Witajcie Kochani!
Nie wiem, czy ktokolwiek jeszcze tu zagląda. Patrząc na przeraźliwie małą liczbę komentarzy podejrzewam, że są to jednostki... Jest mi z tego powodu bardzo przykro. Ale zasłużyłam sobie:) Zaniedbałam Was ostatnio. I z tego powodu jest mi jeszcze bardziej przykro. Ostatnio słabo wychodzi mi zarządzanie sobą w czasie...Dlatego przepraszam Was za tak późną publikację, za opóźnienia w odpisywaniu na Wasze komentarze. Przepraszam...
Nie będę się usprawiedliwiać. Doskonale wiecie, jakie jest życie :) Nie po to tu dzisiaj jestem. Mam dla Was nowy rozdział. Tak samo niedoskonały, jak ja i moje umiejętności zarzadzania czasem;) Mam jednak cichą i nieśmiałą nadzieję, że przyjmiecie go i że część z Was zechce podzielić się ze mną swoimi wrażeniami.
Noszę się z zamiarem zawieszenia historii do czasu jej skończenia. Chcę zamknąć "Rozbitków". Dlatego niewykluczone, że jest to przedostatnia publikacja przed zawieszeniem. Spokojnie, nie macie halucynacji, dobrze czytacie. Przedostatnia, ponieważ planuję małą niespodziankę:) Długo o tym myślałam i sądzę, że to najlepsze rozwiązanie. Ciężko jest sprawiać Wam zawód długimi odstępami pomiędzy publikacjami, a patrzenie na spadek komentarzy i odwiedzin bloga również nie jest motywująca. Mam nadzieję, że zrozumiecie.
Ale ostateczną decyzję przekażę Wam w najbliższym czasie :)
Tymczasem oddaje w Wasze łapki ciepły jeszcze rozdział "Rozbitków".
Ściskam Was bardzo mocno!
Dziękuję tym, którzy cały czas są ze mną:)
Buziaki,
Wasza V.
ROZDZIAŁ
XXXVIII „Pomiędzy światami”
Poprawiła torbę zsuwającą się
jej z ramienia i opuściła windę, kierując się do sali, w której leżał Wiktor.
Stan mężczyzny ustawicznie pogarszał się. Powstały kolejne ogniska zapalne, a
organizm przestawał reagować na leki. Wczorajsza
noc przypominała jeden z koszmarów, które dręczyły ją od czasu, gdy dowiedziała
się o chorobie mężczyzny. Magomedycy walczyli wiele godzin, żeby ustabilizować
jego stan, po tym, jak dostał ataku padaczki, a później gdy jego serce stanęło.
Hermiona czuwała pod salą, modląc się o cud. Dopiero nad ranem, gdy
uzdrowicielom udało się ustabilizować stan pacjenta, uległa namowom
pielęgniarek i wróciła do hotelu tylko po to, by sprawdzić czy otrzymała
odpowiedź na zapytanie o konsultacje magomedyczną dla Wiktora. Niestety
ostatnia z sów, na którą czekała, nie wróciła. Zrezygnowana wzięła prysznic i
przebrała się w ciepły, rozciągnięty sweter i jeansy. W drodze do kliniki
wypiła kilka łyków kawy i odebrała książkę z księgarni, która opisywała
eksperymentalną magomedycynę i ciężkie przypadki, które ta wyleczyła. Miała
zamiar zapoznać się z jej treścią, gdy Wiktor zaśnie.
Zatrzymała się pod drzwiami i
zawahała, słysząc stłumione głosy. Wstrzymała oddech rozpoznając w jednym z nich
głos Theresy Krum. Matka Wiktora była arystokratką z krwi i kości. Ciężko
zniosła informację, że jej jedyny syn, o którego tak długo się starała,
zamierza związać się z mugolaczką. Z biegiem czasu obydwie kobiety nauczyły się
ze sobą obchodzić i wspólne zjazdy rodzinne nie były tak nieznośne jak
początkowo.
Zastygła w bezruchu i
przygryzła wargę, bijąc się z myślami. Do tej pory udawało jej się unikać
rodziców Wiktora. Sama przed sobą musiała przyznać, że bała się konfrontacji z
nimi. Nie była pewna, jak dużo wiedzą i czego może spodziewać się po porywczej
pani Krum. Ostatecznie doszła do wniosku, że rozsądniej będzie poczekać aż
wyjdą. W tym czasie mogła przestudiować raporty magomedyczne, opisujące
przypadki wyleczenia odmiany choroby, na którą zapadł Wiktor. Z tą myślą
odwróciła się na pięcie i już miała odejść w ustronne miejsce, gdy drzwi
otworzyły się i stanęła oko w oko ze swoją niedoszłą teściową.
Matka Wiktora była średniego
wzrostu kobietą o zaokrąglonych kształtach, krótkich miedzianych włosach i
przenikliwym spojrzeniu czarnych oczu, które jej syn odziedziczył po niej. Z tą
różnicą, że Wiktor patrzył na nią łagodnie i z miłością, natomiast wzrok jego
matki był lodowaty i przeszywający. Na widok Hermiony Theresa zbladła, a w
czarnych tęczówkach zapłonął gniew. Zamknęła pospiesznie drzwi i ruszyła w jej
stronę, zaciskając usta w wąską linię.
