Kochani!Witam Was wszystkim bardzo serdecznie!Dziękuję za wszystkie wpisy pod poprzednim rozdziałem. Wszystkie one bardzo wiele dla mnie znaczą.Z przyjemnością oddaje w Wasze łapki kolejną część Rozbitków. Mam nadzieję, że rozdział przypadnie Wam do gustu i po cichu liczę na to, że zechcecie podzielić się ze mną swoimi wrażeniami po lekturze.A już dziś zapraszam na kolejną odsłonę opowiadania. Rozdział XXXII ukaże się w styczniu. Choć konkretna data zależy w dużej mierze od Was:)
Miłego czytania;)
Pozdrawiam ciepło!
Wasza Villemo.
Rozdział XXXIII „Pełnia Burzowego Księżyca”
-
Trzeba przyznać, że Zabini się postarał – powiedziała Ginny, omiatając z aprobatą wnętrze.
Przestronna
sala balowa przystrojona była białymi kwiatami i lewitującymi pod sufitem
lampionami, dającymi nastrojowe światło. Naprzeciwko głównego wejścia stanęła scena z przygotowanym
pulpitem, na którym stał mikrofon oraz butelka
wody. Z tylu znajdował się plazmowy ekran, który miał zostać wykorzystany do prezentacji podczas wystąpienia dyrektora szpitala. Wzdłuż ogromnych okien
ustawiono stoły, które uginały się od owoców, słodkości i przystawek oraz
dobrze zaopatrzony bar. Z bocznych drzwi można było przejść do mniejszej sali,
gdzie orkiestra za pomocą subtelnych, łagodnych dźwięków muzyki dbała o dobry nastrój gości, zachęcając ich
jednocześnie do tańca. Stamtąd można było przejść na delikatnie oświetlony taras, by
zaczerpnąć świeżego powietrza i podziwiać tamtejszy ogród różany.
Hermiona
zgodziła się z nią skinieniem głowy i ze znużeniem wróciła do obserwowania przybyłych gości. Jeśli miała być szczera, to nie czuła się zbyt komfortowo na tego
typu imprezach. Przyszła tu tylko ze względu na Ginny, która miała zrelacjonować wydarzenie i przeprowadzić wywiad z dyrektorem Szpitala Świętego Munga. Blaise, mimo
że był najmłodszym dyrektorem w historii, był znakomitym specjalistą, co udowodnił wielokrotnie radząc sobie z naprawdę trudnymi przypadkami medycznymi. Oprócz tego mężczyzna był typem wizjonera, który nie bał się zmian. Tuż po objęciu stanowiska zaczął modernizować placówkę i dostosowywać ją do potrzeb pacjentów. Niedawno zakończono przebudowę szpitala i to z tej okazji odbywała się dzisiejsza impreza połączona z akcją charytatywną, z której środki miały zostać przeznaczone na sierociniec. Dyrektor chciał uroczyście podziękować wszystkim tym, którzy przyczynili się do sfinalizowania jego
planów. Hermiona nie mogła odmówić mu sukcesu, jaki odniósł i sposobu zarządzania personelem szpitala.
Każde powodzenie, jakie odnosił Blaise, zamykało usta jego przeciwnikom i sceptykom, którzy nie patrzyli przychylnym okiem na wprowadzane reformy.
Sama przed sobą musiała przyznać, że były Ślizgon zaimponował jej i po cichu kibicowała mężczyźnie, życząc mu kolejnych sukcesów.
- Mogłabyś chociaż udawać, że dobrze się bawisz – fuknęła rudowłosa, mierząc przyjaciółkę krytycznym spojrzeniem.
Hermiona
przewróciła oczami i dopiła swoją martini, a następnie uśmiechnęła się czarująco.
- Czy
tak jest wystarczająco dobrze? – Zapytała, a Ginny parsknęła śmiechem.
- Nie
obraź się, ale wyglądasz idiotycznie – zaśmiała się, a Hermiona odpowiedziała jej ironicznym uśmiechem.
-
Wreszcie wyglądasz jak ty – stwierdziła z przesadną ulgą, na co szatynka jedynie
pokręciła głową z pobłażaniem i zgarnęła z tacy niesionej przez kelnera kieliszek martini.
Widząc to, Weasley z dezaprobatą zmarszczyła czoło. Hermiona uniosła pytająco brwi, lecz rudowłosa jedynie pokręciła głową. Ginny nie musiała jednak wypowiadać głośno swoich myśli. Granger doskonale
wiedziała, co przyjaciółka chciała powiedzieć. Szatynka miała jednak sytuację pod kontrolą. Wiedziała też, że jeśli chciała przetrwać ten wieczór, potrzebowała alkoholu. Widok Rona i Fleur wirujących na parkiecie sypał sól na jej rany. Co prawda pozbierała się po ich rozstaniu i późniejszej informacji o
zaręczynach, lecz w dalszym ciągu mdliło ją na widok ich umizgów. Ginny nie pochwalała jej terapii, lecz
najwidoczniej doszła do wniosku, że zachowa swój umoralniający monolog na później. Sama trzymała się całkiem nieźle, gdy na przyjęciu pojawili się Harry i Pansy. Hermiona uśmiechnęła się ze zrozumieniem i
dyskretnie ujęła dłoń przyjaciółki, która od dłuższej chwili przyglądała się parze. Ginny z nieprzeniknioną miną odwzajemniła uścisk i odwróciła się w jej stronę. Uśmiechnęła się delikatnie, lecz szybko jej uśmiech zmienił się w zamaskowany grymas niezadowolenia pomieszany z
rozbawieniem, co zbiło szatynkę z tropu.
-
Nadciągają kłopoty – szepnęła
konspiracyjnie, a Hermiona ściągnęła brwi.
Nim
jednak zdążyła cokolwiek powiedzieć, poczuła na talii czyjąś dłoń.
-
Witajcie piękne panie – przywitał się blondyn i szarmancko pocałował dłonie kobiet.
-
Cormac, co za niefortunny zbieg okoliczności – odparła Hermiona z wymuszonym
uśmiechem, starając się nie skrzywić, gdy mężczyzna musnął jej dłoń, patrząc przy tym głęboko w oczy.
- Czyż ona nie jest urocza? – Zaśmiał się mężczyzna, biorąc słowa szatynki za żart i przygarniając ją bliżej, a Ginny przytaknęła z rozbawieniem. – Jak się bawicie? – Zapytał, a Hermiona zmrużyła oczy i wyswobodziła się z jego ramion.
- Do
niedawna… - zaczęła, lecz nie dano jej skończyć.
-
Znakomicie – odparła Ginewra z szerokim uśmiechem i nie zważając na mordercze spojrzenie przyjaciółki zapytała – A ty?
Hermiona
jęknęła w duchu. McLaggenowi
nie było więcej potrzeba. Sekundę później zaczął rozwodzić się nad wadami bankietu i
bezmyślnością dyrektora, który z taką beztroską wydawał pieniądze szpitala, które według mężczyzny można by spożytkować w innym, lepszym celu.
Hermiona obrzuciła go znudzonym
spojrzeniem i zajęła się swoim kieliszkiem, całkowicie ignorując irytujące i pretensjonalne
utyskiwanie Cormaca. Robiła to do czasu, gdy mężczyzna ponownie objął ją w talii.
-
Przyszedłem tu tylko dlatego, że miałem nadzieję cię tu spotkać, Hermiono – wyznał, patrząc na nią z tym swoim aroganckim
hollywoodzkim uśmiechem, który działał na nią jak płachta na byka. – Pamiętasz nasz ostatni wspólny bankiet? – Zapytał rozmarzonym głosem, a szatynka odsunęła się od niego na tyle na ile
umożliwiało jej to ramie mężczyzny.
-
Niektórych koszmarów nie da się zapomnieć – sarknęła i odepchnęła go.
-
Taak wiem, te ślimaki – wzdrygnął się z odrazą, a Hermiona spojrzała na niego z niedowierzaniem i szturchnęła chichoczącą Ginny.
- Co
ty wyrabiasz? – Warknęła, ignorując opowieść blondyna o tym jak
dzielnie zniósł późniejszą niestrawność.
-
Odwracam twoją uwagę od mojego durnego brata, a przy okazji zapewniam ci
towarzystwo na czas mojej nieobecności – wyjaśniła z niewinną miną.
-
Nawet się nie waż, Weasley – ostrzegła ją Hermiona, lecz Ginny
zbyła jej groźne spojrzenie wrednym uśmieszkiem. – Wybaczcie mi, ale czas
na mnie. Bawcie się dobrze – powiedziała z przebiegłym uśmiechem i, nim szatynka
zdążyła zaprotestować, ruszyła w kierunku witającego się z ministrem Blaise’a.
- Co
ty na to, żeby powtórzyć tamten wieczór? – Zapytał zmysłowym głosem, a widząc jak kobieta marszczy czoło, dodał – tylko bez ślimaków rzecz jasna.
Spojrzała na mężczyznę jak na wyjątkowo dziwny okaz
magicznego stworzenia i nie wierząc, że dała się wmanewrować w intrygę swojej wrednej, rudej przyjaciółki, uśmiechnęła się z politowaniem nad samą sobą. Wiedziała, że ma dwa wyjścia. Mogła odejść lub go przekląć. Biorąc pod uwagę wszystkie okoliczności i fakt, że Cormac przegląda się w
lustrze wiszącym za barem, a potem puszcza oczko przechodzącej obok blondynce, postanowiła wybrać pierwszą opcję. Ignorując palące spojrzenie mężczyzny, wyminęła go bez słowa i ruszyła w stronę wyjścia.
- Nie
wiesz, co tracisz!
