poniedziałek, 5 maja 2014

ROZDZIAŁ 13 "Poza kontrolą"

Kochani!
Jestem ;) Późno, bo późno ale jak to mówią lepiej późno niż wcale. A uwierzcie mi, że ostatnimi czasy mam ochotę rzucić tą historię i zająć się czymś...innym. Czymś w czym bym się bardziej spełniała i miała motywację do tworzenia. Moja motywacja do pisania Rozbitków chyba wyparowała...i  najdroższa Face mi świadkiem, że jeszcze wczoraj jęczałam jej cały dzień, gdy nanosiłam poprawki, że chyba straciłam serce do tego opowiadania. Dlatego teraz, żeby odciążyć Faceless pomarudzę, Wam ;) Spokojnie, tylko żartuję.Tym razem powstrzymam swoje zapędy;p
Rozdział miał ukazać się wczoraj w nocy, ale po słowach Face "jestem z Ciebie dumna", poczułam taką ulgę i byłam tak szczęśliwa, że zmęczenie wzięło w końcu  górę i ...zasnęłam;(
Dlatego korzystając z okazji, że jestem na uczelni i mam okienko, publikuję go teraz. Choć chyba powinnam pójść do czytelni i w końcu zabrać się za pracę nad magisterką...
Zanim jednak to zrobię chciałabym baaardzo podziękować wszystkim i każdemu komentującemu z osobna, za to, że po każdym rozdziale mogę liczyć na Waszą opinię. Wasze komentarze są dla mnie najcenniejszą rzeczą na tym blogu, poza cudownymi historiami, które znajdują się w linkach i które gorąco polecam;) Dziękuję!
Dziękuję też Face - Ty wiesz za co szalona kobieto;*
I na koniec życzę wszystkim maturzystom powodzenia na egzaminach! Trzymam za Was mocno kciuki;)
A teraz zapraszam już na rozdział, który liczy okrągłe 15 stron ;D
Ściskam mocno,
Villemo;)





ROZDZIAŁ 13 „Poza kontrolą”