- Jak śmiesz tu przychodzić?! - Wycedziła podniesionym tonem. - Jak możesz
patrzeć mojemu synowi w twarz, po tym jak go potraktowałaś?! – Zapytała, a
Hermiona spojrzała na nią z niezrozumieniem.
- Pa… - urwała pod wpływem siły
siarczystego policzka wymierzonego jej przez matkę Wiktora.
- Wynoś się i nie waż pokazywać
mi na oczy – wycedziła, patrząc na Hermionę z nienawiścią. – Nie masz prawa tu
być. Wystarczająco długo mydliłaś oczy mojemu synowi. Był gotów wyrzec się
własnej rodziny dla ciebie, a ty zostawiłaś go w najtrudniejszym okresie.
Wracaj skąd przyszłaś i nie waż się zbliżać do mojego dziecka, zrozumiałaś? – Wyrzuciła
z siebie, patrząc z pogardą na zdezorientowaną szatynkę.
- Chcę tylko pomóc…
- To znajdź kogoś, kto tego
potrzebuje i przestań zadręczać mojego syna w ostatnich chwilach jego życia –
weszła jej w słowo kobieta.
- Pani nie rozumie….
- Doskonale rozumiem! –
Krzyknęła, żywo gestykulując. – Doskonale znam takie jak ty! Doskonale wiem, co
cię tu sprowadziło! – dodała, mrużąc oczy i oskarżycielsko wskazując na nią
palcem.
- Proszę pozwolić mi wyjaśnić…
- Nie masz prawa prosić mnie o
cokolwiek – wycedziła roztrzęsiona. - Jak mogłaś zostawić mojego umierającego
syna i zabawiać się z tym plugawym śmierciożercą?! – Wykrzyczała, wyprowadzona
z równowagi, a widząc szok na twarzy Hermiony, uśmiechnęła się z odrazą i
zmierzyła ją kpiącym spojrzeniem. – Myślałaś, że nikt się nie dowie o twoim
paskudnym postępowaniu? Zapewniam cię, że gdyby to tylko zależało ode mnie,
cały świat dowiedziałby się o twojej dwulicowości Hermiono Granger –
powiedziała, mierząc młodszą kobietę z pogardą.
- Pani Thereso, przysięgam, że…
- Twoje przysięgi nic dla mnie
nie znaczą! Przestań udawać niewinną dziewczynkę, bo mdli mnie od tego fałszu –
przerwała jej i zrobiła krok w kierunku szatynki. – Radzę ci, żebyś zeszła mi z
oczu, bo Merlin mi świadkiem, że nie ręczę za siebie. Nie mam już nic do stracenia
– wycedziła lodowatym tonem, zaciskając boleśnie palce na jej przedramieniu.
- Thereso - Nikołaj Krum
podszedł do swojej małżonki i objął jej ramiona, odsuwając od spetryfikowanej
szatynki. – Wystarczy. Dziewczyna zrozumiała. Nie ma potrzeby robić scen –
powiedział cicho, lecz z naciskiem, zwracając tym samym uwagę żony na przyglądający
się im ciekawie personel kliniki.
- Ja nie mam się czego wstydzić
– odparła dumnym tonem.
- Chodźmy – powiedział z
naciskiem, popychając delikatnie swoją żonę, lecz ta ani drgnęła.
- Jeśli pozostały ci jeszcze
jakiekolwiek strzępy godności i honoru, przestaniesz dręczyć moje dziecko –
powiedziała, zwracając się do młodszej kobiety i obrzucając ją ostatnim
przeszywającym spojrzeniem, pozwoliła poprowadzić się mężowi w kierunku
gabinetu uzdrowiciela, zajmującego się Wiktorem.
Hermiona nie wiedziała, jak
długo stała w tym samym miejscu. Bezduszne słowa Theresy bombardowały jej
umysł, dokarmiając wyrzuty sumienia i potęgując poczucie winy. Ciężko było jej
przetrawić słowa kobiety, które mimo że powodowane bólem wynikającym z
perspektywy straty dziecka, raniły. Nie potrafiła odeprzeć jej zarzutów, bo jakaś
część niej wiedziała, że Theresa ma rację. Nie była warta jej syna. Nie mogła
jednak spełnić jej żądania i zniknąć bez słowa. Gdyby to zrobiła, wówczas by go
porzuciła, a matka Wiktora miałaby rację. Nie po to tu przyjechała. Chciała
walczyć i wyznać prawdę. Póki co nie zrealizowała żadnego z tych celów. Do
walki zabrakło jej narzędzi, a do prawdy odwagi. Jedyne, co jej pozostało, to
nadzieja, której trzymała się kurczowo.