Pokręciła głową, słysząc krzyczącego za nią Cormaca i przyspieszyła kroku. Nie wierzyła, że można być tak bezczelnym i zadufanym w sobie. McLaggen był typem narcyza, zakochanego bez pamięci we własnym odbiciu. Odkąd pamiętała puszył się i przechwalał, starając się pokazać swoją wyższość. Nie wiedzieć też czemu ubzdurał sobie, że razem stworzą parę idealną. Nie było dnia, by nie wysłał jej kwiatów, czekoladek, miłosnych liścików na poziomie poniżej swojego wieku, czy niemoralnych propozycji. Hermiona miała dość zarówno swojego adoratora, jak i jego prezentów. Ona chciała czegoś więcej, choć nie miała pewności, czym to dokładnie jest. Wierzyła jednak, że gdy znajdzie to, czego szuka, będzie mieć pewność, że to jest to.
Zatopiona
w swoich myślach nawet nie zauważyła, gdy na kogoś wpadła. Już miała przeprosić, gdy podniosła głowę i jej wzrok padł na twarz osoby, którą zdeptała. Ron wyglądał na zmieszanego. Był zarumieniony od tańca i alkoholu, a jego włosy znajdowały się w totalnym nieładzie, dodając mu chłopięcego uroku. Jej zdradzieckie serce
zabiło szybciej, gdy dotarło do niej, że Ron ciągle trzyma dłonie na jej talii, choć odzyskała już równowagę. Nie wiedziała, czy to zdenerwowanie, czy zasługa martini sprawiały, że wciąż stała jak spetryfikowana, patrząc spokojnie w jego oczy.
-
Ładnie wyglądasz – wypalił nerwowo, a szatynka uniosła brwi w geście
zdziwienia.
Nie
sądziła, że ich spotkanie będzie miało miejsce tak szybko, choć nie wykluczała
i tego scenariusza. Między innymi to dlatego dała namówić się przyjaciółce na
czarną sukienkę koktajlową z odkrytymi plecami i kuszącym, wyciętym w literę v
dekoltem, zakrytym materiałem skóropodobnym. Sukienka eksponowała jej szczupłą,
choć nie anorektyczną, jak w przypadku Gabrielle sylwetkę, a lekko rozkloszowany
dół i wysokie szpilki podkreślały zgrabne nogi szatynki.
Ron
przyglądał się jej z zakłopotaniem, czekając na jakąkolwiek reakcję. Miał też
na tyle przyzwoitości, by udawać skruszonego. Niestety jego nieporadność i
nieśmiała nadzieja, błąkająca się w jego oczach, wzbudziły tylko jej złość. Nie
wierzyła, że po tym wszystkim, co zrobił, nie potrafił zdobyć się na szczere
przeprosiny. Pokręciła głową z niedowierzaniem, po raz pierwszy nie potrafiąc
ubrać myśli w słowa. Na szczęście z kłopotu wybawiło ją niezbyt delikatne
szarpnięcie, które skutecznie odsunęło ją od Rona.
-
Hermjjjoniiija! – Zaświergotała Gabrielle, zjawiając się nie wiadomo skąd obok nich i kładąc dłonie na jej odkrytych ramionach, przyjrzała się jej krytycznym
wzrokiem. – Wyglądasz magnifique! – Dodała, a następnie nie czekając na jej odpowiedź, odciągnęła ją od Rona i musnęła oba jej policzki.
Połowa z tego, co paplała Gabrielle, nie docierała do niej. Była zbyt zdenerwowana i
skonsternowana wylewnością blondynki, która zachowywała się tak, jakby były najlepszymi przyjaciółkami, które spotkały się po latach.
-
Przepraszam was, ale… - zaczęła, chcąc jak najszybciej uwolnić się od towarzystwa pary, lecz urwała, gdy kobieta położyła dłoń na klatce piersiowej mężczyzny, prezentując tym samym śliczny pierścionek zaręczynowy.
Widok
ten zbił Hermionę z tropu. Doskonale wiedziała, w co pogrywa Gabrielle. Tym gestem zaznaczała swoje terytorium i przypominała, że Ron należy do niej. Robiła to pod przykrywką uprzejmości i serdeczności, lecz szatynka nie miała wątpliwości, że gdyby tylko mężczyzna zniknął, kobieta pokazałaby pazurki. Szatynka odwróciła wzrok od pierścionka i z
nieprzeniknioną miną spojrzała na młodszą kopię Fleur. Błysk triumfu w fiołkowych oczach panny
Delacour zarówno irytował ją, jak i bawił. Oznaczało to bowiem, że Gabrielle w dalszym ciągu widzi w niej rywalkę. Wiedziała, że to infantylne i próżne, ale świadomość tego mile połechtała jej ego.
- A
gdzie zagubiłaś swoją parę? – Zapytała słodkim głosem, od którego zaczynała boleć ją głowa.
Szatynka
przeklęła w duchu. Zmusiła się do uprzejmego uśmiechu, myśląc gorączkowo nad odpowiedzią. Nie wiedzieć czemu, nie chciała przyznać się do tego, że jej osoba towarzysząca właśnie przeprowadza wywiad
z Blaisem Zabinim. Z roztargnieniem omiotła spojrzeniem salę, chcąc zyskać tym na czasie. Jej wzrok prześlizgnął się po McLaggenie i przez jedną długą sekundę brała go pod uwagę.
- Tu
cię mam.
Wstrzymała oddech, słysząc znajomy baryton i przymknęła oczy, gdy mężczyzna musnął jej skroń. Z uśmiechem przyjęła od niego kieliszek wina, wiedząc że jutro będzie żałowała mieszania alkoholi.
- Draco Malfoy! Co za surprise, mon cheri!
Niedowierzanie
w głosie Gabrielle i błysk gniewu w oczach Rona
dodały jej pewności siebie. Mężczyzna przywitał się z parą, a następnie wymienił z blondynką kilka uprzejmych zdań, cały czas obejmując szatynkę i uspokajająco gładząc kciukiem jej odkryte
plecy. Uśmiechnęła się delikatnie patrząc na profil blondyna całkowicie ignorując pełne niechęci
spojrzenie Ronalda. Draco ponownie wybawił ją z opresji. Nie miała pojęcia, który to już raz. Sama przed sobą musiała przyznać, że Malfoy nie jest takim dupkiem, za jakiego go uważała. Było w nim coś, czego wcześniej nie dostrzegała, a co od pewnego czasu
odkryła. Był dla niej intrygującą zagadką, którą bardzo chciała poznać, mimo że wiedziała, że jej rozwiązanie może okazać się niebezpieczne. Krążyła wokół niego, jak ćma wokół ognia, nie zważając na to, że gdy zbliży się za blisko płomieni, spłonie.
- A
teraz wybaczcie, ale chciałbym w końcu porwać moją partnerkę do tańca.
Obrzuciła go zaintrygowanym spojrzeniem, gdy musnął jej dłoń i splótł jej palce ze swoimi. Uśmiechnął się nonszalancko, gdy znaleźli się na parkiecie i objął ją w talii, przyciągając bliżej. Uśmiechnęła się z rozbawieniem i
pozwoliła, by Draco poprowadził ich w takt muzyki.
- Dziękuję – powiedziała, gdy skończył się utwór.
- Cała przyjemność po mojej stronie – odparł szarmancko, wciąż ją obejmując.
- Nie
mam na myśli tylko tańca – wyznała, z lekkim skrępowaniem odwzajemniając jego spojrzenie.
-
Wiem – powiedział, uśmiechając się przekornie, co wywołało i jej uśmiech.
-
Przestali grać – zauważyła, patrząc z
zaciekawieniem prosto w jego błyszczące, szare tęczówki.
-
Mnie to nie przeszkadza – odparł uśmiechając się nieznacznie.
- Nie
musisz już grać – szepnęła mu do ucha tym samym przekornym tonem.
Poczuła, jak mięśnie mężczyzny spinają się. Ściągnęła brwi i odsunęła nieznacznie, by móc spojrzeć na jego twarz. Jednak jak zawsze mina Malfoya była nieprzenikniona, a jej zostały jedynie domysły.
-
Draco? – Zaczęła, gdy mężczyzna przez dłuższą chwilę przyglądał się jej w krępującym milczeniu.
Nim
jednak zdołała o cokolwiek zapytać, na jego twarzy ujrzała znany jej wyraz determinacji. Ujął jej podbródek i, nim zdążyła zareagować, pocałował ją. Przez chwilę była zbyt zaskoczona by
oddać pocałunek. Jednak każde nieśpieszne muśnięcie jego warg, odsuwało na bok rozsądek i rozpalało w niej płomień. Rozpoznawała ten żar. To wokół niego krążyła ostatnimi czasy i to on przyciągał ją do siebie. Draco ostatni raz musnął jej usta i otworzył oczy, chcąc złapać jej wzrok. Nie była w stanie odwzajemnić jego spojrzenia. Czuła jak niedawno wzniecony
ogień trawi ją od środka i wznieca przerażenie. Nie potrafiła skupić myśli na szalejących w niej uczuciach i
nawałnicy myśli. Jedyne na czym była
w stanie się teraz skoncentrować, to ogarniająca ją panika.
-
Hermiona…
Głos Dracona przywrócił ją do rzeczywistości. Starając się powstrzymać irracjonalne łzy, odsunęła się od niego, w dalszym ciągu nie potrafiąc spojrzeć mu w oczy. Ciągle czuła jego dotyk i smak ust. Jego bliskość była zbyt
dezorientująca, by mogła zebrać myśli i przeanalizować to, co stało się przed
chwilą.
-
Przepraszam – wydusiła i nie czekając na reakcję mężczyzny uciekła.
Potrzebowała powietrza. Skierowała się w kierunku tarasu, zgarniając po drodze kieliszek
szampana. Wypiła go jednym tchem i oparła się o balustradę, oddychając ciężko. Nie wiedziała, co się z nią dzieje. Kręciło się jej w głowie od nadmiaru
alkoholu i natłoku myśli. Odchyliła głowę i przymknęła powieki. Delikatny wiatr chłodził jej rozpaloną skórę. Żałowała, że nie potrafi dokonać tego samego z jej zmysłami.
-
Granger…
Wstrzymała oddech, słysząc jego głos. Wiedziała, że nie uniknie konfrontacji.
Zrezygnowana pokręciła głową i przygryzła dolną wargę. Słyszała odgłos jego zbliżających się kroków i czuła znajomą nutę perfum, gdy znalazł się dostatecznie
blisko.
