Kochani,
witajcie po dwumiesięcznej rozłące! Nawet nie wiecie, jak za Wami tęskniłam oraz jak bardzo brakowało mi pisania. To były najdłuższe i chyba najbardziej intensywne dwa miesiące, jakie przeżyłam ze względu na kulminacje spraw zawodowych, osobistych i tych związanych z obroną. Na szczęście udało mi się większość spraw zamknąć i teraz jestem już do Waszej dyspozycji:)
Co u Was? Mam nadzieję, że odpoczywacie, ładujecie akumulatory pozytywną energią i dobrze się bawicie:) Ja swoje wakacje zacznę od przyszłego weekendu i do września mam zamiar złapać oddech po naprawdę intensywnym okresie. Przepraszam, że nie odpowiadałam na Wasze maile i komentarze, ale naprawdę nie miałam chwili wytchnienia. Obiecuję nadrobić zaległości do końca weekendu. A odpowiadając na Wasze pytanie: TAK! Jestem już panią magister i to z wyróżnieniem, z czego jestem niesamowicie dumna! Dziękuję tym wszystkim, którzy mnie wspierali i we mnie wierzyli!
Chciałam Was również poinformować, że Face zabetowała poprzednie dwa rozdziały. Na szczęście błędów było tak mało, że oprócz kilku przecinków, w treści niewiele się zmieniło:)
Tymczasem w Wasze ręce oddaje kolejny rozdział. Póki co niezabetowany, ale Face obiecała zerknąć na niego w przyszłym tygodniu. Jak tylko otrzymam jej komentarz, to naniosę poprawki. Mam nadzieję, że błędy Was nie odstraszą.
I mam ogromną nadzieję, że pod rozdziałem zobaczę dużo komentarzy:) Nie ukrywam, że liczę na Was. I mam nadzieję, że mimo tak długiej rozłąki wciąż jesteście ze mną?
Rozdział z dedykacją dla Was, bo bez Was nie byłoby motywacji, a bez motywacji nie byłoby tego opowiadania. Jesteście najlepsi!
Dziękuję również Annie, która jest ze mną od... Mam wrażenie, że od zawsze, bo od początku mojego powrotu na Nieziemskiej:) Dziękuję za Twoją obecność, cierpliwość i nieustanne przypominanie, że są osoby, które mimo długiej nieobecności wciąż we mnie wierzą i czekają!;*
A teraz już nie przedłużam:) Zapraszam do lektury!
Ściskam mocno wszystkich i każdego z osobna!
Do zobaczenia (za dwa tygodnie?;>)!
Villemo.
Rozdział
XXIV Pakt z diabłem
Otworzył
szeroko oczy, widząc mknący w jego kierunku ognisty pocisk. Dopiero żar zbliżającej
się z każdą sekundą kuli otrzeźwił go na tyle, by w ostatniej chwili uskoczyć w
bok. Nim jednak zdążył odetchnąć z ulgą, w jego stronę pomknęły kolejne dwa
pociski. Niewiele myśląc runął na brzuch i przeturlał się za kamienny
postument.
-
Zmęczony? – Zakpiła Eva, słysząc ciężki oddech mężczyzny i, uśmiechając się z
satysfakcją, ruszyła w jego kierunku.
Zamknął
powieki, starając się unormować oddech i zacisnął palce na różdżce. Wiedział,
że jego szanse na przeżycie są niewielkie. Jednakże nie miał zamiaru tak szybko
się poddać. Wziął ostatni, głęboki oddech i niewiele myśląc dźwignął się na
nogi, rzucając jednocześnie niewerbalne zaklęcie w stronę zbliżającej się
kobiety. Eva wyciągnęła przed siebie dłoń, a wtedy magiczny, czerwony promień
spowolnił swój bieg, by zatrzymać się tuż przed nią. W następnej chwili
rozprysł się na miliony małych odłamków. Harry’ego to jednak nie zniechęciło.
Widząc triumfalny uśmiech na twarzy czarownicy, zaatakował ponownie. Tym razem
jednak nie ograniczył się do jednej klątwy. Widząc, że Eva ponownie
neutralizuje jego zaklęcia, wycelował różdżkę tuż pod jej nogi, sprawiając, że
kobieta zachwiała się pod wpływem pękającego podłoża. Wykorzystując jej
zdezorientowanie, ponownie wymierzył w nią zaklęcie. Na ułamek sekundy zawahał
się. Obiecał sobie, że nigdy nie wypowie znienawidzonych słów klątwy, która
odebrała mu najbliższe osoby. Do tej pory udawało mu się dotrzymać złożonej
przysięgi. W tym jednak momencie wszystkie znane czary zawodziły, a jemu
zaczynało już brakować pomysłów na to, by unieszkodliwić kapłankę. Mimo że jego
zawahanie trwało tylko sekundę, Eva poradziła sobie z nieoczekiwanym trzęsieniem
ziemi i posłała mu na wpół zirytowane, na wpół aprobujące spojrzenie, by
następnie przejść do kontrataku. Nim Harry zdążył rzucić klątwę, poczuł jak
jego ciało drętwieje, a on unosi się kilka centymetrów nad podłogą. Zamknął
oczy, starając się skoncentrować na zaklęciu niewerbalnym, lecz nim je rzucił,
coś szarpnęło nim do przodu, a następnie został odrzucony z dużą siłą na jedną
ze ścian. Z jego ust wydobył się nieartykułowany dźwięk, gdy jego ciało
gruchnęło o kamień, a następnie osunęło się po nim na podłogę. Zamroczony
podparł się na ramieniu i natychmiast tego pożałował. Prawy bok, którym uderzył
o ścianę pulsował rwącym bólem. Wypluł krew i wstrzymując oddech, podczołgał
się bliżej ściany, by znaleźć oparcie. Zacisnął zęby i, ignorując ból w piersi,
walczył o każdy zbawienny oddech powietrza.
-
Taki słaby – powiedziała, przeciągając sylaby i przyglądając się mężczyźnie z
zainteresowaniem. – To było kompromitujące, Harry. Myślałam, że ktoś, kto
pokonał tak utalentowanego maga, jak Voldemort, musi posiadać wyjątkowe
umiejętności. Rozczarowałeś mnie po raz trzeci – wyznała ze smutkiem, kucając
przed nim i zgarniając z jego spoconej i zakrwawionej twarzy kosmyki włosów.
-
Nie zdradza się wszystkich atutów na pierwszej randce – wycharczał, uśmiechając
się kpiąco.
-
Zapewniam cię, mój drogi, że po dzisiejszej nocy, nie będziesz miał przede mną
żadnych tajemnic – wyszeptała wprost do jego ust, a Harry odpowiedział jej
butnym spojrzeniem. – Myślę jednak, że przed kolejną rundą powinieneś nabrać
sił, kochany – wymruczała, akcentując z pogardą ostatnie słowo i kładąc dłoń na
jego klatce piersiowej. – Gwarantuję ci, że gdy się obudzisz, czeka cię wiele
niezapomnianych wrażeń – dodała z mściwym uśmiechem, gdy Harry zaczął się
dusić, a jego oczy zaszły mgłą. Dopiero, gdy jego głowa opadła bezwładnie,
odsunęła rękę i wstała. Przez chwilę w zamyśleniu przyglądała się mężczyźnie, a
następnie opuściła salę tronową.
-
Przygotujcie go – rozkazała, kłaniającym się jej strażnikom i, nie czekając na
ich odpowiedź, ruszyła w kierunku jednego z bocznych korytarzy, prowadzących do
komnat.
W
miarę, jak zbliżała się do celu swojej wędrówki, czuła jak długo tłumiony gniew
ponownie się rozpala. Wydarzenia mające miejsce dzisiejszej nocy mocno
nadszarpnęły jej nerwy, rozbudzając przy okazji moc. Musiała bardzo się
kontrolować, by nie stracić nad nią kontroli, co ostatnimi czasy przychodziło
jej coraz trudniej. Stan ten bardzo ją
niepokoił. Mimo że ukończyła rytuał i połączyła się ze źródłem mocy, wciąż nie
potrafiła okiełznać nowej magii. W
dodatku runa, którą przypieczętowała czar matki, okazała się nieskuteczna. Wraz
z pojawieniem się koszmarów, wróciły niechciane emocje. I o ile była w stanie
poradzić sobie z sennymi wizjami, o tyle palące uczucia mocno ją dekoncentrowały.
W dodatku dalej nie wiedziała, co może oznaczać biały feniks nawiedzający ją w
snach, ani do kogo należy upiorny wzrok jej prześladowcy. Potrzebowała
odpowiedzi na tyle pytań. Niestety osoba, która mogła udzielić jej informacji,
była póki co poza jej zasięgiem. Garric zajmował się szkoleniem Karmy i
wykonywał jej rozkazy w Zakonie. Eva kilkukrotnie walczyła z pokusą wezwania go
do Alcatraz. Ostatnie wydarzenia sprawiły jednak, że postanowiła odłożyć to
spotkanie aż do teraz. W tym momencie potrzebowała wiedzy Ollivandera. Czuła
ulgę na myśl, że już jutro pozna dręczące ją odpowiedzi. Co więcej, jutro
zajmie należne jej miejsce.
Na
tę myśl uśmiechnęła się pod nosem i, pokonując ostatni stopień krętych schodów,
wyszła na słabo oświetlony korytarz. Minęła wrota do komnaty, w której do
niedawna gościła Molly Weasley i zatrzymała się przed salą należącą tymczasowo
do Hermiony Granger.
-
Moja pani – Theodor Nott pokłonił się z szacunkiem, a ona dała mu znak, by
wszedł z nią do środka.
W
odpowiedzi otrzymała kolejny uniżony ukłon byłego Śmierciożercy. Zmierzyła go
chłodnym spojrzeniem. Nott udowodnił jej, że może być bardzo przydatny.
Natomiast jego uwielbienie i oddanie w stosunku do jej osoby, czyniły z niego
idealnego sługę. Wiedziała już nawet, w jaki sposób Theodor Nott może jej się
przysłużyć w niedalekiej przyszłości. Na tę myśl uśmiechnęła się z satysfakcją
i pchnęła drewniane wrota.
***
Hermiona
przymknęła powieki i westchnęła cicho, opierając czoło o zimną ścianę
przylegającą do okna. Wydarzenia dzisiejszego dnia zdecydowanie przerosły jej
siły. Wszystkie uczucia, które do tej pory tak starannie kontrolowała, teraz
zaczynały się wymykać i wypływać na powierzchnię jej udręczonego umysłu. Czuła
się tak bardzo przytłoczona tym wszystkim. Przygryzła dolną wargę, walcząc z
płaczem i mocniej zacisnęła powieki. Targało nią zbyt wiele skrajnych emocji,
by potrafiła skoncentrować swoje myśli na jakimkolwiek sposobie pomocy
Harry’emu i Draco. Przed oczami wciąż miała widok Oliwera przykładającego
sztylet do gardła Malfoya. W tamtej chwili była pewna, że jej serce stanęło w
miejscu na kilkadziesiąt przerażająco długich sekund. Na myśl, że mogłaby
stracić któregoś z nich, przerażanie zapierało jej dech w piersi.
Nie
mogła uwierzyć, że Draco i Harry chcą układać się z Evą. Cyrograf z kapłanką
stanowił przepustkę do szybkiej i bolesnej śmierci. Sama wiedziała najlepiej, z
czym to się wiąże. Na ciele nosiła tego namacalne dowody. Miała również
pewność, że dzisiejszej nocy po raz kolejny kobieta przypomni jej zasady
układu, który przypieczętowały przysięgą wieczystą. Wszystkie jej mięśnie
spinały się na wspomnienie bolesnych batów. Wolała jednak nie myśleć, do czego
tym razem posunie się kapłanka. Poza tym bardziej niż o swój los, martwiła się
o życie przyjaciół.
