Kochani
Witam Was w Nowym Roku:) Kolejnym, który spędzamy razem dzięki "Rozbitkom".
Raz jeszcze życzę Wam szczęścia w każdej sferze Waszego życia. Mam nadzieję, że dzisiaj wszyscy jesteście w dobrej formie, gotowi i zwarci do mierzenia się z nowymi wyzwaniami prozy życia.
Zgodnie z obietnicą oddaję w Wasze łapki przedostatnią odsłonę naszej historii. Przed nami tylko jeden rozdział i epilog.
To jak? Gotowi?:)
Będzie mi niezmiernie miło, jeśli podzielicie się ze mną swoimi odczuciami i przemyśleniami po lekturze rozdziału.
Zapraszam do czytania i do następnego!:)
Ściskam Was mocno,
V.
Rozdział
XLV Proroctwo Rubinowej Róży
- Ten plan to czyste szaleństwo – powiedziała
słabym głosem, mierząc po kolei Harry’ego, Dracona, Rona, Danielle i milczącego
Ollivandera, który od śmierci Karmy popadł w swego rodzaju letarg, pogrążając
się w swoim wewnętrznym świecie. – To nie ma prawa się udać. Coś ty sobie
myślał, Harry?! – Zapytała, nie mogąc uwierzyć w układ, jaki jej przyjaciel
zawarł za ich plecami. – Oszalałeś? A może liczysz, że Eva dotrzyma warunków
umowy?
- Hermiona… - zaczął Draco, chcąc podejść i ją
uspokoić, lecz powstrzymała go gestem.
- Wiedziałeś o tym? – Zapytała, zwracając się
bezpośrednio do Malfoya i przyglądając badawczo reakcji mężczyzny. -
Wiedziałeś... – wydusiła z niedowierzaniem, gdy nie odpowiedział. – A ty? –
Zwróciła się do Rona, który obserwował ją w milczeniu z miną winowajcy. Jedno
spojrzenie na jego twarz, wystarczyło, by otrzymała odpowiedź. – Oczywiście… A
ja głupia myślałam, że jesteśmy drużyną i nie mamy przed sobą tajemnic…
- Herm…
- Nie! – Powiedziała ostro, wchodząc ostro w słowo Ronaldowi i patrząc na niego z
mieszaniną złości i zawodu. – To, co zrobiłeś, to szczyt głupoty – zwróciła się
do Harry’ego. – Zapominasz, że znam ją lepiej, niż ktokolwiek z was. Żyłam z
nią, obserwowałam i wiem, jak działa. Jeśli myślisz, że łatwo ją podejść, to
jesteś w błędzie. Zawsze ma więcej niż jedno czy dwa rozwiązania. Nie zdajesz
sobie sprawy z tego, jak bezwzględna potrafi być. Na Merlina! Ona bez
mrugnięcia okiem zabiła własną matkę! Jeśli poszła z tobą na układ, to znaczy,
że ma w tym interes, a ponadto zna twoją słabość i wykorzysta ją, by cię
zniszczyć. I zrobi to bez łamania wieczystej przysięgi, którą złożyliście.
Oddając się w jej ręce, skazujesz na śmierć nie tylko siebie, ale i nas
wszystkich.
- Musisz mi zaufać i pozwolić…
- A ty mi ufasz?! – Podniosła głos, patrząc prosto
w jego szmaragdowe tęczówki. – Gdyby tak było, powiedziałbyś mi prawdę, a nie
działał za moimi plecami. Jak wy wszyscy – dodała, mierząc Dracona, Rona,
Danielle i wciąż nieobecnego duchem Ollivandera pełnym zawodu spojrzeniem.
- Zrozum… - zaczął Harry
- Nie… - ucięła
jego słowa stanowczym gestem. – Nie mam zamiaru godzić się i przykładać rękę do
twojej śmierci…
- Więc pomóż mi go ochronić – odezwała się po raz
pierwszy Danielle. – To ja zabroniłam im wprowadzać cię w szczegóły
wczorajszych działań. To mój plan i to ja namówiłam Harry’ego oddania się w
ręce Evy. Tylko on jest dla niej na tyle cenny, że ma szansę dotrzeć do
kryształu, którego potrzebujemy, by zakończyć tą wojnę nim na dobre się zacznie
– dodała, gdy oniemiała Hermiona skupiła na niej całą uwagę. – Więc to mnie
obwiniaj i na mnie się wściekaj… Nie zapominaj tylko, że znam Evę dłużej niż wy
wszyscy. Dorastała na moich oczach i… - powiedziała głosem nabrzmiałym od
emocji i urwała, jakby dalsze słowa nie chciały przejść jej przez gardło. - Eva
zamordowała moje jedyne dziecko – po chwili podjęła z trudem. - Zniszczyła
świat, który znałam i zhańbiła wartości, których broniłam. Nie zaznam spokoju,
nim jej nie powstrzymam – dodała już twardszym tonem i przesunęła wzrokiem po
zebranych w gabinecie szefa aurorów. - Nie narażałabym żadnego z was, gdybym
posiadała moc, która może ją zabić. Liczyłam, że będę mieć więcej czasu, nim
Eva znajdzie drogę powrotną do świata żywych. Prawdę mówiąc, łudziłam się, że
na zawsze zostanie zamknięta w zaświatach. Jednak, dzięki pomocy z zewnątrz,
Eva wróciła i z każdym dniem rośnie w siłę. Pole ograniczające, znajdujące się
wewnątrz groty, wciąż ją więzi, ale poza nim, Eva ma dostęp do źródła swojej
magii. Jeszcze nie odkryła, że wchłaniając moc pola, może się uwolnić, ale to
tylko kwestia czasu. Czarny kryształ, który został wykorzystany do uwolnienia
jej, może też ją uwięzić – wyjaśniła z ponurą determinacją.
- Czarny kryształ? Masz na myśli ten czarny
kryształ? – Upewniła się Hermiona, otwierając szeroko oczy. – Myślałam, że to
legenda – dodała, gdy staruszka, skinęła głową.
- Jak większość czarodziei a nawet mieszkańców
Stella Mortis – odparła z bladym, wymuszonym uśmiechem. – Merlin wykorzystał
kryształ do pozbycia się demonów, uwięzienia Oriona i zniszczenia wszystkich
pozostałych kryształów w naszym świecie. Odesłał je tam, skąd zostały
sprowadzone. Wszystkie poza tym, za pomocą którego tego dokonał, ratując nasz
świat przed zgubą. Kryształu nie da się zniszczyć. Wielu magów włącznie z samym
Merlinem i Roweną próbowało…
- Roweną? Masz na myśli Rowenę Ravenclaw? –
Upewnił się Ron, a Danielle skinęła głową.
- To ona zaklęła kryształ w zwierciadło w
aktualnej formie i uśpiła jego moc. Przez wiele wieków magia kryształu
pozostała w uśpieniu. Aktywowało ją dopiero zagrożenie życia ciężarnej Dorcas.
Myślę, że to kryształ ocalił je od śmierci. Wiele lat badałam tą kwestię,
analizując jej genealogię i poddając ją magicznym próbom.
- Odkryłaś coś? Znalazłaś wyjaśnienie? – Zapytała Hermiona
z rosnącym napięciem.
- Tak – westchnęła Danielle ze zbolałym uśmiechem.