- Mam
dość gierek – powiedział stanowczym tonem. – Dość udawania – dodał, stojąc za nią i obejmując jej ramiona, a ona jęknęła w duchu, gdy
uświadomiła sobie, że przegrywa z samą sobą. – Dość podchodów – powiedział, odwracając ją w swoją stronę i patrząc stanowczo w jej rozszerzone ze strachu oczy.
Widząc jej niepewność i lęk, jego spojrzenie złagodniało. Delikatnie musnął dłonią policzek kobiety, sunąc palcem po linii jej żuchwy, szyi, lewego
obojczyka i zjeżdżając wzdłuż jej ramienia, by na
koniec spleść ze sobą ich dłonie.
Hermiona
obserwowała każdy jego ruch, starając się zapanować nad emocjami, jakie
budził w niej Draco, lecz wszystkie doznania były zbyt intensywne,
by mogła racjonalnie myśleć.
- Dość czekania – powiedział cicho wprost do jej
lekko rozchylonych ust, które chwilę później musnął własnymi, łamiąc ostatecznie jej opór.
Nie
wiedziała, w którym momencie odwzajemniła pocałunek, ani kiedy znaleźli się w jednym z hotelowych
pokoi. Głuchy trzask drzwi dotarł do niej jakby przez mgłę. Z jej ust wydobył się cichy jęk, gdy mężczyzna przycisnął ją do ściany i przygryzł płatek ucha. Czuła jak się uśmiecha, a następnie skierował swoje pocałunki na jej szyję i dekolt. Jednym
szybkim ruchem pozbył się jej sukienki, podczas, gdy ona zsunęła z niego marynarkę i pozbyła się krawata. Ciepły oddech mężczyzny przyjemnie drażnił jej zmysły, skutecznie odsuwając podszepty zdrowego
rozsądku. W czasie, gdy jego silne dłonie błądziły po jej ciele, pozbyła się jego koszuli. Draco zacisnął dłonie na jej pośladkach, unosząc ją delikatnie i zatracając się w pocałunkach, chwiejnym krokiem ruszył w kierunku łóżka. Zachłannie chłonęła każdą pieszczotę mężczyzny i delektowała się jego dotykiem. Delikatnie, aczkolwiek stanowczo pchnął ją na miękką kołdrę, a następnie, rozpiął pasek i zdjął spodnie, odrzucając je za siebie. Uśmiechnął się seksownie i pochylił nad nią. Obsypując jej brzuch pocałunkami cały czas patrzył jej prosto w oczy. Zarumieniła się pod wpływem jego hipnotyzujących, szarych tęczówek. Odrzuciła głowę do tyłu czując jego dłoń na udzie. Przymknęła powieki i westchnęła rozkoszując się doznaniami i wplotła dłonie w platynowe kosmyki
mężczyzny. Pragnęła go. Każdym milimetrem swojego ciała chciała czuć go mocniej i bliżej. I nawet jeśli miałaby tego żałować, to w tym momencie
liczyła się tylko ta chwila. Draco
ponownie zawisnął nad nią z niemym pytaniem. Uśmiechnęła się i przyciągnęła go bliżej, ponownie rozpoczynając taniec ich ust.
Przygryzła wargę, gdy wszedł w nią i odchyliła głowę, poddając się całkowicie chwili rozkoszy.
Uchyliła powieki i westchnęła cicho. Wspomnienie było tak żywe,
że wciąż czuła
na skórze jego dotyk. Wtedy jeszcze nie przypuszczała,
w jakim kierunku zmierzają. Owszem, miała
świadomość kiełkujących
w niej uczuć, lecz była zbyt wielkim tchórzem, by pozwolić im rozkwitnąć. Następnego dnia wyrzuty sumienia
uderzyły w nią z podwójną
mocą i przyszło opamiętanie.
Doskonale pamiętała jego twarz, gdy zawstydzona i
niepewna wyszeptała, że popełnili
błąd. Nawet jeśli dostrzegła
cień żalu i niedowierzania, które szybko ukrył za maską
obojętności i chłodu,
to zignorowała to. Pamiętała
też bolesne ukucie, gdy nie zaprzeczył
i nie zrobił nic, by ją zatrzymać.
Dziś nie była jednak taka pewna, czy
uwierzyłaby, gdyby Draco nie pozwolił jej odejść. Jej nadzieja prysła wraz z dźwiękiem
zamykanych drzwi. Później było
tylko gorzej. Zaczęła go unikać i cieszyła
się, gdy Shacklebolt oddelegował go na misję. Dzięki
temu miała czas, by poukładać
sobie wszystko w głowie i odzyskać równowagę. Wtedy też
pojawił się Wiktor. Jego spokój, delikatność i opieka, jaką
ją otoczył pozwoliły
stłumić ogień
rozpalony przez Dracona. Krum był całkowitym
przeciwieństwem Malfoya. Z jego twarzy potrafiła
czytać, jak z otwartej księgi. Był
pewnym, stałym lądem, za którym wówczas tęskniła
po wojnie i historii z Ronem. Podczas gdy blondyn był
jak wzburzone morze, na którym każdy
dzień jest jedną wielką
niewiadomą. Czymś, co musiała
oswoić, aby wypłynąć na spokojne wody i poznać prawdziwe piękno
tego, co nieznane i nieprzewidywalne.
Wyłączyła
kociołek i spojrzała ponuro na krwistoczerwoną
miksturę. Widmo tego, do czego Eva chciała
wykorzystać Inferno, ciążyło jej i zasmucało.
Nigdy nie pragnęła tego, by jej działania szkodziły
innym. Gdyby potrafiła przewidzieć,
że ktoś wpadnie na pomysł,
by zniewolić ludzi jej własnymi rękami,
nigdy nie rozpoczęłaby badań. Chciała
tylko pomóc Narcyzie. Zamknęła
oczy i pokiwała głową.
Zastanawiała się, jak niewinna propozycja
Blaise’a mogła doprowadzić do tego wszystkiego. Doskonale
pamiętała jego zaproszenie na lunch i
rozmowę, która zmieniła wszystko. Zabini
wiedział, jakich argumentów
powinien użyć, by ją
przekonać. I choć wówczas jej relacje z Draconem
były dalekie od poprawnych, to nie potrafiła
nie dostrzec jego udręki, smutku i zrezygnowania,
ilekroć odwiedzał swoją matkę.
Nie był to jedyny powód,
dla którego przyjęła propozycję
Blaise’a. Zawsze chciała pomagać
innym, sprawiać by ich życie było
odrobinę lepsze. Po sukcesie z eliksirem blokującym zdolności
magiczne przez długi czas nie wiedziała, co dalej. Brakowało
jej celu i Blaise go jej dał. Jednocześnie
prosił ją o dyskrecję.
Nie chciał rozgłosu i zamieszania do czasu aż
Hermiona nie będzie mogła dać
mu choć cienia nadziei na powodzenie eksperymentu. Ona z kolei
prosiła, aby Draco nie dowiedział się o jej udziale w całym
przedsięwzięciu. Nie chciała
rozbudzać w nim nadziei na odzyskanie przez Narcyzę
pełni zdrowia. To był jej jedyny warunek, na
który dyrektor Munga przystał. Wkrótce miało
się okazać, czy eliksir zadziała.
Żałowała
tylko, że nie będzie w stanie tego zobaczyć.
Świadomość tego paliła
ją od środka. Wiedziała
jednak, że musi dać Draconowi powód do walki. Kogoś, kto nigdy nie pozwoli
mu się poddać i będzie
jego aniołem stróżem. Postawiła
sobie cel, który pozwolił jej przetrwać
niewolę i rozłąkę z najbliższymi.
Miała tylko nadzieję, że
Draco dotrzyma słowa i zdąży na czas.
Z tą myślą
odmierzyła odpowiednią dawkę eliksiru i przelała ją
do siedmiu fiolek, które ukryła w doszytej przez siebie
kieszeni. Słysząc zbliżające
się ciężkie kroki, wygładziła
szatę i zaczęła sprzątać
stanowisko pracy. Drzwi uchyliły się
z nieprzyjemnym zgrzytem i do środka wszedł
Wood. Mężczyzna wyglądał
na zmęczonego, ale i zdeterminowanego, co zaintrygowało
szatynkę. Zerknęła na niego niepewnie, gdy
podszedł do niej i przez chwilę przyglądał
się w skupieniu jej twarzy. Wstrzymała
oddech i zrobiła krok w tył, gdy Oliwer wyciągnął różdżkę
i wycelował w nią. Dopiero po chwili rozpoznała
w magicznym drewienku swoją własność. Otworzyła szeroko oczy, gdy mężczyzna wyciągnął dłoń, czekając
aż odbierze swoją własność. Nie wiedziała czy to sen, czy podstęp.
I choć nie potrafiła zliczyć
ile razy marzyła o tym, by odzyskać swoją
różdżkę, to teraz nie potrafiła
wykonać żadnego ruchu.
- Nie mamy zbyt wiele czasu – zaczął zniecierpliwionym tonem, wkładając
w jej dłoń różdżkę
i odczepiając od paska mały sztylet.
- Dlaczego - wydusiła
z siebie, czując jak początkowy szok ustępuje
podejrzliwości.
- Gdyby coś poszło
nie tak, musisz o siebie zadbać. Gdyby Evie coś
się stało, uciekaj i nie oglądaj
się za siebie – powiedział z poważną
miną, a ona doznała kolejnego szoku.
- Nie rozumiem…Nie boisz się,
że użyję
tego przeciwko niej? – Dociekała, a on uśmiechnął się z goryczą.
- Za bardzo zależy ci na Malfoyu, by
zrobić coś głupiego
– powiedział, a ona w duchu przyznała mu rację.