Wiele razy przymierzała się do
szczerej rozmowy z Wiktorem. Za każdym razem jednak coś ją powstrzymywało. I
nie chodziło tu o nią, jak sugerowała Theresa Krum. Owszem, zależało jej na
uczciwości. Utrzymywanie Wiktora w niepewności i odgrywanie roli kochającej
narzeczonej było złe. Zamiast przeciąć nić kłamstwa, ona dalej ją tkała,
naciągając do granic możliwości. Bała się jednak, że prawda mogłaby przynieść
więcej szkód niż pożytku. Bo co z tego, że postąpiłaby zgodnie ze swoim
sumieniem, jeśli tym samym uczyniłaby ostatnie chwile życia Wiktora nieznośnymi.
A przecież przyjechała tu właśnie dla niego. Chciała mu pomóc a nie zranić. Czuła
się zagubiona i przytłoczona zarazem. Wiedziała, że aktualna sytuacja wynika z
jej błędów. Nie chciała jednak, żeby teraz za te błędy płaciła bliska jej
osoba. Bo to była wyłącznie jej wina. Miała świadomość, że sprzeciwiając się
Theresie narazi się na kolejne ataki z jej strony, lecz nie mogła ulec i
opuścić Wiktora w tych ostatnich dniach. Wiedziała, że popełniła wiele błędów i
zawiodła go. Tym razem jednak chciała postąpić w zgodzie z własnym sumieniem.
Mężczyzna wycierpiał już wystarczająco. Nie mogła dołożyć mu bólu tylko po to,
by z egoistycznych pobudek pozbyć się ciężaru kłamstwa.
Uniosła drżącą dłoń, na której
znajdował się pierścionek zaręczynowy i przez chwilę przyglądała się mu
intensywnie, jakby szukając w sobie pokładów sił, by odeprzeć wszystkie
wątpliwości. Tym, co zatrzymywało ją w Bułgarii, było przywiązanie do bliskiej
osoby. Przywiązanie, które wynikało z miłości. I choć nie kochała Wiktora w
taki sposób, jak Dracona, to bez wątpienia mogła nazwać uczucia zaadresowane do
Bułgara właśnie miłością.
Pozbierała się na tyle, by
niezdarnie ruszyć w kierunku sali, gdzie leżał Wiktor. Starła łzy i wzięła
kilka głębszych oddechów, po czym nacisnęła klamkę i uchyliła lekko drzwi. Jak
zawsze uderzył w nią widok aparatury, do której podłączony był mężczyzna. Biel
jego skóry wręcz zlewała się ze szpitalną pościelą, a liczne kable i rurki
oplatały jego wątłe ciało, monitorując parametry życiowe. W niczym nie
przypominał pełnego energii, silnego i pewnego siebie mężczyzny jakiego znała.
Gdyby nie wiedziała, że to on, nie rozpoznałaby w tym kruchym, bezbronnym
mężczyźnie swojego narzeczonego.
Wiktor na dźwięk kroków uchylił
powieki i przekręcił głowę w stronę kobiety. Jego zamglone i przepełnione bólem
spojrzenie rozbłysło na jej widok. Zmusiła się do szczerego uśmiechu, lecz ze
wzbierającymi w oczach łzami, nie potrafiła walczyć. Na drżących nogach
podeszła do mężczyzny i przysiadła na skraju krzesełka. Ujęła jego dłoń i
zamknęła w swoich dłoniach. Wciąż były ciepłe i odwzajemniały jej uścisk.
Uderzyła w nią myśl, że przyjdzie chwila, gdy jego dłonie staną się lodowate i
sztywne. Wiktor, ściągnął maskę z tlenem i spojrzał na nią z czułością.
- Wybacz mojej mamie. Straciła
kontrolę, bo nie potrafi poradzić sobie z nadchodzącą stratą – powiedział słabym
głosem, oddychając płytko.
Poczuła zimne ciarki na
plecach, gdy dotarł do niej sens słów mężczyzny. Nie powinno jej dziwić, że
Wiktor słyszał krzyki Theresy. Jej niedoszła teściowa zadbała o to, by cała
klinika dowiedziała się o jej grzechach. Przy okazji zrobiła to, na co szatynka
nie mogła się zdobyć.
Hermiona tyle razy układała sobie w głowie to,
co powie mężczyźnie, a gdy przyszło co do czego, słowa uleciały jej z głowy,
topiąc się zapewne w jej wstydzie i wyrzutach sumienia. Dopiero po dłuższej
chwili, odważyła się oderwać wzrok od ich złączonych dłoni i przenieść niepewny
wzrok na spokojną twarz Wiktora. Uderzył w nią jego spokój, delikatny uśmiech i
miłość z jaką na nią patrzył. Wszystko to, na co ona nie zasługiwała.
- Przepraszam… - wydusiła,
przegrywając walkę ze łzami.
- Ciii…To nic – powiedział,
gładząc kciukiem jej dłoń. – W głębi
serca zawsze wiedziałem, że go kochasz. To dlatego tak się wściekałem, gdy
kręcił się koło ciebie – wyznał z krzywym uśmiechem. – Ma farta, bo gdyby nie
zaistniałe okoliczności, nie poddałbym meczu walkowerem – próbował zażartować,
chcąc rozładować atmosferę.
- Nie chciałam cię zranić –
powiedziała nabrzmiałym od emocji głosem. – A już na pewno nie chciałam, żebyś
dowiedział się w ten sposób – dodała, chcąc wszystko wyjaśnić, lecz on pokręcił
głową z bladym uśmiechem.
