niedziela, 11 grudnia 2016

Rozdział XXXII "Pełnia Burzowego Księżyca"

Kochani!Witam Was wszystkim bardzo serdecznie!Dziękuję za wszystkie wpisy pod poprzednim rozdziałem. Wszystkie one bardzo wiele dla mnie znaczą.Z przyjemnością oddaje w Wasze łapki kolejną część Rozbitków. Mam nadzieję, że rozdział przypadnie Wam do gustu i po cichu liczę na to, że zechcecie podzielić się ze mną swoimi wrażeniami po lekturze.A już dziś zapraszam na kolejną odsłonę opowiadania. Rozdział XXXII ukaże się w styczniu. Choć konkretna data zależy w dużej mierze od Was:)

Miłego czytania;)


Pozdrawiam ciepło!

Wasza Villemo.


Rozdział XXXIII Pełnia Burzowego Księżyca

- Trzeba przyznać, że Zabini się postarał powiedziała Ginny, omiatając z aprobatą wnętrze.
Przestronna sala balowa przystrojona była białymi kwiatami i lewitującymi pod sufitem lampionami, dającymi nastrojowe światło. Naprzeciwko głównego wejścia stanęła scena z przygotowanym pulpitem, na którym stał mikrofon oraz butelka wody. Z tylu znajdował się plazmowy ekran, który miał zostać wykorzystany do prezentacji podczas wystąpienia dyrektora szpitala. Wzdłuż ogromnych okien ustawiono stoły, które uginały się od owoców, słodkości i przystawek oraz dobrze zaopatrzony bar. Z bocznych drzwi można było przejść do mniejszej sali, gdzie orkiestra za pomocą subtelnych, łagodnych dźwięków muzyki dbała o dobry nastrój gości, zachęcając ich jednocześnie do tańca. Stamtąd można było przejść na delikatnie oświetlony taras, by zaczerpnąć świeżego powietrza i podziwiać tamtejszy ogród różany.
Hermiona zgodziła się z nią skinieniem głowy i ze znużeniem wróciła do obserwowania przybyłych gości. Jeśli miała być szczera, to nie czuła się zbyt komfortowo na tego typu imprezach. Przyszła tu tylko ze względu na Ginny, która miała zrelacjonować wydarzenie i przeprowadzić wywiad z dyrektorem Szpitala Świętego Munga. Blaise, mimo że był najmłodszym dyrektorem w historii, był znakomitym specjalistą, co udowodnił wielokrotnie radząc sobie z naprawdę trudnymi przypadkami medycznymi. Oprócz tego mężczyzna był typem wizjonera, który nie bał się zmian. Tuż po objęciu stanowiska zaczął modernizować placówkę i dostosowywać ją do potrzeb pacjentów. Niedawno zakończono przebudowę szpitala i to z tej okazji odbywała się dzisiejsza impreza połączona z akcją charytatywną, z której środki miały zostać przeznaczone na sierociniec. Dyrektor chciał uroczyście podziękować wszystkim tym, którzy przyczynili się do sfinalizowania jego planów. Hermiona nie mogła odmówić mu sukcesu, jaki odniósł i sposobu zarządzania personelem szpitala. Każde powodzenie, jakie odnosił Blaise, zamykało usta jego przeciwnikom i sceptykom, którzy nie patrzyli przychylnym okiem na wprowadzane reformy. Sama przed sobą musiała przyznać, że były Ślizgon zaimponował jej i po cichu kibicowała mężczyźnie, życząc mu kolejnych sukcesów.
- Mogłabyś chociaż udawać, że dobrze się bawisz fuknęła rudowłosa, mierząc przyjaciółkę krytycznym spojrzeniem.
Hermiona przewróciła oczami i dopiła swoją martini, a następnie uśmiechnęła się czarująco.
- Czy tak jest wystarczająco dobrze? Zapytała, a Ginny parsknęła śmiechem.
- Nie obraź się, ale wyglądasz idiotycznie zaśmiała się, a Hermiona odpowiedziała jej ironicznym uśmiechem.
- Wreszcie wyglądasz jak ty stwierdziła z przesadną ulgą, na co szatynka jedynie pokręciła głową z pobłażaniem i zgarnęła z tacy niesionej przez kelnera kieliszek martini.
Widząc to, Weasley z dezaprobatą zmarszczyła czoło. Hermiona uniosła pytająco brwi, lecz rudowłosa jedynie pokręciła głową. Ginny nie musiała jednak wypowiadać głośno swoich myśli. Granger doskonale wiedziała, co przyjaciółka chciała powiedzieć. Szatynka miała jednak sytuację pod kontrolą. Wiedziała też, że jeśli chciała przetrwać ten wieczór, potrzebowała alkoholu. Widok Rona i Fleur wirujących na parkiecie sypał sól na jej rany. Co prawda pozbierała się po ich rozstaniu i późniejszej informacji o zaręczynach, lecz w dalszym ciągu mdliło ją na widok ich umizgów. Ginny nie pochwalała jej terapii, lecz najwidoczniej doszła do wniosku, że zachowa swój umoralniający monolog na później. Sama trzymała się całkiem nieźle, gdy na przyjęciu pojawili się Harry i Pansy. Hermiona uśmiechnęła się ze zrozumieniem i dyskretnie ujęła dłoń przyjaciółki, która od dłuższej chwili przyglądała się parze. Ginny z nieprzeniknioną miną odwzajemniła uścisk i odwróciła się w jej stronę. Uśmiechnęła się delikatnie, lecz szybko jej uśmiech zmienił się w zamaskowany grymas niezadowolenia pomieszany z rozbawieniem, co zbiło szatynkę z tropu.
- Nadciągają kłopoty szepnęła konspiracyjnie, a Hermiona ściągnęła brwi.
Nim jednak zdążyła cokolwiek powiedzieć, poczuła na talii czyjąś dłoń.
- Witajcie piękne panie przywitał się blondyn i szarmancko pocałował dłonie kobiet.
- Cormac, co za niefortunny zbieg okoliczności odparła Hermiona z wymuszonym uśmiechem, starając się nie skrzywić, gdy mężczyzna musnął jej dłoń, patrząc przy tym głęboko w oczy.
- Czyż ona nie jest urocza? – Zaśmiał się mężczyzna, biorąc słowa szatynki za żart i przygarniając ją bliżej, a Ginny przytaknęła z rozbawieniem. Jak się bawicie? Zapytał, a Hermiona zmrużyła oczy i wyswobodziła się z jego ramion.
- Do niedawna… - zaczęła, lecz nie dano jej skończyć.
- Znakomicie – odparła Ginewra z szerokim uśmiechem i nie zważając na mordercze spojrzenie przyjaciółki zapytała A ty?
Hermiona jęknęła w duchu. McLaggenowi nie było więcej potrzeba. Sekundę później zaczął rozwodzić się nad wadami bankietu i bezmyślnością dyrektora, który z taką beztroską wydawał pieniądze szpitala, które według mężczyzny można by spożytkować w innym, lepszym celu. Hermiona obrzuciła go znudzonym spojrzeniem i zajęła się swoim kieliszkiem, całkowicie ignorując irytujące i pretensjonalne utyskiwanie Cormaca. Robiła to do czasu, gdy mężczyzna ponownie objął ją w talii.
- Przyszedłem tu tylko dlatego, że miałem nadzieję cię tu spotkać, Hermiono wyznał, patrząc na nią z tym swoim aroganckim hollywoodzkim uśmiechem, który działał na nią jak płachta na byka. Pamiętasz nasz ostatni wspólny bankiet? – Zapytał rozmarzonym głosem, a szatynka odsunęła się od niego na tyle na ile umożliwiało jej to ramie mężczyzny.
- Niektórych koszmarów nie da się zapomnieć sarknęła i odepchnęła go.
- Taak wiem, te ślimaki wzdrygnął się z odrazą, a Hermiona spojrzała na niego z niedowierzaniem i szturchnęła chichoczącą Ginny.
- Co ty wyrabiasz? – Warknęła, ignorując opowieść blondyna o tym jak dzielnie zniósł późniejszą niestrawność.
- Odwracam twoją uwagę od mojego durnego brata, a przy okazji zapewniam ci towarzystwo na czas mojej nieobecności wyjaśniła z niewinną miną.
- Nawet się nie waż, Weasley ostrzegła ją Hermiona, lecz Ginny zbyła jej groźne spojrzenie wrednym uśmieszkiem. Wybaczcie mi, ale czas na mnie. Bawcie się dobrze powiedziała z przebiegłym uśmiechem i, nim szatynka zdążyła zaprotestować, ruszyła w kierunku witającego się z ministrem Blaisea.
- Co ty na to, żeby powtórzyć tamten wieczór? Zapytał zmysłowym głosem, a widząc jak kobieta marszczy czoło, dodał tylko bez ślimaków rzecz jasna.
Spojrzała na mężczyznę jak na wyjątkowo dziwny okaz magicznego stworzenia i nie wierząc, że dała się wmanewrować w intrygę swojej wrednej, rudej przyjaciółki, uśmiechnęła się z politowaniem nad samą sobą. Wiedziała, że ma dwa wyjścia. Mogła odejść lub go przekląć. Biorąc pod uwagę wszystkie okoliczności i fakt, że Cormac przegląda się w lustrze wiszącym za barem, a potem puszcza oczko przechodzącej obok blondynce, postanowiła wybrać pierwszą opcję. Ignorując palące spojrzenie mężczyzny, wyminęła go bez słowa i ruszyła w stronę wyjścia.
- Nie wiesz, co tracisz!
Pokręciła głową, słysząc krzyczącego za nią Cormaca i przyspieszyła kroku. Nie wierzyła, że można być tak bezczelnym i zadufanym w sobie. McLaggen był typem narcyza, zakochanego bez pamięci we własnym odbiciu. Odkąd pamiętała puszył się i przechwalał, starając się pokazać swoją wyższość. Nie wiedzieć też czemu ubzdurał sobie, że razem stworzą parę idealną. Nie było dnia, by nie wysłał jej kwiatów, czekoladek, miłosnych liścików na poziomie poniżej swojego wieku, czy niemoralnych propozycji. Hermiona miała dość zarówno swojego adoratora, jak i jego prezentów. Ona chciała czegoś więcej, choć nie miała pewności, czym to dokładnie jest. Wierzyła jednak, że gdy znajdzie to, czego szuka, będzie mieć pewność, że to jest to.