Zacisnęła
palce na różdżce,
jakby chcąc dodać sobie odwagi i spojrzała
zaciekawiona na mężczyznę. Nie wiedziała,
co kieruje Woodem, lecz była mu wdzięczna
za ten gest. Obydwoje stali po
przeciwnym froncie, lecz nie byli wrogami. Hermiona czuła
smutek na myśl, co stanie się z Oliwerem. Nie
zamierzała się jednak cofnąć. Dziś wszystko miało
się zakończyć
i ona miała zamiar tego dopilnować.
- Nie powstrzymasz jej, prawda?
Hermiona znała odpowiedź
nim zadała pytanie. Mina Oliwera mówiła sama za siebie, a ona
wbrew wszystkiemu poczuła ukłucie
żalu. Pokiwała jednak w milczeniu głową
i schowała różdżkę.
Zrobiła to akurat w tej samej chwili, gdy do środka
wszedł Nott. Mężczyzna zmierzył
ich cynicznym spojrzeniem i już na pierwszy rzut oka widać
było, że jest z czegoś
zadowolony.
- Generale – powiedział
kpiącym tonem i skłonił
się nieznacznie. – Nasza miłościwa
królowa pragnie widzieć cię
przy swoim boku – zadrwił, starając
się sprowokować Oliwera.
- Jeśli to wszystko czego
chciałeś, to zejdź
mi z oczu – odparł zimnym tonem, mierząc mężczyznę beznamiętnym
wzrokiem.
- Jak rozkażesz – sarknął, kłaniając
się teatralnie. – Pozwól zatem, że odeskortuję
szlamę do jej komnat – dodał, robiąc
krok w kierunku Hermiony.
- Zważaj na słowa,
Nott, bo stracisz ten swój gadzi język
– powiedział, zastępując
mu drogę i mierząc pełnym
odrazy spojrzeniem.
Po jego słowach Theodor skrzywił
się w imitacji wymuszonego uśmiechu, lecz z jego oczu
zniknęła wesołość.
Hermiona pomyślała, że
dawno już nie widziała takiej nienawiści.
- Mam zająć się
pilnowaniem dziewczyny podczas rytuału – wycedził
z wymuszoną uprzejmością.
Po słowach mężczyzny poczuła, jak traci grunt pod stopami.
Uczucie niepokoju i niepewności pogłębiło się
jeszcze, gdy Nott posłał jej obleśny
uśmiech, który nie wróżył
nic dobrego. W tym momencie cieszyła się,
że Oliwer zwrócił
jej różdżkę.
- Granger jest cennym zakładnikiem
dla Evy. Radziłbym ci pamiętać
o tym podczas warty – podkreślił
Wood ze złowróżbną
nutą w głosie.
- Do czasu – odparł tym samym tonem, uśmiechając
się szeroko.
- Daj mi tylko powód, Nott – warknął Oliwer, tracąc cierpliwość i robiąc
krok w jego stronę.
- Proście a będzie
wam dane – wysyczał Theodor z miną szaleńca, a następnie
odstąpił od mężczyzny i skłonił
się z drwiącym uśmieszkiem.
Hermionę zaniepokoiły
jego oczy. Był to wzrok wygłodniałego
drapieżnika, krążącego wokół
swojej ofiary. Drapieżnika, który ma świadomość, że jest za słaby
by wygrać
w bezpośredniej konfrontacji, ale nie zawaha się
zaatakować, gdy jego przeciwnik straci czujność lub zostanie osłabiony.
- Za mną Granger – warknął nawet nie zaszczycając jej spojrzeniem.
Hermiona niepewnie spojrzała
w kierunku Oliwera, który mierzył
swojego rywala równie nienawistnym spojrzeniem. Wood odsunął się nieznacznie, dając
jej tym samym znak, że ma iść z Theodorem. Nim jednak go wyminęła, poczuła, jak niepostrzeżenie
wsuwa w jej kieszeń coś ciężkiego. Ich spojrzenia spotkały się
na ułamek sekundy, który
wystarczył, by zrozumiała. Ruszając
za Nottem, niepostrzeżenie wsunęła dłoń
do kieszeni i wymacała mały
sztylet. Przy okazji o mało nie potknęła się z wrażenia.
Poczuła dreszcz niepokoju, gdy dotarło do niej, po co Wood dał jej
broń.
- Rusz się – warknął, zerkając za siebie i piorunując
ją wściekłym
spojrzeniem. – Jak dalej będziesz się
tak guzdrać, to mnie popamiętasz. A lepiej dla ciebie,
byś mnie zadowoliła, skoro dzisiejszej
nocy będziemy na siebie skazani – dodał z lubieżnym
uśmiechem.
Hermiona zacisnęła
wargi i spojrzała na niego z wyższością.
Nie miała zamiaru pokazywać strachu. Nott dla
własnego dobra powinien trzymać się
od niej z daleka. Jeśli myślał, że będzie dla niego łatwym celem, to boleśnie
przekona się, że się myli. Tym razem nie pozwoli mu się
dotknąć. Z tą myślą
zacisnęła palce na rękojeści
sztyletu i przyspieszyła kroku, mierząc
plecy mężczyzny zimnym spojrzeniem.
***
To była pierwsza noc, którą przespała
od długiego czasu. Czuła się
wypoczęta i pełna energii. Wiedziała
jednak, że to nie sen dodał jej sił.
To Harry. Wciąż był słaby,
lecz jego stan był stabilny i z każdym dniem coraz lepszy.
Tylko dlatego uległa jego namowom i zgodziła się
wrócić do domu na noc. Nie potrafiła
jednak odnaleźć się wśród zimnych, pustych ścian. Jej miejsce było
przy mężczyźnie. Dlatego zaraz po przebudzeniu i orzeźwiającym
prysznicu deportowała się
do szpitala. Pozdrowiła pielęgniarkę,
która zmarszczyła czoło
na jej widok, najpewniej ponownie chcąc ją
zbesztać za ciągłe przesiadywanie przy
narzeczonym i weszła do sali, do której
przeniesiono mężczyznę. Szeroki uśmiech,
z jakim uchyliła drzwi, zamarł na jej twarzy, gdy
spojrzała na puste, zaścielone łóżko. Poczuła
jak strach ściska jej serce. Przez kilka sekund była
w stanie tylko stać i rozglądać
się po sali, doszukując się
jakichkolwiek śladów ukochanego. Im dłużej
to robiła, tym więcej czarnych myśli
podsuwała jej wyobraźnia. Ściągnęła brwi i pokręciła
stanowczo głową. Harry nie mógł zniknąć. Podejrzewała, że
musieli zabrać go na badania lub przenieść do
innej sali. Z tą myślą odwróciła się
na pięcie i prawie wpadła na mijaną
wcześniej, starszą pielęgniarkę.
- Harry? – Wydusiła z siebie zduszonym głosem.
Kobieta spojrzała na nią
ze zrozumieniem i uścisnęła jej lodowatą dłoń,
którą Pansy zacisnęła na jej przedramieniu.
- Gdy tylko panią zobaczyłam
domyśliłam się,
że nikt pani nie poinformował – powiedziała, zwiększając
jeszcze bardziej niepokój brunetki. - Spóźniła
się Pani. Pan Potter wypisał się
na własne żądanie godzinę
temu.
- Jak to się wypisał?
Przecież nie doszedł do siebie…
- Lekarze też mu to odradzali. Jednak
uparł się. A jako, że
jego stan jest stabilny, nie było żadnych
przeciwskazań, żeby go zatrzymywać
– wyjaśniła ze spokojem, klepiąc jej dłoń, by dodać jej otuchy.
- Nie rozumiem…Skoro wyszedł
godzinę temu, to dlaczego nie wrócił
do domu? Przecież mogło mu się
coś stać…
- Może poszedł
gdzieś z panem Malfoyem. Proszę się
nie martwić.
- Z Malfoyem?
- Opuścił
szpital w towarzystwie pana Malfoya. To po jego wizycie pan Potter zażądał wypisu – wyjaśniła
kobieta, a Pansy poczuła, że
zaczyna brakować jej tchu.
Po słowach kobiety zrobiło
jej się słabo. Nie wierzyła,
że Harry jej to zrobił. Przecież obiecał jej,
że już nigdy nie będzie musiała czuć się tak, jak przez ostatnie tygodnie, gdy
drżała o jego życie. Odwiedziny Malfoya i opuszczenie szpitala świadczyły
tylko o jednym. Tylko to mogło skłonić
Harry’ego do takiego ryzyka i złamania obietnicy. Poczuła
jak krew odpływa jej z twarzy, a ciało ogarnia niemoc. Złapała
się kurczowo pielęgniarki, by nie upaść. Zalały ją
zimne poty, a zatroskana twarz kobiety zaczęła
wirować. Potem była już
tylko ciemność.
***
Potarła lodowate dłonie,
chodząc niespokojnie po komnacie w wieży
strażniczej, która była
najwyższym budynkiem w Zakonie Stella Mortis. Przez otwarte,
prostokątne okna wpadało mroźne
powietrze wraz z płatkami śniegu. Otuliła
się grubą peleryną
i kolejny raz spojrzała na zamknięte
drzwi. Nott zamknął ją tu kilka godzin temu. Nie wiedziała, dlaczego nie
odprowadził jej do komnaty, jak powiedział Oliwerowi. Podskórnie czuła, że coś
jest nie tak. Poza tym denerwowała
się, że nie
zobaczy Dracona. Czas z każdą
chwilą uciekał, a ona nie mogła
zwlekać bez końca. Opadła
na twardy siennik, przykryty brudna narzutą i splotła
ze sobą dłonie opierając
na nich brodę. Zamknęła oczy, starając
się uspokoić rozbiegane myśli.
Draco obiecał, że zdąży. Musiała mu zaufać. Nie mogąc usiedzieć
w miejscu, wstała i podeszła do wąskiego
okna, przez które wpadały ostatnie promienie słońca.
Włożyła dłoń
do ukrytej kieszeni i wymacała szklaną fiolkę. Od pewnego
czasu nosiła ją przy sobie. Po aresztowaniu
Danielle wolała nie ryzykować zdemaskowania.