- W żyłach Evy płynie krew Oriona i Hekate. Ród Blacków został zapoczątkowany
przez potomka tych dwojga…
- Ale to by oznaczało… że Hekate, zamykając w
ciele Oriona te wszystkie demony, była z nim w ciąży… - powiedziała Hermiona,
przypominając sobie wszystko, co czytała o tej parze w archiwum zakonu. – Ale
to niemożliwe… Przecież wkrótce po tym, jak Merlin zamknął Oriona w zaświatach,
Hekate zmarła…
- Nie wiemy, kiedy dokładnie to nastąpiło. Żadne
zwoje nie wspominają o potomku jej krwi… Istnieje tylko proroctwo o narodzinach
nowej gwiazdy, która ma otworzyć nowy rozdział w dziejach magii.
- Czy Hekate miała rodzeństwo? – Zapytał Draco, a
Danielle przyjrzała się mu uważnie.
- Tak, miała siostrę. Czyżbyś uważał, że…
- Wiele czystokrwistych rodów postępowało w ten
sposób. Zapewne jej siostra zadbała, by wszyscy sądzili, że dziecko jest jej –
odparł, wzruszając ramionami. – Czy miała więcej dzieci?
- Nie. Miała tylko syna i to jej linia przedłużyła
ród. W każdym pokoleniu, pierworodnym dzieckiem był mężczyzna, który później
przedłużał ród. Wyjątkiem jest Eva…
- Chcesz powiedzieć, że Syriusz był dziedzicem
Oriona i Hekate? – Zapytał Harry, a Danielle skinęła głową.
- I jako pierwszy w linii rodu, spłodził córkę
zamiast syna, początkując ciąg zdarzeń przepowiadanych w proroctwie…
- Czy to coś znaczy?
- Nie wiem… Ale… - urwała, przenosząc niepewne
spojrzenie na Dracona.
- Niemożliwe – powiedziała Hermiona, zauważając
wahanie na twarzy Danielle i zrozumienie, malujące się na twarzy mężczyzny.
- Myślisz, że możemy jakoś wykorzystać tę więź? –
Zapytał koncentrując się na kapłance.
- Twoja matka pochodzi z rodu Blacków. Nie znam
silniejszych zaklęć niż te, które pochodzą od magii krwi – zaczęła powoli,
analizując coś w milczeniu.
- Czy…
- Dość! – Powiedziała głośno Hermiona, zwracając
tym samym uwagę wszystkich. Ona jednak koncentrowała się tylko na jednej
osobie. – Wiem, o czym myślisz, ale nie pozwolę ci na to – zaoponowała,
zwracając się bezpośrednio do Danielle.
- Skoro wiesz, o czym myślę, widziałaś jak to
działa – odparła kapłanka zbolałym głosem, a Hermiona skinęła w milczeniu głową,
starając się odgonić makabryczne wizje z czasów niewoli u Evy.
- Nikt z nich nie przeżył… Nie pozwolę na to –
powiedziała ze stalową nutą w głosie, zaskakując tym nie tylko innych ale i
samą siebie.
- To może być nasza jedyna szansa, żeby
powstrzymać rozlew krwi – odparła ze smutkiem Danielle, a szatynka pokręciła
stanowczo głową.
- Czy ktoś może mi wyjaśnić, o co w tym wszystkim
chodzi? – Zniecierpliwił się Ron.
- Kryształ reaguje na magię, płynącą w żyłach
potomków Oriona i Hekate. To dlatego jest posłuszny Evie i reaguje na jej moc –
zaczęła Danielle, a Hermiona spojrzała na nią buntowniczo. – Draco poprzez swoją
matkę również w pewnym sensie jest związany z tym rodem. W jego żyłach płynie
krew nie tylko Malfoyów ale i Blacków…
- Więc przypuszczasz, że kryształ może
podporządkować się też mojej woli? – Upewnił się Draco ze skupieniem analizując
wszystkie informacje, a kapłanka skinęła głową.
- Pamiętasz dzień, gdy sprowadziłam Hermionę? –
Zapytała, a on skinął głową. – To nie powinno się udać. Nić jej życia była poza
moim zasięgiem. Jej dusza znajdowała się między światami… Powinna iść dalej…
Wówczas jednak czas stanął, zupełnie jakby wszelkie prawa rządzące światem
przestały mieć znaczenie… Coś takiego widziałam pierwszy raz w życiu… - urwała
przyglądając się uważnie twarzy blondyna i
pozwalając, by każdy przetrawił jej słowa. - Wiem tylko, że dzięki temu
mogłam ją uzdrowić – dodała, przenosząc spojrzenie na wstrząśniętą Hermionę.
- Myślisz, że Draco podporządkował sobie moc
kryształu? – Zapytał ostrożnie Harry, ze skupieniem analizując wszystkie
informacje.
- Nieświadomie, ale tak – oznajmiła ze spokojem
kapłanka. – Wówczas nie miałam pewności, ale poświęciłam dużo czasu, aby
zrozumieć, co się wydarzyło. Kryształ musiał zareagować i odpowiedzieć na wolę
odzyskania Hermiony… To dlatego przejście się zamknęło, zatrzymując ją w
czasoprzestrzeni…
- Jest szansa, że moglibyście to powtórzyć? –
Zapytał Harry, ściągając brwi i analizując wszystkie za i przeciw.
- Krew Blacków na pewno mogłaby pomóc… o ile więź pomiędzy
osobami jest wystarczająco silna – odparła ostrożnie, ważąc każde słowo.
- To jeszcze niczemu nie dowodzi – odparł
sceptycznie Ron. – Nie mamy pewności, że Malfoy może sterować tym kryształem.
- Ron ma rację – przytaknęła Hermiona, odzyskując
rezon. – To zbyt duże ryzyko…
- Które podejmę, nawet jeśli istnieje cień szansy,
że pozbędziemy się w ten sposób tej psychopatycznej suki – wtrącił mężczyzna
twardym tonem.
- A co z konsekwencjami twojego wyboru? Co jeśli
to pomyłka? Co jeśli kryształ nie odpowie? Co wtedy, Draco? – Zapytała
szatynka, patrząc na mężczyznę z mieszaniną irytacji i żalu.
- Herm...
- Nie trudź się – weszła mu w słowo. – Odpowiem za
ciebie. Nie myślisz o konsekwencjach, bo to nie ty będziesz je ponosić…
- Hermiona – zaczął Harry, lecz ta spiorunowała go
wzrokiem.
- Ty zresztą też nie – powiedziała bliska histerii.
– Rozmawiałeś z Pansy? Przyznałeś się, że masz zamiar oddać się w ręce Evy?
Powiedziałeś jej prosto w oczy, że jutrzejszej nocy umrzesz?
- Jeśli niczego nie zrobimy, nikt z nas nie
przeżyje kolejnego świtu – odparł spokojnie Harry, ignorując jej ostrzegawcze
spojrzenie i podchodząc do niej. – Każdy w tym pomieszczeniu zna ryzyko i jego
cenę. Dlatego tu jesteśmy – dodał, stając naprzeciwko kobiety. - Bezgranicznie
ufam każdemu z was – zapewnił, przesuwając wzrokiem po zebranych i zatrzymując
spojrzenie dłużej na twarzy Malfoya. – Nie możemy porzucić walki tylko dlatego,
że nie znamy zakończenia tej wojny. A dopóki ta trwa, wszystko może się
zdarzyć.