Zatopiona w swoich myślach nawet nie zauważyła, gdy na kogoś wpadła. Już miała przeprosić, gdy podniosła głowę i jej wzrok padł na twarz osoby, którą zdeptała. Ron wyglądał na zmieszanego. Był zarumieniony od tańca i alkoholu, a jego włosy znajdowały się w totalnym nieładzie, dodając mu chłopięcego uroku. Jej zdradzieckie serce zabiło szybciej, gdy dotarło do niej, że Ron ciągle trzyma dłonie na jej talii, choć odzyskała już równowagę. Nie wiedziała, czy to zdenerwowanie, czy zasługa martini sprawiały, że wciąż stała jak spetryfikowana, patrząc spokojnie w jego oczy.
- Ładnie wyglądasz – wypalił nerwowo, a szatynka uniosła brwi w geście zdziwienia.
Nie sądziła, że ich spotkanie będzie miało miejsce tak szybko, choć nie wykluczała i tego scenariusza. Między innymi to dlatego dała namówić się przyjaciółce na czarną sukienkę koktajlową z odkrytymi plecami i kuszącym, wyciętym w literę v dekoltem, zakrytym materiałem skóropodobnym. Sukienka eksponowała jej szczupłą, choć nie anorektyczną, jak w przypadku Gabrielle sylwetkę, a lekko rozkloszowany dół i wysokie szpilki podkreślały zgrabne nogi szatynki.
Ron przyglądał się jej z zakłopotaniem, czekając na jakąkolwiek reakcję. Miał też na tyle przyzwoitości, by udawać skruszonego. Niestety jego nieporadność i nieśmiała nadzieja, błąkająca się w jego oczach, wzbudziły tylko jej złość. Nie wierzyła, że po tym wszystkim, co zrobił, nie potrafił zdobyć się na szczere przeprosiny. Pokręciła głową z niedowierzaniem, po raz pierwszy nie potrafiąc ubrać myśli w słowa. Na szczęście z kłopotu wybawiło ją niezbyt delikatne szarpnięcie, które skutecznie odsunęło ją od Rona.
- Hermjjjoniiija! – Zaświergotała Gabrielle, zjawiając się nie wiadomo skąd obok nich i kładąc dłonie na jej odkrytych ramionach, przyjrzała się jej krytycznym wzrokiem. – Wyglądasz magnifique! Dodała, a następnie nie czekając na jej odpowiedź, odciągnęła ją od Rona i musnęła oba jej policzki.
Połowa z tego, co paplała Gabrielle, nie docierała do niej. Była zbyt zdenerwowana i skonsternowana wylewnością blondynki, która zachowywała się tak, jakby były najlepszymi przyjaciółkami, które spotkały się po latach.
- Przepraszam was, ale… - zaczęła, chcąc jak najszybciej uwolnić się od towarzystwa pary, lecz urwała, gdy kobieta położyła dłoń na klatce piersiowej mężczyzny, prezentując tym samym śliczny pierścionek zaręczynowy.
Widok ten zbił Hermionę z tropu. Doskonale wiedziała, w co pogrywa Gabrielle. Tym gestem zaznaczała swoje terytorium i przypominała, że Ron należy do niej. Robiła to pod przykrywką uprzejmości i serdeczności, lecz szatynka nie miała wątpliwości, że gdyby tylko mężczyzna zniknął, kobieta pokazałaby pazurki. Szatynka odwróciła wzrok od pierścionka i z nieprzeniknioną miną spojrzała na młodszą kopię Fleur. Błysk triumfu w fiołkowych oczach panny Delacour zarówno irytował ją, jak i bawił. Oznaczało to bowiem, że Gabrielle w dalszym ciągu widzi w niej rywalkę. Wiedziała, że to infantylne i próżne, ale świadomość tego mile połechtała jej ego.
- A gdzie zagubiłaś swoją parę? Zapytała słodkim głosem, od którego zaczynała boleć ją głowa.
Szatynka przeklęła w duchu. Zmusiła się do uprzejmego uśmiechu, myśląc gorączkowo nad odpowiedzią. Nie wiedzieć czemu, nie chciała przyznać się do tego, że jej osoba towarzysząca właśnie przeprowadza wywiad z Blaisem Zabinim. Z roztargnieniem omiotła spojrzeniem salę, chcąc zyskać tym na czasie. Jej wzrok prześlizgnął się po McLaggenie i przez jedną długą sekundę brała go pod uwagę.
- Tu cię mam.
Wstrzymała oddech, słysząc znajomy baryton i przymknęła oczy, gdy mężczyzna musnął jej skroń. Z uśmiechem przyjęła od niego kieliszek wina, wiedząc że jutro będzie żałowała mieszania alkoholi.
- Draco Malfoy! Co za surprise, mon cheri!
Niedowierzanie w głosie Gabrielle i błysk gniewu w oczach Rona dodały jej pewności siebie. Mężczyzna przywitał się z parą, a następnie wymienił z blondynką kilka uprzejmych zdań, cały czas obejmując szatynkę i uspokajająco gładząc kciukiem jej odkryte plecy. Uśmiechnęła się delikatnie patrząc na profil blondyna całkowicie ignorując pełne niechęci spojrzenie Ronalda. Draco ponownie wybawił ją z opresji. Nie miała pojęcia, który to już raz. Sama przed sobą musiała przyznać, że Malfoy nie jest takim dupkiem, za jakiego go uważała. Było w nim coś, czego wcześniej nie dostrzegała, a co od pewnego czasu odkryła. Był dla niej intrygującą zagadką, którą bardzo chciała poznać, mimo że wiedziała, że jej rozwiązanie może okazać się niebezpieczne. Krążyła wokół niego, jak ćma wokół ognia, nie zważając na to, że gdy zbliży się za blisko płomieni, spłonie.
- A teraz wybaczcie, ale chciałbym w końcu porwać moją partnerkę do tańca.
Obrzuciła go zaintrygowanym spojrzeniem, gdy musnął jej dłoń i splótł jej palce ze swoimi. Uśmiechnął się nonszalancko, gdy znaleźli się na parkiecie i objął ją w talii, przyciągając bliżej. Uśmiechnęła się z rozbawieniem i pozwoliła, by Draco poprowadził ich w takt muzyki.
- Dziękuję powiedziała, gdy skończył się utwór.
- Cała przyjemność po mojej stronie odparł szarmancko, wciąż ją obejmując.
- Nie mam na myśli tylko tańca wyznała, z lekkim skrępowaniem odwzajemniając jego spojrzenie.
- Wiem – powiedział, uśmiechając się przekornie, co wywołało i jej uśmiech.
- Przestali grać zauważyła, patrząc z zaciekawieniem prosto w jego błyszczące, szare tęczówki.
- Mnie to nie przeszkadza – odparł uśmiechając się nieznacznie.
- Nie musisz już grać szepnęła mu do ucha tym samym przekornym tonem.
Poczuła, jak mięśnie mężczyzny spinają się. Ściągnęła brwi i odsunęła nieznacznie, by móc spojrzeć na jego twarz. Jednak jak zawsze mina Malfoya była nieprzenikniona, a jej zostały jedynie domysły.
- Draco? – Zaczęła, gdy mężczyzna przez dłuższą chwilę przyglądał się jej w krępującym milczeniu.
Nim jednak zdołała o cokolwiek zapytać, na jego twarzy ujrzała znany jej wyraz determinacji. Ujął jej podbródek i, nim zdążyła zareagować, pocałował ją. Przez chwilę była zbyt zaskoczona by oddać pocałunek. Jednak każde nieśpieszne muśnięcie jego warg, odsuwało na bok rozsądek i rozpalało w niej płomień. Rozpoznawała ten żar. To wokół niego krążyła ostatnimi czasy i to on przyciągał ją do siebie. Draco ostatni raz musnął jej usta i otworzył oczy, chcąc złapać jej wzrok. Nie była w stanie odwzajemnić jego spojrzenia. Czuła jak niedawno wzniecony ogień trawi ją od środka i wznieca przerażenie. Nie potrafiła skupić myśli na szalejących w niej uczuciach i nawałnicy myśli. Jedyne na czym była w stanie się teraz skoncentrować, to ogarniająca ją panika.
- Hermiona…
Głos Dracona przywrócił ją do rzeczywistości. Starając się powstrzymać irracjonalne łzy, odsunęła się od niego, w dalszym ciągu nie potrafiąc spojrzeć mu w oczy. Ciągle czuła jego dotyk i smak ust. Jego bliskość była zbyt dezorientująca, by mogła zebrać myśli i przeanalizować to, co stało się przed chwilą.
- Przepraszam – wydusiła i nie czekając na reakcję mężczyzny uciekła.
Potrzebowała powietrza. Skierowała się w kierunku tarasu, zgarniając po drodze kieliszek szampana. Wypiła go jednym tchem i oparła się o balustradę, oddychając ciężko. Nie wiedziała, co się z nią dzieje. Kręciło się jej w głowie od nadmiaru alkoholu i natłoku myśli. Odchyliła głowę i przymknęła powieki. Delikatny wiatr chłodził jej rozpaloną skórę. Żałowała, że nie potrafi dokonać tego samego z jej zmysłami.
- Granger…
Wstrzymała oddech, słysząc jego głos. Wiedziała, że nie uniknie konfrontacji. Zrezygnowana pokręciła głową i przygryzła dolną wargę. Słyszała odgłos jego zbliżających się kroków i czuła znajomą nutę perfum, gdy znalazł się dostatecznie blisko. 
- Mam dość gierek powiedział stanowczym tonem. Dość udawania dodał, stojąc za nią i obejmując jej ramiona, a ona jęknęła w duchu, gdy uświadomiła sobie, że przegrywa z samą sobą. Dość podchodów powiedział, odwracając ją w swoją stronę i patrząc stanowczo w jej rozszerzone ze strachu oczy.
Widząc jej niepewność i lęk, jego spojrzenie złagodniało. Delikatnie musnął dłonią policzek kobiety, sunąc palcem po linii jej żuchwy, szyi, lewego obojczyka i zjeżdżając wzdłuż jej ramienia, by na koniec spleść ze sobą ich dłonie.
Hermiona obserwowała każdy jego ruch, starając się zapanować nad emocjami, jakie budził w niej Draco, lecz wszystkie doznania były zbyt intensywne, by mogła racjonalnie myśleć.
- Dość czekania – powiedział cicho wprost do jej lekko rozchylonych ust, które chwilę później musnął własnymi, łamiąc ostatecznie jej opór.