Gdy Hermiona dowiedziała
się o tym, że złapano
kobietę poczuła, że
traci grunt pod nogami. Wiedziała, że
teraz wszystko zależy już
wyłącznie od niej i że jest już
za późno
na odwrót. Jednak świadomość tego, co miało nastąpić,
przerażała ją.
Bała się, że
okaże się zbyt słaba
lub stchórzy. Powtarzała sobie, że
jest Gryfonką, lecz to nie zmniejszyło jej strachu. Wręcz
przeciwnie. Teraz, gdy została sama, boleśnie
odczuwała zbliżający
się koniec. Miała świadomość, że Danielle już
jej nie pomoże. Ostatni odcinek będzie musiała
przejść samotnie.
Drzwi zaskrzypiały cicho, a do środka
wsunęła się wysoka, odziana w czerń
postać. Hermiona wstrzymała oddech, gdy nieznajomy
wyjął różdżkę
i za pomocą magii zablokował drzwi.
- Nawet
nie wiesz, jak długo na to czekałem – wysyczała
postać.
Znała ten głos.
Mężczyzna zsunął kaptur i spojrzał
na nią wygłodniałym
wzrokiem. Dyskretnie wsunęła dłoń do kieszeni i zacisnęła dłoń na sztylecie, a
następnie spojrzała hardo w twarz Notta, przygotowując
się do obrony.
- Długo zastanawiałem
się, w jaki sposób zemścić
się na Malfoyu – zaczął z obłędem w oczach. – Każda klątwa,
każda tortura wydawały się
zbyt małą zapłatą
za zdradę, której się
dopuścił. Ten pieprzony zdrajca odebrał
mi wszystko! Przez niego muszę żyć jak szczur! Spójrz na mnie! Spójrz, co ze
mnie zostało! – Krzyknął ze złością, opryskując się śliną. – Ale znalazłem
sposób. Sam podał mi rozwiązanie na tacy – wyjaśnił,
uśmiechając się
szeroko i zrobił krok w jej stronę. – Uderzę
go tam, gdzie zaboli najbardziej – wyszeptał stając
nad nią i kucając, by spojrzeć
prosto w twarz kobiety. – I każę mu patrzeć,
jak obdzieram cię ze skóry, kawałek
po kawałku – dodał, odgarniając
jej włosy niemal pieszczotliwym gestem.
Patrząc w wypełnione
szaleństwem oczy Notta, czuła prawdziwy strach. Chęć zemsty trawiła go od środka
i było to widać w całej
jego postawie. Wzdrygnęła się
czując jego bliskość i
zacisnęła mocniej drżącą dłoń
na sztylecie, gdy jej dotknął.
– A potem
wypruję mu flaki i wyrwę serce. Wykąpie się w
krwi tego zdrajcy, a z jego… – wyszeptał podniecony zbliżającą
się wizją zemsty.
Spojrzała na niego z odrazą
i wiedząc, że ma zaledwie ułamek
sekundy, a lepszego momentu nie będzie, zamierzyła
się, celując w jego szyję.
Oczy mężczyzny
rozszerzyły się w zaskoczeniu i tylko szybki
refleks uchronił go przed przebiciem krtani. Ostrze trafiło
w rękę, którą się
zasłonił. Dziki wrzask bólu rozniósł
się echem po wieży i Hermiona była
niemal pewna, że zaalarmuje strażników. Skoczyła w kierunku drzwi, starając
się wyszarpać z szat różdżkę.
Nim jednak jej się to udało, rozwścieczony
Nott runął na nią, przewracając
ich na podłogę. Hermiona szarpała
się, kopała, drapała,
starając się zrzucić
z siebie mężczyznę, lecz była
zbyt słaba. Theodore przyparł ją
podłogi i wymierzył silny cios w twarz, który zamroczył ją do tego stopnia, że
przestała walczyć.
- Miałem zamiar poczekać
na twojego chłoptasia, ale równie
dobrze możemy zacząć bez niego – wysyczał,
dysząc z wysiłku i zaciskając
zdrową dłoń na jej szyi.
***
- Już czas, ojcze.
Delikatny głos Karmy wyrwał
go z zamyślenia. Westchnął ciężko i spojrzał na córkę z łagodnym
uśmiechem, mając nadzieję,
że dziewczyna nie dostrzega jego lęku
i zdenerwowania. Karma odwzajemniła uśmiech
i spojrzała na niego z pobłażaniem,
gdy czule poklepał jej policzek. Była tak bardzo podobna do
swojej matki. Na myśl o kobiecie poczuł
jak coś boleśnie ciska jego serce. Widząc
podejrzliwe spojrzenie córki, przygarnął ją do siebie i pocałował
w czubek głowy. Tak bardzo bał się,
że dzisiaj mógłby
stracić je obie.
- Tato…wszystko pójdzie zgodnie z planem –
pocieszała go blondynka, odwzajemniając uścisk,
a on w milczeniu pokiwał głową.
– No już, ruszaj się, bo Najwyższa
Kapłanka znowu się rozgniewa – ponagliła
go, wyswobadzając się z jego ramion i podchodząc
do łóżka,
na którym leżały jego szaty
ceremonialne.
- Pamiętasz, co mi obiecałaś?
– Zapytał z napięciem w głosie.
Karma spięła się
i w milczeniu rozłożyła togę,
by Garric mógł ją
włożyć.
- Pamiętam, do czego mnie zmusiłeś
– odparła, gdy nie zareagował i spojrzała
mu prosto w oczy.
Uśmiechnął się delikatnie, widząc
iskierki buntu w jej błękitnych oczach, które odziedziczyła po nim.
- Teraz tego nie rozumiesz, ale musisz mi zaufać,
Karmo. Obiecuję, że wszystko ci wyjaśnię
– powiedział łagodnym aczkolwiek poważnym
tonem i gdy dziewczyna niechętnie skinęła głową,
pozwolił, by pomogła mu włożyć
białą togę, obszytą
złotą nicią.
- To zdrajczyni… – zaczęła przyciszonym głosem, lecz nie pozwolił
jej ciągnąć tematu, kładąc
dłoń na jej ustach i ganiąc
spojrzeniem.
- Później – powiedział
nieznoszącym sprzeciwu głosem.
- Pomogę jej – obiecała
niechętnie, a on skinął głową
z aprobatą.
Dopiero, gdy Karma wyszła
z jego pokoju pozwolił sobie na chwilę
słabości. Ukrył
strapioną twarz w pomarszczonych dłoniach, modląc
się o cud. Bo tylko cud mógł
sprawić, by wszyscy uszli z życiem tej nocy.
***
Przywiązała
swój ceremonialny sztylet do srebrnego łańcuszka
oplatającego jej talię i włożyła
pierścień władzy.
Biała perła, otoczona delikatnymi
srebrnymi listkami jeszcze nigdy nie ciążyła
jej tak jak dziś. Tak wiele poświęciła
w imię zemsty i władzy. Zastanawiała
się, z czego lub kogo jeszcze będzie musiała
zrezygnować. Jej matka mawiała, że
władcy są skazani na samotność. Dziś jej słowa
były prawdziwsze niż kiedykolwiek.
Spojrzała w duże
lustro na własne odbicie. Widziała młodą
kobietę, odzianą w czarną
szatę ceremonialną. Aksamitny materiał
opływał jej sylwetkę
i kontrastował z jej alabastrową karnacją.
Długie, kręcone włosy
spływały na jej plecy, a delikatny
diadem podkreślał jej pozycję w Zakonie. Z
drugiej strony lustra patrzyła na nią
dumna i nieustraszona władczyni. Nikomu postronnemu nie
przyszłoby nawet do głowy, że
kobieta z lustra ma wątpliwości.
Głośne
skrzeczenie, odwróciło jej uwagę
od własnego odbicia i ponurych myśli. Podeszła
do parapetu, na którym przysiadł Hermes i pogładziła
go czule.
- Zobacz, jak daleko zaszliśmy,
mój mały przyjacielu – powiedziała,
a kruk ponownie zaskrzeczał. – Dzisiaj napiszemy nowy
rozdział w dziejach ludzkości – dodała
z delikatnym uśmiechem.
- Evo…
Jej uśmiech pogłębił się,
gdy usłyszała głos
Oliwera. Ostatni raz pogładziła
czule Hermesa i zwróciła się
w stronę mężczyzny, ubranego w jego onyksową
zbroję, w której
odbijało się światło pochodni.
- Już czas – powiedział,
patrząc na nią z udręką wymalowaną na twarzy.
Jednak Oliwer podobnie jak ona wiedział,
że nie było już
odwrotu. Wszystko zabrnęło za daleko. Rubinowa Róża
wzywała ją, a ona musiała
odpowiedzieć na jej wezwanie. Niespiesznym krokiem ruszyła
w kierunku Wooda.
- Cieszę się,
że jesteś obok – wyznała,
muskając dłonią
jego policzek.
- To jedyne miejsce, w jakim chce być
– odparł, ujmując jej dłoń
i przykładając tam, gdzie znajdowało
się jego serce.
Eva podeszła bliżej
i położyła drugą
dłoń na jego policzku. Oliwer
pochylił się i pocałował
ją czule, chcąc w ten sposób przekazać kobiecie, jak ważna
jest dla niego. Był jedyną osobą, która potrafiła wypełnić jej samotność.
Jedyną, która nie zważając na konsekwencję sforsowała jej mur i wdarła się do
jej świata. Jedyną, której pozwoliła sobie towarzyszyć.
- Zawsze będę
obok – zapewnił.
- Wobec tego chodźmy na spotkanie z
przeznaczeniem – powiedziała przekornie z figlarnym błyskiem
w oku, który wywołał jego delikatny uśmiech.
Splotła ze sobą
ich dłonie i pozwoliła, aby Oliwer poprowadził
ją przez labirynt korytarzy Zakonu. Całą drogę pokonali w milczeniu, czerpiąc
siłę z bliskości tego drugiego. Dopiero w głównym
holu, wymieniając się ostatni raz czułym
spojrzeniem, wysunęła dłoń z jego uścisku,
łagodząc ten gest delikatnym uśmiechem.