- Też chce walczyć i będę… Ale wasz plan…Nie
wyjdziemy z tego cało… Nie wszyscy… - powiedziała martwym głosem, choć w jej
oczach wciąż tliła się nadzieja, że Harry zapewni ją, że nikomu nic się nie
stanie. Tak jednak się nie stało. - To niesprawiedliwe – powiedziała cicho,
przegrywając ze łzami, z którymi do tej pory walczyła.
- Wiem – przytaknął, uśmiechając się z bólem i
ujmując jej twarz w dłonie, otarł kciukami łzy. – Pamiętasz, co mi zawsze
powtarzasz w takich chwilach? – Zapytał miękko, a ona uśmiechnęła się przez
łzy.
– Że jesteśmy drużyną i razem pokonamy każdą
trudność dopóki mamy siebie – odparła, zduszonym głosem.
- To kolejna trudność, z którą musimy się zmierzyć
i którą pokonamy. Musimy tylko działać razem – zapewnił, patrząc jej prosto w
oczy.
Hermiona nie wiedziała, czy powiedział to dlatego,
bo wiedział, że potrzebuje podobnego zapewnienia, czy naprawdę wierzy, że są w
stanie wygrać tą walkę. Bez względu na motywy, chciała uwierzyć w prawdziwość
tych słów.
- Jesteś ze mną? – Zapytał z delikatnym uśmiechem,
który tak kochała, i który tyle razy dawał jej siłę do walki. W odpowiedzi skinęła
głową choć nie była w stanie odwzajemnić uśmiechu, a Harry pocałował ją w czoło
i przytulił.
- Czy możecie przestać w końcu obnosić się z tą
swoją… przyjaźnią? – Sarknął Draco, starając się stłumić rosnącą potrzebę
pozbawienia Pottera kilku zębów, gdy ich uścisk zdecydowanie się przedłużał.
- Mówił ci ktoś, Malfoy, że z zazdrością ci nie do
twarzy? – Odparł Harry, mocniej przytulając szatynkę i uśmiechając się
złośliwie pod nosem.
- Nie jestem zazdrosny – odparł cierpko, choć jego
wzrok przeczył słowom.
- Pamiętaj, że wiążąc się z Hermioną, mnie
bierzesz w pakiecie. I mogę być albo twoim przyjacielem, albo wrzodem na tyłku.
Wybór należy do ciebie – oznajmił ze spokojem brunet, ciesząc się z możliwości
rozładowania napięcia, wywołanego powagą sytuacji.
- Zupełnie jakbyś teraz nim nie był – sarknął,
mierząc mężczyznę pełnym politowania spojrzeniem.
- Faktycznie zazdrość psuje twój image – zauważył
Ron ze złośliwą satysfakcją.
- Nikt nie pytał cię o zdanie, Weasley – wysyczał
zimno, mierząc rozbawionego mężczyznę wściekłym spojrzeniem. – Granger czy z
łaski swojej możesz się już od niego odkleić? – Burknął ze zniecierpliwieniem.
- Ale dlaczego? – Zapytała niewinnym tonem,
odsuwając się nieznacznie od Harry’ego i przyglądając się Draconowi z uprzejmym
zainteresowaniem.
- Bo za chwilę nie będziesz miała do czego się
przytulać – oznajmił złośliwie.
- Też mi argument – prychnęła, przewracając
oczami.
- No wiesz! – Oburzył się Harry. – Tak mało dla
ciebie znaczę, że nic sobie nie robisz z gróźb tego zazdrosnego łotra?
- Nie martw się, obronię cię – odparła konspiracyjnym
szeptem, a Harry odetchnął z ulgą, wywołując na jej twarzy nikły uśmiech.
- W takim razie jeszcze trochę cię poprzytulam –
powiedział z zadowoleniem, ignorując gotującego się ze złości blondyna.
- Z Wybrańcem nie wygrasz, Malfoy – odparł Ron,
klepiąc go po plecach, czym naraził się na morderczy wzrok mężczyzny. – Przykro
mi, stary…Chociaż nie… Twoja zazdrosna gęba jest ucztą dla moich oczu – dodał z
satysfakcją i szerokim uśmiechem po chwili zastanowienia.
- Płomienie szepczą… - powiedział martwym głosem
Ollivander, ucinając wszelkie rozmowy i zwracając uwagę zebranych na siebie. –
Pieczęć została złamana i proroctwo Rubinowej Róży zaczęło się wypełniać… -
dodał z nieobecnym wzrokiem, wpatrzony w ogień w kominku.
- Garricu…
Danielle wymówiła miękko imię mężczyzny i
przykucnęła, tak by ich twarze znalazły się na tym samym poziomie. Ollivander
jednak nie zareagował. Ze ściągniętą z bólu i przerażenia twarzą wpatrywał się
w płomienie, zupełnie jakby mógł przez nie przeniknąć i dostrzec coś, czego
inni nie byli w stanie.
- Garricu…
Danielle po raz kolejny spróbowała zwrócić na
siebie uwagę mężczyzny i ujęła jego dłonie. Wówczas pomiędzy ich złączonymi
dłoniami pojawiła się iskierka fioletowo-różowego światła, które mieniło się i
wirowało pomiędzy ich dłoniami.
- To magia życia – wyjaśniła kapłanka, patrząc z
bólem na pogrążonego w transie Ollivandera. – To esencja magii w czystej
postaci – dodała zduszonym głosem. – Coś, czego się uczymy, z czego korzystamy
i co pielęgnujemy w murach zakonu.
- Znam to ciepło – powiedziała cicho Hermiona,
patrząc jak oczarowana na wirujące cząsteczki magii i nieświadomie podchodząc
do złączonej ze sobą pary.
Nieśmiało wyciągnęła rękę, zbliżając ją do
mieniących się drobinek, lecz zawahała się w ostatniej chwili, bojąc się, zniszczyć
ten przedziwny lecz zarazem kojący moment.
- Nosiciel Światła…
Wstrzymała oddech, gdy Ollivander niespodziewanie,
odwrócił się w jej stronę i wypowiedział te dwa słowa. Jego wzrok był pusty i
przerażający, ale jednocześnie hipnotyzował i więził jej wolę, tak że nie była
w stanie się ruszyć.
- Gdy narodzi się nowa gwiazda, mury runą, a historia
zatoczy krąg…Otworzy się ziemia i narodzi się królestwo trwogi. Magiczny szlak
pośród morza krwi prowadzi do zmierzchu świtu… Tylko tam leży nadzieja… Tylko ona
może rozproszyć mrok…Tylko tam niszczyciel traci swą moc… - powiedział
Ollivander, nie spuszczając wzroku z twarzy Hermiony i ujmując jej dłoń.
Zachłysnęła się powietrzem, czując intensywny
przeskok magii. Czuła niewyobrażalną moc tej małej iskierki, którą stworzył
Garric. Moc, która wypełniła i ją, wlewając w jej serce spokój.
- Oddychaj – usłyszała jego kojący spokojny głos
choć mężczyzna nie poruszył ustami.
Posłuchała poddając się jego woli bez cienia lęku
i wątpliwości. Zbyt oszołomiona doznaniami, wynikającymi z połączenia i zbyt
ciekawa tego, co nastąpi.
- Poczuj mój puls… - instruował ją, a Hermiona
ślepo poddawała się głosowi mężczyzny. - Usłysz pracę serca… Słuchaj i czuj…. –
ciepły, łagodny tembr wibrował w jej głowie, nakłaniając jej wolę do
posłuszeństwa. –– Dobrze… - pochwalił ją.
