teraz potrafiła myśleć tylko o tym, że nie może stracić Oliwera. On
musi żyć. Desperacko chwytała się tej myśli, gdy przełykając narastającą w
krtani gulę, zwracała zaszklony wzrok na wciąż klęczącego na zimnej podłodze
Ollivandera. Mężczyzna powoli dochodził do siebie i wyglądał na równie
wstrząśniętego co Eva. Spojrzał na nią niepewnie, a następnie dźwignął się ciężko
na nogi i utykając, chwiejnym krokiem ruszył w stronę nieprzytomnego generała.
- Żyje – wychrypiał Garric, a ona
dopiero teraz zdała sobie sprawę z tego, że wstrzymywała powietrze.
Nie poczuła jednak ulgi. Była w zbyt
dużym amoku, by zrozumieć dalsze słowa czarodzieja, który wydawał rozkazy do
wezwanej przez siebie straży. Widziała, jak dwóch mężczyzn ostrożnie wynosi
wciąż nieprzytomnego i koszmarnie bladego Oliwera i coś, o czego istnieniu
dawno już zapomniała, a co teraz w zawrotnym tempie dudniło w jej piersiach,
boleśnie o sobie przypomniało.
- Garricu… - zawołała za wychodzącym z
komnaty czarodziejem i urwała, nie wiedząc jak ubrać myśli w słowa.
Ollivander zatrzymał się i popatrzył na
nią z nieprzeniknioną miną, po czym oznajmił z powagą – Zrobię, co w mojej mocy,
ale nie mogę niczego obiecać.
- Nie chciałam go skrzywdzić - wyznała
zdławionym głosem, przerażona perspektywą utraty Oliwera. – Żadnego z was -
dodała ledwo słyszalnym szeptem i przyłożyła dłoń do ust, by stłumić tak długo
powstrzymywany płacz.
Zaskoczony wyznaniem czarownicy Ollivander
posłał w jej kierunku smutne spojrzenie i w milczeniu ruszył w stronę wyjścia.
Wiedział, że to jego wina. Nie powinien pozwalać jej matce na skrzywdzenie tego
biednego dziecka. To, że Eva stała się potworem, jest też jego winą. Jako
mistrz ceremonii powinien skorzystać z przysługującego mu prawa i uratować ją. Wszystko
wskazywało na to, że na ratunek dla Evy jest już za późno. Jednak to, czego był
teraz świadkiem, dawało iskierkę nadziei. A jeśli tak, to… - Medalion…to
medalion jest katalizatorem magii Najwyższej Kapłanki – powiedział bezbarwnym
głosem, obrzucając brunetkę tym samym smutnym spojrzeniem i, napotykając jej
zaskoczoną minę, opuścił komnatę.
***
Ślicznie proszę o komentarze;)
świetny, długi i wyczerpujący rozdział; mam nadal mętlik w głowie, bo nie wiem co takiego planuje eva, bardzo fajny i tajemniczy wątek; co do dramione to cudowna scena ataku malfoy'a na kruma, nie lubię wiktora, jest dla mnie tępym osiłkiem, a teraz na domiar złego jeszcze mam mieszane uczucia co do jego intencji względem hermiony; no zobaczymy, czekam na więcej :) u mnie jutro nowy rozdział - mogę sobie pozwolić na taki rarytas, bo jestem już bliżej końca z moją mgrką :)
OdpowiedzUsuńA cóż to by była za przyjemność czytania, gdybyś na samym początku wszystko wiedziała?;D Dziękuję za komplementy pod adresem opowiadania;) Mam nadzieję, że ta historia jeszcze nie raz wywoła mętlik w Twojej kreatywnej główce;)
UsuńPozdrawiam ciepło,
V;*
Rozdział kapitalny, jak zwykle zresztą. Każdy kolejny rozdział potrafi wciągnąć mnie do tego stopnia, że dosłownie tracę kontakt z rzeczywistością do momentu przeczytania ostatniego zdania. To niewiarygodne!
OdpowiedzUsuńJeżeli chodzi o ten konkretny rozdział to wywołał u mnie skrajne emocje. Po pierwsze; cieszę się ,że Draco postanowił walczyć o Hermionę, w końcu ustępliwość nie leżała w jego naturze, a ja mu naprawdę gorąco kibicuje.