- To już bez znaczenia. Może
gdybym nie zachorował i nie wyjechał…Może wtedy potrafiłabyś mnie pokochać.
Najwidoczniej jednak nie było nam zapisane – westchnął ze smutkiem, lecz szybko
wziął się w garść i zmusił do uśmiechu.
- Wiem, że możesz w to wątpić,
ale moja miłość do ciebie jest prawdziwa. Nie jestem tu z powodu wyrzutów
sumienia i poczucia winy, a dlatego że zależy mi na tobie. – powiedziała,
patrząc mu prosto w oczy. - Kocham cię, Wiktorze.
- Wiem – odparł z uśmiechem i
uniósł dłoń do jej policzka. – I wiem, że to nie wystarczy. Żałuję tylko, że
nie byłem pierwszy. Może gdybyśmy po wojnie spotkali się wcześniej…Może to
właśnie miłość do mnie stałaby się silniejsza od tego, co czujesz do niego –
wyznał z nostalgią, a ona wtuliła policzek w jego dłoń.
- Przepraszam. Gdybym… -
zaczęła, lecz mężczyzna po raz kolejny nie pozwolił jej dokończyć, przykładając
kciuk do jej ust.
- To już nieważne, Hermiono –
wyjaśnił z czułym uśmiechem. – Jak już mówiłem, od początku wiedziałem, w co
się pakuję. Nie żałuję jednak ani jednego dnia z tobą. Czas, jaki spędziliśmy
razem, był najpiękniejszym momentem mojego życia – zapewnił, a ona nie będąc w
stanie wykrztusić słowa, skinęła głową i zmusiła się do uśmiechu. – Doceniam,
że jesteś tu przy mnie. Doceniam, że walczysz o mnie, ciągle szukając leku –
powiedział, patrząc na nią z czułym pobłażaniem – I dziękuję za to wszystko.
Myślę jednak, że czas się pożegnać – powiedział cicho, a widząc zaskoczenie,
zmieniające się w bunt w jej oczach, dodał. - Nie chcę, żebyś widziała mnie w stanie
przedagonalnym. Pragnę, żebyś pamiętała mnie takiego jak wcześniej. Zdrowego,
pełnego sił, nieustraszonego i kochającego cię całym sercem – wyjaśnił. – Miałem
życie pełne przygód, sukcesów i miłości. Żyłem pełnią życia, spełniłem się
zawodowo, ale i osobiście. I mimo licznych nagród, to ty jesteś moim
największym życiowym sukcesem – wyznał.
- Wiktorze…
- To moje ostatnie życzenie –
dodał stanowczym aczkolwiek łagodnym tonem.
- Nie możesz mnie o to prosić.
Nie zostawię cię. Chcę być przy tobie… – zaoponowała.
- Hermiono, nie utrudniaj
obojgu nam tego pożegnania – poprosił ze smutkiem.
- Nie jestem na nie gotowa –
wyznała, starając się walczyć ze łzami cisnącymi się jej z oczu.
- Nigdy cię nie zostawię –
zapewnił, gładząc jej kość policzkową. - Jesteś częścią mojej duszy, Hermiono.
Zawsze, gdy będziesz mnie potrzebować, znajdziesz mnie w przestrzeni, która
łączy te dwa światy. Do czasu ponownego spotkania, będę kręcił się w pobliżu –
zażartował, wywołując na jej zapłakanej twarzy nikły uśmiech. – Obiecaj mi coś
– dodał poważniejszym tonem, a widząc jak otwiera usta, przesunął kciuk na jej
wargi i uśmiechnął się z czułością. – Daj sobie szansę na szczęście –
powiedział, wywołując rumieniec wstydu na jej twarzy i falę palących wyrzutów
sumienia. – Twoja twarz jest jak otwarta księga – powiedział z zafascynowaniem,
uśmiechając się blado. – Przekaż temu tlenionemu draniowi, że urządzę mu piekło
na ziemi, jeśli jeszcze raz cię skrzywdzi. Rozliczę go z każdej twojej łzy –
dodał z powagą, a gdy zapłakana pokręciła przecząco głową, nie mogąc pogodzić
się z jego prośbą i chcąc dalej go przekonywać, uśmiechnął się ciepło. – Pozwól
mi, Hermiono – poprosił, patrząc jej prosto w oczy i, gdy po długiej chwili w
końcu uległa, przytulił ją. - I pamiętaj o mnie, proszę – powiedział,
przeczesując z czułością jej włosy.
***
Czując ostrą, drażniącą woń,
poczuł, jak świat obraca się o trzysta sześćdziesiąt stopni, a nieugięta siła
grawitacji ciągnie go w dół. Wraz z odchodzącym ospałym uczuciem lewitowania,
wrócił rwący ból w piersiach i kwaśny posmak w ustach. Chciał wstać, lecz
zesztywniałe mięśnie odmówiły posłuszeństwa. Ktoś pomógł mu się podnieść w
momencie gdy nadeszły torsje. Osoba, która mu pomogła, podstawiła miskę i
trwała obok do momentu aż skończył. Skołowany odetchnął z ulgą i uchylił
powieki. Wciąż nieco kręciło mu się w głowie, lecz obraz z każdą chwilą stawał
się coraz bardziej wyraźny. Oparł się o zagłówek kanapy, na której dotychczas
leżał i stęknął z bólu, gdy spróbował wziąć głębszy oddech.