- Wróć do mnie – poprosił,
muskając jej policzek, po czym nie czekając
na odpowiedź, przybrał nieprzeniknioną
minę i wyszedł zza zakrętu,
wydając komendy.
Eva uśmiechnęła się do siebie. Ten mały
gest dodał jej otuchy. Dobrze było czuć,
że jest ktoś, komu na niej zależy.
Słysząc
rozkaz, by strażnicy formowali szyki, wzięła głęboki oddech i wkładając
maskę władczyni ruszyła
w stronę swojego przeznaczenia. Czekała na ten dzień
tak długo, a teraz, gdy ta chwila nadeszła,
zamiast podniecenia czuła niepokój. Winiła za to swoje koszmary, w
których była bezradna i pozbawiona mocy. Zawsze zostawała
sama, zdana na łaskę białego
feniksa. Wiedziała też, że
w grocie będzie podobnie. Grobowiec Hekate i Oriona został
zbudowany na polu magnetycznym, gdzie magia nie działała.
Był to jeden ze środków zapobiegawczych
wprowadzonych przez Merlina i ówczesne kapłanki, którzy chcieli zminimalizować zagrożenie
i uśpić drzemiącą
w krysztale moc. A teraz ona miała zamiar wejść do środka, obudzić
tą ogromną siłę, by ją okiełznać
i poddać swojej woli.
Od początku miała
świadomość, że
to czyste szaleństwo. Coś jednak pchało
ją do tej groty. A im bardziej opierała
się wezwaniu, tym wyraźniej je słyszała.
Wiedziała, że to jej przeznaczenie, przed
którym do tej pory uciekała. Dziś nadszedł
czas, by stawić mu czoła i stać
się legendą.
Na jej widok strażnicy skłonili
się, a następnie otoczyli ją
ciasnym kręgiem. Przywołała swoją
tarczę i rozszerzyła ją
na wewnętrzny krąg. Kolumna ruszyła
do przodu, wychodząc na dziedziniec, na którym
zebrali się mieszkańcy Stella Mortis, których kapłanki wzięły pod opiekę, siostry i reszta jej wojska.
Wszyscy przyglądali się jej z ciekawością,
a gdy przechodziła obok, kłaniali z szacunkiem. Nie zwracała
na nich uwagi, koncentrując się na czekających
ją próbach. Stare zwoje nie
wyjaśniały, na czym mają
polegać zadania. Zamiast tego ciągle powtarzały
jedno irytujące zdanie. „Ten, kto pragnie potęgi,
będzie musiał dowieść, że jest jej godzien”. Ona była
gotowa i miała zamiar to udowodnić. Ruszyli wąskim
traktem wspinając się na niewielką
górę, gdzie znajdował
się Magiczny Krąg. To w tym miejscu kapłanki
odprawiały rytuały i celebrowały
różnorodne
uroczystości. To w tym miejscu przeszła inicjację
i to w murach tej świątyni wypalono jej runę.
Runę, która zmieniła
całe jej życie.
Ostatnie promienie słońca
gasły, ustępując
ciemności. Z oddali widziała blask wielkich
pochodni ustawionych w półokręgu i zarys czekających na nią
ludzi. Podróż
na sam szczyt nie była długa,
lecz i tak czuła zmęczenie. Rzuciła
to na karby zarwanych nocy i intensywnych treningów,
jakie odbyła, by zwiększyć
swoją kondycję. Powiodła
wzrokiem po zebranych, oceniając przy okazję
pracę Olivandera. Mistrz ceremonii był
bledszy niż zwykle, a biel szat tylko potęgowała
to wrażenie. Stał na przodzie i skłonił
się tak nisko, na ile pozwalał mu na to wiek i
reumatyzm. Wiedziała, że dzisiejszy rytuał
będzie go wiele kosztował i istniało
ryzyko, że nie przeżyje. Mimo wszystko mężczyzna zdecydował się
go poprowadzić. Eva wiedziała, że
w ten sposób chce się zrehabilitować
za błędy przeszłości i za to, że
zawiódł ją
wtedy, gdy najbardziej go potrzebowała. Po jego prawicy stała
siostra Alice, która była następczynią
Danielle, a po lewej stronie Karma. Obydwie skłoniły
się z szacunkiem, a ona odpowiedziała
krótkim skinieniem i położyła
dłoń na ramieniu Garrica, dając
mu znak, by wstał. Na wzgórzu znajdowała
się także jej Gwardia Honorowa,
Przedstawiciel Dementorów i wampirów oraz Danielle i stojący
na uboczu Draco Malfoy. Mężczyzna wyglądał
na znudzonego, lecz dobrze wiedziała, że
to tylko pozory. Cała jego postawa wyrażała
czujność i ostrożność. Nawet miejsce, w którym
stał było idealne ze strategicznego
punktu widzenia. Dzięki tej pozycji miał
na oku wszystkich zebranych i jednocześnie nikt nie mógł
zaskoczyć go od tyłu. Eva była
spokojniejsza wiedząc, że
Oliwer i Williams będą mieli go na oku. Nie
ufała mu i była pewna, że
mężczyzna mógłby
spróbować zrobić
coś, co bardzo by jej się nie spodobało.
Wtedy musiałaby wydać wyrok. Malfoy był
jej kartą przetargową w relacjach z Hermioną,
która wciąż pracowała
nad projektem Voldemorta. Póki co ten pionek musiał
zostać na szachownicy. Przynajmniej do czasu aż
wprowadzi do gry Pottera. Gdy tylko pozbędzie się
Wybrańca rękoma Malfoya, bez wahania wyda
wyrok.
- Zaczynajmy – rzuciła
w stronę Ollivandera, a ten skinął
sztywno głową i ruszył
w kierunku grobowca. Za pomocą magii odsunął ciężki głaz,
odsłaniając ciemną,
głęboką dziurę
będącą wejściem.
Następnie szepcząc pod nosem inkantację,
zaczął kreślić
pentagramy. Strażnicy poprowadzili Danielle w stronę
pierwszego z nich, natomiast Dementor i wampir weszli do środka
znaku z własnej woli. Karma i Alice podeszły
do upiorów, natomiast Garric ruszył w stronę
Danielle. Kobieta stała dumnie wyprostowana, zupełnie
jakby pogodziła się ze swoim losem. Eva musiała
przyznać, że była
mentorka zaimponowała jej. W milczeniu obserwowała,
jak mistrz ceremonii kreśli na jej czole i dłoniach
pentargam, używając do tego jej krwi. Za pomocą
tego łączył ze sobą
linie ich życia i tworzył swego rodzaju kotwicę
w świecie żywych, tak by Eva mogła
wrócić ze świata
cieni. Danielle nawet nie mrugnęła. Cały
czas patrzyła prosto w oczy Garrica i uśmiechała
się smutno. Karma i
Alice zrobiły to samo ze zjawami, a następnie cała
trójka podpaliła pentagramy, w środku
których znajdowały się
żywe kotwice.
Wtedy przyszła kolej na nią.
Wyprostowała się i uniosła
dumnie głowę. Ogromny, majestatyczny Księżyc w pełni lśnił
na bezchmurnym niebie. Nie spuszczała z niego wzroku przez
cały czas, gdy zbliżała
się do wejścia do groty. Stanęła naprzeciw Ollivandera i pozwoliła,
by nakreślił na jej nagich ramionach runy
ochronne. Pracował powoli i w skupieniu, koncentrując
się wyłącznie na kreślonych
symbolach. Nie poganiała go jednak. Cierpliwie czekała
aż skończy i dopiero wtedy ich
spojrzenia się spotkały. Widziała
w nich zmęczenie i ogromny smutek, który
ją wzruszył. Garric ciągle
traktował ją jak małą dziewczynkę, która z przekory i krnąbrności
nagina i tak cienką granice. Podobnie jak Oliwer zapominał,
że jest potężną czarownicą,
a w krótce stanie się najpotężniejsza w dziejach historii. Historii, która stanie się także jej udziałem.
Ollivander skłonił
się nisko, robiąc jej przejście,
a ona z delikatnym uśmiechem podniosła
jego twarz i pogładziła pomarszczony policzek.
Zaskoczyła go tym gestem. Wyczytała to z jego twarzy. Nie
czekała jednak na jego reakcję. Wyminęła go i ruszyła w stronę
wejścia do groty. Oliwer podał jej pochodnię
i przez ułamek sekundy ponownie zatonęła w
jego zatroskanych tęczówkach. Odbierając od niego pochodnię,
musnęła dłoń mężczyzny, a następnie biorąc
ostatni niezauważalny oddech, przekroczyła próg groty. Uderzył w nią
chłód i zapach wilgoci. Czuła, jak jej bariera
ochronna zanika wraz z każdym stawianym krokiem. Ogień
rzucał chybotliwe światło
na jej wnętrze, lecz musiała wytężać wzrok, by dostrzec runy na ścianach
groty. Przysunęła bliżej pochodnię,
chcąc przyjrzeć się
im bliżej, by nie przegapić jakiejś
ważnej wskazówki i wtedy kilka rzeczy
potoczyło się jednocześnie.
Krzyk Oliwera dotarł do niej zwielokrotniony echem,
a wnętrze groty zadrżało
niebezpiecznie. Przytrzymała się
ściany, by nie stracić równowagi i spojrzała
zdezorientowana w kierunku wyjścia. Na zewnątrz
wybuchło jakieś zamieszanie. Poczuła
iskrę gniewu, który w normalnych
okolicznościach, gdyby miała dostęp
do mocy, wywołałby szatańską
pożogę i ruszyła
w kierunku wyjścia. Wtedy jednak grotą ponownie wstrząsnęło potężne drżenie,
które wytrąciło z jej ręki
pochodnię. Widziała biegnącego
Oliwera i Malfoya, celującego różdżką
w stronę wejścia. Malfoya, który na jej oczach zaczął się
zmieniać. Nim lawina gruzu zablokowała wyjście,
odcinając jej drogę ucieczki i pogrążając ją w
mroku, patrzyła zszokowana w szmaragdowe tęczówki Harry’ego Pottera.