Trochę rozczarowała mnie postawa Granger, no bo naprawdę jak mogła wybrać Wiktora skoro nie jest pewna swoich uczuć do niego?! Z drugiej jednak strony nie chce go ranić,
i stawia jego uczucia wyżej od swoich, i stara się przekonać samą siebie,że mimo wszystko Krum jest dla nie ważniejszy. Nawet jej współczuje, bo w ten sposób utknęła między młotem a kowadłem, ale koniec końców któryś z mężczyzn i tak będzie na końcu cierpieć.
Cóż mam nadzieję ,że już niedługo przeczytam kolejny genialny rozdział.
Pozdrawiam
Oliwia
Bardzo dziękuję za tyle miłych słów;* Jest mi szalenie miło, że tak pozytywnie odbierasz opowiadanie;) Fakt, to niewiarygodne, że ta moja amatorska pisanina prowadzi do tego;)
UsuńZgadzam się, co do Draco. Sama lepiej bym chyba tego nie ujęła;)
Niezdecydowanie Granger może wkurzać i mam tego świadomość. Jest zagubiona i tak jak zauważyłaś utknęła między młotem a kowadłem. Czas pokaże, kogo wybierze. I jak słusznie zauważyłaś ktoś i tak bd cierpiał.
Ja też mam taką nadzieje, choć nie ukrywam, że zaczął mi się gorący okres na uczelni i obawiam się, że nowy rozdział ukaże się pod koniec czerwca;(
Pozdrawiam,
V;*
Cudowny rozdział <3
OdpowiedzUsuńPozdrawiam
Layls
Dziękuję;)
UsuńPozdrawiam,
V;*
Zapraszam Cię serdecznie na nowy rozdział :)
Usuńdramione-teatr-uczuc.blogspot.com :)
Layls
Jak to miło przeczytać coś fajnego w tym dniu.:)
OdpowiedzUsuńRozdział długi i genialny.
Najbardziej podobało mi sie ukazanie emocji Draco. To było mistrzowskie.
Z niecierpliwością czekam na kolejny.:P
Pozdrawiam,
la_tua_cantante_
Czyżby "Potop" i "Wesele" nie były tak ciekawe?;p
UsuńDziękuje Ci, kochanie;* Cieszę się, że rozdział przypadł Ci do gustu i znalazłaś czas na przeczytanie go w ferworze matur;)
Pozdrawiam ciepło,
V;*
Długgiiii i super :) Czekam na następny :)
OdpowiedzUsuńPozdrawiam i weny życzę :D
Dziękuję;) Postaram się dodać go w miarę możliwości jak najszybciej;)
UsuńPozdrawiam serdecznie,
V;*
Jestem tu od pewnego czasu i przeczytałam wszystkie rozdziały jak do tej pory. Cóż mogę powiedzieć. Warto było czekać na ten rozdział, naprawdę mi się podobał. Całe opowiadanie jest fantastyczne, wreszcie coś innego, dojrzałego. Piszesz w bardzo fajny sposób, opisy są dokładne, jasne, i nie za krótkie. Jestem miło zaskoczona tym blogiem i będę go śledzić. Czekam na kolejny rozdział, życzę dużo weny i pomysłów oraz pozdrawiam :)
OdpowiedzUsuńNawet nie wiesz jak cieszą mnie takie momenty, gdy pojawiają się nowi Czytelnicy;) Nic tak nie motywuje jak grono osób, które ciepłym słowem wspierają i doceniają ciężką pracę. Bardzo Ci dziękuję;* Mam nadzieję, że nie jest to ostatni raz, gdy dzielisz się ze mną swoja opinią?;)
UsuńPozdrawiam serdecznie,
V;*
PRZECZYTAŁAM! aż 15 stron! jestem pod wrażeniem :) i oczywiście mega zadowolona :) bardzo cieszy mnie, że Draco pokazał Krumowi kto jest lepszy, silniejszy :) ciekawe tylko jak Krum będzie się tłumaczył Mionie :) czekam na następny!