W parnym, ciężkim powietrzu czuć było nadchodzącą burzę. Czarne, gęste kłęby chmur majaczyły nisko nad horyzontem i przesuwały się leniwie w kierunku obrzeży Londynu. Głośny huk, przypominający wystrzał z rury samochodowej, bynajmniej jednak nie był grzmotem, a oznaką tego, że w spokojnej dzielnicy aportowała się para czarodziei. Harry z ulgą wziął głęboki wdech powietrza, gdy uczucie przeciskania się przez wąski otwór wreszcie minęło. Wciąż czuł złość na towarzyszącą mu Ginewrę dlatego, nim otworzył oczy, zapobiegawczo policzył do dziesięciu.
- Masz trzymać się blisko mnie i robić wszystko, co powiem, jasne? – warknął, podnosząc w końcu powieki i spoglądając chłodno na stojącą przed nim kobietę.
W odpowiedzi Ginny tylko przewróciła oczami, po czym, widząc nieustępliwą minę mężczyzny, ze zniecierpliwieniem skinęła głową. Brunet obrzucił ją wzrokiem wściekłego Rogogona Węgierskiego i  bez słowa wyminął. Wszedł do starej kamienicy, w której mieszkał jego przełożony. W skupieniu skanował klatkę schodową i zaklął w myślach, gdy drewniane stopnie wydały głośny protest, pod wpływem zrobionego przez niego kroku. Wyciągnął różdżkę i rzucił na siebie i Ginny zaklęcie wyciszające. W budynku panowała zaskakująca jak na tą porę dnia cisza, co tylko wzmogło jego czujność. Wszystkie zmysły mężczyzny wyostrzyły się pod wpływem adrenaliny krążącej w krwi. A gdy do jego uszu dobiegło przytłumione zawodzenie przypominające dźwięk, jaki wydają zranione zwierzęta, nie zważając na robiony przez siebie hałas, puścił się biegiem w kierunku mieszkania przyjaciela. Zupełnie zapomniał o posłusznie drepczącej za nim kobiecie. Przypomniał sobie o niej dopiero wtedy, gdy zatrzymał się bez uprzedzenia i w konsekwencji ta zderzyła się z jego plecami. Ginny zaklęła szpetnie, gdy straciła równowagę. Instynktownie chwyciła za poręcz, by uratować się przed upadkiem, lecz nie przewidziała tego, że jej powierzchnia będzie śliska. Palce kobiety zaledwie musnęły celu, a ona sama zaliczyła bolesne zderzenie z masywną kolumną.  
- Nie patrz tak na mnie, to twoja wina! Kazałeś mi trzymać się blisko ciebie – broniła się, gdy Harry posłał jej karcące spojrzenie.
- Zostań tu – rzucił tylko przyciszonym, aczkolwiek władczym tonem i, nie dając jej szans na sprzeciw, ruszył przed siebie z wyciągniętą w pogotowiu różdżką.
- Hau… - rzuciła z przekąsem rudowłosa, obrzucając plecy mężczyzny wściekłym spojrzeniem, ten jednak nie zaszczycił jej nawet przelotnym zerknięciem. Ginny odczekała chwilę i upewniwszy się, że przyjaciel jest w stosunkowo bezpiecznej odległości, z zaciętą miną ruszyła za nim.
Harry wyczarował przed sobą niewidzialną tarczę i przekręcił okrągłą, drewnianą klamkę, wstrzymując przy tym oddech. Drzwi ustąpiły bezszelestnie, a z wnętrza mieszkania dobiegł go nieprzyjemny, drażniący odór. W tym momencie cieszył się, że przyjaciółka została dwa piętra niżej. Pchnął drzwi i rozejrzał się czujnie po wnętrzu. To, co zobaczył, sprawiło, że jego gardło ścisnął strach. Poprzewracane i połamane meble, zdarta tapeta w przedpokoju, mnóstwo szkła i porozrzucanych rupieci. Gdzieś z głębi mieszkania dobiegł go dźwięk przypominający skomlenie. Nie zastanawiając się dłużej, ruszył w stronę źródła odgłosu. Widząc zaschniętą krew rozmazaną na szafkach i ścianach, poczuł gęsią skórkę na plecach. Na dźwięk wciąganego ze świstem powietrza, błyskawicznie odwrócił się na pięcie. Widok wstrząśniętej twarzy Ginny sprawił, że odzyskał władzę nad własnym głosem. I już otwierał usta, by ją wyprosić, gdy ich spojrzenia skrzyżowały się na ułamek sekundy. Ostatecznie pokręcił tylko głową i gestem nakazał, aby została tam, gdzie stoi. Kobieta po chwili wahania skinęła głową i ciasno oplotła się rękoma. Posłał jej blady uśmiech, próbując zapewnić, że wszystko będzie dobrze, choć w zasadzie sam nie potrafił do końca w to uwierzyć. I już miał się odwrócić, by kontynuować przeszukiwanie mieszkania, gdy oczy jego przyjaciółki rozszerzyły się z przerażenia. Odwrócił się szybko w kierunku, gdzie spoczął wzrok rudowłosej i poczuł jak powietrze uchodzi z niego jak z przebitego balona. Przed nim stał mężczyzna, choć na pierwszy rzut oka bardziej przypominał upiora niż człowieka. Brudna, podarta gdzieniegdzie szata odsłaniała okaleczone ciało czarodzieja, a w innych miejscach przyklejona była do świeżych ran. Długa broda nieudolnie kamuflowała zaognione rany na twarzy i szyi mężczyzny. Wyglądało to tak, jakby paznokciami zdarł  stamtąd skórę, o czym świadczyły także ubrudzone krwią dłonie, w których aktualnie trzymał różdżkę. Harry, starając się nie wykonywać gwałtownych ruchów, zrobił krok w jego stronę. Nie był pewny reakcji czarodzieja, gdyż w jego oczach widział przede wszystkim szaleńczy strach, graniczący z obłędem.
- Kto ci to zrobił, przyjacielu? – wyszeptał, zdruzgotany widokiem złamanego i zaszczutego Szefa Aurorów.
- Nie dostaniecie mnie żywego – wychrypiał Kingsley, unosząc różdżkę i celując nią na zmianę w przybyszów.
- On nas nie poznaje - wykrztusiła Ginny, łamiącym się głosem.
- Shacklebolt, to ja, Harry - zaczął łagodnym tonem, jakby nakłaniał wystraszone dziecko do opuszczenia swojej kryjówki. Czarnoskóry mężczyzna zmrużył oczy i spojrzał na niego podejrzliwie, dając znak, że go słyszy, lecz nadal nie opuszczał różdżki. Harry, uznając to za dobry znak, kontynuował – Poznajesz mnie? Jestem Harry Potter…Pracujemy razem…Przyjaźnimy się…Poznajesz mnie? – zapytał zdławionym głosem, błagając wszystkie bóstwa, o jakich słyszał, aby Shacklebolt dał jakikolwiek znak, że rozpoznaje go. – To Ginny Weasley – dodał, widząc, że uwaga mężczyzny przeniosła się na skamieniałą sylwetkę rudowłosej.
Gdzie ten Zabini – zaklął w myślach, starając się zachować spokój i zastanawiając się, co powinien zrobić. Nie chciał oszałamiać mężczyzny, aby bardziej mu nie zaszkodzić. Blaise mógłby go uśpić i w duchu liczył na to, że magomedyk weźmie ze sobą Eliksir Słodkiego Snu. Drgnął, gdy Kingsley wykonał krok w stronę pobladłej kobiety.
- Wysłałeś mi patronusa, pamiętasz? – zapytał, starając się skupić uwagę czarnoskórego z powrotem na sobie.  – Pamiętasz? Prosiłeś o pomoc…
- Pomoc… - powtórzył wolno, patrząc na Harry’ego zamglonym wzrokiem, a ten na potwierdzenie jego słów skinął głową.
- Harry? – zapytał słabym głosem, po raz pierwszy patrząc na mężczyznę w miarę przytomnym spojrzeniem.
- Przyszliśmy ci pomóc. Zaraz zjawi się tu Blaise i zabierzemy cię do Munga - mówił pełnym napięcia głosem, robiąc kolejny krok w stronę opierającego się o futrynę i z trudnością oddychającego mężczyzny.
Rozejrzał się w poszukiwaniu jakiegoś naczynia, do którego mógłby wlać wodę i ucieszył się, gdy znalazł takowe przy oknie. Widok wycieńczonego przyjaciela wstrząsnął nim i brunet był pewien, że obraz ten będzie go prześladował przez długi czas. Podobnie jak wyrzuty sumienia, które teraz, dla dobra przyjaciela, starał się zepchnąć na boczny tor.
- Harry! – nim zdążył jakkolwiek zareagować, stracił równowagę i został przygnieciony przez coś ciężkiego. Stało się to tuż przed tym, jak zielony promień światła minął jego głowę o cal. Otworzył oczy zdezorientowany tym, co się przed chwilą stało i uniósł głowę pulsującą od uderzenia w oparcie fotela. Pierwsze, co ujrzał to spetryfikowane ciało Kingsleya, który chwilę temu próbował go zabić. Stłumił jęk, gdy coś kościstego, opierając się o jego klatkę piersiową, próbowało z niego zejść.
- Czy choć raz nie możesz wykonać prostego polecenia? – stęknął stłumiwszy jęk.  Widząc poczochraną, rudą czuprynę, a zaraz potem parę przestraszonych, czekoladowych tęczówek, uśmiechnął się uspokajająco, dając znak kobiecie, że jest cały.
- Nie ma za co, Potter – rzuciła z przekąsem, starając się utrzymać ten sam nonszalancki ton, co mężczyzna, lecz już chwilę później jej broda niebezpiecznie zadrżała, oczy zaszły łzami, a z gardła wydobył się niekontrolowany szloch.
Harry bez zastanowienia przytulił kobietę do siebie i uspokajająco gładził jej plecy. Nie odzywał się. Z doświadczenia wiedział, że nie tego potrzebuje Ginny. W ciągu ostatnich dwudziestu minut rudowłosa wykazała się niesamowitą odwagą i opanowaniem. Bał się pomyśleć, co stałoby się, gdyby jej tu z nim nie było. Zdawał sobie też sprawę z tego, że musiało ją to wiele kosztować. Bo wbrew pozorom panna Weasley nie była tak silna i nieustraszona, jak uparcie starała się do tego wszystkich przekonać. Oprócz tego, była też wrażliwą i delikatną kobietą. Nawet jeśli sama twierdziła inaczej.
- Dziękuję – powiedział łagodnym tonem i pocałował ją w rozgrzane czoło.
- Przez chwilę bałam się, że nie zdążę…że stracę i ciebie…
- Cii…Zdążyłaś – uspokajał ją, czując ukłucie smutku na wzmiankę o tej bolesnej stracie. W odpowiedzi kobieta mocniej do niego przylgnęła i rozpłakała się jeszcze bardziej. Odwzajemnił uścisk i przemknęło mu przez myśl, że Ginny zawsze będzie dla niego ważna, że zawsze będzie ją kochał.
Drzwi otworzyły się gwałtownie i do środka wpadł zdyszany Blaise Zabini z wysoko uniesioną różdżką i torbą lekarską przewieszoną przez ramię. Wyglądał tak jakby właśnie przebiegł mały maraton. Było to poniekąd prawdą. Gdy tylko zobaczył zieloną poświatę śmiercionośnej klątwy w oknie, rzucił się przed siebie. Nie darowałby sobie, gdyby przez jego zwłokę, Potterowi stała się krzywda. Wciąż pamiętał, ile zawdzięczał temu mężczyźnie. Mimo, że Harry twierdził inaczej, to on dalej czuł, że ma wobec niego dług wdzięczności. Dług, który w przyszłości zamierzał spłacić. Bo Blaise Zabini spłacał swoje długi. Na widok leżącej na podłodze, przytulonej do siebie pary wszelkie cieplejsze uczucia, jakie żywił do osoby Wybrańca, jakby wyparowały. Rysy jego twarzy stężały, a ręka, w której trzymał różdżkę, niebezpiecznie zadrżała. Zaskoczona para nieznacznie się od siebie odsunęła, lecz Harry nie wypuścił kobiety z opiekuńczego uścisku. Blaise nie odpowiedział, gdy ten skinął mu głową. Zamiast tego rzucił przelotne spojrzenie w stronę Ginny. Weasley była cała czerwona od płaczu i potargana tak, że kilka zbłąkanych kosmyków przykleiło się do spoconego czoła. Jej ciałem nie wstrząsały już dreszcze, ale z oczu wciąż płynęły łzy. Tylko raz widział ją w podobnym stanie i to wtedy chyba po raz pierwszy jego serce zabiło szybciej. Wtedy jednak była z Harrym, a on był początkującym magomedykiem na stażu w Szpitalu Świętego Munga. Dodatkowo większość ludzi była do niego uprzedzona i zdystansowana z powodu śmierciożerczej przeszłości. Przy Wybrańcu był nikim. Doskonale pamiętał tamto uczucie, które w tej chwili powróciło do niego niczym bumerang. Fakt, że Ginny uparcie unikała jego spojrzenia, kryjąc twarz w zagłębieniu szyi Pottera, jeszcze bardziej utwierdzał go w przekonaniu, że dla Weasley nigdy nie będzie dość dobry. Bo nigdy nie będzie Harrym Potterem.
 Przez chwilę przyglądał się parze w milczeniu, po czym z kamienną twarzą ruszył w stronę spetryfikowanego Kingsleya. Zacisnął usta w wąską linię, widząc w jakim stanie jest czarodziej. Wyjął ampułkę eliksiru przeciwbólowego oraz nasennego i mieszając mikstury przygotował zastrzyk. Dopiero po podaniu mężczyźnie lekarstwa, zdjął z niego zaklęcie. Następnie wyczarował niewidzialne nosze i ostrożnie przelewitował na nie nieprzytomnego Shacklebolta.
- Zabieram go do kliniki – rzucił oschłym głosem i, nie czekając na odpowiedź, ruszył w stronę wyjścia. Tuż przy drzwiach odwrócił się w stronę obserwującej go pary i dodał – Powinnaś iść ze mną, Weasley. Nie mam przy sobie nic na uspokojenie, a wydaje mi się, że w tej chwili coś takiego by ci się przydało.
- Dzi…Dziękuję, ale poradzę sobie – powiedziała cicho i uśmiechnęła się niepewnie, a on skinął tylko głową, choć w rzeczywistości nie zgadzał się z decyzją kobiety.
Ginny jednak nie zamierzała uciszać emocji. Kiedyś w ten sposób tłumiła ból. Eliksir otępiał zmysły i wprowadzał w stan błogiego upojenia. Zagłuszał wszystkie zewnętrzne bodźce i sprowadzał sen. Dzięki niemu nie musiała pamiętać o…o nim. Pamiętała natomiast tą bezsilność, niemoc i poczucie zdrady. To powinna być jej decyzja. Nikt, absolutnie nikt nie miał prawa podejmować jej za nią. Już nigdy nie chciała czuć czegoś podobnego. Nigdy nie chciała czuć się ubezwłasnowolniona. Nigdy więcej.
-  Zajmij się Kingsleyem, Blaise. Zaopiekuję się, Ginny – oznajmił Harry, doskonale zdając sobie sprawę z pobudek, które kierowały kobietą.
- W to nie wątpię – warknął mężczyzna i rzucił w stronę bruneta wymuszony, zimny uśmiech. W odpowiedzi Harry uniósł brwi w geście zdziwienia, co Zabini zignorował i bez słowa opuścił mieszkanie. 
- Ginny, bardzo cię teraz potrzebuje - zaczął Potter, ignorując irracjonalne zachowanie mężczyzny i spojrzał łagodnie na starającą się pozbierać kobietę.
Słysząc miękki ton głosu Harry’ego, podniosła zaskoczona wzrok. Dla tego mężczyzny mogłaby zrobić wszystko. Wszystko poza wybaczeniem – usłyszała smutny głosik w głowie. Wiedziała, o co ją poprosi, jeszcze przed tym nim to zrobił.
- Jesteś pewien? – Zapytała patrząc mu prosto w oczy, a on posłał jej przepraszające spojrzenie.
Cały Harry – pomyślała, uśmiechając się blado, by pokazać mężczyźnie, że już się uspokoiła i da radę pracować.
- Jeżeli nie czujesz się na siłach, zrozumiem. Wolałbym jednak, żebyś to była ty, Ginny. 
- Znajdziemy tego, kto za tym stoi, Harry – zapewniła, głaszcząc policzek mężczyzny i uśmiechając się do niego delikatnie. Potter posłał jej jedno z tych swoich nieodgadnionych spojrzeń, których nigdy nie nauczyła się rozszyfrowywać i odwzajemnił uśmiech. – To, co ma zawierać artykuł? – Zapytała bardziej rzeczowym głosem.
- Daję ci wolną rękę. Chcę tylko, by morderca myślał, że Kingsley żyje… i ma się dobrze…