Powoli
otworzyła oczy i przeniosła wzrok na widok za oknem. Gęsta, biała mgła unosząca
się znad przepaści otaczającej więzienie otuliła twierdzę Alcatraz szczelną zasłoną,
ukrywając jej mury i odgradzając ją od reszty świata. Przez chwilę wpatrywała
się tępo w nieprzeniknioną, białą przepaść, żałując, że nie może rzucić się w
jej otchłań. Jednakże, nawet gdyby od jej decyzji nie zależało życie Dracona,
to Eva postarała się przecież, by nie zrealizowała swoich planów samobójczych.
Zaśmiała się gorzko i przesunęła opuszkami palców po bezbarwnej,
nieprzepuszczalnej barierze nałożonej na okno, a chwilę później jej śmiech
zmienił się w przepełniony bólem i bezradnością niekontrolowany szloch. Tama
skrywająca jej uczucia i lęki pękła, zalewając ją bezlitośnie niechcianymi
wizjami. Wiedziała, że powinna być dzielna, że nie powinna okazywać słabości.
Nie potrafiła jednak wziąć się w garść. Strach o bliskich jej mężczyzn i wyobrażenia
tego, co może z nimi zrobić Eva, całkowicie zdominowały jej myśli. Czuła się
tak, jakby straciła grunt pod stopami.
Czasami
zastanawiała się, gdzie podziała się ta silna, zdeterminowana dziewczyna, która
wraz z przyjaciółmi uratowała świat. Patrząc na swoje odbicie w szybie,
dostrzegała tylko cień dawnej siebie. Ukryła twarz w dłoniach, tłumiąc kolejny
napad płaczu. Nie miała pojęcia, jak długo trwała chwila jej słabości, ani
kiedy z jej oczu przestały lecieć łzy. Po tym przyszedł stan dziwnego
otępienia, w którym jej myśli dryfowały swobodnie po zakamarkach zmęczonego
umysłu. Bezwiednie osunęła się po zimnej, wilgotnej ścianie i oparła się o nią
barkiem. Czuła się tak bardzo zmęczona i zrezygnowana. Prychnęła cicho pod
nosem i pokręciła głową, przypominając sobie słowa, że Gryfonem pozostaje się
przez całe życie. Nie miała pojęcia, kto wymyślił tę bzdurę, która w tej chwili
była dla niej tylko pustym frazesem. Gdyby ten ktoś zobaczył ją w tej chwili,
sam przyznałby jej rację. Pociągnęła
głośno nosem i otarła go mało eleganckim ruchem. Oparła rozgrzane czoło o ścianę,
przepuszczającą zimne powietrze i przymknęła powieki, starając się zebrać myśli
i ukierunkować je na wymyślenie sposobu wyciągnięcia mężczyzn ze szpon diabła. Obiecała
Harry’emu, że coś wymyśli i miała zamiar dotrzymać słowa.
Wzięła
uspokajający oddech i wypuściła wolno powietrze. Musiała przeanalizować ich
sytuację. Mimo że chciała wierzyć, że mężczyźni nie przyjmą propozycji Evy,
miała świadomość, że zarówno Harry, jak i Draco zrobią wszystko, by zapewnić
jej bezpieczeństwo. I mimo że była na nich wściekła, to sama przed sobą musiała
przyznać, że zrobiłaby dla nich to samo. Nie powinna mieć do nich pretensji o
to, że chcieli jej pomóc. Wiedziała, że prędzej niż później spróbują ją
wyciągnąć z niewoli. Myślała jednak, że dadzą jej więcej czasu. Nie okłamała
Dracona. Miała plan. Wiedziała, że nie jest on doskonały i zawiera wiele luk,
ale miała zamiar zaryzykować. Potrzebowała tylko więcej czasu, by wszystko
przygotować. Miała również świadomość tego, że jeśli jej się uda, to sekundę
później będzie martwa. Znała nawet tożsamość swojego oprawcy.
Uśmiechnęła
się z goryczą, wyobrażając sobie oszalałego z rozpaczy Wooda. Nie chciała go
krzywdzić, lecz Oliwer nie pozostawił jej innego wyboru. Zastanawiała się, czy
może go winić za to silne uczucie, którym darzył kapłankę. Wiedziała, że nie
mogła go za to osądzać. Mogła jednak oceniać go za ślepotę i wybory, których
dokonał. Hermiona czuła, że w głębi serca to ten sam mężczyzna, którego poznała
w Hogwarcie. Rozpoznawała go w chwilach słabości, zawoalowanej trosce oraz
spojrzeniu, gdy przestawał się kontrolować. Była pewna, że Oliwer Wood jest
dobrym człowiekiem. Na początku próbowała nawet sprawić, żeby sobie o tym
przypomniał, lecz jej wysiłki zdawały się nie przynosić rezultatów. Co prawda
mężczyzna starał się ją chronić przed gniewem Evy, jednak zawsze, gdy próbowała
pokazać mu jej prawdziwe oblicze, zamykał się w sobie i odchodził. Zazwyczaj
mijało kilka dni, nim wracał do niej ponownie. Zawsze jednak czuła na sobie
jego czujny wzrok. W tym zamku był zarówno jej aniołem stróżem, jak i
strażnikiem. Hermiona jednak nie miała zamiaru się poddawać. Wiedziała, że
nawet najmniejsza kropla drąży skałę. Musiała być cierpliwa i ostrożna.
Zupełnie jak wtedy, gdy oswajała Dracona.
Opuściła duszną kajutę i wyszła
na pokład ostrożnie wdychając rześkie, nocne powietrze. Starając się opanować
targające nią mdłości przeszła na dziób statku i, przymykając powieki,
pochyliła się nad barierką. Wiatr przyjemnie chłodził jej rozgrzaną twarz i
rozwiewał włosy. To była jej pierwsza podróż statkiem i to w zupełności wystarczyło
jej, by wiedzieć, że z własnej woli nigdy nie powtórzy tej wątpliwej
przyjemności. Niestety to nie była jej ostatnia wizyta w Alcatraz. Eliksir,
który podano dziś skazańcom, by blokował ich zdolności magiczne, wymagał
cyklicznych dawek. Wiedziała, że jako jego twórca będzie zmuszona do zebrania
odpowiedniego zespołu, z którym co miesiąc będzie odwiedzać to zapomniane przez
świat miejsce. Nie było innego sposobu dostania się na wyspę więc musiała sobie
jakoś poradzić ze swoją morską dolegliwością. W duchu wyrzucała sobie, że nie
zabrała żadnych eliksirów na chorobę morską. Może gdyby je miała, byłaby w stanie
dostrzec piękno i uroki otaczającego ją krajobrazu. Tymczasem dryfujący statek
dostarczał jej takich atrakcji jak skurcze żołądka, mdłości, wymioty i ból
głowy.
Przez chwilę rozkoszowała się
ciszą i spokojem nocy. Wychyliła się bardziej przez barierkę, przyglądając nieprzeniknionej,
oceanicznej toni, w której odbijał się w swojej pełnej okazałości majestatyczny
księżyc na tle rozgwieżdżonego, bezchmurnego nieba. Na moment zapomniała o
swoich dolegliwościach i westchnęła z podziwem.
- Jeśli zastanawiasz się, czy
skoczyć, to mogę podać ci minimum dziesięć argumentów za, nawet mogę cię
popchnąć, a jeśli ładnie poprosisz, to zatrę wszelkie ślady – westchnęła
ciężko, słysząc przesycony sarkazmem głos Malfoya.
Nie miała ani sił, ani ochoty by
wysłuchiwać jego ironicznych komentarzy na temat swojego stanu. I była
wdzięczna Merlinowi za to, że przez cały dzień nie narażał jej na towarzystwo
blondyna. W zasadzie sama była zdziwiona postawą mężczyzny, który przez całą
podróż do Alcatraz nie rzucił pod jej adresem żadnej idiotycznej uwagi.
Zachowywał się jak zwykle, z tym że ku jej zaskoczeniu, unikał otwartej
konfrontacji. Jedynie od czasu do czasu łapała go na ukradkowych spojrzeniach
posyłanych w jej stronę, co w jego wykonaniu śmiało mogła podpiąć pod troskę.
Wolała jednak tego nie analizować, bo nie była pewna, czy jest gotowa na jej
wyniki.
- Jakże niemiło z twojej strony,
że postanowiłeś zaszczycić mnie swoim towarzystwem, Malfoy – zironizowała, choć
jej głos zabrzmiał tak niewyraźnie, że nie udało jej się uzyskać zamierzonego
efektu.
- Granger… - zaczął, obrzucając
ją krytycznym spojrzeniem. – Ironia w twoim wykonaniu jest równie fatalna, jak
twój dzisiejszy wygląd – dodał na wpół zniesmaczonym, na wpół rozbawionym
tonem.
Hermiona z przykrością musiała
przyznać mu rację. Potargane włosy, blada twarz, podkrążone oczy i
spierzchnięte usta z pewnością sprawiały, że wyglądała jak siedem nieszczęść. Nie
oznaczało to jednak, że miała zamiar zignorować taką zniewagę. Ignorując skurcze żołądka i ból głowy,
skoncentrowała się na tym, by obrzucić go miażdżącym spojrzeniem i wzięła
głęboki, uspokajający wdech. Miała zamiar uraczyć go jakąś ciętą ripostą, lecz
to, co zrobił Draco, tak ją zaskoczyło, że słowa wyleciały jej z głowy.
- Zmarzniesz – rzucił od
niechcenia i narzucił jej na ramiona mały, wełniany koc.
Nie zaprotestowała, gdy okrywał
jej plecy. Przyglądała się w milczeniu jego nieprzeniknionej twarzy, która nie
zdradzała żadnych emocji i zastanawiała się, jaki naprawdę jest Draco Malfoy.
Mimo usilnych starań, nie potrafiła go rozgryźć. Mężczyzna był dla niej
chodzącą zagadką, a jego skrajne nastroje i sprzeczne zachowanie działały na
nią niezwykle dezorientująco. Malfoy potrafił w ciągu trzech minut okazać
ludzki odruch, by w następnej sekundzie przejść nad tym do porządku dziennego.
W jednej chwili był miły i troskliwy, by w następnej sekundzie uraczyć ją
jakimś chamskim tekstem.
Pokiwała z roztargnieniem głową,
by pozbyć się dziwnych myśli, a Draco przechylił głowę na bok i posłał jej
pytające spojrzenie. W odpowiedzi pokręciła jedynie głową.
- Dziękuję – bąknęła pod nosem,
nieco zakłopotana jego przenikliwym spojrzeniem.
Bądź co bądź, była mu wdzięczna,
gdyż rzeczywiście na zewnątrz było chłodno, a rześki wiatr potęgował to
odczucie.
- Tylko się nie przyzwyczajaj –
zaznaczył, uśmiechając się z przekąsem.
- Gdzieżbym śmiała. Gdybyś
częściej był tak troskliwy, mogłoby się okazać, że ci zależy – odparła tym
samym tonem, a on w odpowiedzi jedynie uniósł lewą brew i uśmiechnął się
prowokująco. - Nie brnij dalej – powiedziała, doskonale znając tą minę, na co
Draco zaśmiał się cicho.