OdpowiedzUsuńpozdrawiam,
Anna ;*
Dziękuję;*
UsuńNie było łatwo, ale mam wrażenie, że przez to, że posty pojawiają się raz w miesiącu, zasługujecie na taką formę rekompensaty za długie czekanie;)
Cieszę się, że sprostałam Twoim wymaganiom;)
Pozdrawiam ciepło,
V;*
Świetny rozdział;) warto było czekać, jak zawsze;) no no no Draco ma haka na Kruma, ciekawe jak Wiktor z tego wybrnie;) i wspaniały wątek Evy, nie mogę się doczekać rozwinięcia tej sytuacji;) po rewelacjach Dracona zaczynają mi się nie podobać intencje Wiktora, mam wrażenie, że coś kombinuje;) czekam z niecierpliwością na następny rozdział;) Pozdrawiam, Justyna;)
OdpowiedzUsuńDziękuję;*
UsuńMa, a właściwie to miał, bo właśnie się go pozbył;) Wszystko w swoim czasie...;)
Pozdrawiam ciepło,
V;*
Super, super, super! Początek mnie powalił - był niesamowity. Wszystko zgrabnie opisane, brawo!~
OdpowiedzUsuńPozdrawiam serdecznie i zapraszam do mnie
http://precious-fondness.blogspot.com/
Dziękuję bardzo za miłe słowa uznania;)
UsuńW wolnym czasie obiecuję, że zajrzę i przeczytam. W razie gdybym zapomniała, proszę się przypominać;)
Pozdrawiam,
V;)
Ten komentarz został usunięty przez autora.
OdpowiedzUsuńJak zawsze pozostawiasz mnie z niedosytem... Ale to chyba taki już Twój urok ;) Rozdział bardzo mi się podobał, jestem baaardzo ciekawa jak rozwiną się dalsze losy bohaterów. Mam nadzieję, że nie zostawisz nas wszystkich czekających na ciąg dalszy :( Nie mogę doczekać się następnych rozdziałów!
OdpowiedzUsuńPozdrawiam
P :*
Chyba tak to możesz nazwać;D Cieszę się, że potrafię wzbudzić i podtrzymać Twoją ciekawość;) Zobaczymy, co los przyniesie...;)
UsuńDziękuję;*
Pozdrawiam ciepło,
V;*
Uwaga, bo Face się wypowie... :P
OdpowiedzUsuńZacznę od Kruma.
Jak zobaczyłam go na początku historii, to jakoś tak bardzo pasował mi do tego opowiadania. Być może to wszystko dlatego, że strasznie lubię tą postać, choć nie pojawił się on w akcji HP na długo. Teraz zrobiłaś z niego utrapienie, ale w sumie to dobrze, że bohaterowie wywołują w czytelnikach jakieś emocje, nawet jesli jest to niechęc :P
Szkoda, że musiałaś zrobić z niego takiego kretyna, ale trudno się mówi, ktoś musiał stracić, żeby Draco mógł zyskać ;)
Jeśli chodzi o wątek Evy i całej jej intrygi, to bardzo ciekawi mnie, jak to wszystko potoczy się dalej i przede wszystkim jak się skończy. Po tym, co mi o niej napisałaś, mam gdzieś w środku ziarenko nadziei, że zakończenie będzie bardzo zaskakujące i nieszablonowe ;)
Do tego wszystkiego jestem bardzo ciekawa, co zrobisz z Ginny i Blaisem, bo jak dotąd naszego doktorka poznawaliśmy od tej jasnej strony - lekkie żarty, zaczepki i ten typowy podryw na Zabiniego :D A tutaj mamy zazzzdrość, która wcześniej chyba się nie pojawiła... Czyli robi się "na poważnie" :D
No więc czekamy na kolejny rozdział :>
Miałaś się uczyć;> Co z Twoimi priorytetami?;>
UsuńW każdym razie bardzo dziękuję za komentarz w tym gorącym okresie;)
Po przeczytaniu Twoich komentarzy mam mieszane uczucia, bo nigdy nie wiem czy mnie chwalisz, czy krytykujesz;p Ale taki jest chyba urok prywatnego doradcy, prawda?;)
Zakończenie - o ile do niego dojdę - będzie baardzo nieszablonowe- to akurat mogę Ci zapewnić. Chyba nikt nie bd spodziewa się tego, co mam zamiar zrobić... A Eva jest chodząca sprzecznością i skrajnością....dlatego też będzie szokować i wywoływać mieszane emocje.