Nie wiedziała, w którym momencie odwzajemniła pocałunek, ani kiedy znaleźli się w jednym z hotelowych pokoi. Głuchy trzask drzwi dotarł do niej jakby przez mgłę. Z jej ust wydobył się cichy jęk, gdy mężczyzna przycisnął ją do ściany i przygryzł płatek ucha. Czuła jak się uśmiecha, a następnie skierował swoje pocałunki na jej szyję i dekolt. Jednym szybkim ruchem pozbył się jej sukienki, podczas, gdy ona zsunęła z niego marynarkę i pozbyła się krawata. Ciepły oddech mężczyzny przyjemnie drażnił jej zmysły, skutecznie odsuwając podszepty zdrowego rozsądku. W czasie, gdy jego silne dłonie błądziły po jej ciele, pozbyła się jego koszuli. Draco zacisnął dłonie na jej pośladkach, unosząc ją delikatnie i zatracając się w pocałunkach, chwiejnym krokiem ruszył w kierunku łóżka. Zachłannie chłonęła każdą pieszczotę mężczyzny i delektowała się jego dotykiem. Delikatnie, aczkolwiek stanowczo pchnął ją na miękką kołdrę, a następnie, rozpiął pasek i zdjął spodnie, odrzucając je za siebie. Uśmiechnął się seksownie i pochylił nad nią. Obsypując jej brzuch pocałunkami cały czas patrzył jej prosto w oczy. Zarumieniła się pod wpływem jego hipnotyzujących, szarych tęczówek. Odrzuciła głowę do tyłu czując jego dłoń na udzie. Przymknęła powieki i westchnęła rozkoszując się doznaniami i wplotła dłonie w platynowe kosmyki mężczyzny. Pragnęła go. Każdym milimetrem swojego ciała chciała czuć go mocniej i bliżej. I nawet jeśli miałaby tego żałować, to w tym momencie liczyła się tylko ta chwila. Draco ponownie zawisnął nad nią z niemym pytaniem. Uśmiechnęła się i przyciągnęła go bliżej, ponownie rozpoczynając taniec ich ust. Przygryzła wargę, gdy wszedł w nią i odchyliła głowę, poddając się całkowicie chwili rozkoszy.
Uchyliła powieki i westchnęła cicho. Wspomnienie było tak żywe, że wciąż czuła na skórze jego dotyk. Wtedy jeszcze nie przypuszczała, w jakim kierunku zmierzają. Owszem, miała świadomość kiełkujących w niej uczuć, lecz była zbyt wielkim tchórzem, by pozwolić im rozkwitnąć. Następnego dnia wyrzuty sumienia uderzyły w nią z podwójną mocą i przyszło opamiętanie. Doskonale pamiętała jego twarz, gdy zawstydzona i niepewna wyszeptała, że popełnili błąd. Nawet jeśli dostrzegła cień żalu i niedowierzania, które szybko ukrył za maską obojętności i chłodu, to zignorowała to. Pamiętała też bolesne ukucie, gdy nie zaprzeczył i nie zrobił nic, by ją zatrzymać. Dziś nie była jednak taka pewna, czy uwierzyłaby, gdyby Draco nie pozwolił jej odejść. Jej nadzieja prysła wraz z dźwiękiem zamykanych drzwi. Później było tylko gorzej. Zaczęła go unikać i cieszyła się, gdy Shacklebolt oddelegował go na misję. Dzięki temu miała czas, by poukładać sobie wszystko w głowie i odzyskać równowagę. Wtedy też pojawił się Wiktor. Jego spokój, delikatność i opieka, jaką ją otoczył pozwoliły stłumić ogień rozpalony przez Dracona. Krum był całkowitym przeciwieństwem Malfoya. Z jego twarzy potrafiła czytać, jak z otwartej księgi. Był pewnym, stałym lądem, za którym wówczas tęskniła po wojnie i historii z Ronem. Podczas gdy blondyn był jak wzburzone morze, na którym każdy dzień jest jedną wielką niewiadomą. Czymś, co musiała oswoić, aby wypłynąć na spokojne wody i poznać prawdziwe piękno tego, co nieznane i nieprzewidywalne.
Wyłączyła kociołek i spojrzała ponuro na krwistoczerwoną miksturę. Widmo tego, do czego Eva chciała wykorzystać Inferno, ciążyło jej i zasmucało. Nigdy nie pragnęła tego, by jej działania szkodziły innym. Gdyby potrafiła przewidzieć, że ktoś wpadnie na pomysł, by zniewolić ludzi jej własnymi rękami, nigdy nie rozpoczęłaby badań. Chciała tylko pomóc Narcyzie. Zamknęła oczy i pokiwała głową. Zastanawiała się, jak niewinna propozycja Blaise’a mogła doprowadzić do tego wszystkiego. Doskonale pamiętała jego zaproszenie na lunch i rozmowę, która zmieniła wszystko. Zabini wiedział, jakich argumentów powinien użyć, by ją przekonać. I choć wówczas jej relacje z Draconem były dalekie od poprawnych, to nie potrafiła nie dostrzec jego udręki, smutku i zrezygnowania, ilekroć odwiedzał swoją matkę. Nie był to jedyny powód, dla którego przyjęła propozycję Blaise’a. Zawsze chciała pomagać innym, sprawiać by ich życie było odrobinę lepsze. Po sukcesie z eliksirem blokującym zdolności magiczne przez długi czas nie wiedziała, co dalej. Brakowało jej celu i Blaise go jej dał. Jednocześnie prosił ją o dyskrecję. Nie chciał rozgłosu i zamieszania do czasu aż Hermiona nie będzie mogła dać mu choć cienia nadziei na powodzenie eksperymentu. Ona z kolei prosiła, aby Draco nie dowiedział się o jej udziale w całym przedsięwzięciu. Nie chciała rozbudzać w nim nadziei na odzyskanie przez Narcyzę pełni zdrowia. To był jej jedyny warunek, na który dyrektor Munga przystał. Wkrótce miało się okazać, czy eliksir zadziała. Żałowała tylko, że nie będzie w stanie tego zobaczyć. Świadomość tego paliła ją od środka. Wiedziała jednak, że musi dać Draconowi powód do walki. Kogoś, kto nigdy nie pozwoli mu się poddać i będzie jego aniołem stróżem. Postawiła sobie cel, który pozwolił jej przetrwać niewolę i rozłąkę z najbliższymi. Miała tylko nadzieję, że Draco dotrzyma słowa i zdąży na czas.
Z tą myślą odmierzyła odpowiednią dawkę eliksiru i przelała ją do siedmiu fiolek, które ukryła w doszytej przez siebie kieszeni. Słysząc zbliżające się ciężkie kroki, wygładziła szatę i zaczęła sprzątać stanowisko pracy. Drzwi uchyliły się z nieprzyjemnym zgrzytem i do środka wszedł Wood. Mężczyzna wyglądał na zmęczonego, ale i zdeterminowanego, co zaintrygowało szatynkę. Zerknęła na niego niepewnie, gdy podszedł do niej i przez chwilę przyglądał się w skupieniu jej twarzy. Wstrzymała oddech i zrobiła krok w tył, gdy Oliwer wyciągnął różdżkę i wycelował w nią. Dopiero po chwili rozpoznała w magicznym drewienku swoją własność. Otworzyła szeroko oczy, gdy mężczyzna wyciągnął dłoń, czekając aż odbierze swoją własność. Nie wiedziała czy to sen, czy podstęp. I choć nie potrafiła zliczyć ile razy marzyła o tym, by odzyskać swojążdżkę, to teraz nie potrafiła wykonać żadnego ruchu.
- Nie mamy zbyt wiele czasu – zaczął zniecierpliwionym tonem, wkładając w jej dłoń różdżkę i odczepiając od paska mały sztylet.
- Dlaczego - wydusiła z siebie, czując jak początkowy szok ustępuje podejrzliwości.
- Gdyby coś poszło nie tak, musisz o siebie zadbać. Gdyby Evie coś się stało, uciekaj i nie oglądaj się za siebie – powiedział z poważną miną, a ona doznała kolejnego szoku.
- Nie rozumiem…Nie boisz się, że użyję tego przeciwko niej? – Dociekała, a on uśmiechnął się z goryczą.
- Za bardzo zależy ci na Malfoyu, by zrobić coś głupiego – powiedział, a ona w duchu przyznała mu rację.
Zacisnęła palce na różdżce, jakby chcąc dodać sobie odwagi i spojrzała zaciekawiona na mężczyznę. Nie wiedziała, co kieruje Woodem, lecz była mu wdzięczna za ten gest.  Obydwoje stali po przeciwnym froncie, lecz nie byli wrogami. Hermiona czuła smutek na myśl, co stanie się z Oliwerem. Nie zamierzała się jednak cofnąć. Dziś wszystko miało się zakończyć i ona miała zamiar tego dopilnować.
- Nie powstrzymasz jej, prawda?
Hermiona znała odpowiedź nim zadała pytanie. Mina Oliwera mówiła sama za siebie, a ona wbrew wszystkiemu poczuła ukłucie żalu. Pokiwała jednak w milczeniu głową i schowała różdżkę. Zrobiła to akurat w tej samej chwili, gdy do środka wszedł Nott. Mężczyzna zmierzył ich cynicznym spojrzeniem i już na pierwszy rzut oka widać było, że jest z czegoś zadowolony.
- Generale – powiedział kpiącym tonem i skłonił się nieznacznie. – Nasza miłościwa królowa pragnie widzieć cię przy swoim boku – zadrwił, starając się sprowokować Oliwera.
- Jeśli to wszystko czego chciałeś, to zejdź mi z oczu – odparł zimnym tonem, mierząc mężczyznę beznamiętnym wzrokiem.
- Jak rozkażesz – sarknął, kłaniając się teatralnie. – Pozwól zatem, że odeskortuję szlamę do jej komnat – dodał, robiąc krok w kierunku Hermiony.
- Zważaj na słowa, Nott, bo stracisz ten swój gadzi język – powiedział, zastępując mu drogę i mierząc pełnym odrazy spojrzeniem.
Po jego słowach Theodor skrzywił się w imitacji wymuszonego uśmiechu, lecz z jego oczu zniknęła wesołość. Hermiona pomyślała, że dawno już nie widziała takiej nienawiści.
- Mam zająć się pilnowaniem dziewczyny podczas rytuału – wycedził z wymuszoną uprzejmością.
Po słowach mężczyzny poczuła, jak traci grunt pod stopami. Uczucie niepokoju i niepewności pogłębiło się jeszcze, gdy Nott posłał jej obleśny uśmiech, który nie wróżył nic dobrego. W tym momencie cieszyła się, że Oliwer zwrócił jej różdżkę.
- Granger jest cennym zakładnikiem dla Evy. Radziłbym ci pamiętać o tym podczas warty – podkreślił Wood ze złowróżbną nutą w głosie.
- Do czasu – odparł tym samym tonem, uśmiechając się szeroko.
- Daj mi tylko powód, Nott – warknął Oliwer, tracąc cierpliwość i robiąc krok w jego stronę.