- Twoja strata, Granger –
spasował, co po raz kolejny zdziwiło szatynkę.
- Jesteś popieprzony –
powiedziała, nim zdążyła pomyśleć.
Przygryzła wargę, karcąc się w
duchu i czekając na jakąś niewybredną ripostę, lecz z zaskoczeniem odkryła, że
Malfoy jedynie wzruszył ramionami i, przyglądając się jej z lekko zmarszczonym
czołem, odparł – Taki już mój urok.
Zacisnęła usta w wąską linię,
obrzucając go na wpół skonsternowanym, na wpół zaskoczonym spojrzeniem i, ostatecznie
kapitulując, ponownie wychyliła się za barierkę. Żołądek znów zaczął się
skręcać, a ją zalała fala mdłości. Zamknęła oczy, starając się głęboko
oddychać. Wydawało jej się, że Malfoy zostawił ją w spokoju, dlatego drgnęła,
czując jego ramię, gdy stanął obok.
- Masz zamiar tu stać? – Zapytała,
zerkając na niego z ukosa.
- A przeszkadza ci to? – Rzucił
od niechcenia, nawet na nią nie patrząc.
- A interesuje cię to? – Odbiła
pałeczkę i co dziwne zdała sobie sprawę, że nie ma nic przeciwko obecności
mężczyzny.
- A jeśli powiem, że tak? – Zapytał
po krótkiej chwili wahania, przeszywając ją nieprzeniknionym spojrzeniem.
- A jeśli powiem, że nie? – Odparła,
nie potrafiąc odwrócić spojrzenia od jego błyszczących rozbawieniem oczu.
- To będę mógł ci pomóc pozbyć
się tych przykrych dolegliwości - powiedział, prostując się i mierząc ją na
wpół ironicznym, na w pół rozbawionym spojrzeniem.
- Co? – Zapytała mało
inteligentnie, zbita z tropu jego bliskością i nagłą zmianą postawy.
W odpowiedzi otrzymała jego
ironiczny uśmiech. Ignorując palące rumieńce, spiorunowała go wzrokiem, co
sądząc po jego minie jej się nie udało. Przeklinała w myślach swoją
niedyspozycję i cholerną pewność siebie mężczyzny. Nim zdążyła posłać go do
diabła, Malfoy ponownie ją ubiegł.
- Daj mi rękę – poprosił, a ona
zmierzyła go podejrzliwym spojrzeniem - Granger, na Salazara, to nie
oświadczyny więc z łaski swojej przestań marnować czas na zastanawianie i podaj
mi rękę – westchnął z przekąsem.
- Akurat nad tym nie musiałabym
się zastanawiać – sarknęła, patrząc na niego z pobłażaniem, a widząc jego
wzrok, wywróciła oczami i, kapitulując, powiedziała - Niech ci będzie. Pamiętaj
tylko, że może i wyglądam na osłabioną, ale sił mi wystarczy, żeby wyrzucić cię
za burtę – zaznaczyła, podając mu z ociąganiem dłoń.
W odpowiedzi otrzymała tylko
powątpiewające spojrzenie mężczyzny. Prychnęła cicho, nie mając ani sił, ani
ochoty, by kontynuować jakąkolwiek konwersację z blondynem. Drgnęła, gdy jego
zimne palce ujęły jej nadgarstek, a widząc jego kpiący półuśmiech, posłała mu
wyniosłe spojrzenie. Ku jej zdziwieniu Malfoy nie skomentował jej zachowania,
tylko zamknął jej rękę w swoich dłoniach i zaczął kciukami delikatnie uciskać nadgarstek.
Przez chwilę przyglądała się jego skupionej minie. Cisza między nimi była
dziwnym zjawiskiem. Nie żeby narzekała. Wręcz przeciwnie! Wystarczyły jej
skurcze żołądka, mdłości i zawroty głowy. Nie potrzebowała dodatkowych atrakcji
w postaci zmiennych nastrojów Dracona i jego napuszonego ego. Musiała jednak przyznać
w duchu, że milczący Malfoy był do zniesienia. Żałowała, że ten stan nie może
utrzymać się przez dłuższy czas. Mogłaby do tego przywyknąć. Przez chwilę
zatopiła się w myślach o tym, jak jej życie stałoby się łatwiejsze, gdyby nie
musiała nigdy więcej słyszeć tego irytującego, ironicznego głosu, który
codziennie wyprowadzał ją z równowagi. Uśmiechnęła się pod nosem, postanawiając
w duchu, że następnym razem, gdy ją wkurzy, potraktuje go klątwą gorszą niż silencio.
- Taak… - mruknęła rozmarzona,
nie zdając sobie sprawy z tego, że wyraża swoje myśli na głos. - Co? – Zapytała
niezbyt przytomnie, słysząc swoje nazwisko i, wyrywając się z zamyślenia, z
zaskoczeniem stwierdziła, że Malfoy trzyma obydwie jej dłonie, a skurcze
żołądka i mdłości są nieodczuwalne.
- Oj Granger, Granger –
wymruczał, patrząc na nią z pobłażaniem, a gdy ta w odpowiedzi ściągnęła brwi,
westchnął ciężko i bez słowa zbliżył się do niej, ujmując jej smukłą szyję w
dłonie.
- Malfoy, co ty… - zaczęła autentycznie
przestraszona, cofając się gwałtownie i boleśnie wbijając żelazną barierkę w
plecy, a potem urwała, przyglądając się mężczyźnie szeroko otwartymi oczami,
gdy ten niespiesznie splótł palce na jej karku i kciukami zaczął zataczać
delikatne kręgi za jej uszami.
Starała się unormować oddech i
niespokojne bicie serca. Jej ciało dziwnie reagowało na bliskość mężczyzny i
zapach jego intensywnych perfum mieszających się z oceanicznym powietrzem.
Czując jego palące spojrzenie, odważyła się na niego spojrzeć. Starała się
odprężyć, jednak świadomość jego bliskości i dotyku skutecznie jej to
uniemożliwiały. Przełamując się, podniosła wzrok, zaglądając niepewnie w jego
błyszczące, szare tęczówki. Pierwszy raz stała tak blisko niego w tak
niecodziennej sytuacji i nie wiedziała, jak powinna zareagować. Czuła się
dziwnie skrępowana i onieśmielona. Zastanawiała się, o czym teraz myśli Malfoy.
Jego półuśmiech i rzucające jej wyzwanie spojrzenie, mówiły jej, że w przeciwieństwie
do niej dobrze się bawi. Zmrużyła oczy, gdy zabrał jedną dłoń z jej karku tylko
po to, by odgarnąć z jej twarzy rozwiane włosy. Rozgrzana od jego dotyku skóra
pod wpływem chłodnego wiatru pokryła się gęsią skórką.
- Zamknij oczy – rozkazał
przyciszonym głosem, a ona z ociąganiem podporządkowała się jego woli. Zagryzając
ze zdenerwowania dolną wargę, zamknęła oczy. – Odwróć się – dodał, obejmując
jej ramiona, by delikatnie ją przekręcić.
- Malfoy, uprzedzam, że jeżeli
coś knujesz, to…
- …to przerobisz mnie na karmę
dla rekinów. Tak, wiem. Już to dzisiaj mówiłaś – wszedł jej z przekąsem w słowo.
– A teraz już nie marudź, tylko się odwróć, bo inaczej nie pozbędziesz się bólu
głowy aż do powrotu do Londynu – dodał ze spokojem, odwracając ją stanowczo,
aczkolwiek delikatnie i stając za jej plecami. – Zamknij oczy i rozluźnij się –
powiedział ze stoickim spokojem, odgarniając jej długie, kręcone włosy na ramię
i uśmiechając się pod nosem, gdy drgnęła pod wpływem jego chłodnego dotyku. –
Rozluźnij się – powtórzył, rozmasowując jej skronie.
- Skutecznie mi to utrudniasz,
Malfoy – odparła szeptem nie głośniejszym niż ciche westchnięcie, lecz on i tak
to usłyszał.
- Sama komplikujesz wszystko na
siłę, Granger – powiedział chłodnym tonem.
- Sam jesteś sobie winien –
zripostowała buntowniczo. - Czasami mam
wrażenie, że masz schizofrenię – westchnęła dużo łagodniejszym tonem, a gdy nie
otrzymała odpowiedzi, westchnęła ciężko. – Gdzie się tego nauczyłeś? – Zapytała,
odpuszczając i zmieniając temat.
- Blaise pokazał mi tę sztuczkę.
On też ma chorobę morską – wyjaśnił automatycznie cały czas myśląc nad słowami
kobiety. – Wytłumacz mi – powiedział cicho, gdy cisza między nimi przedłużała
się, a on nie odnalazł odpowiedzi.
- To skomplikowane… - zaczęła po chwili
dłuższego milczenia.
- Jak wszystko, co ma związek z
nami – rzucił z przekąsem, a ona przewróciła oczami.
- Z naturą nie wygrasz, Malfoy –
powiedziała pół żartem, pół serio.
- Na to wygląda. Gryfon na całe
życie – rzucił złośliwie, a ona szturchnęła go łokciem w brzuch. – O tym
właśnie mówiłem – syknął, pochylając się nieznacznie nad kobietą i rozmasowując
bolące miejsce.
Hermiona uśmiechnęła się
złośliwie, lecz uśmiech szybko zszedł jej z ust, gdy poczuła na szyi ciepły oddech
zgiętego blondyna.
- A mówią, że dobre uczynki nie
bolą – sarknął, prostując się i mierząc kobietę pełnym wyrzutu spojrzeniem.
Hermiona uśmiechnęła się
pobłażliwie i delikatnie uśmiechając, odwróciła w jego stronę.
- Wiesz Malfoy… Gdy chcesz,
potrafisz być zabawny, uprzejmy i czarujący. I czasami mam wrażenie, że to
twoja prawdziwa twarz, którą tak zawzięcie starasz się ukryć przed światem. A
gdy to robisz, zachowujesz się jak arogancki, zadufany w sobie dupek z
przerostem własnego ego i wahaniami testosteronu – wyznała, mrużąc oczy i
przyglądając się mu z ciekawością, jakby szukała odpowiedzi na dręczące ją
pytania.
Przez chwilę obserwowała cień
emocji, jaki przemknął przez jego twarz. Niestety był to moment zbyt krótki, by
mogła cokolwiek rozpoznać.
- Taki urok Malfoya – powtórzył z
nieprzeniknioną miną.
- Skoro tak twierdzisz – odparła
z zawodem, czując ukłucie rozczarowania.
Wiedziała jednak, że nie powinna
naciskać. Ona wykonała swój ruch. Reszta zależała od blondyna. Poza tym wiedziała,
że to wystarczy, by zmusić mężczyznę do refleksji. Za każdym razem powtarzał się
ten sam schemat. Ona była swego rodzaju katalizatorem, dającym impuls lecz to
od niego zależało, czy na niego odpowie. Już od dłuższego czasu była świadkiem
metamorfozy Dracona. Był to proces powolny i trudny, jednak ona na własnej
skórze przekonała się, że przynoszący efekty. Sama przed sobą musiała przyznać,
że nie tylko on się zmienił. Zauważyła, że ilekroć któreś z nich przebywało w
świecie drugiego zbyt długo, tym więcej zmian zachodziło w nich samych.
Zupełnie tak, jakby każde z nich na swój sposób próbowało oswoić to drugie.
- Chyba jest już lepiej. Dziękuję
– powiedziała cicho z zakłopotaniem stwierdzając, że dłonie Malfoya znajdują
się na jej talii, a on wciąż przygląda się jej ze skupieniem.