Cudowne!! Widać, że każdy szczegół twojego opowiadania jest idealnie opracowany. Cud, miód i orzeszki :D.
OdpowiedzUsuńDziękuję:)
UsuńMiło mi to słyszeć:)
Pozdrawiam ciepło!
Nie będę nawet udawała, że ogarniam w każdym szczególe rytuał, jaki zamierza przeprowadzić Eva. Nie znam się na tym, mam tylko do Ciebie pełne zaufanie pod tym względem, bo w Twojej opowieści takie detale są perfekcyjnie dopracowane. Wszystko jest dawkowane z odpowiednią dozą emocji, grozy i strachliwego wyczekiwania.
OdpowiedzUsuńKońcówka jest zabójcza. WTF? Potter czy wielosokowany ktoś jeszcze inny niż Harry i Draco? Pewnie jednak Potter... No i tu, w związku z tym, nasuwa mi się kolejny intrygujący znak zapytania, o którym wspomniałam już, ale enigmatycznie, w momencie odzyskania przytomności przez Harry'ego. Ja mam największe wątpliwości dotyczące jego rzeczywistego stanu zdrowia, bo cały czas mam świadomość, że został wybudzony przez osobę służącą Evie. I tak się zastanawiam, czym go w rzeczywistości nafaszerowano i jaki to może mieć wpływ na nadchodzące wydarzenia. Jak zwykle, mnóstwo pytań, a na odpowiedzi trzeba czekać...
Przyznam, że zachowanie Oliwera wobec Hermiony zaimponowało mi. Ten facet nie jest jednak zły do końca. On miał po prostu pecha obdarowując prawdziwym uczuciem niewłaściwą osobę, szkoda. Oczywiście najbardziej przerażającym elementem całego rozdziału jest i tak szaleństwo Notta i sytuacja, w jakiej znalazła się Granger. To akurat naprawdę okrutne z Twojej strony, zostawić ją w rękach tego sadysty w czasie, kiedy są marne szanse na ratunek z jakiegokolwiek kierunku. Ech, Pansy też mi żal. Znów została z poczuciem klęski i całkowitą niewiedzą na temat tego, co planuje jej ukochany.
Te rozstrzygające rozdziały naprawdę podsycają cały dramatyzm sytuacji i wszystko dałoby się jakoś łatwiej przyswoić, gdyby przynajmniej główni bohaterowie nie byli w takim niebezpieczeństwie i z dala od siebie. No, ale z kolei wtedy nie byłoby całego dramatyzmu :p
Zdecydowanie wolę jednak obyczaj i komedię. Takie opowieści jak "Rozbitkowie" wysysają ze mnie zbyt wiele, a mimo to zawsze gdzieś tam po nie sięgam. Niereformowalny przypadek...
Jak zawsze, teraz tylko z jeszcze większą obawą, czekam na kolejny rozdział i pozdrawiam serdecznie.
Margot
Droga Margot, mam wszystko pod kontrolą więc możesz być spokojna.
UsuńBez niedopowiedzeń nie byłoby tylu emocji. A o emocje w tym wszystkim chodzi. O emocje i uczucia. O to, że w tym całym pokręconym świecie zawsze chodzi o coś więcej niż "my".
Po Twojej reakcji wnioskuję, że końcówka wywarła zamierzony efekt.Zrodziła pytania, wątpliwości i zmusiła do myślenia. Dalsza część opowiadania da Ci wszystkie odpowiedzi i rozwieje wszelkie wątpliwości. Nic więcej nie mogę powiedzieć;)
W życiu też tak często jest. Dlatego z wydawaniem sądów o kimś należy się wstrzymać. Do dzisiaj pamiętam, jak suszyłaś mi głowę o to, że Hermiona brata się z wrogiem (Wood, Williams);)Mam nadzieję, że choć trochę przekonałam Cię do tego, że panuję nad bohaterami;)
Oj taak...Nott jest owładnięty obłędem i chęcią zemsty. To rozsądne bać się jego zamiarów;)
Czasami cel uświęca środki. Musisz mi zaufać;)
Pansy to poniekąd tragiczna postać w tym opowiadaniu choć nie chciałabym też przesadzić z tym tragizmem. Życie u boku bohatera nie jest proste. Pansy ustawicznie rywalizuje ze "światem". Jednak kocha Harry'ego i dlatego godzi się na to.
Do rozstrzygających rozdziałów jeszcze daleko;) Choć nie ukrywam, że jest i taki scenariusz, by zamknąć fabułę w max 10 rozdziałach. Jak będzie? Zobaczymy, co los przyniesie;)
Pamiętaj Droga Margot, że nadzieja umiera ostatnia. Tak długo, jak istnieje, wszystko jest możliwe;)
Pozdrawiam ciepło!
Nie wiem od czego zacząć! Wspomnienie Hermiony super! Nie spodziewałam się, że jeszcze przed tym jak była z Krumem to miała 'małą' przygode z Draco! A tak swoją drogą sama bym chciała takiego Malfoya spotkać w prawdziwym życiu! Ale ciiiii haha :D Wood w tym rozdziale zaskoczył mnie bardzo pozytywnie! Nie spodziewałam się po nim takiej hmm.. empati? Ale za to Nott.. obślizgły gość! Mam nadzieję, że Hermiona wyjdzie z tego bez jakiejkolwiek krzywdy! Ale za to Harry.. chyba chce żeby Pansy umarła na zawał, z tym że wcześniej udusi i jego i Malfoya! Skończyłaś rozdział w takim miejscu, że chyba umre bo nie wytrzymam czekania na ciąg dalszy! Więc życzę Ci mega weny i czasu na pisanie następnego rozdziału! A no i przy okazji powiem, ze na prawdę jestem pełna podziwu Twoich pomysłów na to opowiadanie :)
OdpowiedzUsuńPozdrawiam, Anna! :*
Przecież obiecałam, że w retrospekcjach przedstawię Wam przeszłość bohaterów, a ja zawsze dotrzymuję słowa;)
UsuńNie Ty jedna Kochana, nie Ty jedna;)
Reakcja Pansy- dobrze kombinujesz;D
Ani mi się waż! Brakowałoby mi Ciebie;)
Dziękuję;*
Twoje słowa zawsze bardzo wiele dla mnie znaczą i są mega wsparciem, gdy zaczynam wątpić.
Jestem Ci bardzo wdzięczna za to, że jesteś ze mną.
Pozdrawiam ciepło!
Droga Villemo, jak zwykle pięknie! Zakończyć rozdział w takim momencie, to po prostu mistrzostwo!
OdpowiedzUsuńDoskonały rozdział (nie będę znowu rozwodziła się nad tym, jak po raz kolejny pięknie jest napisany), pełen akcji, mnóstwa wątków. Uwielbiam takiego Dracona, jaki pojawił się w Twojej retrospekcji. Pewny siebie i stanowczy wobec niezdecydowanej i niepewnej dziewczyny. Sięgnął po to, czego oboje chcieli, nie dając jej zbytnio czasu na szukanie argumentów za i przeciw. Sprawił, że poddała się pragnieniom, a nie rozsądkowi. Chociaż nie dziwię się, że po tym jak starała się wybrnąć z sytuacji, Draco odpuścił, w końcu męskie ego to bardzo śliska sprawa.
Pojawiło się tu tyle emocji, tyle akcji, że nawet nie wiem, od czego zacząć. Bardzo zaimponował mi Olivier, chociaż nie powiem, żeby mnie zaskoczył. W jakiś pokręcony sposób stał się sumieniem Evy. To bardzo szlachetne z jego strony, że dał Hermionie różdżkę i broń, z jednej strony wiedział, że dziewczyna nie zrobi nic „głupiego”, a z drugiej nie wiedząc jak potoczą się losy dnia, chciał dać jej szansę. To taki przejaw człowieczeństwa, którego mimo wszystkie nie oczekuje się po swoim wrogu. To nie jedyny przejaw człowieczeństwa, jaki pojawił się w tym rozdziale – Eva, jej przyznanie się przed samą sobą do strachu i zwątpienie w powodzenie całego rytuału, jego sensu czy ceny, jaką musi za niego zapłacić oraz niezaprzeczalna potrzeba akceptacji i wsparcia. Nie ważne, jak silni i zdeterminowani się wydajemy, każdy z nas przeżywa chwile zwątpienie i potrzebuje kogoś, kto nam pomoże.
Moja uwagę przykuła także Pansy. Nawet nie potrafię sobie wyobrazić, co poczuła w szpitalu, kiedy po tym jak zaledwie raz odstąpiła od łóżka Harry’ego, po tym wszystkim, co przeszła, musiała zmierzyć się z okrutną prawdą, że nigdy nie będzie go miała na wyłączność, że świat zawsze upomni się o niego, a i on nigdy nie postawi swojego szczęścia, ponad pomoc innym. Doskonale rozumiem, że musiał to zrobić, był zmuszonym po raz kolejny stać się bohaterem, Pansy na pewno także jest tego świadoma, ale oczekiwanie od niej, że to zrozumie, że to zaakceptuje, jest okrutne.
Widać, że bardzo dokładnie przemyślałaś cały rytuał. Zaplanowany z niesamowitymi szczegółami od jego miejsca, czy osób biorących w niej udział, na samym przebiegu rytuału kończąc. Zastanawiała mnie obecność „Draco”. Po reakcji Evy, jej zaskoczeniu, domyślam się, że nie wszystko poszło tak jak sobie planowała. Ciekawe czy to, co się wydarzyło w grocie było częścią planu Draco i Pottera? Czy może jednak nie okazała się „godna” drzemiącej w krysztale mocy? Zarówno Oliver jak i zmieniający się Harry nie sprawiali wrażenia zaskoczonych.
Pomimo tak wielu wątpliwości i nierozwiązanych wątków i jakże ważnego momentu na końcu, który nie wiadomo jak się skończy i do czego doprowadzi, nie wspominając już o nieciekawej sytuacji, w jakiej znalazła się Hermiona, muszę się przyznać, że poczułam coś na kształt spokoju. Przejawy człowieczeństwa, które pojawiły się w rozdziale dodały optymizmu. Rozwiązanie jest już na wyciągnięcie ręki. Jakkolwiek banalnie to zabrzmi, poczułam nadzieję.