No wreszcie, ktoś zwrócił uwagę na Ginny i Blaisea ;D Moje serce się raduje! Jakby nie było, Zab ma do tego powody...;> W najbliższych rozdziałach skupię się na ich wątku i mam nadzieję, że zaspokoi to Twoją ciekawość;)
A Krum, jak większość panów mających problem z zazdrością, sprawia tylko takie wrażenie. W gruncie rzeczy to naprawdę porządny facet.
A problemem jest chyba sama Hermiona. Wiem, że lubisz Wiktora i obiecuję Ci, że postaram się nie zrobić z niego dupka...;) Jeszcze nie zdecydowałam kogo wybierze ostatecznie Granger więc póki, co mam zamiar pobawić się tym trójkątem;p
Wybacz, jeśli z mojego komentarza mało wynika, ale mam ostatnio porządne problemy ze skupianiem się (mama twierdzi, że to anemia, ale ja dementuję :P).
UsuńPrzepraszam ;D
Musisz dotrzeć do zakończenia, ale dziwi mnie, że nie wiesz jak to się skończy, bo ja jak zaczynam jakąś historię to od samego początku wiem, przez co przejdą bohaterowie i jak wszystko się zakończy. Tak się po prostu łatwiej pisze ;)
Ha! To, że nie pisałam o tym, nie znaczy, że nie zwróciłam na nich uwagi wczesniej :>> Ale teraz zaczyna się robić coraz ciekawiej :>
Ehh mimo wszystko, ten Krum z HP to chyba taka typowa postać, którą cięzko jest ująć przez to, że za mało o nim wiemy :P
Dzięki ;D
Bywa i tak, Face;) Ze skupieniem mówisz....Ja mam inna teorię na ten temat;p
UsuńNie dla mnie;p Ja tworzę bardziej spontanicznie...Mam ogólny szkic historii, ale ona powstaje w mojej głowie stopniowo, ciągle ewoluuje i czasami mam wrażenie, że pisze się sama;D Ja jestem tylko niewolnikiem "własnego pióra", które stara się nadążać za myślami. Ciągle mnie coś inspiruje więc ma to również wpływ na to, co i jak piszę. Masz po prostu inny system tworzenia i dlatego nie możesz sobie wyobrazić mojej strategii;)
No zobaczymy, czy dotrwam...Bo jak wiesz wolałabym skupić się na czymś, co od początku do końca będzie czymś moim. I tak utknęłam na 87 stronie podczas gdy tracę czas na Rozbitków...Najwidoczniej nie nadaję się do tego.
No mam taką nadzieje...Trochę się teraz na nich skupie, bo ostatnio zbyt dużo uwagi poświęcam dramione.
Krum z HP to dla mnie mruk- wybacz Face;* Ale przy tym wszystkim był też bardzo intrygującą postacią. Wydaje mi się, że kreacje bohaterów zależą tylko od samych autorów. W końcu to my sprawiamy, że Czytelnik darzy jedną postać sympatią, a drugiej szczerze nie znosi.
Pojęłam - nie lubisz mojej kreacji Wiktora;)
Nie to miałam na myśli xDDD To znaczy hm.. może miałam? To znaczy jeśli chodzi o Wiktora... no bo w sumie to nie lubię chyba jego roli w tym opowiadaniu (wiadomo, co staje na drodze Dracze, jest przeze mnie degradowane do rangi Wroga ;D) Jego charakter jest w porządku, tylko no sama wiesz... To tak jak wszyscy nie lubią Jeffa w moim opowiadaniu, chociaż tak naprawdę to dobry chłopak... :P
OdpowiedzUsuńTeż mam swoje teorie na temat tego, dlaczego ciężko mi się skupić i nawet mam zamiar coś z tym zrobić w najbliższym czasie :>
Hm... no oczywiście, to Twoja wola... moim zdaniem pisanie na spontana często jest przyczyną porzucenia historii w połowie :D
No wiem;) Czy ja wiem, ja mam ambiwalentny stosunek do niego;) Bardzo wyrazista postać. I moim zdaniem dużo wniósł do Twojego opowiadania.