Na dźwięk głosu kobiety, zamrugał
kilka razy, jakby wyrwany z własnych myśli i z ociąganiem opuścił dłonie.
- Drobiazg, Granger – rzucił z
roztargnieniem, a ona w odpowiedzi uśmiechnęła się niepewnie i odgarnęła
wpadające jej na twarz włosy.
- Rzeczywiście zrobiło się
chłodno. Ja…chyba pójdę się już położyć – oznajmiła, sama nie wiedząc czemu się
tłumaczy.
Draco jedynie skinął głową na
znak, że rozumie i oparł się o barierkę. Hermiona ruszyła w stronę drewnianych
schodków. Tuż przed zejściem pod pokład, zatrzymała się i, bijąc się z myślami,
spojrzała na odwróconego od niej blondyna. Sama nie wiedziała, co nią kieruje.
Może był to uraz pochorobowy, a może były to słowa mężczyzny, twierdzącego, że
sama wszystko za bardzo komplikuje? Nie wiedziała. Zauważyła jednak, jak pobyt
w Alcatraz i widok dawnych towarzyszy, wpłynął na mężczyznę. Domyślała się, co
musi go dręczyć i po części potrafiła go zrozumieć. Nie uważała jednak, by Nott
miał rację. Malfoy nie był taki sam, jak banda tych rasistowskich socjopatów.
Kto wie, może gdyby wciąż podążał śmierciożerską ścieżką, stałby się taki jak
oni. On jednak dokonał innego wyboru i konsekwentnie się go trzymał.
Zastanawiała się, czy ktoś powiedział mu kiedyś, że postępuje słusznie. Ona chciałaby
to wiedzieć. Byłaby wdzięczna za słowa pochwały, wsparcie i drobne aprobujące
gesty. Wiedziała jednak, że Malfoy nigdy nie przyznałby się do swoich słabości
i nie okazał tego, jak mu ciężko. I nie wiedząc czemu, ona chciała mu dodać
trochę otuchy i pokazać, że robi dobrze. Nie chciała, by zadręczał się demonami
przeszłości, ale by skupił się na swojej teraźniejszości. To był impuls i nie
mogła go zignorować.
- Musisz przestać uciekać,
Malfoy. Tylko w ten sposób przestaniesz być swoim cieniem z przeszłości.
Draco na dźwięk jej słów, spiął
się i przekręcił głowę w bok. Nie patrzył na nią, lecz Hermiona wiedziała, że
tym gestem dał jej zielone światło.
- To prawda, że wyrządziłeś wiele
zła, ale zostałeś z tego rozliczony i już za to odpokutowałeś. Tamten rozdział
jest już zamknięty i nie powinieneś rozdrapywać starych ran. Wybrałeś inną
drogę i…
- Nic się nie zmieniło, Granger –
sarknął, uśmiechając się z goryczą. – A ludzie nie zapominają wyrządzonych im
krzywd. Zawsze będą widzieć we mnie tylko syna Lucjusza i Śmierciożercę.
Zresztą sama wiesz to doskonale – dodał bezbarwnym głosem, który tak bardzo do
niego nie pasował.
- Masz rację, Malfoy. Nie zapomniałam
i nigdy tego nie zrobię. A ty musisz w końcu zrozumieć, że to nie rodowód, a
twoje wybory i postępowanie dają świadectwo tego, jakim człowiekiem jesteś –
zaoponowała z przekonaniem, a on westchnął jedynie z rozdrażnieniem.
- Jesteś taka naiwna – zaczął z
konsternacją. – Mój rodowód, podobnie jak i przeszłość są częścią mnie –
oznajmił dobitnie, odwracając się do niej gwałtownie i podwijając rękaw
ukazujący wyblakły lecz wciąż wyraźny mroczny znak.
- Więc czemu zerwałeś z tym całym
swoim dziedzictwem? – Wtrąciła, nawet nie zerkając na symbol Śmierciożerców.
Przez cały czas patrzyła mu
prosto w oczy. Wiedziała, że rozpętała burzę. I mimo że nie dostrzegała na jego
twarzy żadnych emocji, to doskonale wiedziała, że ukrycie wszystkich
szalejących w jego głowie uczuć, wiele go kosztuje. Ona natomiast była oazą
spokoju. Z satysfakcją zauważyła, że podobne sytuacje były rzadkością. Zazwyczaj
to ona wybuchała, a on zachowywał stoicki spokój. Tym razem role się odwróciły.
Hermionie jednak nie chodziło wyłącznie o to, by go sprowokować. Miała zamiar
skłonić go do refleksji, ostatecznego rozliczenia i zamknięcia przeszłości. Chciała
zdjąć z jego barków to brzemię win, sprawiające że czuł się jakby był nikim.
Malfoy wielokrotnie dał jej powód do wiary w to, że warto o niego walczyć.
Stali w milczeniu i mierzyli się
nieustępliwym wzrokiem. Wszystko wskazywało na to, że żadne z nich nie ma
zamiaru przerywać tej pełnej napięcia ciszy. Hermiona wiedziała, że
przekroczyła pewną umowną granicę, jaką wyznaczyli w swojej relacji. Nie
wiedziała, co nią kieruje, jednak nie miała zamiaru ustąpić. Mimo że Malfoy był
jej największym utrapieniem, to w sposób absurdalny był też jej w pewien sposób
bliski. Nigdy nie zapomni tego, jak ją ranił w szkole i jak wiele łez z jego
powodu przelała w samotności. To tkwiło w niej zbyt głęboko, by mogła puścić to
w niepamięć. Jednakże nie mogła ignorować i tych chwil, gdy postąpił, jak
prawdziwy przyjaciel. Nie potrafiła już zliczyć, ile razy pomógł jej
bezinteresownie. Miało to też niemałe znaczenie na aktualny kształt ich
relacji. Bo pomimo tego że wciąż się kłócili i rzucali sobie do gardeł, to
potrafili ze sobą współpracować i, wbrew zdrowemu rozsądkowi, na swój
indywidualny sposób troszczyli się o siebie i wspierali w trudnych chwilach.
- Granger… - zaczął zimnym tonem,
starannie ważąc każde słowo.
- Ja ci wybaczyłam – weszła mu w
słowo, zbijając jednocześnie z tropu. – Nie zapomniałam, a jednak wybaczyłam. Bo
wierzę w ciebie, Malfoy. Inni też to zrobią. Musisz im tylko dać czas i zdjąć
maskę – dodała i nie czekając na jego odpowiedź ruszyła do swojej kajuty.
Pamiętała,
że od tamtego dnia Malfoy nie odezwał się do niej przez trzy dni, by później
przez miesiąc dogryzać jej i wyprowadzać z równowagi przy każdej sposobności.
Zupełnie tak, jakby chciał jej udowodnić, że się myli. Choć wtedy Hermiona nie
była pewna, co i komu chce udowodnić. Wiedziała tylko to, że wszystko ustało,
gdy doprowadził ją do takiego stanu, że rozbiła na jego głowie wazon, do
którego miała zamiar włożyć kwiaty od swojego taty, z którym jadła lunch. Gdy
wróciła do Ministerstwa Magii, Malfoy wziął sobie za punkt honoru, by popsuć
jej wyśmienity nastrój. A gdy dostrzegł bukiet, zupełnie mu odbiło i rutynowe
złośliwości przerodziły się w spektakularną awanturę, zakończoną równie
spektakularnym finałem. Hermiona nigdy nie zapomni jego głupiej miny, gdy
wykrzykując mu w twarz, że kwiaty dostała od taty z okazji imienin, w następnej
sekundzie rozbiła mu wazon podawany jej przez asystentkę. Co prawda dopiero po
tym, jak Malfoy padł na podłogę, dotarło do niej, co zrobiła i nie zważając na
konsekwencję teleportowała ich do Munga. Palące wyrzuty sumienia i wstyd
sprawiły, że spędziła przy łóżku Dracona długie godziny, nim ten odzyskał
przytomność. Nie wiedziała też, które z
nich było bardziej zażenowane całą sytuacją. Skończyło się na tym, że go
przeprosiła i pospiesznie opuściła salę, w której leżał. Po nieprzespanej nocy
z mieszanymi uczuciami przekroczyła próg ministerstwa. Bała się konfrontacji z
Malfoyem i odetchnęła z ulgą, gdy okazało się, że nie spotkała go na żadnym z
korytarzy. Witając się z uśmiechającą się do niej pocieszająco Kathlyn i
znikając za drzwiami swojego gabinetu, nie mogła uwierzyć w swoje szczęście.
Zdziwiło ją natomiast, że na biurku stał ogromny bukiet białych róż, do których
dołączony był bilecik z napisem: „To ja przepraszam. Miałaś rację. D. M.”.
Na
to wspomnienie zalała ją fala ciepła. Uchyliła powieki i z zaskoczeniem
stwierdziła, że jej więzienie całkowicie pogrążyło się w mroku. Zamrugała kilkukrotnie, chcąc przyzwyczaić się
do ciemności, a następnie powiodła wzrokiem po wnętrzu. Wąskie, twarde łóżko,
mały stolik, krzesło i drewniana skrzynia z ubraniami stanowiły główne
wyposażenie komnaty. Surowe wnętrze od kilkunastu dni stanowiło jej pokój, choć
ona czuła się tu jak w klatce. Spędzała tu większość czasu. Swoją komnatę
opuszczała tylko wieczorami, gdy odbywały się igrzyska oraz po to by wykonać
codzienną toaletę. Wtedy prowadzono ją do ogromnej groty w podziemiach
wypełnionej gorącymi źródłami. Zazwyczaj towarzyszyła jej Eva, która z zapałem
przedstawiała jej swoją wizję nowego ładu, który miała zamiar stworzyć.
Dzieliła się z nią najmniejszymi detalami, a Hermiona skrzętnie notowała
istotne informacje i tworzyła swój własny plan.
Spięła
się słysząc głosy za drzwiami i wstrzymała oddech, gdy wrota do jej więzienia
uchyliły się, wpuszczając smugę chybotliwego światła. Nie była zaskoczona
widokiem Evy, której towarzyszył Theodor Nott. Wiedziała, że przyjdzie jej
zapłacić za dzisiejsze zachowanie, a widząc paskudny uśmiech Theodora Notta,
wiedziała, że ta chwila właśnie nadeszła.
***
-
Draco… - wyszeptała Ginny, wyrywając się z odrętwienia.
Na
widok mężczyzny poczuła falę ulgi, która szybko ustąpiła, gdy dostrzegła jego
wzrok. Po jej słowach wszyscy obecni na szpitalnym korytarzu ożywili się i
spojrzeli z nadzieją na idącego w ich stronę blondyna. Ginny z niepokojem
obserwowała twarz mężczyzny. Nie musiała stosować leglimencji, by wiedzieć, że
coś poszło nie tak. Poczuła, jak ogromna bryła lodu opada jej na dno żołądka i mrozi
ją od środka.
Malfoy,
nie robiąc sobie nic z poruszenia, jakie wywołał jego powrót, swoje kroki
skierował prosto do sali, w której pogrążona we śnie znajdowała się Molly
Weasley. Zajrzał do środka przez szybę w drzwiach i zapukał zdecydowanie, chcąc
zwrócić na siebie uwagę magomedyka.
-
Malfoy? – Zaczęła niepewnie Ginny, patrząc na niego zapuchniętymi od płaczu
oczami.
-
Dotrzymała słowa – odparł pozbawionym emocji głosem, lecz nim padły kolejne
pytania, z sali naprzeciwko wyszedł magomedyk i przeniósł pytający wzrok na
Dracona.