***

- Pytasz o to niewłaściwą osobę, Draco – powiedziała ledwo słyszalnym szeptem, spuszczając głowę, by choć na chwilę uciec od tych stalowych tęczówek, które czytały z niej jak z otwartej księgi.
Mężczyzna ściągnął brwi w geście niezrozumienia i, nie chcąc spłoszyć kobiety, odparł łagodnym głosem - Nie rozumiem. Możesz jaśniej?
- Bo zadałeś to pytanie osobie, która była o krok od zakochania się w tobie – wyrzuciła z siebie z żalem, patrząc mu prosto w oczy.
Widziała początkowy szok i niedowierzanie, malujące się na twarzy mężczyzny, które powoli zostawały wypierane przez niedowierzanie pomieszane z radością. Ona jednak zachowała powagę. Wiedziała bowiem, że jej następne słowa bardzo go zranią. Sama odczuwała tępy, pulsujący ból na myśl o tym, co musi zrobić. To jednak było nieuniknione. Przecież jeszcze parę godzin temu była pewna swojej decyzji. Dlaczego wobec tego teraz targały nią wątpliwości?  – Dlatego chcę, żebyś zniknął z mojego życia. Pozwól mi odejść tak jak wtedy…dla dobra nas obojga.
Słowa wypłynęły z jej ust niczym wyuczona formułka zaklęcia - bezbarwnie i bez zająknięcia. Tak jak się spodziewała, cała radość prysła niczym bańka mydlana, a mężczyzna wyglądał tak, jakby nie bardzo rozumiał, co się przed chwilą wydarzyło. Pierwszy raz widziała go w takim wydaniu. Skojarzył jej się z małym, zagubionym i bezbronnym chłopcem, który niesłusznie został ukarany. Odkrył przed nią swoje uczucia i został odtrącony. I mimo, że w tej chwili najchętniej odwołałaby wszystko, co przed chwilą powiedziała, to uparcie milczała i wbijała sobie mocno paznokcie w skórę dłoni.
Wiedziała jednak, że to jedyny właściwy sposób. Draco jej nie kochał. Odrzuciła go, ale nie złamała mu serca. Malfoy trochę pocierpi, ale szybko mu przejdzie. Bo kimże właściwie była dla niego? Wyzwaniem, kolejną zachcianką, kaprysem? Skąd miała to wiedzieć, skoro mężczyzna nie wyjaśnił jej powodów tego nagłego zainteresowania jej osobą. Nieraz przecież słyszała, gdy mówił Harry’emu, że małe miłostki są jak przeziębienie, bo szybko przechodzą. A ona nie chciała być rozrywką rozpieszczonego paniczyka. Chciała czegoś więcej. W głębi serca marzyła o prawdziwym uczuciu, chciała kochać i być kochaną. Wiktor dał jej jasno do zrozumienia, że pragnie tego samego, że ona jest dla niego wszystkim. Nie mogła i nie chciała go zranić. Nie chciała opuszczać bezpiecznej przystani, by w przypływie fascynacji dla nieznanego wypłynąć na nowe, kapryśne wody. Po tych wszystkich szalonych i niebezpiecznych przygodach potrzebowała nudnej stabilizacji i bezpieczeństwa.
- Słyszałeś, co powiedziała, Malfoy?
Ostry głos mężczyzny stojącego w drzwiach kuchni docierał do blondyna jakby z oddali. Nawet się nie odwrócił w jego stronę. Stał w tym samym miejscu, analizując to, co stało się przed chwilą między nim a Hermioną. Czyżby zrobił coś nie tak? Dlaczego uważała, że to rozwiązanie będzie dobre dla niego? Czy wtedy odeszła, bo myślała, że jest mu obojętna? Co by zrobiła, gdyby wyznał, że w chwili, gdy go odrzuciła, bicie jego serca jakby spowolniło. Czy gdyby ją wtedy zatrzymał, dałaby im szansę?  
- Przepraszam - powiedziała bezgłośnie, muskając jego lodowatą dłoń, uniemożliwiającą jej zsunięcie się z kuchennej wysepki.
Bez słowa wolno odsunął rękę, patrząc na kobietę pustym wzrokiem. Czuł się tak, jakby coś rozrywało go od środka. Zupełnie jakby stracił jakąś ważną część siebie, która gwarantowała mu normalne funkcjonowanie oraz wyzwalała siłę na udowadnianie innym, że nie jest taki jak jego ojciec, na ciągłą walkę z uprzedzeniami i przeszkodami. Świadomość tego sprawiła, że wypełniło go uczucie wewnętrznego chłodu, paniki i goryczy. Zupełnie, jakby wraz ze stratą kobiety, tracił nadzieję. Tę samą, którą Hermiona podarowała mu na dachu w Wieży Astronomicznej i która obudziła w nim wiarę.
Granger jako jedyna potrafiła wykrzyczeć mu prawdę prosto w twarz, krytykowała jego sposób postępowania, stawiała przed nim wyzwania i przy tym zawieszała wysoko poprzeczkę. Tylko ona potrafiła sprawić, że zaczął kwestionować wszystko, w co wierzył, że jest tym, czego on pragnął. Na początku ich relacje polegały na nieustępliwej rywalizacji. Nie mogąc utrzeć nosa temu zarozumiałemu babsku, musiał jednak zmienić taktykę. Aby wygrać, postanowił ją poznać. Wszystko to, by zrozumieć przeciwnika. Bezczelnie wkroczył do życia kobiety, a to, co zobaczył, zafascynowało go do tego stopnia, że nie chciał go opuszczać. Bo zdał sobie sprawę z tego, że pragnie stać się stałym fragmentem tej małej części świata, do którego należy czarownica.  Zastanawiał się, co mógłby zrobić, aby udowodnić jej, że dla niej jest w stanie zrobić więcej.
Kobieta zsunęła się z wysepki, a jako że on dalej stał w tym samym miejscu, wpadła na niego. Jego ramiona jakby instynktownie ją podtrzymały, a ich spojrzenia skrzyżowały się na moment. Zbyt krótki jak dla niego.
Hermiona usilnie walcząc z sobą odwróciła zaszklony wzrok i najwolniej jak się dało wysunęła dłonie z uścisku Dracona. Spuściła głowę, zerkając na ich splecione palce i nieświadomie uśmiechnęła się delikatnie. Wszystko to trwało niecałe trzydzieści sekund. Ich ostatnie trzydzieści sekund. Trzydzieści sekund, które każde z nich chciało ukraść i zapamiętać. Zupełnie tak, jakby było to ostatnich trzydzieści sekund, gdy mogli udawać, że gdyby on zdołał odsunąć jej lęk, niepewność i poczucie winy, to mieliby szansę być razem. Gdyby tylko zrobił cokolwiek, by ją zatrzymać…
Gdy kobieta odsunęła się od niego na dobre, Draco wciąż stał nieruchomo w tym samym miejscu. Słysząc jej oddalające się kroki, zamknął oczy. Nie wiedział, jak powinien się zachować, a tym bardziej jak poradzić sobie z tym bałaganem wewnątrz siebie.
- Wiktorze? – Dobiegł go niepewny głos szatynki i zaintrygowany wytężył słuch.
- Zostaw nas – uśmiechnął się ironicznie, słysząc słowa Bułgara. Bo jeżeli mężczyzna liczył na to, że ponownie mu się poszczęści i go uderzy, to czeka go bardzo bolesne rozczarowanie.
- Obiecałeś mi, że… - zaczęła poddenerwowanym głosem kobieta, a Draco z łatwością mógł wyobrazić sobie jej wyraz twarzy. Reakcje jej ciała opanował do perfekcji. No może prawie do perfekcji.
- Ty też mi coś obiecałaś, Hermiono! – Warknął mężczyzna do swojej narzeczonej. – Skoro ja byłem na tyle wyrozumiały, że pozwoliłem pożegnać ci się z twoim kochasiem, to i ty odpłać mi się tym samym i zaufaj mi – wyrzucił z siebie, a Draco zacisnął zęby, słysząc jak to skrzyżowanie kaczki z mułem traktuje jego Granger.
- Nie mów do mnie tym tonem – usłyszał zdławiony głos kobiety i poczuł, że dłużej nie będzie tego znosił. Odwrócił się, opierając o wysepkę, i skrzyżował ręce na klatce piersiowej. Z wyrazu jego twarzy nie dało się nic wyczytać. Maskowanie emocji było dla niego dziecinnie prostym zadaniem.
- W porządku, Granger. Możesz spokojnie wrócić do reszty. Obiecuję, że odzyskasz chłoptasia w jednym kawałku – rzucił z przekąsem w przestrzeń, czym zwrócił na siebie uwagę kłócącej się pary.
- Draco, nie wtrącaj się - zaczęła Hermiona, patrząc na niego w taki sposób, jakby prosiła o to, by nie pogarszał sytuacji.
- Zostaw nas w końcu samych!  - Wrzasnął Wiktor, tracąc panowanie nad sobą, a Hermiona zaskoczona jego wybuchem drgnęła i zrobiła krok do tyłu. Draco zmrużył niebezpiecznie oczy, starając się utrzymać nerwy na wodzy. Wiktor reflektując się zrobił skruszoną minę i dodał już łagodnym głosem – Przepraszam. Chciałem powiedzieć, że Pansy wszędzie cię szuka, bo ma ci coś ważnego do przekazania.
Hermiona przez chwilę mierzyła mężczyznę podejrzliwym spojrzeniem i dopiero po dłuższej chwili wahania odwróciła się w stronę wyjścia. Nim jednak zniknęła na dobre, niepewnie spojrzała przez ramię na Dracona.
- Nie masz prawa mieszać jej w głowie, Malfoy! –Zaatakował, gdy tylko kobieta opuściła kuchnię.
- A ty nie masz prawa tak jej traktować. Po tym, co widziałem, dziwię się, że wybrała ciebie.
- Ktoś taki jak ty nie będzie mnie pouczał, zdrajco! – Krzyknął brunet, zaciskając dłonie w pięści.
- Cóż za riposta, Krum. Szkoda tylko, że poniżej poziomu intelektualnego, do którego nie schodzę – zakpił blondyn, mierząc rywala pogardliwym spojrzeniem.
- Bo niżej niż ty nie da się upaść, Malfoy. Były Śmierciożerca bez honoru, godności, twarzy i pieniędzy, który sprzedał ojca, żeby ratować własny tyłek, a matkę zamknął w psychiatryku i zaczął wchodzić w dupę samemu Wybrańcowi. Pottera mogłeś oszukać, Malfoy, ale precz od Hermiony! Ona jest moja! – Wybuchnął Wiktor, podchodząc do Dracona i szturchając go w klatkę piersiową.
Instynktownie chwycił za zbliżającą się w jego kierunku, zaciśniętą w pięść rękę mężczyzny i z łatwością wykręcił mu ją do tyłu tak, że Bułgar został zmuszony do zgięcia się w pół. Następnie, cały czas wykręcając prawą rękę mężczyzny, Draco bez pardonu przyparł rywala do wysepki i swoją wolną ręką przytrzymał jego głowę na blacie szafki, unieruchamiając go tym samym.
- Posłuchaj mnie uważnie, Krum – wysyczał mu lodowatym głosem, przyprawiając rozbrojonego mężczyznę o ciarki na plecach. – Nie zmienię swojej przeszłości. Doskonale pamiętam, co i jak robiłem. Chętnie mogę ci to zademonstrować, jeśli ładnie poprosisz. Nikogo nie musiałem błagać o łaskę. Ktoś zdecydował, że da mi drugą szansę, a ja z niej skorzystałem. Nie mam zamiaru tłumaczyć się komuś tak ograniczonemu jak ty, jak to jest być na służbie u Czarnego Pana. Nie masz prawa wypowiadać się o sprawach, o których nie masz bladego pojęcia…I nie nadwyrężaj mojej dobroci, bo co prawda obiecałem Granger, że wrócisz do niej w jednym kawałku, ale jak usłyszę jeszcze choćby słowo o mojej matce, to bez mrugnięcia okiem złamię daną Hermionie obietnice.
- Perfekcyjny kłamca z ciebie, Malfoy. Ale czego innego spodziewać się po kimś, kto z zimną krwią zamordował samego Dumbledora i wmówił wszystkim, że… - wydusił z siebie Wiktor, szamocząc się bezskutecznie, by uwolnić się z żelaznego uścisku mężczyzny. Dracon jednak nie pozwolił mu skończyć.
- Mnie śmiesz nazywać kłamcą, Krum? – Zapytał, ściszając głos praktycznie do szeptu i nachylając się nad jego uchem dodał – To nie ja okłamuję narzeczoną o tym, że dostałem propozycję pracy w składzie trenerskim…
- Nic o mnie nie wiesz ty popieprzony sukinsynu - wszedł mu w słowo Bułgar, a Draco uniósł jego głowę, ciągnąc za włosy, po czym z powrotem boleśnie uderzył nią o blat wysepki.
- Wiem, że łżesz, Krum! – Warknął blondyn z trudem hamując ogarniającą go furię. – Tak się składa, że ojciec mojego kolegi z Hogwartu od wielu lat trenuje tą drużynę, a gdy ostatnio rozmawiałem z Adrianem, nie wspominał, aby stary Pucey przechodził na emeryturę. Zamierzałeś wyznać Hermionie, że jesteś takim nieudacznikiem, że wykopali cię z reprezentacji i chcesz zaciągnąć ją do tej swojej zapchlonej Bułgarii, aby…
- O czym ty mówisz, Malfoy? – Urwał, gdy kobiecy głos przerwał mu jego tyradę i spojrzał w kierunku drzwi, gdzie stała zdezorientowana szatynka. - Wydaje mi się, że twój NARZECZONY sam powinien wyznać ci swoje grzechy – oznajmił bez cienia uśmiechu, podkreślając z ironią słowo „narzeczony”, co nie uszło uwadze kobiety.
- W takim razie bądź łaskaw go puścić i umożliwić to – dodała z naciskiem, nie spuszczając wzroku z jego twarzy i starając się coś z niej wyczytać. Przez chwilę mierzyli się spojrzeniami, po czym blondyn, nie odrywając od niej wzroku, nachylił się nad rywalem i zażądał – Przekonaj mnie, to pozwolę ci odejść.
Hermiona wciągnęła ze świstem powietrze, patrząc z niedowierzaniem na mężczyznę. Wiedziała, że słowa pozornie skierowane do Wiktora, w rzeczywistości są skierowane do niej. Nie słysząc jej odpowiedzi, Draco uśmiechnął się triumfująco.
- Wiedziałem, że blefujesz, Granger – oznajmił, nawiązując do jej żądania, by zniknął z jej życia i posłał jej łobuzerski uśmiech, a następnie zwrócił się już bezpośrednio do Bułgara.  – No, Krum! To poproś ładnie, a oddam cię Granger, tak jak obiecałem, w jednym kawałku. Choć sądząc po jej minie, bezpieczniejszy będziesz w moich ramionach…
- Malfoy! Puść go do cholery! – Warknęła szatynka, ruszając w stronę blondyna, by uwolnić swojego narzeczonego. Blondyn mocniej wykręcił rękę Bułgara i z rozbawieniem, przyglądał się zmierzającej w jego kierunku czarownicy. Uśmiechnął się do niej czarująco, nic sobie nie robiąc z szamotaniny i przekleństw Kruma. Jego uśmiech powiększył się jeszcze bardziej, gdy wyprowadzona z równowagi Hermiona wyciągnęła różdżkę.
- Uwielbiam ten twój ognisty temperament – zironizował, poruszając sugestywnie brwiami, a z różdżki kobiety posypały się ostrzegawczo czerwone iskry.
- Mam nadzieję, że słyszałeś, że przy ogniu łatwo poparzyć sobie palce.
- Od dziecka lubiłem igrać z ogniem – zapewnił zmysłowo, nachylając się nad kobietą tak, że ta musiała się odchylić, a jego musnęły ucho.
- Ok, puść mnie! – Wrzasnął rozjuszony Wiktor, nie mogąc już znieść tego przeklętego napięcia, które unosiło się w powietrzu między jego narzeczoną, a tym przeklętym eks- Śmierciożercą. – Proszę! – Dodał, gdy Malfoy nie zareagował.
Draco uśmiechnął się triumfalnie i nie odrywając przeszywającego spojrzenia od Hermiony, puścił upokorzonego rywala, by następnie bez słowa ruszyć w stronę wyjścia.
- Na Merlina! Wy tu ciągle jesteście? Wiktor miał…. – Krzyczała zdenerwowana Pansy, wbiegając do kuchni, a trzy pary oczu zwróciły się w jej stronę. Dwie z zaciekawieniem, a jedna ze skruchą. Parkinson bardzo szybko oceniła sytuację, jednak postanowiła niczego nie komentować. Przynajmniej na razie… - Kingsley jest w bardzo ciężkim stanie w Mungu. Ktoś próbował go zamordować w jego mieszkaniu…