UsuńCiekawe, co zrobisz z TYM rozpraszaczem uwagi;p I czy rzeczywiście warto pozbywać się TAKIEGO rozpraszacza;D Ja bym się zastanowiła;>
Oj nie w tym sensie, że moja wola Głuptasie;p
Pewnie tak...Jednak w moim przypadku to brak motywacji i czasu, bo pomysłów mam masę;)
Spontan jest zawsze najlepszy ;D Dzięki temu opowiadanie jest jeszcze bardziej nieprzewidywalne! Krum:...._ to tyle na jego temat ;D Hermiona Draco ach słodziaki, ale tak na poważnie nie pomyślałabym, że potrafisz tak ująć te emocje opisać. Jak to czytałam to w głowie tworzyłam obrazy i sama to przeżywałam;) Ginny i Blaise - domyślasz się , że nie podoba mi się ...15 stron i tak mało tego?! O nie moja droga to jest karygodne , ale ja jestem cierpliwa więc czekam dalej ;p Ukłon wielki maleńka i pisaj szybko!;*
OdpowiedzUsuńTak, pewnie masz rację,Kochana. Ale jest zdecydowanie bardziej ryzykowne;) Miejmy nadzieję, że nie spotka mnie wypalenie lub że uniknę takiej sytuacji, gdy dojdę do pewnego punktu i utknę;p
UsuńA ponoć znasz mnie lepiej niż ja sama;p Widzisz, czyli jeszcze potrafię Cię czymś zaskoczyć;p
Czekaj, czekaj;*
Ściskam!;*
Magia... W twoich opowiadaniach czuję tyle niesamowitej magii, która sprawia, że z niechęcią kończę czytać ostatnie słowa, gdyż oznaczają one koniec wspaniałego rozdziału. Moje serce krzyczy o więcej i nie może doczekać się kolejnego rozdziału. Co zrobi Hermiona i jak potoczą się losy Ginny? Och, proszę o kolejną porcję magii!
OdpowiedzUsuńPozdrawiam gorąco.
Karolina
Dziękuję;) Usłyszeć takie słowa, to dopiero jest magia. To bardzo wiele dla mnie znaczy. Doceniam każde słowo wsparcia i cieszę się, że historia została przez Ciebie tak ciepło odebrana;)
UsuńPozdrawiam gorąco,
Villemo.
kochana mam nadzieję, że nie zapomniałaś o nas! :) czekamy na rozdział!
OdpowiedzUsuńpozdrawiam,
Anna :*
Nie zapomniałam:) Za bardzo szanuję swoich Czytelników, żeby porzucić ich bez słowa wyjaśnienia. Na dniach pojawi się kolejny rozdział.
UsuńDziękuję za zainteresowanie;* Miło wiedzieć, że jest ktoś, kto czeka.
Pozdrawiam ciepło,
V;*
Cudo cudo cudo cudo! Genialna fabuła, jestem bardzo ciekawa jak rozwinie się relacja Draco i Hermiony, no i Hermiony z Krumem. Pozdrawiam! :)
OdpowiedzUsuńDziękuję Ci bardzo!;*
UsuńWszystko wkrótce się wyjaśni. Wiem, że ciągle Wam to powtarzam, ale nie mogę powiedzieć niczego innego, by nie zdradzić za dużo z fabuły i nie zepsuć przyjemności z czytania i odkrywania tajemnic;)
Ściskam;)
To się porobiło ! Aż nie wiem co napisać. Tyle emocji się we mnie kłębi.Jestem ciekawa czy Kingsley przeżyje. Jak Wiktor wytłumaczy sie Hermionie.Czy Oliwer będzie żył i na końcu czy Eva poradzi sobie ze swoimi demonami?
OdpowiedzUsuń;)
UsuńJa też nie wiem, co mam Ci napisać, by nie powiedzieć za dużo o fabule;p
Cieszę się, że opowiadanie wywołuje u Ciebie tyle emocji;)
Tak chyba powinno być.
Dziękuję!
Ściskam!
Wow jaki długi rozdział :)
OdpowiedzUsuńMi też się nie spodobało, jak poprowadziłaś postać Wiktora. Czy to Ron czy ktoś inny. Dlaczego w opowiadaniach sympatia Hermiony musi być tym "złym". Czy muszą takie postacie muszą w czytelniku zawsze wywoływać negatywne emocje? Czy czytelnik nie może z czasem poczuć do nich… litość? Tę jego tajemnicę, którą ukrywał przed Hermioną mogłaś sobie spokojnie darować. A Draco się naprawdę niepotrzebnie wtrącał. Ale mimo wszystko te fragmenty najbardziej mi się spodobały. To powoli rozwijające się uczucie pomiędzy Draconem a Hermioną.