W odpowiedzi poczuła jak jej usta układają się w
uśmiech, choć nie była tego pewna. W tej chwili wszystko przestało mieć
znaczenie. Liczył się tylko ten moment magicznej ekstazy.
- Odnajdź w sobie moc… Odszukaj źródło magii… -
powiedział ze spokojem, jakby to była najprostsza rzecz na świecie.
Chciała zapytać, jak ma to zrobić, lecz nim
zwerbalizowała tą myśl, wola Garrica ponownie stopiła się z jej wolą i nim
zrozumiała, co zaszło, poczuła fale gorąca rozlewającą się po jej ciele.
- To twoje światło, Hermiono… To twoja moc –
wyjaśnił łagodnym aczkolwiek stanowczym tonem. - Pamiętaj o niej w dniu próby.
Pamiętaj o swojej magii i zaufaj jej – dodał z trudną do rozszyfrowania nutą w
głosie i nagle tak szybko jak wszystko się zaczęło, skończyło się.
Poczuła, jak opada z sił. Wiedziała, że odzyskała
pełną kontrolę nad umysłem z chwilą, gdy upadała. Podtrzymały ją ręce
Ollivandera. Zaskakująco silne i sprawne jak na jego wiek. Uchyliła powieki i
napotkała bladoniebieskie tęczówki mężczyzny, przeszywające ją nieodgadnionym
spojrzeniem.
– Rubinowa Róża… - powiedział, lecz nim zdążyła o
cokolwiek zapytać, poczuła zdecydowane szarpnięcie i znalazła się w ramionach
Dracona.
- Nic ci nie jest? – Upewnił się, starając złapać
jej rozbiegany wzrok, a gdy nie odpowiedziała, rzucił wściekłe spojrzenie
Garricowi. – Co jej zrobiłeś? – Warknął.
- Nic jej nie będzie. Zaraz dojdzie do siebie –
wyjaśnił starzec zmęczonym głosem.
- Jeśli…
- Draco… - upomniała go, kładąc dłoń na
przedramieniu. – Nic mi nie jest – dodała, choć sama nie była pewna, czy to, co
zrobił Ollivander, można by określić jako nic.
Zerknęła na starego czarodzieja, a ten odwzajemnił
jej wzrok i niezauważalnie pokręcił głową. Ściągnęła brwi, zdezorientowana i niepewna,
dlaczego Garric chce, by milczała. Miała tyle pytań, lecz wyglądało na to, że
mężczyzna nie ma zamiaru udzielać jej odpowiedzi. Nim otworzyła usta, on
odwrócił wzrok. Jednak nim ponownie pogrążył się w swojej żałobie, wymienił się
przeciągłym spojrzeniem z Danielle i niezauważenie skinął krótko głową. W
oczach kapłanki rozbłysło coś, lecz trwało to zbyt krótko, by Hermiona mogła
wyczytać więcej z jej twarzy.
- Co to
znaczy? - Zapytał cicho Ron, przerywając tą dziwną ciszę, jaka trwała od
dłuższego momentu i nie odrywając oczu od miejsca, gdzie jeszcze przed chwilą
wirowały cząsteczki magii życia.
- Proroctwo Rubinowej Róży właśnie się wypełnia –
wyjaśniła słabym głosem Daniell, odwracając wzrok od smutnej twarzy Garrica i
mierząc spojrzeniem każdego z zebranych.
- Zatem bierzmy się do pracy – powiedział Harry ze
stalową nutą w głosie.
***
- Worek galeonów za twoje myśli – zagadnęła
zamyślonego Dracona, który od wyjścia z ministerstwa był nieobecny myślami.
Mężczyzna spojrzał na nią z nieodgadnioną miną i
przez chwilę w milczeniu studiował jej twarz. Nie wiedziała, czego na niej
szuka, natomiast tyle jej wystarczyło, by wiedzieć, że dręczą go pytania, na
które nie zna odpowiedzi.
Malfoy otworzył przed nią drzwi i przepuścił
przodem. Zaczekała aż sam przekroczy próg, po czym stanęła naprzeciw, blokując
drogę do windy.
- Draco – wymówiła miękko imię mężczyzny, starając
się przebić przez maskę, za którą się chował. – Co cię dręczy? – Zapytała, a
gdy po dłuższej chwili nie otrzymała odpowiedzi, postanawiając się nie
poddawać, dodała. - Nie musimy jeszcze wracać. Możemy pospacerować i…
- Co jeśli Weasley ma rację? – Wyrzucił z siebie,
niechętnie odkrywając przed nią swoje emocje. – Opieramy cały nasz plan na
mojej domniemanej więzi z jakimś prehistorycznym artefaktem magicznym i
ochronie, jaką daje magia krwi. Co jeśli was zawiodę? – Zapytał, unikając jej
wzroku.
Hermiona nie była pewna, czy Draco bardziej
wstydzi się tej chwili słabości, czy boi się jej reakcji. Doskonale rozumiała
jego obawy. Sama miała mieszane uczucia, co do ich planu. Jej racjonalna natura
krzyczała, że to szaleństwo, lecz jej idealistyczne serce uspokajało, że w tym
szaleństwie jest metoda. I jeśli miała być szczera, to wbrew wszelkiej logice
skłaniała się ku temu drugiemu. Chciała wierzyć, że wszystko się uda. Jednak
aby tak się stało, każde z nich musi ufać pozostałym i przede wszystkim samemu
sobie.
- Wierzę w ciebie, Draco – powiedziała łagodnym
aczkolwiek stanowczym tonem i, nie czekając aż ten na nią spojrzy, dodała. –
Jeśli mam szukać jakichkolwiek mocnych punktów naszego planu, to jesteś nim ty…
To dzięki tobie wciąż żyję. I wierzę w to, co powiedziała Danielle. To ty
sprowadziłeś mnie z powrotem. To twój głos mnie zatrzymał, choć Merlin mi
świadkiem, że nie chciałam wracać – powiedziała, cofając się do tego mglistego
wspomnienia, gdy znajdowała się pomiędzy światami. – Pragnęłam ucieczki od
bólu, tęsknoty, walki i okrucieństwa. Ponad wszystko pragnęłam wolności od
życia – kontynuowała, nieświadoma że Draco przygląda się jej uważnie. – Nie chciałam
wracać – powtórzyła, podnosząc wzrok prosto na przeszywające jej twarz szare
tęczówki. – Dopóki nie usłyszałam twojego głosu… A przynajmniej tak wtedy
myślałam… Aż do dzisiaj, gdy Garric pozwolił mi doświadczyć magii życia –
wyjaśniła, uśmiechając się mimo woli na wspomnienie ciepła i spokoju, które
wlały się do jej ciała. – Magii, którą już raz czułam… Bo to ona sprawiła, że zawróciłam…
To była twoja magia, Draco.
- Nie wiedziałem… Nie mówiłaś, że… - zaczął
zachrypniętym głosem, starając się zebrać myśli.
- Bo do dzisiaj sama nie wiedziałam, co o tym
wszystkim myśleć – wyjaśniła, wzruszając bezradnie ramionami z przepraszającym
uśmiechem. – Chce tylko, żebyś w siebie uwierzył. Nie dlatego, że ja w ciebie
wierzę, że wierzy w ciebie Harry i cała reszta, ale dlatego że potrafisz to
zrobić. Już raz podporządkowałeś sobie kryształ. To, że żyję, jest tego
namacalnym dowodem – powiedziała z przekonaniem, a gdy uśmiechnął się do niej z
mieszaniną wdzięczności, zakłopotania i czułości, dodała prowokującym tonem. -
Poza tym od kiedy przejmujesz się zdaniem Rona? – Zapytała, wymijając go i wciskając
przycisk, przywołujący windę.