***

 Od kilku dni nie wychodziła ze swojej komnaty.  Oliwander i Oliwer chuchali na nią i dmuchali, starając się nie narażać jej na niepotrzebny stres, przez który mogłoby dojść do kolejnego ataku. A wszystko przez jeden niewinny tajfun, który wywołała. Należy przy tym wspomnieć, że przyczyną tego była ucieczka ze Strażnicy grupy Śmierciożerców. Wieść o jej niedyspozycji zachęciła co odważniejszych do buntu. Strach pomyśleć, co by się stało, gdyby udało im się przedostać na drugi brzeg. Powinni się cieszyć, że byli już na statku, gdy się o tym dowiedziała. Tajfun był tylko małą namiastką jej gniewu.
Nie zmieniało to faktu, że nadopiekuńczość mężczyzn zaczynała działać jej na nerwy. Na początku nie miała nic przeciwko takiej pielęgnacji. Trzy rytuały poważnie nadszarpnęły jej siły. W dodatku kumulacja tak ogromnej ilości magii sprawiła, że moc zaczynała wymykać się spod jej kontroli. Ludzkie ciało było za słabe do utrzymania takiej potęgi w ryzach. Stąd wybuchy gniewu, omdlenia, duszności, krwawienia z nosa i inne uciążliwe dolegliwości. Wtedy też Garric wpadł na genialny pomysł, aby ta bezczelna smarkula, Karma, nauczyła ją „trudnej” sztuki medytacji, dzięki której będzie w stanie okiełznać drzemiącą w niej siłę. Starała się, naprawdę starała się nie zrobić jej krzywdy. Jednak, gdy córka Ollivandera użyła legimencji i naruszyła jej prywatność, musiała dać dziewczynie nauczkę. Uznała, że czas najwyższy pokazać tej słodkiej wróżce, gdzie jest jej miejsce. Zupełnie jakby nie miała innych problemów, niż uczenie dobrych manier tej małej, irytującej trzpiotki.
- Stary dureń – prychnęła na wspomnienie Garrica, a jej nieodłączny towarzysz, kruk, wydał z siebie złowróżbny skrzek. – Też to czujesz, przyjacielu? – Zapytała, gładząc opuszkami palców błyszczące, miękkie pióra na grzbiecie ptaka. – Coś się zbliża… W snach nawiedza mnie ciągle ta sama wizja. Nie potrafię jej zinterpretować. Czuję jednak, że to coś da początek nowemu.
- Możesz mi powiedzieć, dlaczego to zrobiłaś? – Z zadumy wyrwał ją tłumiony od złości głos Oliwera. Uśmiechnęła się pod nosem, czując niewymowną satysfakcję.
- Bo mogę? – Odbiła piłeczkę, patrząc wyzywająco w oczy mężczyźnie. Jego rycerskość w stosunku do równie bezbronnych, co irytujących ludzi powoli przestawała ją bawić.
- Obiecałaś, że ją oszczędzisz… Dałaś słowo Garric’owi… mnie… - dodał tonem pełnym niedowierzania, a kobieta całą siłą woli zmusiła się, aby nie przewrócić oczami.
 Bez słowa wyminęła mężczyznę i, zarzucając na siebie długi, aksamitny, czarny szlafrok, rozsiadła się w fotelu.
- I je złamałam. Zrobiłam to, co musiałam. Karma zasłużyła na karę – oznajmiła bez wyrzutów sumienia.  – Coś jeszcze?
- Tyle jest warte twoje słowo? – Zapytał, nie dając za wygraną i nie ukrywając już goryczy w głosie.
- Co chcesz usłyszeć, Oliwerze? – Zapytała niskim, zmysłowym głosem i wolnym krokiem podeszła do swojego generała. – Obydwoje wiemy, że ta wojna wymaga ofiar. A co do Karmy, to tak poniosło mnie. Ostatnio nie panuję nad sobą. Ta smarkula powinna być wdzięczna, że żyje…
- Przestań… - warknął, nie mogąc dłużej tego słuchać.
Był przerażony zachowaniem ukochanej. Za wszystko jednak obwiniał czarną magię, którą zaczęła praktykować kobieta. Eva nie była zła. Znał ją. Był pewien, że jej czyny są efektem chwilowego załamania nerwowego i zachwiania równowagi. Oliwer nie dostrzegał natomiast, że zachowuje się tak, jakby wciąż naiwnie wierzył, że jest w stanie ocalić ukochaną i nie pozwolić jej zatonąć w otaczającym ją mroku.
- Ona jest niewinnym dzieckiem. Nie traktuj jej jak kolejnego pionka w swojej grze…
- Uważaj, żebyś nie przekroczył granicy, Oliwerze – powiedziała, mrużąc oczy i ponownie siadając w wygodnym fotelu. - A gdyby umknął ci pewien szczegół, to przypominam ci, że Karma jest moim zakładnikiem i to ja zdecyduję o jej losie. Sam ją do mnie przyprowadziłeś, nie pamiętasz? – Dodała niby mimochodem i sięgnęła po poranny numer Proroka Codziennego.
Oliwer zaczynał wyprowadzać ją z równowagi swoim moralizatorskim wykładem. Nie miała teraz ani czasu, ani ochoty, aby pomóc mu uspokoić swoje szlachetne, a dla niej wręcz upierdliwe, sumienie. Miała teraz inne problemy na głowie, jak na przykład zdyscyplinowanie swojej armii i nie chodziło o posłusznych inferiusów, którzy tylko czekali na jej sygnał do ataku.
Wiedziała, że potężna armia potrzebuje równie potężnego przywódcy. Dlatego musiała udowodnić tym, którzy ośmielili się zwątpić w jej siłę, że popełnili błąd. Nurtowało ją jednak, czy w dalszym ciągu powinna ich zastraszać? Historia już wielokrotnie pokazała, że autorytet oparty na strachu daje jedynie ślepe i bezmyślne posłuszeństwo, a jej zdecydowanie przestało to wystarczać. Ostatnie wydarzenia pokazały, że taka władza jest słaba, bo opiera się tylko i wyłącznie na prymitywnym prawie silniejszego. Ona sama jest doskonałym przykładem, jak łatwo można stracić panowanie nad sytuacją, gdy nie trzyma się ręki na pulsie. Wystarczyła jej chwilowa niedyspozycja, aby cała armia odwróciła się od niej. Dlatego teraz nadszedł czas na zmianę taktyki. Dobry władca musi być przede wszystkim mądry. Powinien wiedzieć, jakimi ludźmi się otaczać i dostrzegać w nich potencjał, który da się wykorzystać. A Eva była pewna, że ta banda zbirów, która ją otaczała, z pewnością posiada niewykorzystany potencjał. Są silni, bezwzględni, okrutni i niebezpieczni. Przede wszystkim jednak nie mają nic do stracenia, a bardzo wiele do zyskania. Teraz priorytetem było dla niej zdobycie ich miłości i szacunku. W jakiś sposób musi sprawić, aby jej ludzie myśleli, że stoją za nią z własnej woli, że to jest ich wybór. Należy tylko umiejętnie ich zmanipulować, by zatańczyli tak jak ona im zagra. Czego jednak poddani mogą oczekiwać od swojej ukochanej królowej? Zerknęła na Oliwera, który zdenerwowany przechadzał się po komnacie i żywo gestykulował. Z boku wyglądało to pewnie tak, jakby słuchała go z uwagą. Prawda była jednak taka, że wcale nie musiała tego robić, żeby wiedzieć, co mówi. Westchnęła ciężko i oparła podbródek na dłoni.
Może powinna zapewnić im jakąś rozrywkę? – przemknęło jej przez myśl, gdy wróciła ponownie do swoich rozmyślań. Dla niej samej życie w ponurych murach Strażnicy było przykrą koniecznością, nad którą ze względu na nawał pracy nie miała czasu myśleć. Jednakże więźniowie pozostawieni sami sobie, najprawdopodobniej musieli wariować z nudów. Czego wobec tego może potrzebować banda mało inteligentnych, najemnych morderców? Co sprawiłoby przyjemność barbarzyńcy bez sumienia? Zastanawiała się, gładząc wolno wysłużone oparcie fotela i marząc, by Oliwer zamknął się wreszcie i zajął się nią. Może powinna wyprawić ucztę? Być może to dobry pomysł na początek. Choć zawsze istniało ryzyko, że pijani troglodyci rzucą się sobie do gardeł przy pierwszej okazji. Zniesmaczona uświadomiła sobie, że tego typu mężczyźni uwielbiają pijackie bijatyki. Walka, to dla nich dopiero zabawa! Myśl ta niczym lawina zrzuciła na nią rozwiązanie problemu. Igrzyska. Była pewna, że są one doskonałą formą rozrywki. Czuła też, że dzięki tym krwawym demonstracjom będzie mogła upiec dwie pieczenie na jednym rożnie. Oni będą się bawić, a ona wyselekcjonuję swoją armię. Stworzy wspólnotę nieczułych na ból, okrutnych i bezwzględnych gladiatorów. Będą walczyć i umierać, krzycząc imię swojej królowej. Nawet nie będzie musiała kreować im wspólnego wroga. Ministerstwo, blokując ich magię i skazując ich na dożywocie w tych murach, samo zgłosiło się na ochotnika. Kolejny raz spojrzała na swojego generała, taksując go uwodzicielskim spojrzeniem, lecz on ponownie ją zignorował. – Będziesz idealnym dowódcą, ukochany – sarknęła w myślach, uśmiechając się z zadowoleniem. Odnotowując, że Oliwer prawie kończy swoje kazanie, rozłożyła gazetę, aby nie musieć słuchać o swoim odkupieniu, miłości i innych farmazonach. Gdy tylko rzuciła okiem na okładkę, uśmiech z jej twarzy powoli znikał, a w oczach zapłonęła prawdziwa furia.
– Przeklęty Blackwell!  - Warknęła, zrywając się z fotela i odrzucając gazetę w drugi koniec komnaty.
- Evo… - zaczął niepewnie Oliwer, przerywając w połowie zdania i posyłając kobiecie zaskoczone spojrzenie, lecz ta nawet nie zwróciła na niego uwagi. Niczym błyskawica przecięła pokój, głośno trzaskając za sobą drzwiami. Oliwer miał dwa wyjścia. Mógł za nią pobiec i spróbować dowiedzieć się, co wyprowadziło ją z równowagi, narażając się przy tym na gniew rozjuszonej kobiety. Mógł też wybrać bezpieczniejszy wariant i przed konfrontacją z czarownicą poznać przyczynę jej gwałtownej reakcji. Decyzja nie była trudna. Z ciężkim westchnięciem ruszył w stronę porzuconej gazety…
***
- Durnie! Nie obchodzi mnie jak to zrobicie! Macie mi go tu przywlec! Żywego! I mam gdzieś, czy wywleczecie go z jego gabinetu w ministerstwie, czy rzucicie się na niego w biały dzień w centrum Londynu! Jeszcze dzisiaj Blackwell ma znaleźć się w Strażnicy!  - Wrzeszczała czując, że jej frustracja wreszcie znalazła źródło ujścia. Tym razem jednak wyglądało na to, że panuje nad nową mocą.
- Ależ, moja pani…bariery antyteleportacyjne są w dalszym ciągu aktywne, a promy odpływają z wyspy raz dziennie…Poza tym to MINISTER. Nie możemy zaatakować go w biały dzień, nie narażając się na ujawnienie…Potrzebujemy czasu, aby opracować plan działania… - zaczął pełnym uniżenia głosem jeden z więźniów dowodzących utworzonymi przez Oliwera plutonami, szkolonymi do ochrony Alcatraz. Nie dane mu jednak było skończyć, gdyż niewyobrażalna siła odrzuciła go do tyłu tak, że z głuchym łoskotem osunął się po przeciwległej ścianie, pozostawiając za sobą ciemnoczerwony szlak krwi. Rozejrzała się groźnie po pozostałych osobach zebranych w komnacie tronowej i siłą woli powstrzymała się przed rozerwaniem ich wszystkich. W tej chwili nie obchodziło ją także to, że zdarzenie sprzed chwili nie wpłynie dobrze na jej nowy wizerunek, który miała zamiar wykreować.  