-
Dzięki ci Merlinie – powiedział blady jak papier Artur i ukrył twarz w
dłoniach.
-
To lekarstwo. Zabini na pewno wszystko wyjaśnił – powiedział, podając mu fiolkę
z ciemnoczerwonym serum.
-
Miejmy nadzieję, że to pomoże – westchnął mężczyzna i bez słowa szybkim krokiem
wrócił do pacjentki.
-
Nawet nie wiesz, jak wszyscy jesteśmy ci wdzięczni, Draco – powiedział Artur
wciąż walcząc ze wzruszeniem.
Zostali
sami, ponieważ reszta rodziny Weasleyów z napięciem przyciskała twarze do drzwi
od sali, w których znajdowała się ich matka. Malfoy w odpowiedzi jedynie skinął
głową i, dostrzegając zerkającą w ich stronę Ginny, odciągnął go na bok.
-
W którym miejscu w Departamencie Tajemnic znajduje się tajne archiwum? – Zapytał
bez zabawy w podchody.
Nie
miał czasu na wyjaśnienia. Musiał zdążyć, nim tamta psychopatka dobierze się do
Pottera. Poza tym świadomość, że to on wpakował przyjaciela w to bagno, paliła
go od środka. Artur wyglądał na zaskoczonego jego pytaniem, co tylko pogorszyło
jego parszywy nastrój.
-
Nic mi nie wiadomo o tajnych archiwach w Departamencie Tajemnic, Draco. Jeśli
mam być szczery, to nigdy nie słyszałem o czymś takim – odparł, ściągając brwi,
a blondyn z konsternacją zauważył, że jego rozmówca nie kłamie, co sprawiło, że
miał ochotę zawyć ze złości.
-
Muszę się tam dostać, jak najszybciej. A do tego potrzebuję twojej zgody –
powiedział pospiesznie, widząc, że Artur przygląda mu się podejrzliwie.
-
Naturalnie – odparł, przeszukując nerwowo kieszenie szaty w poszukiwaniu kartki
pergaminu. – Ale powiedz mi chłopcze, czego dokładnie szukasz?
-
Powiedzmy, że swego rodzaju wysypiska śmieci po Voldemorcie – powiedział z
ponurą determinacją, odbierając od pana Weasleya rulon pergaminu. – Jakieś
sugestie?
-
Przykro mi – oznajmił, rozkładając ręce i wzruszając bezradnie ramionami. – Ale
jeśli mnie pamięć nie zawodzi, to wszystkie czarnomagiczne artefakty zostały
zniszczone zaraz po wojnie. Sam minister się tym zajmował…
Draco
stłumił bolesne ukłucie, gdy dotarło do niego, że Artur mówi o Shackelbolcie,
który tuż po wojnie piastował urząd ministra. W takich chwilach brakowało mu
spokoju i doświadczenia mentora. Nie mógł pozbyć się wrażenia, że gdyby
Kingsley żył, to ich sytuacja nie wyglądałaby tak beznadziejnie.
-
Czy ktoś mu pomagał?
-
Zdaje się, że ówczesny szef Biura Aurorów. Ale czy ty sugerujesz, że te przedmioty
nie zostały zniszczone? – Zapytał mężczyzna, nie kryjąc przerażenia.
-
Coś w tym stylu – zbył go Draco i bez zbędnych wyjaśnień ruszył w stronę
wyjścia.
Nie
zwracał uwagi na nawoływania ministra. Nie chciał marnować czasu. Przed oczami
miał jasno postawiony cel. Wiedział, do kogo powinien teraz iść. Zaklinał
samego Salazara, by Philip Banner znał odpowiedzi na jego pytania.
***
Nie
wiedziała, który to już raz straciła przytomność. Zastanawiała się, czy aby Eva
nie ma zamiaru jej jednak zakatować. Ból był nie do zniesienia, a ona zdarła
głos od krzyku. To jednak nie zniechęciło kapłanki. Hermiona nie widziała nawet
cienia litości na jej twarzy. Poczuła mocne szarpnięcie za włosy i odchyliła
głowę, patrząc w bezlitosne oczy swojej oprawczyni. Zastanawiała się, czy ma
zamiar rozpocząć kolejną rundę tortur. Nie była pewna, ile jeszcze zniesie. Nie
miała pojęcia, jak długo wisi podwieszona do sufitu. Miała wrażenie, że od
momentu pierwszego uderzenia minęła wieczność. Eva zadawała jej zarówno tortury
fizyczne, jak i psychiczne. Nie potrafiła powiedzieć, co było gorsze. Wiedziała
jednak, że znajduje się na skraju wytrzymałości i pragnęła tylko, by kapłanka
zakończyła to, co zaczęła i zabiła ją w końcu. Z jej ust wyrwał się
zachrypnięty, nieartykułowany dźwięk, gdy kobieta ponownie nią szarpnęła, a spocone
i sklejone od krwi włosy oderwały się od lekko zasklepionych ran na plecach. Z
jej oczu pociekły gorące łzy, gdy zrozumiała, że Eva jeszcze z nią nie
skończyła. Posłała jej błagalne spojrzenie, lecz wyglądało na to, że nie
zrobiło ono na kapłance żadnego wrażenia.
-
Nie patrz tak na mnie – odparła zimnym tonem, obchodząc ją dookoła. – Wiesz,
dlaczego to robię? – Zapytała, zatrzymując się i sunąc paznokciem po jej nagich
żebrach.
-
Proszę – wyszlochała, spinając mięśnie pod wpływem dotyku kobiety, a następnie
wrzasnęła, gdy poczuła niespodziewane, bolesne smagnięcie w miejscu, gdzie
chwilę wcześniej znajdował się palec kapłanki.
-
Zapytałam, czy wiesz, dlaczego zostałaś ukarana? - Zapytała ostro Eva, a Hermiona, dławiąc się
płaczem, pokiwała twierdząco głową.
-
Odpowiedz! – Rozkazała nieznoszącym sprzeciwu tonem, a zakończony ostrymi kamykami
bat, ponownie smagnął jej ciało, pozostawiając po sobie krwawe szramy.
-
Bo się sprzeciwiłam – wyszlochała słabym głosem, a Eva gwałtownie odciągnęła
jej głowę do tyłu.
-
Taak, bardzo dobrze – pochwaliła ją i uwolniła jej włosy z silnego uścisku.
– Mogłaś wszystko zepsuć. Zasłużyłaś na
karę i wiesz o tym, prawda? – Zapytała, a Hermiona nie mając sił mówić, skinęła
jedynie głową.
Wyglądało
jednak na to, że kapłance taka odpowiedź nie wystarcza, ponieważ sekundę
później Hermiona podkurczyła z bólu nogi, czując przypalaną skórę.
-
Tak! Tak, zasłużyłam! Przestań, proszę! Błagam, już dość – chrypiała z całych sił.
-
Dziś sprzeciwiłaś mi się ostatni raz, Hermiono – powiedziała z powagą Eva, a
słysząc ciche „tak”, uśmiechnęła się z triumfem.
Następnie
ujęła drżący podbródek szatynki i delikatnie pogładziła jej policzek. Hermiona
miała ochotę napluć jej w twarz. Nigdy nie przypuszczała, że jest w stanie
odczuwać tak silną nienawiść. Jednocześnie jednak czuła paraliżujący strach
przed stojącą przed nią kobietą i póki co ten strach brał górę nad nienawiścią.
-
Pamiętaj o tym Hermiono, bo następnym razem przestanę dopiero w chwili, gdy
znajdziesz się na skraju. Wcześniej jednak zmuszę cię, byś zobaczyła jak
torturuję w ten sam sposób każdą bliską twemu sercu osobę, począwszy od twoich
rodziców, a kończąc na młodym Malfoyu. I dopiero wtedy wyrwę ci serce –
oznajmiła, kładąc swoją smukłą i zabrudzoną od jej krwi dłoń na jej mostku.
Hermiona
słuchała tego z kamienną miną. Przysięgła sobie, że nigdy nie dopuści do tego,
by Eva spełniła swoje groźby. Jeśli chciała ją przestraszyć, to jej się udało.
Przy okazji jednak udało jej się rozpalić w niej coś więcej poza strachem i
nienawiścią. Przysięgła sobie w duchu, że osobiście zabije kapłankę i zrobi to
nawet jeśli będzie to ostatnia rzecz w jej życiu.
-
Opuść ją – rozkazała Eva, a Nott z mściwym uśmiechem wypuścił z dłoni gruby
łańcuch.
Hermiona
gruchnęła na twardą posadzkę, obtłukując boleśnie i tak poranione ciało.
Uwolnione ręce, za które została podwieszona, były niczym z ołowiu. Eva kazała
jej wstać, lecz jej ciało nie chciało słuchać. Usłyszała, jak rozkazuje
Theodorowi jej pomóc i zalała ją fala obrzydzenia. Nie chciała, by jej dotykał,
jednak nie miała siły, by ruszyć palcem. Nim jednak poczuła obleśne łapska
mężczyzny na swoim nagim ciele, wrota do jej komnaty otworzyły się gwałtownie i
do środka wpadł Oliwer. Jego rozgniewana mina szybko zmieniła się w wyraz szoku
i niedowierzania, gdy lustrował jej skuloną sylwetkę.
-
Evo… - zaczął, niedowierzając własnym oczom i przenosząc wzrok na brunetkę.
-
Dobrze, że jesteś – przerwała mu chłodnym tonem. – Zajmij się nią i spraw, aby
do świtu nadawała się do podróży – rozkazała władczym tonem i, nie czekając na
jego reakcję, gestem nakazała Nottowi, by poszedł za nią.
Theodor
pokłonił się z szacunkiem, graniczącym z czcią i ruszył za swoją panią.
Wymijając Oliwera posłał mu pełen satysfakcji uśmiech, jakby chciał mu coś
przekazać. Wood w ostatniej chwili zamknął jego przedramię w żelaznym uścisku i
zmiażdżył go wzrokiem.
-
Ciemność bywa zdradliwa, Nott. Pamiętaj o tym, gdy będziesz przemierzał mroczne
korytarze – wycedził lodowato przez zęby, a w odpowiedzi otrzymał kpiący
uśmiech.
-
Zacznij się przyzwyczajać do mojego oddechu na swojej szyi, bo już wkrótce może
dojść do zmiany warty, GENERALE – wysyczał, akcentując z pogardą ostatnie
słowo, a następnie wyszarpnął swoje ramie z uścisku Wooda i wyszedł.
Hermiona
ostatkiem sił uniosła powieki i zarejestrowała, jak Oliwer podchodzi do niej i
ostrożnie odgarnia z jej twarzy brudne włosy. Jak przez mgłę widziała jego
pełne współczucia spojrzenie i coś jeszcze, czego nie była w stanie zidentyfikować.
Poczuła, jak mężczyzna bardzo delikatnie odchyla jej głowę i wlewa do ust
gorzki eliksir. Po cierpkim smaku rozpoznała eliksir przeciwbólowy. Przełknęła
lek i przymknęła powieki. Chwilę później poczuła jak Oliwer okrywa jej nagie
ciało czymś zimnym i ostrożnie bierze ją na ręce. Syknęła z bólu, kuląc się w
sobie, gdy mężczyzna, szepcząc jej do ucha, że jej pomoże, niósł ją przez zimne
korytarze Alcatraz. Uniosła nieznacznie głowę, zerkając na jego rozgniewane
oblicze, pod wpływem którego każdy, kogo napotkał na swojej drodze, schodził mu
z drogi i ponownie ją opuściła, chowając w zagłębienie jego szyi.