- Skąd pomysł, że się przejmuję? – Zaperzył się, a
szatynka wzruszyła ramionami z tajemniczym uśmiechem.
- Intuicja – odparła konspiracyjnym szeptem i
wślizgnęła się do windy.
- Szkoda, że ta twoja osławiona intuicja
szwankuje, bo przez to pomyliłaś się już drugi raz w ciągu dnia – odparł od
niechcenia, wchodząc do środka i wciskając numer odpowiedniego piętra.
- Drugi raz? – Zdziwiła się, a on przytaknął z
powagą.
- Chyba nie łudzisz się, że będziesz w stanie
obronić przede mną Pottera? – Zakpił, patrząc na nią z pobłażaniem i otwierając
drzwi windy, gdy dojechali na właściwe piętro.
- A więc tu jest ghul pogrzebany – powiedziała,
kręcąc głową z niedowierzaniem i mierząc mężczyznę pobłażliwym spojrzeniem,
które ten zignorował, napinając się z godnością. - Daj spokój, chyba nie jesteś
zazdrosny? I to o Harry’ego - dodała Hermiona, gdy zatrzymali się przed
drzwiami mieszkania. – Tylko się z tobą droczyliśmy. Harry to przyjaciel –
powiedziała, szukając kluczy w torebce.
- Bliski przyjaciel – zauważył z przekąsem Draco,
analizując kwestię, która nie dawała mu spokoju.
- Tak, bliski. Znamy się i troszczymy o siebie od
lat. Tak jak ty z Blaisem i Pansy – wyjaśniła cierpliwie, wyciągając pęk
kluczy.
Włożyła jeden z nich do zamka i już chciała je
otworzyć, lecz powstrzymała ją ręka mężczyzny. Spojrzała na niego z mieszaniną
pobłażania i irytacji, lecz widząc jego zdeterminowaną, aczkolwiek niepewną
minę, postanowiła nie komentować jego zachowania.
- Czy łączyło was coś więcej poza przyjaźnią? –
Zapytał z powagą, a Hermiona otworzyła szeroko oczy, niedowierzając w to, co
miało miejsce.
- Ty pytasz serio… - zauważyła po chwili
studiowania jego twarzy i chorobliwej ciekawości płynącej z oczu mężczyzny.
- Oczywiście, że serio – obruszył się ze
zniecierpliwieniem.
- I chcesz o tym rozmawiać na korytarzu? –
Upewniła się, nie wierząc w to, co miało miejsce.
W odpowiedzi Draco jednym ruchem otworzył drzwi,
drugim wciągnął ją do środka, a trzecim zamknął drzwi i przyparł ją do nich,
blokując możliwość ucieczki. Hermiona zamrugała kilkukrotnie i ponownie
spojrzała na wyczekującą odpowiedzi minę mężczyzny.
- Ty nie udawałeś… Naprawdę jesteś zazdrosny… -
powiedziała, gdy dotarło do niej, że Draco wcale się z nią nie droczy.
W odpowiedzi zacisnął zęby i spojrzał na nią
pochmurnie, a ta nie mogąc wytrzymać zaczęła się śmiać, nieświadomie
zwiększając irytację mężczyzny.
- Skończyłaś się nabijać? – Zapytał chłodno, co
nieco ją otrzeźwiło.
- Przepraszam…Ja… Po prostu w głowie mi się nie
mieści, że możesz być zazdrosnym i to o Harry’ego, który jest dla mnie jak brat
a nie kochanek – wyjaśniła, patrząc na niego z mieszaniną czułości i
rozbawienia, doskonale wiedząc, że stąpa po cienkim lodzie, jakim jest męskie
ego.
- To nie jest odpowiedź na moje pytanie – zauważył
przytomnie tym samym chłodnym tonem.
- A to nie jest ton, którym będę kontynuować z
tobą tą rozmowę – zripostowała, odwzajemniając nieustępliwe spojrzenie
mężczyzny.
- Gdyby nie twoja wylewność w stosunku do Pottera,
w ogóle nie byłoby tej rozmowy – odparł ze złośliwą nutą.
- Gdyby nie twoja irracjonalna zazdrość, nie
pytałbyś o rzeczy tak oczywiste i nie tworzył wyimaginowanych problemów –
odbiła piłeczkę.
- Nie jestem…. – zaczął z uporem, lecz widząc
sceptyczne spojrzenie kobiety, przeklął pod nosem i nachylił się tak, że
stykali się koniuszkami nosa. – Jestem zazdrosny – warknął, patrząc jej prosto
w oczy. – I nie panuję nad tym. Zadowolona?
W odpowiedzi westchnęła ciężko i pokręciła głową.
Przez chwilę przyglądała się mężczyźnie w milczeniu, układając w głowie to, w
jaki sposób wyjaśnić mu jej relację z Harrym.
- Kocham Harry’ego – zaczęła, a widząc ciemniejące
tęczówki mężczyzny, położyła dłoń na jego pokrytym lekkim zarostem policzku i
dodała. – I kto, jak kto, ale ty powinieneś zrozumieć ten rodzaj miłości –
wytknęła mu, a widząc jak mruży oczy, dodała. - Nigdy nie miałam rodzeństwa. Obserwowałam inne
rodziny i zazdrościłam dzieciom tego, że nie są same. I choć często wśród
rodzeństw dochodziło do sprzeczek i bójek, to gdy jednemu z rodzeństwa działa
się krzywda, drugie przychodziło mu z pomocą. Kłócili się i wspierali, kochali
i nienawidzili, dokuczali sobie i troszczyli się o siebie – urwała na chwilę,
zbierając myśli, po czym kontynuowała. – I choć nigdy nie miałam prawdziwego
rodzeństwa, to w Harrym odnalazłam brata. Kochamy się jak brat i siostra,
troszczymy, walczymy o siebie, wspieramy, ale też kłócimy i droczymy ze sobą.
Wiele lat budowaliśmy naszą przyjaźń, która wiele razy wystawiana była na
próbę. Jednak nawet w chwilach, gdy nie rozmawialiśmy, podświadomie
wiedzieliśmy że zawsze możemy na siebie liczyć. Bywały chwile, gdy nie
potrafiliśmy się dogadać, jednak zawsze wiedzieliśmy, że prędzej niż później
uda nam się porozumieć. Znamy siebie zarówno od tej dobrej, jak i złej strony.
Wspólnie celebrowaliśmy sukcesy, ważne chwile, ale i razem przeżywaliśmy
smutki, żałobę, porażki. Leczyliśmy nasze złamane serca i walczyliśmy o siebie,
gdy wszyscy odwracali się od nas. Wiem, że trudno to zrozumieć, ale pomimo
tego, co razem przeżyliśmy, nigdy nie byliśmy kochankami – wyjaśniła, a czując
jak jego mięśnie rozluźniają się nieznacznie, uśmiechnęła się i dodała. – I
nigdy nimi nie będziemy, bo na moje nieszczęście jestem niezaprzeczalnie i
nieodwołanie zakochana w takim jednym zazdrosnym, aroganckim, upartym typie –
westchnęła z udawaną rezygnacją…
- Musisz go zatem bardzo kochać, skoro
wytrzymujesz z nim mimo tylu wad – odparł z przekąsem, mierząc ją
nieprzeniknionym wzrokiem.