- Proście a będzie wam dane – wysyczał Theodor z miną szaleńca, a następnie odstąpił od mężczyzny i skłonił się z drwiącym uśmieszkiem.
Hermionę zaniepokoiły jego oczy. Był to wzrok wygłodniałego drapieżnika, krążącego wokół swojej ofiary. Drapieżnika, który ma świadomość, że jest za słaby by wygrać w bezpośredniej konfrontacji, ale nie zawaha się zaatakować, gdy jego przeciwnik straci czujność lub zostanie osłabiony.
- Za mną Granger – warknął nawet nie zaszczycając jej spojrzeniem.
Hermiona niepewnie spojrzała w kierunku Oliwera, który mierzył swojego rywala równie nienawistnym spojrzeniem. Wood odsunął się nieznacznie, dając jej tym samym znak, że ma iść z Theodorem. Nim jednak go wyminęła, poczuła, jak niepostrzeżenie wsuwa w jej kieszeń coś ciężkiego. Ich spojrzenia spotkały się na ułamek sekundy, który wystarczył, by zrozumiała. Ruszając za Nottem, niepostrzeżenie wsunęła dłoń do kieszeni i wymacała mały sztylet. Przy okazji o mało nie potknęła się z wrażenia. Poczuła dreszcz niepokoju, gdy dotarło do niej, po co Wood dał jej broń.
- Rusz się – warknął, zerkając za siebie i piorunując ją wściekłym spojrzeniem. – Jak dalej będziesz się tak guzdrać, to mnie popamiętasz. A lepiej dla ciebie, byś mnie zadowoliła, skoro dzisiejszej nocy będziemy na siebie skazani – dodał z lubieżnym uśmiechem.
Hermiona zacisnęła wargi i spojrzała na niego z wyższością. Nie miała zamiaru pokazywać strachu. Nott dla własnego dobra powinien trzymać się od niej z daleka. Jeśli myślał, że będzie dla niego łatwym celem, to boleśnie przekona się, że się myli. Tym razem nie pozwoli mu się dotknąć. Z tą myślą zacisnęła palce na rękojeści sztyletu i przyspieszyła kroku, mierząc plecy mężczyzny zimnym spojrzeniem.
***
To była pierwsza noc, którą przespała od długiego czasu. Czuła się wypoczęta i pełna energii. Wiedziała jednak, że to nie sen dodał jej sił. To Harry. Wciąż był słaby, lecz jego stan był stabilny i z każdym dniem coraz lepszy. Tylko dlatego uległa jego namowom i zgodziła się wrócić do domu na noc. Nie potrafiła jednak odnaleźć się wśród zimnych, pustych ścian. Jej miejsce było przy mężczyźnie. Dlatego zaraz po przebudzeniu i orzeźwiającym prysznicu deportowała się do szpitala. Pozdrowiła pielęgniarkę, która zmarszczyła czoło na jej widok, najpewniej ponownie chcąc ją zbesztać za ciągłe przesiadywanie przy narzeczonym i weszła do sali, do której przeniesiono mężczyznę. Szeroki uśmiech, z jakim uchyliła drzwi, zamarł na jej twarzy, gdy spojrzała na puste, zaścielone łóżko. Poczuła jak strach ściska jej serce. Przez kilka sekund była w stanie tylko stać i rozglądać się po sali, doszukując się jakichkolwiek śladów ukochanego. Im dłużej to robiła, tym więcej czarnych myśli podsuwała jej wyobraźnia. Ściągnęła brwi i pokręciła stanowczo głową. Harry nie mógł zniknąć. Podejrzewała, że musieli zabrać go na badania lub przenieść do innej sali. Z tą myślą odwróciła się na pięcie i prawie wpadła na mijaną wcześniej, starszą pielęgniarkę.
- Harry? – Wydusiła z siebie zduszonym głosem.
Kobieta spojrzała na nią ze zrozumieniem i uścisnęła jej lodowatą dłoń, którą Pansy zacisnęła na jej przedramieniu.
- Gdy tylko panią zobaczyłam domyśliłam się, że nikt pani nie poinformował powiedziała, zwiększając jeszcze bardziej niepokój brunetki. - Spóźniła się Pani. Pan Potter wypisał się na własne żądanie godzinę temu.
- Jak to się wypisał? Przecież nie doszedł do siebie
- Lekarze też mu to odradzali. Jednak uparł się. A jako, że jego stan jest stabilny, nie było żadnych przeciwskazań, żeby go zatrzymywać – wyjaśniła ze spokojem, klepiąc jej dłoń, by dodać jej otuchy.
- Nie rozumiem…Skoro wyszedł godzinę temu, to dlaczego nie wrócił do domu? Przecież mogło mu się coś stać
- Może poszedł gdzieś z panem Malfoyem. Proszę się nie martwić.
- Z Malfoyem?
- Opuścił szpital w towarzystwie pana Malfoya. To po jego wizycie pan Potter zażądał wypisu wyjaśniła kobieta, a Pansy poczuła, że zaczyna brakować jej tchu.
Po słowach kobiety zrobiło jej się słabo. Nie wierzyła, że Harry jej to zrobił. Przecież obiecał jej, że już nigdy nie będzie musiała czuć się tak, jak przez ostatnie tygodnie, gdy drżała o jego życie. Odwiedziny Malfoya i opuszczenie szpitala świadczyły tylko o jednym. Tylko to mogło skłonić Harryego do takiego ryzyka i złamania obietnicy. Poczuła jak krew odpływa jej z twarzy, a ciało ogarnia niemoc. Złapała się kurczowo pielęgniarki, by nie upaść. Zalały ją zimne poty, a zatroskana twarz kobiety zaczęła wirować. Potem była już tylko ciemność.
***
Potarła lodowate dłonie, chodząc niespokojnie po komnacie w wieży strażniczej, która była najwyższym budynkiem w Zakonie Stella Mortis. Przez otwarte, prostokątne okna wpadało mroźne powietrze wraz z płatkami śniegu. Otuliła się grubą peleryną i kolejny raz spojrzała na zamknięte drzwi. Nott zamknął ją tu kilka godzin temu. Nie wiedziała, dlaczego nie odprowadził jej do komnaty, jak powiedział Oliwerowi. Podskórnie czuła, że coś jest nie tak.  Poza tym denerwowała się, że nie zobaczy Dracona. Czas z każdą chwilą uciekał, a ona nie mogła zwlekać bez końca. Opadła na twardy siennik, przykryty brudna narzutą i splotła ze sobą dłonie opierając na nich brodę. Zamknęła oczy, starając się uspokoić rozbiegane myśli. Draco obiecał, że zdąży. Musiała mu zaufać. Nie mogąc usiedzieć w miejscu, wstała i podeszła do wąskiego okna, przez które wpadały ostatnie promienie słońca. Włożyła dłoń do ukrytej kieszeni i wymacała szklaną fiolkę. Od pewnego czasu nosiła ją przy sobie. Po aresztowaniu Danielle wolała nie ryzykować zdemaskowania.
Gdy Hermiona dowiedziała się o tym, że złapano kobietę poczuła, że traci grunt pod nogami. Wiedziała, że teraz wszystko zależy już wyłącznie od niej i że jest już za późno na odwrót. Jednak świadomość tego, co miało nastąpić, przerażała ją. Bała się, że okaże się zbyt słaba lub stchórzy. Powtarzała sobie, że jest Gryfonką, lecz to nie zmniejszyło jej strachu. Wręcz przeciwnie. Teraz, gdy została sama, boleśnie odczuwała zbliżający się koniec. Miała świadomość, że Danielle już jej nie pomoże. Ostatni odcinek będzie musiała przejść samotnie.
Drzwi zaskrzypiały cicho, a do środka wsunęła się wysoka, odziana w czerń postać. Hermiona wstrzymała oddech, gdy nieznajomy wyjął różdżkę i za pomocą magii zablokował drzwi.
-  Nawet nie wiesz, jak długo na to czekałem – wysyczała postać.
Znała ten głos. Mężczyzna zsunął kaptur i spojrzał na nią wygłodniałym wzrokiem. Dyskretnie wsunęła dłoń do kieszeni i zacisnęła dłoń na sztylecie, a następnie spojrzała hardo w twarz Notta, przygotowując się do obrony.
- Długo zastanawiałem się, w jaki sposób zemścić się na Malfoyu – zaczął z obłędem w oczach. – Każda klątwa, każda tortura wydawały się zbyt małą zapłatą za zdradę, której się dopuścił. Ten pieprzony zdrajca odebrał mi wszystko! Przez niego muszę żyć jak szczur! Spójrz na mnie! Spójrz, co ze mnie zostało! – Krzyknął ze złością, opryskując się śliną. – Ale znalazłem sposób. Sam podał mi rozwiązanie na tacy – wyjaśnił, uśmiechając się szeroko i zrobił krok w jej stronę. – Uderzę go tam, gdzie zaboli najbardziej – wyszeptał stając nad nią i kucając, by spojrzeć prosto w twarz kobiety. – I każę mu patrzeć, jak obdzieram cię ze skóry, kawałek po kawałku – dodał, odgarniając jej włosy niemal pieszczotliwym gestem.
Patrząc w wypełnione szaleństwem oczy Notta, czuła prawdziwy strach. Chęć zemsty trawiła go od środka i było to widać w całej jego postawie. Wzdrygnęła się czując jego bliskość i zacisnęła mocniej drżącą dłoń na sztylecie, gdy jej dotknął.
 – A potem wypruję mu flaki i wyrwę serce. Wykąpie się w krwi tego zdrajcy, a z jego… – wyszeptał podniecony zbliżającą się wizją zemsty.
Spojrzała na niego z odrazą i wiedząc, że ma zaledwie ułamek sekundy, a lepszego momentu nie będzie, zamierzyła się, celując w jego szyję.
Oczy mężczyzny rozszerzyły się w zaskoczeniu i tylko szybki refleks uchronił go przed przebiciem krtani. Ostrze trafiło w rękę, którą się zasłonił. Dziki wrzask bólu rozniósł się echem po wieży i Hermiona była niemal pewna, że zaalarmuje strażników. Skoczyła w kierunku drzwi, starając się wyszarpać z szat różdżkę. Nim jednak jej się to udało, rozwścieczony Nott runął na nią, przewracając ich na podłogę. Hermiona szarpała się, kopała, drapała, starając się zrzucić z siebie mężczyznę, lecz była zbyt słaba. Theodore przyparł ją podłogi i wymierzył silny cios w twarz, który zamroczył ją do tego stopnia, że przestała walczyć.
- Miałem zamiar poczekać na twojego chłoptasia, ale równie dobrze możemy zacząć bez niego – wysyczał, dysząc z wysiłku i zaciskając zdrową dłoń na jej szyi.