Wielkie podziękowania, że dałaś radę dopracować rozdział tak jak obiecałaś w weekend. Dzięki Tobie wino miało należytą oprawę. Przepraszam, że dopiero teraz pojawia się komentarz ode mnie, ale miałam trudności z opublikowaniem go. Wczoraj odkryłam, że komentarz, który zamieściłam w niedzielę nie pojawił się.
Pozdrawiam gorąco
Nika
Droga Niko, ślicznie Ci dziękuję! Cieszę się, że rozdział przypadł Ci do gustu;)Przyznam szczerze, że jestem z niego całkiem zadowolona;)
UsuńOj taak. Męskie ego to zdecydowanie delikatna sprawa;)
Tak sobie myślę, że bardzo ładnie określiłaś Oliwera mianem sumienia Evy. Wydaje mi się, że tak właśnie jest, bo to on ciągle utrzymuje jej człowieczeństwo i wzbudza cieplejsze uczucia.
Celna uwaga. Nawet czarne charaktery mają chwile słabości i niepewności. A postać Evy nie jest złożona wyłącznie z czarnego koloru. Choć niewątpliwie dałam Wam wiele powodów, żebyście w to zwątpili. Poza tym nikt nie czuje się dobrze z samotnością...
Tak jak mówiłam wcześniej. Życie u boku bohatera nie jest proste. To życie pełne poświęcenia, wyrzeczeń i trudnych kompromisów. I masz absolutną rację pisząc, że oczekiwanie od niej, że to zaakceptuje i przejdzie nad tym do porządku dziennego jest okrutne. Myślę jednak, że Harry nie ma na celu ranienie jej uczuć. On po prostu jest bohaterem z potrzeby serca. Nie robi tego dla pieniędzy, prestiżu, czy pozycji. Działa instynktownie i kieruję nim wyłącznie potrzeba niesienia pomocy. I za to tak bardzo go kochamy. Za jego rycerskość, brawurę, odwagę, męstwo, determinację, walkę o bliskich, dobro,momentami naiwność itp. Można by tak wyliczać bez końca;)
Możesz mi wierzyć, że całe opowiadanie jest tworzone właśnie w taki sam przemyślany, drobiazgowy sposób. To dlatego pisanie zajmuje mi tyle czasu. Każdy puzzel musi być na swoim miejscu, by powstała cała układanka. A gdy dołożyć do tego pracę, życie osobiste, prace nad własną trylogią itp., to ten czas niestety ciągle się wydłuża;(
Zdecydowanie coś poszło nie tak. A co? Dowiesz się w najbliższych rozdziałach;) Myślę, że Oliwer był nie tyle zaskoczony, co przerażony widokiem zasypującego się wyjścia z groty, w której znajdowała się jego ukochana.
Nadzieja jest jednym z najpiękniejszych uczuć. Tak długo jak istnieje, tak długo wszystko jest możliwe;)
Bardzo się starałam, choć nie ukrywam, że pewne nieprzewidziane zdarzenia postawiły tą publikację pod znakiem zapytania. Jednak cały czas miałam z tyłu głowy, że obiecałam Ci rozdział w weekend. W końcu nie mogłam pozwolić, by wino pozostało bez oprawy;)Cieszę się, że rozdział zaspokoił Twoje oczekiwania;)
Blogspot niestety lubi płatać takie psikusy...Bardzo cię przepraszam za te usterki techniczne. Jest mi bardzo przykro;(
Dziękuje za wszystkie ciepłe, motywujące słowa i za to, że jesteś;)
Pozdrawiam równie gorąco!
Droga Villemo,
UsuńJak najbardziej masz powody do zadowolenia. Uważam, że piękno świata, ale także naszej codzienności, składa się właśnie z drobiazgów. Dlatego twoje opowiadanie jest tak dobre, te pasujące do siebie puzzle, przemyślana fabuła i charaktery, wyważona drobiazgowość, która nie przytłacza, a jedynie sprawia, że pragniemy więcej. Nie da się ukryć, że Twoi bohaterowie napotykają na wiele momentów słabości i niepewności, ale jak dla mnie do sprawia, że „Rozbitkowie” są historią, która przemawia do czytelników, a w każdym razie, na pewno przemawia do mnie. To naprawdę niesamowicie mądra historia, skłaniająca do zastanowienia nad wieloma aspektami życia. Dlatego jeszcze raz Ci podziękuję, że pomimo swoich spraw, znajdujesz czas, żeby podzielić się z innymi swoim talentem.
Wracając jeszcze do wątku Pansy i Harry’ego. Nie sposób się z Tobą nie zgodzić, co do cech, za które pokochaliśmy naszego Złotego Chłopca. Wszystkie są bardzo rycerskie, niezwykłe i godne naśladowania. Z cała pewnością nie chce krzywdzić bliskich osób, wszystko, co robi, dzieje się właśnie z chęci zapewnienia bliskim bezpieczeństwa, jednak w dalszym ciągu ta biedna Pansy nie wychodzi mi z głowy. Napisałaś, że nikt nie czuje się dobrze z samotnością, że każdy ma wątpliwości (było to odniesienie do zagadkowej Evy i tak na początku to zinterpretowałam). Po namyśle, doszłam jednak do wniosku, że życie u boku bohatera wydaje się bardzo samotne. Ja chyba na jej miejscu miałabym poczucie pominięcia. Nie chodzi tu o to, ze kazałabym mu wybierać (jestem całkowitym przeciwnikiem stawiania partnerowi jakichkolwiek żądań), jednak chciałabym wiedzieć, że liczyłby się z moim zdaniem, że nie ważne, jaką decyzję zamierzał podjąć, czy już podjął, powiedziałby mi o tym. Że nie postawiłby mnie w sytuacji, w której znalazła się Pansy. Całkowita niewiedza, strach i poczucie pominięcia. Ale jednocześnie wiem, że jeżeli ktoś miałby związać się z bohaterem, to chyba tylko Pansy. Tylko silna, pewna siebie kobieta poradziłaby sobie w związku z Harrym, wiedząca, że dla miłości trzeba się poświęcić. Mam tylko nadzieję, że Harry jej uczucie i siłę postrzega, jako ich najmocniejszą stronę, a nie słabość.
Oj, jestem niesamowicie ciekawa kolejnych rozdziałów. Jest tak wiele możliwości tego, co mogło pójść źle w grocie, że na pewno będę wyglądała kolejnego rozdziału. Moment, w który wejście się wali, zdezorientowana Eva spogląda na Olivera i ich przerażone spojrzenia się spotykają. Wyobraziłam sobie jakby ta scena spektakularnie wyglądała w rzeczywistości.
Mam nadzieję, że ta obietnica, za bardzo Ci nie ciążyła. Poczekałabym tyle ile trzeba, ale nie ukrywam, że bardzo mnie ucieszyło jak zobaczyłam nowy rozdział.
Ciekawi mnie jeszcze wspomniana przez Ciebie trylogia, pamiętam, że już poprzednio o niej wspominałaś, ale podekscytowana Twoim opowiadaniem, po prostu zapomniałam do niej nawiązać. Możesz uchylić rąbka tajemnicy?
Pozdrawiam gorąco
Nika
Droga Niko,
Usuńbardzo Ci dziękuję za dobre słowo. To zarazem bardzo motywujące, jak i budujące.
Masz absolutną rację, co do Pansy. Jej postawa jest godna podziwu i to niesprawiedliwe, że z ich dwojga, to ona zawsze musi iść na "kompromis". Harry ma u swego boku właściwą osobę. Pytanie tylko, jak długo Pansy będzie potrafiła tak żyć?
Nie ciążyła mi;)Była bardzo motywująca.
Wiele rzeczy się zmieniło...Ostatnie doświadczenia sprawiły, że raz jeszcze przemyślałam całą historię i zmieniłam przyszłe wątki. Rozdział zmierza ku publikacji, dlatego proszę o jeszcze trochę cierpliwości. Robię wszystko, co w mojej mocy, żeby go skończyć i nadrobić zaległości komentarzowe.
O trylogii opowiem Wam w odpowiedniej chwili;)
Raz jeszcze dziękuję Ci za obecność, dobre słowo i motywację:)
Pozdrawiam serdecznie!
Droga Villemo,
UsuńOch, ale mnie zaciekawiłaś tą trylogią, ale będę cierpliwa i poczekam, aż uznasz za stosowne podzielić się jakimiś szczegółami.
Bardzo ucieszył mnie też fakt, że się pojawiłaś i to od razu z zapowiedzią publikacji. Chociaż w przypadku Twojego opowiadania, czekanie tylko zaostrza apetyt. Niemniej bardzo mnie cieszy świadomość, że wkrótce zostanie zaspokojony.
Życzę dużo czasu, weny i przede wszystkim przyjemności z tworzenia!
Pozdrawiam gorąco
Nika
Kiedy następny rozdział?
OdpowiedzUsuńCiekawy. Choć niezbyt zrozumiały... ;)
OdpowiedzUsuńHmmm...To chyba zbyt mało konkretów, żebym zrozumiała;)
UsuńHej trafiłam tu 2 godziny temu i juz cię kocham ;-)
OdpowiedzUsuńTwoje opowiadanie jest świetne, koniecznie pisz dalej, od dwóch godzin czytam i nadal nie nasyciłam się wystarczająco tym opowiadaniem. Chyba długo nie będę mogła czytać nic innego
Pzdr i Weny
Dziękuję, to bardzo miłe;) Cieszę się, że historia przypadła Ci do gustu;) Mam nadzieję, że długie oczekiwanie na rozdział nie zniechęci Cię i zostaniesz do końca.
UsuńPozdrawiam serdecznie!
cudownie Harry rządzi
OdpowiedzUsuńaż się uśmiechnęłam czytając końcówkę
eva
Cieszę się, że udało mi się wywołać uśmiech na Twojej twarzy:)
Usuń