- Wypij to – znajomy kobiecy
głos, przebił się przez dudnienie w uszach.
Oliwer otworzył oczy i spojrzał
na kobietę, którą niewątpliwie powinien znać, a której imienia jak na złość nie
potrafił sobie przypomnieć. Od chwili, gdy pojawiła się w jego celi, starał się
wyłowić z odmętów wspomnień jej postać, lecz wszystkie jego wysiłki szły na
próżno.
Zignorował wyciągniętą w jego
stronę szklankę i fiolkę z eliksirem, na co kobieta sapnęła z irytacją.
- Gdybym chciała cię zabić, już
byłbyś trupem – powiedziała, a on niechętnie musiał przyznać jej rację.
Z ociąganiem przyjął szklankę z
wodą i eliksir. Fiolkę przechylił jednym duszkiem i skrzywił się, gdy gorzka
ciecz wypełniła mu usta. Natychmiast popił lekarstwo wodą.
- Znam cię – wydusił, gdy
ponownie opadł na poduszki.
- Bez wątpienia, generale –
odparła z uśmiechem pod nosem, podchodząc do kuchennego blatu i krzątając się w
poszukiwaniu składników, które dodawała do kamiennego moździerza.
- Znam twoją twarz, ale…
Dlaczego nie wiem, kim jesteś? – zapytał, podejmując kolejną próbę odkrycia
tożsamości znajomej kobiety.
- To magia – wyjaśniła, a
widząc jak Oliwer marszczy czoło, dodała. - Eva zadbała o to, żeby nikt mnie
nie zdemaskował. A skoro jej magia ciągle działa, to najlepszy dowód na to, że
moja siostra żyje – odparła sucho, rozcierając w moździerzu uprzednio dodane
składniki.
- Eva nie ma siostry –
zaooponował z coraz większą nieufnością.
- Doprawdy? – Zakpiła, a widząc
twarde spojrzenie mężczyzny, dodała – jesteśmy siostrami krwi. To dzięki niej
narodziłam się na nowo – wyjaśniła enigmatycznie, nie odwracając wzroku od
rozcieranej mieszanki.
Oliwer wiedział, że w ten
sposób niczego nie osiągnie. Musiał zmienić strategię i podejść ją, żeby
uzyskać więcej informacji.
- Gdzie jestem? – Zapytał,
rozglądając się po skromnie urządzonym wnętrzu salonu połączonego z aneksem
kuchennym.
- W dobrze strzeżonym miejscu w
górach. Zostaniesz tu dopóki trucizna nie opuści twojego organizmu – odparła,
nie zaszczycając go nawet przelotnym spojrzeniem.
- Trucizna… - powtórzył,
starając się połączyć wszystkie fakty.
- Nikt nie mówił, że będzie
przyjemnie, generale Wood – powiedziała z rozbawieniem.
- Jaki masz plan? – Zapytał, ignorując
jawną zaczepkę i mając nadzieję na mniej enigmatyczną odpowiedź.
- W piątek zadbam o to, żeby
aurorzy mieli co robić, a my uwolnimy Evę – wyjaśniła,
dosypując startą mieszankę do parującego kociołka.
- Co dziś mamy?
- Środę – odparła spokojnie,
wlewając czarny wywar do fiolki.
- Ale to zbyt mało czasu, żeby
się przygotować. Musimy mieć jakiś plan…
- Skąd pomysł, że go nie mam? –
Zapytała, obchodząc kuchenny blat w kształcie litery L i kierując się do
sąsiedniego pokoju.
W milczeniu obserwował jej
ruchy, walcząc z pokusą zerwania się z kanapy i wyduszenia z kobiety całej
prawdy. Zamiast tego przesunął się nieznacznie, starając zajrzeć do
pomieszczenia, w którym zniknęła czarownica. Kobieta zadbała jednak o
dyskrecję. Poza komodą i oknem wychodzącym na dużą drewnianą szopę, nie
dostrzegł nic. Wytężył słuch, lecz jedynym co słyszał, był jego własny, urywany
oddech. Zacisnął pięści i rzucił wściekłe spojrzenie w tym samym czasie, gdy
kobieta wyszła z pokoju, trzymając w rękach tacę z nietkniętym jedzeniem. Oznaczało
to, że nie był jej jedynym gościem. Zignorowała jego pytającą minę i ze
stoickim spokojem odniosła tacę do kuchni.
- Jeśli mam ci pomóc, chce
wiedzieć więcej – zażądał nieznoszącym sprzeciwu głosem.
Jego autorytarny ton wywołał
kpiący uśmiech na ustach kobiety. Posłała mu długie, przeszywające spojrzenie,
które odwzajemnił. Nie wiedział, jak długo to trwało, nim czarownica w końcu
zajęła fotel naprzeciwko kanapy i poświęciła mu uwagę.