-
Dziękuję – wyszeptała, choć zrobiła to tak cichym i słabym głosem, że nie była
pewna, czy mężczyzna ją usłyszał.
-
Nic nie mów. Oszczędzaj siły – powiedział łagodnie, a ona w odpowiedzi
uśmiechnęła się blado. – Przykro mi, że nie zdążyłem na czas. Tak bardzo mi
przykro, Hermiono – dodał zbolałym głosem.
Hermiona
chciała mu powiedzieć, że i tak nie mógłby jej pomóc, lecz nie miała na to sił.
Wierzyła w szczerość jego słów. Oliwer Wood dzisiaj dał jej kolejny dowód na
to, że warto walczyć do końca.
***
-
Tajne archiwum? I to w dodatku w Departamencie Tajemnic? – Zdziwił się pan
Banner. – Mój drogi, nie wiem, kto naopowiadał ci tych historii, ale zapewniam
cię, że nic takiego nie istnieje. Ktoś najwidoczniej chciał zrobić sobie z
ciebie żarty – odparł, uśmiechając się dobrodusznie i klepiąc go po ramieniu.
-
Panie Banner, obydwaj wiemy, że w tej historii nie ma ani krzty żartu –
tłumaczył spokojnie, choć w jego wnętrzu szalała burza różnorodnych uczuć, nad
którymi ledwo panował.
-
Draco… - zaczął starszy mężczyzna, lecz Malfoy nie pozwolił mu mydlić sobie
oczu.
-
Proszę posłuchać. Wiem, jak niebezpieczne rzeczy znajdują się w tym archiwum.
Muszę jednak się do niego dostać. Wiem, że wraz z Kingsley’em postanowiliście
to zniszczyć, jednak z jakiś powodów tego nie zrobiliście. To jednak nie jest
ważne. Najistotniejsze jest to, że jeśli nie zdradzi mi pan miejsca, gdzie
znajduje się to całe wysypisko czarnomagicznych śmieci, ktoś dzisiaj może
stracić życie…
-
Grozisz mi? – Zapytał z zaskoczeniem Philip, odsuwając od blondyna i mierząc go
czujnym wzrokiem.
-
Nie! – Zaoponował, dopiero teraz zdając sobie sprawę z tego, jak jego słowa
mogły zostać odebrane.
Westchnął,
chcąc uporządkować myśli. Do głowy przychodziło mu tylko jedno rozwiązanie. Po
postawie byłego szefa Aurorów, o którym opowiadano legendy, wiedział, że jeśli
chce uzyskać potrzebne informacje, musi postawić na szczerość.
-
Za chwilę wszystko panu wyjaśnię, ale musi mi pan obiecać, że zachowa pan to
dla siebie – oznajmił z napięciem w głosie.
-
Tak mi się zdaje panie Malfoy, że ma pan mi sporo do wyjaśnienia – skwitował
cierpko, patrząc na niego nieustępliwym, surowym spojrzeniem.
Draco z zaskoczeniem stwierdził, że po
znajomym, niepozornym i sympatycznym starszym panu nie ma już śladu. Przed nim
stał stary weteran, który jeszcze nie jednej kanalii skopałby tyłek. Uśmiechnął
się mimo woli i rozglądając dookoła, wskazał na opuszczoną salę. Jego towarzysz
skinął głową i gestem nakazał, by szedł przodem. Westchnął z irytacją, lecz nie
zamierzał protestować. Przyzwyczaił się do tego, że ludzie traktują go
nieufnie, a po jego wstępie Banner miał postawy, by zachować czujność. Gdy
starszy mężczyzna zamknął drzwi, Draco rzucił na nich zaklęcie Muffliato,
wcześniej zapobiegawczo informując o tym swojego towarzysza. Nie chciał, by ten
pomyślał, że chce go zaatakować, choć sam przed sobą musiał przyznać, że
obecnie był gotowy na wszystko, byleby zdobyć informację na temat położenia
tajnego archiwum. Najpierw jednak miał zamiar spróbować po dobroci. Przez
dziesięć minut wprowadzał Bannera w całą sytuację, starając się przedstawić jej
ogólny zarys. Gdy skończył, Philip zasępił się i Draco mógłby przysiąc, że
postarzał się o kolejne kilka lat.
-
Wiedziałem, że nadejdzie ten dzień i modliłem się, by nigdy nie nastał –
westchnął, patrząc na blondyna smutnym, zmęczonym wzrokiem. – Razem z
Kingsleyem mieliśmy zamiar zniszczyć wszystko, co było związane z czarną magią
i Voldemortem. Okazało się to jednak trudniejsze niż przypuszczaliśmy. Terence,
który jako jedyny poza mną i Kingsleyem zajmował się czystką, przypłacił to
nawet życiem. Lord postarał się, by jego dziedzictwo nie uległo zniszczeniu. Po
pogrzebie Terence’a zdecydowaliśmy, że ukryjemy wszystko przed światem i wiedzę
tą zabierzemy do grobu. Opinii publicznej podaliśmy, że wszystkie artefakty
zostały zniszczone i nikt nie śmiał wątpić w nasze słowa. Wiedzieliśmy jednak,
że znajdą się i tacy, którzy odkryją nasz sekret i będą chcieli kontynuować to,
co rozpoczął Czarny Pan. Dlatego stworzyliśmy pomieszczenie, które dzięki
odpowiednim zaklęciom przybrało kształt próżni i umieściliśmy tam wszystkie
czarnomagiczne przedmioty, jakie udało nam się zarekwirować. Aby mieć pewność,
że nikt oprócz nas nie odnajdzie tego miejsca, rzuciliśmy wiele zaklęć
zwodzących. Dzięki temu nawet jeśli ktoś dostałby się w pobliże próżni,
natychmiast nieświadomie zmieniałby kierunek swojej wędrówki. Wiedzieliśmy
jednak, że to za mało – oznajmił dobitnie, zaciskając usta i wyciągając
różdżkę.
Draco
zmarszczył czoło, gdy Philip przyłożył koniec różdżki do swojej lewej dłoni, a
chwilę później jego pomarszczona skóra pokryła się rozmaitymi wzorami, w
których rozpoznał runy. Przeniósł pytające spojrzenie na staruszka, który od
dłuższego czasu przyglądał mu się smętnie, jakby przytłoczył go ciężar
odpowiedzialności.
-
Tylko my dwaj mogliśmy odnaleźć komnatę i do niej wejść. Żałuję, że ktoś poznał
prawdę. Żałuję, że zamiast szukać innego sposobu zniszczenia tego wszystkiego,
my naiwnie uznaliśmy, że wystarczy je ukryć. Gdyby okoliczności były inne,
wymazałbym tą wiedzę z twojej pamięci, Draco. Wiem jednak, że wtedy nie
zaznałbym spokoju po śmierci – powiedział ze smutkiem.
-
Czy to oznacza, że pomoże mi się pan tam dostać?
-
Nie, chłopcze – powiedział stanowczo i pokręcił głową, a blondyn zacisnął palce
na różdżce, żałując, że mężczyzna nie pozostawił mu wyboru. – Sam zejdę do
archiwum i przyniosę ci akta, o które prosisz – dodał, patrząc na niego z
ponurą determinacją. – A po tym, jak odzyskamy Pottera, będziemy musieli
przygotować się do trudnej wojny...
-
A więc zawrzyjmy pakt z diabłem, a potem wyślijmy go tam, gdzie jego miejsce.
Na samo dno piekieł – powiedział Draco ze stalową nutą w głosie, odwzajemniając
spojrzenie Philipa Bannera.
***
Eva
rozkoszowała się chwilą spokoju. To był dla niej ciężki dzień. Upiła łyk wina,
gładząc mechanicznie miękkie pióra Hermesa i czekając aż jej gość się obudzi.
Uchyliła powieki, słysząc stłumiony przez knebel dźwięk i przeniosła
spojrzenie, na rozebranego do pasa mężczyznę, który bezwiednie wisiał
podwieszony za ręce. Wstała ze swojego tronu i niespiesznie podeszła do
bruneta. Przejechała opuszkami palców po ustawionych obok narzędziach tortur i
uśmiechnęła się pod nosem. Kątem oka dostrzegając ruch, uśmiechnęła się szerzej
i podeszła do obezwładnionego mężczyzny.
-
Dzień dobry, skarbie – wymruczała, unosząc jego podbródek i uśmiechając się
kpiąco. – Cieszę się, że się obudziłeś. Piasek w klepsydrze już prawie się
przesypał, a ja nie zdążyłam pokazać ci tyylu rzeczy – dodała, a Harry szarpnął
się dziko i posłał jej wściekłe spojrzenie. – Mam nadzieję, że wypocząłeś, bo
przed nami długa noc – dodała, ignorując wychodzące z jego zakneblowanych ust
nieartykułowane dźwięki i przez chwilę zastanawiając się nad wyborem narzędzia. – Możemy zaczynać? – Zapytała ze stalowym
błyskiem w oku, gdy wciągnęła na dłonie rękawice ze smoczej skóry i wtarła w
nie jakiś eliksir o bursztynowej barwie. – Rozluźnij się, kochany. Gwarantuje
ci, że nigdy nie zapomnisz tej nocy …
Zacznę miło: gratulacje! Zaslugiwalaś na to. Nie było cię przez 2 miesiące. Ja nawet zapomnialam co się dzieje w opowiadaniu i gdybym nie weszła na stowarzyszenie dhl pewnie nigdy bym się nie dowiedziała o nowym rozdziale. Miło wrócić do tych czasów, gdy Hermiona i Draco tak uroczo się obrazali :). Czekam na kolejne. Myślę, że będzie już wcześniej niż za 2 miesiące.
OdpowiedzUsuńDziękuję!:)
UsuńMam świadomość tego, że długo mnie nie było. Jednakże uprzedzałam o mojej nieobecności. Dlatego nie czuję się winna. Poza tym rozdziały ukazują się regularnie raz w miesiącu, a ja nie porzuciłam bloga. Tak to jest, że czasami trzeba ustalić priorytety. Ta historia jest dla mnie ważna i dlatego nie chcę jej pisać "na szybko". Rozdziały muszą być dopracowane, a aby takie były, potrzebuję czasu. Ostatnio ze względu na ilość obowiązków zarówno w życiu prywatnym, jak i zawodowym nie miałam go wystarczająco, by pisać. Uprzedziłam Was jednak o tym. Jest mi przykro, że nie udało mi się wstawić rozdziału wcześniej. Opublikowałam go najszybciej, jak mogłam.
Nie, nie powinnaś czekać dwóch miesięcy. Choć liczba komentarzy nie zachęca do pisania.
Pozdrawiam:)
Lubię takie dni kiedy los uśmiecha się do mnie obdarowując mnie takimi prezentami jak ten tutaj. Całkiem przypadkiem kliknęłam w link przenoszący do Twojej historii i definitywnie to była najmilsza rzecz, która spotka mnie dzisiejszego dnia. Przeczytałam każdy rozdział niemalże na jednym wdechu, urzeczona nie tylko Twoim stylem pisania, ale i bogatą, dobrze przemyślaną fabułą. Czytając każde napisane przez Ciebie słowo miałam wrażenie jakbym czytała kolejną część o Harrym Potterze. Naprawdę. Czytałam wiele opowieści, lepszych i gorszych, ta jednak ma w sobie coś wyjątkowego. Wykreowałaś historię, która wzbudza w czytelniku tyle uczuć i emocji..a przy tym ma tak ciekawą i wciągającą fabułę. Podoba mi się to napięcie, które budujesz i fakt, że nie rozwijasz zbyt szybko zaczętych wątków. Z całej Twojej opowieści chyba najbardziej intryguje mnie Eva. Jestem zafascynowana jej postacią mimo, że jej nie lubię. Jestem ciekawa jaka tajemnica kryje się za jej osobą. Jest okropna to fakt, ale mam wrażenie, że pod tą skropułą kryje się tak naprawdę delikatna kobieta, której życie nieoszczędziło. Draco i Hermiona...to piękne co była gryfonka zrobiła dla ukochanego. Czekam z niecierpliwością na kolejny rozdział. Stella Mortis intryguje mnie równie mocno co Eva.