 W tym samym momencie ciężkie wrota komnaty tronowej uchyliły się, a do środka ostrożnie wszedł Oliwer. Omiatając komnatę ponurym wzrokiem, posłał pytające spojrzenie ciężko oddychającej Evie.
- Zdaje się, że potrzebne będzie zastępstwo… Musisz lepiej szkolić swoich ludzi. W mojej armii nie ma miejsca dla osób kwestionujących rozkazy – oznajmiła ostrym głosem, zwracając się do generała, po czym obrzuciła zebrany pluton zimnym spojrzeniem.
Aby zyskać jeszcze trochę czasu na uciszenie burzy wewnątrz niej, wolnym krokiem przeszła między członkami plutonu, uważnie lustrując sylwetki mężczyzn, jakby oceniała towar na sprzedaż. W duchu musiała przyznać, że Oliwer bardzo dobrze ich wyszkolił. W zasadzie niczego innego po nim się nie spodziewała.
- Gratuluję, właśnie awansowałeś - rzuciła od niechcenia, wybierając wśród nich najwłaściwszego według niej nowego dowódcę plutonu. – Wyglądasz na mądrzejszego od swojego byłego przełożonego. Żywię nadzieję, że nie masz w zwyczaju podważać odgórnych decyzji? - Warknęła, taksując pobladłego mężczyznę, jakby upewniając się, że dokonała odpowiedniego wyboru, po czym dodała – Masz czas do północy.  I nie obchodzi mnie, jak to zrobisz. To, czy czarodzieje dowiedzą się o nas dzisiaj, czy jutro nie robi dla mnie różnicy. Zrozumiałeś? – Wysyczała, patrząc mężczyźnie prosto w oczy. - A teraz precz! – Warknęła, gdy ten sztywno skinął głową. Cały oddział błyskawicznie usunął się spod piorunującego wzroku swojej władczyni.
- Wypij ten napar. Pomoże ci uspokoić się – usłyszała łagodny głos, należący do Ollivandera. Zaśmiała się gorzko i mimo, że jej oczy zaszły łzami z powodu trudności w oddychaniu oraz nasilającego się kłucia w klatce piersiowej, nie przyjęła lekarstwa.
- Dlaczego jesteś dla mnie dobry? – Zapytała z goryczą, patrząc butnie w oczy starca. – Kazałam wychłostać twoją córkę… Czerpałam przyjemność widząc jej cierpienie, słysząc jej rozdzierający krzyk… - wypluła z siebie, robiąc chwiejny krok w kierunku Garrica.
W tej chwili nienawidziła tego mężczyzny każdym najmniejszym nerwem w swoim ciele. Nienawidziła go za jego dobroć, łagodność i przywiązanie. Gardziła nim za słabość i uległość. Przede wszystkim jednak nienawidziła tego naiwnego starca za to, że myślał, że swoją miłością i oddaniem ją ocali. Wierzył w nią tak, jak ona wierzyła w to, że on dotrzyma danego jej słowa i sprzeciwi się Pierwszej Kapłance. Jeśli jednak kiedykolwiek liczyła na to, że Ollivander nigdy nie pozwoli jej skrzywdzić, to grubo się przeliczyła. I dlatego, podobnie jak ona w dniu rytuału pozbyła się złudzeń, tak teraz i on gorzko się rozczaruje. Nigdy nie wybaczy mężczyźnie tej zdrady. Czarodziej wyglądał na zgnębionego i zmęczonego, jednak oprócz tego, że pobladł, zachował stoicki spokój.
- Karma popełniła błąd. Nie miała prawa wdzierać się do twojego umysłu. Nawet jeśli jej intencje pomocy tobie były szczere - wyszeptał, przymykając powieki.  - Wypij to, dziecko – powtórzył cierpliwym, ojcowskim tonem, wyciągając rękę z miksturą w stronę zgarbionej z narastającego bólu czarownicy. Zupełnie jak w okresie dzieciństwa, gdy troszczył się o nią, opowiadał fascynujące historie i towarzyszył na każdym etapie dorastania.
- Powinieneś chcieć mojej śmierci. Dlaczego więc mimo wszystko jesteś dla mnie dobry? – Wykrztusiła, zanosząc się kaszlem i odtrącając zaoferowane przez Oliwera ramię.
Młody mężczyzna posłał ukochanej niespokojne spojrzenie. Przeczuwał jak to może się skończyć, gdy starzec poda nieprawidłową odpowiedź. Wiedział jak wielki żal kobieta żywi do swojego przyszywanego opiekuna. Ollivander najwidoczniej również miał tego świadomość, gdyż spuścił wzrok i milczał. Oliwer bardzo mu współczuł. Był świadkiem tego, jak Garric przeżył moment, gdy strażnicy wnieśli do komnaty jego nieprzytomną i zakrwawioną córkę. Wiedział też, jak bardzo boli go fakt, że Karma cierpi z rozkazu Evy.  
- Odpowiedz! – Wrzasnęła kobieta, wyrywając go z nieprzyjemnych wspomnień i odtrącając rękę starszego mężczyzny tak, że wytrąciła mu z dłoni fiolkę z lekarstwem. Naczynie roztrzaskało się w drobny mak, a czarownica zatoczyła się do tyłu, opierając o kamienny postument, na którym spoczywała księga czarów. Oliwer ruszył w jej stronę, chcąc jej pomóc.
- Nie! – Zaoponowała, wyciągając dłoń, gdy gwardzista dotknął jej ramienia.
W rezultacie mężczyzna został odepchnięty od niej przez podobną siłę, której użyła, aby zabić dowódcę plutonu. Tym razem jednak panowała nad nią, dlatego też Oliwer nie skończył tak jak jego poprzednik. Oprócz silnego podmuchu powietrza mężczyzna poczuł również impuls elektryczny, który przeszedł przez całą długość jego kręgosłupa. Eva, przestraszona tym, że zaatakowała mężczyznę, ale i zaskoczona tym, że może kontrolować przepływający przez nią strumień magii, wstrzymała oddech. Przez chwilę z napięciem przyglądała się swoim dłoniom, a następnie przeniosła spojrzenie na pochodnie zawieszone na ścianach komnaty. Zafascynowana wpatrywała się w ogień, rzucający tańczące cienie na murze i nagle poczuła, jak brakujący element układanki trafił na swoje miejsce.
- Jak Najwyższa Kapłanka kontroluje swoją moc? – Zapytała opanowanym, zimnym głosem. Widać było, że nie tego spodziewał się Ollivander. To pytanie całkowicie zaskoczyło go i zbiło z tropu.
Eva uśmiechnęła się w duchu z satysfakcją, gdy w bladoniebieskich oczach Ollivandera ujrzała panikę. To wystarczyło, by potwierdzić jej teorię. Teraz tylko musiała odkryć, czym był katalizator. Starzec pokręcił głową, szukając wzrokiem ratunku u uważnie przyglądającego się mu młodego mężczyzny. Czarownica uniosła brwi, posyłając mu ponaglające spojrzenie, a gdy ten dalej milczał, uniosła dłoń, jakby leżało na nim niewidzialne piórko i wyciągnęła ją w stronę Garrica na wysokość swojego wzroku. Prawie niezauważalnie poruszyła palcami, jakby planowała bardzo wolno zacisnąć dłoń w pięść. Przez chwilę nic się nie działo. Dopiero po dłuższej chwili Ollivander zaczął się krztusić i złapał za gardło. Czarownica poczekała aż czerwony na twarzy czarodziej osunął się na kolana, a jego oczy zaszły łzami i dopiero wtedy cofnęła zaklęcie.
- Gorąco, prawda? Jeżeli nie zaczniesz mówić, mogę podgrzać jeszcze temperaturę… A wtedy zapamiętaj ten ból, bo umrzesz ze świadomością, że na takie samo cierpienie skazałeś swoją córkę - wysyczała, klękając naprzeciwko dławiącego się własną śliną mężczyzny i z autentycznym zainteresowaniem przyglądała się swojemu dziełu. Cierpliwie poczekała, aż Garric, kaszląc i łapiąc spazmatycznie powietrze, dojdzie do siebie. Wtedy wspaniałomyślnie podała mu dzban z winem, który Ollivander bez zastanowienia opróżnił jednym haustem.
- To jak? Bawimy się dalej? – Zapytała z promiennym uśmiechem, jakby zadawanie cierpienia innym sprawiało jej autentyczną radość.
- DOŚĆ! – Wydusił z siebie przerażony przebiegiem sytuacji Oliwer i podszedł do Evy, łapiąc ją za ramiona i zaciskając na nich mocno palce. – Nie pozwolę ci…
- Nie wtrącaj się! – Warknęła, wyszarpując się i ponownie odrzucając mężczyznę do tyłu. Tym razem jednak Oliwer wylądował na jej tronie i stracił przytomność. Widząc stróżkę krwi ściekającą z jego głowy, drgnęła, jakby chciała do niego podejść, lecz nogi odmówiły jej posłuszeństwa.
Przerażona cofnęła się automatycznie do ściany i przycisnęła zaciśniętą w pięść dłoń do piersi. Nie była w stanie podejść do nieprzytomnego mężczyzny. Za bardzo bała się tego, co mogłaby odkryć. Teraz potrafiła myśleć tylko o tym, że nie może stracić Oliwera. On musi żyć. Desperacko chwytała się tej myśli, gdy przełykając narastającą w krtani gulę, zwracała zaszklony wzrok na wciąż klęczącego na zimnej podłodze Ollivandera. Mężczyzna powoli dochodził do siebie i wyglądał na równie wstrząśniętego co Eva. Spojrzał na nią niepewnie, a następnie dźwignął się ciężko na nogi i utykając, chwiejnym krokiem ruszył w stronę nieprzytomnego generała.
- Żyje – wychrypiał Garric, a ona dopiero teraz zdała sobie sprawę z tego, że wstrzymywała powietrze.
Nie poczuła jednak ulgi. Była w zbyt dużym amoku, by zrozumieć dalsze słowa czarodzieja, który wydawał rozkazy do wezwanej przez siebie straży. Widziała, jak dwóch mężczyzn ostrożnie wynosi wciąż nieprzytomnego i koszmarnie bladego Oliwera i coś, o czego istnieniu dawno już zapomniała, a co teraz w zawrotnym tempie dudniło w jej piersiach, boleśnie o sobie przypomniało.
- Garricu… - zawołała za wychodzącym z komnaty czarodziejem i urwała, nie wiedząc jak ubrać myśli w słowa.
Ollivander zatrzymał się i popatrzył na nią z nieprzeniknioną miną, po czym oznajmił z powagą – Zrobię, co w mojej mocy, ale nie mogę niczego obiecać.
- Nie chciałam go skrzywdzić - wyznała zdławionym głosem, przerażona perspektywą utraty Oliwera. – Żadnego z was - dodała ledwo słyszalnym szeptem i przyłożyła dłoń do ust, by stłumić tak długo powstrzymywany płacz.
Zaskoczony wyznaniem czarownicy Ollivander posłał w jej kierunku smutne spojrzenie i w milczeniu ruszył w stronę wyjścia. Wiedział, że to jego wina. Nie powinien pozwalać jej matce na skrzywdzenie tego biednego dziecka. To, że Eva stała się potworem, jest też jego winą. Jako mistrz ceremonii powinien skorzystać z przysługującego mu prawa i uratować ją. Wszystko wskazywało na to, że na ratunek dla Evy jest już za późno. Jednak to, czego był teraz świadkiem, dawało iskierkę nadziei. A jeśli tak, to… - Medalion…to medalion jest katalizatorem magii Najwyższej Kapłanki – powiedział bezbarwnym głosem, obrzucając brunetkę tym samym smutnym spojrzeniem i, napotykając jej zaskoczoną minę, opuścił komnatę.