- Odpowiem na twoje pytania –
powiedziała polubownie, opierając się wygodnie i nie spuszczając z niego
dumnego, zimnego spojrzenia błękitnych tęczówek. – Pamiętaj jednak, że siedzi
przed tobą kapłanka Stella Mortis, a ty, generale, jesteś moim sługą – dodała władczym
tonem, który skrywał zawoalowaną groźbę.
- Nie służę Stella Mortis –
zaoponował beznamiętnym tonem, odwzajemniając spojrzenie. – I nie potrzebuję
cię, by wyciągnąć Evę z tej groty. Dlatego albo zacznij traktować mnie jak
partnera, albo nie wchodź mi w drogę – powiedział stanowczo.
Kapłanka przechyliła głowę i
spojrzała na niego, jakby oceniając. Prowokowała go i czerpała satysfakcję z
jego gniewu. Patrząc na nią Oliwer widział marną karykaturę Evy. Zastanawiał
się, ile prawdy jest w słowach deklarujących chęć pomocy jego ukochanej, a ile chłodnej
kalkulacji.
- Tak się składa, że
potrzebujemy się nawzajem. Dlatego, generale, czy ci się to podoba czy nie,
jesteś na mnie skazany – powiedziała ze stoickim spokojem, choć jej spojrzenie
prowokowało.
- Zatem weźmy się do pracy,
żeby ograniczyć sobie tej jakże wątpliwej przyjemności obcowania ze sobą –
odparł z przekąsem, na co kobieta odpowiedziała zimnym uśmiechem.
- Zagrajmy wobec tego w otwarte
karty…
- Oliwer Wood – powiedział,
wyciągając dłoń w jej kierunku.
W oczach kapłanki rozbłysło
rozbawienie, gdy odwzajemniała nieugięte spojrzenie mężczyzny.
- Amelia Malfoy…
***
Ogień. Pierścienie ognia
wirujące wokół jej ciała.
Woda. Wodny wir niewolący jej wolę.
Powietrze. Niewidzialne kajdany
dla jej duszy.
Ziemia. Kamienne więzienie dla
jej śmiertelnej powłoki.
Moc
to władza, władza to potęga
– mawiała jej matka. Wtedy pragnęła innych rzeczy. Buntowała się. Nie rozumiała.
W dniu przekroczenia pola
magnetycznego przyszło oświecenie, klapki spadły z oczu. Tamtego dnia
ostatecznie się poddała. Połączyła się ze swoim przeznaczeniem. Zrozumiała.
Moc
to władza, władza to potęga, potęga to wrogowie – szeptał głos, gdy zawisła
między jawą a snem. Wówczas myślała, że umarła. Sądziła, że wszystko skończone.
Nie znała prawdy.
W dniu złączenia się z mocą,
zrozumiała czym jest potęga. Maski opadły i zobaczyła swoich największych
wrogów. Poznała prawdę.
Moc
to władza, władza to potęga, potęga to wrogowie, wrogowie to zmierzch świtu – obiecywał głos, a ona wiedziała, że to prawda.
Prawda, przed którą uciekała. Prawda, której się bała. Prawda, która ją
wyzwoliła.
W dniu odrodzenia, zrozumiała,
że znała prawdę od lat. Teraz jej przeszłość nabrała sensu. Zrozumiała, że jej
teraźniejszość jest zmierzchem, a jej przyszłość jest świtem dającym nowy
początek.
Pomiędzy tymi dwoma światami
była ona - zmierzch teraźniejszego świtu. Świt teraźniejszego zmierzchu…
Kilka razy w tygodniu wchodziłam tutaj, z nadzieją, że wreszcie pojawił się rozdział. I oto jest :) Więc prędko biorę się do komentowania.
OdpowiedzUsuńZanim jednak zacznę, chcę dodać parę słów na temat pomysłu, by zawiesić historię. Przyznam szczerze, że nie wyobrażam sobie tego, by przez jakiś czas nie pojawiały się nowe rozdziały mojej ulubionej historii, ale rozumiem Twoją decyzję. Wiem też, że z pewnością nie była ona łatwa. Mimo że wpisy nie są dodawane regularnie, zawsze z ekscytacją czekam na kolejne rozdziały, dlatego też ciężko będzie mi się od tego odzwyczaić. Osobiście uważam, że na Twoją twórczość warto czekać każdy czas, nawet miesiące. :) Dlatego, jeśli to już podjęta decyzja, przyjmuję ją ze smutkiem. Aczkolwiek, jeśli nie, wtedy ucieszyłabym się jak dziecko. :) Ale dość tego, wróćmy do komentowania.
Wybacz, że wyjątkowo dzisiaj wyrażę opinię jedynie na temat części z Hermioną, ale muszę wrócić do poprzedniego rozdziału, by przypomnieć sobie wcześniejsze wydarzenia.
Więc jeśli chodzi o epizod z matką Wiktora - jak zwykle wywołujesz wręcz skrajne emocje. Z jednej strony zrozumiałe, że jako matka nie potrafi pogodzić się ze stratą ukochanego syna, aczkolwiek moment, w którym uderzyła Hermionę sprawił, że wstrzymałam oddech.