***
- Już czas, ojcze.
Delikatny głos Karmy wyrwał go z zamyślenia. Westchnął ciężko i spojrzał na córkę z łagodnym uśmiechem, mając nadzieję, że dziewczyna nie dostrzega jego lęku i zdenerwowania. Karma odwzajemniła uśmiech i spojrzała na niego z pobłażaniem, gdy czule poklepał jej policzek. Była tak bardzo podobna do swojej matki. Na myśl o kobiecie poczuł jak coś boleśnie ciska jego serce. Widząc podejrzliwe spojrzenie córki, przygarnął ją do siebie i pocałował w czubek głowy. Tak bardzo bał się, że dzisiaj mógłby stracić je obie.
- Tato…wszystko pójdzie zgodnie z planem – pocieszała go blondynka, odwzajemniając uścisk, a on w milczeniu pokiwał głową. – No już, ruszaj się, bo Najwyższa Kapłanka znowu się rozgniewa – ponagliła go, wyswobadzając się z jego ramion i podchodząc do łóżka, na którym leżały jego szaty ceremonialne.
- Pamiętasz, co mi obiecałaś? – Zapytał z napięciem w głosie.
Karma spięła się i w milczeniu rozłożyła togę, by Garric mógł ją włożyć.
- Pamiętam, do czego mnie zmusiłeś – odparła, gdy nie zareagował i spojrzała mu prosto w oczy.
Uśmiechnął się delikatnie, widząc iskierki buntu w jej błękitnych oczach, które odziedziczyła po nim.
- Teraz tego nie rozumiesz, ale musisz mi zaufać, Karmo. Obiecuję, że wszystko ci wyjaśnię – powiedział łagodnym aczkolwiek poważnym tonem i gdy dziewczyna niechętnie skinęła głową, pozwolił, by pomogła mu włożyć białą togę, obszytą złotą nicią.
- To zdrajczyni… – zaczęła przyciszonym głosem, lecz nie pozwolił jej ciągnąć tematu, kładąc dłoń na jej ustach i ganiąc spojrzeniem.
- Później – powiedział nieznoszącym sprzeciwu głosem.
- Pomogę jej – obiecała niechętnie, a on skinął głową z aprobatą.
Dopiero, gdy Karma wyszła z jego pokoju pozwolił sobie na chwilę słabości. Ukrył strapioną twarz w pomarszczonych dłoniach, modląc się o cud. Bo tylko cud mógł sprawić, by wszyscy uszli z życiem tej nocy.