                 
               







***
             
             
 Ślicznie proszę o komentarze;)

52 komentarze:

  1. świetny, długi i wyczerpujący rozdział; mam nadal mętlik w głowie, bo nie wiem co takiego planuje eva, bardzo fajny i tajemniczy wątek; co do dramione to cudowna scena ataku malfoy'a na kruma, nie lubię wiktora, jest dla mnie tępym osiłkiem, a teraz na domiar złego jeszcze mam mieszane uczucia co do jego intencji względem hermiony; no zobaczymy, czekam na więcej :) u mnie jutro nowy rozdział - mogę sobie pozwolić na taki rarytas, bo jestem już bliżej końca z moją mgrką :)

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. A cóż to by była za przyjemność czytania, gdybyś na samym początku wszystko wiedziała?;D Dziękuję za komplementy pod adresem opowiadania;) Mam nadzieję, że ta historia jeszcze nie raz wywoła mętlik w Twojej kreatywnej główce;)
      Pozdrawiam ciepło,
      V;*

      Usuń
  2. Rozdział kapitalny, jak zwykle zresztą. Każdy kolejny rozdział potrafi wciągnąć mnie do tego stopnia, że dosłownie tracę kontakt z rzeczywistością do momentu przeczytania ostatniego zdania. To niewiarygodne!
    Jeżeli chodzi o ten konkretny rozdział to wywołał u mnie skrajne emocje. Po pierwsze; cieszę się ,że Draco postanowił walczyć o Hermionę, w końcu ustępliwość nie leżała w jego naturze, a ja mu naprawdę gorąco kibicuje.
    Trochę rozczarowała mnie postawa Granger, no bo naprawdę jak mogła wybrać Wiktora skoro nie jest pewna swoich uczuć do niego?! Z drugiej jednak strony nie chce go ranić,
    i stawia jego uczucia wyżej od swoich, i stara się przekonać samą siebie,że mimo wszystko Krum jest dla nie ważniejszy. Nawet jej współczuje, bo w ten sposób utknęła między młotem a kowadłem, ale koniec końców któryś z mężczyzn i tak będzie na końcu cierpieć.
    Cóż mam nadzieję ,że już niedługo przeczytam kolejny genialny rozdział.