Co do samego Wiktora, od zawsze mowiłam, że nie lubię jego postaci. I faktycznie, wciąż odczuwam niechęć do niego, aczkolwiek czytając tę część, gdy rozmawiał z Hermioną, czułam, jak wzbierają mi się łzy. Zresztą, przyzwyczaiłam się, że potrafisz ze mnie wydobyć takie emocje, o które nawet samą siebie bym nie posądziła. I właśnie to uwielbiam w Twojej twórczości.
Gdy tylko przeglądnę poprzedni rozdział, postaram sie dodać coś więcej. Ode mnie to na razie tyle :) Ale jak zwykle śmiało mogę powiedzieć, że kolejną, genialną część opowiadania mamy za sobą.
Także dziękuję, że ten wieczór mogłam spędzić z nowym rozdzialem Rozbitków i życzę Ci pomyslów na dalszą historię. Wykonujesz kawał dobrej roboty! :)
Z niecierpliwością czekam na świąteczną niespodziankę oraz kolejne przygody naszych bohaterów. Pozdrawiam Cię cieplutko,
Bully Bill.
Przepraszam, że dopiero odpisuję, ale miałam dość napięty grafik. Cały czas jednak o Was pamiętam:)
UsuńKwestia zawieszenia cały czas jest rozważana. Póki co, piszę w każdej wolnej chwili. Niestety Rozbitkowie nie są moim jedynym projektem, stąd te opóźnienia.
Póki co nie będę odbierać Ci "radosnej ekscytacji oczekiwania":)
Twoje słowa są bardzo miłe i budujące. Dziękuję Ci za nie.
Strata bliskiej osoby zawsze jest traumatyczna. Często zachowujemy się irracjonalnie, a nasze reakcje są przesadzone. Ale to wszystko wynika z tego, że najzwyczajniej w świecie nie radzimy sobie ze stratą, naszymi uczuciami i czasami w niewłaściwy sposób dajemy im upust. Tak jak Theresa.
Wiktor jest postacią, która może wzbudzać różne emocje, a nawet kontrowersje. Ale po to są tacy bohaterowie;)
Miło mi słyszeć, że wywołałam jakieś emocje. To najpiękniejszy komplement dla każdej pisaniny:) Bo emocje to podstawa:)
Cała przyjemność po mojej stronie. Ja Tobie dziękuję za to, że jesteś mimo długich przerw i dzielisz się ze mną swoimi wrażeniami, emocjami i przemyśleniami. Sprawianie przyjemności czytelnikom swoją wciąż niedoskonałą pisaniną, daje mi mnóstwo radości. Dziękuję.
Co do niespodzianki, to pojawi się, choć po części trochę się rozrosła i przybrała formę opowiadania zamiast miniaturki więc opublikuję ją w kilku częściach (5-6), po zakończeniu Rozbitków. Chyba, że publikacja kolejnych rozdziałów będzie się przeciągać, wtedy puszczę ją wcześniej.
Raz jeszcze dziękuję!
Ściskam mocno!;)
zawieszenie? nie nie nie nie, nie zgadzam się :( czego będę wyczekiwać z utęsknieniem jak nie nowego rozdziału? chyba jednak wolę mieć te halucynacje!
OdpowiedzUsuńco do rozdziału to wiadomo, że jest świetny! czytając rozmowę Hermiony z Wiktorem miałam łzy w oczach.. ciekawe co knuje ta Amelia, już mi się to nie podoba! ale będę szczera - ogółem czuję lekki niedosyt ale poza tym nie mam żadnych zastrzeżeń bo uwielbiam to jak piszesz i mam nadzieję, że wiesz o tym! także życzę Ci weny i dużo wolnego czasu na pisanie nowych rozdziałów :)
pozdrawiam serdecznie, Anna :*
Póki co rozważam taką opcję... Sama widzisz, jak rzadko publikuję ostatnimi czasy. Mam wyrzuty sumienia z tego powodu. Stąd pomysł, by to skończyć i dopiero publikować.
UsuńA z czego wynika ten niedosyt?;)
Dziękuję:) To wiele dla mnie znaczy:)
Ściskam mocno;*
Byłam, jestem, będę :)
OdpowiedzUsuńUszanuję każdą Twoją decyzję, choć nie muszę się z nią zgadzać ;)
Wspaniałe było przeczytać Twój kolejny rozdział
Pozdrawiam, s.
Dziękuję:)
UsuńDobrze wiedzieć, że jesteś i będziesz niezależnie od tego, co postanowię.
Ściskam:)
Ten Krum i ta cala jego rodzinka to jakaś masakra
OdpowiedzUsuńNo właśnie nie, Wiktor bardzo ładnie i z czułością rozmawiał z Hermioną. Tylko jego matka mocno przesadziła... :(
UsuńTak jak pisałam wcześniej w komentarzu, strata bliskiej osoby jest traumatycznym przeżyciem. I każdy inaczej ją przeżywa i radzi sobie ze swoimi emocjami.