- Obawiam się, że możesz mieć rację – przytaknęła,
wzruszając bezradnie ramionami. – No chyba, że odurzył mnie eliksirem miłosnym
i dlatego straciłam dla niego głowę…
- Nie sądzę – zaoponował ze złośliwym błyskiem w
oku. – Gdyby odurzył cię eliksirem wychwalałabyś jego zalety zamiast pyskować i
wytykać mu wady – dodał, a ona spojrzała na niego z oburzeniem.
- Nie jestem pyskata – wytknęła, a on uśmiechnął
się ironicznie.
- Jesteś pyskata, zarozumiała i… - zaczął, a ona
przewróciła oczami.
- Zamknij się, Malfoy – przerwała mu znudzonym
tonem i pocałowała, przyciągając za poły płaszcza.
Na odpowiedź nie musiała długo czekać. Draco
wkrótce przejął inicjatywę, czemu poddała się z pomrukiem aprobaty.
- Nie wierzę, że odpieram twoje ataki zazdrości
mimo świadomości, że jutro obydwoje możemy zginąć i to wszystko przestanie mieć
jakiekolwiek znaczenie – powiedziała cicho, gdy Draco ostatni raz musnął jej
usta, a potem wtulił twarz w jej włosy.
- Wciąż mamy szansę wygrać – zauważył, starając
się by jego głos zabrzmiał pewnie.
- Wiem… Tylko… - zaczęła i westchnęła ciężko, przemilczając
dręczące ją lęki i odsuwając się nieznacznie, by móc spojrzeć w jego twarz.
Nie wiedziała, czego na niej szuka. Czy pragnie
dostrzec pewność siebie, zapewnienie, że wygrają i nikomu nic się nie stanie,
czy cokolwiek innego, co wlałoby w jej serce nadzieję na to, że wszystko będzie
dobrze. Zamiast tego dostrzegła nieprzeniknioną maskę, która skrywała wszystkie
myśli i uczucia mężczyzny.
– Kocham cię, Draco – wyznała w tym samym czasie,
gdy Malfoy powiedział - Nie pozwolę cię skrzywdzić…
Uśmiechnęła się z czułością i wtuliła w ramiona
mężczyzny, gdy ten ją przytulił, opierając policzek na barku.
- Nie martwię się o siebie tylko o…
- Wiem – wszedł jej w słowo, gładząc uspokajająco
plecy na wysokości łopatki. – Wiem. I
chciałbym, żeby było inaczej. Nie wiem, co nas czeka jutro i jak to wszystko
się skończy, ale wiem, że cokolwiek się wydarzy, zawsze będę przy tobie –
zapewnił z żarliwością.
- Nie rób tego – powiedziała zduszonym głosem i,
odsunęła się nieznacznie, kręcąc głową. – Nie żegnaj się ze mną…
- Nie żegnam – zaoponował z delikatnym uśmiechem i
ujął jej rękę.
Przez chwilę przyglądał się w milczeniu ich
złączonym dłoniom, a następnie, nim dotarło do niej co robi, wsunął na jej palec
pierścień rodowy Malfoyów.
- Czy to… - urwała, z szeroko otwartymi oczami
przyglądając się srebrnemu pierścieniowi z białą perłą, który Draco wyjął z
kieszeni marynarki i wsunął na jej palec. – Czy ty…? – Spojrzała na
uśmiechającego się szelmowsko Dracona i urwała zbita z tropu.
- Taka sytuacja – powiedział z charakterystyczną
dla siebie nonszalancją, choć w jego oczach dostrzegła mieszaninę niepewności i
zdenerwowania.
- To…To…
- Symbol mojego oddania i chęci spędzenia z tobą
reszty życia – wyjaśnił, czekając aż Hermiona dojdzie do siebie i spojrzy na
niego. - Czas na twój ruch – podpowiedział z rozbawieniem, maskując tym rosnące
zdenerwowanie, wynikające z przedłużającego się milczenia kobiety.
Hermiona w końcu oderwała wzrok od pierścionka i
spojrzała prosto w oczy Dracona. Dostrzegała jego niepewność ale i miłość.
Musiała przyznać, że ją zaskoczył. Gdy była młodsza, wiele razy zastanawiała
się nad podobną chwilą. Żadne wyobrażenie tego momentu nie zakładało takiego
scenariusza, lecz w jakiś pokręcony sposób brak tej sztucznej, romantycznej
otoczki w postaci świec i kwiatów dodał temu wartości. Draco, świadomie lub nie,
dał jej to, czego potrzebowała – siłę do walki i nadzieję na lepsze jutro. Nie
wiedziała, czy ma większą ochotę go przytulić i pocałować czy wybuchnąć śmiechem
nad irracjonalnością tej sceny i dzisiejszego dnia. Ostatecznie zrobiła jedno i
drugie.
- Czy to znaczy „tak”? – Upewnił się pomiędzy
pocałunkami.
- Musisz mocno się postarać, żeby przeżyć, jeśli
chcesz znać odpowiedź – odparła, odsuwając się nieznacznie i zaglądając mu w szare
tęczówki, które tak kochała. – Nie daj się zabić – poprosiła i wtuliła policzek
w jego dłoń.
- Taki mam plan – powiedział z powagą i nim zdołał
powiedzieć coś więcej Hermiona ponownie go pocałowała.
***
- Pansy?! – Zawołał, wchodząc do domu i zamykając
drzwi.
Odpowiedziało mu milczenie więc z westchnieniem
odwiesił kurtkę i ruszył do kuchni, dostrzegając zapalone światło wewnątrz
pomieszczenia. Podszedł do kuchenki i zajrzał do jednego z garnków. Na widok ulubionej
zupy dyniowej, uśmiechnął się pod nosem i postanowił poszukać narzeczonej.
Skierował się od razu do sypialni. Pansy coraz częściej urządzała sobie drzemki
w ciągu dnia. Po cichu, by nie narobić hałasu i przypadkiem nie obudzić kobiety,
przemierzał korytarz i wszedł do pogrążonego w półmroku pomieszczenia. Widząc
zarys sylwetki, otulonej kocem, uśmiechnął się czule i podszedł do łóżka. Pansy
oddychała miarowo, nieświadoma jego obecności. Przez chwilę zastanawiał się,
czy jej nie obudzić, doskonale wiedząc, że muszą porozmawiać, lecz ostatecznie
położył się obok, odwlekając ten moment i pozwalając ukochanej na jeszcze
chwilę nieświadomości. Przytulił się do jej pleców, wtulając twarz we włosy i
wdychając zapach szamponu i delikatnych perfum. Była to upajająca zmysły mieszanka,
która sprawiała, że zawsze się zatracał. Tym razem było podobnie i nawet nie
zauważył, gdy sam zasnął.
Uśmiechnął się mimowolnie, czując delikatny dotyk
na czole, odgarniający mu z czułością włosy.
- Chyba zasnąłem – mruknął z wciąż zamkniętymi
oczami i ujął dłoń, spoczywającą na jego policzku, by złożyć na jej wewnętrznej
części pocałunek.
- Gdybym wiedziała, że będziesz tak zadowolony z
moich odwiedzin, wpadałabym częściej – sarknęła tuż przy jego uchu.
- Eva – powiedział zimno, otwierając oczy i
przytomniejąc.