    Pozdrawiam
    Oliwia

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Bardzo dziękuję za tyle miłych słów;* Jest mi szalenie miło, że tak pozytywnie odbierasz opowiadanie;) Fakt, to niewiarygodne, że ta moja amatorska pisanina prowadzi do tego;)
      Zgadzam się, co do Draco. Sama lepiej bym chyba tego nie ujęła;)
      Niezdecydowanie Granger może wkurzać i mam tego świadomość. Jest zagubiona i tak jak zauważyłaś utknęła między młotem a kowadłem. Czas pokaże, kogo wybierze. I jak słusznie zauważyłaś ktoś i tak bd cierpiał.
      Ja też mam taką nadzieje, choć nie ukrywam, że zaczął mi się gorący okres na uczelni i obawiam się, że nowy rozdział ukaże się pod koniec czerwca;(
      Pozdrawiam,
      V;*

      Usuń
  3. Cudowny rozdział <3
    Pozdrawiam
    Layls

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Dziękuję;)
      Pozdrawiam,
      V;*

      Usuń
    2. Zapraszam Cię serdecznie na nowy rozdział :)
      dramione-teatr-uczuc.blogspot.com :)
      Layls

      Usuń
  4. Jak to miło przeczytać coś fajnego w tym dniu.:)
    Rozdział długi i genialny.
    Najbardziej podobało mi sie ukazanie emocji Draco. To było mistrzowskie.
    Z niecierpliwością czekam na kolejny.:P
    Pozdrawiam,
    la_tua_cantante_

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Czyżby "Potop" i "Wesele" nie były tak ciekawe?;p
      Dziękuje Ci, kochanie;* Cieszę się, że rozdział przypadł Ci do gustu i znalazłaś czas na przeczytanie go w ferworze matur;)
      Pozdrawiam ciepło,
      V;*

      Usuń
  5. Długgiiii i super :) Czekam na następny :)
    Pozdrawiam i weny życzę :D

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Dziękuję;) Postaram się dodać go w miarę możliwości jak najszybciej;)
      Pozdrawiam serdecznie,
      V;*

      Usuń
  6. Jestem tu od pewnego czasu i przeczytałam wszystkie rozdziały jak do tej pory. Cóż mogę powiedzieć. Warto było czekać na ten rozdział, naprawdę mi się podobał. Całe opowiadanie jest fantastyczne, wreszcie coś innego, dojrzałego. Piszesz w bardzo fajny sposób, opisy są dokładne, jasne, i nie za krótkie. Jestem miło zaskoczona tym blogiem i będę go śledzić. Czekam na kolejny rozdział, życzę dużo weny i pomysłów oraz pozdrawiam :)

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Nawet nie wiesz jak cieszą mnie takie momenty, gdy pojawiają się nowi Czytelnicy;) Nic tak nie motywuje jak grono osób, które ciepłym słowem wspierają i doceniają ciężką pracę. Bardzo Ci dziękuję;* Mam nadzieję, że nie jest to ostatni raz, gdy dzielisz się ze mną swoja opinią?;)
      Pozdrawiam serdecznie,
      V;*

      Usuń
  7. PRZECZYTAŁAM! aż 15 stron! jestem pod wrażeniem :) i oczywiście mega zadowolona :) bardzo cieszy mnie, że Draco pokazał Krumowi kto jest lepszy, silniejszy :) ciekawe tylko jak Krum będzie się tłumaczył Mionie :) czekam na następny!

    pozdrawiam,
    Anna ;*

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Dziękuję;*
      Nie było łatwo, ale mam wrażenie, że przez to, że posty pojawiają się raz w miesiącu, zasługujecie na taką formę rekompensaty za długie czekanie;)
      Cieszę się, że sprostałam Twoim wymaganiom;)
      Pozdrawiam ciepło,
      V;*

      Usuń
  8. Świetny rozdział;) warto było czekać, jak zawsze;) no no no Draco ma haka na Kruma, ciekawe jak Wiktor z tego wybrnie;) i wspaniały wątek Evy, nie mogę się doczekać rozwinięcia tej sytuacji;) po rewelacjach Dracona zaczynają mi się nie podobać intencje Wiktora, mam wrażenie, że coś kombinuje;) czekam z niecierpliwością na następny rozdział;) Pozdrawiam, Justyna;)

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Dziękuję;*
      Ma, a właściwie to miał, bo właśnie się go pozbył;) Wszystko w swoim czasie...;)
      Pozdrawiam ciepło,
      V;*

      Usuń
  9. Super, super, super! Początek mnie powalił - był niesamowity. Wszystko zgrabnie opisane, brawo!~
    Pozdrawiam serdecznie i zapraszam do mnie
    http://precious-fondness.blogspot.com/

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Dziękuję bardzo za miłe słowa uznania;)
      W wolnym czasie obiecuję, że zajrzę i przeczytam. W razie gdybym zapomniała, proszę się przypominać;)
      Pozdrawiam,
      V;)

      Usuń
  10. Ten komentarz został usunięty przez autora.

    OdpowiedzUsuń
  11. Jak zawsze pozostawiasz mnie z niedosytem... Ale to chyba taki już Twój urok ;) Rozdział bardzo mi się podobał, jestem baaardzo ciekawa jak rozwiną się dalsze losy bohaterów. Mam nadzieję, że nie zostawisz nas wszystkich czekających na ciąg dalszy :( Nie mogę doczekać się następnych rozdziałów!

    Pozdrawiam
    P :*

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Chyba tak to możesz nazwać;D Cieszę się, że potrafię wzbudzić i podtrzymać Twoją ciekawość;) Zobaczymy, co los przyniesie...;)
      Dziękuję;*
      Pozdrawiam ciepło,
      V;*

      Usuń
  12. Uwaga, bo Face się wypowie... :P
    Zacznę od Kruma.
    Jak zobaczyłam go na początku historii, to jakoś tak bardzo pasował mi do tego opowiadania. Być może to wszystko dlatego, że strasznie lubię tą postać, choć nie pojawił się on w akcji HP na długo. Teraz zrobiłaś z niego utrapienie, ale w sumie to dobrze, że bohaterowie wywołują w czytelnikach jakieś emocje, nawet jesli jest to niechęc :P
    Szkoda, że musiałaś zrobić z niego takiego kretyna, ale trudno się mówi, ktoś musiał stracić, żeby Draco mógł zyskać ;)
    Jeśli chodzi o wątek Evy i całej jej intrygi, to bardzo ciekawi mnie, jak to wszystko potoczy się dalej i przede wszystkim jak się skończy. Po tym, co mi o niej napisałaś, mam gdzieś w środku ziarenko nadziei, że zakończenie będzie bardzo zaskakujące i nieszablonowe ;)

    Do tego wszystkiego jestem bardzo ciekawa, co zrobisz z Ginny i Blaisem, bo jak dotąd naszego doktorka poznawaliśmy od tej jasnej strony - lekkie żarty, zaczepki i ten typowy podryw na Zabiniego :D A tutaj mamy zazzzdrość, która wcześniej chyba się nie pojawiła... Czyli robi się "na poważnie" :D

    No więc czekamy na kolejny rozdział :>

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Miałaś się uczyć;> Co z Twoimi priorytetami?;>
      W każdym razie bardzo dziękuję za komentarz w tym gorącym okresie;)
      Po przeczytaniu Twoich komentarzy mam mieszane uczucia, bo nigdy nie wiem czy mnie chwalisz, czy krytykujesz;p Ale taki jest chyba urok prywatnego doradcy, prawda?;)
      Zakończenie - o ile do niego dojdę - będzie baardzo nieszablonowe- to akurat mogę Ci zapewnić. Chyba nikt nie bd spodziewa się tego, co mam zamiar zrobić... A Eva jest chodząca sprzecznością i skrajnością....dlatego też będzie szokować i wywoływać mieszane emocje.
      No wreszcie, ktoś zwrócił uwagę na Ginny i Blaisea ;D Moje serce się raduje! Jakby nie było, Zab ma do tego powody...;> W najbliższych rozdziałach skupię się na ich wątku i mam nadzieję, że zaspokoi to Twoją ciekawość;)
      A Krum, jak większość panów mających problem z zazdrością, sprawia tylko takie wrażenie. W gruncie rzeczy to naprawdę porządny facet.
      A problemem jest chyba sama Hermiona. Wiem, że lubisz Wiktora i obiecuję Ci, że postaram się nie zrobić z niego dupka...;) Jeszcze nie zdecydowałam kogo wybierze ostatecznie Granger więc póki, co mam zamiar pobawić się tym trójkątem;p

      Usuń
    2. Wybacz, jeśli z mojego komentarza mało wynika, ale mam ostatnio porządne problemy ze skupianiem się (mama twierdzi, że to anemia, ale ja dementuję :P).
      Przepraszam ;D
      Musisz dotrzeć do zakończenia, ale dziwi mnie, że nie wiesz jak to się skończy, bo ja jak zaczynam jakąś historię to od samego początku wiem, przez co przejdą bohaterowie i jak wszystko się zakończy. Tak się po prostu łatwiej pisze ;)
      Ha! To, że nie pisałam o tym, nie znaczy, że nie zwróciłam na nich uwagi wczesniej :>> Ale teraz zaczyna się robić coraz ciekawiej :>

      Ehh mimo wszystko, ten Krum z HP to chyba taka typowa postać, którą cięzko jest ująć przez to, że za mało o nim wiemy :P
      Dzięki ;D

      Usuń
    3. Bywa i tak, Face;) Ze skupieniem mówisz....Ja mam inna teorię na ten temat;p
      Nie dla mnie;p Ja tworzę bardziej spontanicznie...Mam ogólny szkic historii, ale ona powstaje w mojej głowie stopniowo, ciągle ewoluuje i czasami mam wrażenie, że pisze się sama;D Ja jestem tylko niewolnikiem "własnego pióra", które stara się nadążać za myślami. Ciągle mnie coś inspiruje więc ma to również wpływ na to, co i jak piszę. Masz po prostu inny system tworzenia i dlatego nie możesz sobie wyobrazić mojej strategii;)
      No zobaczymy, czy dotrwam...Bo jak wiesz wolałabym skupić się na czymś, co od początku do końca będzie czymś moim. I tak utknęłam na 87 stronie podczas gdy tracę czas na Rozbitków...Najwidoczniej nie nadaję się do tego.
      No mam taką nadzieje...Trochę się teraz na nich skupie, bo ostatnio zbyt dużo uwagi poświęcam dramione.
      Krum z HP to dla mnie mruk- wybacz Face;* Ale przy tym wszystkim był też bardzo intrygującą postacią. Wydaje mi się, że kreacje bohaterów zależą tylko od samych autorów. W końcu to my sprawiamy, że Czytelnik darzy jedną postać sympatią, a drugiej szczerze nie znosi.
      Pojęłam - nie lubisz mojej kreacji Wiktora;)