***
Przywiązała swój ceremonialny sztylet do srebrnego łańcuszka oplatającego jej talię i włożyła pierścień władzy. Biała perła, otoczona delikatnymi srebrnymi listkami jeszcze nigdy nie ciążyła jej tak jak dziś. Tak wiele poświęciła w imię zemsty i władzy. Zastanawiała się, z czego lub kogo jeszcze będzie musiała zrezygnować. Jej matka mawiała, że władcy są skazani na samotność. Dziś jej słowa były prawdziwsze niż kiedykolwiek.
Spojrzała w duże lustro na własne odbicie. Widziała młodą kobietę, odzianą w czarną szatę ceremonialną. Aksamitny materiał opływał jej sylwetkę i kontrastował z jej alabastrową karnacją. Długie, kręcone włosy spływały na jej plecy, a delikatny diadem podkreślał jej pozycję w Zakonie. Z drugiej strony lustra patrzyła na nią dumna i nieustraszona władczyni. Nikomu postronnemu nie przyszłoby nawet do głowy, że kobieta z lustra ma wątpliwości.
Głośne skrzeczenie, odwróciło jej uwagę od własnego odbicia i ponurych myśli. Podeszła do parapetu, na którym przysiadł Hermes i pogładziła go czule.
- Zobacz, jak daleko zaszliśmy, mój mały przyjacielu – powiedziała, a kruk ponownie zaskrzeczał. – Dzisiaj napiszemy nowy rozdział w dziejach ludzkości – dodała z delikatnym uśmiechem.
- Evo…
Jej uśmiech pogłębił się, gdy usłyszała głos Oliwera. Ostatni raz pogładziła czule Hermesa i zwróciła się w stronę mężczyzny, ubranego w jego onyksową zbroję, w której odbijało się światło pochodni.
- Już czas – powiedział, patrząc na nią z udręką wymalowaną na twarzy.
Jednak Oliwer podobnie jak ona wiedział, że nie było już odwrotu. Wszystko zabrnęło za daleko. Rubinowa Róża wzywała ją, a ona musiała odpowiedzieć na jej wezwanie. Niespiesznym krokiem ruszyła w kierunku Wooda.
- Cieszę się, że jesteś obok – wyznała, muskając dłonią jego policzek.
- To jedyne miejsce, w jakim chce być – odparł, ujmując jej dłoń i przykładając tam, gdzie znajdowało się jego serce.
Eva podeszła bliżej i położyła drugą dłoń na jego policzku. Oliwer pochylił się i pocałował ją czule, chcąc w ten sposób przekazać kobiecie, jak ważna jest dla niego. Był jedyną osobą, która potrafiła wypełnić jej samotność. Jedyną, która nie zważając na konsekwencję sforsowała jej mur i wdarła się do jej świata. Jedyną, której pozwoliła sobie towarzyszyć.
- Zawsze będę obok – zapewnił.
- Wobec tego chodźmy na spotkanie z przeznaczeniem – powiedziała przekornie z figlarnym błyskiem w oku, który wywołał jego delikatny uśmiech.
Splotła ze sobą ich dłonie i pozwoliła, aby Oliwer poprowadził ją przez labirynt korytarzy Zakonu. Całą drogę pokonali w milczeniu, czerpiąc siłę z bliskości tego drugiego. Dopiero w głównym holu, wymieniając się ostatni raz czułym spojrzeniem, wysunęła dłoń z jego uścisku, łagodząc ten gest delikatnym uśmiechem.
- Wróć do mnie – poprosił, muskając jej policzek, po czym nie czekając na odpowiedź, przybrał nieprzeniknioną minę i wyszedł zza zakrętu, wydając komendy.
Eva uśmiechnęła się do siebie. Ten mały gest dodał jej otuchy. Dobrze było czuć, że jest ktoś, komu na niej zależy.
Słysząc rozkaz, by strażnicy formowali szyki, wzięła głęboki oddech i wkładając maskę władczyni ruszyła w stronę swojego przeznaczenia. Czekała na ten dzień tak długo, a teraz, gdy ta chwila nadeszła, zamiast podniecenia czuła niepokój. Winiła za to swoje koszmary, w których była bezradna i pozbawiona mocy. Zawsze zostawała sama, zdana na łaskę białego feniksa. Wiedziała też, że w grocie będzie podobnie. Grobowiec Hekate i Oriona został zbudowany na polu magnetycznym, gdzie magia nie działała. Był to jeden ze środków zapobiegawczych wprowadzonych przez Merlina i ówczesne kapłanki, którzy chcieli zminimalizować zagrożenie i uśpić drzemiącą w krysztale moc. A teraz ona miała zamiar wejść do środka, obudzić tą ogromną siłę, by ją okiełznać i poddać swojej woli.
Od początku miała świadomość, że to czyste szaleństwo. Coś jednak pchało ją do tej groty. A im bardziej opierała się wezwaniu, tym wyraźniej je słyszała. Wiedziała, że to jej przeznaczenie, przed którym do tej pory uciekała. Dziś nadszedł czas, by stawić mu czoła i stać się legendą.
Na jej widok strażnicy skłonili się, a następnie otoczyli ją ciasnym kręgiem. Przywołała swoją tarczę i rozszerzyła ją na wewnętrzny krąg. Kolumna ruszyła do przodu, wychodząc na dziedziniec, na którym zebrali się mieszkańcy Stella Mortis, których kapłanki wzięły pod opiekę, siostry i reszta jej wojska. Wszyscy przyglądali się jej z ciekawością, a gdy przechodziła obok, kłaniali z szacunkiem. Nie zwracała na nich uwagi, koncentrując się na czekających ją próbach. Stare zwoje nie wyjaśniały, na czym mają polegać zadania. Zamiast tego ciągle powtarzały jedno irytujące zdanie. „Ten, kto pragnie potęgi, będzie musiał dowieść, że jest jej godzien”. Ona była gotowa i miała zamiar to udowodnić. Ruszyli wąskim traktem wspinając się na niewielką górę, gdzie znajdował się Magiczny Krąg. To w tym miejscu kapłanki odprawiały rytuały i celebrowały różnorodne uroczystości. To w tym miejscu przeszła inicjację i to w murach tej świątyni wypalono jej runę. Runę, która zmieniła całe jej życie.
Ostatnie promienie słońca gasły, ustępując ciemności. Z oddali widziała blask wielkich pochodni ustawionych w półokręgu i zarys czekających na nią ludzi. Podróż na sam szczyt nie była długa, lecz i tak czuła zmęczenie. Rzuciła to na karby zarwanych nocy i intensywnych treningów, jakie odbyła, by zwiększyć swoją kondycję. Powiodła wzrokiem po zebranych, oceniając przy okazję pracę Olivandera. Mistrz ceremonii był bledszy niż zwykle, a biel szat tylko potęgowała to wrażenie. Stał na przodzie i skłonił się tak nisko, na ile pozwalał mu na to wiek i reumatyzm. Wiedziała, że dzisiejszy rytuał będzie go wiele kosztował i istniało ryzyko, że nie przeżyje. Mimo wszystko mężczyzna zdecydował się go poprowadzić. Eva wiedziała, że w ten sposób chce się zrehabilitować za błędy przeszłości i za to, że zawiódł ją wtedy, gdy najbardziej go potrzebowała. Po jego prawicy stała siostra Alice, która była następczynią Danielle, a po lewej stronie Karma. Obydwie skłoniły się z szacunkiem, a ona odpowiedziała krótkim skinieniem i położyła dłoń na ramieniu Garrica, dając mu znak, by wstał. Na wzgórzu znajdowała się także jej Gwardia Honorowa, Przedstawiciel Dementorów i wampirów oraz Danielle i stojący na uboczu Draco Malfoy. Mężczyzna wyglądał na znudzonego, lecz dobrze wiedziała, że to tylko pozory. Cała jego postawa wyrażała czujność i ostrożność. Nawet miejsce, w którym stał było idealne ze strategicznego punktu widzenia. Dzięki tej pozycji miał na oku wszystkich zebranych i jednocześnie nikt nie mógł zaskoczyć go od tyłu. Eva była spokojniejsza wiedząc, że Oliwer i Williams będą mieli go na oku. Nie ufała mu i była pewna, że mężczyzna mógłby spróbować zrobić coś, co bardzo by jej się nie spodobało. Wtedy musiałaby wydać wyrok. Malfoy był jej kartą przetargową w relacjach z Hermioną, która wciąż pracowała nad projektem Voldemorta. Póki co ten pionek musiał zostać na szachownicy. Przynajmniej do czasu aż wprowadzi do gry Pottera. Gdy tylko pozbędzie się Wybrańca rękoma Malfoya, bez wahania wyda wyrok.
- Zaczynajmy – rzuciła w stronę Ollivandera, a ten skinął sztywno głową i ruszył w kierunku grobowca. Za pomocą magii odsunął ciężki głaz, odsłaniając ciemną, głęboką dziurę będącą wejściem. Następnie szepcząc pod nosem inkantację, zaczął kreślić pentagramy. Strażnicy poprowadzili Danielle w stronę pierwszego z nich, natomiast Dementor i wampir weszli do środka znaku z własnej woli. Karma i Alice podeszły do upiorów, natomiast Garric ruszył w stronę Danielle. Kobieta stała dumnie wyprostowana, zupełnie jakby pogodziła się ze swoim losem. Eva musiała przyznać, że była mentorka zaimponowała jej. W milczeniu obserwowała, jak mistrz ceremonii kreśli na jej czole i dłoniach pentargam, używając do tego jej krwi. Za pomocą tego łączył ze sobą linie ich życia i tworzył swego rodzaju kotwicę w świecie żywych, tak by Eva mogła wrócić ze świata cieni. Danielle nawet nie mrugnęła. Cały czas patrzyła prosto w oczy Garrica i uśmiechała się smutno.  Karma i Alice zrobiły to samo ze zjawami, a następnie cała trójka podpaliła pentagramy, w środku których znajdowały się żywe kotwice.
Wtedy przyszła kolej na nią. Wyprostowała się i uniosła dumnie głowę. Ogromny, majestatyczny Księżyc w pełni lśnił na bezchmurnym niebie. Nie spuszczała z niego wzroku przez cały czas, gdy zbliżała się do wejścia do groty. Stanęła naprzeciw Ollivandera i pozwoliła, by nakreślił na jej nagich ramionach runy ochronne. Pracował powoli i w skupieniu, koncentrując się wyłącznie na kreślonych symbolach. Nie poganiała go jednak. Cierpliwie czekała aż skończy i dopiero wtedy ich spojrzenia się spotkały. Widziała w nich zmęczenie i ogromny smutek, który ją wzruszył. Garric ciągle traktował ją jak małą dziewczynkę, która z przekory i krnąbrności nagina i tak cienką granice. Podobnie jak Oliwer zapominał, że jest potężną czarownicą, a w krótce stanie się najpotężniejsza w dziejach historii. Historii, która stanie się także jej udziałem.
Ollivander skłonił się nisko, robiąc jej przejście, a ona z delikatnym uśmiechem podniosła jego twarz i pogładziła pomarszczony policzek. Zaskoczyła go tym gestem. Wyczytała to z jego twarzy. Nie czekała jednak na jego reakcję. Wyminęła go i ruszyła w stronę wejścia do groty. Oliwer podał jej pochodnię i przez ułamek sekundy ponownie zatonęła w jego zatroskanych tęczówkach. Odbierając od niego pochodnię, musnęła dłoń mężczyzny, a następnie biorąc ostatni niezauważalny oddech, przekroczyła próg groty. Uderzył w nią chłód i zapach wilgoci. Czuła, jak jej bariera ochronna zanika wraz z każdym stawianym krokiem. Ogień rzucał chybotliwe światło na jej wnętrze, lecz musiała wytężać wzrok, by dostrzec runy na ścianach groty. Przysunęła bliżej pochodnię, chcąc przyjrzeć się im bliżej, by nie przegapić jakiejś ważnej wskazówki i wtedy kilka rzeczy potoczyło się jednocześnie. Krzyk Oliwera dotarł do niej zwielokrotniony echem, a wnętrze groty zadrżało niebezpiecznie. Przytrzymała się ściany, by nie stracić równowagi i spojrzała zdezorientowana w kierunku wyjścia. Na zewnątrz wybuchło jakieś zamieszanie. Poczuła iskrę gniewu, który w normalnych okolicznościach, gdyby miała dostęp do mocy, wywołałby szatańską pożogę i ruszyła w kierunku wyjścia. Wtedy jednak grotą ponownie wstrząsnęło potężne drżenie, które wytrąciło z jej ręki pochodnię. Widziała biegnącego Oliwera i Malfoya, celującego różdżką w stronę wejścia. Malfoya, który na jej oczach zaczął się zmieniać. Nim lawina gruzu zablokowała wyjście, odcinając jej drogę ucieczki i pogrążając ją w mroku, patrzyła zszokowana w szmaragdowe tęczówki Harry’ego Pottera.