Usuń:)
Cześć, odkryłam dopiero niedawno twojego bloga i powiem że dość długi czas czytałam go, zdecydowanie z czasem styl pisania Ci się polepszył, łatwiej się to czyta zdecydowanie, gratuluję wytrwałości że jednak moze i dość opornie ale dążysz do skończenia tej historii, nie chcesz zostawić jej niedokończonej. Co do twoich planów by nie pisać więcej dopoki nie skończysz to widzę u Ciebie tendencje że zbyt bardzo przykłada uwagę do tego czy ktoś skomentuje czy nie. Powinnaś być pewna swoich umiejętności i pisać przede wszystkim dla siebie, to Tobie ma to sprawiać przyjemność, nam też sprawia przyjemność czytanie tego tylko nie możesz az tak się przejmować że mało osób komentuje, a nie czujesz się usatysfakcjonowana z tego że oczywiste że ktoś nie komentuje, nie każdy czytelnik będzie czynny, nie każdy będzie komentował, myślę że jeszcze musisz się nauczyć dystansu do tej sytuacji. W każdym razie życzę Ci dużo weny i mam nadzieję że przemyślisz jeszcze ta decyzję o zawieszeniu bloga dopóki sama go nie skończysz. Pamiętaj że liczy się to ze ktoś wchodzi i komentuje, nie skupiaj się na negatywnych aspektach a właśnie na tych pozytywnych, że pomimo takich przerw nadal ktoś komentuje i czyta :)
OdpowiedzUsuńCześć:)
UsuńW takim razie witaj w naszej małej dramionowej przygodzie.
Im dalej jesteś, tym więcej niewiadomych kart się odkrywa, tekst jest mniej enigmatyczny, przez co łatwiejszy w odbiorze.
Oporność wynika z obowiązków i faktu, że poza pracą i pisaniem, staram się mieć również życie prywatne;) Jak każdy z nas. Że o odpoczynku już nie wspomnę.
"Powinnaś"... Jak ja lubię to słowo... Pozwól, że sama zdecyduję, co mogę, a co powinnam. Nie chcę być niemiła, ale nie potrzebuję porad i psychoanaliz. Nie mam problemów z samoświadomością, jak twierdzisz. Muszę przyznać, że to śmiałe stwierdzenia, biorąc pod uwagę fakt, że mnie nie znasz:)
Co do komentarzy i mojego braku dystansu... Moja Droga, wskaż mi aktora, muzyka, pisarza, itd. który tworzy wyłącznie do szuflady i dla siebie. Gdybym chciała pisać wyłącznie dla satysfakcji i przyjemności, nie publikowałabym tego na blogu. Nie zależy mi na pochlebstwach, a na relacji z Czytelnikiem, na informacji zwrotnej w postaci wrażeń i przemyśleń Czytelników odnośnie ROZDZIAŁU, a nie MOJEJ OSOBY. Nie będę zaprzeczać, że zależy mi na komentarzach, ale tych MERYTORYCZNYCH odnoszących się do treści. Pisanie sprawia mi przyjemność bez względu na ich liczbę. Natomiast motywacja rośnie wprost proporcjonalnie do serducha, gdy widzę, że moja pisanina sprawiła komuś przyjemność. To prosta korelacja:)
Kwestia odnosząca się do pomysłu zawieszenia, ma na względzie przede wszystkim komfort czytania. Opowiadanie jest długie, enigmatyczne, pisane z wielu perspektyw i można się w nich pogubić. Zwłaszcza, jeśli przerwy pomiędzy publikacjami są tak długie. Jako, że mój grafik jest dość napięty, nie jestem w stanie publikować regularnie. Wiele razy czytam, że Czytelnik musi wrócić do jakiegoś rozdziału, żeby coś sobie przypomnieć, albo że zapomniał o czymś. Chcę uniknąć takich sytuacji i zwiększyć komfort czytania i zrozumienia całości. Stąd pomysł na zawieszenie i publikację w stałych odstępach czasowych ukończonych rozdziałów. Czyli jak zauważyłaś zawieszenie jest wynikiem nie tylko spadku komentarzy (tak mam świadomość tego, że są aktywni i bierni Czytelnicy lub że nie każdy ma czas, żeby od razu skomentować) ale przede wszystkim jest odpowiedzią na problemy wynikające z przyswojenia dużej partii tekstu, który jest ze sobą ściśle powiązany i zwiększenia komfortu czytania.
Gdy sama spróbujesz coś stworzyć i zechcesz się tym podzielić, zrozumiesz i prawdopodobnie zmienisz zdanie w kilku kwestiach.
Nie chcę, żebyś odebrała moją odpowiedź jako atak. Doceniam Twoje dobre chęci i intencje. Czasami jednak warto nie oceniać książki po okładce. Nim wydamy o kimś/ czymś osąd poznajmy, zapytajmy i rozwiejmy wszelkie wątpliwości. Mam wrażenie, że zbyt łatwo i często oceniamy, a zbyt mało czasu poświęcamy na refleksję i zrozumienie...
Pozdrawiam.
mam nadzieję, że u Ciebie wszystko w porządku! czekamy;)
OdpowiedzUsuńpozdrawiam, Anna! :*
Wiem;* I dziękuję. Robię, co w mojej mocy.
UsuńTymczasem zapraszam na nowy rozdział;)
Ściskam!;*