Rzadko publikuję więc staram się rekompensować to długością rozdziałów:)
UsuńWiktor nie jest kimś "złym". Zastanawiam się dlaczego uważasz go za negatywną postać? Jest zaborczy, skryty i zazdrosny ale ma przy tym wiele zalet. A w tym trójkącie to raczej Hermiona powinna być "potępiana"... Każdy ocenia go przez pryzmat własnych skojarzeń, doświadczeń itp. Dlatego nie generalizowałabym tego, bo spotykam się też z innymi opiniami. W Tobie jego kreacja wywołała akurat negatywne emocje (i dobrze, postacie mają wzbudzać różnorodne emocje) ale w kimś mogła wzbudzić inne uczucia;)
Każdy wątek jaki wprowadzam jest przemyślany i tak się składa, że gdybym uznała, że jest to zbyteczne, to rzeczywiście mogłabym to sobie darować. Czasami coś, co wydaje się czytelnikowi bez sensu lub zbyteczne, w rzeczywistości w jakimś aspekcie całości jest istotne. A to, że nie widać sensu od razu nie oznacza, że go nie ma;)
W tym opowiadaniu nie wszystko jest podane na tacy. Bd kilka zwrotów a każdy kolejny rozdział bd wyjaśniał coraz więcej.
Dziękuję!
Pozdrawiam;)
Może masz rację. Jestem pewna, że gdybym przeczytała całe opowiadanie, to miałabym zapewne odmienne wyobrażenie na temat poszczególnych wątków.
UsuńMerlinie, w tym rozdziale tyle się dzieje, że sama nie wiem, do czego nawiązać. Bez wapienia jest on genialny. Nic dodać, nic ująć.
OdpowiedzUsuńDziękuję!;*
UsuńŚciskam!
Bardzi interesujące i długie :-* zapraszam na mój http://i-am-lost-give-me-your-warm.blogspot.com
OdpowiedzUsuńDziękuję;)
UsuńPrzepraszam, ale teraz nie mam czasu czytać nowych opowiadań. Dlatego jeśli naprawdę Ci się podoba, to zapraszam do dalszej lektury, ale jeśli czytasz tylko dla reguły wzajemności, to przepraszam, ale ja się w to nie bawię.
Pozdrawiam serdecznie!;)
Blaise zazdrosny o małą Ginny ?
OdpowiedzUsuńhehe kocham go więc uwielbiam każdy wątek z nim <3
ale kolejny raz malutka czcionka *wzdycha* trzeba zmienić szkła w okularkach :D
weny !
O nich też będzie trochę więcej w późniejszych rozdziałach:)
UsuńDziękuję!
Rozdział długi, ciekawy i co najważniejsze wciągający. Krum został kłamcą? Dlaczego mnie to nie dziwi? Eva jak zwykle bezwzględna. Tylko jestem ciekawa jaki ma związek Hermiona i ona? Ale może wyjaśnisz to w kolejnych rozdziałach które lecę czytać :D
OdpowiedzUsuńŻyczę dużo weny i miłego dnia :)
Pozdrawiam Ksenia Kobelak
Chyba go nie lubisz;) Wkrótce się dowiesz, obiecuję;)
UsuńDziękuję i wzajemnie;)
Krum wykopany z reprezentacji? Tego się nie spodziewałam!
OdpowiedzUsuńWątek Evy zawiły i bardzo ciekawy, nie mogę doczekać aż wszystko nieco się rozjaśni.
Zastanawiam się, kiedy drogi Evy i Hermiony oraz jej przyjaciół się skrzyżują i co z tego wyniknie :)
Krum wbrew oczekiwaniom jest dość istotną postacią w opowiadaniu i myślę, że należy się spodziewać wszystkiego;)
UsuńWątek Evy będzie taki do końca. Mam go doprowadzonego do końca i teraz tylko dawkuję Wam o niej informacje;)Także cierpliwości;)
Evo,potrzebujesz dobrego psychiatry i dobrych leków na uspokojenie.
OdpowiedzUsuńCzy tylko ja jestem fanką scen Krum vs Malfoy?