      Usuń
  13. Nie to miałam na myśli xDDD To znaczy hm.. może miałam? To znaczy jeśli chodzi o Wiktora... no bo w sumie to nie lubię chyba jego roli w tym opowiadaniu (wiadomo, co staje na drodze Dracze, jest przeze mnie degradowane do rangi Wroga ;D) Jego charakter jest w porządku, tylko no sama wiesz... To tak jak wszyscy nie lubią Jeffa w moim opowiadaniu, chociaż tak naprawdę to dobry chłopak... :P

    Też mam swoje teorie na temat tego, dlaczego ciężko mi się skupić i nawet mam zamiar coś z tym zrobić w najbliższym czasie :>
    Hm... no oczywiście, to Twoja wola... moim zdaniem pisanie na spontana często jest przyczyną porzucenia historii w połowie :D

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. No wiem;) Czy ja wiem, ja mam ambiwalentny stosunek do niego;) Bardzo wyrazista postać. I moim zdaniem dużo wniósł do Twojego opowiadania.
      Ciekawe, co zrobisz z TYM rozpraszaczem uwagi;p I czy rzeczywiście warto pozbywać się TAKIEGO rozpraszacza;D Ja bym się zastanowiła;>
      Oj nie w tym sensie, że moja wola Głuptasie;p
      Pewnie tak...Jednak w moim przypadku to brak motywacji i czasu, bo pomysłów mam masę;)

      Usuń
  14. Spontan jest zawsze najlepszy ;D Dzięki temu opowiadanie jest jeszcze bardziej nieprzewidywalne! Krum:...._ to tyle na jego temat ;D Hermiona Draco ach słodziaki, ale tak na poważnie nie pomyślałabym, że potrafisz tak ująć te emocje opisać. Jak to czytałam to w głowie tworzyłam obrazy i sama to przeżywałam;) Ginny i Blaise - domyślasz się , że nie podoba mi się ...15 stron i tak mało tego?! O nie moja droga to jest karygodne , ale ja jestem cierpliwa więc czekam dalej ;p Ukłon wielki maleńka i pisaj szybko!;*

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Tak, pewnie masz rację,Kochana. Ale jest zdecydowanie bardziej ryzykowne;) Miejmy nadzieję, że nie spotka mnie wypalenie lub że uniknę takiej sytuacji, gdy dojdę do pewnego punktu i utknę;p
      A ponoć znasz mnie lepiej niż ja sama;p Widzisz, czyli jeszcze potrafię Cię czymś zaskoczyć;p
      Czekaj, czekaj;*
      Ściskam!;*

      Usuń
  15. Magia... W twoich opowiadaniach czuję tyle niesamowitej magii, która sprawia, że z niechęcią kończę czytać ostatnie słowa, gdyż oznaczają one koniec wspaniałego rozdziału. Moje serce krzyczy o więcej i nie może doczekać się kolejnego rozdziału. Co zrobi Hermiona i jak potoczą się losy Ginny? Och, proszę o kolejną porcję magii!
    Pozdrawiam gorąco.
    Karolina

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Dziękuję;) Usłyszeć takie słowa, to dopiero jest magia. To bardzo wiele dla mnie znaczy. Doceniam każde słowo wsparcia i cieszę się, że historia została przez Ciebie tak ciepło odebrana;)
      Pozdrawiam gorąco,
      Villemo.

      Usuń
  16. kochana mam nadzieję, że nie zapomniałaś o nas! :) czekamy na rozdział!

    pozdrawiam,
    Anna :*

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Nie zapomniałam:) Za bardzo szanuję swoich Czytelników, żeby porzucić ich bez słowa wyjaśnienia. Na dniach pojawi się kolejny rozdział.
      Dziękuję za zainteresowanie;* Miło wiedzieć, że jest ktoś, kto czeka.
      Pozdrawiam ciepło,
      V;*

      Usuń
  17. Cudo cudo cudo cudo! Genialna fabuła, jestem bardzo ciekawa jak rozwinie się relacja Draco i Hermiony, no i Hermiony z Krumem. Pozdrawiam! :)

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Dziękuję Ci bardzo!;*
      Wszystko wkrótce się wyjaśni. Wiem, że ciągle Wam to powtarzam, ale nie mogę powiedzieć niczego innego, by nie zdradzić za dużo z fabuły i nie zepsuć przyjemności z czytania i odkrywania tajemnic;)
      Ściskam;)

      Usuń
  18. To się porobiło ! Aż nie wiem co napisać. Tyle emocji się we mnie kłębi.Jestem ciekawa czy Kingsley przeżyje. Jak Wiktor wytłumaczy sie Hermionie.Czy Oliwer będzie żył i na końcu czy Eva poradzi sobie ze swoimi demonami?

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. ;)
      Ja też nie wiem, co mam Ci napisać, by nie powiedzieć za dużo o fabule;p
      Cieszę się, że opowiadanie wywołuje u Ciebie tyle emocji;)
      Tak chyba powinno być.
      Dziękuję!
      Ściskam!

      Usuń
  19. Wow jaki długi rozdział :)
    Mi też się nie spodobało, jak poprowadziłaś postać Wiktora. Czy to Ron czy ktoś inny. Dlaczego w opowiadaniach sympatia Hermiony musi być tym "złym". Czy muszą takie postacie muszą w czytelniku zawsze wywoływać negatywne emocje? Czy czytelnik nie może z czasem poczuć do nich… litość? Tę jego tajemnicę, którą ukrywał przed Hermioną mogłaś sobie spokojnie darować. A Draco się naprawdę niepotrzebnie wtrącał. Ale mimo wszystko te fragmenty najbardziej mi się spodobały. To powoli rozwijające się uczucie pomiędzy Draconem a Hermioną.

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Rzadko publikuję więc staram się rekompensować to długością rozdziałów:)
      Wiktor nie jest kimś "złym". Zastanawiam się dlaczego uważasz go za negatywną postać? Jest zaborczy, skryty i zazdrosny ale ma przy tym wiele zalet. A w tym trójkącie to raczej Hermiona powinna być "potępiana"... Każdy ocenia go przez pryzmat własnych skojarzeń, doświadczeń itp. Dlatego nie generalizowałabym tego, bo spotykam się też z innymi opiniami. W Tobie jego kreacja wywołała akurat negatywne emocje (i dobrze, postacie mają wzbudzać różnorodne emocje) ale w kimś mogła wzbudzić inne uczucia;)
      Każdy wątek jaki wprowadzam jest przemyślany i tak się składa, że gdybym uznała, że jest to zbyteczne, to rzeczywiście mogłabym to sobie darować. Czasami coś, co wydaje się czytelnikowi bez sensu lub zbyteczne, w rzeczywistości w jakimś aspekcie całości jest istotne. A to, że nie widać sensu od razu nie oznacza, że go nie ma;)
      W tym opowiadaniu nie wszystko jest podane na tacy. Bd kilka zwrotów a każdy kolejny rozdział bd wyjaśniał coraz więcej.
      Dziękuję!
      Pozdrawiam;)

      Usuń
    2. Może masz rację. Jestem pewna, że gdybym przeczytała całe opowiadanie, to miałabym zapewne odmienne wyobrażenie na temat poszczególnych wątków.

      Usuń
  20. Merlinie, w tym rozdziale tyle się dzieje, że sama nie wiem, do czego nawiązać. Bez wapienia jest on genialny. Nic dodać, nic ująć.

    OdpowiedzUsuń
  21. Bardzi interesujące i długie :-* zapraszam na mój http://i-am-lost-give-me-your-warm.blogspot.com

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Dziękuję;)
      Przepraszam, ale teraz nie mam czasu czytać nowych opowiadań. Dlatego jeśli naprawdę Ci się podoba, to zapraszam do dalszej lektury, ale jeśli czytasz tylko dla reguły wzajemności, to przepraszam, ale ja się w to nie bawię.
      Pozdrawiam serdecznie!;)

      Usuń
  22. Blaise zazdrosny o małą Ginny ?
    hehe kocham go więc uwielbiam każdy wątek z nim <3
    ale kolejny raz malutka czcionka *wzdycha* trzeba zmienić szkła w okularkach :D
    weny !

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. O nich też będzie trochę więcej w późniejszych rozdziałach:)
      Dziękuję!

      Usuń
  23. Rozdział długi, ciekawy i co najważniejsze wciągający. Krum został kłamcą? Dlaczego mnie to nie dziwi? Eva jak zwykle bezwzględna. Tylko jestem ciekawa jaki ma związek Hermiona i ona? Ale może wyjaśnisz to w kolejnych rozdziałach które lecę czytać :D
    Życzę dużo weny i miłego dnia :)
    Pozdrawiam Ksenia Kobelak

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Chyba go nie lubisz;) Wkrótce się dowiesz, obiecuję;)
      Dziękuję i wzajemnie;)

      Usuń
  24. Krum wykopany z reprezentacji? Tego się nie spodziewałam!
    Wątek Evy zawiły i bardzo ciekawy, nie mogę doczekać aż wszystko nieco się rozjaśni.
    Zastanawiam się, kiedy drogi Evy i Hermiony oraz jej przyjaciół się skrzyżują i co z tego wyniknie :)

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Krum wbrew oczekiwaniom jest dość istotną postacią w opowiadaniu i myślę, że należy się spodziewać wszystkiego;)
      Wątek Evy będzie taki do końca. Mam go doprowadzonego do końca i teraz tylko dawkuję Wam o niej informacje;)Także cierpliwości;)

      Usuń
  25. Evo,potrzebujesz dobrego psychiatry i dobrych leków na uspokojenie.
    Czy tylko ja jestem fanką scen Krum vs Malfoy?

    OdpowiedzUsuń