OdpowiedzUsuńPozdrawiam cieplutko i dziękuje, że jesteś:) Bez Ciebie, nie było by tej historii a to...a to byłaby naprawdę wielka szkoda;)
Witaj:)
UsuńJestem wzruszona, czytając Twój komentarz. Ślicznie Ci za niego dziękuję!
Nawet nie wiesz, ile radości sprawiają takie ciepłe, merytoryczne wypowiedzi. Mam nadzieję, że czytając kolejne rozdziały, nie zawiedziesz się i wytrwasz ze mną do końca:)
Kreując postać Evy chciałam, by nie była jednoznaczną bohaterką. Nikt nie rodzi się zły lub dobry. To środowisko, ludzie, wydarzenia kształtują charakter danej osoby. Poza tym myślę, że jest w nas tyle samo dobra i zła, bo na przykład kochamy, ale potrafimy równie mocno nienawidzić. Ludzka natura ma jednakową skłonność do czynienia zarówno dobra, jak i zła. Jednakże to, jak będziemy postępować, zależy od nas. Myślę, a raczej już wiem, że Eva również podjęła decyzję. I nawet jeśli zrobiła to nieświadomie, to swoim postępowaniem i dokonywanym wyborom, przypieczętowała to. Wszystkiego jednak dowiesz się czytając kolejne rozdziały;) Już w następnym będzie wiele na temat Stella Mortis i Evy. Wiem, że ostatnio trochę zaniedbałam ten, jak i wiele innych wątków, ale cały czas o nich pamiętam i obiecuję, że w swoim czasie do nich wrócę:)
Cała przyjemność po mojej stronie:) Ale to ja dziękuję, bo bez Ciebie i osób podobnych Tobie, nie byłoby tej historii. Wasze komentarze budzą motywację i wenę. To dzięki Wam ciągle tu jestem.
Raz jeszcze dziękuję i nie ukrywam, że liczę, że zostaniesz ze mną do końca:) To fantastyczne, że za sprawą zwykłego bloga i pasji, mogę poznawać tak fantastycznych ludzi:)
Ściskam mocno!
Kochana nie ma możliwości bym Cię opuściła. Zbyt bardzo pokochałam Twojego bloga bym mogła teraz od tak odejść. Zaglądam tutaj niemal codziennie z nadzieją na rozdział, a dziś spotkała mnie miła niespodzianka w Proroku codziennym, bo rozdział będzie już w ten weekend :) Wprost nie mogę się doczekać kiedy na te kilkanaście minut zaszyje się w cieplutkim łóżeczku z telefonem w ręku i nic innego nie będzie się liczyć jak każde słowo, które wyszło spod Twojej magicznej ręki :) Specjalnie (jak dam radę oczywiście) jeżeli rozdział pokaże się za dnia, odczekam do wieczora, aż dziecięta me pójdą spać, by mieć tą pewność, że nic nie będzie w stanie mi zakłócić tej pięknej chwili, gdy zanurzę się w Twojej lekturze :) Do "zobaczenia" pod następnym rozdziałem!
UsuńRównież ściskam mocno!
Bardzo się z tego cieszę;) I wiele to dla mnie znaczy, że są osoby, które mimo wszystko zostaną ze mną do końca.
UsuńTak będzie;) To wzruszające- chyba na starość robię się zbyt sentymentalna, ale naprawdę to takie urocze;) W takich chwilach przypominam sobie dlaczego wciąż publikuję to opowiadanie, dziękuje;*
Pozdrowienia dla dzieciątek i do zobaczenia pod następnym rozdziałem;*
Ściskam!
Wiesz, że ja zawsze komentuję Twoje rozdziały w plikach z poprawkami, dlatego tutaj też nie będę rozwodzić się nad treścią ;p
OdpowiedzUsuńMam tylko jedno pytanie : kto Ci robił szablon? ;p
Bo zdaje się, że chyba ten ktoś niewiele wie na temat responsywności szablonów :p Nie sprawdzałam jeszcze, jak Twój blog wygląda na małych rozdzielczościach, ale na dużym ekranie straaasznie się rozjeżdża. Pomyślałam, że może chciałabyś to wiedzieć ^^
No ale już nie czepiam się nie czepiam ;*
PS Chyba że sama go robiłaś? :o
A już znalazłam kto to robił :D
UsuńKochana, coś Ci się pokopało w linkach tez, bo odnośnik do bloga autorki szablonu odsyła na Insomnię :D
Wiesz co, ja myślałam, że napisałaś w końcu jakiś komentarz, a Ty czepiasz się szablonu, który już tyle czasu zdobi bloga, a o którego wykonaniu nie mam zielonego pojęcia?;p
UsuńRozbrajasz mnie...
Wiem, co to jest responsywność strony, ale nawet jeśli wszystko się rozjeżdża, to niestety nie potrafię tego naprawić. Jeśli wiesz, co i jak powinnam zrobić, żeby zawartość dopasowywała się automatycznie do każdej rozdzielczości, to chętnie skorzystam z Twoich usług;)
Z kolei, sam szablon mnie zachwyca. Ariana umieściła na nim wszystko co chciałam i jak chciałam:) Dla mnie to estetyczna bajka, bo uwielbiam klasykę i minimalizm:)
Już to poprawiłam:) Adres jej bloga był poprawny, tylko jakimś cudem przekierowywał na Insomnie. Dziękuję za uwagę:)
A teraz bierz się za betowanie. Tekst mogę poprawiać, bo wiem jak. Natomiast kody, css itp., to dla mnie czarna magia;p
Serdeczne gratulacje pani magister! Jestem mega dumna :D nawet nie wiesz jak miło mi było przeczytać o sobie we wstępie do rozdziału, dziękuję <3 opłacało się tyle czekać na nowy rozdział bo jest mega! Evy mam naprawdę dość.. a tym bardziej kiedy karze Hermione! Ciekawi mnie jaki to plan wymyśla nasza Hermi :> no cóż, czekam na następny rozdział!
OdpowiedzUsuńbuziaki, Anna ;*
Dziękuję;*
UsuńStałych i tak wspierających Czytelników należy doceniać i wyróżniać:) Dlatego nie mogło być inaczej;)
I co ja mam Ci powiedzieć, Kochana? Wszystko okaże się w najbliższej przyszłości:) Cieszę się, że rozdział przypadł Ci do gustu;)
Kto wie, może następny ukaże się pod koniec sierpnia, ale nie obiecuję:)
Ściskam!;*
Gratulacje Pani Magister ! *wstaje i klaska*
OdpowiedzUsuńteraz tylko czekam aż pójdę do empika i zobaczę na półkach książkę z tytułem Rozbitkowie :)
mam nadzieję że kiedyś zobaczę i ją kupię, żeby moje dzieci i ich dzieci przeczytały te piękne opowiadanie <3
czy Eva może zginąć? Prosze ? mam jej dość. Serdecznie dość, zwłaszcza jak robi krzywdę Herce.
biedny Draco, again <3
tulę mocno tak jak Pandy potrafią to robić najlepiej <3 !
Dziękuję uprzejmie;*
UsuńJeśli książka zostanie wydana, to na pewno dam Wam znać. Nie będą to jednak Rozbitkowie. Ale o tym więcej przy innej okazji. Na chwilę obecną dużo pracy przede mną;)
Może do tej pory blogspot nie usunie Rozbitków?;)
A mogę prosić o inny zestaw pytań?;) Bo na to na razie nie mogę odpowiedzieć.
Ślicznie Ci dziękuję!
Nawet nie wiesz, jaką radość sprawiło mi czytanie Twoich komentarzy pod każdym rozdziałem. Mam nadzieję, że zostaniesz ze mną do końca.
Ściskam mocno i pozdrawiam!;*
oczywiście że zostanę !
Usuńtwoje opowiadanie ma specjalne miejsce w moim serduchu ! <3
czekam z niecierpliwością na następny rozdział ! ;*
odwzajemniam uścisk i także pozdrawiam :)
Bardzo mnie to cieszy;)
UsuńRozdział ukaże się dziś wieczorem lub jutro w ciągu dnia.
Ściskam!
Ostatni tydzień spędziłam na czytaniu tego cudownego opowiadania:)
OdpowiedzUsuńJestem nim totalnie oczarowana. Pięknie piszesz, na prawdę.
Bardzo podoba mi się tu postać Draco, od razu zdobył moją sympatie.
Moją uwagę przykuła też Eva, która zrobiła na mnie nie małe wrażanie. Może nie należy ona do grona bohaterów, których darze sympatią, ale to, w jaki sposób opisałaś ją w rozdziałach jest cudowny.
Masz ogromny talent do pisania, z czego już pewnie zdałaś sobie sprawę.
Twoje notki czyta się bardzo przyjemnie i gładko. Po prostu chcę się więcej !:D
Jest to jedno z najlepszych opowiadań o Dramione jakie czytałam:)
Życzę Ci ogromnie duuużo weny i miłej końcówki lata :)
Na koniec również chciałabym zaprosić do siebie. Jakąś godzinę temu opublikowałam prolog. Mam nadzieję, że nie jest najgorszy, z resztą sama oceń :)
Pozdrawiam i do następnego rozdziału, gdyż postanowiłam się wziąć za siebie i zacząć komentować :D
wrażenie* i zapomniałam dodać linka, mądra ja :')))
Usuńhttp://granger-malfoy-magic-love.blogspot.com/
Moja Droga Colleen,
Usuńbardzo Cię przepraszam, że musiałaś tyle czekać na odpowiedź. Ostatnio całkowicie pochłonęły mnie sprawy zawodowe i zdrowotne.Ale już biorę się za odpisywanie Ci na komentarz:)
Dziękuje Ci ślicznie za tyle ciepłych słów;* Wiele dla mnie znaczą i od razu czuję się lepiej;) Cieszę się, że moi bohaterowie zdobyli Twoją sympatię;)
Miło mi to słyszeć, dziękuję:) Staram się, by każdy rozdział był maksymalnie, jak to jest możliwe, dopracowany.
Dziękuję, Tobie również życzę tego samego;)
Postaram się tam zajrzeć, jak tylko lepiej się poczuję. I aby nie zapomnieć dodam Twój link do listy czytelniczej:) Proszę tylko o chwile cierpliwości i zrozumienia.
Pozdrawiam ciepło!
Wood przeciwko Nottowi? Ciekawe choć mam nadzieję że to jednak Olivier wygra to starcie. Eva pokazała poraz kolejny raz swoją prawdziwą twarz. Złą do granic możliwości. Strasznie mi szkoda Hermiony. Podobne cierpienia przeżyła chyba tylko w "Ostatnim Bastionie". Bardzo ciekawy pomysł na ten pokój z próżnią. Cały rozdział pochłonął mnie jak jakaś czarna dziura i nie chce wypuścić mego umysłu :) A i jeszcze raz wspaniały rozdział :D Dużo weny i miłego dnia :)
OdpowiedzUsuńPozdrawiam Ksenia Kobelak
Nie czytałam, więc trudno mi się wypowiadać:)Choć martwi mnie to porównanie, bo staram się unikać znanych schematów.