18 komentarzy:

  1. Cudowne!! Widać, że każdy szczegół twojego opowiadania jest idealnie opracowany. Cud, miód i orzeszki :D.

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Dziękuję:)
      Miło mi to słyszeć:)
      Pozdrawiam ciepło!

      Usuń
  2. Nie będę nawet udawała, że ogarniam w każdym szczególe rytuał, jaki zamierza przeprowadzić Eva. Nie znam się na tym, mam tylko do Ciebie pełne zaufanie pod tym względem, bo w Twojej opowieści takie detale są perfekcyjnie dopracowane. Wszystko jest dawkowane z odpowiednią dozą emocji, grozy i strachliwego wyczekiwania.

    Końcówka jest zabójcza. WTF? Potter czy wielosokowany ktoś jeszcze inny niż Harry i Draco? Pewnie jednak Potter... No i tu, w związku z tym, nasuwa mi się kolejny intrygujący znak zapytania, o którym wspomniałam już, ale enigmatycznie, w momencie odzyskania przytomności przez Harry'ego. Ja mam największe wątpliwości dotyczące jego rzeczywistego stanu zdrowia, bo cały czas mam świadomość, że został wybudzony przez osobę służącą Evie. I tak się zastanawiam, czym go w rzeczywistości nafaszerowano i jaki to może mieć wpływ na nadchodzące wydarzenia. Jak zwykle, mnóstwo pytań, a na odpowiedzi trzeba czekać...

    Przyznam, że zachowanie Oliwera wobec Hermiony zaimponowało mi. Ten facet nie jest jednak zły do końca. On miał po prostu pecha obdarowując prawdziwym uczuciem niewłaściwą osobę, szkoda. Oczywiście najbardziej przerażającym elementem całego rozdziału jest i tak szaleństwo Notta i sytuacja, w jakiej znalazła się Granger. To akurat naprawdę okrutne z Twojej strony, zostawić ją w rękach tego sadysty w czasie, kiedy są marne szanse na ratunek z jakiegokolwiek kierunku. Ech, Pansy też mi żal. Znów została z poczuciem klęski i całkowitą niewiedzą na temat tego, co planuje jej ukochany.

    Te rozstrzygające rozdziały naprawdę podsycają cały dramatyzm sytuacji i wszystko dałoby się jakoś łatwiej przyswoić, gdyby przynajmniej główni bohaterowie nie byli w takim niebezpieczeństwie i z dala od siebie. No, ale z kolei wtedy nie byłoby całego dramatyzmu :p
    Zdecydowanie wolę jednak obyczaj i komedię. Takie opowieści jak "Rozbitkowie" wysysają ze mnie zbyt wiele, a mimo to zawsze gdzieś tam po nie sięgam. Niereformowalny przypadek...

    Jak zawsze, teraz tylko z jeszcze większą obawą, czekam na kolejny rozdział i pozdrawiam serdecznie.

    Margot

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Droga Margot, mam wszystko pod kontrolą więc możesz być spokojna.
      Bez niedopowiedzeń nie byłoby tylu emocji. A o emocje w tym wszystkim chodzi. O emocje i uczucia. O to, że w tym całym pokręconym świecie zawsze chodzi o coś więcej niż "my".
      Po Twojej reakcji wnioskuję, że końcówka wywarła zamierzony efekt.Zrodziła pytania, wątpliwości i zmusiła do myślenia. Dalsza część opowiadania da Ci wszystkie odpowiedzi i rozwieje wszelkie wątpliwości. Nic więcej nie mogę powiedzieć;)
      W życiu też tak często jest. Dlatego z wydawaniem sądów o kimś należy się wstrzymać. Do dzisiaj pamiętam, jak suszyłaś mi głowę o to, że Hermiona brata się z wrogiem (Wood, Williams);)Mam nadzieję, że choć trochę przekonałam Cię do tego, że panuję nad bohaterami;)
      Oj taak...Nott jest owładnięty obłędem i chęcią zemsty. To rozsądne bać się jego zamiarów;)
      Czasami cel uświęca środki. Musisz mi zaufać;)
      Pansy to poniekąd tragiczna postać w tym opowiadaniu choć nie chciałabym też przesadzić z tym tragizmem. Życie u boku bohatera nie jest proste. Pansy ustawicznie rywalizuje ze "światem". Jednak kocha Harry'ego i dlatego godzi się na to.
      Do rozstrzygających rozdziałów jeszcze daleko;) Choć nie ukrywam, że jest i taki scenariusz, by zamknąć fabułę w max 10 rozdziałach. Jak będzie? Zobaczymy, co los przyniesie;)
      Pamiętaj Droga Margot, że nadzieja umiera ostatnia. Tak długo, jak istnieje, wszystko jest możliwe;)
      Pozdrawiam ciepło!

      Usuń
  3. Nie wiem od czego zacząć! Wspomnienie Hermiony super! Nie spodziewałam się, że jeszcze przed tym jak była z Krumem to miała 'małą' przygode z Draco! A tak swoją drogą sama bym chciała takiego Malfoya spotkać w prawdziwym życiu! Ale ciiiii haha :D Wood w tym rozdziale zaskoczył mnie bardzo pozytywnie! Nie spodziewałam się po nim takiej hmm.. empati? Ale za to Nott.. obślizgły gość! Mam nadzieję, że Hermiona wyjdzie z tego bez jakiejkolwiek krzywdy! Ale za to Harry.. chyba chce żeby Pansy umarła na zawał, z tym że wcześniej udusi i jego i Malfoya! Skończyłaś rozdział w takim miejscu, że chyba umre bo nie wytrzymam czekania na ciąg dalszy! Więc życzę Ci mega weny i czasu na pisanie następnego rozdziału! A no i przy okazji powiem, ze na prawdę jestem pełna podziwu Twoich pomysłów na to opowiadanie :)

    Pozdrawiam, Anna! :*

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Przecież obiecałam, że w retrospekcjach przedstawię Wam przeszłość bohaterów, a ja zawsze dotrzymuję słowa;)
      Nie Ty jedna Kochana, nie Ty jedna;)
      Reakcja Pansy- dobrze kombinujesz;D
      Ani mi się waż! Brakowałoby mi Ciebie;)
      Dziękuję;*
      Twoje słowa zawsze bardzo wiele dla mnie znaczą i są mega wsparciem, gdy zaczynam wątpić.
      Jestem Ci bardzo wdzięczna za to, że jesteś ze mną.
      Pozdrawiam ciepło!

      Usuń
  4. Droga Villemo, jak zwykle pięknie! Zakończyć rozdział w takim momencie, to po prostu mistrzostwo!

    Doskonały rozdział (nie będę znowu rozwodziła się nad tym, jak po raz kolejny pięknie jest napisany), pełen akcji, mnóstwa wątków. Uwielbiam takiego Dracona, jaki pojawił się w Twojej retrospekcji. Pewny siebie i stanowczy wobec niezdecydowanej i niepewnej dziewczyny. Sięgnął po to, czego oboje chcieli, nie dając jej zbytnio czasu na szukanie argumentów za i przeciw. Sprawił, że poddała się pragnieniom, a nie rozsądkowi. Chociaż nie dziwię się, że po tym jak starała się wybrnąć z sytuacji, Draco odpuścił, w końcu męskie ego to bardzo śliska sprawa.

    Pojawiło się tu tyle emocji, tyle akcji, że nawet nie wiem, od czego zacząć. Bardzo zaimponował mi Olivier, chociaż nie powiem, żeby mnie zaskoczył. W jakiś pokręcony sposób stał się sumieniem Evy. To bardzo szlachetne z jego strony, że dał Hermionie różdżkę i broń, z jednej strony wiedział, że dziewczyna nie zrobi nic „głupiego”, a z drugiej nie wiedząc jak potoczą się losy dnia, chciał dać jej szansę. To taki przejaw człowieczeństwa, którego mimo wszystkie nie oczekuje się po swoim wrogu. To nie jedyny przejaw człowieczeństwa, jaki pojawił się w tym rozdziale – Eva, jej przyznanie się przed samą sobą do strachu i zwątpienie w powodzenie całego rytuału, jego sensu czy ceny, jaką musi za niego zapłacić oraz niezaprzeczalna potrzeba akceptacji i wsparcia. Nie ważne, jak silni i zdeterminowani się wydajemy, każdy z nas przeżywa chwile zwątpienie i potrzebuje kogoś, kto nam pomoże.

    Moja uwagę przykuła także Pansy. Nawet nie potrafię sobie wyobrazić, co poczuła w szpitalu, kiedy po tym jak zaledwie raz odstąpiła od łóżka Harry’ego, po tym wszystkim, co przeszła, musiała zmierzyć się z okrutną prawdą, że nigdy nie będzie go miała na wyłączność, że świat zawsze upomni się o niego, a i on nigdy nie postawi swojego szczęścia, ponad pomoc innym. Doskonale rozumiem, że musiał to zrobić, był zmuszonym po raz kolejny stać się bohaterem, Pansy na pewno także jest tego świadoma, ale oczekiwanie od niej, że to zrozumie, że to zaakceptuje, jest okrutne.

    Widać, że bardzo dokładnie przemyślałaś cały rytuał. Zaplanowany z niesamowitymi szczegółami od jego miejsca, czy osób biorących w niej udział, na samym przebiegu rytuału kończąc. Zastanawiała mnie obecność „Draco”. Po reakcji Evy, jej zaskoczeniu, domyślam się, że nie wszystko poszło tak jak sobie planowała. Ciekawe czy to, co się wydarzyło w grocie było częścią planu Draco i Pottera? Czy może jednak nie okazała się „godna” drzemiącej w krysztale mocy? Zarówno Oliver jak i zmieniający się Harry nie sprawiali wrażenia zaskoczonych.

    Pomimo tak wielu wątpliwości i nierozwiązanych wątków i jakże ważnego momentu na końcu, który nie wiadomo jak się skończy i do czego doprowadzi, nie wspominając już o nieciekawej sytuacji, w jakiej znalazła się Hermiona, muszę się przyznać, że poczułam coś na kształt spokoju. Przejawy człowieczeństwa, które pojawiły się w rozdziale dodały optymizmu. Rozwiązanie jest już na wyciągnięcie ręki. Jakkolwiek banalnie to zabrzmi, poczułam nadzieję.