Rozejrzał się dookoła, badając terytorium. Wciąż
był w swojej sypialni. Wszystko znajdowało się na swoim miejscu poza jednym
wyjątkiem – Pansy. Jej miejsce u jego boku zajmowała rozłożona wygodnie kapłanka.
- Gdzie moja narzeczona? – Zapytał, wstając i
szukając różdżki.
- Tego szukasz? – Zapytała niewinnym tonem,
machając mu z oddali jego różdżką.
- Gdzie jest Pansy? – Powtórzył pytanie
ostrzejszym tonem, wywołując na jej twarzy szeroki, zimny uśmiech satysfakcji.
- Jesteś taki monotematyczny – zaczęła,
przeciągając się leniwie i czerpiąc przyjemność z jego bezsilności. – Miłość… –
podjęła, urywając na chwilę jakby smakowała to słowo. - Silna potrzeba, by
kochać i być kochanym… To zarazem słabość ale i siła, która sprawia, że nie
tracimy nadziei. Za jej sprawą mamy siłę, by tworzyć ale i niszczyć… Nikt nie
jest odporny na jej moc – kontynuowała z trudną do rozszyfrowania nutą w głosie.
- Moja miłość spaliła świat, który znałam i kochałam. Jej płomienie przeniknęły
każdy zakamarek mojej duszy, zostawiając za sobą zgliszcza – dodała z nieprzeniknioną miną. – W twoim
przypadku będzie tak samo. To ona przed laty cię ocaliła i ona cię zniszczy…
Pytanie tylko, co potem? Czy będziesz potrafił wzniecić iskrę z tych popiołów? –
Zapytała, przyglądając mu się z zafascynowaniem, jakby rzeczywiście pragnęła
poznać odpowiedź na to pytanie.
- To nie dzieje się naprawdę. Jesteś tylko w mojej
głowie – było to bardziej stwierdzenie niż pytanie, lecz Eva i tak mu
odpowiedziała.
- Owszem. Jednak skąd pewność, że wobec tego, to
nie dzieje się naprawdę?
- Wciąż jesteś uwięziona w…
- Racja. Ale nawet uwięziona potrafię wiele
zdziałać – przytaknęła, przewiercając go swoim przenikliwym spojrzeniem.
- Nie możesz nikogo skrzywdzić – zaoponował,
starając się brzmieć pewnie.
Eva uśmiechnęła się ironicznie i zwinnym ruchem
zsunęła się z łóżka, ruszając w jego kierunku. Czujnie obserwował jej ruchy, gotowy
zareagować. Kobieta obeszła go niczym drapieżnik szykujący się do zadania
morderczego ciosu, a potem bez ostrzeżenia za pomocą jego własnej różdżki,
rozcięła mu policzek. Syknął czując pieczenie i dotknął zranionego miejsca.
- Dalej twierdzisz, że jestem nieszkodliwa? –
Zakpiła, przyglądając się mu badawczo.
- Powtórzę to po raz ostatni. Gdzie jest Pansy?
Jeśli coś jej zrobiłaś, nici z naszego układu – zagroził, czując że całe jego
opanowanie diabli wzięło.
- Jak miło, że wspominasz o naszej umowie –
powiedziała niby od niechcenia, lecz Harry nie dał się zwieść, a odpowiedź na
jego pytanie pojawiła się sama.
- Dotrzymam słowa. Nie masz powodu, by dręczyć
Pansy…
- Ależ oczywiście, że dotrzymasz… Sam jednak
musisz przyznać, że mam powody do powzięcia środków ostrożności – zaczęła,
ważąc każde słowo i nie spuszczając z niego badawczego wzroku. – Potraktuj to,
jako swego rodzaju zabezpieczenie na wypadek gdybyś jednak zamierzał mnie
zdradzić – dodała z ostrzegawczą nutą w głosie.
- Wypuść ją…
- Po naszym ostatnim spotkaniu, uzmysłowiłam
sobie, że Danielle miała rację. Moje położenie wynika z tego, że cię nie
doceniłam i za każdym razem musiałam poradzić sobie z konsekwencjami –
powiedziała, ignorując jego żądanie. - Uznałam, że tym razem nie popełnię tego
błędu. Tak więc Harry dobrze się zastanów, nim postanowisz dodać coś od siebie,
bo tym razem masz do stracenia więcej niż przyjaciela – dodała, nawiązując do
śmierci Hagrida i rozdrapując tym samym świeżą ranę. – W moich rękach są dwa
serca. Mogę je zatrzymać szybciej niż ty pomyślisz o zdradzie…
- Jeśli coś im się stanie…
- To co zrobisz, Harry? – Zapytała z prowokującym
uśmiechem.
- Zabiję cię – odparł ze śmiertelną powagą, czym
rozbawił kapłankę.
- Nie masz takiej mocy, by mnie zabić – odparła z
pogardą. - Długo zajęło mi wyjaśnienie, jak ktoś tak mało wyjątkowy, nieznaczący
i bez wybitnych zdolności magicznych, wygrał pojedynek z Voldemortem. Wygrałeś
fuksem i przy pomocy innych. Gdyby nie to i nie geniusz Dumbledore’a, który
starannie wszystko zaplanował, by w razie jego śmierci wszystko się udało, byłbyś martwy. Dlatego
nie wymachuj tą swoją magiczną pałeczką, bo w bezpośrednim starciu ze mną nie
masz szans – wyrzuciła nie kryjąc gniewu.
- Przekonajmy się zatem – odparł, zaciskając
pięści.
Eva zmierzyła go poirytowanym aczkolwiek
oceniającym spojrzeniem, a chwilę później w jego ręku znalazła się różdżka,
którą mu zabrała.
- Więc rzuć klątwę. Zabij mnie…- Powiedziała,
rozkładając ręce i wystawiając się na cel. -
Nie potrafisz, prawda? Nie jesteś w stanie wypowiedzieć zaklęcia, które
odebrało ci tylu bliskich. Brzydzisz się czarną magią. Nawet w starciu z
Voldemortem nie byłeś w stanie użyć śmiercionośnej klątwy. Gdyby Czarny Pan
miał swoją różdżkę, nie miałbyś szans – dodała z pogardą, patrząc na niego z
wyższością.
- Nie jestem ani tobą, ani Voldemortem. Pokonam
cię na swoich zasadach. Ale…będziemy tak gadać, czy przejdziemy do walki –
zapytał, rozkładając ręce, gotów na pojedynek.
- O niczym innym nie marze – odparła lodowatym
głosem. - Najpierw jednak chce stąd wyjść, by zgnieść cię na oczach wszystkich,
którzy wierzą że taka karykatura czarodzieja jak ty może równać się ze mną.
Wraz z twoją śmiercią zginie wiara w pokonanie mnie i bunt. Za jednym zamachem
zabije ciebie i zdobędę władze. Od początku powinnam najpierw się ciebie pozbyć.
Zaoszczędziłoby mi to wielu kłopotów. Ale szybko naprawie ten błąd –
powiedziała, mierząc go lodowatym wzrokiem, po czym dodała władczym tonem. -
Dotrzymaj umowy lub twoja śliczna narzeczona już nigdy się nie obudzi, podobnie
zresztą jak dziecko. To samo spotka wszystkich, których kochasz. A na koniec
dopadnę ciebie. Nie możesz wiecznie unikać snu. Prędzej czy później wpadniesz w
moje ręce. A im dłużej będziesz się ociągał tym więcej ludzi umrze. Masz czas
do południa…
Zerwał się z łóżka zlany potem i natychmiast
zerknął w bok, gdzie jego narzeczona pogrążona była we śnie.