UsuńDziękuję;)
Pozdrawiam!
Przyznaję, nawaliłam. Nie było mnie szmat czasu, miałam sporo pracy na studiach i czytanie zeszło na drugi plan. Jednak ciągle miałam gdzieś z tyłu głowy, że muszę tutaj do Ciebie, na Rozbitków, zajrzeć. :)
OdpowiedzUsuńI wpadłam, teraz z nowym, bardziej świeżym spojrzeniem na tę historię. Mam trochę do nadrobienia, powoli będę czytać i komentować zaległe rozdziały. Już zapomniałam, jak długie one są. ;) Ale to dobrze, bo właściwie jesteś jedyną znaną mi autorką, która nie tylko potrafi napisać rozdział na tyle stron, ale też w taki sposób, że ja dalej będę to czytać bez znudzenia.
Co mi się podobało? Wspomnienie ze statku, a potem to z rozbiciem wazonu na głowie Malfoya. Idealnie odwzorowana chwiejność tej relacji. W jednej chwili jest między nimi dobrze, jakaś nadzieja na cieplejsze stosunki, by zaraz znów wrócili do obchodzenia się ze sobą z dystansem (głównie Draco). I wszystko to przez słowa, przez niewygodny temat, przez niepogodzenie się z przeszłością i różnice w poglądach. Bardzo ładnie to ujęłaś, a jeszcze te przekomarzanie się, te dialogi pomiędzy nimi... Takie trochę niedorosłe, ale mimo to sprawiające, że się uśmiechnęłam. :)
Pomysł z próżnią, zaklęciami zwodzącymi i tymi artefaktami - genialny.
Przeżycia Hermiony - też nie mam nic do zarzucenia. Nawet tak dzielna osoba jak ona byłaby kompletnie załamana i rozbita w takiej sytuacji, ale jednocześnie to nadal Hermiona Granger, która mimo to dalej walczy i opracowuje plan.
Mogłabym jeszcze pisać i pisać o innych wątkach (Oliwer! czekam na więcej ;D), ale w życiu bym nie przeszła do następnych rozdziałów.
Jest jeszcze jedna rzecz, która zwróciła moją uwagę. Dywiz, półpauza i pauza. Dialogi zapisujemy, używając pauz (czyli można powiedzieć dla lepszego zobrazowania, że używamy długich myślników). Zawsze, bez wyjątku. Tutaj w tekście mamy jakieś poplątanie z pomieszaniem, o ile dobrze widzę, stosujesz na początku dywiz, a na koniec dialogu półpauzę, co generalnie jest niepoprawne. Pomyślałam, że może chciałabyś o tym wiedzieć. ;)
Do napisania w następnym komentarzu! :D
PS. Dawniej pisałam z konta samtonazwij.
PS2. Widziałam, że ktoś porównał przeżycia Hermiony do Ostatniego Bastionu. Nie mam pojęcia, skąd się to się wzięło, szczerze mówiąc, bo w OB Hermiona jest niewolnicą Draco, który ją bije i gwałci. Z całą pewnością nie powielasz tego schematu.
Witaj po długiej przerwie;)
UsuńNajważniejsze, że pamiętałaś i wróciłaś. Doskonale znam to uczucie. Rozumiem,że oprócz przyjemności są przede wszystkim obowiązki. Im jesteśmy starsi tym ich przybywa.
Dlatego tym bardziej cieszę się, że mimo tego wszystkiego, znalazłaś czas na Rozbitków;)
Dziękuję za komplement. Coś w tym jest, że z czasem nabieramy większego dystansu i te same rzeczy widzimy w innym świetle. Sama jak patrzę na niektóre rozdziały, mam ochotę je usunąć i napisać inaczej.
Lubię tworzyć retrospekcje i tym samym wprowadzać nieco cieplejszy klimat. Mam świadomość tego, że to opowiadanie i tak jest ciężkie, dlatego tonuje je m.in. elementami infantylizm, humoru itd. Jest mi szalenie miło czytać, że komuś to się podoba;)
Gdzieś już pisałam, że Hermiona nie jest jedynie genialnym mózgiem. To przede wszystkim odważna,wrażliwa kobieta, która ma wady, słabości, blokady i która zrobiłaby wszystko, by zapewnić bezpieczeństwo bliskim. Wiele w tym mojej improwizacji, bo Rowling koncentrowała się przede wszystkim na Harry'm. Dlatego wiele dla mnie znaczą Twoje słowa;)
Jak dla mnie, mogłabyś pisać i pisać, i pisać, a ja czytałabym to z wielką przyjemnością i zainteresowaniem, bo Twoje komentarze są bardzo merytoryczne i szczegółowe;)
Masakra!;D Postaram się to ogarnąć w wolniejszym czasie. Nawet nie zwróciłam na to uwagi, dlatego dziękuję za cenną wskazówkę;)
O ranyy, to nie brzmi dobrze. Nie czytałam OB i po tym, co napisałaś, chyba raczej nie przeczytam.
Dziękuję za poświęcony czas i komentarz!;)
Ściskam mocno!
Zdaję sobie sprawę, że najprawdopodobniej należę do Twoich czytelników najmniej odpornych psychicznie na przemoc i tortury. Co, swoją drogą, odrobinę mnie przeraża, bo gdyby była wojna, to ja... ech, nawet myśleć nie chcę. Choć może nieprecyzyjnie to wyraziłam, bo bardziej chodzi mi o oglądanie takich scen, kiedy ktoś krzywdzi bliskie nam osoby, zatem niewykluczone, że gdzieś bym tam pokłady sił znalazła. Ale do rzeczy.
OdpowiedzUsuńZnów miałam mokro w oczach, tym razem, rzecz jasna podczas torturowania Hermiony. i, o ile wcześniej uznawałam w jakiś sposób wybitną inteligencję Evy, o tyle z upływem czasu i w obliczu jej aktualnych działań, coraz bardziej widzę w niej już jedynie potwora i osobę pochłoniętą jakąś szaloną żądzą zemsty i chorą ideą panowania i kontroli. I znów, w jednym z komentarzy autorka napisała, że Eva wydaje się jej w gruncie rzeczy delikatną kobietą, której życie nie oszczędziło. Przyznam, że przez jakiś czas sądziłam podobnie, ale teraz coraz silniej uważam, że poprzez te wszystkie rytuały, przejęcie mocy i próby sięgnięcia po najwyższą władzę, utraciła człowieczeństwo, a to, że czasem widzimy ją w odrobinę bardziej subtelnej odsłonie, to jedynie strzępy, które niedługo całkiem znikną.
Całe szczęście, że przeplatasz nieco watki, że wplatasz odrobinę retrospekcji, bo inaczej byłoby naprawdę kiepsko.
Chciałabym odrobinę odnieść się do Twojej Hermiony, bo to kolejna interesujaca kreacja. Ma wiele swoich kanonicznych cech, ale jest bardzo kobieca, stara się być wyważona, z czasem naprawdę ewoluuje i choć momentami wraca do swoich uprzedzeń, to potrafi je również przełamać, pokonać i pójść dalej, vide: scena na statku i jej stwierdzenie, że wprawdzie nie zapomniała, ale wybaczyła. To by taki kolejny krok na przełamanie, który zasiał ziarno. Rozbicie wazonu było już tylko elementem ubocznym i dopełnieniem procesu - świetny pomysł zresztą ;)
A teraz maleńka odrobina goryczy w szklance miodu:
jak wspomniałam, błędy są naprawdę nieliczne, ale chcę zwrócić na dwa uporczywe, które mnie wnerwiają, "nie piszemy "jakiś", tylko "jakichś", kiedy używamy w znaczeniu np. jakichś osób, jakichś zdarzeń itp. "jakiś", to mianownik liczby pojedynczej i tylko to. Drugi błąd, który się przewija w użyciu wyrażenia np. "ot tak", a nie "od tak", a trzeci, to pisownia słowa "żądza" np. władzy, która pochodzi od "żądać", a nie od "rządzić". Nie są to może jakieś potwory, ale przyznam, że mnie irytują, dlatego pozwoliłam sobie zwrócić na nie szczególną uwagę.
Pozdrawiam
Margot
Perspektywa wojny przeraża mnie równie mocno, co Ciebie. Nie jestem tak odporna jak myślisz. Ale żeby móc przedstawić prawdziwe emocje, muszę stwarzać realistyczne bodźce, które je wywołają. Świat, w którym żyjemy jest tak brutalny i okrutny, że nie muszę się zbytnio wysilać, szukając inspiracji...Myślę, że o tym jak silni jesteśmy, przekonujemy się, gdy jesteśmy zmuszeni walczyć o to, co kochamy. Jesteś po prostu bardzo wrażliwa, ale nie traktuj tego jak wadę. To Twój ogromny atut;)
UsuńMasz dużą racji jeśli chodzi o Evę. Człowieczeństwo nie jest czymś, co można utracić ot tak. To długotrwały i skomplikowany proces, na który składa się wiele czynników. Eva jest złożoną postacią, ale jej przykład pokazuje, jak to wszystko się dokonuje. To dlatego tyle czasu antenowego poświęcam właśnie jej. Na początku jest ciężko, ale każda następna decyzja jest łatwiejsza i prowadzi w jednym kierunku. Jeśli nie zawróci się w odpowiednim momencie....Ale czy Eva zawróci? Czy może jest już za późno? Wszystkiego dowiecie się w kolejnych odsłonach "Rozbitków";)Cieszę się, że zwróciłaś na to uwagę;)
Staram się w jakiś sposób osłodzić Wam czytanie;) Cieszę się, że retrospekcje zostały przyjęte tak ciepło;)
Tak jak mówiłam, Hermiona z każdym rozdziałem będzie coraz bardziej spójna. Tak jak jej uczucia, blokady, relacje z innymi i decyzje. Musisz tylko dać mi szansę to przedstawić i zostać do końca;)
To teraz palę się ze wstydu...Staram się wychwytywać błędy, ale przyznam, że często jest tak, że skupiam się bardziej na treści, niż na gramatycznej części tekstu. Przepraszam. Dotychczas to, czego nie zauważyłam lub robiłam źle, wyłapywała Face, ale ona ma teraz dużo spraw na głowie i mimo chęci nie ma czasu na betowanie. Postaram się w wolnej chwili poprawić wszystko. Dziękuję za uwagi;)
Pozdrawiam ciepło!
chciałabym zobaczyć jak Hermiona rozbija wazon na głowie Malfoja :)
OdpowiedzUsuńta Eva to jakaś psycholka, którą cieszy zadawanie bólu innym, jest jeszcze gorsza od Voldemorta.
A tak poza tym to rozdział świetny, gratuluję ci pomysłów
eva
Do tego wystarczy Ci wyobraźnia;) Myślę, ze mina Malfoya byłaby bezcenna;)
UsuńMyślę, że obydwoje byli owładnięci żądzą władzy. Obydwoje byli też w stanie poświęcić wszystko, aby tę władzę zdobyć. Myślę, że gdyby J.K.R. pokusiła się o to, by więcej czasu antenowego oddać Voldemortowi, to wyszłaby świetnie wykreowana postać czarnego charakteru. Kto wie, może kiedyś wyda coś od początku do końca poświęconego Voldemortowi? Sama chętnie bym coś takiego przeczytała;)
Bardzo dziękuję;)