    Wielkie podziękowania, że dałaś radę dopracować rozdział tak jak obiecałaś w weekend. Dzięki Tobie wino miało należytą oprawę. Przepraszam, że dopiero teraz pojawia się komentarz ode mnie, ale miałam trudności z opublikowaniem go. Wczoraj odkryłam, że komentarz, który zamieściłam w niedzielę nie pojawił się.

    Pozdrawiam gorąco
    Nika

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Droga Niko, ślicznie Ci dziękuję! Cieszę się, że rozdział przypadł Ci do gustu;)Przyznam szczerze, że jestem z niego całkiem zadowolona;)
      Oj taak. Męskie ego to zdecydowanie delikatna sprawa;)
      Tak sobie myślę, że bardzo ładnie określiłaś Oliwera mianem sumienia Evy. Wydaje mi się, że tak właśnie jest, bo to on ciągle utrzymuje jej człowieczeństwo i wzbudza cieplejsze uczucia.
      Celna uwaga. Nawet czarne charaktery mają chwile słabości i niepewności. A postać Evy nie jest złożona wyłącznie z czarnego koloru. Choć niewątpliwie dałam Wam wiele powodów, żebyście w to zwątpili. Poza tym nikt nie czuje się dobrze z samotnością...
      Tak jak mówiłam wcześniej. Życie u boku bohatera nie jest proste. To życie pełne poświęcenia, wyrzeczeń i trudnych kompromisów. I masz absolutną rację pisząc, że oczekiwanie od niej, że to zaakceptuje i przejdzie nad tym do porządku dziennego jest okrutne. Myślę jednak, że Harry nie ma na celu ranienie jej uczuć. On po prostu jest bohaterem z potrzeby serca. Nie robi tego dla pieniędzy, prestiżu, czy pozycji. Działa instynktownie i kieruję nim wyłącznie potrzeba niesienia pomocy. I za to tak bardzo go kochamy. Za jego rycerskość, brawurę, odwagę, męstwo, determinację, walkę o bliskich, dobro,momentami naiwność itp. Można by tak wyliczać bez końca;)
      Możesz mi wierzyć, że całe opowiadanie jest tworzone właśnie w taki sam przemyślany, drobiazgowy sposób. To dlatego pisanie zajmuje mi tyle czasu. Każdy puzzel musi być na swoim miejscu, by powstała cała układanka. A gdy dołożyć do tego pracę, życie osobiste, prace nad własną trylogią itp., to ten czas niestety ciągle się wydłuża;(
      Zdecydowanie coś poszło nie tak. A co? Dowiesz się w najbliższych rozdziałach;) Myślę, że Oliwer był nie tyle zaskoczony, co przerażony widokiem zasypującego się wyjścia z groty, w której znajdowała się jego ukochana.
      Nadzieja jest jednym z najpiękniejszych uczuć. Tak długo jak istnieje, tak długo wszystko jest możliwe;)
      Bardzo się starałam, choć nie ukrywam, że pewne nieprzewidziane zdarzenia postawiły tą publikację pod znakiem zapytania. Jednak cały czas miałam z tyłu głowy, że obiecałam Ci rozdział w weekend. W końcu nie mogłam pozwolić, by wino pozostało bez oprawy;)Cieszę się, że rozdział zaspokoił Twoje oczekiwania;)
      Blogspot niestety lubi płatać takie psikusy...Bardzo cię przepraszam za te usterki techniczne. Jest mi bardzo przykro;(
      Dziękuje za wszystkie ciepłe, motywujące słowa i za to, że jesteś;)
      Pozdrawiam równie gorąco!

      Usuń
    2. Droga Villemo,

      Jak najbardziej masz powody do zadowolenia. Uważam, że piękno świata, ale także naszej codzienności, składa się właśnie z drobiazgów. Dlatego twoje opowiadanie jest tak dobre, te pasujące do siebie puzzle, przemyślana fabuła i charaktery, wyważona drobiazgowość, która nie przytłacza, a jedynie sprawia, że pragniemy więcej. Nie da się ukryć, że Twoi bohaterowie napotykają na wiele momentów słabości i niepewności, ale jak dla mnie do sprawia, że „Rozbitkowie” są historią, która przemawia do czytelników, a w każdym razie, na pewno przemawia do mnie. To naprawdę niesamowicie mądra historia, skłaniająca do zastanowienia nad wieloma aspektami życia. Dlatego jeszcze raz Ci podziękuję, że pomimo swoich spraw, znajdujesz czas, żeby podzielić się z innymi swoim talentem.

      Wracając jeszcze do wątku Pansy i Harry’ego. Nie sposób się z Tobą nie zgodzić, co do cech, za które pokochaliśmy naszego Złotego Chłopca. Wszystkie są bardzo rycerskie, niezwykłe i godne naśladowania. Z cała pewnością nie chce krzywdzić bliskich osób, wszystko, co robi, dzieje się właśnie z chęci zapewnienia bliskim bezpieczeństwa, jednak w dalszym ciągu ta biedna Pansy nie wychodzi mi z głowy. Napisałaś, że nikt nie czuje się dobrze z samotnością, że każdy ma wątpliwości (było to odniesienie do zagadkowej Evy i tak na początku to zinterpretowałam). Po namyśle, doszłam jednak do wniosku, że życie u boku bohatera wydaje się bardzo samotne. Ja chyba na jej miejscu miałabym poczucie pominięcia. Nie chodzi tu o to, ze kazałabym mu wybierać (jestem całkowitym przeciwnikiem stawiania partnerowi jakichkolwiek żądań), jednak chciałabym wiedzieć, że liczyłby się z moim zdaniem, że nie ważne, jaką decyzję zamierzał podjąć, czy już podjął, powiedziałby mi o tym. Że nie postawiłby mnie w sytuacji, w której znalazła się Pansy. Całkowita niewiedza, strach i poczucie pominięcia. Ale jednocześnie wiem, że jeżeli ktoś miałby związać się z bohaterem, to chyba tylko Pansy. Tylko silna, pewna siebie kobieta poradziłaby sobie w związku z Harrym, wiedząca, że dla miłości trzeba się poświęcić. Mam tylko nadzieję, że Harry jej uczucie i siłę postrzega, jako ich najmocniejszą stronę, a nie słabość.

      Oj, jestem niesamowicie ciekawa kolejnych rozdziałów. Jest tak wiele możliwości tego, co mogło pójść źle w grocie, że na pewno będę wyglądała kolejnego rozdziału. Moment, w który wejście się wali, zdezorientowana Eva spogląda na Olivera i ich przerażone spojrzenia się spotykają. Wyobraziłam sobie jakby ta scena spektakularnie wyglądała w rzeczywistości.

      Mam nadzieję, że ta obietnica, za bardzo Ci nie ciążyła. Poczekałabym tyle ile trzeba, ale nie ukrywam, że bardzo mnie ucieszyło jak zobaczyłam nowy rozdział.
      Ciekawi mnie jeszcze wspomniana przez Ciebie trylogia, pamiętam, że już poprzednio o niej wspominałaś, ale podekscytowana Twoim opowiadaniem, po prostu zapomniałam do niej nawiązać. Możesz uchylić rąbka tajemnicy?

      Pozdrawiam gorąco
      Nika

      Usuń
    3. Droga Niko,
      bardzo Ci dziękuję za dobre słowo. To zarazem bardzo motywujące, jak i budujące.
      Masz absolutną rację, co do Pansy. Jej postawa jest godna podziwu i to niesprawiedliwe, że z ich dwojga, to ona zawsze musi iść na "kompromis". Harry ma u swego boku właściwą osobę. Pytanie tylko, jak długo Pansy będzie potrafiła tak żyć?
      Nie ciążyła mi;)Była bardzo motywująca.
      Wiele rzeczy się zmieniło...Ostatnie doświadczenia sprawiły, że raz jeszcze przemyślałam całą historię i zmieniłam przyszłe wątki. Rozdział zmierza ku publikacji, dlatego proszę o jeszcze trochę cierpliwości. Robię wszystko, co w mojej mocy, żeby go skończyć i nadrobić zaległości komentarzowe.
      O trylogii opowiem Wam w odpowiedniej chwili;)
      Raz jeszcze dziękuję Ci za obecność, dobre słowo i motywację:)
      Pozdrawiam serdecznie!

      Usuń
    4. Droga Villemo,

      Och, ale mnie zaciekawiłaś tą trylogią, ale będę cierpliwa i poczekam, aż uznasz za stosowne podzielić się jakimiś szczegółami.
      Bardzo ucieszył mnie też fakt, że się pojawiłaś i to od razu z zapowiedzią publikacji. Chociaż w przypadku Twojego opowiadania, czekanie tylko zaostrza apetyt. Niemniej bardzo mnie cieszy świadomość, że wkrótce zostanie zaspokojony.

      Życzę dużo czasu, weny i przede wszystkim przyjemności z tworzenia!

      Pozdrawiam gorąco
      Nika

      Usuń
  5. Ciekawy. Choć niezbyt zrozumiały... ;)

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Hmmm...To chyba zbyt mało konkretów, żebym zrozumiała;)

      Usuń
  6. Hej trafiłam tu 2 godziny temu i juz cię kocham ;-)
    Twoje opowiadanie jest świetne, koniecznie pisz dalej, od dwóch godzin czytam i nadal nie nasyciłam się wystarczająco tym opowiadaniem. Chyba długo nie będę mogła czytać nic innego
    Pzdr i Weny

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Dziękuję, to bardzo miłe;) Cieszę się, że historia przypadła Ci do gustu;) Mam nadzieję, że długie oczekiwanie na rozdział nie zniechęci Cię i zostaniesz do końca.
      Pozdrawiam serdecznie!

      Usuń
  7. cudownie Harry rządzi
    aż się uśmiechnęłam czytając końcówkę

    eva

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Cieszę się, że udało mi się wywołać uśmiech na Twojej twarzy:)

      Usuń