- Pansy… - powiedział, potrząsając delikatnie
ciałem brunetki, a gdy ta nie zareagowała poczuł, jak zaczyna tracić grunt pod
stopami. – Pan! Obudź się, skarbie – powtórzył głośniej z nutą desperacji w
głosie. – Pansy obudź się! – Ponowił próbę, a gdy i ta się nie powiodła, uniósł
nieprzytomne ciało kobiety i ujął jej twarz. – Otwórz oczy…błagam otwórz oczy –
wydusił z siebie bliski utraty kontroli. – Pansy… -
zaczął i ściągnął brwi, gdy na szyję kobiety spadła czerwona kropla.
Uniósł drżącą dłoń do policzka i spojrzał na
ubrudzone we krwi palce. Poczuł, jak gniew miesza się z przerażeniem i, nie
tracąc ani sekundy, chwycił różdżkę oraz nieprzytomną kobietę, zostawiając za
sobą tylko echo dźwięku deportacji.
Jako pierwsza piszę komentarz i znowu będzie on obfitował w same słowa zachwytu. No cóż ja mogę na to poradzic, że jestes świetnym twórcą. :)
OdpowiedzUsuńJesteśmy coraz bliżej końca i w sumie nie wiem, czy mnie to bardziej zasmuca, czy cieszy. Tyle czekałam, aby poznać zakończenie tej historii, a gdy wreszcie ono nadchodzi, to nie raduje mnie to aż tak mocno. Być może dlatego, że przyzwyczaiłam się do czekania na Rozbitków w każdym miesiącu. Ale wszystko, co dobre kiedyś musi się skończyć, dlatego już teraz chcę podziękować za tę wspaniałą przygodę z naszymi bohaterami. :)
Przejdę może już do konkretów, bo tak żem się rozpisała. :D
Część o porwaniu Pansy przez Evę - WOWOWOWOW. Osobiście nie przepadam za Pansy, ale jestem ciekawa w jaki sposób Harry poradzi sobie z tym wszystkim i czy w ogóle Pansy przeżyje. Trochę było spokoju, a tu znów wszystkie relacje bohaterów wiszą na włosku. Ale oczywiście miejmy nadzieję, że za dużo trupów na koniec nie będzie. :D Jedyne, do czego mam zastrzeżenie, a może bardziej taką tęsknotę, to fakt, że mało Ginny jest w ostatnich rozdziałach. Liczę, że w najbliższym czasie się pojawi. :)
Cóż, ode mnie byłoby to już wszystko. Wreszcie znalazłam dłuższą chwilę między pracą a obowiązkami, aby napisać więcej niż dwa zdania. :( Jak zawsze życzę Ci samych świetnych pomysłów na dalsze części opowieści. I tak nie zostało juz rozdziałów, dlatego pozostaje mi oczekiwać na "grande finale". :)
Trzymaj się, kochana, cieplutko! Chcę jeszcze życzyć na nowy 2019 rok dużo zdrówka i samych pozytywów w życiu. No i przede wszystkim nowych pomysłów na kolejne historie, gdyż mam nadzieję, że po Rozbitkach jeszcze się "spotkamy". :)
Ściskam i przesyłam buziaki! :*
Billy Bill
Po pierwsze, przepraszam, że tak późno odpisuje na komentarz. Przez chorobę, nie byłam w stanie.
UsuńDziękuję:) Choć zapewniam, że do tego tytułu wiele mi brakuje. I nie jest to fałszywa skromność ale samoświadomość:) Bardzo Ci dziękuję za Twoją obecność i budujące słowa.
Mam chyba podobne odczucia, choć staram się o tym za dużo nie myśleć. Boję się, że wówczas zwlekałabym z pisaniem, by odsunąć moment rozstania. Dla historii z pewnością nie byłoby to dobre:)
Lubię, gdy się rozpisujesz:)
Rozumiem Twoją tęsknotę i Twoje obawy. Wszystko ma swój czas i swoje miejsce. I tylko tyle mogę na tą chwilę powiedzieć, by za dużo nie zdradzić;)
Ślicznie Ci dziękuję:)
Z pewnością. Jeśli chodzi o HP, to bardziej minaturkowo, ale kto wie... może w innych literackich okolicznościach również:)
Raz jeszcze dziękuję za wszystko!
Ściskam mocno!;*
Witaj!
OdpowiedzUsuńRozdział przeczytałam już chwilę temu ale dopiero teraz mam okazję aby coś napisać :)
O rozdziale przede wszystkim mogę powiedzieć tyle... EMOCJE, EMOCJE, EMOCJE! Oświadczyny Draco? Coś pięknego :) cieszyłam się jak dziecko. Myślę, że dodadzą one siły obojgu w tym trudnym czasie. Zresztą dla wszystkich to teraz trudny okres bo czeka ich ostateczna walka z Evą! Mam nadzieję, że wszyscy wyjdą z tego cało :)
Zgodzę się z koleżanka u góry, troszku mnie tęskno za Ginny i Blaisem także :)
Zatem pozostaje czekać na zakończenie tej historii, która jest po prostu fenomenalna. Choć z drugiej strony mam ochotę krzyczeć "NIE TO NIE MOŻE BYĆ JUŻ KONIEC!!!" :D no ale taka jest kolej rzeczy... tylko na co ja wtedy będę wyczekiwać z utęsknieniem jak nie na nowy rozdział?
Pozdrawiam Cie gorąco, buziaki!
Anna :*
Kochana lepiej późno niż wcale. Tak jak Ty czekasz na rozdział, tak ja mogę poczekać na komentarz:)
UsuńBez emocji się nie da:) Myślę, że w tych zwyczajnych, naturalnych okolicznościach jest najwięcej magii i autentyczności, a w związku z tym stają się nadzwyczajne:) Cieszę się, że i Ciebie ujęły:)
Wiesz, że nie mogę niczego obiecać:(
Dziękuje:) Takie słowa wzruszają i motywują.
Jak to na co? Na miniaturki i książkę ;D
Ściskam Cię mocno i raz jeszcze dziękuję!;*
Oj bardzo dawno mnie tu nie było i to był błąd. Okazuje się że można tęsknić za czyimś stylem pisania a emocje które czuć w każdym zdaniu powodują że czuję się jakbym tam była. Każda kropka na końcu rozdziału powoduje niedosyt i niecierpliwie wyczekuję kolejnych. Może doczekamy się kiedyś czegoś spod Twojego pióra w papierowym wydaniu? :) no uwielbiam Cię czytać:)
OdpowiedzUsuńDziękuję:)
UsuńIdzie się zarumienić od tylu miłych słów:) Staram się, żeby każdy rozdział był możliwie jak najbardziej doszlifowany. Cieszę się, że historia i mój styl pisania Ci odpowiadają. To budujące i dające pozytywnego kopa;)
Pracuję nad tym, żeby Twoje życzenie zostało spełnione:)
Ściskam mocno!:)
Och rany, co tu się dzieje... Jestem tak zestresowana tym, jak to się wszystko skończy! Ale wierzę, że rozwiążesz to tak, by wszystko było dobrze :).
OdpowiedzUsuńPozdrawiam serdecznie!
Iva
Jakkolwiek się to nie skończy, będę z Wami:)
UsuńPozdrawiam ciepło:)